Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wiara, Nadzieja i ... (16)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Temcia




Dołączył: 26 Lut 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ... z tamtąd....

PostWysłany: Czwartek 08-03-2007, 21:42    Temat postu:

Zdrowiej nam szybciutko kochana!!!
Nie mogę się doczekac kolejnej częśćiSmile

Uwielbiam cię i to opowiadanie!
Będę czekała na twoje czary....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
reinigen




Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lbn

PostWysłany: Niedziela 06-05-2007, 21:56    Temat postu:

Ja cieeeee....
Stare forum wróciło! I na dodatek chodzi mi lepiej niz to nowe! Co robić, co robić... Skoro mają naprawiać nowe, to może nie będę tu dodawać zaległych części, bo nie ma sensu. Poza tym już jutro wyjeżdżam na czas nieokreślony, więc raczej nie ma możliwości mojego stałego kontaktu z opowiadaniem. Ale jeśli któraś się uprze i napisze posta typu "Natychmiast mi tu dawać nowe części" albo forum xad padnie na amen, trzeba będzie uruchomić niezawodną Nelię, ona ma mój oryginał i może coś tam powklejać.
Także czekam na zapotrzebowanie i ściskam Was moje drogie czytelniczki Smile

PS. jak ja tęskniłam za tym forum...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Talunia




Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Poniedziałek 07-05-2007, 15:38    Temat postu:

Tak,tak!Ja chce zaległe czesci...Smile
Nie mam co czytac..a pożegnać sie z "Wiarą,Nadzieją i...."-sie nie da! xD
"Natychmiast dawac tu nowe cześci"-jak to napisalas :]
pozdrawiam:*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nelia




Dołączył: 24 Lut 2007
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łuków

PostWysłany: Poniedziałek 07-05-2007, 20:57    Temat postu:

dobra, widze, jeden glos za pomyslem Reinigen, ktos jeszcze?
to na czym tu skonczylysmy? na yyy 11?? dobra, to pykniemy od 12 Razz ale to jutro Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blondyneeeczka




Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Poniedziałek 07-05-2007, 21:54    Temat postu:

Została mi do przeczytania ostania część...
Zawalam wypracowanie - nie napisałam, lekturę - nie przeczytałam ale skończę to. Zaczęłam i nie mogę się oderwać. Jak będę miała chwilkę to napiszę coś więcej poza tym, że opowiadanie jest zabójcze, słodkie, ujmujące, z pomysłem, weną i świetnym (dla mnie) wyczuciem i stylem.

A póki co, wybacz, ale musi Ci to wystarczyć Smile

Edit
Obiecałam to piszę.
To opowaidanie dalej mnie przejmuje. Jak na nowym forum jest coś nowego to lecę czytać!

A to co mogę teraz powiedzieć.
Hmm...

Opowiadanie porusza czułością, wciąga tematem i tym wewnętrznym rozdarcie bohaterów (mam tu na myśli Toma i Chloe).

Uwielbiam dzieci najbardziej na świecie, a zaraz potem facetów potrafiących się tymi dziećmi zająć, więc to opowiadanie zdecydowanie dla mnie.

Chciałabym dodać też kilka słów o samych bohaterach po kolei.
Zaczynając od Toma to... świetna i barwna postać opowiadania. Ma świetne podejście do małej, jest przy tym słodki i czuły. Poza tym jego zazdrość, niepewność, z czego potem wynika wewnętrzne rozdarcie są super opisane i łatwo wtapiają się w tekst, przez co czyta się go szybko i przyjemnie i można się czasem samemu do siebie uśmiechnąć. A! No i faceci odkrywający w sobie prawdziwe uczucia i dostrzegający, że dzieje się coś nowego są fajni Wink

Może teraz Chloe... Tom zakochał się w lasce starszej od siebie xD Ma ona w sobie to coś co przyciąga do niej ludzi, wielokrotnie o tym piszesz ale nie ma takiego pokazania co to tak jest, jest po prostu „to coś” i to mi się podoba bo czytelnik (cholera nie wiem jak to napisać) ma prawo pofantazjować (bez skojarzeń proszę) co to może być. Wtedy nie ma narzuconego jednego kierunku, a uważam, że gdy ktoś daje mi samemu się czegoś doszukiwać to nie ma mnie za debila, więc dziękuję ;*

O Sophie nie będę pisać więcej niż tylko, że jest cudną, słodką postacią. Wielbię ją (nie można by było zrobić tak, żebym to ją miała za siostrę a nie moją małpkę?!) ;*

No i Bill. Cóż zawsze wolałam Toma, więc jeśli chodzi o jakieś dłuższe opowiadania to wolę czytać o nim (fajnie można pomanewrować między cassanową i czułym romantykiem Grey_Light_Colorz_PDT_42)... Więc u Ciebie nasz wokalista to taki kochany tatuś. W zasadzie mam mieszane uczucia do niego ale to może ze względu ma moje chore poglądy. Jest ujmujący i czytanie o takim facecie sprawia mi dużo radości, satysfakcji?! Nie wiem, po prostu to na mnie dzaiła. Niech dalej jest czułym kochającym małą chłopakiem, niech nie miesza się za dużo w sprawy Toma i Chloe i będzie super Wink


A jeśli chodzi o ogół... Piszesz stylem mi odpowiadającym, uważam, że dobrym (ale nie mi oceniać, mogę tylko wyrazić swoje zdanie).
Było kilka miejsc, które były dla mnie wątpliwe, trochę nierealne ale to w końcu opowiadanie, i się nie będę czepiać Smile

Rozpisałam się, więc żeby Cię nie zamęczyć już kończę.
Życzę lekkiego pióra, weny no i czasu na pisanie ;*



Pozdrawiam
Blondyneeeczka ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
reinigen




Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lbn

PostWysłany: Wtorek 08-05-2007, 23:33    Temat postu:

Piękna, urządzona ze smakiem jadalnia berlińskiego hotelu, była jednym z najelegantszych miejsc w mieście. Zewsząd przybywały tu wytwornie odziane pary, aby zjeść w spokoju wykwintny obiad we dwoje i rozkoszować się tchnieniem światowego życia. Dżentelmeni we frakach odsuwali mosiężne krzesła przez pięknymi damami w balowych niemal kreacjach i futrach z prawdziwych norek. Kelnerzy byli bezszelestni i szybcy, kucharze perfekcyjni, a sala stale udekorowana z takim przepychem, jakby spodziewano się tu co najmniej rodziny królewskiej. O trzeciej po południu przez wielkie okna jadalni wpadało mnóstwo miodowego słońca, którego promienie kładły się na stolikach nieśmiało, jak gdyby nie chciały zaburzyć dystynkcji tego miejsca. Powietrze wypełniał gwar cichych, kulturalnych rozmów, prowadzonych przez eleganckich gości półgłosem, oraz równie cichy szczęk sztućców, uderzających leciutko o porcelanowe talerze. Wszystko było ciepłe, dostojne i piękne.
Wszystko, prócz drugiego stolika od okna. Tam panował roześmiany chaos i rozgardiasz, w którym nikt nie zadawał sobie trudu prowadzenia rozmowy dyskretnym szeptem, tylko wołał do kompanów bez skrępowania i śmiał się całym gardłem. Trudno też było dopatrzyć się tam doskonałych manier: jedynie najstarszy z biesiadników mężczyzna oraz młoda kobieta jedli bez zarzutu, spokojnie i kulturalnie. Reszta natomiast radośnie pochłaniała każdą porcję jedzenia, używając w tym celu nie tylko sztućców, ale i własnych albo nawet czyichś rąk. Na przykład młody chłopak o czarnej, rozwichrzonej czuprynie, ze śmiechem rozdziawiał usta, a mała, złotowłosa dziewczynka wkładała w nie po kawałku marchewki. Widać też było blondyna o splątanych w dready włosach, który, korzystając z okazji, próbował wrzucić czarnowłosemu do ust sporą porcję ziemniaczanego puree. Inny blondyn właśnie zakrztusił się ze śmiechu coca-colą i teraz, bez skrępowania, pluł nią i prychał na siedzących obok siebie ludzi, a jego brązowowłosy kolega tłukł go bezmyślnie po plecach. Niewinne te igraszki musiały prędzej czy później przyciągnąć uwagę sporej części gości, toteż niemal z każdego krańca sali uderzały w wyżej wymieniony stolik pełne dezaprobaty spojrzenia. Jakże wielkie byłoby zdziwienie tych arystokratycznych postaci, gdyby ktoś im powiedział, że ich pełne dezaprobaty spojrzenia nie tylko nie robią na niewychowanych potworach najmniejszego wrażenia, ale wręcz w ogóle nie zostały przez nich zauważone.
Tak jednakże było. Zespół Tokio Hotel (plus mała Sophie) właśnie niefrasobliwie spożywał popołudniowy posiłek i nie dostrzegał absolutnie nic poza własnymi talerzami. Bracia Kaulitz wrócili z lodowiska głodni jak wilki, więc od razu rzucili się na jedzenie, a Georg i Gustav, jako dorastający mężczyźni, zawsze byli głodni jak wilki, więc chętnie się do braci przyłączyli. Sophie pałaszowała kotlecika, którego mama jej chwilę wcześniej pokroiła, przy czym mlaskała tak rozkosznie, że przyciągała uwagę wszystkich gości przy okolicznych stolikach. Jedynie Chloe i David zachowywali resztki godności, próbując własnym zachowaniem dawać przykład tej nieokrzesanej bandzie neandertalczyków. Atmosfera była jednakże tak miła i rodzinna, że nawet nie zamierzali zwracać chłopcom uwagi.
- Skończyliście już? – spytał wreszcie David, starając się nie patrzeć na porcję ziemniaków, zaklejającą oko Billa. – Bo mam wam coś do powiedzenia…
Wszyscy zwrócili głowy w jego stronę, uciszając się wzajemnie psyknięciami i szturchańcami. Nawet Bill wytarł twarz serwetką.
- Słuchamy cię uważnie – wyrecytował grzecznie Gustav, szczerząc do menadżera białe ząbki.
- Taaak… - David przełknął ironię w jego głosie. – A zatem: wasza ulubiona tłumaczka przeszła dziś test języka francuskiego…
- Co?! – wrzasnął Bill.
- Słucham?! – wytrzeszczyła oczy Chloe.
- Jak to? – Tom zmarszczył brwi.
- Jeśli pozwolicie…- przerwał pytania David. – Okazało się, że w tym hotelu zatrzymał się mój stary znajomy, Pierre Chaton. Pamiętam, że Chloe nie była przekonana do francuskiego, więc postanowiłem zrobić mały test. Zaprosiłem go na krótką rozmowę i cóż… wypadłaś doskonale – zwrócił się bezpośrednio do dziewczyny, uśmiechając się szeroko.
Chloe zarumieniła się uroczo i spuściła wzrok.
- No zaraz, mówiłaś, że nie lubisz francuskiego… - przypomniał sobie Georg.
- Żeby czegoś nie lubić, trzeba to znać – wyjaśniła mu Chloe z uśmiechem.
- Tak czy owak – kontynuował David. – Przekonałem się, że możemy z naszą tłumaczką spokojnie podbijać Francję…
- Brawo! – wrzasnął Bill, euforycznie klaszcząc w dłonie.
Do wokalisty zaraz dołączył jego brat oraz Sophie, która zawsze robiła to samo, co Bill, więc w ich ślady poszli też Georg i Gustav. Stolik rozbrzmiał oklaskami i okrzykami, co dodało pozostałym gościom powodów, żeby patrzeć na nich z jeszcze większą dezaprobatą. Menadżer przewrócił oczami.
- Mogę? – spytał z przekąsem, gdy już się nieco uspokoili. – Jednocześnie dostałem telefon z „Yam!”. Odwołali sesję, którą mieliście mieć pojutrze, bo ich fotograf połamał się na nartach.
Wszyscy wydali odgłos ubolewania, ale Chloe nie mogła oprzeć się wrażeniu, że było to nieco sztuczne. Jedynie Tom nadstawił uszu i wpatrywał się w menadżera jak jastrząb. David musiał wiedzieć o co chodzi, bo złapał wzrok podopiecznego i uśmiechnął się tajemniczo.
- Dlatego nic nas tu specjalnie nie trzyma, więc pomyślałem, że moglibyśmy nieco zmienić nasze plany odnośnie wyjazdu… to znaczy…moglibyśmy wyjechać już jutro. Pojutrze obiad zjedlibyście już w Cannes…
- Yesssss!!! – rozległ się triumfujący okrzyk Toma.
Chłopak nagle podskoczył i zerwał się ze swojego miejsca. Zawył radośnie, po czym porwał malutką Sophie na ręce i żywiołowo odtańczył z nią swoją wersję tańca zwycięzców. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Co jest? – zdziwiła się Chloe, łapiąc oddech.
- Pojutrze jest w Cannes koncert Sammy’ego Deluxe – wytłumaczył jej Bill, ciągle się śmiejąc. – Tom się wściekał, że musimy być na tej sesji i nie zdążymy tam dotrzeć. Jest jego wielkim fanem.
- Rozumiem – pokiwała głową dziewczyna.
- Tak Tom, skoro już zachciałeś zachować się stosownie do swojego wieku, to chyba mogę mówić dalej? – spytał David, usiłując przybrać groźny ton głosu, co mu się kompletnie nie udawało.
Tom usiadł na miejsce szybciej, niż z niego wstał. Uśmiechnął się uroczo i zatrzepotał rzęsami, udając pełne skupienie na słowach menadżera.
- A bilet?! Jeśli nie zdążę załatwić biletu?! – zaniepokoił się nagle.
- Już załatwiłem. Nie-Całuj-Mnie! – powiedział David ostro, widząc, że Tom znowu zrywa się z miejsca. – Także dziś przygotujcie się do wyjazdu, a jutro po śniadaniu pakujemy się do vana i w drogę. Ciężarówki ze sprzętem wyjeżdżają wcześniej, więc musicie jeszcze dziś wieczorem sprawdzić instrumenty. I spakujcie walizki, na Boga ojca, bo nie chcę was osobiście w ostatniej chwili nadzorować.
Dlatego popołudnie minęło naszym bohaterom na szaleńczej gonitwie po korytarzu w poszukiwaniu zaginionych części garderoby, z których każda okazywała się być niezbędna i niezastąpiona. Biedna Chloe mniej więcej co dwie minuty musiała wpuszczać któregoś z chłopaków do pokoju, bo „gdzieś zapodział ulubioną czapkę/ koszulkę/ skarpetkę i ma wrażenie, że ostatnio widział ją właśnie tutaj”. Ledwie uporała się z własnym pakowaniem, już pod jej drzwiami stali bliźniacy z proszącymi minami i żebrali o pomoc w domknięciu walizki. Tak więc Chloe najpierw składała stertę ich rzeczy w porządną kostkę, a potem precyzyjnie układała je we wnętrzu toreb. Musiała usiąść na sześciu walizkach, zanim pakowanie można było uznać za skończone. Zjedli jeszcze spóźnioną kolację i legli do łóżek, wyczerpani całodniową bieganiną. Wszyscy, oprócz Chloe, która nagle poczuła się całkowicie rozbudzona. Sophie już smacznie spała, więc dziewczyna nie chciała włączać telewizora, żeby jej przypadkiem nie obudzić. Postanowiła pożegnać się z Berlinem i miała nawet miejsce, które do tego było niemal stworzone. Ubrała bluzę i płaszcz oraz włożyła ciepłe kozaczki, po czym wyszła na korytarz, cichutko zamykając za sobą drzwi. Jasne światło oślepiło ją na moment, ale po chwili wzrok jej się przyzwyczaił i mogła spokojnie przejść bordowym dywanem, aż do ostatnich, oszklonych drzwi. Wyszła na znany już sobie taras i nabrała w płuca mroźnego powietrza. Było pięknie. Na czarnym niebie nie można było dostrzec ani jednej gwiazdy, ale panorama Berlina usiana była punktami świateł samochodów i ulicznych lamp. W połączeniu z jaśniejącymi oknami w oddalonych budynkach, tworzyło to doskonałą imitację rozgwieżdżonego nieba. Niebo na ziemi, pomyślała Chloe i uśmiechnęła się do siebie pod nosem. Wiedziała, że kilka metrów od niej, za ścianami, oddycha spokojnie jej uśpiona słodko córeczka, jeszcze trochę dalej leżą Bill i Tom, pogrążeni w odmętach snu i otuleni ciepłymi kołdrami, wszyscy bezpieczni i zadowoleni. To jej wystarczało do szczęścia: miłość Sophie, przyjaźń chłopców i spokój ducha, nie dręczonego przykrymi wspomnieniami i troską o najbliższą przyszłość. Chloe wzniosła oczy do niezmierzonego nieba i wyszeptała cicho:
- Dziękuję…
Nie śmiała prosić o nic więcej. Jej umęczonymi niedawnymi przeżyciami umysł i tak nie ogarniał ogromu szczęścia, którego nagle i błyskawicznie doświadczyła w ciągu ostatnich dni. W takiej chwili stosowne były tylko podziękowania do niepojętej wyższej siły, która przecięła jej drogę ze ścieżką młodego zespołu.
W kompletnej ciszy, którą dopełniały jedynie oddalone odgłosy miasta, Chloe usłyszała nagle szelest, tuż za swoimi plecami. Aż drgnęła z przestrachu, a serce zabiło jej dwa razy szybciej. Minęło kilka długich sekund, podczas których opanowała narastającą panikę i powoli odwróciła głowę, starając się przeniknąć oczami ciemność, panującą na tarasie.
Wreszcie wypatrzyła zarys męskiej sylwetki, siedzącej na jednym z krzeseł pod ścianą. Ktoś musiał tam być już od dłuższej chwili, bo na pewno usłyszałaby szczęk drzwi. Postać opierała się wygodnie, z rękami splecionymi na brzuchu i nogą założoną na nogę, a wisząca przy kolanie stopa podrygiwała nerwowo, wybijając jakiś znany tylko jemu rytm. Po tym właśnie zawodowym nawyku perkusistów, Chloe rozpoznała Gustava i odetchnęła z ulgą.
- Ale mnie przestraszyłeś… - powiedziała cicho, parskając śmiechem. – Długo tu siedzisz?
- Jakieś pół godziny – odparł chłopak, bez cienia uśmiechu.
W jego nieruchomej, nie licząc podrygującej stopy, sylwetce i tonie głosu było coś dziwnego. Chloe zawahała się przez chwilę, po czym podeszła bliżej, żeby spojrzeć mu w oczy. Wreszcie usiadła na lodowatym krzesełku obok niego, otuliła się szczelniej płaszczem i uważnie na niego popatrzyła.
- Coś się stało – powiedziała wreszcie, nie spuszczając z niego oczu. – Masz jakiś problem?
Gustav spojrzał na nią z ociąganiem. Był trochę smutny, ale przede wszystkim promieniował z niego jakiś nieokreślony gniew. Chloe przestraszyła się przez moment, że chłopak jest o coś zły właśnie na nią, ale nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, o co może mu chodzić. Tym bardziej nie pomogły jego słowa.
- Nawet gdybym miał, to nie jest twoja sprawa – powiedział opryskliwie i znów odwrócił głowę w kierunku panoramy miasta.
Pierwszym odruchem Chloe była chęć ucieczki. Chciała wstać i odejść bez słowa, jak najdalej od niemiłego tonu i wiszących w powietrzu zarzutów. Czuła bardzo wyraźnie, że Gustav jej nie lubi ani nie akceptuje, a ponieważ w całym swoim młodym życiu spotkała się już z wystarczającymi objawami antypatii, najzwyczajniej się tego przestraszyła. Jednak opanowała lęk, zaciskając mocno palce na zimnej powierzchni krzesła. Nie chciała już uciekać. Zbyt często wybierała to najprostsze wyjście.
- Pewnie masz rację… - odrzekła powoli, starając się nadać własnemu głosowi spokojne brzmienie. – Ale to nie zmienia faktu, że chciałabym ci pomóc, jeśli tylko mogę…
Perkusista lekko drgnął, ale na nią nie spojrzał. Widziała tylko, jak zbielały mu kostki zaciśniętych pięści, a stopa na chwilę znieruchomiała. Wyglądał teraz jak ktoś, kto toczy wewnętrzną bitwę sam ze sobą i nie zamierzała mu w tym przeszkadzać. Pora na jego ruch.
- Niby dlaczego? – warknął wrogo.
- Ooo, jest wiele powodów… - zaśmiała się cicho Chloe. – Dlatego, że wszyscy powinni sobie pomagać, bo tak byłoby o wiele łatwiej. Dlatego, że sama miałam sporo problemów, dzięki czemu jestem teraz naprawdę niezła w ich rozwiązywaniu. Dlatego, że wy pomogliście mi. No i dlatego, że cię lubię – powiedziała po prostu, z sympatycznym uśmiechem z zewnątrz i mocno dudniącym sercem wewnątrz. Nie miała pojęcia, czy jej metoda poskutkuje.
Gustav spojrzał na nią z zaskoczeniem, ale po chwili jego oczy znów zrobiły się pochmurne i wrogie.
- Kim ty myślisz, że jesteś?! Dobrą wróżką, która pojawia się nagle, żeby pomagać wszystkim ludziom na ziemi?! – zaatakował ją gwałtownie, aż wciągnęła powietrze i popatrzyła na niego szeroko otwartymi z przestrachu oczami. – A może jakimś cholernym promyczkiem słońca dla mas?! Jeśli zabiegasz o względy zespołu, to możesz już sobie odpuścić. Cała reszta jest tobą zachwycona, a ja nie zamierzam ci przeszkadzać, więc mną nie musisz się martwić!
Wstał nagle z krzesełka i wbił pięści w kieszenie. Zrobił ruch, jakby chciał wyjść, ale jeszcze na chwilę przystanął i spojrzał na nią znowu. Siedziała tam, gdzie ja zostawił, znieruchomiała ze strachu i całkowicie bezbronna. W szeroko otwartych, ciemnych oczach malował się żal. Na ten widok Gustavowi ścisnęło się serce i poczuł mocne ukłucie wyrzutów sumienia. To zaś rozdrażniło go jeszcze bardziej.
- Zajmij się sobą i swoim dzieckiem. Mnie zostaw w spokoju! – rzucił jeszcze na odchodnym i wyszedł w końcu z tarasu, trzaskając dziko drzwiami.
Chloe natomiast została tam, zamarła w pół gestu i załamana. Jej cudownie lekki, dziękczynny nastrój sprzed kilku minut ulotnił się niczym złoty sen. Teraz mocno ściskała zamarznięte palce, starając się uspokoić rozkołatane serce. Wszelkie kłótnie i wrogie słowa zawsze wyzwalały w niej strach i drżenie. Zatrzęsła się z zimna, ale sparaliżowało ją dziwne uczucie i nie mogła się przemóc, żeby wstać, wyjść, wrócić do ciepłego pokoju. Nagle zachciało jej się płakać, więc przygryzła wargi, ale nie zdołała opanować kilku upartych łez, wpływających jej zdradziecko pod powieki. Chlipnęła cicho, spuszczając głowę i zupełnie tracąc panowanie nad drgającymi ramionami. Cholera, jeszcze przed chwilą była taka szczęśliwa, a teraz czuła się mała, niepotrzebna i tak przerażająco samotna…
Aż podskoczyła, gdy jej ramiona okryła czyjaś ciepła, miękka kurtka. Obróciła się gwałtownie i zamarła oko w oko z pochylonym nad nią Tomem. Tak blisko, że ich nosy niemal się stykały. Zobaczyła w jego spojrzeniu zaskoczenie jej nagłym ruchem i mnóstwo czułości. Odsunęła głowę.
- Co ty tu robisz? – spytała cicho.
- Właściwie mógłbym cię zapytać o to samo – zaśmiał się. Miał na sobie tylko spodnie i podkoszulek, musiało mu być zimno. – Sophie do nas przyszła, powiedziała, że cię nie ma.
- O Boże… - Chloe natychmiast poderwała się z miejsca.
- Spokojnie – Tom położył jej rękę na ramieniu. – Nie bała się. Bill ją wziął do siebie, teraz śpią u nas. A ja powiedziałem, że cię poszukam. Jest pierwsza, co ty tu robisz tak późno?
Chloe odetchnęła z ulgą. Jeśli Sophie jest z Billem, to nic jej nie grozi. Swoją drogą, nie zdawała sobie sprawy, że siedzi na tarasie tak długo, a zdążyła już przecież porządnie zmarznąć. Nie miała jednak ochoty opowiadać Tomowi o rozmowie z Gustavem.
- Przyszłam się pożegnać z Berlinem… - powiedziała tylko.
Spojrzał na nią dziwnie, z niedowierzaniem.
- I dlatego płakałaś? – spytał, unosząc nieco lewą brew.
Nie odpowiedziała. Odwróciła tylko głowę i powoli podeszła do barierki tarasu. Oparła dłonie o mosiężną poręcz i znów zapatrzyła się w przepiękną panoramę miasta, w mroźne niebo, w niezmierzoną przestrzeń…
Po czym poczuła ogarniające ją mocne ramiona. Owionął ją miły, znajomy zapach wody toaletowej i skóry Toma, a na plecach rozlało się ciepło jego ciała. Nic nie mówił, tylko przytulił się nieśmiało, dotykając policzkiem jej włosów i również ogarnął wzrokiem nocny Berlin. W ten sposób upłynęło im kilka minut, wypełnionych mroźnym powietrzem i coraz szybszym biciem dwóch młodych serc.
Kiedy Chloe poczuła, jak Tom delikatnie zadrżał z zimna, przypomniała sobie jego strój. Musiał już mocno zmarznąć. Odwróciła się w jego stronę powoli.
- Chodźmy do środka… - powiedziała cicho, chociaż cała jej dusza pragnęła zostać z nim na tym tarasie już na zawsze.
Tom zaś spojrzał prosto w jej ciemne, ciepłe oczy, w których pobłyskiwały jeszcze resztki łez i nie zwolnił uścisku. Nadal obejmował ją ramionami, przyciskając całe jej kruche ciało do swojego. A jednocześnie walczył z przemożną ochotą muśnięcia wargami jej ciemnych, miękkich ust. Tak bardzo chciał ją pocałować, że nie panował już nad drżeniem rąk ani nad dudnieniem serca. Nie marzył o niczym więcej. Chciał tylko pochylić się jeszcze troszkę, przebyć te marne dziesięć centymetrów i zatopić usta w słodkich wargach dziewczyny. Tylko…bał się. Bał się jak nigdy. Jeszcze nigdy nie miał tak silnego poczucia, że jeśli mu teraz nie wyjdzie, jeśli ona go w tym momencie odtrąci i każe iść do diabła, to wszystko będzie już bezpowrotnie stracone. A nawet jeśli kiedyś już tak czuł, to… nigdy nie zależało mu tak bardzo, żeby nie odważył się zaryzykować. Teraz jednak mógł zaprzepaścić największą szansę, mógł zniszczyć to, co już się przecież między nimi zaczęło i powoli kroczyło przed siebie. Nie wolno mu. Bardzo chciał to przyspieszyć, ale… nie miał odwagi spłoszyć tej chwili. Jeszcze nie teraz.
Pochylił więc głowę tylko o milimetry i delikatnie przyłożył usta do czoła Chloe w czułym, intymnym geście kochanków, na tyle jednocześnie przyjacielskim, że nie wyrwała mu się, tylko przymknęła delikatnie powieki i cieszyła się tym tak, jak on.
- Chodźmy… - szepnął w jej włosy i wziął ją za rękę.
Chloe stwierdziła, że przy nim już się nie boi. Że może spokojnie iść przez ciemny taras, że ludzie mogą być do niej wrogo nastawieni, a noc przerażająco cicha i pusta. Jednak z nim nie wydawało się to takie straszne. Uśmiechnęła się sama do siebie.
Weszli na oświetlony jasno korytarz, jak do innego świata. Za nimi, na mrocznym tarasie, zostało to milczące porozumienie i cicha bliskość, a światło lamp nie tylko poraziło ich oczy, ale i odsłoniło. Jakże często ludzie chowają się w półmroku i tam znajdują bramy do pięknych uczuć, czystych pragnień, wolności. A potem oślepia ich światło i znów budzą się bzdurne społeczne zasady, lęki i zażenowanie. Chloe aż zmrużyła powieki, niepewna, jak się zachować. Ale Tom nie miał żadnych wątpliwości. Ani na chwilę nie wypuścił jej dłoni ze swojej, tylko mocniej zacisnął palce, jakby chciał jej dodać odwagi i otuchy. Źrenice zwężyły mu się gwałtownie od blasku, ale spojrzał na nią pewnie i spokojnie. Po tym spojrzeniu Chloe zrozumiała, że między nimi zaczyna się coś pięknego i wielkiego, coś, czego nie mogą się wstydzić, ale powinni być z tego dumni. Wyprostowała się więc z uśmiechem i pozwoliła zaprowadzić pod drzwi ich pokoi.
Najpierw weszli do chłopaków. Cienka smuga światła z korytarza wdarła się do środka i ukazała sylwetki śpiących słodko obok siebie Billa i Sophie.
- Muszę ją przenieść – szepnęła Chloe, podchodząc do łóżka.
- A może zostaw? Jeśli chcesz być blisko Sophie, to możesz przecież zostać tutaj, na moim łóżku, a ja pójdę do chłopaków albo nawet do was – zaproponował Tom, również szeptem.
Chloe zawahała się przez moment, ale przypomniała sobie, że jutro rano wyjeżdżają. Na pewno będzie mnóstwo bieganiny i pośpiechu, lepiej byłoby mieć córeczkę przy sobie.
- Nie, Tom. Dziękuję, ale wezmę ją do siebie jednak – zdecydowała, pochylając się nad małym, śpiącym ciałkiem.
- Poczekaj, pomogę ci… - szepnął wobec tego Tom.
Bez najmniejszych problemów podniósł Sophie i zrobił to tak delikatnie, że dziewczynce nawet nie drgnęła powieka. Wyłuskał ją z kołdry i ramion brata, po czym zaniósł korytarzem do otwartego przez Chloe pokoju dziewcząt. Tam położył małą ostrożnie na łóżku i troskliwie nakrył kołderką. Nie mógł się też powstrzymać i musiał pogłaskać ją czule po gładkim czółku. Potem się wyprostował i stanął twarzą w twarz z uśmiechniętą Chloe. Dziewczyna rozczuliła się nieco na ten widok i teraz wyrzucała sobie w duchu, że oto przed nią stoi wspaniały mężczyzna, pożądany przez tysiące dziewczyn, młody i piękny, a ona wygląda okropnie. Niewyspana, z podkrążonymi oczami, półprzytomnym spojrzeniem i śladami niedawnego płaczu na twarzy. Na pewno rozmazał jej się makijaż.
Tom jednak nie tylko nie zauważył, że rozmazał jej się makijaż, ale właśnie w tym momencie doszedł do wniosku, że Chloe jest najpiękniejszą istotą na całym świecie. Kiedy stała przed nim, taka bezbronna, krucha, z błyszczącymi oczami i wiśniowymi wargami, najchętniej podszedłby do niej po prostu, wziął ją w ramiona i tak został już na zawsze. Ale ciągle nie miał odwagi. Przeszedł więc tylko koło niej i w przelocie musnął wargami jej czoło.
- Dobranoc… - powiedział cicho. – Wyśpij się dobrze, bo jutro rano jedziemy…
- Tak… - odszepnęła tylko ona, też jakby czegoś przestraszona.
- To ja idę… - szepnął, ale coś ciągle trzymało go w miejscu. Wcale nie chciał od niej odchodzić, ani na chwilę. – Jutro się widzimy… i wiesz? Cudownie, że jest jutro…
Uśmiechnął się szelmowsko na dobranoc, mrugnął do niej i wyszedł z pokoju.

*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blondyneeeczka




Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Środa 09-05-2007, 14:57    Temat postu:

Pierwsza?!

Taak!

Więc... Ja chcę więcej. Ale nie żebym Cię popędzała.
To było śliczne. Kocham to opowiadanie!

Świetny był Tom w tej części, taki czuły, opiekuńczy, delikatny, rozważny... zabrakło mi przymiotników.

Całość naprawdę cudna.

Dziękuję i czekam na następną część.
Blondyneeeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nelia




Dołączył: 24 Lut 2007
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łuków

PostWysłany: Środa 09-05-2007, 20:15    Temat postu:

spoko spoko, juz niedlugo nastepna czesc,
czekajcie cierpliwie Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
reinigen




Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lbn

PostWysłany: Środa 09-05-2007, 21:53    Temat postu:

cz. 13

Ktoś od dłuższej chwili dobijał się natarczywie do drzwi. Stukanie było tak irytujące, że nie sposób go było zignorować, więc Tom otworzył w końcu zaspane powieki. Natychmiast wdarło się w nie słoneczne światło, tak intensywne i oślepiające, że chłopak aż jęknął. Pukanie nie ustawało, toteż zwlókł się w końcu z łóżka i otworzył, klnąc pod nosem Billa, którego nie obudziłby nawet wystrzał armatni. W drzwiach stał oczywiście David.
- Do jasnej cholery, wy wiecie która godzina?! – wydarł się od progu. – Wszyscy od pół godziny są na śniadaniu, a was nie można dobudzić!
Tom przetarł twarz dłonią, odganiając resztki snu i nagle zamarł w pół gestu. Z całą mocą powróciły do niego wspomnienia wczorajszego wieczoru, obraz ślicznej Chloe na tarasie i to coś w jej spojrzeniu, gdy położył już Sophie do łóżka. Widząc przed oczami tylko tamtą chwilę, zagapił się w twarz menadżera z tak rozrzewnionym i czułym uśmiechem, że David aż się zachłysnął.
- Jezus, co tobie?! – wykrztusił wreszcie, widząc maślane spojrzenie podopiecznego, wpatrującego się miłośnie w jego własne oczy.
Tom otrząsnął się nagle ze śmiechem i podskoczył kilka razy w miejscu, jakby wykonywał wprawki bokserskie. Potem pomknął do łazienki, wciąż się śmiejąc na cały głos, a za chwilę Davida dobiegł odgłos lejącej się spod prysznica wody. Menadżer pokręcił głową z udręką i gwałtownie rozsunął szerokie zasłony, które do tej pory były jedynie uchylone. Pokój natychmiast wypełnił się słonecznym blaskiem tak, że nawet śpiący twardo Bill jęknął coś przez sen i odwrócił głowę od okna.
- Wstawaj Bill! – zadudnił David. – No wstawaj!
Nie było to jednak takie proste. Młody wokalista był przyzwyczajony, że ktoś go zawsze budzi za wcześnie i wypracował sobie doskonały system obronny. Spał snem tak kamiennym, że nawet nie słyszał nawoływań menadżera. Obudził go dopiero Tom, który bez cienia żenady oblał brata kubkiem letniej wody. Od razu zerwał się na równe nogi, ale nie zdążył obrzucić bliźniaka stekiem przekleństw, bo zamurowało go na widok miny Toma. Na jego twarzy wypisane było czyste szczęście…
Zebrali się w rekordowym tempie, więc w końcu i menadżer spojrzał na nich z uznaniem. Nic jednak nie powiedział, tylko kiwnął ręką i powiódł swoich podopiecznych do sali jadalnej.
Rano jak zwykle królowały tam biel i granat. Olbrzymie okna wpuszczały do środka ciepłe promienie słońca, załamujące się na każdym granatowym wazoniku i białym talerzu, a jarzące w srebrnych sztućcach. Ale tylko przy jednym stoliku złociły one małą, jasną główkę dziecka. Chłopcy podeszli właśnie tam, a Bill ucałował na powitanie czółko Sophie. Gustav i Georg kończyli swoje porcje jajecznicy i bekonu, Chloe już zjadła i teraz popijała kawę zbożową z mlekiem, a mała powolutku wsuwała truskawkową kaszkę.
- Witamy ranne ptaszki – roześmiała się Chloe. – Jak się spało?
- Krótko – odpowiedział Bill ze śmiechem i przysunął do siebie talerz jajecznicy.
David usiadł na swoim miejscu i polecił kelnerowi przynieść sobie espresso. Potem zabębnił palcami o krawędź stołu, rozglądając się po twarzach jedzących.
- Za jakieś pół godziny wyruszymy – powiedział w końcu. – Czeka nas długa droga, w dodatku pierwszy raz podróżujemy z dzieckiem…
Wszyscy nagle zamilkli i wpatrzyli się w jego twarz. Oprócz Sophie, która nie zwracała na menadżera żadnej uwagi, tylko dalej gmerała we własnej miseczce.
- Do czego zmierzasz? – spytała groźnie Chloe.
- Ależ do niczego! – David zamachał obronnie rękami. – Po prostu uświadamiam chłopakom, że tym razem będzie trochę inaczej. Częstsze postoje i te rzeczy…
- Nie martw się tym – poradziła mu młoda tłumaczka. – Sophie raczej nie sprawia kłopotów w podróży. Za dużo się najeździła w życiu.
David spojrzał na Chloe uważnie, ale nic już nie powiedział, więc dziewczyna spokojnie wróciła do swojej kawy. Tom obrzucił ją pełnym uznania spojrzeniem. Tak delikatna i krucha, a jednak zamieniała się w prawdziwą lwicę, jeśli tylko chodziło o Sophie. Imponujące.
Bill połknął swoją jajecznicę na trzy rzuty. Tak to już z nim jest, że dobudzić go trudno, ale za to, gdy już się obudzi, wstępuje w niego demon. Połyka życie tak samo, jak tę jajecznicę. Zachłannie, łapczywie i szybko. Tom uśmiechnął się, widząc, jak jego brat wstaje i bierze małą Sophie na barana.
- My idziemy jeszcze na chwilę do pokoju, sprawdzić, czy wszystko wziąłem i zaraz schodzimy do vana – powiadomił wesoło menadżera Bill. – Będziemy nas czas, spoko.
David kiwnął mu głową i upił kolejny łyk espresso.
- No to i ja idę… - powiedział, wstając. – Też wszystko posprawdzam. Spotykamy się przy vanie za pół godziny.
- My też idziemy – mruknął Gustav, łypiąc spode łba na Chloe.
Dziewczyna aż skuliła się pod wpływem tego spojrzenia, ale dzielnie wytrzymała napór wzroku perkusisty. Było w nim mnóstwo wrogości i wyrzutu, czego kompletnie nie rozumiała. Naprawdę nie potrafiła przypomnieć sobie niczego, co Gustav mógłby jej zarzucić. Jednak odetchnęła z ulgą, gdy wstał i razem z Georgiem odszedł od stołu. Wypuściła wstrzymane w płucach powietrze i spojrzała na Toma z nadzieją, że nie zauważył napięcia pomiędzy nią a jego kolegą z zespołu. Ale nie było na to szans.
- Co jest? – spytał zdumiony gitarzysta, zamierając z widelcem zawieszonym w powietrzu.
Chloe zmieszała się nieco. Nie chciała opowiadać mu o wczorajszym wieczorze, zresztą sama nie wiedziała dokładnie o co Gustavowi chodzi. Jednocześnie Tom ewidentnie zauważył, że coś jest nie tak i nie potrafiła go oszukiwać.
- Nie wiem… wczoraj wieczorem spotkałam Gustava na tarasie, wyglądał na zmartwionego. Zapytałam, czy mogę mu jakoś pomóc, a on na mnie naskoczył… - ucichła i spuściła głowę.
W ciepłych zazwyczaj oczach Toma zaiskrzył gniew. Zmarszczył lekko brwi i zaciął usta. Gustav był zwykle cichy i spokojny, ale po długoletniej znajomości Tom doskonale zdawał sobie sprawę, że kolega potrafi być też mocno nieprzyjemny. Tylko dlaczego uderzył w bezbronną dziewczynę? Tom wściekł się na myśl o tym, jak musiała czuć się jego krucha Chloe, gdy bezczelny perkusista obrzucał ją inwektywami. Cholerny cwaniak. Najprościej jest atakować słabszego…
- No już, spokojnie… - odłożył widelec i, niewiele myśląc, przygarnął ją do siebie ramieniem. – Nie martw się tym, Gustav ma czasem takie dziwne jazdy. Pogadam z nim, dowiem się, o co mu chodzi.
Chloe chlipnęła cicho, bo ciepłe ramię Toma znów rozbudziło w niej poczucie bezpieczeństwa i uświadomiło, jak bardzo jest mała i słaba. Jednak zaraz się opanowała i dumnie wyprostowała.
- Nie musisz z nim rozmawiać, to właściwie nie jest twoja sprawa – Nie chciała powtórzyć tak bolesnych słów Gustava z wczorajszej nocy, ale samo jej jakoś tak wyszło. – To znaczy… poradzę sobie.
- Wiem – uśmiechnął się do niej lekko. – Ale jeśli tylko mogę ci w czymś ulżyć, to chętnie to zrobię. Dlatego rozmowę z Gustavem zostaw mi, malutka. A teraz otrzyj buzię i chodźmy się zbierać. Zaraz wyjeżdżamy.
Nawet nie wiedziała, że jedno jego słowo może wywołać w niej tak szalone bicie serca. Tom powiedział „malutka”, a w niej wszystko zaczęło fruwać. Już dawno nikt się do niej tak pieszczotliwie nie zwrócił, już dawno nikt tak nie dbał o jej spokój. Boże, jakie to cudowne uczucie: mieć czasem prawo do bycia kruchą kobietą. Uśmiechnęła się do chłopaka promiennie i natychmiast ujrzała ten sam uśmiech na jego twarzy, jak lustrzane odbicie, w którym może zobaczyć własne emocje. Na piętro wrócili razem, ramię przy ramieniu.
- Sprawdź pokój i widzimy się tutaj za pięć minut – polecił Tom, wchodząc do siebie.
Kiwnęła głową, wyjmując własną kartę magnetyczną. Przeszła się jeszcze raz po całym pomieszczeniu, ale ostatnie rzeczy spakowała już po przebudzeniu i teraz wszystko było puste. Dla pewności zajrzała do szafy i pod łóżko, ale nie znalazła już nic swojego, więc tylko uśmiechnęła się na pożegnanie do pokoju, który był świadkiem tylu uroczych momentów, tylu uśmiechów bliskich jej osób i jej własnych łez. A potem z bijącym radośnie sercem wróciła na korytarz.
Stał tam wyprostowany Tom w swojej beżowej koszulce z czarnym nadrukiem, szerokich spodniach i jasnym daszku, a obok niego ubrany całkowicie na czarno Bill, trzymający w dłoni rączkę Sophie. Cała trójka miała w rękach mnóstwo najprzeróżniejszych przedmiotów, których bliźniacy oczywiście potrzebowali jeszcze rano, więc nie spakowali wczoraj wieczorem. Teraz musieli nieść je sami, bo torby zostały zniesione przez obsługę już pół godziny temu.
- Możemy iść. Jezu, dziecko, co ty niesiesz?! – przeraziła się Chloe, widząc w rękach swojej córeczki sporą kosmetyczkę i glinianą figurkę nagiej kobiety o imponująco wielkich piersiach.
- Torebeczkę – uśmiechnęło się do niej dziecko.
Tom parsknął śmiechem, ale zaraz się uciszył, bo Chloe znacząco zawiesiła wzrok na figurce i uniosła lewą brew.
- Dostałem od chłopaków na urodziny – powiedział obronnie i odebrał Sophie figurkę, żeby już nikogo nie kłuła w oczy.
Teraz drwiąco zaśmiał się Bill. Umilkł dopiero, gdy brat rzucił mu miażdżące spojrzenie, po czym poprowadził całą ich grupkę na dół.
Zanim załadowali się do vana i ułożyli tak, żeby wszystkim było wygodnie, minął kolejny kwadrans. Koniec końców, Bill i Sophie dostali dla siebie całą tylną kanapę, Gustav i Georg usiedli przed nimi, po przeciwnej stronie przejścia, na pojedynczym krzesełku rozparł się Tom, a podwójne siedzenie na przodzie zajęły Marge i Chloe. David siedział obok kierowcy.
- Możemy jechać? – zawrzasnął menadżer ze swojego miejsca, przekrzykując rozmowy, bębnienie pałeczkami i głośne wybuchy śmiechu, dochodzące z samego tyłu vana.
- Tak! – odpowiedział mu chóralny wrzask i samochód ruszył.
Kierowca był fantastyczny. Jechał tak lekko, płynnie i swobodnie, że w ogóle nie czuli żadnych nierówności drogi ani zakrętów. W ciągu kwadransa wywiózł ich poza Berlin i mknął cudownie prostą autostradą na zachód. I wtedy się właśnie zaczęło.
- Jeść! – wrzasnął Bill, jak tylko zobaczył przydrożny billboard, reklamujący dyskont spożywczy.
David przewrócił oczami i odkrzyknął, że przed chwilą było śniadanie, a najbliższy posiłek planują najwcześniej za trzy godziny. Nie zdążył nawet dokończyć swojej kwestii, jak zagłuszył go zbiorowy wrzask protestu. Wrzeszczał cały skład zespołu i Sophie, chociaż tylko dla towarzystwa.
- Nie wytrzymam tyle! – jęczał Bill, jakby głodował już od kilku dni.
- Musimy się odżywiać, jesteśmy młodzi i potrzebujemy dużo energii! – poparł bliźniaka Tom.
- Poza tym hotelowe śniadanie to tyle, co nic! – wołał Gustav, wzbogacając swoją wypowiedź solówką perkusyjną na pałeczki i plastikową ramę okienka. – Już dawno je strawiliśmy!
Widocznie nie był to pierwszy tego typu numer, jaki fundowali Davidowi, bo menadżer ucichł i przybrał niezawodną taktykę ignorowania podopiecznych, a Marge tylko się śmiała. Chloe jednak po kolejnej półgodzinie zmiękło serce i odwróciła się w stronę jęczącego zespołu, otwierając plecak.
- Macie tu małą przekąskę – powiedziała, wyjmując mnóstwo pięknie zapakowanych kanapek, pudełko batoników w czekoladzie, chipsy i owoce. Spod swojego siedzenia wyciągnęła zaś dwie butle coli i butelkę soczku marchwiowego dla Sophie.
Chłopcy zakrzyknęli radośnie i rzucili się na smakołyki. Nawet Gustav, jak się okazało, nie miał nic przeciwko przygotowanym przez troskliwą tłumaczkę zapasom. Dziewczyna zaś śmiała się na widok zdrowego apetytu, z jakim wszyscy konsumowali jej kanapki. Nawet David skusił się na jedną.
- Kiedy ty to załatwiłaś?! – zdumiał się Tom, wbijając zęby w bułkę z serem, kurczakiem i plasterkami ogórka.
- Jak spałeś! – odparła szelmowsko Chloe. – Jestem matką, zawsze przygotowuję coś dla swojego dziecka na drogę. A wiedziałam, że i wy zgłodniejecie, jak zobaczycie jedzącą Sophie, więc zrobiłam więcej.
- Ale gdzie? – dopytywał Georg, raczący się właśnie kanapką z twarożkiem, szynką i koperkiem.
- No gdzie, w kuchni – wyjaśniła. – Zeszłam na dół i powiedziałam, w czym rzecz. Od razu mi wszystko udostępnili. Zostawcie dla Sophie te z twarogiem na słodko i jedną z żółtym serem – poleciła jeszcze.
- Ale mama, ja już jem! – odpowiedział jej radosny głosik córeczki z tyłu vana.
Tak więc podróż upływała bardzo przyjemnie. Kiedy wszyscy się najedli, Chloe zebrała resztę jedzenia z powrotem do plecaka i napoiła Sophie soczkiem. Spasiony zespół zapadł w drzemkę, David wisiał na telefonie komórkowym, starając się rozmawiać cicho, a dziewczęta wymieniały się ploteczkami. Obudzili się dopiero na postój. W otoczonej drzewami restauracji zjedli obfity obiad i rozprostowali nogi. Bill ganiał Sophie między masywnymi pniami, Georg i David rozmawiali przez komórki, chodząc w kółko pod restauracją, a Gustav wściekle polerował pałeczki. Chloe nie miała chwilowo ochoty na jeszcze większą dawkę siedzenia na miejscu, do czego zachęcała ją wypoczywająca na ławce Marge, dlatego postanowiła wykorzystać postój na mały spacerek. Wymknęła się z towarzystwa niepostrzeżenie i weszła do bezlistnego lasku, szybko tracąc z oczu zarówno restaurację jak i ludzi. Postanowiła znaleźć jakiś skrawek odludnej polanki i powdychać trochę świeżego powietrza, więc poszła jeszcze kawałek dalej, aż doszła do skraju lasku i przed oczami rozciągnął jej się wspaniały widok.
Oto stała na jakiejś skarpie, która urywała się dość gwałtownie i ukazywała położone w oddali klockowate domki wioski. Słońce lśniło na ich dachach, obok krzątały się mikroskopijne ludzkie postaci, a wokół rozciągały się pokryte czystym śniegiem pola, na których czasem pojawiało się jakieś samotne drzewo, czarne i dumne, mimo nagich konarów. Niebiańsko biały puch skrzył się słonecznymi promieniami, rażąc w oczy i miękko otulając zmarzniętą ziemię. A na tle tego wszystkiego stał przy samej krawędzi skarpy piękny, wysoki młodzieniec z rękami wbitymi w kieszenie i jasnym daszkiem, spod którego wypadały złociste dready…
Obrócił się nagle, jakby poczuł, że ktoś go z tyłu obserwuje, a na widok jej postaci uśmiechnął się delikatnie.
- Zadziwiające… - mruknął, podchodząc do niej. – Właśnie o tobie myślałem, odwracam się, a tu znów ty…
Chloe zarumieniła się uroczo i spuściła głowę. Nie wiedziała, że Tom tu jest, a wyszło na to, że ona za nim lata…
- Szukałam chwili spokoju, nie wiedziałam, że tu przyszedłeś… - wytłumaczyła się szybko.
Uśmiech na jego twarzy nie zbladł ani trochę, za to smukłe palce samowolnie powędrowały na jej zimny, gładki policzek i powoli go pogłaskały.
- Zmarzłaś – stwierdził.
No jasne, nie wzięła z samochodu kurtki, bo nie planowała tego spaceru. Mieli tylko wyskoczyć do restauracji i z powrotem, więc teraz miała na sobie tylko cienki golf z delikatnej włóczki. Dłonie schowała w rękawach, ale mróz szybko przenikał przez zwiewną tkaninę. Zresztą, Tom też nie miał zimowego okrycia, tylko obszerną, grubą bluzę. Teraz zdjął ją szybko, nie zważając na protesty Chloe i ubrał dziewczynę, jakby była małym dzieckiem.
- Jeszcze rękaw, no już! – ponaglił, przełamując jej słaby opór.
- A ty? – spytała, bo został w samej bawełnianej koszulce typu T-shirt. – Przecież jest mróz!
- Zaraz wracamy, nic mi nie będzie – uspokoił ją. – Zresztą… jakoś nie jest mi zimno, kiedy jesteś blisko.
Rumieniec na jej gładkich policzkach pogłębił się jeszcze o ton, ale Tom wyglądał na zadowolonego z tego powodu. Ujął jeszcze jej zimną dłoń i otulił swoimi palcami, chuchając na nią ciepłym, miłym oddechem. Żeby to zrobić, musiał podejść do niej jeszcze bliżej i nagle Chloe owionął delikatny zapach znajomej wody toaletowej, a słońce zasłoniła jej ciemna, męska sylwetka, otoczona złocistym konturem. Serce zatrzepotało jej gwałtownie, w głowie zawirowało, jakby wsiadła na szaloną karuzelę. Bliskość Toma i ciepło jego ciała wzbudziło w niej znajomy dreszcz oczekiwania. Nawet się nie zdziwiła, kiedy położył mocną dłoń na jej policzku i delikatnie przyciągnął ją do siebie.
- Tu jesteście! – dobiegł ich wesoły głos Billa, więc natychmiast się od siebie odsunęli. Na polankę wkroczyła szczupła, odziana na czarno postać, prowadząca za rękę dziewczynkę w czerwonej czapeczce i szaliku. – Chodźcie, już jedziemy! David się piekli trochę, pewnie znowu jesteśmy spóźnieni.
Chloe kiwnęła głową i poprawiła córeczce szalik, wiążąc go porządnie. Tom zaś łypnął na Billa złym okiem, ale nic nie powiedział, tylko ruszył przed siebie, wbijając zaciśnięte wściekle pięści w kieszenie przepastnych spodni. Chloe poczuła się zobowiązana coś z tym zrobić, żeby bracia nie pokłócili się nagle na śmierć i życie, więc gdy Tom obok niej przechodził, delikatnie, niemal niezauważalnie musnęła w przelocie palcami jego nagie przedramię. Zatrzymał się natychmiast i spojrzał jej prosto w oczy z miłym zdziwieniem, a potem nagle się wyprostował i dumnie podniósł głowę, uśmiechając się zwycięsko. Na ten widok Chloe roześmiała się cicho, potrząsnęła głową, aż ciemne loki opadły na ramiona i wzięła Sophie za rączkę. Do vana wrócili w jak najlepszej komitywie.
- No wreszcie! Gdzie wyście się podziewali?! – krzyknął do nich David, stojący już jedną nogą w vanie. – Słodkie sam na sam zostawcie sobie na później może!
- Dobra David, zostawimy – powiedziała z rozbrajającym uśmiechem Chloe, a Tom aż się zaśmiał.
- Wskakuj Sophie – Bill podsadził dziewczynkę do góry i oboje umościli się wygodnie na swojej kanapce.
Przewietrzona i wymęczona bieganiem mała natychmiast złożyła główkę na jego kolanach i zamknęła ciemne oczka. Chloe przykryła ją miękkim pledem, znalezionym w bagażniku i ostrożnie pogłaskała jedwabiste włoski córeczki. Potem mrugnęła szelmowsko do Billa i wróciła na swoje miejsce, spodziewając się zobaczyć tam Marge. Jednak czekała na nią niespodzianka: Marge zajęła pojedyncze krzesełko z drugiej strony vana i podejrzanie szybko zapadła w drzemkę, dla niepoznaki nawet lekko pochrapując. Tymczasem pozbawiony swojego siedzenia Tom musiał usiąść na przedniej kanapce, czyli obok Chloe.
Zarumieniona lekko dziewczyna opadła na swoje miejsce i natychmiast poczuła ciepłą dłoń, obejmującą jej palce. Nie zareagowała, nawet na niego nie spojrzała, ale też nie wyrwała mu ręki. Zresztą Tom zapatrzył się akurat w widok za oknem i zdawał się nie zwracać na nią uwagi. Wobec tego Chloe uśmiechnęła się tylko pod nosem i wolną ręką wyciągnęła z plecaka napoczętą książkę, po czym zanurzyła się w lekturze.
Van pędził przed siebie z jednostajnym świstem opon na czarnym asfalcie, a przy tym chybotał się lekko. Wokół panowała cisza, bo reszta zespołu też nagle się pospała, nawet David przestał rozmawiać przez telefon i ułożył głowę na oparciu, z rękami zaplecionymi na piersi. Ogrzewanie utworzyło ciepły, senny nastrój, usypiające kiwanie się vana było jak kołyska, mocna dłoń Toma trwała nieruchomo… Litery w książce nagle zaczęły się rozmazywać, linie zlały się w jedną ciemną masę. Chloe sama nie zauważyła, kiedy zasnęła.
Tom zaś zauważył to bardzo dokładnie. Widział, jak jej szczupła dłoń z książką opada na udo, a na ramieniu poczuł słodki ciężar jej głowy. Odwrócił się trochę w jej stronę i w nos połaskotały go jej miękkie kosmyki. Oczy miała zamknięte, równo i spokojnie oddychała, ufnie wtulając policzek w jego bark. Uśmiechnął się na ten widok i ostrożnie wyjął jej z palców książkę, po czym odłożył ją gdzieś na bok siedzenia. Potem bardzo powoli przesunął się jeszcze o kawałek, żeby mogła wygodniej się oprzeć. Dobrze, że miała na sobie jego obszerną, ciepłą bluzę, bo nie miał jej teraz czym okryć. Ciągle ściskał w dłoni jej palce, ogrzewając je własnym ciepłem. Pochylił głowę i z rozkoszą zanurzył nos w jej włosach, przy samym miejscu, gdzie łączyły się z czołem. Pachniała niewyobrażalnie pięknie, chociaż nie umiał określić czym. Chyba trochę pomarańczą, trochę suchym sianem… czasem nawet cynamonem. Ale poza tym, pachniała czymś swoim, charakterystycznym, ale nie do uchwycenia i ubrania w słowa. Odurzająca mieszanka zamieszała mu w głowie tak skutecznie, że nie mógł się powstrzymać od złożenia na gładkim czole delikatnego pocałunku. I drugiego. I jeszcze jednego…

*

cz. 14

- Wysiadamy! – gdzieś w podświadomości Chloe rozbrzmiał łagodny głos Davida. – Wstawajcie, czas na kolację!
Dziewczyna podniosła głowę i potoczyła nieprzytomnym wzrokiem po wnętrzu vana. Za szybami widać było ciemne niebo, a przez otwarte boczne drzwi wiało przejmującym zimnem. Georga i Gustava nie było w samochodzie, po Marge pozostało tylko rzucone na siedzenie fachowe czasopismo dla projektantów, natomiast Bill i Sophie łupali w karty i wołali, że zaraz wyjdą, tylko dokończą ostatnią partyjkę. Chloe obróciła głowę w drugą stronę i natrafiła na uśmiechnięte spojrzenie Toma, który patrzył prosto na nią, czekając aż uwolni mu unieruchomione ramię i wyjdzie pierwsza. Wstała więc i zadrżała z zimna, mimo grubej, obszernej bluzy, ale w tym samym momencie czyjaś troskliwa ręka narzuciła na nią jej własną zimową kurtkę. Obejrzała się z wdzięcznością, wiedząc już, kogo ujrzy. I rzeczywiście – Tom ubierał się właśnie i wychodził z vana zaraz za nią.
Ta restauracja miała wygląd i wystrój drewnianego dworku szlacheckiego o pięknych, zdobionych fasadach i uroczym daszku nad wejściem. Okna były ciepło oświetlone i zapraszały do środka każdego strudzonego wędrowca… którego będzie na to stać. Zespół Tokio Hotel było stać, więc za chwilę wszyscy znaleźli się w starym wnętrzu, gdzie owionęła ich przytulna, swojska atmosfera i cudowny zapach pieczonego mięsiwa. Pod kamiennymi ścianami rozstawione były solidne, drewniane ławy i takie same siedzenia, z pułapu zwisały warkocze czosnku, a wokół krzątały się młode dziewczęta w bawarskich strojach. Chloe złapała pełne podziwu spojrzenie Georga za jedną z nich i z uśmiechem w duszy stwierdziła, że zupełnie nie ma nic przeciwko temu. Dla niej Georg mógł patrzeć na kogo tylko chciał i do woli zachwycać się pięknymi kelnerkami. Nawet mu się nie dziwiła, bo dziewczęta były rzeczywiście urocze i miały ujmujące uśmiechy. Gustav też zawiesił oko na ciemnowłosej Bawarce, niosącej wyładowaną po brzegi tacę. Bill spojrzał na nią tylko w przelocie, bo za chwilę jego uwagę skutecznie zaprzątnęła ciągnąca go za rękaw do łazienki Sophie. Chloe zaśmiała się i popatrzyła za nimi, przypadkiem trafiając na równie zachwycone i pełne podziwu jak u chłopaków spojrzenie Toma. Z tą różnicą, że gitarzysta patrzył prosto na nią...
Zarumieniła się delikatnie i powiesiła kurtkę na drewnianym kołeczku, po czym podążyła do stolika, przy którym już usadowił się David. Leżało na nim kilka oprawionych w skórę egzemplarzy menu i gruba, czerwona świeca. Dziewczyna wzięła jadłospis, ale nagle zapatrzyła się w ogień, zapominając o jedzeniu, ludziach i całym świecie. W tej chwili przez jej głowę przepłynęło mnóstwo chaotycznych, niepoukładanych myśli, które przygniotły ją niczym morska fala. Po raz kolejny zawrzała w niej wdzięczność za to wszystko, co było teraz jej udziałem, za córeczkę, za Toma, za ciepło, za Toma, za bezpieczeństwo, za Toma... Przed oczy uparcie powracała jego piękna twarz, złociste dready i tajemniczy uśmiech, zasłaniając chybotliwy płomień świecy. I tamten ciepły dotyk mocnej dłoni na jej policzku, kiedy długie palce zacisnęły się delikatnie, by przyciągnąć jej twarz jeszcze bliżej...
Potrząsnęła głową, wracając do rzeczywistości i zauważyła, że te długie, mocne palce kartkują właśnie menu, trzymane w drugiej ręce pewnym uchwytem gitarzysty. Chloe wiedziała, że muzycy tego instrumentu mają jednocześnie palce bardzo mocne i niezwykle delikatne, bo długotrwałe granie wyrabia w nich wyjątkową wrażliwość. Widziała, jak Tom ćwiczył, jak pieścił struny opuszkami i jak pewnie trzymał smukły gryf, a to wspomnienie obudziło gdzieś w jej wnętrzu rozkoszny dreszcz. Zagryzła wargi i spuściła wzrok na swoje menu.
 Sophie, co zjesz? - spytała troskliwie, pochylając się nad jasną główką córeczki.
 Golonkę – oznajmiło z pełną powagą to niesamowite dziecko.
Chloe uniosła brew do góry, kątem oka spotrzegając krztuszącego się ze śmiechu Billa, który z całą pewnością był autorem tego wyśmienitego żartu.
 Dobrze kochanie – powiedziała słodko, uśmiechając się dla niepoznaki. - Ale zamówimy taką wielką porcję i to, co zostawisz, dokończy Bill, dobrze?
 Tak! - wrzasnęła uradowana Sophie.
 Nie! - wykrzyknął w tym samym momencie Bill. - Sophie, słonko, żartowałem. Golonka to nie są takie lody... Weź sobie coś innego, lody i tak ci kupię.
Tom roześmiał się serdecznie na widok przerażonej miny brata i pokręcił głową. Do stolika podeszła jedna ze ślicznych kelnerek.
 Dla państwa? - spytała, uśmiechając się uroczo.
 Chloe? - David spojrzał na jedyną kobietę w ich gronie.
 Polędwiczki w sosie borowikowym i pieczone ziemniaczki. Do tego zestaw surówek i dwa soki pomarańczowe – wyrecytowała dziewczyna, zamawiając od razu porcję dla córeczki.
 Ja placek po węgiersku – wybrał Georg, wypróbowując przy okazji na kelnerce najbardziej uwodzicielski ze swoich uśmiechów.
 Żeberka w miodzie – rzucił Tom, w odróżnieniu od Georga, nawet nie patrząc na dziewczynę. - I frytki.
 A dla mnie befsztyk. I frytki – roześmiał się Bill.
 Dla mnie też – mruknął Gustav.
 Coś do picia? - spytała kelnerka znad swojego notesiku.
 Piwo! - jednym głosem odparli wszyscy członkowie zespołu.
David przewrócił oczami i jeszcze raz zajrzał do menu.
 I golonkę – uzupełnił zamówienie i aż się wzdrygnął, słysząc okrzyk Sophie.
 David, golonka to nie lody! - wykrzyknęła dziewczynka, dobrodusznie starając się wyprowadzić go z domniemanego błędu.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, nie wyłączając ślicznej kelnerki. Menadżer wzdrygnął się z przestrachu i rzucił menu na ławę, ale po chwili dołączył do roześmianego towarzystwa. Pozostali goście restauracji spojrzeli na nich z potępieniem.
 Czy to wszystko? - upewniła się kelnerka, patrząc ewidentnie na Toma.
Potwierdzili krótko i dziewczyna oddaliła się w stronę baru, uwodzicielsko kołysząc kształtnymi biodrami. Georg popatrzył za nią z utęsknieniem, po czym przeniósł zdziwiony wzrok na gitarzystę. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek zobaczy kumpla w takiej sytuacji. Normalnie Tom nigdy nie odpuściłby tak pięknej kelnerce i jeszcze w ciągu tej godziny uprawiałby z nią seks w toalecie lub coś w tym rodzaju, zwłaszcza że dziewczyna była nim wyraźnie zauroczona. On jednak wcale na nią nie patrzył, a jeśli już, to było to pozbawione zaciekawienia, obojętne spojrzenie. Zupełnie odmienne od tego, które wymykało mu się od czasu do czasu w stronę Chloe, zajętej tłumaczeniem córeczce, co oznaczają nazwy niektórych potraw. No, no...
Jedzenie przyniesiono im bardzo szybko, więc od razu było czym się zająć. Tom nie mógł opanować rozrzewnionego uśmiechu, który wpływał mu na twarz za każdym razem, gdy spoglądał na jedzącą spokojnie i karmiącą córeczkę drobnymi kawałeczkami mięsa Chloe. Ukradkiem obserwował łagodne ruchy jej cienkich, długich palców, drgania ścięgien na dłoni i ruchy ust, tak delikatne i kuszące... Znowu aż się w nim zagotowało, gdy pomyślał, jak blisko ucałowania tych ust dzisiaj był. Że też zawsze ktoś musi się obok nich zjawić, przeszkodzić. Tak naprawdę nie mieli ani chwili dla siebie, w każdym momencie ktoś przy nich był. Nawet nie potrafił sobie wyobrazić, że mógłby ją gdzieś zaprosić i wyszliby sobie sami, bez świadków, na kolację albo do kina... gdziekolwiek.
Spojrzał na nią jeszcze raz i z zażenowaniem stwierdził, że zauważyła jego natarczywy wzrok. Na szczęście Chloe nie miała w zwyczaju kpiących, raniących triumfem uwag, tylko uśmiechnęła się do niego delikatnie. Odwzajemnił uśmiech.
 Pyszne... - Bill rozłożył się na swoim miejscu, zakładając ręce na brzuchu. - Jestem pełen. Chyba muszę się przejść albo coś – oznajmił, nie ruszając się ani na milimetr.
 Ja z tobą! - wykrzyknęła Sophie.
Wobec tego wokalista nie miał już wyjścia i podniósł się ciężko. Ubrał siebie i Sophie w kurtki, po czym wyszli z ciepłego wnętrza, wpuszczając drzwiami podmuch zimnego wiatru.
 Hmm, to nie taki zły pomysł... - mruknął Tom, patrząc za nimi. - Ktoś ma ochotę na spacer?
Niby spytał wszystkich, ale patrzył przy tym wyłącznie na Chloe. Złociste światło świecy padło chybotliwie na jej spokojną twarz.
 Jasne – odpowiedziała z uśmiechem.
Przez krótką chwilę zawahał się jeszcze i Georg, który nadal nie miał ochoty oddawać pola Tomowi bez żadnej walki, jednak krótkie spojrzenie na wyraz oczu Chloe, tak oddany i ciepły, a jednocześnie kompletnie nie zainteresowany jego osobą, przykuło go do miejsca. Nie bez wpływu na tę decyzję pozostała też obecność ślicznej kelnerki, która szybko zrozumiała, że Tom jest już zawładnięty przez kogo innego i teraz zaczęła zwracać uwagę na pozostałych członków zespołu.
Gitarzysta dopił ostatni łyk piwa i powoli przyniósł Chloe jej kurtkę. Celowo opóźniał ich wyjście, żeby nie natknęli się na dworze na Billa z Sophie, bo tym razem chciał zostać z nią sam na sam. W końcu jednak wydostali się na zewnątrz i nabrali w płuca mroźnego, pachnącego śniegiem powietrza. Było zimno, ale nie wiał już wiatr, tylko z nieba spływały migocące, białe płatki, uderzając o zmrożoną ziemię niemal pod kątem prostym. Cały podjazd restauracji oświetlony był starymi, żeliwnymi latarniami, ale na tyłach budynku było całkiem ciemno. Tam właśnie poprowadził Chloe Tom. Kiedy wkroczyli w smugę cienia i niemal nic nie widzieli, skwapliwie skorzystał z tego pretekstu i wziął ją za rękę. Jej drobna, ciepła dłoń budziła w nim falę czułości i opiekuńczości, jakiej już dawno nie czuł.
 Widzisz coś? - spytała z cichym śmiechem.
 Nawet ciebie nie widzę – roześmiał się w odpowiedzi.- Ale nie martw się, gdzieś dojdziemy.
Okazało się, że musieli być w jakimś pojedynczym pasie drzew, bo za chwilę grube pnie zniknęły z tyłu, a oni znaleźli się na uroczej, oświetlonej prawie pełnym księżycem polance. Cała przestrzeń pokryta była puszystą warstwą śniegu, od której odbijał się blask księżycowych promieni i sprawiał wrażenie odrealnienia. Niebieskawa poświata zalała ich twarze.
 Krajobraz jak ze snu – westchnęła Chloe. - Ale pięknie...
 Taaak... - powiedział z drapieżną miną Tom i przez swój zachwyt Chloe za późno zrozumiała, co chłopak ma zamiar zrobić.
Wrzasnęła ze śmiechem, gdy pierwsza porcja śniegu wylądowała za jej kołnierzem. Lodowaty strumyk spłynął wzdłuż jej kręgosłupa, ale przezwyciężyła dreszcz i natychmiast nabrała w dłonie zimnego puchu.
Tom był silniejszy, ale ona zdecydowanie bardziej zwinna. Wymykała mu się często w ostatniej chwili, a potem atakowała ze strony, z której najmniej by się tego spodziewał i trafiała go śnieżnymi kulkami prosto w twarz.
 Uciekaj, uciekaj... i tak się nie wywiniesz... - sapał Tom, ale odpowiedział mu tylko radosny śmiech, po czym o jego czoło rozbiła się kolejna piguła śniegu.
 Może to cię ochłodzi! - śmiała się Chloe.
Strząsnął z siebie śnieg, jakby wcale nie zauważył ataku, po czym ruszył naprzód, zapadając się niemal po kolana. Woda zalewała mu oczy, więc nie mógł jej zobaczyć, ale zdał się na własny słuch. Bardzo szybko zlokalizował ją po śmiechu i w pewnej chwili szybko wyciągnął rękę, łapiąc jej zimną dłoń. Przyciągnął opierającą się dziewczynę do siebie i delikatnie, choć stanowczo położył na miękkim, dziewiczym śniegu. Sam zaś przysiadł nad nią i unieruchomił jej ręce.
 No i leżysz – uśmiechnął się jednym kącikiem ust, a serce Chloe zabiło tak gwałtownie, jak chyba jeszcze nigdy.
 Daruj, szlachetny rybaku, a spełnię trzy twoje życzenia – śmiała się, próbując żartem rozładować napięcie.
On jednak nie ustawał. Pochylił się nad nią, przystając tak blisko jej twarzy, że czuła jego ciepły oddech na swoich policzkach. Jednocześnie wpatrzył się z tajemniczym uśmieszkiem prosto w jej oczy. Przed tym spojrzeniem niewiele mogła ukryć.
 O nie, moja droga... - wyszeptał cicho. - Spełnisz moje życzenia dopiero wtedy, kiedy sama będziesz tego chciała...
Serce Chloe podskoczyło gwałtownie i wykonało obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni, po czym wróciło na swoje miejsce z ociąganiem, w dalszym ciągu zmęczone i szaleńczo bijące. Tom jednak zszedł z niej od razu po tych słowach i ułożył się obok, wprost na zimnym śniegu. Podłożył sobie ramiona pod głowę i zapatrzył się w gwiaździste niebo.
 W mieście nie widać tylu gwiazd – powiedział prawie normalnym głosem. - Zawsze mnie to zadziwia, że możemy sobie spokojnie żyć, nie wiedząc, co tak naprawdę się tam dzieje...
Chloe opanowywała się powoli, uspokajając znacznie przyspieszony puls i drżące dłonie. Dopiero po chwili była pewna, że może zaufać własnemu głosowi i wtedy uznała, że może się odezwać.
 Kiedy byłam mała, uwielbiałam wspinać się na wszystkie przydrożne drzewa – zaczęła. - Układałam się w konarach i całymi godzinami patrzyłam w niebo. Czasem zdawało mi się, że poznałam już wszystkie jego możliwe kolory, ale jednak codziennie mnie zaskakiwało. Dopiero potem przeczytałam, że prawdziwy kolor nieba można zobaczyć na ziemi jedynie w oczach dziecka... Zrozumiałam to od razu, gdy urodziła się Sophie...
Tom spojrzał na nią przelotnie, jakby sprawdzając, czy może o coś zapytać. Ale Chloe była łagodna, wyciszona i spokojna, więc nabrał odwagi.
 Jak to było? - spytał cicho. - Kiedy urodziłaś Sophie... jak to wyglądało?
 Był kwiecień, ciepło i słonecznie...- powiedziała powoli. - Rano czułam się całkiem dobrze, dopiero po południu chwyciły mnie pierwsze bóle. Zamówiłam taksówkę i pojechałam do szpitala. Sophie urodziła się po czwartej nad ranem, już zaczynało świtać...
 Nie o to pytałem – Tom podniósł się trochę i podparł głowę na ramieniu, odwracając się tak, żeby spojrzeć w jej oczy. - Byłaś wtedy sama?
 Tak – powiedziała krótko Chloe, ale jej twarz zasnuła się cieniem.
Wstała szybko i otrzepała się ze śniegu, podczas gdy on wciąż leżał na śnieżnym posłaniu i z zachwytem przyglądał się jej sylwetce. Poczuł już, że chwila bezpowrotnie minęła, widocznie w tym wspomnieniu kryło się dla niej zbyt wiele goryczy, żeby spokojnie o tym mówić. Nie chciał jej zranić, ale mimo to nie cofnąłby tego pytania. Chciał o niej wiedzieć jak najwięcej, a tak naprawdę nie wiedział prawie nic. Jednak ona nie była jedną z przelotnych znajomości, po których w pamięci rzadko zostawało mu chociaż imię dziewczyny.
 Chodźmy – ponagliła Chloe chłodno, więc wstał natychmiast, ale zamiast ruszyć przed siebie chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie.
 Nie musisz mi o niczym mówić, jeśli nie chcesz – powiedział poważnie. - Ale mnie nie odpychaj, bo się nie dam. Nie zrezygnuję z ciebie tak łatwo, jasne?
Przy ostatnim zdaniu jego ton był trochę żartobliwy, jednak Chloe wiedziała, co chciał jej dać do zrozumienia i że wcale wtedy nie żartował. Kiwnęła tylko głową i uśmiechnęła się nieśmiało.
 Dziękuję... - szepnęła. - Za wszystko dziękuję...za ten spacer, za te słowa, za to, że jesteś...
 Do usług – teraz już mówił zupełnie wesoło, po czym pociągnął ją za rękę. - No chodź, wracamy.
Poszli więc do zaparkowanego na podjeździe vana, gdzie zbierała się też cała reszta. Trafili idealnie, żeby na czas wsiąść do samochodu i nie dostać kolejnej porcji wyrzutów od Davida. Menadżer rozmawiał przez komórkę i tylko ruchem głowy wskazał im drzwi, gdzie Chloe zrozumiała, że Marge zmieniła miejsce już na stałe. Stylistka bowiem ulokowała się wygodnie na pojedynczym siedzeniu, które na początku trasy zajmował Tom i ani myślała się gdziekolwiek przesiadać.
 Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko? - zapytała dla zasady, ale w jej oczach Chloe dostrzegła łobuzerskie ogniki. - Po prostu tu mi dużo wygodniej, ta strona jest lepsza dla ludzi ze średnio zaawansowaną chorobą lokomocyjną.
 Siedź sobie – mrugnął do niej Tom. - Jakoś się pomieścimy.
 Kto zagra w karty?! - zawył z ostatniego siedzenia Bill.
Okazało się, że zagrają prawie wszyscy, więc kierowca włączył wewnętrzne światła i w pełnej śmiechu atmosferze zaczęto podawać sobie karty, wymieniać docinki i żarty. Wyłamali się tylko David i Gustav, który włożył sobie w uszy słuchawki I-Poda i odpłynął. Reszta z pasją grała najpierw w makao, a potem, gdy rozochocili się na całego, nawet w nieśmiertelne „Kuku”, przy czym osoba przegrywająca musiała zawsze wykonać jakiś rozkaz. Dzięki temu wszyscy mieli niepowtarzalną okazję zobaczyć piejącego jak kogut Georga, Billa, usiłującego utrzymać się przez pięc minut na jednej nodze w kołyszącym się vanie, tańczącą do „Schrei!” Sophie i wyjącego do księżyca Toma. Chloe szło tak dobrze, że w koncu wszyscy zaczęli dążyć do jakiejś jej przegranej. Dopiero przy którejś z rzędu rozgrywce Billowi udało się ją pokonać.
 Hmm, pomyślmy... - zastanowił się, przybierając swój najbardziej chytry wyraz twarzy. - Chyba mam coś odpowiedniego... Twoje zadanie, to zaśpiewać wybraną piosenkę z repertuaru Tokio Hotel, tak, jakbyś była na scenie. Może wtedy przestaniesz się ze mnie śmiać!
Chloe roześmiała się tylko i szepnęła coś do ucha Tomowi, który również wybuchnął śmiechem i nagle wskoczył na tylne siedzenie vana. Przechylając się przez oparcia, miał stamtąd dostęp do bagażnika, z którego wyciągnął własną gitarę i szybko zdjął pokrowiec.
 Mikrofon! - wrzasnął jeszcze Bill, podając Chloe swój dezodorant.
 No dobra, to musisz mi pomóc, bo wstyd się przyznać, ale mogę mieć problemy z tekstem...Wybierz mi piosenkę najpierw.
 Rette mich! - zmrużył oczy Bill. - Ballady zawsze są najtrudniejsze.
Szybko namazał na kartce słowa piosenki i podał ją Chloe. Ona zaś pochyliła głowę, po czym nagle odrzuciła włosy do tyłu, robiąc z nich charakterystyczną strzechę. Domniemany mikrofon chwyciła prawą dłonią, najmniejszy palec wystawiając na zewnątrz, tak, jak zawsze robił Bill. Już to wywołało salwy śmiechu, ale potem dziewczyna przeszła samą siebie, śpiewając z przesadzonym wyczuciem i zmarszczonym czołem, a nawet naśladując sceniczne ruchy Billa, podczas gdy Tom, krztusząc się ze śmiechu, akompaniował jej na gitarze. Miała ładny, czysty głos, jednak nasyciła go tak rozpaczliwym tonem, że dla wszystkich stało się jasne, że cały ten występ to istna parodia wokalisty. Przy czym Bill był chyba najbardziej zachwycony.
 Villeicht hörst du irgendwo... - wczuła się Chloe, wyciągając dłoń na wysokość twarzy i wpatrując się w jakiś nieokreślony punkt przestrzeni nad sobą.
 O matko... - wykrztusił siny ze śmiechu Georg.
 Ich sehe unser Namen...und wünsch sie wieder weg... - nie przestawała dziewczyna, choć kąciki jej ust już drgały od śmiechu.
Występ zakończył się owacją na stojąco i wyciem całego zespołu, do którego przyłączył się nawet zaśmiany David. Marge ocierała łzy śmiechu. Potem Chloe zemściła się jeszcze na Billu dając mu zadanie namiętne pocałowanie łydki Georga i gra się skończyła, bo Sophie cichutko zasnęła na ramieniu wokalisty. Okryli ją kocem i wyciszyli się zupełnie, zwłaszcza że kierowca zgasił już światła i w vanie zapanowała spokojna noc. Zasnęli, sami nie wiedząc kiedy.

*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackAngel




Dołączył: 09 Cze 2006
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź.

PostWysłany: Czwartek 10-05-2007, 14:18    Temat postu:

Śliczne, kochana.
Zaśmiałam się z tej obcałowywanej przez Billa łydki. (;
Ach, zdolniacho ty.
Tom dobrze sie zachował, nie całując wtedy Chloe. Dał jej możliwość wyboru, to bardzo wyrozumiale z jego strony.
Kiedy następna część? (:

Blak.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blondyneeeczka




Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Czwartek 10-05-2007, 15:56    Temat postu:

Kocham, kocham, kocham to opowiadanie!

Bardzo mi się podobało. Szczególnie cz.14
Tom dał Chloe wybór i to było takie... nie umiem znaleźć słowa, ogólnie pokazał, że jest wyrozumiały i potrafi poczekać.

Czekam na następną część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Twist xD




Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 307
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: }}}::..SoLdAu..::{{{

PostWysłany: Czwartek 10-05-2007, 16:05    Temat postu:

Ahh czytałam już na xadzie Smile
Więc się powtórzę - pięknie, niepowtarzalnie i magicznie.
I fajnie było przeczytać sobie jeszcze raz te party :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nelia




Dołączył: 24 Lut 2007
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łuków

PostWysłany: Czwartek 10-05-2007, 17:44    Temat postu:

ok, a teraz prosze mi powiedziec, na czym reini skonczyla dodawac na xadzie. ja nie pamietam, a wolalabym aby kompletnie nowe czesci dodala sama, juz bez mojej pomocy, wiec prosze powiedziec mi na czym skonczylyscie czytanie tam

dziieki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anth92




Dołączył: 28 Wrz 2006
Posty: 492
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Czwartek 10-05-2007, 18:20    Temat postu:

Reini skończyła na tym, jak oni ze sobą... ekhem. xD Wiadomo.
Znaczyyy.
No zrobili to i już co była rano/popołudniu/tydzień potem nie wiemy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nelia




Dołączył: 24 Lut 2007
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łuków

PostWysłany: Czwartek 10-05-2007, 20:59    Temat postu:

ahaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa

ok, to obiecuje do tej czesci wlacznie dodac Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Talunia




Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Piątek 11-05-2007, 17:30    Temat postu:

Pieknie..tylko tyle moge powiedziec:)
Kiedy new part?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
reinigen




Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lbn

PostWysłany: Piątek 11-05-2007, 18:56    Temat postu:

Chloe obudziła się, bo poczuła, że okropnie chce jej się pić. Otworzyła oczy, w które od razu wdarł się promień jasnego światła. Słońce musiało wzejść niedawno, bo było jeszcze blade i oślepiało prawie białą jasnością. Dziewczyna podniosła głowę, stwierdzając przy okazji, że bardzo wygodnie przespała całą noc na szerokim ramieniu Toma. Uśmiechnęła się do siebie i sięgnęła pod siedzenie, po butelkę wody. Popijała ją wolno, małymi łyczkami, jednocześnie rozglądając się po wnętrzu vana. Zauważyła, że zmienił się kierowca, widocznie mieli gdzieś w nocy postój. Powitała go cichym „Dzień dobry”, na co mężczyna miło się uśmiechnął i pokiwał jej dłonią. Siedzący obok niego David spał z głową opadającą na mostek. Spała też reszta zespołu, a także Marge, która splotła ręce na podbrzuszu i wtuliła się w oparcie fotela. Sophie była chyba najwygodniej ułożona, bo główkę złożyła na kolanach Billa, a reszta ciała spokojnie mieściła się na niedużej kanapce. Wokalista trzymał smukłe palce w jej włosach, jakby osłaniając uszko dziewczynki od hałasu, i sam też drzemał, opierając głowę o położoną wprost na szybie poduszkę. Gustav i Georg spali w identycznej pozycji: ramiona splecione na piersi, głowy odchylone w tył, a nogi wyciągnięte jak tylko się dało między siedzeniami. Chloe ostrożnie odwróciła się w drugą stronę i spojrzała na śpiącego Toma. Jedna jego ręka spoczywała na udzie, bezbronnie i ufnie ukazując wnętrze mocnej dłoni, a druga spuszczona była nienaturalnie wzdłuż ciała. Chloe pomyślała, że to ramię na pewno mu bardzo zdrętwiało, ale jednocześnie zdała sobie sprawę, że ta pozycja miała służyć jej własnej wygodzie. To dzięki temu tak dobrze przespała całą noc; Tom chciał, żeby mogła swobodnie położyć głowę. Sam natomiast oparł swoją na szybie vana, izolując się jedynie prowizorycznie złożoną w kostkę bluzą. Nie miał daszka ani chustki, więc dready rozsypały się mu po twarzy, na której złocił się króciutki zarost. Chloe, najostrożniej jak mogła, ujęła jego ramię i delikatnie przesunęła je na bok, bo inaczej chłopak obudziłby się, nie czując własnej ręki. Potem zapatrzyła się w poranny krajobraz za oknem, w opromienione słońcem pola i widoczne w oddali lasy.
 Jesteśmy już we Francji – poinformował ją prawie szeptem kierowca. - Czy życzy sobie pani postój?
 Nie, dziękuję – potrząsnęła głową Chloe. - Poczekajmy, aż wszyscy się obudzą, nie ma pośpiechu.
 Oczywiście – skłonił się kierowca, po czym znów skupił się na prowadzeniu.
Chloe zaś nadal syciła oczy widokiem słonecznego poranka, aż w pewnym momencie poczuła, że trochę zgłodniała. Była siódma rano, czas na śniadanie. Sięgnęła więc do plecaka i wyjęła stamtąd zbożowego batonika z odrobiną czekolady. Ledwie ugryzła pierwszy kęs, usłyszała zaspany, cichy głos przy swoim uchu:
 Ja też poproszę... - szepnął Tom, otwierając ciepłe oczy.
Zaśmiała się cicho i podała mu następnego batonika. Schrupali swoje wstępne śniadanie, popijając wodą z tej samej butelki, po czym Tom znów ułożył głowę na oparciu.
 Jeszcze wcześnie, czemu się obudziłaś?
 Nawet nie wiem – odszepnęła. - Pić mi się chciało chyba.
 Śpij jeszcze mała... - powiedział z uśmiechem Tom i delikatnie przygarnął ją do siebie ramieniem.
Objął ją tak szczelnie, że znalazła się nagle w ciepłym kąciku jego ramion, z głową złożoną na szerokiej piersi, w której głębi spokojnie i miarowo biło jego serce. Wtedy poczuła, że tak naprawdę oczy jej się jeszcze kleją, a ciało domaga się choć godzinki snu. Posłusznie przymknęła powieki, rozkoszując się bijącym od Toma ciepłem i wtulając w miękkie materiał bluzy.
On jednak nie zasnął. Z prawdziwą przyjemnością wpatrywał się w usypiającą ponownie Chloe, stabilnie podtrzymując ją własną ręką. Odgarnął wpadające jej w oczy kosmyki kasztanowych włosów i wreszcie odwrócił głowę do okna. Tak wytrwał kolejne półtorej godziny. Potem wypadki ruszyły pełną parą.
 Jeść! - takie były pierwsze słowa budzącej się Sophie.
Od razu obudził się też Bill i ta dwójka momentalnie zarządziła między sobą krótką bitwę na poduszki. Ich śmiech był tak głośny, że ocknęła się też cała reszta podróżników. Ziewając, podawali sobie butelki wody i wymieniali się skargami, komu co zdrętwiało. Tom z żalem wypuścił Chloe ze swych objęć, gdy David zarządził postój. Zatrzymali się w całkiem przyjemnym barze mlecznym, urządzonym na wzór amerykański. Zgodnie z tym podawano tam głównie gofry, kawę i naleśniki, więc każdy zamówił sobie jakieś słodkie śniadanie i udali się na poranną toaletę w czystej łazience.
 Jak się spało? - spytała Marge, wypluwając pianę z pasty do zębów.
Znajdowały się we trzy w damskiej toalecie i myły twarze nad białymi zlewami. Chloe podstawiła Sophie pod nogi stabilny kosz na śmieci, żeby mała sama mogła dosięgnąć kranu.
 Nieźle, chociaż najwygodniej miał z pewnością ten szkrab – połaskotała córeczkę pod paszkami, wywołując falę chichotu.
 Tak, bo ja sobie leżałam – oznajmiła mała, uśmiechając się rozbrajająco do Marge, buzią ubieloną od piany z pasty.
 Ech, dobrze ci... - westchnęła stylistka i wyciągnęła szczotkę do włosów. - Ja już od dawna nie mieszczę się w samochodowych siedzeniach...Chodź Sophie, zrobimy ci fryzurkę. Chloe, a ty?
Chloe nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Marge zapytała z takim charakterystycznym błyskiem w oku. W końcu to jej sprawka, że wylądowali z Tomem obok siebie. Jednak stylistka oczekiwała odpowiedzi, z tajemniczym uśmieszkiem splatając z włosków Sophie idealnie proste warkoczyki.
 Całkiem, całkiem... - odpowiedziała, puszczając do niej oko. - Czy ja też mogę poprosić o dwa warkoczyki?
 Jasne – roześmiała się Marge i rzuciła jej krem do twarzy. - Ale najpierw filtr UVA i UVB. Rozmawialiście trochę?
 Trochę tak, ale szybko zasnęliśmy – odparła z uśmiechem Chloe.
Wymieniły jeszcze kilka zdań, podczas których Marge błyskawicznie splotła Chloe taką samą fryzurę, jak jej córce i machnęła jej naturalny, dzienny makijaż. Umalowała też siebie, a nawet przypudrowała nosek Sophie, wywołując u niej salwy śmiechu i dwa kichnięcia, po czym wyszły z łazienki, odświeżone i pachnące. Do chłopaków dołączyły w wyśmienitych nastrojach.
 Siadajcie, jemy i jedziemy – zarządził David, pochłaniający sporą porcję gofrów z syropem klonowym.
 Spokojnie, David – wtrącił Bill. - Daj rozprostować nogi! Kto zamówił creppes Suzette?
 Ja – powiedziała Chloe, patrząc na niego spod oka. - A co?
 Nic, pyszne...
Wreszcie Bill oddał jednak Chloe jej porcję i wziął się za własne gofry. Wbrew słowom Davida zjedli bez pośpiechu, powoli rozkoszując się każdym kęsem i łykiem kawy. Jednocześnie jednak menadżer nie byłby sobą, gdyby przy okazji nie przekazał im najważniejszych informacji.
 Tak więc planujemy dojechać około trzeciej. Będzie tam na nas czekał obiad i dziś właściwie macie wolne – mówił, popijając czarną, turecką kawę. - Tom idzie na koncert, wiadomo. Reszta robi, co im się żywnie podoba, a jutro o jedenastej macie wywiad.
 Co znowu? - skrzywił się Bill.
 No tak, wiem, że tego nie planowaliśmy, ale gazety dowiedziały się, że przyjeżdżamy wcześniej i chcą wywiadów. Chloe, to oznacza dodatkową pracę też dla ciebie...
 Nie ma sprawy – wzruszyła ramionami dziewczyna. - I tak się nie przepracowuję.
 No! Takie nastawienie mi się podoba! - uśmiechnął się do niej David. - Skończyliście wszyscy? To idziemy.
Wyprowadził ich wesołą gromadkę z powrotem do vana i znów pomknęli przed siebie. Droga upłynęła im zadziwiająco szybko, bo znowu to grali w karty, to śpiewali, to rozmawiali. Grunt, że żadne nawet się nie obejrzało, a już byli na miejscy, przed imponująco wielkim, luksusowym hotelem. David błyskawicznie załatwił formalności i przydzielił im pokoje. Znowu wszyscy prawie ze sobą sąsiadowali, ale zgodnie z sugestią Chloe, ona i Sophie dostały pokój z pojedynczym łóżkiem. Reszta jak zwykle podwójne. Nie zdążyli się nimi pozachwycać, ani nic rozpakować, bo na dole czekał już na nich obiad. Zjedli spokojnie, ciesząc się, że jazda dobiegła już końca i wreszcie mogli porozchodzić się do własnych apartamentów.
Szybko okazało się, że Tom powoli musi się zbierać i Chloe zrozumiała, że ten wieczór będzie pierwszym od długiego czasu, gdy go nie zobaczy. Zaraz sama się skarciła za głupie, pensjonarskie myślenie, jednak nic nie mogła na to poradzić – już za nim tęskniła, chociaż był przecież w pokoju obok i dopiero szykował się do wyjścia. Dlatego z radością powitała prośbę Sophie, żeby pójść i zobaczyć pokój Billa. Zapukały i natychmiast im otworzono.
 No wreszcie jesteście, już miałem do was iść – zaśmiał się Bill. - Jakoś pusto w tym naszym pokoju. I zdecydowanie za porządnie.
Chloe rozejrzała się po pomieszczeniu. Właściwie składały się nań dwa osobne pokoje, jeden za drugim, no i oczywiście ogromna łazienka. Było tu mnóstwo miejsca, przepychu i miękkich poduszek, którymi Bill i Sophie natychmiast zaczęli się obrzucać.
 Bill, widziałeś gdzieś... - słowa zamarły Tomowi na ustach. Właśnie wyszedł z łazienki, z ręcznikiem na szyi, ubrany jedynie w szerokie dżinsy, czyli właściwie półnagi. Wyraźnie nie spodziewał się zastać w swoim pokoju dwóch dziewcząt. - ...moją koszulkę?
 Z Sammy'm? Leży na łóżku – odparł Bill, niczym się nie przejmując.
Natomiast Chloe zaparło dech w piersiach. Zawsze myślała, że Tom ukrywa się pod wielkimi ubraniami, bo jest przeraźliwie chudy, tak jak Bill. Jak się jednak okazało, pomyliła się diametralnie. Tom był szczupły, owszem. Pod jego skórą nie było najmniejszej warstwy tłuszczu, a jedynie rysowały się pięknie wyrzeźbione, twarde mięśnie, a chłopak był naprawdę dobrze zbudowany. Chłopięce rysy twarzy silnie kontrastowały z męskim już ciałem o gładkiej, złocistej skórze i kanciastych obojczykach.
Bill rzucił bratu koszulkę i ten znów zniknął w łazience, zostawiając Chloe z dreszczem podniecenia, przebiegającym po plecach. Dziewczyna nie przypominała sobie już, kiedy ostatnio odczuwała coś takiego. Jednocześnie przejął ją gwałtowny żal, że zobaczy go dopiero jutro rano...
 Tom gotowy? - do pokoju wszedł David. - Ochroniarze już czekają, mam tu bilet.
 Idę, idę – wypadł z łazienki ubrany już Tom.
 Masz, nie zgub – zaśmiał się menadżer, podając mu wejściówkę. - O której wracasz? Wysłać samochód?
 Zadzwonię do kierowcy od razu, spokojnie kładź się spać – odparł Tom i schował bilet do przepastnej kieszeni, po czym zawiązał sobie na czole bandamkę, podtrzymującą niesforne dready w jednym miejscu. - Potem pewnie będzie after party, może tam zajrzę jeszcze.
 Dobra, to masz tu jeszcze drugi klucz do pokoju, bo Billa się nie da dobudzić w nocy. I na razie – David kiwnął wszystkim dłonią i poleciał załatwiać tysiące spraw, o których nie mieli pojęcia.
 No to idę... - powiedział Tam, patrząc po twarzach Billa, Chloe i Sophie.
Wyraźnie trudno mu było wyjść z pokoju, gdy zostawała tam pewna dziewczyna o kasztanowych włosach i nie wiedzieć czemu smutnych oczach... W tym świetle nawet czekający go koncert wydał się niepotrzebny. Cieszył się na niego oczywiście, ale nie miał ochoty się z nią rozstawać. Pewnie zobaczy ją dopiero na śniadaniu. Cholera.
 Baw się dobrze! - machnął mu Bill.
Wyszedł więc, z ciężkim sercem i niewyraźnym żalem na wspomnienie szklistego błysku w jej oczach. Na dole czekał już samochód i dwóch ochroniarzy, dlatego wsiadł do środka szybko, żeby się przypadkiem nie rozmyślić. Spojrzał tęsknie w oświetlone okno własnego pokoju w tym samym momencie, gdy na górze Chloe przysiadła, zrezygnowana, na fotelu. Przez jej smutek zaraz zapanował tam grobowy nastrój.
 No co jest? - Bill poczuł się zobowiązany coś z tym zrobić. - Przecież on nie umarł, wróci jeszcze dziś w nocy. A my tymczasem... zróbmy imprezkę!
 Imprezkę... - podchwyciła natychmiast Sophie, aż zabłysły jej oczka.
 Pewnie! Chloe, rozchmurz się trochę, bo w pokoju się ciemno robi od twojej miny – zaśmiał się Bill.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego blado. Jakoś nie miała ochoty na imprezy, ale i tak nie było nic lepszego do roboty, więc wolała to, niż siedzenie w samotności.
 No dobra, to co robimy? - spytała, przybierając dziarską minę.
 Dzwonimy po szampana, bo jesteśmy we Francji! - zawołał Bill. - I sprowadzamy chłopaków i Marge. Wino, kobiety i śpiew!
Tak też zrobili. Zamówili do pokoju dwie butelki pysznego szampana, zaprosili resztę zespołu, a Bill wykombinował na wieczór kilka filmów na DVD. Chloe rozweseliła się nieco, gdy przyszła Marge, bo od razu zaczęły wymieniać się ploteczkami i śmiać z własnych opowieści, dzięki czemu nastrój odrobinę się poprawił. Wypili jednego szampana, potańczyli przy ulubionych kawałkach, zrobili sobie nawet karaoke. W pewnym momencie Gustav i Georg pobiegli do swojego pokoju i wrócili z płytą pełną starych przebojów w nowych przeróbkach, ale za to bez swojego klucza, bo zatrzasnęli go w pokoju. Problem w tym, że zauważyli to dopiero koło dziesiątej.
 No i co teraz? - spytał Bill.
 Jak to co, idziemy do recepcji po zapasowy – zarządził Georg.
W recepcji jednakże okazało się, że zapasowy klucz wziął David, który spodziewał się takiego incydentu, ale akurat dzisiejszą noc spędzał u swoich francuskich przyjaciół i nie było z nim kontaktu, bo wyłączył telefon. Trzeci i ostatni klucz miała sprzątaczka, jednak ona poszła już do domu i przyjdzie dopiero rano, jak poinformował chłopców recepcjonista.
 No to śpimy u was – wzruszył ramionami Georg. - Zajmiemy we dwóch łóżko Toma, jakoś się pomieścimy. A on prześpi się z tobą, przecież te łoża są ogromne.
 No dobra, nie ma sprawy – zgodził się Bill.
Póki co, usadowili się na razie na podłodze, fotelach i łóżku Billa, żeby obejrzeć jeden z pożyczonych filmów. Na początku było świetnie, ale po następnej godzinie dała im się we znaki niewygodnie przespana w vanie noc i oczy zaczęły się same kleić. Pierwsza usnęła Sophie, więc Bill przeniósł ją do siebie na łóżko i otulił kołdrą, a sam usadowił się koło niej w pozycji półleżącej. Chwilę potem Gustav i Georg zaczęli potężnie ziewać i oświadczyli, że oni też idą spać, więc wzięli tylko po krótkim prysznicu, pożegnali się z resztą i zamknęli się w pokoju Toma. Następna padła Marge, która stwierdziła, że teraz najbardziej potrzeba jej kilku godzin zdrowego snu i poszła do siebie. Bill i Chloe postanowili skończyć film, jednak dotrwała jedynie ona. Chłopak zasnął, sam nie wiedząc kiedy, więc gdy na ekranie pojawiły się końcowe napisy, Chloe stwierdziła, że Bill zwinął się obok Sophie i twardo śpi. Uśmiechnęła się sama do siebie.
Nie chciało jej się jeszcze spać. Krótki kryzys miała dwie godziny temu, a teraz już jej przeszło i mogła tak siedzieć niemal do rana. W wielkim fotelu było jej wygodnie i ciepło, nocna lampka nie kłuła w oczy, a najwspanialszy ze wszystkiego był ten błogi, cichy spokój. Posiedziała tak jeszcze parę minut, po czym spojrzała na zegarek i stwierdziwszy, że jest już po pierwszej, postanowiła zabrać Sophie do pokoju. W tym momencie cicho szczęknęły drzwi, a do środka wszedł zarumieniony, zdyszany lekko Tom.
 O... nie śpisz jeszcze? - zdziwił się, widząc siedzącą w fotelu Chloe i Billa, śpiącego z Sophie w ramionach.
 Oglądaliśmy film i towarzystwo padło... - wyjaśniła szeptem dziewczyna, czując na jego widok przyspieszone bicie serca. - U ciebie śpią Gustav i Georg, bo zatrzasnęli w pokoju klucz, więc musisz położyć się z Billem.
 No dobra. Zatrzasnęli klucz? - uśmiechnął się drwiąco. - Jak dzieci normalnie, jak dzieci...
Rzucił kartę magnetyczną na stolik i wyjął z kieszeni komórkę. Wyłączył ją szybko, bo zawsze go wkurzało, gdy ktoś napisał w nocy smsa czy dzwonił, wytrącając go brutalnie ze snu. Bill robił tak samo.
 To ja zaraz zabiorę Sophie, tylko pójdę jeszcze przygotować u nas łóżko, dobrze? - upewniła się Chloe.
 Jasne, nie musisz się spieszyć – uśmiechnął się do niej Tom.
Chloe wyszła, a on westchnął i zdjął daszek ze spoconego czoła. Podszedł do swojej nierozpakowanej walizki i wyjął z niej świeżą bieliznę i koszulkę, bo zaraz zamierzał udać się pod prysznic. Wtedy coś przykuło jego wzrok, więc zarzucił sobie ubrania na ramię i sięgnął na stolik. Wziął z niego pełną butelkę szampana, zobaczył drugą, pustą, i prychnął cichym śmiechem. Wyszedł z pokoju. Drzwi Chloe były otwarte, więc wszedł do środka bez pukania.
 Widzę, że nawet szampana sobie piliście... - zaśmiał się. - To już wiem, czemu wszyscy tak padli. Przynajmniej dobry – stwierdził, oglądając butelkę.
 E tam, na tyle osób to wyszło po kieliszku – machnęła ręką Chloe. - Zresztą, jak widzisz, nie wszyscy padli. Dobra, skończyłam, możemy iść po Sophie.
Wyszli od niej i przeszli kilka metrów korytarzem, jednak tam czekała ich niespodzianka. Drzwi do pokoju chłopaków były zamknięte. A Tom zostawił swoją kartę w środku.
 Jak dzieci? - prychnęła drwiąco Chloe. - To nie ty przypadkiem śmiałeś się pięć minut temu z Gustava i Georga?
 Daj spokój, nie sądziłem, że... - zaczął tłumaczyć się Tom.
 Ech, nieważne. Jak się tam dostaniemy teraz? - zbyła go Chloe. - To był zapasowy klucz, przecież David ci go dał. A ostatni ma sprzątaczka, której nie ma w hotelu. Chyba musimy ich obudzić.
 Możemy spróbować... - Tom spojrzał powątpiewająco na drzwi.
Pukali kilka minut, najpierw cicho, potem coraz głośniej, aż wreszcie Tom huknął w twardą powierzchnię pięścią. Nic jednak nie wskazywało na to, że ktokolwiek się tam obudził.
 To nie ma sensu... - westchął chłopak. - Billa nie obudzi i wystrzał armatni. Myślałem, że może Sophie...
 Dałam jej w drodze środki na chorobę lokomocyjną, tak na wszelki wypadek... - przyznała się Chloe. - Była po nich senna i teraz też nie obudzi się tak łatwo. Może zadzwoń na komórkę?
 Wyłączyłem – stwierdził ponuro Tom. - Mogę się założyć, że Bill, Gustav i Georg też. Ale warto spróbować.
Spróbowali też. Dzwonili z telefonu Chloe na każdy numer, ale odpowiadała jedynie poczta głosowa. A dziewczyna sama widziała, że słuchawkę hotelowego telefonu Bill odłożył już na początku wieczoru, bo zdenerwowały go telefony fanek z recepcji.
 Idę do Davida – westchnął Tom. - Prześpię się u niego na fotelu, spoko...
 Nie prześpisz się – oznajmiła ponuro Chloe. - David nocuje dziś u jakichś przyjaciół, nie ma go w hotelu. A komórki nie odbiera.
 To może dadzą mi jego klucze? - zastanowił się Tom.
Zeszli do hallu, jednak recepcjonista nie zgodził się na wydanie im zapasowych kluczy menadżera. Tom się wściekł, ale nic nie mógł zrobić. Mężczyzna nie znał ich, bo dopiero przed godziną zaczął swoją zmianę i nie widział, jak przyjeżdżali. W hotelu nie było też żadnego wolnego pokoju, więc wynajęcie czegoś na jedną noc odpadało. Zrezygnowani, wrócili na górę.
 Idź spać, nie ma sensu, żebyś tu ze mną siedziała – nalegał Tom. - Nie musisz się martwić o Sophie, jest z Billem, spokojnie śpi...
 No przecież cię tak nie zostawię... - zastanowiła się Chloe. - Ale trzeba się położyć, faktycznie. Ty pewnie też musisz być koszmarnie zmęczony, jeszcze ten koncert.
 Dam radę – uspokoił ją Tom i stłumił ziewnięcie.
Chloe spojrzała na niego współczująco. Wyraźnie starał się być twardy, ale było po nim widać zmęczenie, w końcu dawno już nie spał w normalnym łóżku. Jakoś nie umiała zostawić go na tym korytarzu aż do rana. A było jeszcze jedno wyjście...
 Tom... - zaczęła powoli, rumieniąc się delikatnie. - Jeśli chcesz... to znaczy, jeśli nie masz nic przeciwko... możesz położyć się u mnie...
Uniósł głowę gwałtownym szarpnięciem, a serce zabiło mu jak oszalałe. Nawet nie brał tego pod uwagę, wydawało mu się to zbyt dużym naruszeniem prywatości Chloe, ale w jakimś sensie bardzo tego od początku chciał...
 Mógłbym? A ty, nie masz nic przeciwko...? - spytał ostrożnie. Doskonale wiedział, że u Chloe było tylko jedno łóżko. Duże, ale tylko jedno.
 Nie ma sprawy – odparła niby pewnie, choć głos jej lekko zadrżał. - Chodźmy, nie ma sensu dłużej tu tkwić.
Poszli więc pod jej drzwi i dziewczyna szybko otworzyła je własną kartą magnetyczną. Nie mogła do końca opanować drżenia rąk, ale tłumaczyła sobie, że on tylko chce się wyspać, a łóżko jest wielkie. Nawet nie poczują, że ktoś leży obok. Na pewno Tom jest bardzo zmęczony i do głowy mu nie przyjdzie jakakolwiek chęć na coś więcej... na pewno nie... Szkoda...
Weszli do środka, gdzie paliła się tylko mała, nocna lampka. Tom miał ze sobą świeże ubranie, bo przecież zarzucił je na ramię, gdy chciał się wykąpać, dlatego zaproponowała mu prysznic.
 Ty pierwsza, na pewno też jesteś zmęczona – odparł szarmancko.
 Mogę poczekać...
 Nie, nie. Idź spokojnie, ja pójdę później – upierał się, a nagle prychnął śmiechem. - Możemy się nawet szampana napić, będzie romantyczniej.
Chloe uśmiechnęła się na dźwięk żartobliwego tonu w jego głosie. Rzeczywiście, przyniesiona przez niego butelka nadal stała na jej stoliku. Tylko to zdążył ze sobą wziąć.
 No dobrze, to idę – poddała się, zabierając ze sobą nocną koszulkę, bieliznę i czysty ręcznik.
Weszła do łazienki, ale nie od razu poszła pod prysznic. Najpierw oparła się całymi plecami o chłodne kafelki ściany i zsunęła się po nich w dół. Nie wiedzieć czemu, była dziwnie rozpalona i czuła się jakoś... nieswojo. Serce biło jej dużo szybciej niż powinno, oddech też był przyspieszony, a w głowie lekko jej się kręciło. Jak ona wytrzyma tę noc tak blisko niego, a nie mogąc go nawet dotknąć?! Jak zaśnie, mając świadomość, że obok leży właśnie ON?!
Przylgnęła czołem do ściany, usiłując trochę je ochłodzić. Delikatne pulsowanie w dole brzucha zaczęło przybierać na sile. Im dłużej o tym myślała, tym było gorzej. Piekła ją skóra całego ciała, domagająca się dotyku mocnych, ciepłych dłoni, mrowiły usta, tak spragnione choć jednego pocałunku...
Potrząsnęła głową i wstała gwałtownie, aż zakręciło jej się w głowie. Nie zatrzymała się jednak, tylko zdecydowanym ruchem odkręciła kurek z zimną wodą.
Tymczasem Tom przysiadł na krawędzi łóżka, starając się nie dotknąć przepoconymi ubraniami czystej pościeli. Nie wiedział, co ze sobą zrobić. Świadomość tego, że będzie leżał obok najpiękniejszej, najbardziej pociągającej kobiety, jaką kiedykolwiek spotkał, w jednym łóżku, pod jedną kołdrą, a nie będzie mógł się do niej zbliżyć, po prostu go zabijała. Wyraźnie czuł pulsującą w nim wrzącą krew i narastające podniecenie, ale z całych sił powstrzymywał się od jakichkolwiek marzeń na ten temat. Wbił sobie paznokcie w dłoń i gryzł wargi, żeby pohamować zdradziecką falę gorąca, ogarniającą jego ciało. Kiedy już mu się wydawało, że trochę to przeszło, zza drzwi łazienki dobiegł go odgłos puszczonej pod prysznicem wody. Natychmiast przyszła mu do głowy myśl o tym, że Chloe stoi teraz nago pod strumieniem, otulającym jej gładkie, piękne ciało i przeszył go niewyobrażalny wręcz dreszcz podniecenia, którego w żaden sposób nie mógł powstrzymać. Oddzielała go od niej tylko cienka ściana...
Wstał gwałtownie i nagłym ruchem sięgnął po pilota. Wściekle szybko przełączał kanały, z całych sił usiłując skupić się na oglądanym obrazie. Znalazł nawet najnudniejszy program przyrodniczy, ale choć nie mógł znaleźć nic seksownego w pływających w tę i z powrotem orkach, jego ciałem wciąż wstrząsały gorące spazmy. Zdecydowanie sięgnął po szampana i wychylił kilka łyków prosto z butelki. Tej nocy chyba nie przetrzyma bez alkoholu...
Kątem ucha usłyszał, że szum wody ustał, więc odłożył trunek z powrotem i skupił się na opanowaniu reakcji własnego ciała. Chloe nie mogła zauważyć tego, co się z nim w tym momencie dzieje, a, mówiąc szczerze, nie dotrzec tak wyraźnych znaków byłoby trudno.
Drzwi szczęknęły cicho i z łazienki wyszła zjawiskowo piękna, szczupła dziewczyna z wilgotnymi jeszcze nieco włosami, upiętymi wysoko nad karkiem. Jej nocna koszulka przypominała zwykły granatowy T-shirt, tylko była sporo dłuższa. Jednak i tak widać było spod niej cudownie smukłe łydki i fragment złocistego uda.
 Możesz już iść... - powiedziała cicho.
Kiwnął tylko głową, bo w takiej chwili zdecydowanie nie ufał własnemu głosowi. Zebrał z pościeli swoje rzeczy i przeszedł koło niej, starając się nie zwracać uwagi na unoszącą się koło niej chmurę słodkiego, kuszącego zapachu.
Gdy tylko zatrzasnął za sobą drzwi, Chloe podeszła do nocnego stolika i po krótkiej chwili wahania wypiła trochę szampana. Może alkohol pomoże jej przetrwać tę noc, może po nim szybciej zaśnie i nie będzie zadręczała się myśleniem o jego bliskości, o tych cudownych, mocnych ramionach i miękkich ustach...
Tom zaś bez zastanowienia wszedł pod zimny, lodowaty wręcz prysznic, żeby brutalnie przywrócić własne ciało na ziemię. Tłumaczył sobie, że przecież łoże jest ogromne i pomieściłoby jeszcze kilka osób oprócz nich, ale to wcale nie pomagało. Jego ciało wiedziało swoje: pragnęło, jak nigdy wcześniej, płonęło tłumionym pożadaniem i nie dawało mu o sobie zapomnieć. Jednocześnie Tom wolałby już spać na korytarzu, niż skrzywdzić tę delikatną, kruchą istotę o ufnych, pięknych oczach i słodkim głosie. Nie chciał robić nic na siłę. Bardzo jej pragnął, ale zbliży się dopiero wtedy, gdy ona sama będzie tego chciała równie mocno. Wsadził głowę pod lodowaty strumień, studząc rozpalone czoło.
Wydawało mu się, że trochę z nim lepiej. Jednak gdy już wciągnął na siebie bokserki i koszulkę, poczuł niewiarygodny stres i ucisk w podbrzuszu. Zagryzł wargi i przymknął na chwilę oczy, opanowując się powoli. Dopiero, gdy poczuł się pewniej, nacisnął srebrną klamkę i wszedł z powrotem do pokoju.
Nocna lampka nadal się paliła, ale Chloe ułożyła się już pod kołdrą i przeglądała teraz jakieś zadrukowane kartki. Widział, że starała się zajmować sobą jak najmniej miejsca. Na dźwięk otwieranych drzwi podniosła głowę i uśmiechnęła się do niego nieco sztucznie. Odwzajemnił uśmiech, szczerząc suche ze zdenerwowania zęby, po czym obszedł łóżko dookoła i położył się z drugiej strony, okrywając się jedynie skrawkiem kołdry.
 Już gaszę... - powiedziała przepraszającym tonem Chloe i zakreśliła jeszcze fragment na którejś z kartek, po czym sięgnęła do włącznika lampki.
 Dobranoc – szepnął Tom, zachrypniętym z emocji głosem.
 Dobranoc... - odparła ona, taktownie nie zwracając uwagi na trzęsące nim zdenerwowanie.
Zgasiła światło i wokół nich rozpanoszyła się nieprzenikniona ciemność. Ciszę stłumił na początku szelest pościeli, gdy Chloe układała się na boku, ale potem nie słychać było już żadnego dźwięku, choć każdemu z nich wydawało się, że bicie jego serca brzmi w tym milczeniu jak dzwon. Tom leżał na plecach, obie ręce kładąc sobie pod głową. Senność całkowicie od niego odeszła już dawno temu, ale czekał, aż Chloe zaśnie. Tymczasem ona zwinęła się w kłębek, tyłem do niego i wcale nie czuła nadchodzącego snu. Przeciwnie, była rozbudzona i czujna, choć jej uwagę rozpraszało palące mrowienie na całej skórze. Bardzo dobrze wiedziała, co może je ukoić, jednak dotyk dłoni Toma wydał się w tym momencie nieosiągalny.
W całkowitej ciemności błyszczały więc jedynie dwie pary szeroko otwartych, płonących pożądaniem oczu, kompletnie jednak dla siebie niewidocznych. Leżeli tak przez kilkanaście minut, próbując uspokoić swoje ciała i skupić myśli na czymkolwiek innym, byle nie na sobie nawzajem. W pewnym momencie Tom usłyszał, że oddech Chloe trochę się zmienił, był wolniejszy i głębszy, jakby zasnęła. Nie poruszał się jeszcze przez jakiś czas, aby nie wybić jej z tej pierwszej fazy znu, ale potem ciekawość zwyciężyła. Nie chciał jej broń Boże budzić, chciał tylko bezkarnie spojrzeć na jej gładką twarz, na cienkie powieki, kryjące czekoladowe oczy i na miękki zarys jej ust. Ostrożnie uniósł się na jednym ramieniu, starając się poruszać zupełnie bezszelestnie. Zbliżał się do niej powoli, delikatnie przesuwając ciało w jej stronę, aż w ciemności dojrzał jasny kark, z którego na poduszkę spłynęła kaskada kasztanowych loków. Przesunął się jeszcze odrobinę i znalazł się tuż nad jej głową. Pochylił się, chcąc ujrzeć jej zamknięte powieki. W tym momencie Chloe wyczuła jego obecność i gwałtownie odwróciła głowę.
Dwa ciemne spojrzenia spotkały się w odległości zaledwie kilku centymetrów. Oboje zamarli, choć serca biły im jak oszalałe, a po plecach przebiegał dreszcz. Ich nosy niemal się stykały, wyraźnie czuli na twarzy swoje oddechy, przyspieszone i ciężkie, jak po kilkuminutowym biegu. Tom zastygł, nie wiedząc, co w tej sytuacji zrobić czy powiedzieć, ale wtedy jego oczy przyzwyczaiły się trochę do mroku i dostrzegł w spojrzeniu Chloe nie tylko samo zaskoczenie. Było tam też bezgraniczne oddanie, niema prośba i coś jeszcze, co aż zaparło mu dech w piersiach...
Niewiele myśląc, pochylił się jeszcze odrobinę i musnął ustami gładki, aksamitny policzek. Usłyszał, że Chloe delikatnie westchnęła, więc śmielej już przesunął usta pół centymetra dalej. Wspierając się wciąż na lewym ramieniu, prawe przeniósł na drugą stronę dziewczyny i wtedy poczuł na nim drobną, chłodną dłoń. Zadrżał, jakby nigdy wcześniej nie był z kobietą tak blisko.
 Chloe... moja piękna... - szeptał, ledwie wyczuwalnie zahaczając wargami o jej wargi. - Tak bardzo chciałem...tak długo czekałem...
Dłoń na jego ramieniu zacisnęła się odrobinę mocniej, ale go nie odepchnęła. Na torsie wyczuł ciepłą krągłość jej piersi, falujących teraz w przerywanym, nierównym oddechu. Chloe przymknęła oczy i prawie niezauważalnie poruszyła wargami, muskając jego nabrzmiałe z pożądania usta.
 Powiedz tylko, czego pragniesz... - szepnął do niej jeszcze, z każdym ruchem warg czując muśnięcie jej ust. - Zrobię wszystko... Powiedz tylko, czego chcesz...
 Ciebie... - odpowiedział mu łagodny, pełen oddania głos.
Wtedy stracił wszelkie wątpliwości. Prawą dłonią objął jej policzek i wpił się w jej usta, delikatnie wsuwając do nich miękki język. Całowali się długo i zachłannie, jakby nie mogli się tym nacieszyć. Upragniona pieszczota przynosiła im ukojenie i kolejne dreszcze podniecenia, wargi łapczywie chwytały się nawzajem, języki tańczyły, starając się dostarczyć tej drugiej osobie jak najwięcej rozkoszy. Chloe lekko przygryzła zębami jego dolną wargę, zaczepiając kącikiem ust o zimny kolczyk, a jednocześnie przesunęła ręką po napiętym ramieniu. Tom zaś zjechał dłonią z jej policzka i delikatnie chwycił za brodę, podnosząc jej głowę w górę. Wtedy przeniósł usta niżej. Powoli przesunął nimi wzdłuż kości jej szczęki i zszedł znowu w dół, przylegając wargami do odsłoniętej szyi. Pieścił ją powoli, zwolnionymi ruchami i delikatnymi muśnięciami, rozkoszując się dźwiękiem jej westchnień. Sięgnął ręką pod kołdrę i chwycił miękki materiał nocnej koszulki. Nie napotkał na żaden opór. Chloe wręcz podniosła odrobinę biodra, żeby mógł zdjąć z niej okrycie. Zsunął je i na chwilę zamarł, zdjęty podziwem dla jej wspaniałego ciała. Wodził oczami po gładkiej skórze na idealnie płaskim brzuchu i krągłych, jędrnych piersiach. Dopiero po chwili zdobył się na to, żeby nieśmiało przesunąć po nich opuszkami palców, a Chloe aż jęknęła od wyczekiwanej tak długo pieszczoty. Płonący z pożądania Tom natychmiast pochylił głowę i przesunął wargami po jej skórze, językiem znacząc kształt piersi. Dłonie Chloe bezwiednie ułożyły się na jego głowie, wpuszczając palce między splątane w dready włosy. Dziewczyna odchyliła głowę do tyłu i przymknęła oczy, poddając się całkowicie nowej fali rozkoszy. Całe jej ciało pulsowało oczekiwaniem, domagało się wypełnienia i jeszcze większej bliskości. Wsunęła ręce pod kołdrę i chwyciła krawędź jego koszulki, po czym szybkim ruchem ją z niego ściągnęła. Znowu mogła sycić oczy widokiem jego nagiego torsu o imponująco wyrzeźbionych mięśniach i gładkiej skórze. Spragnione dłonie od razu przesunęły się po szerokich plecach chłopaka, jakby sprawdzając, czy on rzeczywiście tu jest i czy to wszystko dzieje się naprawdę. Jej dotyk sprawiał mu wyraźną przyjemność, bo usłyszała ciche, stłumione mruknięcie. Wobec tego śmielej już pieściła palcami jego łopatki, przesuwała dłonie po linii kręgosłupa i schodziła coraz niżej, rysując na jego ciele fantazyjne wzory. W końcu podrażniła końcami paznokci drogę od łopatek, aż do bioder, schodząc po jego boku i zahaczając o żebra, na co jego ciało przeszedł wyczuwalny nawet dla niej dreszcz, a wzrok stał się jeszcze bardziej dziki. Wsunęła opuszki palców za gumkę bokserek i spojrzała mu w oczy, upewniając się, czy może zrobić to, co zamierza. Powoli przymknął powieki w geście potwierdzenia i uniósł się trochę, żeby ułatwić jej zsunięcie materiału z jego bioder. Sam zaś zajął się jej bielizną, która wkrótce także spadła na podłogę, zapomniana i kompletnie tym dwojgu niepotrzebna..
Ramię zdrętwiało mu od podtrzymywania ciężaru jego ciała, więc Chloe położyła mu dłonie na obojczykach i delikatnie popchnęła do tyłu, dając mu do zrozumienia, żeby się położył i odpoczął. Sama zaś przełożyła smukłe udo na jego biodrach i rękami podparła się na wysokości jego głowy. Od razu poczuła jego dłonie na swoich biodrach, muskające ją delikatnie. Schyliła twarz, znowu przylegając ustami do jego warg i czując jego zwinny, miękki język. Jej długie loki opadły Tomowi na policzki. Po kilku pocałunkach oderwała się od niego i spojrzała mu głęboko w oczy. W ich wzroku pożądanie mieszało się z oddaniem i nieukrywanym już w tej chwili uczuciem. Chloe powoli opuściła biodra, nadal patrząc prosto na niego. Oboje cicho westchnęli. Palce Toma zacisnęły się na jej skórze, a zęby lekko przygryzły dolną wargę. Chloe poruszała się bardzo wolno, każdym gestem pogłębiając ich niewiarygodną wręcz bliskość i wydobywając z ust obojga tłumione jęki rozkoszy. Wciąż patrzyła na Toma, syciła wzrok wyrazem jego twarzy, spojrzeniem mówiła mu o własnych uczuciach... On zaś oddychał coraz płycej, krótko i nierówno, a mięśnie całego jego ciała napięły się do granic możliwości. Uświadomił sobie, że nigdy jeszcze nie zaznał czegoś takiego, tak niesłychanej rozkoszy ciała, przeplecionej prawdziwym, czystym i zapierającym dech w piersiach uczuciem. Przepełniony tym wszystkim, uniósł się nagle do pozycji siedzącej i mocno przytulił do siebie szczupły tułów dziewczyny, przytrzymując ją mocnymi, pewnymi ramionami. Bliżej już nie można było być...
Chloe oplotła go nogami i zarzuciła ramiona na jego szyję. Nos wtuliła w zagłębienie między barkiem a obojczykiem i zachłannie wdychała jego ciepły zapach. Na plecach czuła jego silne ramiona, dzięki czemu była całkowicie bezpieczna. Trzymał ją przy sobie, na ziemi, podczas gdy ona właśnie wchodziła na niebo, stąpając po chybotliwych, kruchych gwiazdach. Poruszyła się jeszcze kilka razy i już wiedziała, że zaraz bramy tego nieba zostaną przed nią otwarte. Zakręciło jej się w głowie, mięśnie się napięły, a całe ciało zaczęło drżeć jak w gorączce. Zmysły pomieszały się doszczętnie, żeglując na skraje świadomości i tracąc pewny grunt pod nogami. Tom jednak nie pozwolił jej odpłynąć daleko, cały czas czuła na sobie jego dotyk. Mocno ogarnął ją ramionami i przycisnął do siebie jeszcze bardziej, jakby chciał, żeby ich ciała do końca zlały się w jedno, żeby nie było między nimi granicy. W tym uścisku nic nie mogło jej się stać.
Zwariowana karuzela trwała, a jej szaleńczy pęd już dawno wymknął się Chloe spod kontroli. Dziewczyna zatraciła się w tym uczuciu i tylko przylgnęła silniej do Toma, żeby trzymał ją mocniej, przyciągnął jeszcze bliżej, pilnował bardziej... Dzięki tej bliskości poczuła dreszcz, przeszywający go na wskroś, i usłyszała stłumiony jej własnym ramieniem jęk. Tom oddychał ciężko, chrapliwie i bardzo szybko, choć całe jego ciało zamarło, zmęczone nagłym i intensywnym doznaniem. Nie poruszał się już, ale zacisnął ramiona jeszcze mocniej, zamykając ją w ciepłej, bezpiecznej klatce, z której wcale nie chciała wychodzić. Już nigdy.
Te kilka minut, wypełnione nabrzmiałą ich oddechami ciszą, tętniącym uczuciem i błogim spokojem, były dla nich jak cudowna wieczność. Pozostali w uścisku, od czasu do czasu obdarowując się tylko powolnym, delikatnym pocałunkiem lub muśnięciem dłoni. Chloe złożyła głowę na jego ramieniu i zamknęła oczy, chcąc przez chwilę jeszcze nacieszyć się tym wszystkim, co przed momentem przeżyli i odpocząć po tak wielkim mimo wszystko wysiłku. Tom otulił ją własnymi ramionami i ukołysał łagodnie, aż, sama nie wiedząc kiedy, zasnęła...

*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Ghost Ms. Sacrifice
TH FC Forum Team



Dołączył: 07 Mar 2006
Posty: 447
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wziąć anioła?

PostWysłany: Piątek 11-05-2007, 19:44    Temat postu:

Więc tak. Zacznijmy od tego, że od dawna nie komentowałam. Miałam dużo roboty, za dużo, żeby sklecić jakiś porządny tekst. Ale powiedziałam, że będę czytać i tak było.
Opowiadanie jest naprawdę niesamowite. Postać Chloe mimo, że została stworzona prawie idealna, nie przeszkadza mi. Chyba po raz pierwszy nie patrzę na realizm. Po prostu ona jest wyjątkowa; bije od niej niesamowite ciepło, które zachęca do czytania. Polubiłam ją od pierwszych zdań i tak już zostało.
Bliźniacy dają się poznać z hm... Powiedzmy ciekawej strony. Bill został stworzony jako opiekuńczy chłopak przepełniony ojcowską? braterską? miłością do małej. Podoba mi się. Po prostu potrafię sobie go wyobrazić w takiej sytuacji. A Tom mnie zaskakuje. W świecie show-biznesu ma grać nieczułego drania, który to jest ach i och. A ty złamałaś jego cały image. Pokazałaś nam nieśmiałego i wstydliwego chłopaka, który został całkowicie poddany władzy miłości. Ale oczywiście się nei zawiodłam. Lubię oskrywać nowe cechy bliźniakó w każdym opowiadaniu. Potem mogę stworzyć z ich wszystkich zalet jedną spójną całość.

Ogólnie opowiadanie odbiega trochę od realnych sytuacji, bo przecież w naszym świecie nie ma niczego idealnego; ale bardzo chętnie wczytuje się w kolejne części kiedy chcę na chwilę zapomnieć o wszystkich i przenieść się w ten doskonały świat, pełny miłości i czułości.

Przepraszam, że tak późno; pewnie spodziewałaś się mnie trochę wcześniej.

PS. Czekam na nową część Wink

edit: Zapomniałąm dodać, że urzekła mnie ta część. Była przesiąknięta emocjami i wszelakimi uczuciami. Wszystko przedstawiłaś w taki... Delikatny i subtelny sposób. Byleby więcej takich mistrzowskich opisów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blondyneeeczka




Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Piątek 11-05-2007, 23:12    Temat postu:

Uczucia, emocje genialnie opisane. Dominuje delikatność i to jest piękne.
Chyba nie czytałam jeszcze takiego opisu (co jak nie będę mogła zasnąć? Razz)

Podziwiam! No i jak zwykle pozdrawiam.

Blondyneeeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackAngel




Dołączył: 09 Cze 2006
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź.

PostWysłany: Sobota 12-05-2007, 12:52    Temat postu:

Kotku, ja...
Nie mam pojęcia co powiedzieć. Wszystko pasuje idealnie.
Tak świetnie przedstawiłaś ich uczucia, że nie mam pojęcia co teraz napisać.
Kurcze, dudni mi jeszcze serce, przez tą moją wyobraźnie.
Widziałam wszystko. Widziałam ich pożądanie, ich oddanie, miłość wylewającą się z każdego spojrzenia.
Gdyby tak mogło być naprawdę.
Gdyby Tokio Hotel miało przy sobie te dwie istoty, tak bardzo im bliskie.
To i ja byłabym szczęśliwa.

Nawet ja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Träne




Dołączył: 04 Lut 2007
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: ja się wziełam O.o?

PostWysłany: Sobota 12-05-2007, 15:44    Temat postu:

Genialne.
Naprawdę świetne!
To chyba będzie moja ulubiona część Very Happy
Ah... ah...
Ale ciekawa jestem co będzie rankiem kiedy słońce się pojawi
Nagłe przebudzenie.
O pewnie tak Very Happy
Czekam zniecierpliwością na kolejną część!
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nelia




Dołączył: 24 Lut 2007
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łuków

PostWysłany: Sobota 12-05-2007, 20:49    Temat postu:

nie zostalo dodane tutaj chyba, ze w momencie, w ktorym Tom jest juz w lozku razem z Chloe czytelniczki MUSZA wlaczyc pewna piosenke, na xadzie bylo, tu zapomnialam tego dodac.
wiec prosze sie dostosowac do prosby Reinigen i (legalnie) podczas czytania tego fragmentu w kolko sluchac tej piosenki --->>> http://youtube.com/watch?v=y0s7ycdUcHk <<<---

nastepnie...

na nowa czesc musicie poczekac az wroci autorka
reini - przekazalam, tak jak kazalas Smile mam na to dowod na pismie, jak widac


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
orengada




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 1018
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Osada posrańców.

PostWysłany: Sobota 12-05-2007, 22:37    Temat postu:

Będzie kolejny part?
Generalnie się zauroczyłam. *.*
Czytając fragmenty, pełne zawiłych opisów i uczuć żebra mi drgały, a wzrok pochłaniał każde zdanie z lubieżnością.

czekam na kolejny odcinek!
tak, tak. Powiedz już ze napisałaś a sama orgazm osiągnę.

Hahah pozdrawiam. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Twist xD




Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 307
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: }}}::..SoLdAu..::{{{

PostWysłany: Poniedziałek 14-05-2007, 16:55    Temat postu:

Ojj, a kiedy Reini wróci? Sad
Już tęsknię...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nelia




Dołączył: 24 Lut 2007
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łuków

PostWysłany: Poniedziałek 14-05-2007, 19:44    Temat postu:

Reini wroci raczej niepredko,
znaczy moze w ten weekend ale jest to raczej malo prawdopodobne

poza tym obiecalam sobie, ze juz nie bede pisac przy "wierze" poniewaz znowu bedzie, ze zrobilam jej balagan w postach

dlatego dziewczynki, zycze cierpliwosci i wytrwalosci Smile

pozdrawiam,

N.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 7 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin