Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

*Porwanie*-Cz.VII Łodyga Pokrzywy ( ost.)+
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania Archiv
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mod-Negai
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 1797
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w Tobie tyle zła?

PostWysłany: Sobota 26-08-2006, 17:47    Temat postu:

Ach!
Z dotychczasowych części ta była zdecydowanie najlepsza. Muszę to przyznać.
Naprawdę zrobiłaś na mnie ogromne wrażenie tym partem i brak mi słów aby wyrazić, jak umiejętnie obudziłaś we mnie dwa uczucia - zachwyt i strach.
O wierze dobrze wiesz co sądze w tym opowiadaniu - strzał w dziesiątkę.
Fabuła mnie niesamowicie intryguje. Oni (porywacze) zachowują się, jakby byli nie z tego świata. Kolejny element dodający uroku.
No i Twój styl, który trafia idealnie w nasze gusta. Bo potrafisz ścisnąć w dłoni naszą ciekawość, przytrzymać i nie puszczać tak długo, jak tylko Ci się podoba.
Kończysz i pozostawiasz niedosyt.
Dobrze, ze pozostaje myśl - następna część niedługo...
Pozdrawiam:
~ddm


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Holloway




Dołączył: 15 Mar 2006
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z owocowego sadu;)

PostWysłany: Poniedziałek 28-08-2006, 11:35    Temat postu:

Tak jak mówiłam, nie jest to ostatnia część.





Część V
- Ostatnie pytanie-



Dwa do jednego dla nich. Definitywnie wygrali w tej zabawie. Mam podać im dłoń, opieczętowaną gratulacjami? Zaklaskać? A może zamówić schłodzonego szampana i dobrą kolację?
Nie prościej byłoby zabić nas bez tych całych ceregieli? Minuta i już. Po sprawie. Mieliby kolejne ofiary do swoich zbiorów. Złote trofea. Medale. Uznanie wśród innych zbirów. Pluliby policji w twarz. Chodzili z głowami podniesionymi do samego nieba. Wykiwali ochronę. Zgładzili takich idoli, niczym niemrawe gąsienice na chodniku. Zauważyli nas i zwyczajnie rozdeptali. Bez problemu. Kiedy władze dojdą do tego, kto zamordował braci Kaulitz, oni już pewnie będą daleko stąd. Nieuchwytni. Zmienią dane personalne. Staną się innymi ludźmi. Powrócą do zabijania? Nie wiem. To chyba uzależnia tak jak wszystkie używki. Tracisz rozum i tylko świeży łup przywraca ci zdolność kojarzenia. Dlatego tnąc nasze ciała, nie unikają uśmiechów. Odbierają po prostu upragniony prezent.


Cudowny zapach choinki. Nieporównywalny z żadnym innym. Rozpromieniłem się, pukając knykciem w kryształową bombkę. Bałwan odziany w czarny cylinder, uśmiechnął się do mnie pogodnie. Sznury elektrycznych lampek oświetlały moją twarz. Na samym czubku mieniła się brokatowa gwiazda, którą tata kupił w zeszłe Boże Narodzenie. Słyszałem ciche tony kolęd dobywające się z salonu. Mama razem z Babcią przystrajały karpia w galarecie.
Tom nie mógł usiedzieć w jednym miejscu. Pochłaniał łapczywie wzrokiem stos czerwonych paczek leżących przy stojaku.



Coraz częściej odpływałem. Również na jawie. Zdrętwiały mi nogi. Nie poruszaliśmy się już przez dobre trzy godziny. Myślałem o mamie. Myślałem o Tome. Myślałem o tych wszystkich krajach, których jeszcze nie odwiedziłem, a zapewnie już nie zdążę. Wyobrażałem sobie nie napisane piosenki. Nie zagrane koncerty. Nagłówki gazet przynoszące tragiczną nowinę. Specjalne komunikaty w mediach. Wieńce z róż i tulipanów, leżące kilometrami pod naszym domem. Karawan i dwie mahoniowe trumny. Chociaż czemu zakładam z góry, że umrzemy?...
Friedrich trzymał w dłoni jedną ze szmat, która niegdyś spoczywała w naszych ustach. Czyścił nią pistolet, skupiając na tym całą swoją uwagę.
Dlatego…
Została nam już ostatnia szansa. Jeden błąd i…bramy zaświatów staną dla nas otworem. Nie łudziłem się zbytnio ocaleniem. Nawet, gdybyśmy jakimś cudem na kilka pytań odpowiedzieli jednoznacznie, to i tak zrobiliby nam krzywdę. Prędzej czy później. Więc ja już wolę szybciej. Złapię Toma za rękę i razem pobiegniemy tym zasranym tunelem. Może się pościągamy?
- Przygotowani na kolejne zagadki, szkatułeczki? - Batholomäus poklepał mnie po zranionym policzku, potęgując agonię. Wymyślają dla nas fajne pseudonimy. Związane z klejnotami i bogactwem. To aluzja do czegoś? Może uważają, że nasze pieniądze są zarobione w sposób niegodny prawdziwego człowieka? Ubliżający pozostałym ludziom, którzy siedzą w biurach do dwudziestej czwartej i wzmacniają się sporą dawką kofeiny.
Westchnąłem, gładząc opuszkami twardy materiał kolorowej łapki. Niech się dzieje co chce…
- Wiecie, że teraz wasze bardzo… ekhem…nędzne życie wisi na włosku? – skonstatował Friedrich, zaznaczając wyraźnie wartość naszego istnienia.- Jeżeli kolorki nie będą się zgadzać, to musimy z bratem przygotować solidne szpadle. Co nie, Batholomäus ? – spojrzał z oczekiwaniem na niego, po czym obydwoje głośno się zaśmiali. Nienaturalnie. Z przesadą. Dźwięk przypominający łamanie paznokci o tablicę. Szaleńcza radość tak różni się od tej prawdziwej. Wcześniej tego też nie zauważałem… Żyłem w wyimaginowanym kloszu, jak ten kwiatek, który hodował „ Mały Książę”. Prawdziwe nieszczęścia i ludzka głupota były mi obce.
- No dobra, koniec tej gadaniny.- zakończył stanowczo wyższy diabeł.
Gładki rewolwer położył na fotelu, a sam przeciągnął się potężnie. Uśmiercenie nas traktowali jak zwyczajne polecenie „ Wyrzuć śmieci”. Pogodzili się już z faktem, że takie wypłosze jak my, trzeba szybko posłać do piachu i kropka.
A ja żegnałem się ze wszystkimi marzeniami…
Pocieszające było jedynie to, że zginę z bratem. Gdybym miał zostać na świecie bez niego, popadłbym w depresje, a w konsekwencji zabił się sam. Zamknięte koło.
- Pytanie bardzo związanie z obecnym poziomem naszej gry. - Friedrich starał się wprowadzić tajemniczą atmosferę. Posłał mi jedno ze swoich palących spojrzeń i gwałtownie zerwał z lampki różaniec.- Czy myślicie...- pomachał nim w powietrzu, lecz moje oczy zarejestrowały jedynie słabą, rozmazaną plamę.- …że po śmierci…- rozpaczliwie próbowałem odnaleźć dłoń Toma- …traficie do piekła?...- zgniótł błękitne koraliki w miazgę, a następnie rozsypał kawałki po wnętrzu.
Jedna łza...Skryła się w zakrwawionym krzyżu, który odznaczał się wyraźnie na moim prawym policzku.
Druga…Ochłodziła podrażniony bark.
Trzecia… Wsiąkła w czarną koszulę, nadając jej bardziej wyrazisty odcień.
Nieznacznie poruszałem wargami. Nigdy nie podejrzewałem, że będą szeptały wersy jednej z najbardziej znanych modlitw...

Ojcze nasz któryś jest w niebie,

święć się imię Twoje

przyjdź królestwo Twoje

bądź wola Twoja

jako w niebie tak i na ziemi

chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj

i odpuść nam nasze winy,

jako i my odpuszczamy naszym winowajcom

i nie wódź nas na pokuszenie

ale nas zbaw ode złego.


Błagam Panie…odpuść mnie i Tomowi wszystkie winy… Zbaw nas od całego zła… Nie wódź na pokuszenie za to, że przez cale życie wątpiliśmy w Twoje istnienie. Należy nam się piekło…
Wyciągnąłem różowy. Czy był to ostatni błąd jaki popełniłem?
Friedrich wymienił spojrzenie z bratem. Przeżegnał się majestatycznie, po czym jego nienaturalnie blada dłoń dotknęła broni.

Amen





CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cornelia




Dołączył: 23 Lut 2006
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dziury pod Wrocławiem...

PostWysłany: Poniedziałek 28-08-2006, 11:53    Temat postu:

Jestem pod wrażenieniem... Realistyczne... I to ostatnie pytanie... Popełnił błąd czy nie??? Zagadkowe... Narazie tylko tyle... Zoabczymy co dalej...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
April




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 806
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Poniedziałek 28-08-2006, 11:55    Temat postu:

Nie! Nie zabijaj ich... proszę... Ale... Nie mogli się pomylić...
Całe opowiadanie jest tak realne, że nie pamiętam kiedy odpłynęłam jak Bill, pochłaniając kolejne wyrazy... Strach myśleć, co by było, gdyby to się działo naprawdę... Nie trzeba żadnych broni, wystarczy być tak zestresowanym i przerażonym, że samemu się prosi o szybką śmierć..

Dlaczego tak szybko chcesz skończyć te opowiadanie? Rozumiem, że nie chcesz by to było kilometrowe dzieło... No nic. Nie będę przynudzać i oddalę się na bezpieczną odległość.

Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
"UKL...A"




Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 354
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z mchu i paproci

PostWysłany: Poniedziałek 28-08-2006, 12:23    Temat postu:

Chyba po raz pierwszy,
w moim jakże długim i szalonym życiu
nie wiem, co powiedzieć,
a to naprawdę zakrawa na cud... Twisted Evil

Cokolwiek ci napiszę, to i tak będzie za mało,
bo nie wiem, jak "zebrać" wszystkie moje zmysły
i spróbować odtworzyc to,co odczuwały
przez te kilka minut... Twisted Evil

No właśnie zaledwie kilka minut wystarczy,
żeby przeczytać kolejną część
i na nowo poddać się silnemu nurtowi
emocji, którymi, jak zawsze, przesiąknięta
jest ta część... Twisted Evil

A teraz mała "ćpunka" zamyka swe usteczka
i niecierpliwie czeka na kolejną,
jakże wspaniałą dawkę emocji... Twisted Evil


Pozdrawiam gorąco Exclamation
Sweet for you Exclamation


P.S. Nie zdziwię się, jeśli nie zrozumiesz
ani słowa z tej mojej zawikłanej wypowiedzi... Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez "UKL...A" dnia Poniedziałek 28-08-2006, 15:56, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sekunda




Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 209
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Poniedziałek 28-08-2006, 13:10    Temat postu:

OMG. Jaka ja byłam zestresowana jak to czytałam Very Happy Ale to nie moja wina że wczuwam się strasznie Smile Część mi się podobała.

"Cudowny zapach choinki. Nieporównywalny z żadnym innym. Rozpromieniłem się, pukając knykciem w kryształową bombkę. Bałwan odziany w czarny cylinder, uśmiechnął się do mnie pogodnie. Sznury elektrycznych lampek oświetlały moją twarz. Na samym czubku mieniła się brokatowa gwiazda, którą tata kupił w zeszłe Boże Narodzenie. Słyszałem ciche tony kolęd dobywające się z salonu. Mama razem z Babcią przystrajały karpia w galarecie.
Tom nie mógł usiedzieć w jednym miejscu. Pochłaniał łapczywie wzrokiem stos czerwonych paczek leżących przy stojaku. " - to mi się podobało. Tak fajnie to sobie wyobraziłam. I ciekawe co dalej... Czekam na new part z niecierpliwością Smile Weny życzę i pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Holly Blue




Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Poniedziałek 28-08-2006, 14:06    Temat postu:

Nadchodzi narkomanka xD
Ja to mam wyczucie nieprawdaż? (Mówię tu o pw)
Co tak krótko...
Przecież dopiero co wczułam się w klimat a tu już modlitwa i koniec...
Dobrze, że jeszcze kilka części.
Sama nie wiem co mam myśleć... z jednej strony jest mi szkoda ich obu a z drugiej chciałabym żeby ten koszmar juz się skończył. Niezależnie od tego jak.
Wiesz... w sumie to chciałabym wiedzieć co czuje Tom, co myśli.
Ale jakoś to przeżyje.
Uzależniona,
Holly Blue.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Negai
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 1797
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w Tobie tyle zła?

PostWysłany: Poniedziałek 28-08-2006, 14:44    Temat postu:

Muszę kolejny raz pogratulować.
Byłam bliska płaczu, naprawdę. Pod koniec łzy stanęły mi w oczach i jestem pewna, że gdybys dopisała tam jeszcze z 7 zdań, rozpłakałabym się.
I chyba tego chciałam, abyś wzbudziła we mnie kolejne emocje, a nie tylko te, które tłumię w sobie od początku.
Może następnym razem?
Ale nie traktuj tego, jak krytyki, wręcz przeciwnie.
Niesamowicie mi się podoba - podkreślam to jeszcze raz.
Zadziwiasz doborem słów. I szczerze? Jestem bardzo zaskoczona, że Twoja praca przyciągnęła tak niewielu czytelników.
Pozdrawiam:
~ddm


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natasha




Dołączył: 24 Sie 2006
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Poniedziałek 28-08-2006, 14:58    Temat postu:

Czy to znaczyu ze ma być jeszcze jedna część?! Super! Ale boże... Ty chyba musisz zacząć pisać jakies książki kryminalistyczne albo coś takiego... Kocham to opowiadanie... Ślicznie piszesz i bardzo podoba mi sie wresja tego opowiadania...!! Jak CDN to czekam na news mam nadziję że szybko
Mła


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Poniedziałek 28-08-2006, 19:47    Temat postu:

NIE!
*Magda wali pięściami o biurko*
To się tak nie skończy.
Ja wiem, że nie.
To by było zbyt oczywiste....
Mówiłam, że wiem coś o tym porwaniu :p
I teraz się jeszcze bardziej utwierdziłam, że raczej na pewno mam rację.
Ale siedzę cicho, bo nie chcę psuć innym zabawy Wink
Kocham cię za to piękne pisanie

Tea


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gossipgirl




Dołączył: 13 Cze 2006
Posty: 100
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Poniedziałek 28-08-2006, 21:06    Temat postu:

Hm...
Tym razem nie wczułam się aż tak bardzo.
Chyba było za krótko.
Ale wcale to nie oznacza,że mi się nie podobało.
Wręcz przeciwnie.
Podobało : )
Mam tylko nadzieję,że ich nie zabijesz Rolling Eyes
W końcu ma być jeszcze duużo części? xD
Ale...Byłabym ciekawa jakby przebiegła śmierć bliźniaków.
I co czuje w tym momencie Tom.
Pozdrawiam i życzę weny ; *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Holloway




Dołączył: 15 Mar 2006
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z owocowego sadu;)

PostWysłany: Poniedziałek 28-08-2006, 21:12    Temat postu:

cornelia: Dziękuje. Popełnił błąd czy nie? Przeżegnał się majestatycznie, po czym jego nienaturalnie blada dłoń dotknęła broni. Tu jest pewna podpowiedź. Co będzie dalej, zobaczymy.

Amber: Uwierz mi, że chciałabym dla braci Kaulitz jak najlepiej. Naprawdę. Jednak chcieć a móc, to dwa rózne pojęcia. Oby to nigdy nie stało się naprawdę...Nigdy. Tak, szybka śmierć w obliczu psychicznych i fizycznych tortur jest zdecydowanie najlepszym wyjściem. Kilometrowego dzieła z pewnością bym nie napisała Wink Może następne opowiadanie będzie dłuższe. To musi mieć siedem części. Poprostu.

"UKL...A": Nie martw się, zrozumiałam Twoją wypowiedź Smile Bardzo miłą, dodam. Widzę, że lubisz te klimaty, tak samo jak ja. Wspaniale, może kiedyś napiszemy coś wspólnie. Lecz to tylko nieśmiała propozycja na przyszłość Wink Następna część w przygotowaniu.

Sekunda: Nie musisz tak się stresować, to tylko opowiadanie Wink Niezmiernie się cieszę, że nie nudzą Cię kolejne części. Wczuwasz się? To bardzo dobrze. Ten fragment miał być klimatyczny. Wyobraziłam sobie własne święta i przelałam na monitor Smile

Holly Blue: Ta część była krótka, lecz pozostałe nadrobią długością. Nawet nie wiesz, jak oni pragną, aby ten koszmar sie skończył. Okropna jedza ze mnie, że tak ich męcze. Tom niestety jest w tym opowiadaniu tylko bohaterem drugoplanowym ( w pewnym sensie). To Bill odgrywa główną rolę i tak raczej już pozostanie.

Mod-~ddm: Sama ledwo powstrzymywałam łzy, pisząc myśli Billa. Taki młody, u szczytu kariery, pochłonięty marzeniami... Na skraju śmierci. Trudno. Takie jest życie. Niewielu czytelników? Jak na moją pierwszą wieloczęściówkę, to jest to dla mnie duży sukces. Zresztą, nie każdy lubi kryminały. W dodatku z udziałem TH.

Natasha: Tak, będą jeszcze dwie. Rany...ten komplement podbudowal mnie tysiąckrotnie... Dziękuje Natasha. Jednak pisanie książek to trudne zajęcie. Ja wolę zajać się fotografią Wink Uwielbiam to.

Teallin: Nie wiem jak się skończy. Naprawdę. Ciągle jeszcze poprawiam zakończenie. Zobaczymy czy Twoja teoria się sprawdzi. Jeżeli nie, to i tak opowiesz mi o niej, prawda? Dziękuje. Buziaczki dla Ciebie

gossipgirl: Następna będzie o wiele dłuższa. Co do zabijania... Nie mogę nic zdradzić. To z pewnością nie koniec ich cierpień. Sad


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Holloway




Dołączył: 15 Mar 2006
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z owocowego sadu;)

PostWysłany: Czwartek 31-08-2006, 11:20    Temat postu:

Ta część bardzo różni się od poprzednich.




Część VI
- Rastafarian-




1 Czerwca 1974, Essen


Lekarz miał w sobie coś zimnego. Równo przystrzyżony wąs drgał, gdy ze zniecierpliwieniem poruszał ustami. Kauczukowe podeszwy dudniły w wyciszonych późną porą korytarzach. Słabe światła dawały przyjemne ukojenie. Gdzieś w oddali słychać było płacz niemowlęcia. Przechodził obok rzędu seledynowych drzwi. . 85…86…87. Wygrawerowane liczby. Wybrał 88, lecz na moment przystanął. Wziął kilka głębokich wdechów. Nie lubił przekazywać złych wiadomości. Zwłaszcza świeżo upieczonym matkom.
Wszedł do środka stanowczym krokiem, trzymając pod pachą granatową teczkę. Na jednej z dwunastu kozetek znajdujących się w sali leżała młoda kobieta. Kasztanowe, kręcone włosy opadały na jej bawełnianą koszulę nocną. Bił od niej niewyobrażalny spokój. Szczęście. Odpoczywała po wyjątkowo męczącym dniu.
- Pani… Dorothea Schneider?- spytał tylko dla formalności, aby przedłużyć jej błogi stan.
Spojrzała na niego z uśmiechem.
- Tak, a o co chodzi?
Nerwowo obracał teczką, w której znajdowały się wyniki badań dwóch chłopców.
- Niestety mam niezbyt dobre wieści…
Dorothea natychmiast spoważniała, próbując podnieść się do pozycji siedzącej. Zacisnęła palce na wykrochmalonej pościeli.
- Czy coś się stało z moimi dziećmi?...
Lekarz spojrzał na swoje nogi. Nie mógł znieść jej wzroku.
- Urodzili się z osobliwą skazą genetyczną. Ich skóra, włosy, brwi, rzęsy oraz tęczówki nie mają odpowiedniego zabarwienia. Właściwie w ogóle nie posiadają pigmentu. Jest to wywołane brakiem enzymu tyrozynazy w organizmie. Ciała odznaczają się dużą wrażliwością na promieniowanie UV. Pani dzieci…to albinosi.
Patrzył jak truchleje. Jak jej twarz błyszczy od łez. Jak opuszcza ją cała ta radość.
Jedynie patrzył, bo na nic więcej nie było go stać.


12 Listopada 1983, Dortmund


- Jak myślisz… oni kiedyś się zabiją?..- wyszeptałem ze strachem, kucając przy białowłosym chłopcu. Siedział w rogu naszego salonu i bawił się zdechłym motylem.
Nie zaszczycił mnie odpowiedzią. Wzruszył tylko nieznacznie ramionami. Zaczerwienione od płaczu oczy wędrowały po tułowiu owada, niszcząc go samym błyskiem.
Z dołu dochodziły krzyki. Nienawiść tak wielka, że oślepiała. Brzęk tłuczonej porcelany. Plusk wody, która wylała się z różanego wazonu. Szloch.
Zamknąłem powieki.
Zadrżały kremowe ściany, kiedy ktoś uderzył w nie z całej siły. Musiałem się skupić.
- Pamiętasz co mówił proboszcz na ostatnim kazaniu?
Drgnął. Upuścił martwego insekta na dywan. Kolejna zabawka, na którą przyszedł czas. Znudziła mu się.
- Czekaj…- zmarszczył brwi w próbie zebrania wspomnień- …o…piekle…- podniósł głowę i zaciął wargi.
Uśmiechnąłem się lekko. Nigdy nie zapomina.
- Tak…- potwierdziłem, obejmując go ramieniem- Bóg jest Miłością...
- Jest - przytaknął zdecydowanie Friedrich, nie pozwalając mi dokończyć.
Westchnąłem, próbując skupić się na przekazanej myśli, a nie kolejnej kłótni rodziców.
- Bóg jest Miłością i wszystkich ocenia sprawiedliwie. Nie ma lepszych ani gorszych. Każdy otrzyma swoje miejsce w zaświatach. Lecz odpowiednie. Grzeszników Pan skieruje na wieczne potępienie. Natomiast anioły okryte ludzką skórą, staną u złotych bram.
Słuchał mnie jak zahipnotyzowany. Prawie się nie poruszając. Już nie reagował na wrzaski. Zaczarowałem go, opowiadając najcudniejszą, realną bajkę. Opowieść ze szczęśliwym zakończeniem. Nie spytał mnie do czego zmierzam, bo chłonął każde słowo jak sucha ziemia spragniona wody.
- Bracie. My wiemy, że istnienie piekła to prawda. – złapałem go za ramiona i ustawiłem naprzeciw mnie. Powoli jego oczy stawały się coraz czarniejsze. – Groźba wiecznego odrzucenia i odtrącania. Od Boga. Od światła.
- Wiemy też o istnieniu nieba..- poczułem jak dotknął mojego ramienia. Zadrżałem. – Śpiew i radość. Anielska chwała.
Oddychałem nierówno. Za szafą widziałem skrzydlate postacie i konfesjonał.
- Dlatego po śmierci ojciec będzie cierpiał katusze nie znane na tej Ziemi. Odpokutuje za zło wyrządzone mamie.
Huk. Chyba wybił szybę.
Nie.. Nie poddam się…
Muszę… walczyć…
To perfidna słabość, która ośmiesza człowieka…
- Batholomäus, nie płacz…- znowu stał się łagodny. Mrok minął. Zebrał mi śnieżną grzywkę z czoła i wsunął za ucho. – Jestem z tobą…


8 Kwietnia 1990, przedmieścia Wiesbaden


Pakował się. Bardzo szybko. Wrzucał do zielonego plecaka wszystkie rzeczy będące w zasięgu jego rąk. Dookoła porozrzucane były książki i długopisy. Dostrzegłem również srebrną żyletkę, która najwyraźniej teraz służyła mu jako zakładka do „ Raju Utraconego” Johna Miltona.
- Co ty robisz?- spytałem ze zdziwieniem, potykając się o kolejne tomy wierszy i kilka par butów.
- Staram się zebrać całe moje życie do kupy i umieścić w jednym miejscu.- odparł ironicznie, a następne podręczniki znalazły się w jego torbie.
Od pewnego czasu przestaliśmy się rozumieć. Każde z nas chodziło własnymi drogami, jednak rzadko krzyżowały się one ze sobą. Friedrich bardzo się zmienił. Zapuścił włosy. Pochłaniał całe sterty literatury. Znalazł sobie nowych kolegów. Wymykał się potajemnie na spotkania, o których nic mi nie mówił. Wracał z nich jeszcze bardziej dziwny. Poważny i skupiony. Zamykał się na kilka godzin w pokoju. Modlił się. Wszystko zaczęło się od śmierci mamy. Samobójstwem ojca, prawie wcale się nie przejęliśmy. Lawina spadała coraz niżej. Czułem, że go tracę…
- Uciekasz?
Przerwał na chwilę.
- Nie sądzisz, że to lepsze rozwiązanie, niż gnicie w sierocińcu ?- spojrzał na mnie ze złością. Niestety. Wybrałem zły dzień na rozmowę.
- Zależy od tego, gdzie jest miejsce docelowe…- mruknąłem, ostrożnie zgarniając z lóżka przedmioty aby móc usiąść.
Obserwował każdy mój ruch. Następnie chwycił biały modlitewnik i zacisnął na nim palce.
- W innym świcie…- pogładził jasną okładkę, zatrzymując się o sekundę dłużej na wyszywanej złota nicią Eucharystii.
Znowu to samo. Mówił zagadkami. Dla zwykłego nastolatka zupełnie obcymi. Tajemniczymi. Innymi.
W jednej chwili całe moje wyobrażenie przyszłości, rozpadło się. Zmieniłem nastawienie do otaczających mnie spraw. Oczekiwanie na cud. Nową rodzinę. Teraz to już nie ważne. Złudzenie po nieprzespanej nocy.
Uczynię pierwszy krok do złączenia naszych życiowych dróg.
- A zabierzesz mnie ze sobą?...
Mój brat oniemiał z radości.
- Oczywiście… Musisz poznać paru moich znajomych.


17 Września 1997, Essen


Czarny kaptur doszczętnie zakrywał górną połowę mojej twarzy. Może to i lepiej…chciałem przez jakiś czas zostać anonimowy. Chociaż Friedrich mówił, ze tworzymy jedną, wielką rodzinę. Ludzie, którzy cię rozumieją i wiedzą czego potrzebujesz. Teraz nie tylko ja byłem dla niego bratem. Wszyscy nimi byli. Rastafarian. „ Moc Trójcy Przenajświętszej”. Dom. Spokój. Miejsce z którego się nie wychodzi. Odpoczynek po męczącym biegu. Dziś mieliśmy przystąpić do ostatnich, najznakomitszych święceń. Plasujących nas ma czołowej pozycji w bractwie. Mistrzem nieodwołalnie był Garvey. My mogliśmy stać się jedynie jego dziećmi. Zawsze nazywał mnie i Friedricha, synami wybranymi. To właśnie nam przepowiadał wzniosłe dokonania. Wielką wygraną. Czcił najbardziej. Jak dwa asy w tali bezimiennych kart. Wywyższeni ponad wszystkich. Powiedział to już pierwszego dnia. Gdy spojrzał w nasze oczy. Sam mistrz, a zbladł pod wpływem wzroku nic nie znaczących uczniów.
- Błagam! Wypuście mnie!! Oddam wam wszystko co mam! Proszę...
Zacisnąłem zęby.
Musze się jeszcze wiele nauczyć. Na przykład obojętności. Marne istoty, jakimi jest większość ludzi, nie zasługują na krztę współczucia i litości. Zapracowani, wiecznie nieprzytomni, zapominają o Bogu i należytej Mu czci. Są tak zaślepieni pieniędzmi i własnym dobrobytem, że niemal widzę jak ich oczy zachodzą grubą błoną. Biznesmeni, naukowcy, lekarze.. Rastafarian to jedyna ucieczka od całkowitej klęski. Ratunek dla tonącego grzesznika.
Patrzyłem z pogardą na jednego z nich. Kolejna zagubiona dusza, do której już nikt nie wyciągnie pomocnej dłoni.
Przybity gwoźdźmi za ubranie.
Spocony.
Zapłakany jak małe dziecko.
Zasługujący wyłącznie na śmierć.
Pewnie i tak większa katuszą w piekle będzie dla niego fakt, ze nie zabrał ze sobą komórki.
Wystąpiłem razem z Friedrichem z kręgu.
Pozostali utworzyli wokół nas i tego nieszczęśnika, mocną bramę.
Mistrz był w samym środku i czekał.
Ostatnie święcenie. Największa próba.
- Żegnaj…- unieśliśmy dwa rozżarzone pręty.
- Nie!!!!!- Zawył, desperacko próbując wyszarpnąć swoje ubranie od metalowych haków.
Zrobiliśmy to. Razem.



21 Stycznia 2005, Więzienie o zaostrzonym rygorze,Frankfurt


Czekaliśmy już osiem lat na ponowne spotkanie z braćmi. Każdy dzień spędzaliśmy na modlitwach. Niekiedy kilku godzinnych. Bóg miał zapewne powód aby nas tu umieścić. Większy plan. Raz tylko zadałem sobie to pytanie. Dlaczego my? Dlaczego musimy zapierać się samych siebie? Swoich idei i przekonań? Dlaczego każą nam żałować za święcenia? Dlaczego gdy przed kamienicą usłyszeliśmy policyjne syreny, mistrz położył nam rękę na ramieniu i skinął głową? Dlaczego zostaliśmy wybrani? Po co wzięliśmy na siebie całą winę za śmierć tamtego łazęgi?
Patrzyłem się na metalowe kraty w małym okienku, powoli tracąc poczucie wolności.
Byłem jak ptak, któremu gwałtownie ucięto skrzydła. Co bym dał, aby je znowu rozwinąć..
Friedrich klęczał na zimnej posadzce i odmawiał po raz dziesiąty łacińskie Wyznanie Wiary. Tego języka nauczyliśmy się w Rastafarian.
A czas płynął…
Nagle coś osunęło się z szelestem niedaleko mnie. Spojrzałem w bok. To gazeta strażnika. Widocznie znowu zasnął. Lecz tym razem nie był to czarno- biały informator. Kolorowa okładka wyraźnie nie pasowała do wszechobecnej szarości.
Podniosłem się i przycisnąłem twarz do zimnych prętów.


Superdodatek Bravo
Tokio Hotel wyznają wszystkie swoje grzechy!


Zaintrygowało mnie tytuł. Delikatnie złapałem za róg i wciągnąłem pismo do celi. Pominąłem fakt, że dorosły człowiek czytający takie magazyny, jest zapewne niedorozwinięty.
Otworzyłem pierwszą stronę.
Dwóch chłopców. Jeden z postawionymi na żel, czarnymi włosami. Drugi w białej czapce i blond dredach. Kolczyki, pomalowanie paznokcie, opaski na rękach. Chytre uśmiechy.

„ Bill jeszcze nigdy nie spowiadał się w kościele. A miałby z czego..”
„ Nie jesteśmy zbyt religijni”


BRAVO: Opowiedzcie o największym grzechu, jaki kiedykolwiek popełniliście.
TOM: Kiedyś zwinąłem mojemu ojczymowi kluczyki z samochodu(…) Najechałem na drzewo. Nigdy się do tego nie przyznałem.
BILL: Uciekłem z kafejki, nic nie zapłaciwszy. Zmyłem się tylnymi drzwiami(…) Miałem niezłego pietra!


„ Jesteśmy w końcu tylko ludźmi i popełniam y grzechy, chociaż wszyscy bardzo chcemy iść do nieba.”

Zadrżałem. Po policzku spłynęła mi łza.. Zalewał mnie nieopisany gniew.
Ich puste oczy.
Drogie ubrania.
Bluźniercze słowa.
Kto to jest?
Spojrzałem na jeden z wersów wywiadu.
Bill i Tom Kaulitz.
Najsławniejsi bracia bliźniacy w muzyce.
- Friedrich …mówiłeś, że Herald chce nam pomóc się stąd uwolnić…Mamy teraz doskonały powód, aby to zrobić…


24 Lipca 2006, Stuttgart


To był chyba najgorętszy dzień lata. Żar lał się z nieba jaskrawymi promieniami. Nic jednak nie było w stanie zniechęcić tych młodych dziewczyn. Tłoczyły się przed lotniskiem z idiotycznymi transparentami i plakatami. Niektóre miały odsłonięte piersi, a na nich wypisane imiona jednego z popaprańców. Każdy przejaw takiego kultu traktowałem jak osobistą boleść. Nie mogłem za nic zrozumieć ich platonicznej miłości. Całkowitego oddania takim ofiarom losu. Na ani jednej szyi nie widziałem krzyżyka. Zamiast tego zbereźne tatuaże. Lśniące bransoletki. Opaski z trupimi czaszkami.
„Przebacz im Ojcze, bo nie wiedzą co czynią „.
Kiedy na nie patrzyłem, jeszcze bardziej utwierdzałem się w słuszności naszej misji. Zadania, które już kilka lat temu przepowiedział nam Garvey. Wielki czyn.
Oto i on.
Pomiędzy automatycznie rozsuwanymi, przeszklonymi drzwiami, pojawiła się czwórka chłopaków. Strasznie zróżnicowanych. Jakby spotkali się przypadkowo na ulicy. Dwóch z nich miało na sobie zwykłe ubrania. Torby przewieszone przez ramie. Miły wyraz twarzy.
Natomiast… Kaulitzowie…
Czarne okulary przeciwsłoneczne doszczętnie zakrywały im oczy. Lecz to bardzo dobrze. Co bym w nich dostrzegł? Dumę ze zdobytych plugawymi sposobami, pieniędzy? Głupotę?
Bardzo afiszowali się ze swoją pozycją. Bogactwo ociekało z każdego fragmentu ich ciała.
Uśmiech. Sztuczny. Paskudny.
Panie! Dlaczego widzisz i nie buntujesz się?
A one piszczały…
Wszędzie krzyk. Śpiewanie.
Czułem się, jakbym wkroczył na niedozwolony każdemu chrześcijaninowi teren. Ziemię piekielną. Bałem się kroczących między barierkami diabłów.
Na wszelki wypadek zmówiłem w myślach krótką modlitwę.
Po przeciwnej stronie widziałem czającego się Friedricha. Mimo jego słów, nie byłem pewien czy to się uda… Oni też mają ochronę. Na dodatek byliśmy poszukiwani w całych Niemczech. To zły moment, aby pokazywać się publicznie. Blisko telewizji.
Pokręciłem nieznacznie głową
Tylko z Bożą pomocą możemy osiągnąć cel…



CDN


P.S- Aby uwypuklić pewien fakt, specjalnie zaznaczyłam kursywą słowo " diabłów".

[/i]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Holly Blue




Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czwartek 31-08-2006, 11:30    Temat postu:

1?
Edit:
Ja wierna narkomanka tego opowiadania xD czytałam od razu, ale zapomniałam "od razu" zedytować. Przepraszam.
Wiesz, że ta część przemówiła do mnie chyba najbardziej z dotychczasowych? Tak jakoś... wspomnienia braci mi się niezmiernie podobały. I szczerze mówiąc to polubiłam ich. Może wyjdę na dziwaka itd. ale oni po prostu wydawali się skrzywdzeni przez los dlatego zrobili co zrobili, a teraz dręczą bliźniaków. Może nawet nie tyle tego starszego co młodszego. On w tej części "udzielał" się najbardziej.
I długość mi się podobała...
Tylko ja jestem niedomyślną istotą i nie wiem po co diabły zostały pochylone... tzn. wiem na swój sposób. Snuję domysł xD
Pozdrawiam i już czekam,
Holly Blue.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Holly Blue dnia Czwartek 31-08-2006, 12:42, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cornelia




Dołączył: 23 Lut 2006
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dziury pod Wrocławiem...

PostWysłany: Czwartek 31-08-2006, 12:19    Temat postu:

No tak... Jeden uważał za diabłów Friedricha i jego brata, a drugi Kaulitzów... Wszystko się zaczyna układać... A następna część będzie ostatnia??? Ciekawe jak to się zakończy... Ale chyba ich nie zabijesz.... Prawda???

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Negai
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 1797
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w Tobie tyle zła?

PostWysłany: Czwartek 31-08-2006, 12:25    Temat postu:

Genialne.
W tej części przedstawiłaś nam życie porywaczy, ich losy oraz wyraźnie ukazałaś, jaki był powód porwania bliźniaków.
I to mi się bardzo spodobało. Uchyliłaś nam rąbka tajemnicy, chociaż jeszcze wiele pytań nasuwa się podczas czytania.
Jednak mamy (my czytelnicy) już jakiś zarys w głowie. A to bardzo dobrze, bo motywuje do dalszego czytania.
Wstawki z datą i miejscem akcji, sprawiły, iż tekst jeszcze bardziej przypomina kryminał.
I pochwalę jeszcze wiarygodność. Wydarzenia układają się w całość i mają sens. Chociaż nie znamy jeszcze dokładnie wszystkiego.
Gratuluję.
Pozdrawiam:
~ddm


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sekunda




Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 209
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czwartek 31-08-2006, 13:02    Temat postu:

To była najpiękniejsza część. Bardzo mnie poruszyła... Batholomäus i Friedrich są religijni, i to aż za bardzo, w życiu bym nie pomyślała... Żal mi dzieciństwa tych mężczyzn... Rozumiem czemu tacy są. Ale oni trochę przesadzają. To Bóg wymierza karę... Pięknie piszesz, kłaniam się. Pozdrawiam
P.S Czekam na next part Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Czwartek 31-08-2006, 13:35    Temat postu:

Mówiłam, że rozumiem?
Wiedziałam o tym. Od początku. Tzn. od chwili kiedy zaczął się ten cały cyrk już po porwaniu.
Bardzo dobrze napisane.
Idealne słownictwo, równowaga... Piękne.
Rozważałam tylko opcje do jakiego bractwa należą owi albinosi. Z początku miałam cichą nadzieję, że to Opus Dei. Jednak potem pomyślałam, że byłoby to chaniebne ściągnięcie pomysłu z ,,Kod Leonrada da Vinci". I wtedy pojawił się Rastafarian. Cóż...
Lubię wiedzieć dużo na różne tematy. Religia jest jednym z nich Wink
Czułam, że oni mają niepokolei. Tzn. zaślepieni miłością do Boga.
Nie zawiodłam się na swojej teorii. Ale nie powiem - zmuszałaś mnie do myślenia.
Całuję

Tea


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rosenrot




Dołączył: 12 Sty 2006
Posty: 944
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: z Utopii

PostWysłany: Czwartek 31-08-2006, 16:34    Temat postu:

Holloway. Wybacz, że nie skomentowałam ostatnich części. Jasna sprawa, że je przeczytałaml, tylko, że teraz mam mało czasu.
Znalazłam chwilkę, więc komentuję.

To opowiadanie wręcz zapiera mi dech w piersi.
Gdy czytam je, czuje duchote, zdenerwowanie.
Jak to możliwe, że tak na mnie działają zwykłe słowa?
Po raz pierwszy tak bardzo denerwuję się czytając jakieś opowiadanie.
Jest mi gorąco. Uhh... Ta duchota.

Teraz widzę, jaki oni mają cel.
Boże, ale tak nie można.
Holloway, pisz szybko kolejną część. Nie mogę się doczekać!

Gratuluję talentu. Na forum mało jest osób, które w tak świetny sposób potrafią opisywać uczucia i emcję.
Gratuluję... Piszesz świetnie.

Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
"UKL...A"




Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 354
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z mchu i paproci

PostWysłany: Czwartek 31-08-2006, 16:56    Temat postu:

Rastafarian tak bardzo
kojarzy mi sie z rastafarianinami,
że aż mnie dereszcz przeszedł...

Świetna część, przepełniona emocjami,
bardzo realistyczna i "wciągająca w swój silny prąd"
pozwala nam zrozumieć postepowanie "Albinosów",
w pewnien sposób poczuć to co czują oni
i poznać powód tych jakże okrutnych działań...

Najgorsze w tym wszytkim jest to,
że wiara naprawdę potrafi zaślepiać ludzi
i wydaje im się, że maja prawo wyrokować
w imieniu Boga o tym kto zasłużył na potepienie...

I pomyśleć, że są dla siebie tym samym...
..."Albinosi", to diabły dla Billa i Toma...
...Bill i Tom, to diabły dla "Albinosów"...

...niby tyle różnic, a jednak coś ich łączy...

Och lepiej już zamilknę i oddam się czekaniu
na kolejną część z nadzieją, że mój głód,
wreszcie zazna ukojenia i pozwoli mi, małej "ćpunce",
normalnie funkcjonować...


Pozdrawiam gorąco Exclamation
Sweet for you:!:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Holloway




Dołączył: 15 Mar 2006
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z owocowego sadu;)

PostWysłany: Czwartek 31-08-2006, 22:58    Temat postu:

Holly Blue: Te wspomnienia były bardzo ważne. Chciałam się postawić zarówno po jednej stronie, jak i po drugiej. Cieszę się, że polubiłaś " złych" braci, chociaż nie sądziłam, że tak się stanie. Sama nie tyle ich lubię, co współczuje im. Domysły też sa dobre^^

cornelia: Tak, następna będzie ostatnia. Sprawia mi trochę problemów napisanie jej...Ech... Mam ich nie zabijać? Nie wiem. Nie wiem. Zakończenie musi być ostre. Chociaż...

Mod-~ddm: Dziękuje Ci jeszcze raz, za taki piękny komentarz. Naprawdę serce mi rośnie, jak czytam tyle miłych słów.

Sekunda: Religijni aż do bólu... Niestety nawet w realnym świecie można spotkać wielu takich fanatyków. Bardzo się cieszę, że nadal czytasz. A co najważniejsze, że Ci się podoba. Wink

Teallin: Widzisz, nie dałaś się zaskoczyć. Też przeczytałam " Kod". Również " Anioły i Demony". Uważam, że to naprawę porządny kawałek lektury, jednak ja inspirowałam się filmem, a nie książką. Opus Dei to zbyt poważny temat na amatorskie opowiadanie. Wink

Gaga: Nic nie szkodzi Smile Ojej…dziękuje...bardzo, bardzo. Jesteś kochana. Kolejna część...postaram się dodać przed rozpoczęciem roku szkolnego. Potem juz nie bedę mieć tyle czasu na pisanie.

"UKL...A": Doskonale zrozumiałaś dlaczego zaakcentowałam słowo " diabłów". O to mi właśnie chodziło. Co do ich postępowania... " Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie". Wielokrotnie dzieci prześladowane w dzieciństwie, podobnie postępują z innymi ludźmi w dorosłym życiu. Przykro mi, lecz parę dni będziesz " głodna" Neutral Brak weny...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Holloway




Dołączył: 15 Mar 2006
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z owocowego sadu;)

PostWysłany: Poniedziałek 04-09-2006, 13:43    Temat postu:

Ostatnia częsć. Niektórych może odstraszyć długość. Mam nadzieję, że tylko nielicznych.




Część VII
- Łodyga Pokrzywy -



- Uwolnij ich…- polecił bratu Friedrich, ładując magazynek. Miedziane naboje z łoskotem wypełniły luki. Trzask. Załadowane.
Wielokrotnie wyobrażałem sobie mój ostatni dzień.
Na łące, leżąc wśród maków. Przyglądałbym się ważkom i śmiał z ich wielkich oczu.
W moim pokoju, gdzie razem z bratem spieralibyśmy się, czy Eva Langoria jest ładniejsza od Pameli Anderson.
Grając pożegnalny koncert na szczycie Berlińskiego wieżowca.
Nawet i w szpitalu, razem z bliskimi.
Ale nigdy nie w zapomnianym miejscu, ciemnym i zimnym…
Chciałbym jeszcze raz porozmawiać z rodzicami… Przeprosić.. Powiedzieć, że to wszystko potoczyło się tak szybko..
Przytulić Toma..
Batholomäus był poważny. Już nie podniecony, ani rozradowany perspektywą kolejnego rozlewu krwi. Wyrwał nam z rąk dwukolorowe łapki i jednym, sprawnym ruchem przeciął sznur.
Moje mięśnie gwałtownie się rozluźniły. Nabrałem powietrza, czując igiełki bólu w płucach. Świat zawirował. Podłoga zajęła miejsce sufitu. Jeszcze jeden wdech. Nagły przypływ młodości. Nogi nie dawały mi żadnego oparcia. Wilgotna skóra. Pot mieszał się z krwią na przegubach. Ciemna koszulka całkowicie przylegała do pleców. Tworzyła z nimi nierozerwalną warstwę. Powieki opadły, by gwałtownie poderwać się do góry. Widziałem coraz gorzej. Jedynie strzępy. Zarysy przedmiotów. Głosy dochodziły do mnie z daleka.
Muszę…
Co?
Muszę odnaleźć brata…
Nie potrafię… Nie wiem gdzie jest…
Ale stał tuż przy mnie. Przecież był obok!
Ja nic nie widzę… Umieram, albo już umarłem. Pewnie nóż był zatruty…
Tom! Muszę cię… Tom…
Opadłem na kolana. Miałem wrażenie, że składam się jak harmonijka.
- Bill!
Nie rozpoznawałem już nic. Wszystkie dźwięki były takie same. Kto krzyczał? Skrzat w zielonym kapeluszu? Nie ma już czasu na dobroduszne rady…
Szamotanina. W innym wymiarze. Nie dotyczyła mnie. Byłem tylko cichym obserwatorem. Ponownie miałem styczność z zakurzoną podłogą. Lecz dlaczego ona się bujała? Te dziwaczne wybrzuszenia w panelach… Bardzo przypominały morskie fale.


Siedziałem na plaży. Czułem kryształki piasku pomiędzy palcami. Był chłodny. Do moich nozdrzy docierał zapach glonów. Mewy wydawały przeraźliwe skrzeki, gdzieś nad głową. Słońce schowało się za burzowymi chmurami. Czarne i granatowe obłoki zawisły nad równie mroczną tonią. Bezkresną. Była wzburzona. Niebezpieczna. Pieniste bałwany zderzały się z kamieniami, rozpadając na miliardy kropel. Wiatr łaskotał mnie po twarzy. Rozwiewał kosmyki.
Nagle dostrzegłem przy brzegu jasną kartkę. Obmywaną przez wodę . Leżało na niej kilka muszelek. Zdziwiłem się, że prąd jeszcze jej nie porwał. Zaintrygowany, podniosłem się i zbliżyłem do krawędzi plaży. Zdawało mi się, że płynę. Nie wykonywałem żadnych kroków, mimo to poruszałem się do przodu. Bliżej…
Pochyliłem się nad nią. Nie. To nie była kartka. Zdjęcie. Wyblakłe. Widniał na nim chłopak w kraciastej czapce. Z długimi dredami. Nie znałem go… Jednak wyciągnąłem rękę. Gdy czubki palców dotknęły morskiej cieczy, zaróżowiły się. Poczułem jak mnie pieką. Potem zaczęły się żarzyć. Zezłościłem się. Chcę to zdjęcie! Z powrotem zanurzyłem dłoń. Ogień. Kolce i ciernie. Wiatr był coraz silniejszy. A chłopak uśmiechał się nadal…Tylko kim on był?...


- Podnieś się!

Nie miałem już rąk. Spaliła je ta piekielna toń. Mogłem jedynie przyglądać się, jak stare zdjęcie drga lekko pod naporem wody. Kim on był?...

- Wstawaj, Kaulitz!

Po wzburzonej powierzchni szła postać. Wysoka. Odziana w ciemny płaszcz z kapturem. Wystawały spod niego białe końcówki włosów. W pasie przewiązana bordową wstęgą. Nie topiła się. Jej stopy zaledwie dotykały morza. Zupełnie jakby znajdowała się na twardym gruncie.

- No już!

Nie chciałem, aby odsłoniła twarz. Bałem się tego, co mogę tam zobaczyć. Widoczne były tylko mocno zarysowane usta.
Spojrzałem szybko na fotografię.
Przecież to..
Tom…
Potężny podmuch wyrwał zdjęcie z objęć muszli. Pognało wprost do tajemniczej postaci. Za późno zrozumiałem, kto na nim jest…


Friedrich złapał mnie za ramiona i poderwał do góry. Przeniosłem się z jednej mary nocnej w drugą. Może jeszcze straszniejszą…
- Nie martw się Bill, już niedługo będziesz odpoczywał. – pierwszy raz powiedział do mnie po imieniu. Cóż za zaszczyt… - Zaśniesz prawdziwie głębokim snem…
Obraz nadal był niewyraźny. Dodatkowo pulsowały mi skronie, a na łokciach widniały głębokie zadrapania. Prawdopodobnie po paznokciach demona.
Fotografia…
- Tom!- Wybudziłem się natychmiast z transu, rozglądając rozpaczliwie po pomieszczeniu.
Mój brat stał przy ścianie. Właściwie był do niej przyparty. Z rozciętej wargi obficie sączyła się czerwona stróżka, a obie ręce z powrotem były oplecione grubym sznurem. Na dwa węzły. Nie wiem jakim cudem mógł jeszcze stać. Kolana lekko mu drżały. Do szyi miał przystawiony… pistolet… Lufa nieznacznie zagłębiła się w jego skórze.
Zrobiło mi się zimno. Zupełnie nagi wpadłem w zaspę śniegu. Warstwa mrożącego puchu zatkała mi uszy i gardło. Byłem zbyt zszokowany aby płakać. Zbyt przerażony aby krzyczeć.
Batholomäus trzymał palce na spuście. W każdej chwili mógł zwiększyć nacisk…
- Nie róbcie...- trudno było mi złapać oddech- nie…róbcie…tego…
Tom spojrzał mi w oczy. Orzechowe tęczówki zamarły. Niemalże tak wyblakłe, jak na zdjęciu z mojej wizji. Dawne ogniki przestały istnieć. Chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował z tego zamiaru. Tylu uczuć nie da się wyrazić słowami. Nawet najpiękniejszymi.
Chryste, przecież ja już wierzę!
Nie zabieraj go…
Friedrich szarpnął mnie za kołnierz koszulki. Mocno. Drąc czarny materiał. Poddałem się. Marionetka straciła chęć walki.
- Masz rację, tutaj tego nie zrobimy – powiedział oschle, lecz wypowiedź skierował raczej do brata, niż do mnie.- Nie sami
Niższy szatan zamrugał, najwyraźniej nie pojmując zaakcentowanego wyrazu. Obniżył lufę.
- Myślisz, że… już czas?
Toczyli między sobą rozmowę, opartą w większości na kontakcie wzrokowym. Mało mnie obchodziło to, że nic nie rozumiałem. Wymyślali dla nas jeszcze gorsze tortury? Chcieli maksymalnie przedłużyć ból?
W tym wypadku niewiedza to skarb.
Nagle Batholomäus odepchnął Toma od ściany i skierował w stronę drzwi. Nadal, z uwagi na mnie, trzymał broń przy jego karku.
Przecież i tak nie zdołałbym go uratować…
Friedrich wskazał mi ruchem głowy, abym szedł za nimi. Mimo, że pozbawiono mnie przytomności i siły, zgodziłem się z lekkim sercem. Darowano nam kolejne sekundy.
Zawiasy zaskrzypiały, a mgiełka kurzu zawirowała w powietrzu. Czteroosobowy korowód ruszył. Powoli zanurzaliśmy się w jeszcze większą ciemność. Korytarz pozbawiony okien. Kamienna posadzka, na której leżały żwirowe kamyki. Przed nami nie było nic. Pustka. Mimo to Batholomäus wiedział, jak ma iść. Pewnie kierował Tomem, który był pierwszy w szeregu. Odór stęchlizny podrażniał moje nozdrza, znacznie bardziej niż w pokoju. Przygniatał mnie niewidzialny balast. Cały ten dom wołał, choć nikt go nie słyszał. Nosi w sobie tyle nieszczęść… Nasza tragedia nie była odosobnionym przypadkiem. Te mury przesiąknięte są potwornymi wspomnieniami. To nie intuicja. Każda cegła skropiona jest agonią.
- Zatrzymaj się – usłyszałem zza pleców wrogi głos Friedricha.
Mój brat posłusznie stanął, nie mając zresztą innego wyboru. Cisza wypełniała czarny tunel, jak skotłowany dym. Z łatwością mogłem usłyszeć skrobanie szczurzych pazurków o leżące w kątach, spróchniałe deski. Demon stojący za mną mruknął coś cicho pod nosem i przyłożył powoli ucho do ściany. Jakby nasłuchiwał pieśni wydostającej się z tynku.
Zapukał kilka razy palcem wskazującym w twardą powierzchnię, jednak wydała ona tylko głuchy podźwięk. W środku znajdowała się niewidoczna luka.
- invenio ire veni…- westchnął przeciągle, po czym zagłębił paznokieć w małej wyrwie. Wysypało się z niej kilka marmurowych grudek.
Gdy moje oczy przywykły do ciemności, zauważyłem wiele szczegółów wcześniej dla mnie niedostępnych. Zardzewiały rząd haków przy szarym sklepieniu. Błyszczące, pajęcze nici, które okalały każde ostrze. Kawałki kwarcowego szkła, znajdujące się na podłodze.
Friedrich uśmiechnął się niepewnie i otworzył magiczną skrytkę. Chrzęst kamiennych drobinek, zlatujących w dół. Cichy jęk Toma…
- Lumen de Lumine – rzekł z niezrozumiałą dla mnie dumą ,Batholomäus. Zamrugałem. Jego brat trzymał w dłoni lampę oliwną. Kremowy knot był z wierzchu nadpalony i okryty brunatnym pyłkiem. Szybka osłaniająca zapalnik miała wypalony krzyżyk, a wokół niego, niczym wąż, wiła się łodyga pokrzywy.
Wyciągnął z kieszeni podartych jeansów złotą zapalniczkę i podpalił nasączony benzyną witek.
Korytarz natychmiast pokrył się ciepłą poświatą. Jasny płomień odbił się w moich orzechowych oczach oraz krwistych tęczówkach Friedricha, gdyż staliśmy najbliżej. Brzoskwiniowe kolory tańczyły na obdrapanych, kamiennych powierzchniach. Odstraszały gryzonie. Rzucały ognisty płomień na lufę rewolweru oraz ziejącą wiatrem wnękę, do której zmierzaliśmy.
- Idziemy...
Ostatnie kroki. Nasze cienie wślizgiwały się do wszystkich zakamarków. Zniekształcone. Ich szyderczy śmiech wypalał mi dziury w sercu. Zimne podmuchy były znacznie silniejsze.
Tom zadrżał, nie wiedząc co ma przed sobą. Zwolnił.
- Kwiatuszku, możesz śmiało maszerować..- zadrwił Batholomäus, popychając go otwartą dłonią w stronę czeluści.
Przełknąłem ślinę, bo nie czułem już gardła. Na odsłoniętych ramionach pojawiła się gęsia skórka. „ Uważaj…” szeptałem w myślach.
Zniknął jako pierwszy. Wstrzymałem oddech, lecz nie usłyszałem krzyku. Jedynie słabe echo.
Kiedy minęliśmy ceglany łuk, moim oczom ukazały się kręte schody. Tworzyły spirale, która zagłębiała się co najmniej sześćdziesiąt metrów w dół. Wychyliłem głowę zza żelaznej poręczy, czując jak na włosach osadzają mi się kropelki wilgoci. Dno było niezbadaną zagadką. Natychmiast jednak zostałem przywołany do porządku. Korowód powtórnie ruszył. Lampa rozjaśniała kępki pleśni na stopniach i mętne kałuże. Całość przypominała wnętrze średniowiecznego kościoła. Wątłe światło odkrywało dziesiątki wbudowanych w ścianę drzwiczek. Opieczętowane zniszczonymi kłódkami. Naznaczone bruzdami. Odwróciłem wzrok… Zawartość mało mnie interesuje.
Zakręt. Następny. Szybkie oddechy. Było już bardzo chłodno. Para uchodziła z moich ust i błądziła w zaduszonym powietrzu. Wciąż zbierałem się na jedno pytanie… Lecz czy chcę uzyskać odpowiedź? Czego oczekuję?
Tom pokonał śliskie wzniesienie i znalazł się przed taką samą luką, z jaką mieliśmy odczynienia na górze. Identyczna obudowa. Kształt. Na gotyckim łuku widniała tablica z metalu. Wyryto na niej jedno słowo, wokół którego wiła się znana mi już łodyga pokrzywy.

Rastafarian

Nic nie rozumiałem. Obce były sformułowania, zwroty jakimi się posługują. Miejsce, do którego nas prowadzą. Wpadłem razem z bratem do szalejącego oceanu, nie posiadając kół ratunkowych. Znaleźliśmy się w…zupełnie innym świecie.
Batholomäus odłożył pistolet i rozwiązał ręce Toma. Ustawił go obok mnie, sam stając koło Friedricha.
Przysunąłem się bliżej i ująłem ostrożnie jego lodowatą dłoń. Spojrzał na mnie smutno, po czym również przyjrzał się tajemniczej nazwie figurującej dokładnie nad naszymi głowami.
- Uklęknijcie- rozkazali bracia, nawet nie licząc na sprzeciw.
Po raz drugi zgięliśmy obolałe kończyny. Woda znajdująca się na posadzce wsiąkła w spodnie, mrożąc skórę. Gdybym chociaż wiedział po co to robę? Komu w ten sposób oddaje szacunek…
Dwa demony przeżegnały się, pokornie spuszczając wzrok.
-In Nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti… Amen…
Zwielokrotnione słowa odbijały się od ścian. Wodziły za nos logiczne myślenie. Tworzyły złudzenia i omamy. Tłum ludzi, choć byliśmy tu tylko my. Woda w małych kałużach zadrżała. Podobnież, jak palący się knot.
Szarpnięcie. Brutalnie postawili nas z powrotem na nogach. Znowu traciłem poczucie równowagi…
Friedrich złapał za mosiężną klamkę i uchylił drzwi.
Uderzyła mnie mocna woń kadzideł. Szare pasma dymu snuły się po wnętrzu piwnicy. Całe pomieszczenie oświetlały jedynie dwa świeczniki stojące w rogu. Od spodu płomień przybierał barwę błękitną. Zupełnie jak różaniec, niegdyś wiszący w pokoju. Również w tej komnacie nie było okien. Na głównej ścianie wisiał potężny obraz przedstawiający Trójcę Przenajświętszą. U jego stóp leżały zasuszone kwiaty. Róże, stokrotki, konwalie. Całe bukiety. Część z nich została ogołocona z płatków. Znajdowały się one w trzech, brązowych misach. Każda zawierała inną roślinę. Wśród tych naczyń spoczywała mieniąca się srebrem, podłużna butelka. Podobna do wazonu. Oparto o nią kropidło z leśnych gałązek. Po środku leżało drewniane koło, wyraźnie naznaczone czerwonymi smugami.
Gdzie my byliśmy…
Friedrich powoli minął nas i stanął przed obrazem. Przymknął powieki.
- Liberi orum!- zawołał donośnie, przerywając ciszę.
Cofnąłem się gwałtownie, widząc wyłaniające się z nicości postacie.
Dziesięć..
Piętnaście…
Kaptury zasłaniały ich twarze.
Dwadzieścia…
Byli wszędzie. Anonimowi czarodzieje.
Tom złapał mnie za przegub i przyciągnął do siebie.
Batholomäus widząc, że jesteśmy bezsilni, również nas opuścił. Razem z bratem udali się do jedynego człowieka, który odziany był w fioletowy płaszcz.
Szepty…. Przeklęte wyznania! Modlitwy, których nie pojmuję!
Patrzyłem jak tworzą krąg. Zamknięta bramę. A my… byliśmy w samym centrum.
Horror, który staje się rzeczywistością…
- Bracia!- krzyknął Friedrich, powtórnie przywołując spokój - Czy poznajecie, tych oto młodzieńców?- wskazał na nas bladą dłonią
Rzędy czarnych głów zwróciły się w naszym kierunku. Miałem wrażenie, że potrafią zabijać samym wzrokiem. Przez kamienną celę przeszedł pomruk potwierdzenia.
- Kolejne zagubione istnienia w rozpędzonym świecie!- kontynuował wkraczając do kręgu- Poniewierają sakramentem spowiedzi i pokuty! Bezczeszczą imię Boże i honor całego nieba mówiąc, że chcieliby uzyskać zbawienie po śmierci!
Tom…
- Drwią z kościoła, jawnie ogłaszając popełnione grzechy!
Przelewał swój gniew na wszystkich zgromadzonych. Zarażał wściekłością każdego, kto usłyszał choć jedno słowo.
Nie mamy szans na obronę…
- Dlatego dostaną to…- jego gorejące spojrzenie omiotło drewnianą obręcz i narysowane na posadzce białe linie.- …na co zasługują!
Przywarłem do brata, z całych sił obejmując go w talii.
Szemrania…jad kapiący im po brodach…
Zacieśniali krąg wokół nas. Nie było już przesmyków. Nie było już wolności.
Batholomäus zbliżył się do mnie i przyłożył usta do ucha.
- Czy dostateczną karą za trzeci błąd, będzie osobna śmierć?...- łzy spłynęły mi po rozgrzanych pliczkach- Najpierw Tom….a potem ty… Mogę ci zagwarantować, że będzie na co…popatrzeć…- zmierzwił mi matowe włosy i wrócił na swoje miejsce.
Zakryłem usta, aby nie zwymiotować. To paranoja…
Zanim zdążyłem zareagować, cztery zjawy chwyciły nagle mojego brata i wrzuciły na obręcz.
- Nie!!
Wyrywałem się. Kopałem każdego, kto wyciągnął do mnie rękę. Jednak byłem zaledwie maleńkim cherubinem w obliczu szatana.
Przybijali go za koszulkę. Każdy gwóźdź kaleczył przede wszystkim mnie. Tępy stukot ogłuszał. Nie mogłem już krzyczeć ani wyć. Bezgłośnie powtarzałem jego imię, pragnąc za wszelką cenę zachować przytomność.


Znajdowałem się na dachu Magdeburskiej katedry. W samym środku nocy. Oplatałem nogami żelazny krzyż i patrzyłem się jak cały księżyc zaczyna się kruszyć. Fragmenty spadały na ziemię, tworząc po sobie migoczącą łunę.


Mnie również trzymano za nadgarstki. Aż do bólu. Pod nos podstawili mi kopcące się kadzidełko. Tom…
Rzucałem głowa na obie strony..
Tom…


Przedzierałem się przez krzewy. Tak gęste, że nie przepuszczały słońca. Kolce wbijały się w moje ciało i wypuszczały krew. Nie zniechęcało to mnie. Ja musiałem iść dalej…Do niego…


Batholomäus i Friedrich przyodziali ciemne sutanny. Starszy człowiek naznaczał kciukiem ich czoła. Ukłonili się przed nim, a następnie sięgnęli do ukrytego wśród bukietów pieca. Wyciągnęli z niego jeden, rozgrzany do białości pręt.
- Bill…Bill!
Zaczęli śpiewać. Chóralna pieść nadawała całemu obrzędowi nieziemski charakter. Na dwa głosy. Potężne basy przypominały tent kopyt tysięcy koni.
Uścisk moich strażników zwiększył się. Źrenice uciekały mi do góry. Przestawałem kojarzyć.
- Zabijcie też mnie!! Słyszycie?! Ja chcę umrzeć razem z nim…


Kroczyłem po cienkiej nici, zawieszonej pomiędzy czyśćcem a piekłem. Rozłożyłem ramiona, aby utrzymać równowagę.


Friedrich uniósł klingę z najgorszą bronią, jaką mogłem sobie wyobrazić.
Ten śpiew…
Organy…
Drażniąca woń kadzideł..
- Tom…


Źle postawiłem kolejny krok. Przechyliłem się w prawo i moje nogi oderwały się od przeźroczystej nici. Spadałem do piekła…


- Kocham…cię…kocham…- powtarzałem w amoku, ledwo widząc.
A potem nastał wrzask…
Huk…
I wszystkie śpiewy umilkły…


Epilog

~~***~~

Tak. Tego nie mogłem wtedy przewidzieć. Ani naszego porwania, ani cudownego ocalenia. Prawdziwego daru od Boga, który uratował nie tylko mnie, ale i również najdroższa osobę mojego życia. Niespodziewanie. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Czyżby słowa, które wówczas wypowiedziałem były niebiańskim kluczem do rozwiązania tej zagadki?
Może nigdy nie poznam prawdy?
O tym, jak wygląda teraz świat zewnętrzny dowiedziałem się głównie od Alexandra Lenau. Komisarza Stuttgarckiej policji. O tym, jak szukało nas pół europy. Jak drastyczne samobójstwa popełniały fanki. Jak Jost nie spał przez cztery dni, wpatrując się w swój telefon. Jak nasza matka zażywała kilogramy środków uspakajających i pierwszy raz od pięciu lat wypłakiwała się w sweter ojca. Jak kanały telewizyjne dwoiły się i troiły, aby uspokoić społeczeństwo Niemieckie. Jednak bez większego rezultatu. Dowiedziałem się także o tym, że ja i Tom zawdzięczamy życie osiemdziesięcioletniej staruszce, która usłyszała krzyki przy Meseritzerstraße. Zadzwoniła na najbliższy komisariat o dwudziestej trzeciej osiemnaście, stawiając na nogi blisko dwustu policjantów, pirotechników i specjalnie wyszkoloną grupę antyterrorystyczną. Gdyby nie jej telefon, zapewnie nigdy by nas nie znaleźli. Bractwo „ Rastafarian”, na którego czele od niedawna stali Friedrich i Batholomäus, miało plan opracowany pod każdym kątem. Doskonałe miejsce na siedzibę. Obrzeża miasta. Spokojna dzielnica. Mieszkanie wynajmował mężczyzna o inicjałach G.Z. Zrównoważony, samotny człowiek. Biznesmen. Jednak później okazało się, że Gerard Zihellman był jedną z wcześniejszych ofiar naszych diabłów. Zabity w okrutny sposób. Gardło zostało przedziurawione rozpalonym prętem. Zwłoki, razem z trzydziestoma innymi ciałami, znaleziono w ogródku znajdującym się na tyłach kamiennicy. Lecz nikt nie zaniepokoił się jego zniknięciem, gdyż nie posiadał żadnej bliskiej rodziny. Jedyny żyjący krewny mieszkał w Polsce i nie utrzymywał z Gerardem dobrych stosunków. Bractwo skrupulatnie wykorzystało ten fakt, tworząc siedzibę w podziemiach. Powojennych bunkrach, zbudowanych na wypadek bombardowania. Górne partie mieszkalne zostały zdewastowane, a wszystkie dobra materialnie przeznaczone na odnowienie pobliskiego kościoła.
Dowiedziałem się też, że albinosi byli jednymi z najbardziej poszukiwanych morderców w ostatnich czasach. Przyłapano ich w 1997 roku na gorącym uczynku. Zostali wtrąceni do więzienia o zaostrzonym rygorze. Otrzymali dożywocie. Bez możliwości apelacji. Lecz osiem lat później, w dziwnych okolicznościach udało im się zbiec. Po naszym zniknięciu, stali się głównymi podejrzanymi. Teraz zostają przeniesieni do specjalnej instytucji w Anglii.
Jednak najważniejszym faktem, jaki ustaliłem jeszcze w karetce, było życie Toma. Ocalenie przyszło jednak tych kilka sekund za późno. Został ranny. Końcówka metalowego drąga zagłębiła się trzy centymetry w jego prawej piersi. Prawdopodobnie pozostanie mu wieczna blizna. Dodatkowo wdało się zakażenie. Zarówno ja, jak i mój brat zostaliśmy przetransportowani na sygnale do kliniki im. Marii Magdaleny. W obstawie kilkunastu radiowozów. Obydwoje byliśmy skrajnie wyczerpani. W moim organizmie wykryto śladowe ilości marihuany, którą bracia palili w kadzidłach. Niestety krzyże na naszych policzkach również nigdy się nie zagoją. Jedyna nierozwiązana prze ze mnie tajemnica, to łodyga pokrzywy w symbolu „ Rastafarian”.
Może nigdy nie poznam prawdy?
Ale to nic..
Żyjemy…
Siedziałem w tej chwili na szpitalnym łóżku Toma. Patrząc się na jego twarz. Zamknięte oczy. Bardziej rumiane pliczki. Jeden noszący na sobie znamię tortur. Śnieżne bandaże na jasnej skórze.
Uśmiechnąłem się i przyłożyłem do jego ust płatki pomarańczowej frezji, którą przyniosłem ze sobą. Tak samo delikatne... Tak samo piękne…
Następnie schyliłem się i lekko musnąłem go wargami w czubek nosa.
Zostawiłem kwiat na fałdach pościeli i wyszedłem, cicho zamykając drzwi.



To prawda. Nie przewidziałem największego koszmaru i przygody naszego życia. Lecz zyskałem dzięki niej coś bardzo ważnego.
Zyskałem wiarę.


~~***~~

KONIEC


invenio ire veni- Znalazłem
Lumen de Lumine - " Światło ze Światłości"
In Nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti- W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego
Liberi orum- Dzieci

Wszystkie zwroty pochodzą z łaciny.


Na koniec chciałam podziękować wszystkim za miłe komentarze i opinie, które dodawały mi sił do dalszego pisania. Jesteście Wielcy. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cornelia




Dołączył: 23 Lut 2006
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dziury pod Wrocławiem...

PostWysłany: Poniedziałek 04-09-2006, 14:19    Temat postu:

Zaskakująca końcówka... Dalej nie mogę logicznie myśleć... Komentarz może później, jak już dojdę do siebie... Ale podobało mi się bardzo...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Negai
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 1797
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w Tobie tyle zła?

PostWysłany: Poniedziałek 04-09-2006, 14:28    Temat postu:

Przeczytałam.
Chcę odpocząć, zebrać siły na komentarz.
Za jakiś czas wrócę i zedytuję.

EDIT

Jestem.
Wreszcie odważyłam się. Przepraszam, że to tak długo trwało, ale...
Różnie bywa. Ze mną, z myślami. Ale to koniec, nieważne, jakby to zrozumieć.
Myślę, że nie mogło być tu lepszego zakończenia. Dopracowałaś je w najdrobniejszych szczegółach. Idealnie połączyłaś ze sobą każdy fakt, składający się na te kilka odcinków. I to przede wszystkim robi wrażenie. Dokładnie teraz, gdy mam w głowie już cały obraz. I wszystko jest jasne.
Nikt z nas nie był w stanie tego przewidzieć, choć z pewnością, wszyscy czytelnicy zastanawiali się, czy znajdzie się ziarenko litości dla bliźniaków, czy też polegną z rąk okrutnych porywaczy.
I gdy doczytałam do samego końca, do ostatniego słowa... zdałam sobie sprawę, że powinni dziękować za to porwanie. Myślę, że aby zyskać wiarę, warto znieść takie cierpienie. Bo cierpienie to tylko chwila, a liczy się przecież to, co będzie dalej. Lata, które mają przed sobą i to, jak wykorzystają ten czas.
Wspaniały styl, opisy i... chcę zrobić coś, czego nie miałam zamiaru, ale przełamię się. Umieszczę Twoje opowiadanie w rankingu, jako jedno z najlepszych opowiadań, już niestety zakończonych. Ale nie przejmuję się, bo pisanie dalej, mogłoby zepsuć tę wspaniałą aurę, w którą pozwalałaś się nam zagłębiać przez cały ten czas.
Dziękuję za kolejne dzieło w tym dziale, warte pokłonu i szczerych gratulacji.
A teraz pozwól, że odejdę, w nadziei, że zaszczycisz nas jeszcze swoimi zapiskami:
~ddm


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mod-Negai dnia Poniedziałek 04-09-2006, 18:30, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Poniedziałek 04-09-2006, 14:34    Temat postu:

A ja będę orginalna i skomentuję od razu Wink
Czyli zaczynamy...
Podobało mi się. Od początku było inne, intrygujące.
Czułam się jak w powieści sensacyjno-kryminalnej. Idealne opisy, dialogi...
Realistyczne do bólu. I to wywarło na mnie wrażenie.
Sam pomysł jest godny owacji na stojąco. Dodając nieskazitelne wykonanie...
Naprawdę piękne dzieło.
Wiedziałam, że przeżyją. Nie zdawałam sobie tylko sprawy w jaki sposób ich znajdą Wink
Podobało mi się. Muszę to powtarzać?
Masz dar. Naprawdę wspaniałe...
Odezwij się kiedyś na gg jakbyś chciała. Chętnie porozmawiam z taką osobą ;*
I co teraz?
Idę poszukać tych skarpetek na WF.
Kłaniam się baaaardzo nisko, do samej ziemi,

Tea


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania Archiv Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin