Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Tylko mnie kochaj... - CZĘŚĆ III (23.08.2006)
Idź do strony 1, 2  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Śmietnik
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Poniedziałek 14-08-2006, 13:49    Temat postu: Tylko mnie kochaj... - CZĘŚĆ III (23.08.2006)

Powiedziałam sobie:
,,Raz kozie śmierć."
Tak naprawdę to opowiadanie powstało z potrzeby. Własnej. Później miało być tylko i wyłącznie publikowane na blogu, ale...
No właśnie. To ,,ale''.
Wy mnie ocenicie lepiej. A mi na krytyce zależy Wink
Par Amour nie zaniedbam. Jakoś może dam radę...

Dla Nique, bo to dzięki niej to koślawe ,,coś" ujrzy światło dzienne


***

PROLOG

W snach byłeś zupełnie inny niż w rzeczywistości.
Delikatny, czuły. Przez mgłę widziałam barwę Twoich oczu.
Nie były brązowe. Były inne. Jak gorzka czekolada.
Głębokie niczym bezkres oceanu.
Skąd wiem? Nauczyłeś mnie. Dawno temu.
Ujmowałeś mą kruchą dłoń nie bacząc na przeszkody codzienności.
Chciałam ci dać siebie. Uchyliłabym Ci nieba, gdybyś…
Tylko zechciał porzucić swój egoistyczny światopogląd. Gdybyś zechciał być.
Miłość zmienia. Nieświadomie.
Półgłosem śpiewane wersy piosenek. Tuż, tuż nad uchem.
Abym zrozumiała.
Pokazywałeś wzgórza wraz z przejrzystymi taflami jezior.
Abym przejrzała.
Obdarzałeś gorącymi pocałunkami…
Abym pokochała.
Później odszedłeś. Rozpłynąłeś się niczym dobry sen. Może i tak było?
Na jawie. Jeżeli tak, to ja nie chcę się budzić.
Już nie.
Nie mam dla kogo…


Pewnie pomyślicie sobie: A tej co? Znowu zachciało się pisać? Phi!
Możliwe, że macie rację. Ale przecież ja nie zmuszam nikogo, żeby to czytał. Jestem tylko narratorem. Osobą mającą zaszczyt opowiedzieć wszystkim chętnym tą historię. Historię? Tak historię. Niedługą. Zwyczajną opowiastkę. O miłości? O życiu. O jego smaku takim, jakim jest. No, więc zaczynajmy, czas nagli.
Dawno, dawno temu…Przesadziłam. Przypuśćmy, że pewnego dnia niespodziewanie spotkasz za rogiem swoją prawdziwą miłość. Tą jedyną osobę. Zajrzysz w głąb jej oczu i będziesz pewny, że to jest to. Skąd to wiem?
Odrzuciłam ten jakże zacny prezent od losu. Złamane serce cholernie boli, krwawiąc. Nie polecam. Ani wam, ani sobie na przyszłość. Cóż, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Widocznie tak miało być. Więc zostańmy przy przypuszczeniach. Spojrzycie nawzajem w otchłań swoich tęczówek. On wykrzywi usta w delikatnym uśmiechu. Ona speszona spuści głowę w dół, rumieniąc się. Możliwe, że powiecie coś cichym głosem. Nawiążecie ze sobą jakąś nić porozumienia. Co dalej? Może nie zmarnujecie tej szansy. Jeżeli tak to pewnie będziecie żyli długo i szczęśliwie. Królewska para obrastająca w szczęście. Wasze serca nigdy nie przestaną bić ze wzajemnej miłości. Lecz... Scenariusz może być zupełnie inny. Możecie przejść obok siebie obojętnie, udając gorycz i niechęć. Bywa i tak. Podążycie każde własną, odrębną ścieżką w poszukiwaniu innego szczęścia. A mieliście je pod nosem! Podane na srebrnej tacy. Kochacie wyzwania. I jesteście nazbyt dumni by przyznać się do błędu. Jak ja, jak wielu. A co jeśli serce biło w przeciwnym kierunku niż chciał tego los? Jeśli rozsądek poprowadził niczym ślepca na złą drogę? Myślisz:
Już za późno nie ma co do tego wracać. Było minęło
Otóż nie mój drogi. Nie ma rzeczy niemożliwych. Teraz zacznijmy już historię, bo nigdy nie nastanie koniec. Żyli sobie w dwóch różnych miejscach na świecie. Ona i on. Różni, a jednak tak bardzo podobni. Uparci. Zamknięci w czterech ścianach własnych realiów i poglądów. Niewolnicy swego wnętrza. Był muzykiem. Ona przeciwieństwem artystki z zewnątrz. W głębi serca była…Nieważne. Nikt nie chciał tej głębi ujrzeć. Odtrącał ją, chcąc mieć obraz Jej taki, jaki sam chciał. Zmienili swoje życie nawzajem. Później…Nie powiem. Sami się przekonacie. Jeżeli wytrwacie. W innym wypadku wasza strata. A może i nie?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Teallin dnia Środa 23-08-2006, 11:39, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Świstuś




Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dom dla zmyślonych przyjaciół pani Foster.

PostWysłany: Poniedziałek 14-08-2006, 15:00    Temat postu:

cytam O.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WaRiAtKa




Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 461
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przyczajki -krk

PostWysłany: Poniedziałek 14-08-2006, 15:13    Temat postu:

Jak dla mnie to tu za bardzo nie ma czego krytykować Smile
Tylko w wierszy pisałaś "ci"- z małej litery, a powinno się to robić z wielkiej.
"Ujmowałeś mą kruchą dłoń nie baczą na przeszkody codzienności" Tutaj w wyrazie "baczą" chyba zjadłaś "c", powinno być "bacząc". No i pisze się "tę historię", a nie "tą". Twój styl pisania bardz, ale to bardzo mi się podoba Smile
Czekam na ciąg dalszy Wink

Pozdrawiam

wariatka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
April




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 806
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Poniedziałek 14-08-2006, 15:33    Temat postu:

Ciekawe, ciekawe. Przynajmniej ciekawie się zaczyna.
Ten wiersz na początku jest Twego zacnego autorstwa czy może nie? Tak tylko pytam.
Czekam na rozwinięcie historii, bo nie mogę tego przegapić.
Pozdrawiam

P.S. Ten komentarz zachwycający nie jest, ale takich nigdy nie umiałam pisać...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Poniedziałek 14-08-2006, 15:40    Temat postu:

WaRiAtKa - dziękuje za wytknięcie błędów Wink
Poprawiłam. I cieszę się, że opowiadanie się podoba. Nie liczyłam na to.

Amber - wiersz autorstwa mojego... Nie wyszedł. A bo to pierwszy raz? Nie umiem pisać wierszów. Tyle powiem.

Pozdrawiam Wink
Tea


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WaRiAtKa




Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 461
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przyczajki -krk

PostWysłany: Poniedziałek 14-08-2006, 16:17    Temat postu:

Teallin musisz wiedzieć, że ja jestem dość wymagająca jeśli chodzi o opka, więc masz powód do dumy Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
emeua




Dołączył: 13 Maj 2006
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z kariny modyfikowanych genetycznie soi

PostWysłany: Poniedziałek 14-08-2006, 17:06    Temat postu:

Proszę nie patrzeć na to głupio, ale kiedy czytałam miałam wrażenie, że skaczę. Wiem, że to głupie. Naczy te moje "wrażenie", bo ten prolog mi sie podobał. Nie jestem nikim z przyklejona łatką "wielkiego krytyka" ... nawet "małego" nie, ale mnie się podobało. Nie lubię co prawda wierszy (bom pewnie do nich za głupia Wink ), a tu stanowiły (chociaż powinnam raczej powiedzieć "stanowił" był tylko jeden... chyba) duża część, ale mnie się podobało. Znowu jakieś głupoty ględzę... w każdym razie wpadnę jeszcze, jak nie zapomnę tytułu... ach ta moja pamięć... pozdrawiam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ja_to_nie_wszyscy




Dołączył: 07 Lip 2006
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z nienacka

PostWysłany: Poniedziałek 14-08-2006, 18:27    Temat postu: Re: Tylko mnie kochaj... - PROLOG

Teallin napisał:
[b]
W snach byłeś zupełnie inny niż w rzeczywistości.
Delikatny, czuły. Przez mgłę widziałam barwę Twoich oczu.
Nie były brązowe. Były inne. Jak gorzka czekolada.
Głębokie niczym bezkres oceanu.
Skąd wiem? Nauczyłeś mnie. Dawno temu.
Ujmowałeś mą kruchą dłoń nie bacząc na przeszkody codzienności.
Chciałam ci dać siebie. Uchyliłabym Ci nieba, gdybyś…
Tylko zechciał porzucić swój egoistyczny światopogląd. Gdybyś zechciał być.
Miłość zmienia. Nieświadomie.
Półgłosem śpiewane wersy piosenek. Tuż, tuż nad uchem.
Abym zrozumiała.
Pokazywałeś wzgórza wraz z przejrzystymi taflami jezior.
Abym przejrzała.
Obdarzałeś gorącymi pocałunkami…
Abym pokochała.
Później odszedłeś. Rozpłynąłeś się niczym dobry sen. Może i tak było?
Na jawie. Jeżeli tak, to ja nie chcę się budzić.
Już nie.
Nie mam dla kogo…



Ten wiersz spodobał mi się najbardziej, może dlatego że niedawno mogłam w takim sam sposób opisać uczucia które mną targały... Rolling Eyes


Czekam na rozwinięcie akcji. Pozdrawiam Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lily




Dołączył: 21 Cze 2006
Posty: 602
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomidor xD

PostWysłany: Poniedziałek 14-08-2006, 18:41    Temat postu:

Fajne, fajne Very Happy jak na razie Very Happy <----- wiem ze krótko:P ale po prologu duzo napisac nie (?) umiem:P Ale ciekawie sie zapowiada.

Pozdrawiam Wink

PS ten wiersz super Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
S.E.T.A.




Dołączył: 16 Lip 2006
Posty: 210
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina mroku, tam na mym rumaku z krukiem u boku żyję w kaplicy...

PostWysłany: Poniedziałek 14-08-2006, 18:45    Temat postu:

W sumie...
Nie miałam do czego się przyczepić.
Narrator opowiadający rzecz prawdziwą.
Wybierzesz, którą drogę?
Ja już nie mam wyboru...
Nie z własnej, nieprzymuszonej woli.
Ciekawy styl.
Inny.
Intrygujący.
Kocham wiersze...
Tobie się udał.
Zauważyłam, iż nie piszesz ich - tym bardziej bądź dumna.
Cokolwiek wychodzi spod Twej dłoni mną czaruje.
Co Ty masz w sobie, hę?

Dziękuję za wysłuchanie i pieszczotliwie przygryzam ucho ;*..
To tylko ja...
Avis...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ahinsa




Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 738
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zadupie zwane Warszawą ;]

PostWysłany: Poniedziałek 14-08-2006, 19:00    Temat postu:

No, no, całkiem nieźle! Masz moje zainteresowanie, będę tu zaglądać. Ładny wiersz, ciekawy styl, o fabule na razie nie mogę się wypowiedzieć, bo ten prolog był zbyt krótki. Błędów nie zauważyłam. Podobało mi się.
Pozdrawiam i czekam na więcej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Wtorek 15-08-2006, 11:14    Temat postu:

Dziękuje za wszystkie opinie. Powiem tylko, że opowiadanie nie będzie takie cukierkowe. Bo główna bohaterka ma mój charakter.
Wątki sportowe proszę ich nie ganić. Bo tak jest w rzeczywistości.
Skąd wiem? Sama zajmowałam się pływaniem wyczynowym. Jednak miałam dosyć tego bólu mięśni po każdym treningu, dosyć presji, nieprzespanych nocy. Odsypiania treningów na lekcjach. Snucia się jak cień...
To nie dla mnie.
Wszystkie błędy prosiłabym wytykać bez zastanowienia Wink


***

CZĘŚĆ I

Opróżniona puszka izotonicznego napoju potoczyła się z brzękiem po mokrej posadzce. O pojedyncze ułożone na niej kafelki czyjaś noga wystukiwała dobrze znany swemu właścicielowi rytm.
Raz, dwa, trzy…
- Bridget? – Melodia zamarła przerwana gwałtownie. Para granatowych oczu uniosła się o kilka cali w górę, przyglądając się twarzy mężczyzny naprzeciwko siebie.
- Zawaliłam – wymamrotała, ponownie spuszczając głowę. Ukryła twarz w dłoniach, przyciskając je z całych sił do zimnych policzków. Jej towarzysz westchnął ciężko, siadając na wąskiej, drewnianej ławce obok dziewczyny. Pochylił się w jej kierunku, szepcząc:
- Wcale nie. Zrobiłaś wszystko, co w twojej mocy. Po prostu nie byłaś na to przygotowana…
- Zawaliłam – powtórzyła nieco wyraźniej i ostrzej. Zaakcentowała to jedno słowo mocno, podkreślając jego wagę. W jej ustach zabrzmiało jak zwiastun nieszczęścia. Pokręciła energicznie głową.
- Powinnaś być z siebie dumna. Byłaś świetna.
- Nie, nie byłam! Znów ta cholera czwarta lokata! Znowu o paznokcie, setne sekundy. Kolejne mistrzostwa przeminą mi przed nosem. Pociąg zwycięzców odjechał. Beze mnie. Drugi raz pod rząd… Cholera jasna! – Podniosła się raptownie, rzucając stojącym nieopodal krzesłem o ścianę. Oddychając ciężko podeszła do pobielonej, wilgotnej ściany opierając o nią czoło. Skronie pulsowały bólem wściekłości, rozsadzającym wnętrzności. Liczyła na coś więcej. Gdyby nie spaliła drugiego nawrotu byłaby druga. Gdyby wzięła się w garść przy finiszu… Trzecia. Tak czy siak jechałaby.
James przeczesał palcami swoje rzadkie, brązowe włosy. U ich nasady prześwitywały pierwsze oznaki siwizny. Jak na swoje lata trzymał się naprawdę nieźle. Wysoki, postury.
- Uda się za pół roku, na zimowych. Letnie to nie koniec świata – Przemówił pewnym siebie głosem, jednak równie dobrze mógłby mówić do ściany. Bridget była strasznie uparta. Zawzięta i ambitna. I to właśnie wadziło w sytuacjach takich jak ta. Potrafiła przyjąć do wiadomości przegraną, jasne. Ale nie na Mistrzostwach. Nie, kiedy wybierali skład do Aten. Nie, kiedy była zmotywowana jak nigdy wcześniej. Nastawiona na ten wyjazd, na ten klimat.
- Nie zawsze dostaje się od życia to, czego się chcę. Spisałaś się. Ale co zrobisz z tym fantem zależy tylko od ciebie. Ja niestety nie mogę o tym zadecydować – Zamilkł, pozwalając docierać do uszu dziewczyny jedynie dźwiękom kapiącej wody. Odwrócił się na pięcie, wychodząc poprzez malutki brodzik do szatni ratowników.
Prychnęła ostentacyjnie pod nosem, odrywając głowę od muru. Zawsze tak robił. Zostawiał sam na sam z problemami. I to właśnie w nim ceniła najbardziej. Inni trenerzy by robili wyrzuty, nie potrafili pojąć. On rozumiał. Zawsze wiedział, co było dla niej lepsze.
Uśmiechnęła się ironicznie pod nosem, piąstkami trąc piekące od chloru oczy. Odcisk od okularów pośrodku nosa mrowił nieprzyjemnie.
- Poradzisz sobie Bonnie. Jesteś silna, cholernie silna – mruczała pod nosem ciskając granatowym ręcznikiem w otwartą torbę sportową. Z kieszeni krótkich spodenek wydobyła swoją obdrapaną komórkę, wybierając na jej klawiszach dobrze znany sobie numer.

***

- Tato! – Drobniutka blondyneczka objęła mocno kolana mężczyzny, kiedy ten tylko przekroczył próg jednorodzinnego domku na przedmieściach Wiednia. Uśmiechnął się pod nosem, schylając się, aby wziąć małą na ręce.
- Co moja królewna robiła przez cały dzień? – zapytał, dotykając pieszczotliwie jej malutkiego noska. Zachichotała, ukazując w uśmiechu garniturek bialutkich zębów mlecznych. Objęła jego szyję.
- Byłyśmy z Marie na spacerze w parku. I wiesz, co, tatku? Widziałam łabędzie!
- Kotku, zazwyczaj w parku są łabędzie.
- Ale nie takie. One były ogromne! I takie bialutkie, bieluteńkie jak śnieg. I wiesz, co? Karmiłyśmy je okruszkami rogalików, jak już nie mogłam ich zjeść. Bo wiesz wcześniej Marie zabrała mnie na lody…
- No to chyba będę musiał z nią poważnie porozmawiać o tym, co jest dla ciebie dobre i zdrowe – Uśmiechnął się, stawiając córeczkę na podłodze. Ona tylko wystraszona pokręciła główką, obrażona oświadczając:
- Nie ja lubię słodycze – Wzruszył ramionami, rozwiązując zręcznymi palcami sznurowadła adidasów.
- Jak będziesz ich jadła za dużo to pewnej nocy przyjdzie do ciebie ziejący ogniem smok i cię… Zje! – Przybrał straszny wyraz twarzy, mimką rąk udając tego jakże strasznego potwora. Maleńka wrzasnęła przeraźliwie, odwracając się na pięcie i biegnąc z krzykiem w kierunku gościnnego pokoju.
- Marie! Marie tata chce mnie zjeść! – Pokręcił głową z uśmiechem, wchodząc do sterylnie czystej kuchni. Błękitny lakier pokrywający drewniane szafki migotał świetliście pod wpływem promieni zachodzącego, czerwcowego słońca. Na sosnowym stole leżała pogięta kartka, zapewne pospiesznie wyrwana z jakiegoś notesu. James ze zmarszczonym czołem uniósł ją przed siebie, czytając treść.

***

Kolorowe barwy zajmujące swe miejsca na nieskazitelnie pięknym niebie towarzyszyły, jak co dzień olbrzymiej, ognistej kuli w kończeniu swej wędrówki. Pewna nastolatka obserwowała całe to zjawisko z wygodnego parapetu. Oparła się plecami o fiołkową ścianę, przyciskając skroń do chłodnej szyby.
- I co zamierzasz z tym wszystkim zrobić? – Cichy, spokojny głos rozniósł się echem po pomieszczeniu, zlewając z dźwiękami spokojnej muzyki. Właścicielka pokoju uśmiechnęła się ironicznie pod nosem, wbijając wzrok w bliżej nieokreślony punkt na zewnątrz. Przymknęła obolałe powieki, wsłuchując się z płynącą z głośników melodie. Breakaway…
Nie wiedziała, dlaczego, ale stanowczy, głęboki głos Kelly Clarkson zawsze potrafił ukoić jej skołatane nerwy. Załatać dziury w okaleczonym światopoglądzie.
Pomyślicie sobie pewnie: kolejna skrzywdzona pesymistka.
Otóż nie. Zamykanie wszystkich ludzi w jednej szufladzie już dawno wyszło z mody. Więc kim właściwie była? Realistką. Dziewczyną na krawędzi pomiędzy opty, a pesymizmem. Kimś lubiącym wyzwania, co można było zauważyć. Delikatna, kruchutka istotka nie zaszłaby tak daleko w żadnym ze sportów. Ona pływała. Coś w tym wszystkim było… Może i nie? Ale przecież nic nie dzieje się bez przyczyny. Przeznaczenie? W nie wierzyła powiem głębiej niż w inne stany. Było dla niej ważniejsze od miłości, przyjaźni czy nawet śmierci, a życia. Po prostu było tym ,,czymś”, czego niektórzy z nas szukają całe życie, aby na łożu śmierci stwierdzić, że wszystko poszło na marne.
- Bonnie! Ty mnie w ogóle słuchasz? – Zmarszczyła czoło, kierując nieprzytomny wzrok na twarz Agathe.
- Jasne. O co pytałaś? – Przyjaciółka westchnęła głośno, podnosząc się z czarnego dywanu. Pedantycznym gestem otrzepała z kurzu swoją długą, kloszowatą spódnicę.
- Mówiłam o tym, że nie ty jedna i nie ostatnia przeżyłaś sportowy zawód. Poczułaś smak przegranej. W życiu tak już jest. I nie patrz na mnie jak na kosmitę. Wiem coś o tym, chociaż sport i ja to dwa różne światy. Pamiętasz jeszcze, co to miłość? – Płyta się skończyła. Ostatnie dźwięki instrumentów zamilkły, sprowadzając na obie dziewczyny martwą ciszę.
Bridget spuściła wzrok ku podłodze, zaszklonymi tęczówkami starając się na wskroś przebić hebanowe panele podłogowe i dotrzeć do wnętrza ziemi.
Brunetka zakryła sobie dłonią usta.
- Boże Bonnie, przepraszam! Zapomniałam… Ta moja skleroza… - Plątała się w wyjaśnieniach, starając jak najzgrabniej wybrnąć z nieprzyjemnej sytuacji. Ona pokręciła głowę, nie odrywając swych granatowych tęczówek od posadzki.
- Masz rację. Nie pamiętam tego uczucia… Czy to możliwe, żeby pływanie zamieniło mnie w zimny głaz? Maszynę treningową?
- Nawet tak nie mów! Masz wielkie serce. Każdy, kto cię zna naprawdę może to potwierdzić. Tylko po prostu nie masz czasu na chłopaków. Bo znalazłaś w swoim życiu pasję. Zazdroszczę ci tego. W przyszłości masz otwartą bramę do jasności. Możesz robić to co lubić i na tym zarabiać. A ja? Moje zamiłowania matematyczno-fizyczne jakoś nie wyglądają zbyt dobrze.
- Skąd wiesz, że w przyszłości w dalszym ciągu będę chciała pływać? Skąd wiesz, że to jest właśnie to, czego od dziecka pragnęłam? – Weszła jej w słowo, rzucając czarnowłosej ukradkowe spojrzenie.
Przegryzła wargę, szukając w zasobie swych słów odpowiednich dla tej sytuacji. Bridget znana była z tego, iż w pewnym momencie prowadzania z nią konwersacji ludzie byli tak zagmatwani myślami, że nie wiedzieli co powiedzieć. Na Agathe zawsze tak działała. To ona była zawsze tą bardziej śmiałą, umiejącą bez szwanku wyjść z każdego nieudanego związku. Która potrafiła zawsze stanowczo odmówić niż zrobić coś, czego żałowałby potem długie dni.
- Nie wiem. No na mnie czas – Podniosła się z zasłanego jedwabną narzutą łóżka, przerzucając przez ramię skórzaną torebeczkę: - Obiecałam mamie wrócić wcześniej do domu. Wiesz przyjeżdża ciocia z Niemiec i wypadałoby ją jakoś przywitać.
- Jasne, rozumiem. Mną się nie przejmuj. Zawsze sobie jakoś radziłam. Nic się nie zmieniło od tamtych czasów – Mrugnęła w jej kierunku okiem, siląc się na szczery uśmiech.
- No to pa kochana. Zadzwonię wieczorem – Wyszła, szczelnie zamykając za sobą białe, drewniane drzwi. Bonnie zachichotała nerwowo pod nosem, powracając do swojego jakże wciągającego zajęcia podziwiania zachodu słońca.
Po jej bladym policzku stoczyła się jedna, słona łza. Rozzłoszczona tym nagłym okazaniem emocji samej sobie, Bee wytarła ją machinalnie wierzchem dłoni.
Nienawidziła tego uczucia słabości. Nie lubiła pokazywać go innym. Sama również nie akceptowała łez i szlochów…
Jednak czasami wrażliwa dusza woła o przebicie się poprzez kamienną warstwę zewnętrzną. Każdy z nas posiada uczucia, tylko zapominamy o prawie do nich nazbyt często.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Świstuś




Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dom dla zmyślonych przyjaciół pani Foster.

PostWysłany: Wtorek 15-08-2006, 11:19    Temat postu:

czytam!

Edituję.

No, no, no.
Podobało się.
Błędy już wytknęłam.

Nie mam weny do pisania komentów Herbatko.

Wybaczysz?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Świstuś dnia Wtorek 15-08-2006, 11:42, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lily




Dołączył: 21 Cze 2006
Posty: 602
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomidor xD

PostWysłany: Wtorek 15-08-2006, 11:30    Temat postu:

2? Dobra czytam Very Happy

EDIT

Częśc ładnie napisana, błedy nie wiem, jakoś nie zauważyłam;) Tylko w jednym miejscu zabrakło przecinka.
A jesli chodzi o akcje to jeszcze sie nie rozwinęła, ale masz talent do pisania i pewnie juz masz cos zaplanowane (chodzi o akcje).
Ale na razie jest nieżle Wink Zobaczymy co bedzie dalej Very Happy

Pozdrawim i zycze weny Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nique




Dołączył: 15 Lip 2006
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)

PostWysłany: Wtorek 15-08-2006, 12:24    Temat postu:

Juz Ci to mowiłam i jeszcze raz powtórzę, to jest naprawdę bardzo dobre Very Happy Warte uwagi Smile
Tylko jestem ciekawa jak tu wprowadzisz TH Wink
Pięknie, ślicznie i czekam na ciąg dalszy Smile
Nique


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
"UKL...A"




Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 354
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z mchu i paproci

PostWysłany: Wtorek 15-08-2006, 13:13    Temat postu:

Zaciekawiło mnie
i bardzo chętnie sie dowiem,
co bedzie dalej...

Fajnie piszesz i, bez watpienia,
dajesz w to opowiadanie dużo siebie,
swojej własnej osoby,
swoich uczuć...

Nie zwracam uwagi na błędy,
bo sama też je robię,
więc ci o nich pisać nie będę...

To chyba tyle...
Czekam na wiecej...
Pozdrawiam! for you!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WaRiAtKa




Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 461
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przyczajki -krk

PostWysłany: Wtorek 15-08-2006, 15:02    Temat postu:

Cytat:
Przegryzła wargę, szukając w zasobie swych słów odpowiednich dla tej sytuacji.


Chyba "przygryzła" Wink
Ale muszę pezyznać, iż część jest świetna.
Właśnie taka, jakie lubię.
Nie brakuje tu opisów postani oraz uczuć.
To dopiero początek, a ja już wiem, że to będzie świetne opowiadanie...

Pozdrawaim

wariatka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
S.E.T.A.




Dołączył: 16 Lip 2006
Posty: 210
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina mroku, tam na mym rumaku z krukiem u boku żyję w kaplicy...

PostWysłany: Wtorek 15-08-2006, 21:22    Temat postu:

Hmm..
Czemu, gdy czytam widzę siebie?
Co prawda nie pływałam, lecz tańczyłam.
Miałam mistrzostwa, przed sobą.
ON był moim partnerem...
Tak, tak...
Wtedy go poznałam.
Zamknęłam się w sobie i porzuciłam to, po jego stracie...
Dlaczego?
Nie potrafiłam.
Wszystko mi przypomina...
Ehh..
Nakłaniasz mnie do wspomnień, dlaczego?
To boli...

Nie widziałam błędów.
Nie doszukiwałam się ich.
Podoba mi się.
Wciąga i jest bardzo życiowe.
Dziękuję...

Dziękuję za wysłuchanie..
To tylko ja...
Avis...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Sobota 19-08-2006, 17:30    Temat postu:

Za korektę dziękuje Sarze Wink

Dedykacja:

dla $wi$tu$ za wszystko kotek


***

Kradzież nie istnieje. Za wszystko się płaci. Więc dlaczego widzę rozczarowanie w twoich oczach, mój drogi? To jest tylko gra. Jedna wielka szopka. Jakich wielu.
Odwracam się, spoglądając w pusty korytarz. Wytężam wzrok. Zamazane sylwetki poruszają się wewnątrz. Chłopak zerka na mnie z ukosa. W jego brązowych tęczówkach widzę pytanie. Kiwam głową, pozwalając zamknąć mu drzwi…
A co stało się tak naprawdę?
No przecież mówię!
Kubek wypełniony zieloną herbatą przewraca się, tocząc po drewnianym stoliku. Zachowując kamienną twarz śledzę linię jego sunięcia, aż zahacza o krawędź biurka.
Stąd nie ma drogi ucieczki. Albo ustanie niewzruszony pośrodku przepaści, albo też spadnie w jej otchłań, roztrzaskując się.
Dokonuje wyboru. Chociaż jest rzeczą martwą.
I przed takimi wyborami również my stajemy na bieżąco.

***

- Bridget! Telefon do ciebie! – Z wyłożonego schludnym linoleum korytarza dało się słyszeć kobiecy krzyk. Dziewczyna uśmiecha się pod nosem, zeskakując zwinnie z parapetu. Podchodzi z wolna w kierunku drzwi, kładąc dłoń na okrągłej klamce. Przekręca ją niezdecydowanym ruchem, stając twarzą w twarz ze swoją rozczochraną rodzicielką. Uśmiecha się delikatnie, wyciągając w kierunku córki srebrzystą słuchawkę przenośnego telefonu stacjonarnego.
- Agathe.
- Halo, Aga?
- Pewnie, że Aga. Bonnie mam pewien pomysł – Krótka wstawka nerwowego chichotu przerywa przemowę rozmówczyni. Dziewczyna opiera się o miękki brzeg dębowego biurka, kładąc dłoń na biodrze.
- Kolejna, opatentowana gadka na szybki podryw? Nie dzięki, nie potrzebuje do pełni szczęścia jakiegoś kretyna.
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi. Zaprzestałam poszukiwań chłopaka dla ciebie jeszcze w podstawówce.
- Więc?
- Wyjeżdżasz. Jutro wieczorem. Przyjść i pomóc ci się spakować? – Zachłysnęła się nadmierną ilością powietrza, kaszląc. Miała nadzieję, że się przesłyszała. A może po prostu jej przyjaciółka nie jest zupełnie trzeźwa i pomyliła numery? Nierzadko zdarzały się i takie sytuacje.
- Nigdzie nie jadę. Muszę zacząć trenować do zimowych…
- Rozmawiałam z twoim trenerem. Uznał, że wyjazd i odpoczynek od tego wszystkiego to najlepsze, co w tej sytuacji można dla ciebie zrobić. Nie martw się. Wraz z początkiem września odstawię cię do domu. Obiecuję – Czyżby słyszała nutkę cynizmu w tak dobrze znanym sobie głosie? Nie, na pewno się przesłyszała. Panna Brandon nigdy nie skrywała przed nią jakichkolwiek tajemnic. Mogło być to nawet lewe zwolnienie ze szkoły. Zawsze jedna mówiła wszystko drugiej. A ta druga słuchała. Uważnie.
Aby móc poradzić.
A ona? Czy się zwierzała? Nie lubiła czegoś takiego. Powierzanie swoich tajemnic komuś innemu uważała za kolejną oznakę słabości, którą aż tak się brzydziła. Niczym litością nad chorym…
Pamiętała te chwile z dzieciństwa, kiedy to po obejrzeniu filmu o chorej na raka dziewczynie stanęła w drzwiach kuchni, oznajmiając zajętej gotowaniem obiadu matce, że nie będzie chora. Christina spojrzała na nią z troską, strząsając do zlewu okruszki bułki tartej ze swoich dłoni.
- Kotku, co też ci przyszło do głowy?
- Nawet jak będę, to obiecaj mi, że nie będziecie się nade mną litować.
- Ale…
- Obiecaj!

Zawsze dostawała, czego chciała. Wystarczyło kilka słów, podniesienie tonu swojego głosu. Niektórzy z was pewnie nazwaliby to rozpieszczeniem. Ale nie. To była i jest nadal po prostu jej osobowość. Bardziej skomplikowana niż się wydaję.
- Bądź u mnie za dziesięć minut – Bee zawiesiła połączenie, odkładając aparat na wysoką komodę.
Przecież mówiła wiele razy, że nie znosi niespodzianek…

***

Duży, zagracony pokój. Poprzez otwarte drzwi balkonowe do jego wnętrza wpada smuga księżycowego światła. Swoim jasnym blaskiem penetruje każdy z zakamarków, oświetlając w końcu bladą, ludzką twarz. Zahacza delikatnie o profil właściciela pomieszczenia, by po chwili odejść o kilka milimetrów w prawo.
Nie spał. Przyglądał się szeroko otwartymi oczami niezidentyfikowanemu punktowi ponad dużą, mahoniową szafą. Kąciki jego warg drgają lekko, powieki opadają. Nie zasnął.
Nie potrafi.
Za wiele myśli kotłuje się w jego głowie. Pytania bez odpowiedzi. A może to tylko mu nie jest dane ich nigdy poznać? Nie, przecież życie aż takie niesprawiedliwe nie jest. Zawsze ma jakąś nagrodę pocieszenia, coś w zanadrzu. Może jednak jego limit życzeń się wyczerpał? Dobra passa nie może przecież trwać w nieskończoność. Przejadłaby się. Zupełnie jak zupa pomidorowa podawana na obiad każdego dnia. Nie zmienia się jej smak, nie zmienia barwa. Podobnie jest ze sławą. Tyle, że ta rośnie w siłę z biegiem czasu, by w niedługim czasie stać się niezwyciężona…
- Słuchasz sam siebie Tom? To nie ma sensu. Jesteś zerem… Wszyscy jesteście! – Uniósł się na łokciach, siadając przygrabiony wśród rozgrzebanej pościeli. Przetarł zmęczone nadmiernym brakiem snu oczy, zaciskając mocno zęby. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Nie tak widział przyszłość ich zespołu.
Niby podbijali świat. Niby byli sławni, uwielbiani. Ale go zaczynało to już powoli męczyć. Czasami tęsknił za tymi tygodniami beztroski ciągnącymi się przez miesiące. Prace nad ich pierwszą płytą. Pierwsze fanki, publiczność na koncertach…
Nawet najwspanialsza rzecz na świecie, jeżeli staje się rutyną, zabija w nas entuzjazm.
Obraca w swoich szczupłych palcach przezroczystą szklankę. Jej okrągłe dno wypełnia resztka rozgazowanego Red Bulla.
Kolejny raz wzdycha, opierając się plecami o ścianę.
Kochał robić muzykę. Kochał grać. I tak samo kochał swoją gitarę, którą traktował niczym gorącą kochankę. Z tym, że jej nie sposób było zamienić na lepszy model. Przynajmniej on nie widział przed sobą takiej możliwości.
Odwraca się w bok, spoglądając badawczo na poustawiane na szafce nocnej fotografie. Każda z nich przedstawiała inną nastolatkę. Długowłose, krótkowłose. Czarnulki i blondynki. Ognistorude dziewczyny z temperamentem jak i spokojne szatynki. Było ich wiele. W końcu nazywał się Tom Kaulitz. Chłopak uważany za jednego z najlepszych flirciarzy w całych Niemczech.
Chciał tego?
Od dawna się nad tym nie zastanawiał. Gdzie tam, on NIGDY nad tym nie rozmyślał. Bo i po co? Takie życie było wygodne. On nie narzekał, one również.
Uśmiechnął się ironicznie pod nosem, palcem obrysowując pełne wargi ładnej brunetki. Jego nowa zdobycz. Modelka, reklamująca linię kosmetyków L’Oreal. Z czasem, kiedy jej szczupłe ciało znajdowało się na jego kolanach zapominał o tym, iż ten związek narzucił im menager Tokio Hotel kilka tygodni temu. Żeby jak to określił ,,zwiększyć popularność.”
To było najmniej ważne. Taki malutki szczegół w całym planie. Machiny, pracującej pełną parą. Były w życiu takie chwile, że nie zastanawiał się nad kolejnym dniem. Cieszył się chwilą obecną. Teraźniejszością. I miał zamiar brać z niej jak najwięcej, nie bacząc na konsekwencje. A te inne dni? Bo i takie przecież bywały…
Rzadko się zdarzały. Na początku. Jednak wybiegając w przód maksymalnie zwiększył statystykę osób, dumających nad sensem istnienia. Jednak jak to on – umysł miał jak gąbka.
Chłonął szybko, jednak przy naciśnięciu ulatywało z niego wszystko jak za sprawą magii.
Magia…
Parsknął śmiechem, przykładając na nowo głowę do poduszki. Uważał przy tym rzecz jasna, aby nie narazić na obrażenia swoich ukochanych przyjaciół – jasnych dredów.
- Dobranoc moje piękne – wymruczał, a chwilę później jego tęczówki skryły w swych szczelnych objęciach powieki, a on sam odpłynął do krainy Morfeusza.

***

- Żartujesz sobie ze mnie – To zdanie padło po kilkudziesięciominutowych wyjaśnieniach ze strony Agathe. Dochodziła właśnie północ. Dwie nastolatki siedziały niestrudzone przy solidnym, kuchennym stole w mieszkaniu państwa Carpenter przy kubkach gorącego kakao.
Brunetka pokręciła przecząco głową, upijając zachłannie łyk napoju ze swojego naczynia.
- Ja z ciebie? Nigdy. To za poważna sprawa, żebym sobie żartowała. Rozmawiałam już z ciocią. Stwierdziła, że Andreas na pewno nie będzie miał nic przeciwko twojej wizycie.
- Agathe! Mojej? Przecież jeszcze chwilę temu miałaś jechać ze mną! – Bonnie zacisnęła dłonie w piąstki, uderzając jedną z nich w mebel. Jej towarzyszka zaśmiała się perliście.
- Dojadę do was w połowie lipca. Wiesz, że mam do załatwienia kilka ważnych spraw…
- A te sprawy nazywają się: wypad z Mattem pod namiot – zadrwiła, stukając palcami o oparcie wolnego krzesła.
- No wiesz… Nawet jeśli tak, to jestem zajęta. Ale przyjadę. Kiedyś…
- Aga! Kiedyś to wiesz mogę zostać grubą babą z dziesiątką dzieci, mieszkającą w domku na wsi i na okrągło pichcącą coś w obślizgłych garnkach równie obleśnemu mężulkowi! – wybuchnęła niespodziewanie. Zielone tęczówki piętnastolatki przybrały rozmiary spodków kosmicznych. W pomieszczeniu zaległa niemal namacalna cisza, przerwana głośną salwą śmiechu.
- Bonnie, skarbie za bardzo się tym wszystkim przejmujesz. Powinnaś wziąć jakieś tabletki i wrzucić na luz. Lata lecą, a serce upomina się o stabilizację emocjonalną.
- Jestem spokojna. I jak najbardziej zrównoważona psychicznie – dodała szybko, uprzedzając kolejne pytanie.
Agathe zamknęła na wpół otwarte usta, kiwając potwierdzająco głową.
- Tego nie byłabym taka pewna… Może lepiej pójdziemy w końcu spać? Jutro majaczy na horyzoncie wizja pakowania. I to na CAŁE dwa miesiące – mruczała uradowana, przypatrując się Bridget uważnie. Było prawie jasnym i niepodważalnym faktem, że czeka na nowy wybuch. Kasztanowowłosa uwielbiała kłótnie, a ta niepozorna Brandon należała do mniejszości, z którymi prawie nigdy się nie sprzeczała.
Podniosła się ciężko z krzesła, kierując korytarzem w stronę swojego pokoju.
Kilkanaście minut później, kiedy już obie leżały okryte cienkimi prześcieradłami, zielonooka zaczęła się nerwowo wiercić.
- Stało się coś? – Bonnie uniosła sugestywnie brew, spoglądając na leżącą obok dziewczynę. Tamta pokręciła przecząco głową, odwracając się do niej plecami.
- Nie, nic takiego. Dobranoc Bee.
- Kolorowych snów…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Qlaudia




Dołączył: 03 Kwi 2006
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sobota 19-08-2006, 17:56    Temat postu:

No cóż.. Brak mi słów, jak zwykle po przeczytaniu Twojego odcinka. Myślę, że nie będzie mi łatwiej pisać po tej części, bo, gdy czytam takie historie, aż żal mi siebie.. To jest straszne, gdy człowiek uświadamia sobie, że robi coś nie do końca dobrze. Ja na przykład nie piszę perfekcyjnie - tak, jak Ty to robisz, ale mimo wszystko nie przestanę. Sprawia mi to przyjemność, a to najważniejsze.. Czyli następne opo z TH w roli głównej?! Nie, absolutnie nie mam nic przeciwko Wink. Tom mówiący dobranoc swoim dredom. To było świetne. Nie wpadłabym na taki pomysł Razz. Podziwiam i pozdrawiam!

Żeby nie było wątpliwości wierna czytelniczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
"UKL...A"




Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 354
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z mchu i paproci

PostWysłany: Sobota 19-08-2006, 18:12    Temat postu:

Kolejna świetnie napisana część
i znowu mnóstwo różnych uczuć,
które opisujesz z taką lekkością
i tak "realnie"...

Już teraz mogę powiedzieć,
że będę wierna twemu opowiadaniu,
bo podoba mi się ono
i bardzo mnie zaciekawiło...

Z niecierpliwością czekam
na kolejną część...

Pozdrawiam gorąco i życzę weny Exclamation
5x for you Exclamation


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Sobota 19-08-2006, 18:21    Temat postu:

UKL...A - dziękuje bardzo za opinię Wink
Realnie? A ja myślałam, że wręcz przeciwinie.
Chociaż skądś muszą się brać te ,,ochy" i ,,achy" mojej polonistki...
No ale zostawmy panią Mirkę w spokoju. Ona też ma jeszcze wakacje ;D
I dziękuje za zobowiązanie się do czytania kolejnych części.
Miło mi

Tea


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kyla




Dołączył: 19 Sie 2006
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Niedziela 20-08-2006, 9:34    Temat postu:

Twoja twórczość - jak zwykle doskonała Wink Wszystkie uczucia opisałaś tak ...realnie (musze użyć tego słowa Razz ), że myślałam, iż dzieje się to naprawdę
Już nie mogę się doczekać nowych części, a jak jeszcze raz powiesz, że nie czytam twoich opowiadań na forum ... buziaki Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Niedziela 20-08-2006, 18:29    Temat postu:

Kyla - śliczna no nie powiem już tak obiecuję.
Mimo wszystko realnie to nie jest. Ot takie sobie ,,cuś''.
Ale dla niektórych branie używek jest nałogiem. Dla mnie równie silnym jest pisanie, więc sama rozumiesz Wink
Kocham cię

Tea


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WaRiAtKa




Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 461
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przyczajki -krk

PostWysłany: Niedziela 20-08-2006, 20:23    Temat postu:

Rzadko się zdarza, że nie wiem co mam powiedzieć.
W tym przypadku jest to kolejny raz...
Jak zawsze jest pięknie etc.
Potrafisz opisać, nie tylko osoby czy pomieszczenia, ale także uczucia- a to jest zdecydowanie najtrudniejsze.
Gratuluję Ci tej sztuki oraz talentu.

Z pozdrowieniami:

wariatka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Śmietnik Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin