Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Tylko mnie kochaj... - CZĘŚĆ III (23.08.2006)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Śmietnik
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
emeua




Dołączył: 13 Maj 2006
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z kariny modyfikowanych genetycznie soi

PostWysłany: Wtorek 22-08-2006, 9:15    Temat postu:

Przegapiłam pojwawienie się pierwszej części, ale już zaległości odrobiłam. Niesamowicie mi się podobało i bez żadnych wątpliwości mogą powiedzieć, że świetnie piszesz - to co ostatnim razem określiłam tragicznie "skakaniem" Wink Po prostu tak lekko i przyjemnie sie czyta. Pozdrawiam...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
S.E.T.A.




Dołączył: 16 Lip 2006
Posty: 210
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina mroku, tam na mym rumaku z krukiem u boku żyję w kaplicy...

PostWysłany: Wtorek 22-08-2006, 21:14    Temat postu:

Ładne, ale czyta się jakby z przymusu.
Ociężale.
Sennie.
Wyszukane słowa.
Trzeba się wczytywać.
Fabuła usypiająca.
Nie potrafię się wczuć.
Nie podobał mi się ten odcinek.
Niby realny.
Niby...

Avis...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Środa 23-08-2006, 11:36    Temat postu:

Powiem tak: od tej części zaczyna się rozkręcać.
Może nie będzie jakiś wielkich no nie wiem zdarzeń czy czegoś.
Bo ja chciałam napisać raczej spokojne opowiadanie Wink Chociaż raz w życiu.
Bez dedykacji. Bo ten odcinek jest po prostu nieudany.


***

Leniwie wdzierające się do pomieszczenia promienie słoneczne ogrzewały twarz śpiącej dziewczyny. Ich blask igrał swobodnie w rozrzuconych wokół twarzy czarnych kosmykach. Uśmiechnęła się przez sen, przewracając się na drugi bok.
Przekrzywiony zegar zawieszony na równoległej łóżku ścianie tykał głośno, denerwująco. Właścicielka pokoiku już dawno się do niego przyzwyczaiła i podczas snu ignorowała rozchodzące się po mieszkaniu dźwięki. Mimo to ów przedmiot skutecznie uniemożliwiał gościom Bonnie zasypianie. Wszystkim, bez wyjątku. Ci bardziej śmiali kazali go zdejmować Carpenter ze ściany i wyjmować baterie. Prezentował się wtedy żałośnie. Z zatrzymanymi wskazówkami. Bez życia, bez pośpiechu… Nierzadko ona sama marzyła o tym, aby zatrzymać czas. Wyjąć baterie i zatracić się w beztrosce. Chociaż na chwilę.
Aby mieć więcej czasu dla siebie…
Agathe otworzyła gwałtownie oczy, siadając w białej pościeli i rozglądając się gorączkowo dookoła. Po swojej lewej stronie zamiast okrytej po sam czubek nosa prześcieradłem przyjaciółki znalazła tylko krótki liścik.
Rozzłoszczona zgniotła go w dłoni, jednym susem znajdując się przy drzwiach.
- Zawsze musi być taka uparta? – mruczała do własnego odbicia w lustrze, wciągając na siebie w pośpiechu jasne jeansy. Krytyczny wzrok zielonych tęczówek utkwiony został w gładkiej tafli. Co ujrzała? Zwyczajną piętnastolatkę o pociągłych rysach twarzy, nieco szerokich ustach oraz zadartym nosie. Jedyne, co podobało się jej we własnym wyglądzie to były oczy. Powierzchownie płytkie, w rzeczywistości głębokie. Przywodziły na myśl rozległe łąki o dojrzałej, skąpanej poranną rosą trawie.
Na palcach wymknęła się na korytarz mieszkania, po cichu skradając się w kierunku drzwi. Wiedziała, że rodzice Bridget jeszcze spali i nie miała zamiaru ich budzić. Szarpnęła stare drzwi frontowe, wybiegając na klatkę schodową.

***
Zacisnęła mocniej zęby, wskakując zwinnie na wykafelkowany murek przy starterach. Ze swojej lewej dłoni bestialsko zerwała szarą łapę, badając ją wzrokiem. Coś było nie tak z gumkami. Podwinęła się jej środkowa na początku dwudziestego dziewiątego basenu.
- Mogłaś jeszcze te kilkaset metrów wytrzymać – rzuciła wściekle, szarpiąc fragment urządzenia.
Odchrząknęła, wciskając przyrząd treningowy z powrotem na dłoń. Przelotnym wzrokiem zahaczyła o elektroniczny zegar, znajdujący się na wprost niej. Pływała już od godziny. A ciągle nie była zadowolona. Technika wydawała się zionąć brakami, nawroty w jej głowie aż prosiły się o poprawienie stylu ich wykonania. Westchnęła, wskakując do wody. Jedną ręką przytrzymywała się sztywnych koralików, drugą poprawiała nosek czarnych speedsocketów*.
Zanurkowała, odpychając się stopami od chropowatej ściany nawrotowej. Wprawiła w ruch najpierw nogi, później pociągnęła rękę. Przyśpieszyła w połowie, odliczyła specyficzne ruchy dzielące ją od wykonania nawrotu.
Szybki kozioł. Smak chloru, wlewającego się wraz z przejrzystą wodą do delikatnie rozchylonych ust. Przy uchu odchylił się jej lekko czarny czepek z nadrukiem, przedstawiających rozzłoszczonego wampira. Napis pod rysunkiem mówił:
,,My coach wants blood”**
Miał być to swojego rodzaju żart. Pewnego dnia zmówili się całą grupą, że kupią sobie identyczne czepki o takim właśnie haśle. James z początku, kiedy zobaczył to pierwszy raz uśmiechnął się tylko tajemniczo. Później wybuchnął śmiechem, mówiąc, że też kiedyś mawiał podobnie o swoim trenerze.
Zamrugała szybko powiekami, po czym je przymknęła. W głowie przewijały się jakby w zwolnionym tempie obrazy poprzednich zawodów. Te z eliminacji. Ostatni basen. Nie zadawała sobie nawet trudu zerknięcia przez ramię na przeciwniczki. Takie posunięcia zazwyczaj kończyły się kilkoma setnymi sekundy w plecy. A ona oduczyła się wypuszczania ich ze stulonych dłoni.
Przy szóstym basenie nadrabiania odległości spowodowanej problemami z gumkami łapy, ktoś położył dłoń na jej głowie. Przystanęła, zdejmując z czoła okulary.
- Aga?! A co ty tutaj robisz? – zapytała zaskoczona, zadzierając twarz ku górze. Brunetka uśmiechnęła się szeroko, zakładając nogę na nogę.
- Przyszłam po ciebie. Mamy pakowanie na głowie. Zresztą… Nie powinnaś tu przychodzić.
- Dlaczego? – mruknęła, wyskakując z wody. Nogą bujała linkę z koralikami, zapatrując się przed siebie. Niczym niezmącona, gładka tafla. Taka, której nie znosiła. Mając przed oczyma podobny widok, czym prędzej gotowa była wejść do basenu. Zakłócić wewnętrzną harmonię tego zbiornika. Wytworzyć swoim wysiłkiem fale, zostawić za sobą białą pianę…
Nerwowo zaczęła miętosić w palcach róg swojej różowej bluzki. Bała się tego powiedzieć. Zdawała sobie sprawę, czym dla Bonnie był ten sport. Ale nie mogła patrzeć jak jedna z najbliższych jej sercu osób się tak potwornie męczy.
Kątem oka obserwowała każdy ruch Agathe. Zazdrościła jej sylwetki. Może nie była do końca idealna, może miała jakieś wady, ale posiadała wąskie barki i nie musiała przejmować się obecnością na swoim ciele takich rozbudowanych mięśni…
W sukienkach wyglądała słodko. A ona?
Szerokie barki, umięśnione, długie nogi. Płaski brzuch, uwypuklony twardą kostką i innymi mięśniami…
Przełknęła ślinę, marszcząc czoło. Czy to było to, czego oczekiwała od życia? Mogła zrezygnować. Nie chciała. Ze strachu. Przed czym? Przecież mówi się trudno i żyje się dalej. Ona by nie potrafiła. W treningi włożyła tyle pracy, tyle swoich lat… Na zmarnowanie?
- Nigdy! – warknęła, podnosząc się gwałtownie z murku. Z budki ratowników wyszedł ubrany w pomarańczowy podkoszulek mężczyzna, kiwając jej głową. Zawsze miał to udogodnienie, że podczas jej pobytu na basenie, co w towarzystwie innych osób było rzadkością, mógł w spokoju wypić poranną kawę. Posłała mu lekki uśmiech, poczym wsunęła na bose stopy styropianowe klapki, kierując się do szatni.
Nie oglądała się za siebie. Nie zaczekała na brunetkę. Po co? Była przyzwyczajona do takich samotnych wędrówek. Zresztą…
Agathe musi przejść przez nieckę basenu, na hol. Nie może wejść do szatni.
Uśmiechnęła się, naciskając dłonią na okrągłą baterie prysznicową. Strumień zimnej wody trysnął, wygładzając sterczące we wszystkie strony kosmyki. Zamknęła oczy, stojąc w bezruchu. Bieżąca woda zdawała się obmywać ją nie tylko z chloru. Obmywała ze wszystkiego. Każda przegrana, każda porażka kończyła się podobnym prysznicem. I kuleniem się na blacie rzędu metalowych szafek. Ze złością, z nienawiścią.
Sukces wymaga poświęceń.

***
Za oknami gęsto zacinał deszcz. Był bezwietrzny dzień. Gdyby nie ten deszcz i te przeklęte chmury to można byłoby wyjść na dwór i wystawiając twarz do słońca, spróbować pomyśleć nad tekstem kolejnej piosenki. Ale cóż… Jednak zawsze istnieją jakieś potencjalne przeszkody.
Odwrócił głowę w prawo, opierając się plecami o granitowy blat kuchenny. Woda w czajniku elektrycznym zabulgotała złowieszczo, a chwilę później dało się słyszeć ciche kliknięcie, oznaczające zagotowanie się płynu. Przechylił urządzenie, zalewając czarny proszek wodą.
Uśmiechnął się sam do siebie podnosząc naczynie do ust. Parzyło. Wzdrygnął się, a ciało oblał ciepły dreszcz. Odstawił kubek z powrotem na blat, podchodząc do okna.
Nadal padało. Z coraz większą siłą, niebo było zachmurzone na całej linii. Wszelki ślad za jakąkolwiek nadzieją na szybkie przejaśnienie rozpłynął się wraz z kałużami na drogach. Zmarszczył czoło, rozmyślając uporczywie. Co możnaby robić w wolny, deszczowy dzień? Dochodziła zaledwie…
Zerknął przez ramię na duży, ścienny zegar. W tym samym momencie wybiła godzina dwunasta w południe.
- Cudownie. Cały dzień w domu… - wymruczał ironicznie, chwytając za uszko od kubka i upijając z niego spory łyk. Gorący napój przez chwilę drażnił nieprzyjemnie zdarte gardło chłopaka, ale po chwili uczucie to zniknęło, zastąpione przez słodkie ciepło.
Idealną ciszę panującą dookoła zakłócił czarnowłosemu jakiś hałas. Skrzypienie drewnianych desek…
Gdzie do jasnej Anielki u nich w domu była drewniana podłoga? Bywali tu tak rzadko… Nie trudno zapomnieć o takich szczegółach jak tworzywa wykonania posadzek.
A, tak. To tylko spiralowe schody, wiodące na piętro. Owa osoba zszedł już na korytarz. Pytaniem pozostawało tylko czy to jego braciszek, czy też kolejna dziewczyna do kolekcji?
Nie. To był Tom.
- Cześć. Już myślałem, że czeka mnie zderzenie z tą modelką – przywitał go cierpko, krzywiąc się przy tym. Dredziarz zatrzymał się w przejściu, kręcąc z dezaprobatą głową.
- Daj już temu spokój. Co ty masz do Keishy? Ładna, miła dziewczyna.
- O Heidi też tak mówiłeś. I o Inie, Jessice… Kto był wcześniej, bo coś mi pamięć szwankuje?
Starał się być głuchym na złośliwości Billa. Podszedł chwiejnym krokiem do lodówki, otwierając srebrzyste drzwiczki na oścież.
Przyjrzał się badawczo całej zawartości urządzenia, mrugając powiekami.
Trzeba będzie zrobić jakieś zakupy… przeleciało mu przez myśl, kiedy sięgał po butelkę niegazowanej wody. Odkręcił plastykową zakrętkę, łapczywie przełykając kolejne łyki zimnego napoju.
Wokalista przyglądał się całej sytuacji ze skrzyżowanymi ramionami. Widząc to, z jaką łapczywością bliźniak dorwał się do butelki, lewa brew podjechała mu gwałtownie do góry, niknąc pod grzywą zniszczonych ciągłymi zabiegami włosów.
- Nie za dużo wczoraj wypiłeś? – Wzruszył ramionami, odstawiając opróżniony już pojemnik na mahoniowy stół.
- Nie. Dwie butelki piwa i cztery drinki. Po prostu mam jakiegoś takiego kaca moralnego…
- To może pójdziemy dzisiaj do klubu? Chłopaki pewnie byliby zadowoleni – Pokręcił przecząco głową, wskakując na parapet.
- Nie idę dzisiaj do żadnego klubu. O! Poczekaj ktoś dzwoni – wymruczał, słysząc dobiegającą ze swoich spodni melodyjkę. Samy Deluxe Generation.
- Słucham? Andreas! Co tam? Tak… No jasne. Będziemy za piętnaście minut – rozłączył połączenie, chowając aparat z powrotem do obszernej kieszeni szerokich jeansów. Bill patrzył na niego wyczekująco. Pojawiła się jakaś możliwość spędzenia dnia poza domem… Sama tego świadomość widocznie poprawiła mu nastrój.
- I?
- Zbieramy się. Idziemy do Andreasa. Dzisiaj po południu przyjeżdża do niego przyjaciółka jego kuzynki. Z Austrii. Powiedział, że musimy pomóc mu przygotować dla niej pokój i takie tam – Młodszy Kaulitz świdrował go niebezpiecznym spojrzeniem. Tom wzruszył ramionami, prychając pod nosem:
- No, co?
- Masz dziewczynę – przypomniał mu spokojnie, naciągając na ramiona skórzaną kurtkę. Gitarzysta roześmiał się głośno, trzaskając drzwiami frontowymi.
- Nie mam zamiaru spoufalać się z jakąś sportsmenką. Ona zajmuje się wyczynowo pływaniem. Zresztą nieważne, chodźmy – Świetlista błyskawica przecięła spokojny atłas nieba. Komicznie musiały wyglądać jedne z najsławniejszych osób w Europie, biegnąc przez chodnik w strugach deszczu, z naciągniętymi na głowy kapturami i dużymi, czarnymi muchami na nosie.
Kolejny zygzak zawitał na niebie, ściągając na świat nową falę deszczu.

***

Po co ja jej w ogóle posłuchałam? Gdybym się postawiła, Agathe siedziałabym teraz w domu. Albo nie. Pewnie poszłabym na siłownię…
Takie i inne myśli gościły w skołatanej nerwami głowie Bonnie. Przycisnęła czoło do zimnej szyby, podziwiając przemijające przed jej oczyma obrazy. Schludne pastwiska, drewniane chatki pod lasem… Spokój i cisza. Uroki wiejskiego życia. Na granicę niemiecką zawiozła ją matka. Stamtąd złapała bezpośredni pociąg do Magdeburga. W efekcie siedziała już któryś kwadrans z kolei w zupełnym bezruchu. Przedział, który zdecydowała się zająć był całkowicie pusty. Podobnie zresztą jak wagon. Chyba niewiele osób lubiło ten środek lokomocji…
- Bilety! Bilety do kontroli! – Z wąskiego korytarzyka łączącego w spójną całość kilka przedziałów dało się słyszeć głęboki bas konduktora. Westchnęła, pospiesznie grzebiąc w torebce. Błyszczyk, telefon, karta kredytowa, trochę gotówki, odtwarzacz mp3…
Nigdzie nie mogła znaleźć biletu. Głos mężczyzny przybierał na sile i była pewna, że to tylko kwestia kilku sekund zanim ten rozsunie oszklone drzwi.
- No dalej, gdzie jesteś malutki?! – szeptała gorączkowo, wywalając na obite purpurą siedzenie zawartość swojej torebeczki.
- Bilety – Podniosła bardzo wolno głowę, znajdując się twarzą w twarz z korpulentnym facetem, ubranym z granatowy uniform. Uśmiechnęła się szeroko, ukazując wyłupiastym oczom nieznajomego pracownika linii kolejowych garnitur białych, ostrych ząbków.
- Cześć no wieki się nie widzieliśmy, wujku! – spojrzał na nią spode łba, powtarzając swoje żądanie…
- Ups – mruknęła, widząc, że na konduktora jej urok nie działa: - No to mam kłopoty.

***

- Ale ja naprawdę mam bilet! Może pan zadzwonić na stację przy granicy! Tam wsiadałam i kupowałam ten cholerny bilet! – wrzeszczała za oddalającym się szybko pociągiem. Kiedy jej ulubiony pan konduktor zorientował się, że ta jakże urocza panienka nie ma przy sobie dokumentu upoważniającego ją do przejazdu pociągiem, wyklął ją i wyrzucił bez żadnych ceregieli na środku pola pszenicy. W dodatku jak na złość przestało właśnie padać. Gdyby w dalszym ciągu z nieba sączyły się krople deszczu miałaby szansę na to, że któryś z kierowców się zlituje i podwiezie ją do Magdeburga. A tak…
- Wiejskie życie. Cisza, spokój, pełno krów i zero ludzi! – warczała, ciągnąc za rączkę swoją olbrzymią walizkę: - O fuj! – krzyknęła, wjeżdżając nieświadomie jednym z kółek w końskie łajno.
- JA CHCĘ DO DOMU! – ryknęła, płosząc swoim głosem ptaki z konarów pobliskiego drzewa. Pasąca się na zielonej, skąpanej kroplami wody łące koza przeżuwała wolno trawę, przyglądając się dziewczynie z nieukrywaną ciekawością. Carpenter uśmiechnęła się nikle, siadając na oślizgłym, dużym kamieniu. Z nieszczęsnej torebki wygrzebała swój telefon komórkowy, wybierając szybko numer Andreasa, którego zdołała nauczyć się podczas tej podróży ,,na gapę” na pamięć.
- Halo? Andreas, tu Bonnie. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że cię słyszę! – pisnęła, mrużąc oczy przed wychodzącym zza chmur słońcem.
A koza się przyglądała. I myślała w swoim zwierzęcym mózgu:
Wiedziałam,, że nie powinniśmy wchodzić do tej całej Unii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
emeua




Dołączył: 13 Maj 2006
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z kariny modyfikowanych genetycznie soi

PostWysłany: Środa 23-08-2006, 12:00    Temat postu:

Bardzo fajne. Początek tak mi si trudno czytało, ale później było miło Wink Opisujesz prześlicznie.. pozdrawiam...

Edit
Ha! Pierwszam jest!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WaRiAtKa




Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 461
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przyczajki -krk

PostWysłany: Środa 23-08-2006, 13:22    Temat postu:

No ładnie, ładnie...

"Wokalista przyglądał się całej sytuacji ze skrzyżowanymi ramionami."
Nie wiem jak ramiona moga być skrzyżowane... Chodziło Ci chyba o ręce skrzyżowane na piersi?
Coś tam jeszcze gdzieś mi nie pasowało, ale nie pamiętam już gdzie to było xD
Oj wujek się nie ulitował nad biedną dziewczynką Very Happy
No i tekst kozy był genialny Very HappyVery Happy
Mam tylko nadzieję, że nie zrobisz z tego tandetnego romansu...
Wierzę w to Smile

I nawiązując do Twojej przedmowy to odcinek wcale nie jest nieudany Wink

Czekam na next parta Wink

Pozdrawiam

wariatka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
"UKL...A"




Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 354
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z mchu i paproci

PostWysłany: Środa 23-08-2006, 18:21    Temat postu:

Obiecałam wierność temu opowiadaniu
i dotrzymuję słowa...

Podobało mi się, nawet bardzo...

Może akcja tej części nie była zbyt szybka,
ale było w niej dużo ważnych treści,
które przybliżyły nam główną bohaterkę
i jej "psychikę"...

Ciekawi mnie co będzie dalej
i mam nadzieję, że kolejna część
pojawi się juz niebawem...

Pozdrawiam gorąco Exclamation
Sweet for you Exclamation


P.S. Tą kozą to mnie zaskoczyłaś Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nique




Dołączył: 15 Lip 2006
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)

PostWysłany: Piątek 25-08-2006, 9:11    Temat postu:

Przeczytałam całośc raz jeszcze Very Happy
Bardzo, ale to bardzop mi sie to podoba Smile
Umiesz stworzyć nastrój, opisujesz cudownie Smile
Jest w tym cos takeigo marzycielskiego, może trocchę filozoficcznego.
Ślicznie Very Happy
Czekam na ciąg dalszy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kyla




Dołączył: 19 Sie 2006
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Środa 06-09-2006, 19:53    Temat postu:

booskie Razz Jak zwykle Madziu Razz Biedna Bonnie Razz ja znając zycie tez iedyś będę tak miała z moim pechem i wywalą mnie z ociągu na jakimś polu pszenicy... Grey_Light_Colorz_PDT_42
Czekam na kolejną część !! Very Happy Pozdrawiam i całuję


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Śmietnik Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin