Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

~_38_~ Poskromienie złośnicy ~_38_~
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 112, 113, 114 ... 120, 121, 122  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
majanna




Dołączył: 30 Cze 2006
Posty: 268
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 19:15    Temat postu:

Wreszcie! Very Happy

Dia, masz jeszcze...

(EDIT)15 minut Wink

Ale nic się nie stanie jak wstawisz za 16 xD

EDIT2: Ekhm, Diuś (wybaczysz zuchwałość Wink)... zegar tyka xD
Masz -17 minut xP


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez majanna dnia Niedziela 08-10-2006, 20:17, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-DiaBollique
TH FC Forum Team



Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 1187
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świdnik

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 19:23    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

To pioseneczka, o której ściągnięcie się uprasza. To taki rodzaj serwera, że jeśli ktoś ma średnio szybkie łącze [i tak mu zazdroszczę xD] to nie musi ściągać, tylko klika Play zamiast Download i sobie słucha.

Proszę nie słuchać przed przeczytaniem, bo się znudzi xD

A jak się spóźnię o parę dni... eee, minut, to... co? Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżampara




Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 2108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 19:23    Temat postu:

O.o O.o
Czyżbyś odb lokowała opko :>:>
Bużka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alexz




Dołączył: 04 Cze 2006
Posty: 210
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krapkowice (mieścina nieopodal Opola)

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 19:50    Temat postu:

Kochana (że tak sobie pozwolę zdrobniale Grey_Light_Colorz_PDT_06 ), jeżeli się spóźnisz, to... to....
Przyjdę do ciebie! xD
Tak!
Z plastikowym nożem i moją obstawą Cool
Nie wiem, czy znasz... Jeden w dredach, drugi czarny, inny z loczkami, a trzeci znany z iście prostych włosów.
Grey_Light_Colorz_PDT_07

Więc pozostało ci jeszcze... około dziesięciu minut.
Inaczej przybywam!
xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kokotka




Dołączył: 17 Mar 2006
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Częstochowa xD

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 20:18    Temat postu:

wiem, ze jestem upierdliwa ale mialo byc o 21 00 !! ja tu ciągle siedze, siedze, siedze, odswieżam, a tu nici
i nici
i nici
...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tajniaczka




Dołączył: 18 Lut 2006
Posty: 2638
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Kraków *.*

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 20:19    Temat postu:

Czas minął Twisted Evil
Nie będzie penisów?
Nie przeżyje tego, o nie.

Dia ja sie nie ucze bo czekam na opo żeby wydrukować.
Zlituj sie. Sad

O gosh. Przeze mnie. A ja i tak zwalę biologię, więc mi ryba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
..::DaRiA::..




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 652
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z daleka....

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 20:24    Temat postu:

jakby to zaśpiewać : a ja czekam i czekam, i czekam...


Nie no Dia zlituj sie.
Bo naśemy na Ciebie armie rosyjskich plemników Grey_Light_Colorz_PDT_31



Nie no żartuje jeszcze cierpliwa jestem co nie
jeszcze poczekam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-DiaBollique
TH FC Forum Team



Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 1187
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świdnik

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 20:26    Temat postu:

Dzisiejszy odcinek to pasmo moich prywatnych sukcesów. Oprócz jego treści, naturalnie.

Udało mi się pierwszy raz napisać "jednej" bez potrzeby naciskania Backspace. Zawsze, ale to zawsze piszę "jendej". Niedługo może napiszę "Dlaczego", a nie "DLaczego", co też non stop mi się zdarza.

Udało się przełamać, po takim czasie. I już wiem, co dalej, a po drodze pojawiło się parę, marnych bo marnych, ale pomysłów. I nawet dzieci biegające po Parku Saskim i krzyczące Tokio Hotel tego nie zmienią. No, ale trzeba szanować każdego. Buahaha, jak dobrze, że mnie wtedy na zlocie nie było xD

Boję się, że odczujecie straszną telenowelowość. Bo to co chcę zrobić, jest zupełnie jak z telenoweli tych piątego gatunku, niskobudżetowych.

Odcinek o 1/3 krótszy, ale reszta napisanego pójdzie do następnego. Nic, a nic się nie zmarnuje :D Tak jest lepiej... :twisted: Niestety penisy także.

Dzięki za te 136 tysięcy. A baba z polaka mi postawiła 3 z wypracowania. Dobiłam się. Ona nie ma pojęcia o życiu xD Założę się, że jest dziewicą.

Dzisiejszy odcinek dedykuję... Wybrałam ostatnio parę opowiadań na forum na chybił trafił. A nuż jakieś arcydzieło mi przed nosem przeleci. Większość nie nadawała się. Taki jestem człek, że nawet cudo, napisane bez spacji po myślniku, za to ze spacją przed kropką ląduje w operowym koszu. Ale trafiłam na jedno, niezbyt popularne, ale z klasą. Czytałam inne rzeczy tej autorki, zasugerowana jej jednym postem w jakimś temacie. Nie podobało mi się. A to, całkiem, całkiem.

Do cholery, Minq, rusz swój sexy back. Czuję pustkę.

Czytałam też drugie opowiadanie, właściwie ostatnich parę części. Pisze osoba, która do mnie często zagląda i którą darzę sympatią. Ale jestem wybredna, och. Mi się nic nie podoba. Ale tutaj przykuł moją uwagę jeden z fragmentów jednego odcinka. Pisała o najzwyklejszych głupotach, takich w stylu "wstałam i poszłam do kuchni napić się martini wstrząśniętego niemieszanego", ale bardzo mi przypadło do gustu. Zwykłe rzeczy ładnie opisane. W tym ujawnia się dla mnie talent i sprawia, że nie przewijamy niżej. Takim scenom dedykuję ten odcinek.


Rozdział 36. "Er macht mir lachen."


Dzień za dniem upływał w podobnej, błogiej atmosferze...

- A może mnie to nie to wcale wkurza?!
- A może byś mi łaskawie powiedziała, co takiego cię wkurza?!

- Mam dość! Jestem twoją dziewczyną!
- Sorry, zapomniałem, taki problem, chyba sama możesz podsunąć sobie to krzesło!


I tak w kółko...

- Łaskawie się zainteresujesz?! Dwa dni cię nie ma w domu.
- Kręciliśmy, ale panienka mnie oczywiście nie słucha. W ogóle, to w jakim domu?! Dom, to wiesz, gdzie mam. NIE tu!

- Weź to.
- Ja już tu nie mam żadnych praw. Żebyś chociaż...

- Pewnego dnia mnie tu nie będzie, i może wtedy docenisz!
- Ja się nie dziwię, że cię wszystkie rzucają!


Policzek. Z nerwów. Bo przegięła!

- TEGO jeszcze nie przerabialiśmy!!!
- Przepra... Sama się doigrałaś!
- Nikt, do kurwy nędzy nikt! Nikt mnie nie będzie bił!
- W takim razie to koniec?! Proszę cię bardzo!
- Bill... Jak mogłeś?!?!
- Jak ty mogłaś?! Masz problem, wiesz?! Z osobowością. Ciagle niepewna, gorsza, skrzywdzona, ach, jaka ja biedna i nie zasługuję, żeby ktoś mnie kochał!
- To dlaczego wcześniej mi tego nie wyrzuciłeś?! Nie chcę cię więcej widzieć.
- I vice versa!


Szuranie walizek. Trzask.

Melanie biegła w stronę taksówki, przeklinając życie, Billa Kaulitza i swoją wagę, czyli... też Billa Kaulitza, bo przez niego tak przytyła. Ze zmartwienia i w ogóle. A teraz koniec. Ostatnie starcie i koniec. Raz im nie wyszło, rzucił ją. Drugi raz, ona jego. Kwita.

Mam już dość, już dosyć tego...

*

Jak ona sobie wyjeżdża, to oni też mogą!

- Mama...?! - blondyn rzucił sportową torbę na ziemię i przeleciał przez całą długość korytarza na parterze, a potem na piętrze. - Mamo, hej!
- Jest tu kto?! - usłyszał przytłumiony głos Billa, dochodzący z kuchni. - Hej...! Jesteś! - kolejny, radosny krzyk rozległ się moment później z dołu.
- Cholera! - zaklął Tom, ale uśmiechał się. Po prostu... może to śmieszne, ale chciał pierwszy znaleźć mamę. To była zawsze pierwsza rzecz, jaką robił po przyjeździe do domu. Rytuał, przynoszący mu szczęście.
No ale nic, tym razem Billowi się udało, pomyślał i zbiegł po schodach, przeskakując ostatnie dwa stopnie na raz.
- No, jest moje drugie! Już myślałam, że gdzieś tam w bagażniku zostałeś. - ciepły głos, niczym czajnik wody, przed chwilą zdjęty z gazu, pogłaskał go delikatnie i już tonął w objęciach, stykając się głową z bratem, zupełnie jak, gdy byli w jej brzuchu.
Podobno właśnie dlatego miała problemy z porodem.

"Tak się cwaniaki ustawiły, że za nic ich rozdzielić... Rzadko się to zdarza, nawet u wieloraczków, zazwyczaj każdy chce wyjść pierwszy. Żeby te dzieci wiedziały, co je czeka na tym pioruńskim świecie" - mruknął lekarz pomiędzy kolejnymi łykami kawy, bądź też wody ze znikomą ilością kawy, czyli tradycyjną zawartością ekspresu. Codziennie sobie obiecywał, że przyjdzie wcześniej i nastawi normalną, parzoną kawę... - tu naszło go rozmarzenie, ale młoda żona przekonywała go, że poranek bez kawy jest znacznie ciekawszy... - na myśl o niej spojrzał na dzieci z szerokim uśmiechem, który pani Kaulitz błędnie zinterpretowała jako pozytywny sygnał na wcześniejsze wypisanie. Chciała do domu, już!
- Możliwe by było, żebym została wypisana wcześniej? - uczepiła się go wzrokiem z wyraźną nadzieją w jasnych oczach. Dzieci miały brązowe. Po tacie... - przed oczami stanął jej mąż i natychmiast poczuła dalszą siłę, by wykłócać się o wcześniejsze wyjście. - Będę się oszczędzać, obiecuję, i... - urwała, bo lekarz dawno przestał się uśmiechać i kołysząc się, odparł:
- Przykro mi, nie możemy pani jeszcze puścić. - oznajmił chyba po raz tysięczny, od kiedy zatrudnił się w tym szpitalu. - Dwoje dzieci to nie jedno, a to pani pierwszy poród, obaj sporo ważyli, to dobrze, znaczy że zdrowi - wtrącił - jednak musi pani zostać w szpitalu chociaż te ustawowe trzy dni.
- Proszę, chcę jechać do męża, właśnie kupiliśmy nowy dom, to znaczy, on kupił... w Magdeburgu... - nie ustępowała.
- Nieważne, czy w Magdeburgu, czy w... Kostaryce. Zostaje pani - "wcisnął" długopis i podpisał kartę. - Proszę zadzwonić do męża i oznajmić, że jest podwójnym tatusiem - rzucił okiem na dwoje chłopców leżących po obu stronach pacjentki i zrobił parę kroków w stronę wyjścia.
- Kawa! Albo... - zawołała Simone i skrzywiła się, zajrzawszy na dno plastikowego kubka, dodając w myślach: - Albo cokolwiek to jest.
Jej myśli natychmiast powędrowały do dwojga leżących maleństw z zaciśniętymi piąstkami; jeden miał bardzo ruchliwe rączki, a drugi ciągle otwartą buzię.
- Ciebie nazwę Tom... - spojrzała na malca po swojej prawej - ... a ciebie... Jak ja cię nazwę? Bill! Żeby było krótko i zwięźle, bo powtarzania dwojga długich imion przez całe życie nie zniosę. - pomyślała.
I tak trzy dni później mali Tom i Bill Kaulitzowie witali świat. Tak jak świat witał ich niecałe dwie dekady później.

A do matki wracali bez względu na widzimisię świata i swoje własne.

*

- Kurczę...
- Nooo...
- Aż dziwnie.
- Nooo...
- I wszystko nadal stoi... Jakie czyste...
- Nooo... eee. Nie. TU jest kurz.
- A.
- ...
- Jakoś to przeżyję.
- Myślę. To ja spadam do siebie.
- Ok-ay...

Słońce wpychało się przez szczeliny w roletach, więc Bill podszedł i odsłonił je zupełnie, wpuszczając ciepłe, południowo - wschodnie promienie do swojego pokoju. Przejeżdżający ulicą samochód ("No patrzcie, a myślałem, że nikt poza nami się tu nie zapuszcza...") - złapał na szybę kilka złotych "kreseczek" i teraz, wraz z nabieraniem prędkości, odbijały się od przezroczystej powierzchni i lizały ściany w jego pokoju, zupełnie jakby ich drogą sterował człowiek - były takie proste i tak spokojnie biegły po obrazach i plakatach...
Jego "twierdza" pomalowana była na... błękitno - pomarańczowo - czerwowono - fioletowo - niebiesko, a jakby się uprzeć, to miejscami możnaby jeszcze znaleźć szare pionowe plamy - ślady po odkręconych niecały rok temu półkach.
Dotknął szyi, przesunął palcami po liniach zgięć, potem po tętnicy, którą miał na wierzchu - od wysiłku, od śpiewania, od tego, że miał skórę cienką jak pergamin. Odruchowo chciał sobie poprawić mikrofon, ale nie było czego poprawiać...
Obszedł pokój, rysując nieobutymi stopami kwadrat na dywanie - może niezbyt prosty, ale co tam... nikt, po prostu nikt go tu nie widzi.
Gdy znalazł się przy jednej z dwóch ocalałych półek, podniósł metalowe pudełko. Wyglądało na stare; prostokątna, podrdzewiała puszka, spięta brązowymi paskami z każdej strony w jednej trzeciej długości i przykryta cienkim kawałkiem czegoś w rodzaju płótna. Niestety wszystko było tylko stylizowane na stare - tak naprawdę kupił to parę lat temu w sklepie z zabawkami, jakoś mu się to wtedy strasznie spodobało; teraz uważał, że to ostatnia tandeta, ale wyrzucić nie dał.
"Zawsze mi to było do czegoś potrzebne" - Bill zauważył w duchu, otwierając ostrożnie pudełko - zawartość sprawiała wrażenie, że może się wylać, albo wypaść przy gwałtowniejszym ruchu. Właściwie w środku były śmiecie. Jakiś stary resorak, medal Jorga z biegów przełajowych, temperówka w kształcie brzoskwini, zepsuty Tamagochi na breloku, pęknięta metalowa obrączka i parę pocztówek z łąbędziami i bożonarodzeniowych od rodziny.
- Bill! - zawołała z dołu mama. - Jedzenie stygnie!
Odstawił "skarby" na miejsce.

*

- Mammm...?
- Taaak?
- Wiem, że mam już szesnaś... siedemnaście - uśmiechnął się figlarnie - lat, ale... zrobiłabyś coś z tym? - podniósł do góry sweter. Dokładnie poniżej serca widniała szeroka może na trzy centymetry dziurka z wyłażącą nitką, za którą Bill - mimo straszliwej ochoty - starał się usilnie nie ciągnąć.
- Hm, przynieś mi z szafki w kuchni, tej po lewej, takie drewniane pudełko, może być zastawione jakimiś słoikami, nie wiem, chyba wstawiałam tam dżemy z moreli, albo coś... no i za tymi słoikami powinno stać takie okrągłe, właściwie owalne, opakowanie na kaszę gryczaną z napisem "Bon apettit", odsuniesz je i tam musi leżeć kłębek brązowej włóczki...
- Nie lepsza czarna? - wtrącił trzeźwo. - W kuchni?
- Ano, lepsza. - przyznała z uśmiechem miodowa blondynka. - Tak. W kuchni, po...
- Zapamiętam! - wyleciał z pokoju, nie dając jej dokończyć. - W kuchni, w szafce, po lewej, nie drewniane pudełko, nie kasza, tylko włóczka. - powtórzył na głos. Że też musiał mieć taką cholerną sklerozę!
- I tak ci się pomiesza - Simone westchnęła ciężko do siebie, ale była rozbawiona zachowaniem syna. "Niektóre rzeczy się nie zmieniają..." - dodała w myślach. - Masz palce. - powiedziała niezbyt odkrywczo, ale chodziło o coś innego. Przypomniała mu starą sztuczkę szczwanych lisów.
- Rzeczywiście... - zdumiał się na chwilę czarnowłosy i poszedł do kuchni, dopasowując po drodze do każdego palca u ręki jedną rzecz. Robił tak od... zawsze? Nie, ale...
"To chyba już z osiem miesięcy, jak nie miałem fizyki..." - pomyślał z mściwą satysfakcją. - "Kciuk... prędkość. Wskazujący: droga. A co tam jeszcze było...?! Aaa, czas. Time. - powtórzył w myślach obce słowo, jakich miał ostatnio pełno. - "Tajm to był t." - dorzucił i nagle zauważył: - "T jak time! To od tego to jest!" - zachłysnął się własnym geniuszem.
- Puszka. Stojak. Włóczka. - Coś mu nie pasowało w tej wyliczance. - Włóczka, ok, sama włóczka. Ustawiamy czujniki na włóczkę. Zimno, zimno, zimno, co to kurka wodna, Syberia? Jeeest! - uniósł do góry kłębiaste trofeum i udał, że przyjmuje gratulacje i odbiera kwiaty.
- Ale nie odejdziesz z zespołu, co...? - usłyszał zza pleców. Na progu stał Tom w samych bokserkach i koszulce zawiniętej na mokrych dredach. Sądząc po zyżuciu i rozmiarach, jej głównym przeznaczeniem nie było pospolite noszenie na ciele.
Bill rzucił mu zdumione spojrzenie.
- A kto powiedział, że chcę odejść? - odparł, mrużąc oczy jak kot. - Czyżby gdzieś już to było, ach och uch, za - lub - dodał - napisane? - przewrócił oczami, na co Tom się machinalnie skrzywił.
- Przez ten make - up wygląda, jakby ci miały wypaść gałki oczne. - podzielił się z bratem swoją obserwacją. - A pytam się, bo wygląda, że już osiągnąłeś swój wymarzony cel. - Tu dredowłosy odwiązał ręcznik i udał, że to kłębek włóczki, a sam jest Billem rzucającym się na niego niczym na medal olimpijski.
- Baaa. - zbył go czarnowłosy po chwili. - Zauważyłeś, jaka mama jest piękna...? - spytał zniżając głos. Tom odłożył podkoszulek - płachtę i podsunął sobie talerz z kanapkami. Ugryzł jedną, przełknął i po chwili powiedział:
- Zauważyłem... A co, ty też masz wyrzuty sumienia...? - zapytał niby żartobliwie, nagle całą swoją uwagę skupiając na jedzeniu.
- Żebyś wiedział. - Bill zamknął po cichu drzwi do kuchni i usiadł na przeciwko. Wziął do ręki jabłko i kręcił nim aż urwał łodyżkę. Dopiero wtedy się odezwał. - Wiesz, kiedy ostatni raz byliśmy w domu?...
Tom milczał.
- ... dwudziestego czwartego. Czerwca. - dokończył z naciskiem.
- Nie, choćby jeszcze w sierpniu... - zaprotestował blondyn. - Ale wiem, na dłużej...
- Ech... Co my możemy? - zmęłł w ustach słowa Bill, znowu zapadła cisza. Każdy z nich próbował się w sobie usprawiedliwiać, dlaczego tak rzadko są z rodziną i obie strony cierpią.
- Co zrobisz?... Takie życie. - stwierdził filozoficznie Tom.
- Ale to nawet nie o nas chodzi... - zaczął czarnowłosy. Przytaknął mu skinięciem głowy. - Uważasz, że ona jest szczęśliwa? - wskazał na fotografię na lodówce. Mama, Jorg, Tom, i on. Wyglądali jak rodzina, jak szczęśliwa rodzina. I chyba nawet tak się czuli.

Właściwie, nigdy nie było mu źle z Jorgiem, mieli dobre kontakty, nie jak ojciec z synem - Jorg nigdy nie próbował na siłę zastąpić mu ojca, z czego Bill był bardzo zadowolony, w końcu miał już ojca - ale jak dwaj dobrzy kumple. No, może "kumple" to za dużo powiedziane: koledzy. Mógł z nim pogadać o dziewczynach, o których nie mógł z Tomem - najczęściej obu podobała się ta sama - albo tak ogólnie. A miałby zdradzać taktykę? Zresztą, Tom sobie szybko odpuszczał i co ważniejsze, chętnie dzielił się zdobytymi informacjami ze swoim bratem, także większość dziewczyn uważała, że trafiły na anioła, czytającego im w myślach i pragnieniach. Niestety im szybciej kończyła się wiedza Czekoladowookiego o danej dziewczynie, tym szybciej kończył się związek. Bo jak tu żyć z człowiekiem, który wie, że najbardziej lubisz lody o smaku liczi, a nie wie, pod którym numerem mieszkasz? I to wcale nie wina jego wiecznej, okropnej, paskudnej sklerozy, do której nawet nie wstydził sie przyznawać??

- Wiesz... wydaje mi się, że tak - gitarzysta podkulił nogi na taborecie. - Oprócz tego, co zrobił ojciec - wzruszył ramionami, bo jakoś głupio to zabrzmiało, wypowiedziane na głos - wszystko nie mogło potoczyć się lepiej. Jo - zdrobnił - ją kocha, kto normalny pchał by się w związek z dwoma dzieciakami gratis...? - zapytał szczerze.
- Mówisz o nas - Bill mimo woli się uśmiechnął. Rzeczywiście, mało kto brałby sobie na głowę dorastających chłopaków, gdyby nie miał otrzymać nic w zamian. Oni są szczęśliwi! - stwierdził z przekonaniem i zabrawszy włóczkę, wstał i wrócił do pokoju. Tom wpatrzył się w fotografię, po czym odcisnął włosy nad zlewem i rozłożył się w jesiennym słońcu na balkonie.
Czarnowłosy podrzucił parę razy w powietrze trzymany przedmiot; zastał mamę wyciągająca z pufy komplet niklowanych drutów. Surpise!
Podał jej do ręki miękką kulę i chciał wrócić do siebie, ale Simone chwyciła go w pasie i ściągnęła na kanapę.
- Aleś ty wielki, Billy... - westchnęła, uwalniając go z objęć. - A pamiętam, jak byłeś taki... O taki malutki. - zaznaczyła palcem w powietrzu wysokość, do której niby miał sięgać Bill. Ten wygiął usta w podkówkę i zaprotestował, pokazując swoją minimalną wersję. Pokręciła głową w proteście, ale ustąpiła.
- Siadaj. Rozłóż ręce na boki...
Chłopak się obruszył.
- Ej, co, nie...! Ja nie umiem.
- Właśnie. Dlatego zaraz się nauczysz. - klasnęła w dłonie, zupełnie jak jej syn. A może to on klaskał, tak jak ona?

*

- Cały się pokułem... - zajęczał zniechęcony, pokazując zaczerwienione opuszki palców. Efekt pracy był... eee, wątpliwy?
Tak to można określić. Pół biedy, że próbował na starym berecie z moheru, a jego swetrem zajęła się mama. Inaczej nigdy by go już nie włożył.
A beretu nie szkoda, chociaż od kogoś, nie pamiętał od kogo, słyszał, że moher ostatnio modny.
- Może i ja sobie kupię coś z moheru...? - zastanowił się zupełnie serio wokalista. - Sun tak w nim ładnie... - rozmarzył się na moment, po czym sam skarcił. Od czasu kłótni z Melanie znowu zaczynał zwracać uwagę na nie tę dziewczynę, na którą powinien. Chociaż Mel nie odbierała telefonów, ani tym bardziej sama nie dzwoniła, to czuł, że ich związek rozpadł się fizycznie.
Nawet słowa jak w filmie: "To koniec!"
Nie mógł tylko dojść do ładu z samym sobą.

Czuć się wolnym? Czy nadal być związanym?

Czuć się wolnym JUŻ? Czy nie czuć się tak wcale?


Zdenerwowanie ostatnią "ostrzejszą wymianą zdań" nie tyle minęło, co zeszło na dalszy plan.
Nigdy by nie przypuszczał, że któreś z nich może kiedykolwiek tak ponieść. Ale jakoś... Nie żałował!
Tak jakby zdarzyło się, co miało zdarzyć. Przyroda wróciła do pozycji równowagi.
- Ała!...
Jeszcze żeby on umiał złapać równowagę z tymi metalowymi kijkami.

I gapić się na inne laski, z lekkimi bo lekkimi, ale wyrzutami sumienia? A może...?

Nie. Jednak gapić. Macać jeszcze nie.

Migotki w oczach.

No, może dla jednej zrobić wyjątek...

*

- There's a man, who's standing alone in the rain. He's crying because of... - zacięłam się z braku dalszego pomysłu na zdanie. Z pięćsetstoosiemdziesiąteczwarte. - O! He's crying because of his... bills. - zaśmiałam się w duchu, bo czarnowłosy natychmiast podniósł dotychczas złożoną na rękach głowę i rozejrzał się nieprzytomnie wokoło. Nie do wiary, ale ledwo co wrócili z domu, uparł się na lekcje. Słoneczko przygrzało. Jak nic!
- Co ja? I gdzie się pali...? - powtórzył końcówkę zdania dyktowanego dobre pół godziny wcześniej.
- Nic ty - zignorowałam go olewczo-pogardliwo-zmęczono-współczującym spojrzeniem i kontynuuowałam, dając mu równocześnie na migi małe przedstawienie, co mu się stanie, jak nie będzie pisał. - He talks too much by a phone and...
- Jak się pisze 'tu'? - Tom uniósł podbródek i podrapał się po czole świeżo kradzionym piórem. Miejsce napadu z włamaniem, sądząc po śladach, miało miejsce gdzieś pomiędzy stolikiem do kawy a plikiem kartek, zapisanych drobnym maczkiem przez czterech chłopaków z wysuniętymi językami ze skupienia, a raczej wyglądających jakiś czas temu. Czyli dokładnie w mojej torebce.
- Normalnie - westchnęłam. - Swoją drogą, odważny jesteś, zapuszczać się w nieznane tereny - wymownym gestem zamknęłam torebkę, bo a nuż znajdzie tam coś czego nie powinien, i znając go, ogłosi całemu światu.
- Lubię to. - odparł niskim, męskim tonem i dorzucił: - Zapuszczać się w nieznane tereny... - oparł się na łokciach i wykonał jednoznaczny ruch biodrami. Wszyscy zaczęli ostentacyjnie ziewać wcale nie ze zmęczenia, i okazywać inne oznaki znudzenia, oprócz Georga, któremu to przybił piątkę i obaj zaczęli się głupio śmiać.
- Już prawie jedenasta, nie jesteście...? - ziewnęłam, aż mi coś odskoczyło za lewym uchem i z lekkim szarpnięciem wróciło na miejsce - śpiąący...?
- Czyli jak?! Tu-tu-tu... - drążył, udając, że pióro to w rzeczywistości piórko do niewidzialnej gitary, którą, sądząc po zmianie ruchów, miał na kolanach. - Wiem, to znaczy dwa!... - błysnął i dodał: - Nie, nie jesteśmy, przecież tacy młodzi, slini mężczyźni nigdy nie odczuwają wysił... - urwał i skończył prężyć mięśnie, bo jedna z leżących kartek przykuła jego uwagę. - Ooo, napisałem Kaulitz przez... c? - zmarszczył brwi. - To jest impozible.
- Ymposybu. Ciekawe, co jeszcze... - rzuciłam okiem przez jego ramię na bazgroły, na których widok poczułam się jeszcze bardziej śpiąca. - Cat przez k...?! - przetarłam oczy. - Co to za twór?
- Potwór, nie twór. Widocznie mamy kiepską nauczycielkę. - zasłonił kartkę, podnosząc ją ponad zasięg mojego wzroku. Oczywiście nie bez wędrującego kącika ust, symbolizującego wyższość Pana Świata i Okolic.
- Właśnie...! - usłyszałam cichy mruk z południa. A raczej od człowieka stylizującego się na Południowca.
- Myślisz, że jak jesteś duży, to ci wszystko wolno?! - naburmuszyłam się. - I tak to zobaczę przecież! I tylko cudem przejdziesz...
- Z klasy do klasy?! - wybuchnął ironicznym śmiechem. - Już się boję, pani dyrektor. A cudu nie będzie, to się obędzie, a jak będzie cud, ucieszy się lud.
- Napisałeś? Dobra. Czytaj. - odwróciłam się gwałtownie i poleciłam Billowi. Skrzywił się lekko i zaczął czytać. Czasami się zacinał i przekręcał słowa, ale szybko sam się poprawiał. Ogólnie bez tragedii.
- Nieźle. - usłyszał po paru minutach.
- A jeszcze... - jego brat chyba cierpiał, gdy nie poświęcało mu się uwagi przez pięć minut. - Nie, żebym się wtrącał, ale skąd wiesz, że jestem... duży? - zakończył zdanie kolejnym wymownym wyrzuceniem bioder do przodu. Parę centymetrów za daleko.
- Ty to będziesz ścierał! A spódnicę prał mi jeszcze SZYBCIEJ!!!
- Oczywiście. Skoro prosisz...

*

- I jak się spało? - usłyszałam obcy głos z lewego kąta pokoju. A może z prawego...? Uuu... Jakie to sgompligofane...! Prawa - lewa - środek. Prawa. Lewa. Środek. Ach. Tu jest lewa!

"Na początku tygodnia czeka cię błyskotliwy sukces..."

Czyli o to chodziło w horoskopie!

- Dobrze... - podjęłam pierwszą próbę rozbudzenia się na dobre i o dziwo, usiadłam na łóżku i nie straciłam równowagi. Tylko ten głos mi wybitnie nie pasował. Nieznajomy i w ogóle... - Hmm... Może to głupie pytanie, ale: kim jesteś i co robisz w moim pokoju?
- Nazywam się Felicity - właścicielka kobiecego głosu w końcu zdecydowała się wyjść z progu i cienia, rzucanego przez lampę - wieszak na ręczniki - ale możesz mi mówić Piłeczka.
Piłeczka???
- Nie wyglądasz na piłeczkę, wiesz... - osądziłam ją zaspanymi oczami.
- Dlaczego nie powiesz, że wyglądam na Felicity, a nie, że nie wyglądam na Piłeczkę? - zadała dziwne pytanie, zalatujące filozofią Bardzo Bardzo Dalekiego Wschodu. A może to tylko niektóre organy mojego ciała nie chciały się stawić na miejsce?...

Czego się czepiasz, babo jarmarczna, jestem, byłem i będę. Chociaż założę się o wigintyliony i gugolpleksy dolców, że się tu zmarnuję, będąc jeszcze młodym i sprawnym.

- ... A ty kim właściwie jesteś?... - zmarszczyła czoło. Ja zrobiłam to samo. Przychodzi do mojego własnego pokoju, przerywa boską przyjemność i zadaje pytania.
- Nie widać? - zaczynała mnie bawić, ale poprzez skórę wyczułam, że darzy mnie, z nieznanych powodów, sympatią. - Jestem ufokiem czyhającym na młode dziewczynki, a w przerwach prowadzę odwyk dla dresiarzy. Wiesz, złote łańcuchy, adiki, te sprawy. Mało kto sobie zdaję sprawę, jak ubranie może zaszufladkować. - wymyślałam na zawołanie.
- Złote łańcuchy... - powtórzyła niepewnie, jakby coś jej to przypominało. - Włosy też masz złote. - dodała nieobecnym tonem. Nawiedzona jakaś. - Ja jestem szatynką. Czyli pewnie tkwi we mnie szatan.
- Albo szatniarka. - mruknęłam w poduszkę. - Nie, nic...
- Słucham?... Skoro nic... to z innej beczki: co sądzisz o tej przeprowadzce do Hamburga?
Co myślałam o przeprowadzkach, lepiej nie precyzować. Ale 'Ambur', jak kaleczą - bo inaczej tego nazwać nie można - Francuzi, brzmiał obiecująco. Gdy już miałam się odezwać, "tamta" nieznajoma - znajoma, bo przecież znałam jej imię, ba: przezwisko!, nie zauważywszy jakichś wiarygodniejszych oznak życia, zaczęła roztaczać przed nami - jak zrozumiałam, miała na myśli mnie, ją, chłopaków i nieokreśloną bliżej "resztę" - niebiańską wizję pozbycia się karaluchów, szczurów i tym podobnych, których jeśli jeszcze do tej pory nie widziałam, to na pewno zobaczę.
- Czy jest jeszcze jakiś inny powód, dla którego mamy się stąd wynieść? - napomknęłam lekko, mając nadzieję, że może o czymś zapomniała. Identycznie, jak Pewien Jeszcze Nieokreślony Ktoś...
- ... Nie mówili ci?...
- Bingo. - klasnęłam językiem o podniebienie.
- ... Wedle landowego prawa chłopcy musieliby dalej chodzić do szkoły, skończyło im się zwolnienie, usprawiedliwienie, czy tam co. - oznajmiła rzeczowo. - Naprawdę nic ci nie powiedzieli...?

*

Nieźle. Nieźle. Nieźle...

To ma być wszystko?!

- Nie po to się męczę, po nocach mi się śni. Nieźle?! - zacisnął powieki, biorąc mikrofon ze stojaka. No bo próba, nie? - Raz dwa, raz dwa, raz dwa trzy... Jesteśmy chłodzi...
- Młodzi!
- Młodzi. - powtórzył mechanicznie po Tomie, który śledził w myślach tekst, mrucząc cicho melodię i zastanawiając się, czy to ostatnie mocniejsze wejście nie pasuje lepiej do Unendlichkeit. - W ogóle, to powinni mnie nosić na rękach! Nienawidzę angielskiego! I jeszcze się wysilam, żeby usłyszeć: "Tak, Bill, świetnie, moim zdaniem możecie już nagrać płytę, i tak, sprzeda się świetnie, twój akcent brzmi jak rodowitego anglika i na pewno wszystkim się spodoba". Ale nie. - pomyślał, przechodząc do następnej piosenki na liście, wkodowanej w głowę już od paru miesięcy. - Błe, chyba zaczynam się pocić - zauważył niechętnie. - Teraz przejście na prawo... tam jest śliższa scena, uwaga na ten stopień... Okay...
- Szzzzz... SZZbzzzsss...
- E...?
- Czekajcie, coś jest z dźwiękiem... - Tom złapał go za ramię. - O, idzie... ktoś tam. To nie z naszych, nie?
- Nie - usłyszał po chwili, gdy brunet zatknął mikrofon z powrotem na stojaku i odpiął, z małym wysiłkiem, mikrofon.
- Nawet lepiej, od rana chodzę głodny... - mruknął w przestrzeń i w tym samym momencie zaburczał mu żołądek, co wywołało cichą salwę śmiechu, głównie kręcących się wokół niego dźwiękowców.
- Nie byłeś na śniadaniu? - zapytał głupio Bill.
- A widziałeś mnie? Bo zazwyczaj jemy przy tym samym stoliku. Niestety... - Tom zrobił minę cierpiętnika, który leżał krzyżem minimum ostatnie siedem godzin. - Nienawidzę wywiadów na żywca.
- Tylko ci się wydaje, że nienawidzisz. - jego młodszy brat wpadł w swój pouczający ton, a właściwie pouczająco - ględzący. - Dobrze wiesz, że to dziennikarzom najwięcej zawdzięczamy i nawet jeśli musimy im lizać dupy, to będziemy to robić...! Właź. - otworzył mu drzwi i wsiedli do pustej windy.
- Wiem! Ale wkurzają mnie te idiotyczne nagłówki i robienie imprezy z każdej głupoty! - Tom nacisnął guzik na poziom zero. - Przykładowo, jeślibyśmy się zablokowali w tej windzie, każdy szmatławiec by się tym podniecał.
- Może to i dobry pomysł... - ręka Billa zawisła wprost naprzeciw guzika STOP, po czym jednak cofnęła się zrezygnowana i sięgnęła do kieszeni po wyjącą komórkę. - Yhm? Złośnica, a kto. - rzucił Tomowi, pytającemu na migi, kto dzwoni.
- Czego chce? - wymówił samymi ustami, przeglądając się w lustrze i poprawiając nakrętkę w kolczyku.
- Skąd mam wiedzieć?! - Bill machnął w powietrzu ręką. - NO OCZYWIŚCIESZŻESZ, ŻE SŁUCHAM!
- To ja ciebie słucham. - powiedziałam lukrowatym głosem, ale bez przesady. Znudziło mi się to czekanie, więc dodałam: - Gdzie panicz i pański wielmożny brat raczyli ulokować swe szanowne siedzenia?
- Raczej stopy. Stoimy. Tronów... - Ciemnowłosy zerknął do góry, jakby sprawdzał, czy owe trony nie są gdzieś podwieszone pod sufitem i tylko z powodu błędów technicznych nie ma tu gdzie usiąść - ... zabrakło.
- Khe, khe. Biedactwa wy moje. - oznajmiłam wyjątkowo radośnie.
- Czego chc...?
- To ty, Bill, powiedz mi, czego ty chcesz? - Tym razem głos w słuchawce chłopaka stał się aksamitnie miękki i delikatny, miał też w sobie coś z tonu lekarza powiadamiającego rodzinę o śmierci kogoś im bliskiego, tylko trochę mniej stanowczy.
- Hmmm - Bill jak zwykle zgłupiał na moment, próbując zgadnąć, czy żartuję, czy gadam serio. Opcja fifty - fifty, więc czasami udawało mu się trafić.
- "Hmmm" jest natychmiast wzywany do domu, wraz z bratem "Hmmm wersja 00...
- ...Siedem"? - wepchnął mi się w słowo.
- ...Nie...eee... zero - zero - cztery. Oraz z resztą orszaku.
- Czemu cztery?! - Sądząc po odgłosie, to się ugryzł w język.
- A czemu siedem?! Jesteś obrzydliwy.
- Dziękuję bardzo. - miałknął ironicznie do słuchawki. - No bo... Nie mów! - żachnął się chudzielec. - Nie oglądałaś Jamesa Bonda? Tego agenta brytyjskiego... - dorzucił odkrywczo ze swoim seksownym akcentem na drugą sylabę, którego używał, chcąc mnie do czegoś przekonać. Nigdy nie doszłam, czy z premedytacją, czy po prostu "tak miał". Chociaż znając go, to jedno i drugie i jeszcze piętnaste.
- Pfff! - prychnęłam, żeby zyskać na czasie i zetrzeć mechanicznie, czyli za pomocą poszewki na poduszkę, tę gęsią skórkę, jaka ogarnęła całe moje ciało. Najgorsze jednak było to uczucie ciepła... Od środka.
- Chodziłem z dziewczyną, która nie oglądała Jamesa Bonda?! - udał oburzenie. - Sarah...? Co masz na swoje usprawiedliwienie?
Zamilkłam na chwilę; niby wszystko było ok, niby wszystko w porządku, łi ar frends, ale... To nie było. Przyjemne.
- Tak?
- Ok. To może powiesz nam, kto umarł? - zapytał, wyprzedzając moją odpowiedź.
- Nie ci, "których śmierci władza by sobie życzyła". - powiedziałam, cytując tekst, przerabiany przez nas dwoje, chwilami troje, ("lubię gitarę, i pornosy też lubię, ale ile można?") wczoraj wieczorem. Dość skomplikowany, ale kto powiedział, że życie jest proste. - Musisz sobie dokupić jedną książkę, repetytorium z angielskiego takie...
- Musiałaś z tym do mnie dzwonić? Nie mógłaś do kogoś innego? - zapytał, wymieniając spojrzenie z bratem, o tym jak bardzo obojgu chce się żyć na tej małej, zapyziałej planecie gdzieś na zewnętrznych pierścieniach galaktyki. - Jestem zajęty, zresztą i tak tu niegdzie nie wyjdę, mamy mieć tu tydzień nagrań w listopadzie, a jak nas zobaczą, to zero spokoju i jeszcze...
- ... Ttttak. - przerwałam mu brutalnie. - Ale gdybym zadzwoniła do kogoś innego i poleciła mu, to ty i tak byś do mnie zadzwonił i męczył, czy to to, czy to dobre i czy na ekologicznym papierze, więc wolałam od razu do ciebie, Starrie. A może nie?
- A. Nie no, tak. - odpowiedział wyjątkowo jasno, zrezygnowanym tonem. - I, przestań! - zajęczał na dźwięk świeżo stworzonego przezwiska. - Kojarzy mi się z doniczkami.
- Też wymyślasz! - wybuchnęłam śmiechem, on też się roześmiał. Śmialiśmy się, nie mogąc przestać. Gdy jednemu udawało się nie śmiać, głos drugiego natychmiast sprawiał, że nie mógł się na powrót opanować.
- Hahaha! Aż mnie mięśnie brzucha bolą...! - przyznał, gdy w końcu nam obydwojgu skończyła się siła.
- A ja się popłakałam...! - otarłam łzy z twarzy.
- No wiesz co, płakać przeze mnie... - oburzył się, ale głos miał rozbawiony.
- Ty chyba zapominasz, młody człowieku, że miliony przez ciebie płaczą po nocach, o ile nie są zajęte czymś innym, też z twojego powodu...
- Ach, tam, milion w tą, milion w tamtą... Ała, nie w mojego Twardziela, idioto! - usłyszałam krzyk spoza słuchawki, po nim nastąpił głuchy jęk Toma.
- Sorry stary, nie celowałem TAM! Ale tyle gadacie, że...!
- Twardziela?! - parsknęłam i tym razem sama się zaplułam. - Rany, Bill... Twardziela...?
- Stwierdzam fakt...
Przysięgam. W tej chwili wydął wargi.
- Ok, nie wnikam w stan skupienia i stwardnienia. Książka nazywa się... - podałam mu nazwę, cenę i najbliższą księgarnię. Obiecał solennie, że kogoś po nią pogoni, dość jasno tłumacząc Tomowi, że to będzie on, w ramach strat moralnych za "krzywdy na twardzielu". Blondyn oczywiście się zaparł i powiedział, że jak jego zobaczą, to jeszcze gorzej, bo przecież to o niego chodzi, a Bill to tylko dodatek do biznesu. Sprzeczali się tak dobre parę minut, ostro gestykulując, dopóki zniecierpliwieni ludzie nie dali im do zrozumienia, że stanie w nieruchomej windzie, gdy inni czekają, nie jest zbyt trafionym pomysłem. Kontynuowali rozmowy na korytarzu i w końcu doszli do porozumienia bez żadnych krwawych ofiar.
Obu tylko męczyła dziwna świadomość, że o czymś zapomnieli. I że to nie było bardzo ważne, ale...
... może być nieprzyjemnie, jeśli szybko sobie nie przypomną, co to.

*

"Berlin. Od niedawna ponownie stolica miasta, próbująca odzyskać dawną pozycję, gdy dotychczas "utartym" sercem Niemiec jest Monachium. Ośrodek nauki, instytutów, administracji, wystaw. Kontrowersyjny od stuleci. To właśnie tu zostały umiejscowione wydarzenia opisane w niejednej książce. Żywe miasto, podnoszące się powoli z dawno zburzonych gruzów, chcące odzyskać świetność."
Mniej więcej się zgadza. Kogel mogel historii i burdelu. Lekko szary i brudny, nawet czyste ulice wydają się zakurzone. Kiedyś nazywał się Berolina. Mekka gejów i lesbijek, ożywiających raz na jakiś czas te bure ulice. Ale da się żyć.

"Hamburg. Wolne Hanzeatyckie Miasto - zaznaczają od razu na wstępie. Drugie pod względem wielkości miasto Niemczech, największy port, wielki ośrodek przemysłowy. Mieszkańcy Hamburga dumni są z tego, że w samym sercu miasta mają jezioro."
Swoją drogą, fajnie to brzmi. Wolne miasto... I tu znajduje się największy cmentarz na świecie. Oraz zakłady Airbusa i Lufthansy. Czy jezioro. Więc lecisz sobie samolotem, wpadasz do jeziora i masz blisko na cmentarz.

[i]"Loitsche. Ośrodek miejski w pobliżu tras kolejowych i lotniczych, niedaleko od centrum życia kulturalnego i handlowego Saksonii, leżący 70 kilometrów na północny wschód od Magdeburga, stolicy landu. Coraz bardziej rozwijający się teren, przeznaczony równocześnie pod wielomilionowe inwestycje, jak i pod agroturystykę. Szeroko roztaczające się na pobliską okolicę pasma ziemi uprawnej i lasów pozwalają na znakomite..."

Tak przynajmniej głosił miejscowy informator. Rzeczywistość przedstawiała się trochę... inaczej. Mniejsze stężenie kultury, a większe wsiowej nudy. Więcej krów, a mniej potencjalnych nabywców, które, jako ów słynny ośrodek handlowy, ta licząca paruset mieszkańców wioska przyciągać winna.

Ale w informatorach zawsze przesadzają na potęgę.

- A więc to ty jesteś Hamburg. Cześć! - przywitałam się na głos, wyglądając przez szybę czarnego vana. Ktoś parsknął śmiechem, inny "ktoś" uniósł brwi, a tylko przypadek sprawił, że obaj nazywali się tak samo.
- Czeeeść!!! - Bill wcielił się w rolę Hamburga, ze względu na zadziwiający brak ochoty starych murów i bloków do rozmowy. - Stary... kopę lat! Tyle się nie widzieliśmy! Tęskniłem... - domruczał jeszcze.
- Poznasz tu kogoś ciekawego... - rzucił jego, jakby jeszcze niezupełnie dobudzony, brat. Odwróciłam głowę do okna. Mlecznobiała mgła zakrywała drogę. - Wiem, że się cieszysz, nie musisz tego aż tak okazywać.
- Marzę o tym. - przytaknęłam. - A ładny chociaż? - dorzuciłam zaczepnie.
- Ładny. - odezwał się Bill, tłumiąc śmiech. Tom pokiwał głową, uśmiechając się od ucha do ucha. Dla niektórych życie jest naprawdę za łaskawe.
- Ech, ciebie do chłopców, kochanie? - powiedziałam, studiując mapę miasta.
Zamilkł na to "kochanie" i odwrócił się, szczerząc do firanki. Wszystko odbijało się w szybie.
Słodki miał uśmiech. Jak półksiężyc. I taki krzywy trochę. Jak Mezopotamia - Dolina Żyznego Półksiężyca. Oczy też... Migotki. W średniowieczu nigdy nie oskarżali o czary młodych i jędrnych dziewczyn, tylko stare i brzydkie kobiety. To coś w tym stylu. Nic dziwnego, że trudno było go złapać na kłamstwie - kiedy grał, był taki cudny, że mało komu przyszło do głowy, żeby się nie dać wrobić. A błędnie!
- Pewnie, co to nowość? - zadrgał mu prawy kącik oka. Tam gdzie się robią "kurze łapki".
Po tym można było zgadnąć, że kłamie.
- Mam to uznać za osobistą urazę? - wciągnęłam ślinę, próbując nie wybuchnąć śmiechem. Ale jakby się zastanowić, to mogłabym poczuć się urażona.
- Ja tam nie wiem... - wyszeptał, oczy mu się zaszkliły momentalnie. Też umiem grać...!
- Prawie dwa metry wzrostu, a umysłowo dziecko po prostu... - wystawiłam sam koniuszek języka.
- Wyżsi są bliżej nieba! - wyrzucił podbródek w powietrze i dziabnął zębami w moją stronę. Udałam przerażenie i schowałam głowę w kawałek materiału, zabezpieczający oparcie przed zabrudzeniem. Tkwiłam tam dobrą chwilę, a nawet dwie chwile, gdy wreszcie postanowiłam wyjść.
- Jezu! - Głowa Billa wisiała centymetr nad moją. Widocznie jakoś przegramolił się poprzez rozłożonego Toma, wraz z ubraniem zajmującego dwa razy więcej miejsca niż zwykle, i w swej nastoletniej mądrości wymyślił, że zerwie mi tą szmatkę z twarzy. Jakby tam jakieś nowe widoki go czekały.
- Ale ty masz wieeelkie oczy - ocenił, po tym jak w końcu znudziło mu się bez powodu cieszyć ponad moją głową. Dlaczego coś mi ta sytuacja przypominała? I co to było?!
- Szybki jesteś, teraz zauważyłeś... - zironizowałam. - Po ilu to latach?? - próbowałam wrócić do wcześniejszego, lekko zdystansowanego tonu. Coś zębatki nie chciały wskoczyć z powrotem na swoje miejsca w mechanizmie.
- Nigdy nie byłem dobry z matmy... ale czy to ważne... i tak dla mnie są stracone. - odparł mściwie, zagradzając mi drogę ewentualnej ucieczki z fotela.
- Tak więcej chcesz, im więcej masz, wymyślasz proch, dosięgasz gwiazd... - zacytowałam Ann Marie Jopek.
- To chyba jasne, że chce się tego, czego nie można mieć. - stwierdził chłodno.
- Nie chuchaj na mnie. Mam wystarczająco dużo zapasów własnej próchnicy - poprosiłam, próbując zmienić temat.
- A co mi zrobisz... - przysunął się jeszcze bliżej i chuchnął ciepłym oddechem. Powoli, od ucha aż do rowka pomiędzy piersiami. Nie przesunął ust nad skórą dalej, tylko wydął wargi i niezauważalnie dmuchnął. Zafalowały i pokryły się gęsią skórką. Roześmiał się perliście.
- Idiota - złowrogi syk.
Wykorzystałam tę chwilę nieuwagi, pozbierałam się i myk, na drugi fotel.
Natychmiast przestał się szczerzyć, ale ja przestałam mieć wolne nadgarstki.
- To chyba twoja ulubiona metoda przemocy. - odparłam sucho. Szarpnęłam, podciągając zębami bluzkę. - Czuję się jak zwierzyna na polowaniu.
- Może. - odparł bez cienia skruchy. - Ty i tak nie masz uczuć... - wpił się w moje tęczówki.
Zamrugałam, i pomyślałam: Dość.
- Daj mi spokój. - uwolniłam dłonie i położyłam na jego klatce piersiowej, przypominającej tekturowe pudełko, na które ktoś nadepnął. Popchnęłam go na siedzenie z przodu, po czym zwinęłam się w jako taki kłębek, zupełnie go ignorując.
Podniósł się, rozmasował sobie plecy, ogarnął czarne kosmyki i rzucił dziwne spojrzenie. Ta mniejsza od niego o dobrą głowę istotka o niebiańskich oczach i diabelskim uśmiechu zaczynała znowu motać mu w głowie. A tego nie można, nie można, nie moż...!
Przecież MA DZIEWCZYNĘ. Dlaczego o tym zapomina?!
Dlaczego znowu o tym zapomina...?

Pokłócili się, to jasne jak słońce. Wyszła, aż walnęło. Ale wróci, musi, on bez niej przecież nie może...
Hmm...?
Niby CZEGO bez niej nie może?!
Uh, lalala.
Chyba...
Może wszystko!
A to niezbyt dobrze się składa.

I to go przeraziło. Jest... wolny? Nie musi się nikim przejmować. Na nikogo nie zwracać uwagi.
No, na Toma, ale to normalne. Dziewczyna przyjdzie, zabawi, pójdzie.
Ale ta wolność mu nie pasowała.
Wiedział, jak to jest być uwiązanym. Mieć cięższy z każdym dniem ciężar na szyi. Być zniewolonym i omotanym.
I cholernie mu się to podobało.

Tak jak to małe, jasne, kute, szczwane.

MaJaKuSz.
Maja Kusz.
To będzie jego wymyślona dziewczyna. Jego piękna, mądra, wyśniona dziewczyna, którą się zasłoni przed ewentualnym...

Tak na wszelki wypadek.

*

- A teraz... każdy po pudełeczku i tak jeszcze ze dwadzieścia razy. - Idiotycznie rozradowany głos z okolic furtki.
- Ale... Mamy przecież od tego... - Zniechęcony pomruk.
- Dobrze ci to zrobi. - kolejny, co się cieszy z nieznanych powodów.
- Ale...
- Może mięśni nabierzesz... - Drwiący śmiech.
- Ale...
- Mięczak. - syk.
- SAMA JESTEŚ MIĘCZAK! - Od razu pięć pudeł naraz. Głuchy jęk, próba opanowania ciężaru. I znowu. W końcu!
- Bo się zawstydzę, taki superman przy mnie, ach... - słodkie westchnięcie a la Paris H.
- Ja mam fajniejsze majtki. - trzeźwe stwierdzenie.
- Ale obaj lubicie nosić je na wierzchu. Wentylacja?
- Może... Otwórz mi drzwi.
- Ty mi. Jestem kobietą.
- A ja mam pudła!!!
- Dobrze, już dobrze, kochanie, wszystko będzie dobrze. Powoli oddychaj...
- Co powiedziałaś...?
- Ze będzie dobrze i że masz oddychać.
- Nie to! To na 'k'!
- Jaką mamy dzisiaj ładną pogodę... Od razu spodobał mi się ten Hamburg. To stare miasto, bajorko in da center...
Tup, tup, tup.
- No gdzie lecisz?! Czekaj, ktoś mi musi otworzyć resztę drzwi! No i poleciała...?! Głupia. Ale "kochanie" było takie...! I to już drugi raz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Irys




Dołączył: 10 Maj 2006
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 20:27    Temat postu:

No i się doczekałam. Dziękuje, dziękuje!!!

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Irys dnia Niedziela 08-10-2006, 20:31, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
majanna




Dołączył: 30 Cze 2006
Posty: 268
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 20:27    Temat postu:

aaa!!! aaaa!!!! aaaaa!!!

nigdy nie bawiłam się w tą głupią grę, ale niech będzie: jestem druga!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kasiuleczek




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 20:29    Temat postu:

Ale bosko xD Czytam Very Happy

Edit: No wkońcu mam chwilke Smile No więc część mi się podobała i nareszcie długość odpowiednia xP heh ale przyznam ze sie raz pogubiłam w tym co sie dzieje, ale jakoś wróciłam na ciąg wydarzeń Smile Ogólnie nie mam zatrzeżeń, a nawet mogę pochwalić xD Poza tym wspaniale, że odwiesiłaś to opowiadanie i jestem ciekawa co się wydarzy dalej Smile Pozdrowionka i dużo wolnego czasu


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kasiuleczek dnia Poniedziałek 09-10-2006, 17:23, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alexz




Dołączył: 04 Cze 2006
Posty: 210
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krapkowice (mieścina nieopodal Opola)

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 20:30    Temat postu:

Masz szczęście, bo nożyka nie umiałam znaleźć Twisted Evil

Czytam...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
..::DaRiA::..




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 652
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z daleka....

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 20:31    Temat postu:

No yeah!!
Jutro komentarz!!
Dia
Jesteś wspaniała!!
W końcu oderwę się od matmy!! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SimplePlanowa




Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 2037
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cartoon Network. ^.-

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 20:31    Temat postu:

czytam:D

Edit 1:
Dia... nie moge Shocked
Czekaj!.
jutro.
no. do jutra...

Edit 2:
Dzis Krajst! Shocked
Boskie
ha! Melanie sobie pojechala Cool
mwahah:D
wiesz jaka frajde mi zrobilas?
no wiec...
Bidn dalej Kocha Sarah! Cool Czuje to w kosciach...
a poza tym kobieca intuicja Grey_Light_Colorz_PDT_42
no wiec...
czekam na nju Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez SimplePlanowa dnia Poniedziałek 09-10-2006, 16:45, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jogobelinka




Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a bo ja wiem?

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 20:31    Temat postu:

Nooo Dia, zlituj się. Już grubo po czasie, a ja jutro do szkoły rano idę. Już mnie mama goni. Sad Plose... Jakby co to poczekam i do 23, będą się siłą zapierać, trzymać biurka, ale wytrwam. Very Happy Muszę ! Tylko żeby ta nowa część dziś była, bo wiesz... Do północy tylko 2,5 godz. Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tajniaczka




Dołączył: 18 Lut 2006
Posty: 2638
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Kraków *.*

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 20:34    Temat postu:

JESSSSSSSSSSSSSSSST!!!!!!!!!!!!!!!!

Shocked Shocked Shocked


Drukuje i ide czytać xDDD

Koment jutro

EDIT

Jak ja sie zachowuje.. patrz wyżej Rolling Eyes
Ok, komentuje jako pierwsza z tej strony, widze że nikt nie ma czasu Laughing
To sie rozpisze^^ Zacznijmy od tego, że byłam pewna że zawale biologie. Te cholerne mięśnie i kostki. Nie uczyłam sie za bardzo, chociaż WIEDZIAŁAM, że będzie mnie pytać. Głupota? Ano. Co robiłam.. czytałam Twoje opo. Położyłam je na końcu pokoju, żeby o tym nie myśleć i spokojnie sie uczyć. Po 15 minutach rzuciłam sie na te kartki i zaczęłam czytać Grey_Light_Colorz_PDT_23
To do mnie niepodobne. Przecież ja kujon jestem.. i jak ty na mnie działasz? Ciekawość wygrała.
Nic się prawie nie nauczyłam - do 24 sie uczyłam, ale to nic nie dało.
Rano myślałam że nie wydole. Nawet ze szkoły chciałam sie zerwać..
I co? Pierwsza Biologia. NIE PYTAŁA MNIE! Very Happy Ale fuks.. ale za to będzie mnie za tydzień maglowała Bóg chyba jednak istnieje.
A jak tak u Ciebie? Jak Ci poszła Biologia?
Ok, ok. Ja powinnam o opie mówić, a nie o swojej jakże interesującej historii..
Wszystko super. taaak. Ale mam jedno pytanie.
DLACZEGO TAK KRÓTKO?
Nie no joke Laughing . Ale twojego opa to zawsze za mało.. a jeśli sie nie myle (ja i moja matma) to 4 strony wywaliłaś? To rozumiem że część o penisach będzie wcześniej
Co ja mam Ci powiedzieć. Aaa wiem. Błędy. No były. Gdzieś pare razy słowo przekręciłaś, a napisałaś gdzieś miasto zamiast państwo, ale wybacz nie mam czasu szukać
Ogólnie nie było źle, rozumiem że byłaś pewnie zmęczona, tyle stron sprawdzać.. Noi wszyscy Cie poganiali, ale tak to jest kiedy ma sie talent.
Co ja miałam? Acha. Jakaś nieprzytomna jestem^^
Nie mogę Ci powiedzieć że część byłą dobra, super, fajowska, cudna bo to nie w moim stylu.. ale tak właśnie było.
I ty to nazywasz telenowelą? TO?
Telenowelą by było gdyby:
- Bill?
- Tak, Sun?
- Popełniłam błąd. Kocham Cię i nie powinnam zostawiać! - wykrzyczała mu prosto w twarz i zaczęła szlochać.
- Sun.. ja.. ja też..
- Co, Bill?
- Ja też Ciebie kocham. Z całego serca. Co prawda zdradziłem Cię, ale nadal Cię kocham!
- Bill.. wybaczam. Byłam taka głupia. Taka głupia..
- Nie płacz. To ja byłem. - powiedział i oboje złączyli się w namiętnym pocałunku..
Laughing
Było tak?
Nie.
Więc to nie była telenowela.
Przynajmniej nie od razu.
Tylko ty wiesz jak to rozegrać a my możemy się tylko domyślać..
Cholera, jak ja tęskniłam za tym opem!
Jesteś jedyną moją nadzieją. Tak jak napisałaś wyżej - wszystkie wielkie autorki odeszły. Minq.. żal.
Zostałaś tylko Ty, Roxy - która też dodaje baaardzo rzadko, noi Night - która nie jest taka jak kiedyś.
Jest oczywiscie pare autorek które bardzo cenie i czytam ich opowiadania ale brakuje jednak- mistrzyń.
Ja tak to odczuwam..
Cóż, wszystko przychodzi i odchodzi. Bywa.
Ale ty tego nie rób..
Tak mi brakowało Twojego humoru! Zaśmiewałam się przez cały part. Ciągle parskałam śmiechem. Kocham Twój skomplikowany styl pisania..
A te sceny. Mogłabym miodzić i miodzić dalej. Ale myślę że inni to zrobią, a ty już wiesz swoje..
Oj Dia. Nie zawieszaj już. Proszę.
Tylko przy tym opie i Roxy można śmiać się do rozpuku i płakać.
Sie rozpisałam^^ A napisałabym jeszcze więcej gdybym miała czas - fizyka woła.. (Kaaasiiiuuuu, chodź, elektrostatyka czeeeka)
Ołł yeah.
Życzę weny.
Chęci pisania dla nas.
I naprawdę duużo czasu.
Dziękuję

EDIT2

Tosz sie wkurzyłam.
Piszcie coś więcej nić 'super, cudnie, bosko'. To nie motywuje. Jak jest taka długa notka to napiszcie coś więcej.. to zawsze cieszy.
No, ale ide.
Co ja tam wiem..


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tajniaczka dnia Poniedziałek 09-10-2006, 17:33, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jogobelinka




Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a bo ja wiem?

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 20:49    Temat postu:

Och, jak ja ci dziękuję, że dodałaś 36 część ! Very Happy Skomentuję jutro, bo dziś już nie mam siły. Wink Ale szczerze dziękuję. Wiesz... Ja się chyba od tego twojego opowiadania uzależniłam. Źle ze mną, oj żle... Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ona1666




Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 643
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łóżka Bama

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 21:00    Temat postu:

Część super.
Jak zwykle.
Kocham Twoje opowiadanie.
Jest takie plastyczne...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kokotka




Dołączył: 17 Mar 2006
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Częstochowa xD

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 21:07    Temat postu:

bossskie och jakie booooooossssssskie !!! nawet bez tych penisów Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mimowkaaa




Dołączył: 28 Sty 2006
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Rypin;\

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 21:45    Temat postu:

NOWA CZESC! jezu ale sie ciesze o matko! nawet nie przeczytalam jeszcze bo taka radocha:D

Przeczytam i skomentuje, nie kasowac mi tego wpisu drogie adminki, plizz;D

Edit: No wiec podoba mi sie fabula i w ogole wszystko swietnie, mam tylko jedno 'ale'... momentami pisałaś strasznie nie czytelnie, tzn. ze wszystko bylo tak zagmatwane - wypowiedzi, opisy - że nie mogłam się zorientować co się tak naprawdę dzieje. Ale to pewnie efekt tak długiej przerwy w pisaniu tego opa Smile
Czekam na kolejną część i życzę weny!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mimowkaaa dnia Poniedziałek 09-10-2006, 11:23, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alexz




Dołączył: 04 Cze 2006
Posty: 210
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krapkowice (mieścina nieopodal Opola)

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 21:50    Temat postu:

Dobra, przeczytałam.
No i mi się podoba Very Happy
Ale w pełni skomentuję jutro.
Teraz idę się uczyć. xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aliss




Dołączył: 11 Kwi 2006
Posty: 230
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zielona Góra

PostWysłany: Poniedziałek 09-10-2006, 6:47    Temat postu:

skomentuję po południu... ALE Z TOMEM?!

Edit: A SE TERAZ SKOMENTUJE!

generalnie foch, jeszcze bez przytupu, ale jesteśmy na dobrej drodze. Częśc cholernie długa ( Właśnie powinnam siedzieć na matematyce ) , wbrew zapowiedziom, świetna, ciekawa, ble, ble, ble. Ale strrrasznie nie podobały mi się insynuacje dotyczące Toma, fuuj. Bo to by się zgadzało, no nie? Z twoimi złowrogimi zapowiedziami, dotyczącymi ,,niewrzewidzanego zakończenia'', i z tym zarąbistym początkiem,(,,... o czym mówią nasze piosenki'' (...) ) wywołującym u co wrażliwszych mały dreszczyk na plecach xD
Ale nie zrobisz nam tego? Nie róóób...! xD
Wierzę w twoje poczucie przyzwoitości! :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madziaa ;**




Dołączył: 14 Lut 2006
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin

PostWysłany: Poniedziałek 09-10-2006, 11:23    Temat postu:

Ahh... Miiodzio ;D Kurczę, Dia weszłam, patrzę, nie ma 'zawieszki' i wpadłam w taką euforię, że latałam po całym domu i smiejąc się jak debil xP Ahh robi się... ciekawie ;D Mwahahaha ;D Czekam na 37 część. Z jeszce większa niecierpliwością, niż na poprzednią Grey_Light_Colorz_PDT_42 Pozdrawiam ;*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sabinach




Dołączył: 18 Sie 2006
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: nie powiem :P

PostWysłany: Poniedziałek 09-10-2006, 16:41    Temat postu:

ssssssuuuuuuuuuuppppppppppeeeeeeeeeerrrrrrrrrrrr!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Very Happy ta cześć jest chyba najfajniejsza ze wszystkich SmileVery HappyRazz ale bill i melanie chyba za szybko zerwali...........

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czosneq_91




Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 362
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: masz lizaka?

PostWysłany: Poniedziałek 09-10-2006, 17:16    Temat postu:

Zamawiam miejsce Very Happy
Oh ale była długa część.
I te dialogi... Dia skąd Ty to wszystko bierzesz?
Uwielbiam Twój styl pisania.
I ta baba co Ci dała 3 z polskiego, napewno miała protezę zamist tego, co powinna mieć xD.

Część super.
To jak przystało na wierną czytelniczkę - czekam na next parta! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez czosneq_91 dnia Poniedziałek 09-10-2006, 18:04, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 112, 113, 114 ... 120, 121, 122  Następny
Strona 113 z 122

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin