Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Nasz pierwszy raz, ostatni raz... (odc. 13. - OSTATNI) +
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania Archiv
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Loreley




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chyba bardziej Opole

PostWysłany: Czwartek 08-06-2006, 20:54    Temat postu: Nasz pierwszy raz, ostatni raz... (odc. 13. - OSTATNI) +

To będzie kilkuodcinkowe opowiadanie. Raczej "łagodne", bo mistrzynią w pisaniu scen erotycznych nie jestem, daleko mi do niektórych na tym forum. Czułam jednak potrzebę stworzenia tego tekstu. Jeżeli komuś się spodoba, zapraszam do czytania. I komentowania.
-----------------------------------------------

NASZ PIERWSZY RAZ, OSTATNI RAZ...

Today for the first time
For the first time
You took my hand...


Siedział na szerokim parapecie, obejmując kolana ramionami. Za chłodną powierzchnią szyby rozpościerał się piękny widok.
Jesień.
Samo apogeum tej złoto-purpurowej pory roku. Liście wirujące w podmuchach lekkiego wiatru, nie spieszące się z opadnięciem na ziemię. Pewnie, kto by chciał być podeptanym butami nieczułych, ciągle biegnących dokądś ludzi.
Loitsche było piękne jesienią.
Taki widok jak ten za oknem powinien cieszyć serce i napawać duszę radością. Ale jakoś nie cieszył. Ani nie napawał.
Nie jego.
Czekoladowe oczy utkwiły spojrzenie w pokrytym czerwoną dachówką dachu, widocznym zza różnobarwnych drzew.
Ten dom o ścianach w kolorze eccru, otoczony pięknym ogrodem. JEJ dom. Dom, w którym spędził tyle cudownych chwil na śmiechach, wygłupach, piciu pysznej malinowej herbaty, czy nawet uczeniu się matematyki.
Ale to wszystko minęło, należało już do przeszłości.
Bo jej nie było w tym domu. Ona była teraz w tym małym, białym kościółku widocznym z okien pokoju Toma, na który nigdy nie zwracał baczniejszej uwagi, a tym bardziej do którego nigdy nie zachodził. On też powinien tam teraz być, jednak nie potrafił, to było ponad jego siły.
Spojrzał na niepozorną, na wpół wysuniętą z koperty karteczkę, leżącą na nocnym stoliku. Niewielki kawałek kredowego papieru, a na nim nic oryginalnego – dwie złote obrączki, para w ślubnych strojach i coś, co niby miało przypominać gołębia. W środku tekst: Olivia Alerön i Marcus Wolt mają zaszczyt i przyjemność zaprosić Pana Billa Kaulitza na uroczystość zaślubin, która odbędzie się dnia 15 października 2005 roku w kościele pod wezwaniem Świętego Ducha w Loitsche… Potem następowało coś o przyjęciu weselnym i prośbie potwierdzenia przybycia.
To wszystko nie miało znaczenia – te uroczystości, kościoły, wesela… Tylko jedno się liczyło i tylko jedno docierało do umysłu czarnowłosego szesnastolatka: Stracił ją. Nieodwołalnie i na zawsze stracił tę, która…
No właśnie – która co?
Mógłby napisać tysiącstronicową książkę, a nie byłby w stanie wyrazić tego słowami. Uczucie zbyt złożone, by dało się jednoznacznie nazwać i dokładnie wyjaśnić.
Jednego był pewien – obok matki i brata była najważniejszą osobą w jego życiu. Pełniła tak wiele różnorodnych ról, tak wiele dla niego znaczyła. Siedem lat, nie do wymazania, nie do zapomnienia.
A teraz?
Teraz w tym białym kościółku wysoki, postawny blondyn odbierał mu przyjaciółkę, opiekunkę, nauczycielkę, namiastkę siostry, której nigdy nie miał. Odbierał pierwszą młodzieńczą miłość, która nigdy nie wygasła w jego gorącym, stęsknionym sercu.
Jesień.
Kończący się cykl przyrody, przejście ze słonecznego, upalnego lata do zimowej zawieruchy i pustki.
Pustka serca, pustka myśli.
Nie wiedział, co czuje. Siedział na parapecie i patrzył przez okno.
I wspominał.

Kiedy zobaczył ją po raz pierwszy?...
Pamiętał ten dzień dokładnie. To był ów upalny sierpniowy piątek, niedługo po przeprowadzce do Loitsche…

Urządzał swój pokój, chcąc nadać wytapetowanej na niebiesko izdebce choć trochę oryginalności. Jakieś obrazki i plakaty na ścianach, różne bibeloty… Niech będzie przynajmniej trochę podobnie do mieszkania w Magdeburgu.
- Bill, zejdź na chwilę! – Krzyk matki dobiegający z parteru.
Zbiegł ze schodów, potykając się po drodze o stojące na którymś stopniu pudełko z przyborami malarskimi. Ot, uroki przeprowadzki…
W kuchni panował rozgardiasz. Centrum bałaganu stanowił szeroki blat stołu, na którym teraz jakaś nieznana mu pulchna kobieta stawiała skrzynkę z sadzonkami różnokolorowych kwiatów.
- O, już jesteś. – Nerwowa krzątanina matki. – Bill, to jest pani Sophie Alerön, ma sklep ogrodniczy. Przywiozła nam kwiaty do ogrodu.
- Dzień dobry.
Uścisk dłoni.
- A więc to ty jesteś Bill. Ten młodszy, prawda, Simone?
Zdziwił się, że ta kobieta jest z jego matką na „ty”.
- Tak – uśmiechnęła się szeroko pani Kaulitz. – Tom pojechał z Jörgiem wybierać panele do swojego pokoju.
- No, a ja zadbam o wasz ogród! – klasnęła w dłonie nieznajoma. – Piękne kwiaty wybrałaś, Simone. Te malwy będą ci kwitły przez pół lata… Olivia zaraz przyniesie resztę.
- Bill, zanieś to do piwnicy. – Matka, nie pytając o zgodę wetknęła mu w ręce drewnianą skrzynkę, uprzednio stojącą na stole. – Potem posadzimy.
Wyszedł, uginając się pod ciężarem malw i innych, niezidentyfikowanych gatunkowo, kwiatów.
Gdy wrócił, w kuchni oprócz matki i pani Alerön zobaczył kogoś jeszcze – szczupłą dziewczynę w spodenkach z ciemnego dżinsu i czerwonej koszulce na ramiączkach. Pół długie, ciemne włosy miała niedbale związane w kitkę…
- Nareszcie jesteś, Bill – rozpromieniła się pani Alerön. – Poznaj moją córkę, Olivię.
- Cześć. – Serdeczny uśmiech dziewczyny i uścisk jej delikatnej dłoni.
- Cześć.
Mimo iż zachowywała się zupełnie naturalnie, w jakiś dziwny sposób go onieśmieliła. Może dlatego, że była starsza? O ile – nie był w stanie stwierdzić, ale na pewno o kilka lat. Nagle poczuł się przy niej jak kompletny dzieciak, a nie lubił tego stanu.
A może dlatego, że była ładna?... Ten detal w żaden sposób nie był w stanie umknąć jego uwadze.
Smukła sylwetka…
Lekko opalona skóra…
Piwne oczy w jakimś takim niespotykanym kształcie…Jakby… migdałów?...
- Mamo, ja już uciekam, dobra? – usłyszał, jak dziewczyna zwraca się do matki, tej rozkrzyczanej, rudowłosej kobiety. – Umówiłam się z Tiną.
- Znowu godzinami będziecie się wgapiać w plakaty Leonardo DiCaprio? Normalnie już brak mi słów… No dobrze, idź.
- Dzięki. Do widzenia, pani Kaulitz. Trzymaj się, Bill, miło było cię poznać.
Wybiegła.
Po chwili słyszał tylko coraz cichszy stukot jej drewniaków po wejściowych, kamiennych schodkach...


Tak wyglądało ich pierwsze spotkanie – dwuminutowe, ograniczające się do zwykłego „cześć”.
Sierpień, upał wpływający przez otwarte kuchenne okno, malwy, bałagan…
Piękny, serdeczny uśmiech Olivii…
Czy mógł wtedy zdawać sobie sprawę, że ta znajomość odciśnie tak silne piętno na jego życiu?... Chyba nawet nie podejrzewał.
Miał wtedy dziewięć lat, ona szesnaście.

C.D.N.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Loreley dnia Niedziela 09-07-2006, 22:08, w całości zmieniany 13 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sunia




Dołączył: 31 Mar 2006
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Czwartek 08-06-2006, 21:03    Temat postu:

pierwsza?

EDIT:
Tak, pierwsza.. ciesze sie niesamowicie, ze na to natrafilam. przez prxzypadek. nie znam Cię z forum,. moze dlatego, ze sie zbytnio nie rozgladam. podoba mi sie. piszesz slicznie, oddajesz klimat,. przeczytalam dopiero 1 odcinek a juz wiem, ze kolejne tez mnie przyciagna. masz w ssobie cos takiego,co przyciaga czlowieka. obiecuje, ze zostane oddana fanka Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madzia_m




Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 671
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czwartek 08-06-2006, 21:16    Temat postu:

Ciekawie się zapowiada. Opisałaś to w intersujący sposób. Ładnie piszesz, oddajesz wszystko we wspaniałym stylu. Jestem pod wrażeniem. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Brawo!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada_116




Dołączył: 05 Mar 2006
Posty: 211
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Tychy

PostWysłany: Piątek 09-06-2006, 19:08    Temat postu:

Bardzo ładnie się zaczyna ;D
Jestem ciekawa co będzie dalej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
majka5554




Dołączył: 21 Kwi 2006
Posty: 201
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Piątek 09-06-2006, 20:26    Temat postu:

bardzo ciekawie sie zapowiada!!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loreley




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chyba bardziej Opole

PostWysłany: Sobota 10-06-2006, 20:41    Temat postu: Nasz pierwszy raz, ostatni raz... (odc. 2)

Wklejam nową część. Mam co prawda napisane więcej, ale daję na razie tyle, bo tak kolejne kawałki układają mi się w pewne całości.
Dzięki za miłe komentarze:)
---------------------

Ich bin nich' ich
Wenn du nich' bei mir bist
Bin ich allein...


Potem widywali się coraz częściej, zwłaszcza gdy rozpoczęła się szkoła. Od słowa do słowa, na skutek porozumienia między matkami, Olivia ani się obejrzała, a została dla bliźniaków czymś w rodzaju korepetytorki. Zwłaszcza, jeśli chodziło o przedmioty ścisłe.
Oczywiście wzajemne kontakty nie ograniczały się do wspólnego ślęczenia nad ułamkami i geometrią. Stopniowo między dwoma dziewięciolatkami a starszą dziewczyną zadzierzgnęła się nić sympatii, która powoli przeradzała się w przywiązanie, może nawet przyjaźń.
Co spowodowało, że między tak różnymi osobami pojawiła się tak silna więź?
Może naturalna, wrodzona otwartość Olivii? Może jej serdeczne usposobienie? A może po prostu fakt, iż nie traktowała bliźniaków jak dzieci?
Oczywiście, w pewnym sensie im matkowała, ale bardziej na zasadzie starszej siostry niż niani.
Bill uśmiechnął się blado do wspomnień.
Ileż to czasu on i Tom spędzili w tym pokoju na poddaszu, gdzie ze wszystkich ścian spoglądał na nich plakatowy Leonardo DiCaprio?
Ile to razy, gdy już cała trójka miała dość matematycznych zawiłości, rzucali się zeszytami i poduszkami?
Ile wspólnie zjedli pudełek lodów, które to Olivia kupowała, gdy jej „podopieczni” dostali dobra ocenę w szkole?
Miał tyle cudownych wspomnień. Niby zwykłe dni w nudnej wiosce, ale dzięki Olivii tak barwne.
Była ich jedyną przyjaciółką. Dwóch wyśmiewanych outsiderów i starsza o siedem lat dziewczyna. Dziwny układ. Na każdym kroku towarzyszyły im drwiące uśmiechy młodych członków społeczności Loitsche. Nie przejmowali się. Olivia na zaczepki reagowała wzruszeniem ramion. Ona była sobą – przyjaźniła się z tym, kim chciała i nie zwracała uwagi na opinie ludzi.
A gdy nadchodziły wakacje, większość czasu spędzali nad pięknym jeziorem. Upalne dni i kolorowe zachody słońca. Śmiech, plusk wody i drzewa szumiące nad głowami… Cudowna beztroska.
Gdzie tamte czasy?... Odeszły, minęły bezpowrotnie, wszystko się skomplikowało. Siwe wody Lindesee* nie zachowały w sobie pamięci o tamtych chwilach, wiatr rozwiał wspomnienia.

Mijały dni, miesiące, lata… Znajomość trwała i umacniała się.
Byli wspaniałymi przyjaciółmi, ale jemu, Billowi, coś zaczęło nie dawać spokoju. Coraz częściej łapał się na tym, że spogląda na Olivię jakoś… inaczej. Tak, jak być może nie powinien. Nagle zapragnął spędzać z nią jak najwięcej czasu – najlepiej sam na sam – pojawiała się w jego myślach w najmniej spodziewanych momentach, ciągle zastanawiał się, co ona w danej chwili robi i z kim przebywa.
I w jego sercu wykluło się też coś, czego nigdy wcześniej tam nie było. Taki mały potwór, powolutku zżerający od wewnątrz.
Zazdrość.
I to o kogo – o własnego brata!
Nie chciał, by Tom przebywał zbyt blisko Olivii, żartował z nią, dotykał jej. Zupełnie irracjonalnie zaczął uważać dziewczynę za coś, co należy się tylko jemu, do czego tylko on ma prawo. Bał się tych myśli i niepokoiły go one. Starał się je stłumić, zdusić w sobie, ale nie na długo się to udawało.
Oczywiście był wtedy jeszcze zbyt młody i niedoświadczony, by prawidłowo nazwać i określić to, co czuł. Wiedział jednak, że Olivia przestaje być dla niego jedynie przyjaciółką, dziewczyną, z którą wesoło spędza czas.

Kiedy jednak tak naprawdę zobaczył w niej kobietę? Hmm, nie pamiętał, ale to było chyba wtedy…

Upalny letni dzień. Jedna z tych lipcowych niedziel, kiedy to popołudnie spędza się w ogrodzie, popijając kolorowe, orzeźwiające napoje.
Ale w tamten dzień większość mieszkańców Loitsche bawiła się na pikniku w parku. Na typowej małomiasteczkowej zabawie przygotowanej przez kółko gospodyń przy współudziale pastora.
Śmiech dzieci kręcących się na karuzeli…
Głośne, rozchichotane rozmowy dziewcząt wystrojonych w najlepsze sukienki, chcących zwrócić na siebie uwagę starszych chłopaków…
Nobliwe damy u boku swych mężów…
Plotki, śmiech, złociste piwo, chłodna lemoniada, lody, wata cukrowa, kolorowe cukierki…
Typowy, banalny piknik.
Matka właśnie opowiadała szczupłej właścicielce salonu fryzjerskiego o sukcesie swego młodszego syna. Tak, zaledwie dwa dni temu nadeszła wiadomość, że dostał się do finału „Star Search”, wystąpi w telewizji...
Tom w tym samym czasie flirtował z jakąś blondynką w jasnobeżowej sukience. Dziewczyna skromnie spuszczała wzrok, miętosząc pasek torebki, ale widać było, że zaloty przystojnego dredziarza sprawiają jej przyjemność.
A on, Bill, siedział przy drewnianym stoliku, popijał mrożoną colę i marzył, by jak najszybciej znaleźć się w domu. Nie lubił takich spędów, gdzie każdy każdego obgaduje za plecami.
- Bill!
Na dźwięk swojego imienia rozejrzał się. I wtedy JĄ zobaczył. Dobrze, że akurat nie trzymał w ręce szklanki, bo by się na pewno roztrzaskała o ziemię.
Biała, zwiewna sukienka na ramiączkach, doskonale podkreślająca opaloną na złoty odcień skórę. Pół długie, ciemne włosy, przy skroniach podpięte wsuwkami wysadzanymi drobniutkimi brylancikami. Piwne oczy w kształcie migdałów, z powiekami pociągniętymi bursztynowym cieniem...
Olivia.
Podbiegła i pocałowała go w oba policzki.
- Mama mi o wszystkim powiedziała. Gratuluję, Bill.
Nie był w stanie poruszyć się. Wpatrywał się w nią jak w zjawisko. Nieziemskie, nieskazitelne, zbyt piękne, by być materialnym.
I wtedy zrozumiał. W tamtym momencie poczuł, jak w jego młodzieńczym sercu rodzi się nieznane dotąd uczucie. Fascynacja? Pożądanie?
Miłość…?
Bezwiednie zawiesił wzrok na głębokim wycięciu jej sukienki.
Jej kształtne piersi, szczupła talia, wysmukła szyja – wszystko to nagle zapragnął dotykać, całować, pieścić. Dreszcz rozkoszy przeszedł mu od koniuszków palców u rąk aż do stóp. Przestraszył się tych uczuć.
- Bill, co się stało? – usłyszał jej lekko zaniepokojony głos. – Dlaczego nic nie mówisz?
- Pięknie… pięknie wyglądasz – wyjąkał.
- Dziękuję.
Jej cudowny uśmiech z lekką nutką zażenowania.
Przysiadła na ławce naprzeciw niego. Rozpoczęli rozmowę, ale do niego niewiele docierało sensu tej pogawędki. Całą swą wolę wkładał w panowanie nad swoim rozedrganym głosem. I… reakcjami własnego ciała.
Nie patrz na nią, nie patrz, powtarzał w myśli. Nic to nie dało. Już zdążył wyryć w głowie jej obraz. Wyryć tak głęboko, że nigdy nie był w stanie go wymazać.



Tamto lato, wiejski, niedzielny piknik, upał, cichy szum lipy nad głowami…
Olivia w białej sukience.
Miał wtedy trzynaście lat, ona dwadzieścia.

Wtedy też zaczął o niej śnić. Pojawiała się w jego sennych wizjach w absolutnie niedwuznacznych sytuacjach. Wstydził się efektów tych snów. Sam ścielił swoje łóżko, by nikt nie zauważył. Cieszył się, że on i Tom mają oddzielne pokoje.
Olivia…
Wyczekiwał każdego spotkania z nią, biegł do drzwi za każdym razem gdy tylko usłyszał dzwonek, łaknął jej widoku, jak gdyby był spragnionym wędrowcem na pustyni, a ona orzeźwiającą wodą. A jednocześnie już nigdy nie czuł się przy niej tak swobodnie jak dawnej. Zważał na każde słowo, każdy gest, każdy wyraz twarzy. I wszystko to miało w sobie jakiś przenikliwy smutek, bo wiedział, że ona nigdy o nim nie pomyśli jak o mężczyźnie. Na zawsze pozostanie dla niej małym chłopcem, któremu pomagała w matematyce i przygotowywała podwieczorki. Musiały mu wystarczyć sny i marzenia. Na nic więcej nie mógł liczyć.

C.D.N.

*nazwa zmyślona


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sunia




Dołączył: 31 Mar 2006
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Sobota 10-06-2006, 22:18    Temat postu:

pierwsza?

EDIT!
Pierwsza. No, przeczytalam i powiem szczerze, ze mi sie podoba. fajny pomysl, nieźle piszesz. tak przyjemnie i lekkim piorem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-DiaBollique
TH FC Forum Team



Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 1187
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świdnik

PostWysłany: Niedziela 11-06-2006, 2:16    Temat postu:

Piękne 3/4 części. Sam początek nie, ale reszta tak. Miłe słowa, pobudzające do życia o trzeciej nad ranem. Spodobało mi się szczególnie to:

Cytat:
Dwóch wyśmiewanych outsiderów i starsza o siedem lat dziewczyna. Dziwny układ. Na każdym kroku towarzyszyły im drwiące uśmiechy młodych członków społeczności Loitsche. Nie przejmowali się. Olivia na zaczepki reagowała wzruszeniem ramion. Ona była sobą – przyjaźniła się z tym, kim chciała i nie zwracała uwagi na opinie ludzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madzia_m




Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 671
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Niedziela 11-06-2006, 9:13    Temat postu:

Loreley, to jest fantastyczne! Wspaniale napisane, wciągające. Po prostu cudo! Jestem pod ogromnym wrażeniem. Aż brakuje mi słów, żeby wyrazić swój zachwyt i podziw.
Doskonale.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loreley




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chyba bardziej Opole

PostWysłany: Poniedziałek 12-06-2006, 8:12    Temat postu:

Rzadko kiedy jakieś opowiadanie pisze mi się tak dobrze jak to. A teoretycznie powinnam się uczyć na egzamin...
Laughing
Dobra, bez zbędnych wstępów. Ten odcinek chciałam zadedykować madzi_m, która wczoraj po prostu urzekła mnie swoim "Smakiem kawy" Smile
------------------------

Spending my time
Watching that days go by
Feeling so small
I stare at the wall
Hoping that you think of me too...



Bill siedział i wspominał tamto niezwykłe, pełne emocji lato sprzed dwóch lat. Tak barwne, różnorodne. Minione wydarzenia jak żywe stawały mu przed oczami, przesuwały się sceny, powracały wspomnienia. Tak bardzo chciałby cofnąć się w czasie, by ponownie móc przeżyć tamte wakacje. I to mimo iż nie wszystko było wówczas piękne i beztroskie. Ojj, nie…

Przegrana w „Star Search” była dla niego ciosem. Przez kilka dni nie pokazywał się ludziom na oczy, bo zewsząd towarzyszyły mu albo drwiące uśmiechy, albo nieszczere współczucie. Ale największy strach czuł przed spotkaniem z Olivią. Tak strasznie się bał, że zobaczy wyraz zawodu w jej oczach! Ona zawsze w niego wierzyła, a on ją zawiódł. Okazał się taki mierny, bezwartościowy. I to właśnie teraz, gdy wreszcie miał szansę by jej czymś zaimponować. Rozczarował wszystkich – siebie, Toma, mamę, chłopaków z zespołu. I przede wszystkim Olivię.

Siedział w swoim pokoju, po raz nie wiadomo który rozpamiętując porażkę. Nie chciał z nikim rozmawiać, łykał żal w samotności. Sam chciał się ze wszystkim uporać. A było tak ciężko, tak cholernie ciężko!
Nagle usłyszał cichutkie skrzypnięcie drzwi.
W progu stanęła ona.
Nadeszła chwila prawdy.
Przez króciutki moment patrzył na nią, ale zaraz potem przygryzł wargę, czując się, jak gdyby miał się zaraz rozpłakać, i spuścił wzrok. Tak strasznie nie chciał zobaczyć współczucia i rozczarowania w jej oczach!
Ale nawet gdyby patrzył, to nigdy by nie dostrzegł takiego wyrazu, bo go tam po prostu nie było.
Dziewczyna usiadła na łóżku obok pogrążonego w czarnej rozpaczy chłopca.
- Bill, nie martw się, to tylko program w telewizji. Ważne jest to, czy ty sam uważasz, że potrafisz śpiewać, a nie, co sądzi jakieś głupie jury.
Przygryzł wargę jeszcze mocniej. Nie może okazać się mięczakiem!
- Przecież byli ludzie, którym podobał się twój występ – mówiła dalej. – Zrozum, nie zawsze wszyscy są zachwyceni twórczością takiego czy innego muzyka, malarza, pisarza… To jest zawsze opinia względna… A wygrana czy przegrana z „Star Search” o niczym nie świadczy, niczego nie przesądza…
Bolesna gula, stojąca mu w gardle, nie rozluźniła swego uścisku po tych słowach. Dławiła dalej.
- Ale ja tak bardzo chciałem, żebyście byli ze mnie dumni… - odezwał się cicho, nadal wpatrując się w podłogę. - Mama, Tom… Ty…
- Bill, głuptasku, przecież ja jestem z ciebie dumna! – wykrzyknęła z uśmiechem. Ujęła czarnowłosego za brodę i uniosła jego głowę. – Jak mogłeś pomyśleć, że nie jestem! Dotarłeś tak daleko, wystąpiłeś w telewizji przed tysiącami ludzi, zobaczyłeś, jak to jest… I to się liczy.
- Nie masz żalu? – zapytał niepewnie, ale w jego głosie zabrzmiały nutki optymizmu. Promyki nadziei zaczynały nieśmiało przebijać się przez czarne chmury rozpaczy.
- Żalu??? Bill, oczywiście, że nie! Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?... Nawet nie wiesz, jaka byłam szczęśliwa oglądając cię na ekranie. Nigdy wcześniej nikt, kogo znam, nie wystąpił w telewizji.
Dopiero teraz odważył się spojrzeć w oczy dziewczyny. Zobaczył w nich niezwykłe ciepło.
Jej twarz była tak szczera, uśmiech tak kojący, słowa działały jak balsam na zranioną miłość własną.
Kąciki jego ust uniosły się w nieśmiałym uśmiechu.
- No, dobrze już, prawda? – powiedziała dziarsko. - Patrz, przyniosłam ci wiśnie w czekoladzie, takie jak lubisz.
Poczuł, jak spływa na niego ukojenie, spokój; że wstyd z powodu przegranej nie pali już tak strasznie.
- Jesteś kochana, Olivio.
Przytulił się do niej ufnie, a ona z czułością poczochrała jego czarne włosy.
- Zobaczysz, Bill, jeszcze będziesz sławny, i to bez takich programów. Ty będziesz śpiewał, ja to wiem…


Często potem wracał pamięcią do tamtego dnia.
Będziesz sławny… Będziesz śpiewał…
Czyżby wywróżyła mu karierę?... Skąd wiedziała? Jak przeczuła?
A może to on nie chciał zawieść nadziei, jakie w nim pokładała? Tak bardzo chciał, by była z niego dumna. Więc śpiewał, wreszcie stał się gwiazdą, był podziwiany, znał go cały kraj. Ale jemu zależało mu na podziwie i uznaniu tylko jednaj osoby – tej ślicznej, ciemnowłosej dziewczyny mieszkającej kilka domów dalej.
Everything I do, I do it for you…
Nie lubił tego utworu, ale nieświadomie postępował według jego słów.
Pisał dla Olivii piosenki, z których tylko niektóre ujrzały światło dzienne, a reszta pozostała w szufladzie. Ale chociaż w ten sposób mógł wyrazić swoje uczucie do dziewczyny. Przelewał myśli na papier. I w pewnym sensie był szczęśliwy, bo miał swój pożądany ideał przy sobie. Ona zawsze znajdowała dla niego czas, wspierała, pomagała. Po prostu była dla niego. A on dla niej. Ale to już niedługo miało się diametralnie zmienić.

Bill nie lubił października. Coraz krótsze dni, łysiejące drzewa, chłodne poranki i wieczory… A już października sprzed dwóch lat nie lubił w szczególności. Dlaczego? Bo wtedy w życiu jego uwielbianej Olivii pojawił się Marcus Wolt. Wysoki, przystojny, dobrze zbudowany i równie dobrze sytuowany. Tak różny od niepozornego Billa.

Tamtej październikowej soboty ten najbardziej przez czarnowłosego chłopca znienawidzony mężczyzna na świecie przyjechał z Wolmirstedt w odwiedziny do ciotki mieszkającej w Loitsche. I w Loitsche poznał Olivię Alerön.
To była scena jak z kiepskiej telenoweli.
On przyszedł do kwiaciarni by kupić urodzinowy bukiet dla ciotki, ona akurat układała róże w wielkich wazonach. On w eleganckim garniturze, ona w jasnoniebieskiej sukience w kwiatki. On wpatrujący się w nią jak w zjawisko nadprzyrodzone, ona stojąca wśród czerwonych, herbacianych i białych róż.
Uśmiechy, kurtuazyjne powitanie, nieśmiałe spojrzenia.
Amor wypuścił ze swego łuku strzałę i trafił bezbłędnie.
Ale o ile piękną sprzedawczynię kwiatów i postawnego współwłaściciela warsztatu samochodowego ugodziła złota strzała miłości, o tyle serce czarnowłosego nastolatka przeszył żelazny pocisk.
Tego dnia, gdy przypadkiem zobaczył tych dwoje czule objętych, siedzących nad jeziorem, coś w jego duszy umarło.

Popatrzył przez okno. Stąd nie było widać Lindesee.
Jesień.
Woda wydaje się teraz pewnie granatowa, jak gdyby powierzchnia zamykała pod sobą bezdenną głębię. Opadłe, złote liście lip i topól unoszą się na tafli, balansując jak maleńkie łódeczki. Żurawie wydają z siebie głośny klangor, dzikie kaczki „śmieją się” w swój charakterystyczny sposób…
Lindesee.
Ileż pięknych, radosnych chwil spędził tam z Olivią. Ale potem ona coraz rzadziej chodziła tam z nim i Tomem, a coraz częściej z Marcusem Woltem. Z Marcusem siadywała na molo, obserwowała zachód słońca i wsłuchiwała się w szum trzcin.
Ileż to razy, gdy wiedział, że Marcus przyjechał, on, Bill, zamykał się w swoim pokoju i gryzł palce z bezsilności, zdając sobie sprawę, że Olivia jest teraz ze swym ukochanym nad jeziorem.
Ile to razy wyobrażał sobie siebie na miejscu przystojnego blondyna.
To trochę pomagało.
Marzenia.
Zamykał oczy i widział siebie spoglądającego w piwne, przenikliwe oczy Olivii. Wyciągał dłoń i niemal czuł, jak dotyka jej policzka… Przysuwał swoją twarz coraz bliżej jej. Jeszcze centymetr… Milimetr… Jej miękkie, wilgotne wargi na jego ustach. Takie słodkie, delikatne. Prawie mógł opisać ich smak. Zaciskał palce, tak, jakby wczepiał je we włosy dziewczyny… Pocałunki, którymi w wyobraźni obsypywał jej skronie, policzki i szyję, wydawały mu się tak realne. Niemal słyszał w uszach ciche westchnienia Olivii i jej gorący szept: „Kochaj się za mną, Bill… Tutaj… Teraz…”.
Marzenia. Wytwory wyobraźni.
Namiastka uczuć i przeżyć.
Otwierał oczy i znów był sam w swoim wytapetowanym na niebiesko pokoiku. Sam ze świadomością, że ona – jego sen i tęsknota – tuli i całuje innego mężczyznę.
Wyciągał wtedy notes i pisał: „ Komm und rette mich, ich verbrenne innerlich...“
Ale ona nie przychodziła. Wewnętrzny ogień płonął…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madzia_m




Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 671
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Poniedziałek 12-06-2006, 11:03    Temat postu:

Ojej, dedykacja dla mnie! Dziękuję! Nawet nie wiesz, jak ciepło mi się na sercu zrobiło, gdy to czytałam. I wiesz co, jeszcze, gdy tak patrzyłam na te literki doszłam do wniosku, że nie podoba mi się tytuł tego mojego opowiadania. Jest za długi. "Smak kawy", "Kawy smak"... Chyba powinien być krótszy, tak po prostu "Kawa". Może będę musiała zmienić, jeśli nadal tak mnie będzie to kolić w oczy.

No a wracając do opowiadania, bo się rozpisałam za bardzo na początku. Muszę powiedzieć, że nadal mi się podoba. Kurczę, jestem pod wrażeniem Twojego stylu pisania. Naprawdę świetny. Ciekawie to opisujesz, miałaś fajny pomysł na fabułę. Tak jakby wspomnienia. Po prostu doskonale Smile No i aż się wczułam w postać Billa, kiedy po tej przegranej w Star Search siedział smutny i nie chciał się pokazywać Olivii. Potem też, kiedy jak już Marcus przyjeżdżał i on się chował u siebie w pokoju. I muszę powiedzieć, że bardzo mi się podobało to spotkanie Marcusa i Olivii. Ciekawie opisane.
Trochę tak bałaganiasrko wyszedł mój komentarz, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz... Wiesz, zbyt duże ilości kawy... Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sailor Moon




Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy

PostWysłany: Poniedziałek 12-06-2006, 13:38    Temat postu:

Bardzo bardzo mi sie podoba.
Naprawdę....Świetnie opisujesz ich uczucia, piszesz bezbłednie, aż miło sie czyta.
Tylko co z tym wątkiem najważnieszym Little thongue man zastanawiam sie jak to wykobinujesz....napisz cos predziutko, bo padnę!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Domena




Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Poniedziałek 12-06-2006, 16:15    Temat postu:

No to mamy kolejną urodzoną i wielką pisarkę Smile Z każdą częścią podoba mi się coraz bardziej. Bo w gruncie rzeczy jest nieprzewidywalne. Każesz podążać za twoimi myślami... Ktoś kiedyś powiedział, że dobry pisarz nie opisuje - opowiada. I Ty właśnie opowiadasz w sposób, który zachęca do dalszego poznawania ich losów. Ta cudowna świadomość, że zaskoczysz tak, iż spadnę z krzesła, porysuję panele (przyjdzie ojciec i sie wścieknie Smile), pewnie rozleję na siebie kubek z kawą Razz Smile I co z tego? I tak będę czekać! Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sunia




Dołączył: 31 Mar 2006
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Poniedziałek 12-06-2006, 18:40    Temat postu:

urzeklo mnie.. urzeklo bo jest śliczne.. najpiekniejszy part ze wszystkich. ach.. coż mam powiedziec, skoro zachwyt mi slowa az odbiera? Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loreley




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chyba bardziej Opole

PostWysłany: Wtorek 13-06-2006, 17:21    Temat postu:

Jesteście kochane, naprawdę. Normalnie aż mi się ciepło na serduchu robi, jak czytam Wasze komentarze. Cieszę się, że się Wam podoba, bo to mój debiut w takiej tematyce, więc różnie mogło być. Dzięki

Dzisiaj trochę krótszy odcinek, ale za to następny będzie... eee... ciekawszy Wink
Pozdrawiam gorąco.
-----------------------

Wszystkie marzenia zamknąłem w wielkiej walizce
I moje życie, targane wiatrem jak zwiędłe liście...


Próbował zabić w sobie to niszczące, chore uczucie. Spotykał się z innymi dziewczynami, chodził na imprezy, flirtował. Niekiedy nawet udawało się nie myśleć. Wtedy wydawało mu się, że uwolnił się spod mocy Olivii Alerön, ale było to złudzenie. Żadna dziewczyna nie mogła się z nią równać, żadna nie była taka jak ona. Przelotne znajomości nie były w stanie zaćmić tamtej niespełnionej, tęsknej miłości. Uczucia do Iny, Melisy czy Sabrine zawsze po pewnym czasie gasły, tylko to żywione do Olivii trwało.
Wtedy też nauczył się tak dobrze kłamać. Udawał przed mamą, przed Tomem, Georgiem, Gustavem, nawet przed samą Olivią umiał. Był coraz lepszy w ukrywaniu myśli i uczuć. Doskonalił się w trudnej sztuce kłamstwa bardziej, i bardziej, tak, że po pewnym czasie potrafił nawet śmiać się beztrosko w chwilach, gdy serce pękało mu na kawałki.
Starał się pogodzić z myślą, że Olivia jest już dla niego stracona. Zresztą, czy kiedykolwiek miał u niej szanse?...
Stopniowo żal ulegał częściowemu ukojeniu, serce i myśli przyzwyczajały się do istniejącego stanu rzeczy. Tylko gdzieś tam, na dnie podświadomości tliła się maleńka iskierka nadziei, że być może Olivia rozstanie się z Marcusem. Czepiał się tej myśli jak tonący brzytwy, a jednocześnie czuł się z nią wyjątkowo paskudnie. Przecież nie chciał nieszczęścia dziewczyny! Czy żył głupim wyobrażeniem, że to on – młodszy o siedem lat, w zasadzie jeszcze dzieciak – jest jej przeznaczony? Chyba tak. Zdawał sobie sprawę z naiwności takich myśli, ale mimo to nie umiał zgasić w sobie tego nikłego promyka nadziei. I czekał na tę upragnioną informację: Olivia i Marcus to już przeszłość.
Nie doczekał się nigdy. Wiadomość była zupełnie inna.

Wraz z Tomem wrócili właśnie z Magdeburga, by w rodzinnym domu „naładować akumulatory” do sprostania wyzwaniom, jakie stawiała przed nimi rozwijająca się coraz szybciej kariera. Dla Billa powrót do Loitsche łączył się nieodwołalnie z myślami na temat Olivii. O ile w czasie, gdy jego dni były wypełnione nagraniami, wywiadami i sesjami fotograficznymi z dala od domu, umiał zapomnieć o dziewczynie, o tyle tutaj, w rodzinnej wiosce, gdzie każdy zakątek mu o niej przypominał, było to niemożliwe. Od dawna się już nie widzieli – jego kariera i jej związek z innym mężczyzną nie sprzyjały temu.
Ale tamtego dnia, wieczorem, Bill poszedł nad Lindesee, licząc, że może jakimś cudem spotka tam Olivię. Siedział kilka godzin. Nie doczekał się.
Jednak najgorsze miało nadejść dopiero następnego dnia.
Ostateczny cios.

Świeciło piękne słońce. Znów było lato, sierpień. Zasadzone siedem lat wcześniej malwy kwitły oszałamiająco bujnie, brzęczały pszczoły, pachniały lilie. Pani Kaulitz i Sophie Alerön siedziały na tarasie zacienionym pnącymi się pędami winogron. Typowe przyjacielskie, sąsiedzkie spotkanie – niezobowiązujące pogawędki, plotki, filiżanka kawy…
- I jak, Sophie, kupujesz te nowe meble, które mi pokazywałaś w Magdeburgu?
- Och, wierz mi, strasznie bym chciała, ale trochę za drogie są. Teraz przecież tyle wydatków związanych ze ślubem Olivii…
Że też akurat musiał stać w drzwiach! Serce mu się zatrzymało, a oczy przysłoniła jakaś zasłona.
Co? Ślub? Jaki ślub?! Olivii?! Nie!!! Nie, ona przecież nie mogła…
Pani Alerön, odwrócona tyłem, nie zauważyła drobnej figurki chłopca, któremu na dźwięk jej słów świat runął na głowę. Paplała dalej.
- Suknia, wynajem sali, przyjęcie…
Bezwiednie zrobił dwa kroki naprzód. Matka, widząc jego trupiobladą twarz, lekko zmarszczyła brwi.
- Bill…?
Sophie Alerön odwróciła się.
- O, Bill, witaj!
Nie odpowiedział na powitanie.
- O-Olivia wychodzi za mąż? – to były jedyne słowa, jakie zdołał wykrztusić ze ściśniętego gardła.
- Tak, w październiku. Nie wiedziałeś?
Wargi mu zadrżały, choć z całych sił starał się ten odruch pohamować.
Nie wiedział, jak znalazł się w swoim pokoju.
Trzasnęły drzwi, rozsypały się po podłodze zgarnięte ze stolika jednym zamachem ręki rzeczy… To nie przyniosło ulgi.
Olivia wychodzi za mąż! JEGO Olivia nieodwołalnie oddaje duszę i ciało innemu mężczyźnie!
Wszystko runęło, skończyło się, ostatnia iskra nadziei zgasła.
Poczuł dzikie pragnienie zabicia Marcusa Wolta, unicestwienia go, starcia z powierzchni Ziemi.
Zacisnął pięści. Paznokcie wbiły się w delikatną skórę, przecinając ją niemal do krwi. Ale to było nic w porównaniu z tym, jak krwawiło jego serce. Chłopięce serce, w które piękna istota o oczach w kształcie migdałów wbiła właśnie najostrzejszy z możliwych sztylet.
Poczuł się zdradzony, upokorzony, sponiewierany; poczuł, że jego uczucia poniżono i podeptano.
Bez niej nic nie miało sensu.


W tamtym momencie jego marzenia i nieśmiałe nadzieje ostatecznie roztrzaskały się w proch i pył. To był koniec wszystkiego.
Miał wtedy piętnaście lat, ona dwadzieścia dwa.

C.D.N.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Okla_xD




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 490
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Skawina - Kraków

PostWysłany: Wtorek 13-06-2006, 20:20    Temat postu:

Wspaniałe...
hmm... lecz nie zrozumiałam kilku słów zawartychw tym opowiadaniu.
Albo były źle napisane albo bardzo po poetycku. Ja niestety całego słownika i ich znaczeń nie znam i napewno znać nie będę dlatego nie zrozumiałam niektórych.
Poza tym nie widziałam błędów Very Happy To wieeelki plus Very Happy
Na interpunkcje tam uwagi nie zwracałam Smile
A sama treść wciągająca Very Happy Tylko tu narazie nie ma nic co odpowiadało by Tematyce... czeli "Dozwolonbe od lat 16" Ale pewnie będzie potem Smile NO to wenki życzę Buźka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madzia_m




Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 671
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Środa 14-06-2006, 16:12    Temat postu:

Loreley, każde napisane przez Ciebie słowo jest dla mnie wyśmienite. Jak bita śmietana, czy kawa. Ślicznie piszesz, po prostu ślicznie. Te uczucia, emocje, które zawarłaś w tej części. Fantastyczne... I wcale mi nie przeszkadza, że jeszcze nie ma wątków erotycznych. Nawet z drugiej strony to może i lepiej, że nie ma ich tak szybko, bo potrzeba wprowadzenia do tego. Ty to nam to wprowadzenie dajesz. Ale nie zaprzeczę, że chciałabym przeczytać Twoje ujęcie tego momentu i chciałabym zobaczyć, jak nam to przedstawisz. I wierzę, że będzie naprawdę znakomite.
Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loreley




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chyba bardziej Opole

PostWysłany: Czwartek 15-06-2006, 8:04    Temat postu:

Witam ponownie Smile
Olka, jakich słów nie zrozumiałaś? Wydaje mi się, że tu wszystko jest pisane prostym językiem, ale może to tylko moje wyobrażenie. W każdym razie na pewno wszystkie słowa są dobrze napisane; pod pewnymi względami jestem straszną perfekcjonistką Laughing
madzia, skarbie, dziękuję za miłe słowa. Tobie, Ola, zresztą też Smile

A teraz nowy odcinek. Zapewniam Was, że ta - na razie w takiej a nie innej formie napisana - scena nie będzie ostatnią.
Pozdrawiam gorąco Smile
-------------------------

Every night in my dreams
I see you, I feel you...


Unikał jej potem. Bał się, że gdy zobaczy błyszczący pierścionek na jej palcu, to nie wytrzyma. Rzucił się w wir kariery, w Loitsche bywał gościem. Kolejne występy, wywiady i sesje zdjęciowe wypełniały mu czas i pozwalały nie myśleć. Cieszył się, że nie musi przebywać w rodzinnym miasteczku – oazie wspomnień i żalu. Czasem tylko, gdy nocą leżał w pogrążonym w ciemności hotelowym pokoju, przed oczami stawała mu ONA. Sytuacje z przeszłości, które naprawdę miały miejsce, przeplatały się z wytworami jego wyobraźni. Starał się odsuwać je od siebie, ale to było silniejsze od niego, niezależne od jego woli. Jej obraz nie chciał zblednąć, nie dawał się zatrzeć.
Nie skończyły się też upojne sny. W rzeczywistości będąca narzeczoną innego mężczyzny, nocami, gdy tylko zamykał powieki, należała wyłącznie do niego.

Minionej nocy znów przyszła do niego w sennej wizji.
Na samo wspomnienie westchnął głęboko. Zamknął oczy i oparł głowę o framugę okna, by przeżyć wszystko jeszcze raz.

Subtelny, ledwie wyczuwalny zapach wanilii. Poczuł go, choć był pogrążony we śnie. Był to jednak sen płytki, niespokojny. Bo on czekał. Czekał na nią.
I przyszła.
Jak zwykle bezszelestnie niczym zjawa wsunęła się do jego pokoju. Wpadający przez okno blask księżyca zaigrał w fałdach jej długiego, powłóczystego szlafroczka. Ciemne włosy zasłaniały twarz, więc nie umiał dostrzec jej wyrazu, tylko oczy zdawały się błyszczeć jakimś tajemniczym światłem.
Podeszła do jego łóżka. Uniósł powieki do końca i patrzył na nią. Nie był w stanie się poruszyć.
Przysiadła na łóżku i, przechyliwszy nieco głowę, przez chwilę przypatrywała się czarnowłosemu chłopakowi. Delikatnie odsunęła niesforny kosmyk z jego twarzy. Drgnął pod wpływem jej dotyku.
- Przyszłaś… - szepnął.
- Przyszłam. Dziś po raz ostatni, Bill.
Chciał zaprotestować, ale nie był w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Ogarnęła go jakaś niemoc.
Ciemnowłosa piękność nachyliła się nad nim, tak, że mógł dokładnie zobaczyć te dziwne, maleńkie iskierki w jej oczach.
- Ale sprawię, że zapamiętasz tę noc na zawsze.
Poczuł, jak jej dłoń, pełznąc powolutku po satynowej pościeli, wsuwa się pod kołdrę i dotyka jego uda. Dziewczyna przeciągnęła ręką wyżej i poraziła go delikatną, acz elektryzującą pieszczotą.
Westchnął, przygryzł wargę, odchylił głowę do tyłu i całkowicie poddał się rozkoszy.
- Chcę, żebyś był szczęśliwy – usłyszał jej gorący szept tuż przy lewym uchu. – Zatrać się, nie myśl…
Nawet nie był w stanie myśleć.
Jej ciepłe, wilgotne usta dotknęły jego warg, a dłoń nadal błądziła w okolicy najwrażliwszych części jego ciała. Poziom podniecenia rósł
- Olivio, błagam, zlituj się – z jego krtani wydobył się ochrypły głos.
Ale ona się nie spieszyła. Była tak cudownie leniwa, niczym fala obmywająca piaszczysty brzeg. Powolutku odsuwała kołdrę. Ciemna satyna ślizgała się po nagim ciele czarnowłosego, a piękna zjawa obsypywała subtelnymi pocałunkami jego szyję, tors i brzuch.
Przesunął dłońmi po plecach dziewczyny. Materiał szlafroczka był tak idealnie gładki… Wiedział, że taka sama jest jej skóra. Chciał jak najszybciej pozbyć się tej ostatniej przeszkody – powoli zaczął zsuwać szlafroczek z ramion ukochanej. Podniosła się, by ułatwić mu zadanie. Ona także usiadł na łóżku i przygarnął ją do siebie, obdarzając namiętnym pocałunkiem.
Teraz on przejął inicjatywę – jego usta stopniowo schodziły coraz niżej, znacząc na jej ciele wilgotne ślady. Zgrabne dłonie chłopaka zsuwały satynowy szlafroczek, a wargi całowały każdy milimetr wyłaniający się spod cieniutkiego materiału.
Gładziła go po karku i plecach, rozczesywała kruczoczarne włosy, na których subtelnie igrały księżycowe blaski.
- Bill, pragnę cię – wyszeptała.
Jego zmysły szalały. Niecierpliwymi palcami rozsupłał pasek i uwolnił ukochaną z więzienia ciemnej satyny.
Siedziała przed nim naga od pasa w górę, bez krzty zawstydzenia. Patrzył na nią z zachwytem w bursztynowych oczach, choć przecież ten widok nie był mu obcy – pojawiał się nie raz podczas minionych, samotnych nocy. Ale tym razem miał w sobie cos ulotnego. Ostatecznego.
Patrzył, chcąc na zawsze wyryć w pamięci ten obraz.
Włosy spływające miękką, ciemną falą na ramiona… Skóra, która w księżycowym świetle wydawała się niebieska jak u jakiejś morskiej nimfy… Kształtne piersi, wprost stworzone do tego by je pieścić i całować…
- Chodź do mnie – szepnęła, kładąc jego dłoń na swojej talii.
Nie dał się długo prosić. Wczepił usta w jej gorące wargi, wpił palce w długie włosy. Ich nagie klatki piersiowe zetknęły się.
Tracił panowanie nad sobą – żar bijący od jej ciała oszałamiał go, pochłaniał całkowicie, spalał…
Ostrożnie, ale jednocześnie zdecydowanie położył ją na łóżku, po drodze do końca pozbywając się cienkiego szlafroczka, broniącego mu dostępu do reszty jej ciała. Delikatna satyna zsunęła się na podłogę…
Całował dziewczynę tak, jakby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu. Miłosny taniec języków doprowadził obydwoje do szczytu pożądania… Pieścił jej piersi, na całym ciele składał delikatne pocałunki, które zdawały się rozpalać na jej skórze miliony maleńkich ogników.
Przesunęła dłonią po jego torsie, schodząc coraz niżej, na brzuch, aż wreszcie wsuwając ją w bokserki chłopaka.
Na chwilę oddech zatrzymał się mu w płucach, a trzy sekundy później opuścił je w postaci głośnego westchnienia. Jego podniecenie doszło do szczytu – wyczuła to bardzo wyraźnie. Nie chciała kazać mu czekać dłużej.
Z jej pomocą szybko uporał się ze zdjęciem jedynego kawałka materiału, jaki miał na sobie.
I była jego. Tylko jego. Nie należała do nikogo innego.
Odwieczny rytuał. Ona i on. Delikatne ruchy w przód i w tył.
Księżyc był jedynym świadkiem aktu. Oświetlał swym chłodnym światłem ciała kochanków, jakby próbując choć trochę ochłodzić tlący się w nich żar. Na próżno – to nie był już żar, ale wszechogarniający płomień, spalający do cna.
Niecierpliwe pocałunki, stłumione jęki, coraz szybsze ruchy…
Szczupły, czarnowłosy chłopak i jego ukochana – w tym momencie nie senna wizja, ale ktoś jak najbardziej realny, ktoś, kogo teraz naprawdę pieścił i całował.
I zimny, nieczuły księżyc był świadkiem, jak całe ciało chłopaka sztywnieje, jak napina się każdy mięsień, a palce kurczowo zaciskają na włosach dziewczyny.
Przez pokój przetoczył się głuchy jęk.
Ciemnowłosa piękność chwilę później także odczuła tę cudowną ulgę. Złożyła na ustach zaspokojonego chłopaka delikatny pocałunek – jak gdyby stawiała kropkę nad i.
- Olivio… - szepnął nieprzytomnie. Z kącików jego oczu pociekły cieniutkie strużki łez.
- Już dobrze, Bill.
Zsunął się z niej, ale jednocześnie objął tak zachłannym gestem. Chciał jak najdłużej czuć jej smukłe, nadal rozpalone ciało przy swoim.
- Olivio, nie zostawiaj mnie.
- Nie płacz, Bill. Nie chcę, żebyś był smutny… Zobaczysz, jeszcze kiedyś przyjdę do ciebie… A teraz śpij…
Starał się powstrzymać przymykające się powieki, bo wiedział, że jeżeli zamknie oczy, to ona odejdzie, ale na próżno – ogarniała go coraz większa senność. Ostatnie, co zobaczył, to jej piękne, niemal nieziemskie oczy z tymi dziwnymi iskierkami.
Zasypiał.
A raczej budził się.
Obraz zaczął się rozpływać, blednąć, zamieniać w niezidentyfikowaną mozaikę ciemnych i jasnych plan.

Bill Kaulitz z cichym westchnieniem otworzył oczy.
Olivia odeszła. Na zawsze.
I wydawało mu się tylko, że w powietrzu unosi się jakiś subtelny, bardzo nikły, słodki zapach.
Zapach wanilii.

C.D.N.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sunia




Dołączył: 31 Mar 2006
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Czwartek 15-06-2006, 10:04    Temat postu:

z notki na notkę pokazujesz że masz wielki potencjal. świetnie piszesz, magicznie oddsajesz uczucia. Opis stosunku byl tak piekny, a jednoczesnie realny. malo kto potrafi opisac pieknie, ale i nie wygladzajac wszystkiego... Brawo. bije poklony!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Domena




Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Czwartek 15-06-2006, 10:49    Temat postu:

Ślicznie? Ślicznie. Bosko? Bosko... Już kiedyś zauważyłam, że jesteś bardzo dobra i teraz mogę to powtórzyć z ręką na sercu. Masz dziewczyno COŚ, co sprawia, że czytelnik chce czytać, chłonnąć, poddawać się... Fachowo nazywa się to "talentem" Smile

Pozdrawiam serdecznie i czekam na next Smile
Jedyne, co mnie drażniło to powtarzanie ciągle wyrazu "satyna". Jak gdyby materiał szlafroczka był tu najważniejszy...
Ale i tak super! Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
night-kid




Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z zakładu dla przeciętnych inaczej

PostWysłany: Czwartek 15-06-2006, 11:41    Temat postu:

Hej, niech on zrobi akcje rodem ze shreka i innych fimów, komedi romatycznych.... No wiesz, że ksiądz mówi: "Jeśli ktoś zna powód, dla których trch dwoje nie może się pobrać, niech rzemówi teraz lub zamilknie na wieki" A wtedy on z wpada i wrzeszczy "nie zgadzam się". Albo niech będzie coś takiego, jak w "twarda sztuka"- widziałaś? Jak nie, to mogę ci streścić. Ciesze się, że w końcu się wzielam i przeczytałam, bo to śliczne opowiadanie, takie wzruszające, aż mi się płakać chce.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madzia_m




Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 671
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czwartek 15-06-2006, 13:45    Temat postu:

Ślicznie. Byłam pewna, że wyjdzie Ci to wspaniale i naprawdę nie myliłam się. Opisałaś to tak deliktanie, romantycznie, z pożądaniem i namiętnością. Połączenie dusz, a nie tylko cielesne odczuwanie przyjemności...
Jestem pod wrażeniem. Jesteś wielka Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
panna x




Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam gdzie diabeł mówi dobranoc

PostWysłany: Czwartek 15-06-2006, 14:07    Temat postu:

O cholera jasna! Przeczytałam wszystko. To... Nie będę tutaj mówić jakie to wszystko było piękne, cudowne i jak ujęło moje zmechacone serducho, bo tak właśnie było... Dziękuję Ci za chwilę słodkiego zapomnienia...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loreley




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chyba bardziej Opole

PostWysłany: Niedziela 18-06-2006, 10:46    Temat postu:

Dzięki wielkie, że czytacie to moje "dzieło". Żebyście widziały uśmiech na mojej twarzy, jak czytam Wasze komentarze Very Happy

night-kid, niestety akcji rodem ze "Shreka" to tu nie będzie. Ja nie byłabym sobą, gdybym dała takie mega szczęśliwe zakończenie. A "Twardej sztuki" nie widziałam Sad Niemniej strasznie się cieszę, że Ci się podoba mój tekst. Dobre słowo od tak uznanej autorki tego działu to wielki zaszczyt Wink

W ogóle wszystkim Wam serdecznie dziękuję i daję nowy odcinek "na pożarcie".
--------------------

Kto kłamstw raz nauczony jest
Kłamstwem ma skażoną krew
Na kłamstwie swoje życie budować chce...



To była ich ostatnia wspólna noc. Noc, której nigdy naprawdę nie było. Podobnie jak nie było pierwszej, ani żadnej z następnych. Wszystko to działo się tylko w wyobraźni czarnowłosego szesnastolatka. Te upojne chwile, które spędzał z dziewczyną swoich marzeń były jedynie wytworem opętanego jej wizją umysłu. Niczym więcej. I wiedział, że niczym więcej się nie staną. Bo nadszedł Dzień Sądu – 15 października.

Bill oparł czoło o szybę, ale chłód szklanej powierzchni nie był w stanie otrzeźwić go. Myśli wirowały mu pod czaszką, plątały się w układ nie do rozsupłania.
Ciekawe, czy już powiedziała sakramentalne TAK?
Czy już ten najbardziej przez niego znienawidzony mężczyzna na świecie wsunął jej na palec złoty krążek?
Czy Olivia Alerön nazywa się już Olivia Wolt?
Czuł, jakby jakaś niewidzialna ręka ściskała go za gardło, nie pozwalając nawet wykrzyczeć żalu, złości, bólu.
Wiedział już, co to znaczy tracić coś na zawsze.
Liście za oknem wirowały. Tak, jak jego myśli.

Dawno już postanowił, że na ten ślub nie pójdzie. Nie byłby w stanie wytrzymać widoku Olivii w białej sukni, patrzącej rozanielonym, rozkochanym wzrokiem na Marcusa Wolta. To było ponad jego siły. Nikt normalny na jego miejscu nie poddałby się takiej torturze.
Oczywiście, zaproszenie dostał. Ale plan postępowania miał opracowany już dawno. Plan najprostszy z możliwych – symulowanie złego samopoczucia.
Matka o nic nie pytała. Zresztą, może domyślała się prawdy...? Po krótkich przekonywaniach z jej strony zdecydował się tylko pójść do domu Olivii przed południem i złożyć ślubne życzenia.

Ubrany w eleganckie spodnie i koszulę oraz nową kurtkę, trzymając w ręce bukiet storczyków, czuł się, jakby szedł na własny pogrzeb.
Bolesna gula stała mu w gardle.
Olivia pewnie będzie rozczarowana, że ten, który uważa się za jej przyjaciela, nie stawi się na jej ślubie, ale po prostu nie mógł. To przewyższało jego psychiczną odporność. Nie potrafił zdobyć się na takie poświęcenie nawet dla niej.
Ścisnął mocniej bukiet.
W głowie układał jakieś najbardziej neutralnie brzmiące życzenia, mimo iż jednego był pewien – gdy stanie twarzą w twarz z Olivią nie będzie już pamiętał ani jednego słowa.
Elegancki domek w kolorze eccru z brama udekorowaną girlandami kwiatów. Dla Billa był jak szafot, do którego przybliżał go każdy krok powoli odmawiających posłuszeństwa nóg.
Wszedł na podwórze, czując na sobie zaciekawione spojrzenia dwóch ubranych w garnitury mężczyzn, którzy pod rozłożystą akacją palili papierosy. Udał, że ich nie widzi; nie chciał z kimkolwiek rozmawiać.
Skierował się prosto na ganek i, choć wiedział, że drzwi z pewnością są otwarte, nacisnął dzwonek. Czekał, po raz ostatni powtarzając w myślach przemowę. Każda sekunda wydawała się wiecznością.
W końcu drzwi się otworzyły i stanęła w nich nieco tęgawa kobieta z imponująco natapirowaną fryzurą. Zlustrowała Billa wzrokiem od stóp do głów.
- A kawaler to do kogo? – Jej głosu z pewnością nie można było nazwać przyjemnym.
Czarnowłosy głośno przełknął ślinę.
- Dzień dobry… Nazywam się Bill Kaulitz, jestem… znajomym Olivii. Chciałbym się z nią zobaczyć na chwilę.
Kobieta ściągnęła usta i popatrzyła na chłopaka jak gdyby był czymś małym, plugawym, wartym jedynie rozdeptania.
- Olivia nie może wyjść – oznajmiła sucho. – Właśnie ubiera suknię.
Billowi mimowolnie zadrgały usta. Na samą myśl, że ta ruda, natapirowana matrona nie pozwoli mu zamienić choćby kilku słów z Olivią, zrobiło mu się zimno. Co gorsza, dziewczyna pewnie w ogóle się nie dowie, że on tu był!
Nie zamierzał poddać się tak łatwo.
- Bardzo panią proszę. – W jego głosie zabrzmiało prawdziwe błaganie. – To zajmie tylko chwilę. Chciałbym złożyć Olivii życzenia. Byłem zaproszony na ślub, ale niestety nie mogę przyjść, więc…
- Masz zaproszenie na ślub? – przerwała mu kobieta, patrząc podejrzliwie, ale jednocześnie nieco cieplej.
- Tak – potwierdził.
Milczała przez kilka sekund.
- Zaczekaj chwilę – rzuciła wreszcie i bez zbędnych ceregieli zawróciła do mieszkania, zostawiając lekko uchylone drzwi.
Teraz, gdy kobieta zniknęła, Billowi przyszło na myśl, że być może popełnił błąd. Czy nie lepiej by było, gdyby dał jej bukiet z prośbą, by przekazała go Olivii? W ten sposób zostałaby mu zaoszczędzona męka spotkania z dziewczyną w cztery oczy. Było już jednak za późno.
Odetchnął głęboko, odruchowo poprawił włosy i jeszcze silniej ścisnął nieszczęsne storczyki.
Czy zdoła się opanować? Zagrać aż tak dobrze, by Olivia uwierzyła w jego udawane szczęście? Skłamać, dlaczego nie przyjdzie na ślub i wesele?
Nie wiedział.
Z głębi mieszkania dobiegł stukot pantofli, stopniowo coraz bliższy, i bliższy…
Po chwili drzwi skrzypnęły i stanęła w nich Olivia.
Bill wstrzymał oddech.
Biała, przepiękna suknia z tafty… Delikatny, diamentowy wisiorek na smukłej szyi… Elegancki makijaż w beżowym tonie, podkreślający cudowne, migdałowe oczy… Tylko włosy jeszcze nie ułożone, opadające lekko na ramiona.
Bezwiednie otworzył usta.
Wyglądała jak bogini. Nieskazitelna, oszałamiająca majestatem bogini, przed którą wszyscy rozpadają się w proch. Na myśl, że to nie dla niego to wszystko, poczuł bolesny skurcz w sercu.
- Bill? – Olivia uniosła brwi w skrajnym zdziwieniu. – Co ty tutaj robisz… teraz?
Tak jak się spodziewał, cała pieczołowicie przygotowana mowa wyleciała mu z głowy. W oszołomionym widokiem dziewczyny mózgu plątały się tylko jakieś pojedyncze, do niczego nieprzydatne słowa.
- Ja… przyszedłem – zaczął nieporadnie, nie mogąc oderwać wzroku od Olivii. – Przyszedłem, żeby złożyć ci życzenia… Wszystkiego najlepszego na nowej drodze…
Wyciągnął przed siebie bukiet, ale dziewczyna go nie przyjęła. Patrzyła na Billa, nic z tego wszystkiego nie rozumiejąc.
- Życzenia? Teraz? Przecież spotkamy się na ślubie. I weselu.
Bill musiał wykorzystać całą swą zdolność udawania, by z zimną krwią skłamać tym przenikliwym piwnym oczom, które zdziwione wpatrywały się w niego.
- Ja nie przyjdę na ślub… - powiedział cicho. – Przepraszam… Fatalnie się czuję…
Zdawał sobie sprawę, jak naiwnie to zabrzmiało, ale przecież nie mógł zdradzić rzeczywistego powodu!
- Nie przyjdziesz na ślub?
Tego właśnie najbardziej się obawiał – smutku i rozczarowania w jej głosie. Nie był w stanie nic więcej powiedzieć – ani skłamać, ani wyznać prawdy. Po prostu stał z opuszczoną głową.
- Bill, co się z tobą dzieje? – Olivia delikatnie ujęła go pod bodę. Dwie pary ciemnobrązowych tęczówek spotkały się. – Jesteś strasznie blady. Źle się czujesz? Jesteś chory?
Tak, od ponad dwóch lat, pomyślał. Moje uczucie do ciebie jest chore.
- Nie wiem – mruknął. – Być może… W każdym razie nie chcę ci psuć uroczystości…
Olivia już otwierała usta, by coś odpowiedzieć, gdy z głębi mieszkania rozległ się okrzyk pani Alerön, wołającej córkę.
- Zaraz, mamo! – zawołała Olivia w stronę drzwi.
- Idź, nie będę cię dłużej zatrzymywał – odezwał się Bill. – To w końcu twój wielki dzień.
Próbował się uśmiechnąć, ale usta wygięły mu się tylko w jakąś niewyraźną namiastkę symbolu radości.
- Mną się nie przejmuj, dam sobie radę…
Chciałbym w to wierzyć, przemknęło mu przez myśl.
Ponownie wysunął w stronę Olivii bukiet.
- Naprawdę życzę ci wszystkiego najlepszego.
Tak, to było powiedziane szczerze. Chciał, by była szczęśliwa, zawsze i wszędzie. A on…? On „da sobie radę”…
- Dziękuję. – Olivia z lekkim wahaniem przyjęła z rąk czarnowłosego kolorowe storczyki.
- No, to do zobaczenia – ponownie postarał się o uśmiech, choć serce krajało mu się na kawałki. – Kiedyś…
Już się odwracał, kiedy Olivia niespodziewanie chwyciła go za rękę.
- Bill, zaczekaj.
Serce zatrzepotało mu w piersi. Czyżby…
- Powiedz mi, o co tu chodzi? – dziewczyna wpiła w niego spojrzenie. – Dlaczego nie chcesz przyjść? Powiedz mi prawdę.
Bill stał jak sparaliżowany. Tego się nie spodziewał.
Co robić??? Na litość boską, co robić?! Wyznać wszystko? Wyznać to uczucie, które spala go od wewnątrz od tak dawna? Paść na kolana i błagać, by nie wychodziła za mąż? Ulżyć sobie, ale zarazem zawalić świat ukochanej osobie, i to w dniu jej ślubu? A może znów skłamać, po raz nie wiadomo który? Dołożyć kolejną cegiełkę do tej piramidy kłamstwa i udawania, skrupulatnie budowanej od kilku lat?
Mów prawdę!, krzyczał jakiś wewnętrzny głos. Teraz! To ostatnia szansa!
- Olivio… ja…
Patrzyła wyczekująco, cały czas trzymając go za rękę.
- Ja… naprawdę okropnie się czuję… Nie wiem, dlaczego… Chyba faktycznie jestem chory…
Ty tchórzu!, krzyknął głos, ale za późno. Bill włożył właśnie na swoje miejsce kolejny element ogromnej budowli fałszu. Nie zdobył się na to, by zburzyć fundamenty. Tak, był tchórzem; bał się, że to, co z taką chorą konsekwencją wybudował, nagle zawali się mu na głowę, grzebiąc go pod gruzami.
Olivia puściła jego rękę. W jej oczach błysnął żal. Chłopak to zauważył. Czyżby się domyśliła, że on kłamie…?
Nie miał już sił na dłuższe zmagania.
- Pójdę już – powiedział cicho. – Ty na pewno masz jeszcze masę przygotowań na głowie, a ja… nie wiem… może wezmę jakieś leki, albo coś…
Popatrzyła na niego ze smutkiem.
- Jak chcesz, Bill.
Nie odważył się już spojrzeć jej w oczy. Bał się, że gdy zobaczy wyraz tych pięknych, brązowych tęczówek, to się złamie. Pęknie. I w efekcie zrobi coś bardzo głupiego. O ile prawda i szczerość mogą być głupie…
Odwrócił się i powoli, krok za krokiem skierował w stronę bramy. Każdy ruch nóg sprawiał mu niewyobrażalny ból, jak gdyby jakaś magiczna, potężna moc ciągnęła go w przeciwnym kierunku. Opierał się ze wszystkich sił. I szedł, zostawiając za sobą swoje szczęście, swoje niezrealizowane marzenie, niespełnione pragnienie.
Nie widział Olivii, która stała na ganku w swojej pięknej, taftowej sukni, z bukietem storczyków w ręku i patrzyła na drobną figurkę chłopca zmierzającego w stronę bramy.
Nie widział, jak po policzku dziewczyny spływa powoli jedna jedyna łza.
I nie słyszał, jak szepcze ona do siebie:
- Boże, co ja ci zrobiłam, Bill…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Loreley dnia Niedziela 18-06-2006, 11:12, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AfterAll




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 596
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Piąte iglo od przerębla

PostWysłany: Niedziela 18-06-2006, 11:07    Temat postu:

Piękne.
Czyżby się opamiętała?
Oh, lubie takie opowiadania - i do tego przerwałaś w takim momencie!
PPozdrawiam i czekam na kolejny parcik!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania Archiv Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 1 z 5

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin