Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Memini tui, memento mei...nowa część na Nowy Rok:D
Idź do strony 1, 2  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
koudi




Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z pewnego miasta gdzieś w centrum kraju

PostWysłany: Piątek 01-12-2006, 17:17    Temat postu: Memini tui, memento mei...nowa część na Nowy Rok:D

Długo zastanawiałam się, czy coś napisać. Dlaczego? Wena gdzieś uszła i nie chciala wrócić. W końcu mnie zaszczyciła obecnością.Nie znaczy to, że uważam moje opowiadanie za dobre. Nie wiem ile będzie miało części, nie wiem czy do końca je doprowadzę.
Za błędy przepraszam, jak są to proszę o ich wytknięcie. Poprawię.
Pisane pod impulsem, za sprawą namowy koleżanki. Jej to dedykuję.

Po każdej nocy, dzień za dniem, rodzimy się na nowo,
Nic nam nie zostawia przeszły czas.

To, co się działo wczoraj, juz jest obce, nie nasze,
Reszta życia zaczyna się dziś.

Więc nie powiadaj, starcze, że lat masz nazbyt wiele:
W tych, co minęły, nie ma twojego nic.


Antologia Palatyńska 1o, 79

Wspominając czasy beztroskiego szaleństwa, pijaństwa i zabaw, przychodzi mi na myśl Pestka. Zawsze było jej pełno, wszędzie, gdzie człowiek tylko ogarnął wzrokiem. Zawsze uśmiechnięta, rozgadana wręcz rozwydrzona. Potrafiła wydobyć z siebie sto słów na minutę i nie obchodziło ją to, czy ktoś wtedy mówił, krzyczał lub nawet milczał. Nie wyobrażała sobie życia, jako sześćdziesięcioletnia staruszka. Żyła szybko, chciała umrzeć młodo. Kto jej nie znał, pomyślałby, że dziewczyna straciła resztki zdrowego rozsądku. Było jednak inaczej. Nic nie dzieje się bez przyczyny, a w każdym szaleństwie jest metoda. Tak było w przypadku Pestki. Za burzą gęstych, rudych włosów chowała się zagubiona, pełna tajemnic i nieodgadniętych myśli nastolatka. Szeroki uśmiech na twarzy, kontrastował z dużymi, zielonymi oczami, w których ktoś bardziej spostrzegawczy, dopatrzyłby się żalu napiętnowanego czasem. Taka była Pestka w pełnej okazałości. Kiedyś, wracając z popijawy od Marcusa, usiadła na metalowej barierce i przerzuciła nogi na drugą stronę balustrady. Wzrok skierowała ku górze i spoglądała na księżyc, który w tą letnią noc, rozświetlał całą okolicę. Ciepły wiatr delikatnie pieścił jej twarz. Była tylko ona i ja. Nie wliczając w to srebrnego włóczykija na granatowym niebie.
- Myślisz, że gdybym skoczyła, to ktoś pamiętałby o mnie, za rok albo dwa? – miała niezwykłe wyczucie, co chodzi o zadawanie dziwnych pytań w najmniej odpowiednim momencie. Była poważna, chociaż te kilka promili we krwi, pewnie robiło swoje.
- Przecież nie skoczysz – zaskoczyła mnie, moja pewność siebie. A gdyby wtedy skoczyła? – Ja bym pamiętała – stwierdziłam po chwili namysłu.
- A ja wiem, że byś zapomniała. Ludzie zapominają. Szkoda tylko, że tak szybko i że to tak cholernie boli.
- Skąd ta pewność? – nie rozumiałam jej słów. Chociaż bardzo chciałam.
Nie odpowiedziała. Spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła się ciepło. Przez chwilę miałam wrażenie, że i jej oczy pozbyły się uczucia żalu.

Od tamtego czasu minęło parę tygodni. Lato wybuchło z całych sił, a życie w mieście przestało być tak bardzo uciążliwe. Nawet ludzie przystopowali i leniwie przesiadywali na ławkach w parku, ciesząc się z promieni słońca, radośnie tańczących na ich twarzach. Wyjazdy na „łono natury”, stały się dla nas rutyną. Godzinami leżeliśmy z paczką na łące przy jeziorze i wsłuchiwaliśmy się w śpiew ptaków, szum wody oraz drzew. Zapach świeżej trawy oraz polnych kwiatów, delikatnie wypełniał nasze nozdrza. Czas nie miał tu znaczenia, nie płynął, a człowiek po prostu trwał. Były to chwile, dla których warto żyć. Tak przynajmniej mawiała Pestka. A raczej powtarzała, co drugie zdanie. Szkoda tylko, że wyczuwałam w tym nutkę ironii i kłamstwa, wymieszanego z obłudą. Już nie pamiętam, kto rzucił pomysłem, aby zostać na noc. Wszyscy byli jak najbardziej, „za” więc nie było problemu. W samochodzie był spory namiot, który swego czasu pomieścił dwanaście osób. Podstawą była również skrzynka piwa, zakupiona za nasze niewielkie oszczędności. Zabawa rozkręciła się około drugiej w nocy, kiedy nasze „zapasy” się wyczerpywały, i z nudów śpiewaliśmy stare przeboje, tańcząc wokół ogniska. Pestka siedziała na moim polarze i obserwowała ogień. Po kolejnej godzinie i którejś tam z rzędu butelce trunku, większość zapadła w głęboki sen i wśród grających świerszczy, słychać było pochrapywania Olgi, która jako pierwsza padła. Usiadłam obok rudej i postanowiłam dopić swoje piwo. Gorzki smak cieczy, wywołał u mnie odruchy wymiotne, także bardzo szybko je odstawiłam.
- Nie idziesz spać? – spytałam, spoglądając na przyjaciółkę
- Czy gdybyś miała szanse, zmienić coś w swoim życiu, zrobiłabyś wszystko, aby ją wykorzystać? – i znowu te dziwne pytania. Czasami mnie zaskakiwała, ale taka była. Nieobliczalna.
- No jasne. W końcu szansa to szansa, nie? – stwierdziłam bardzo inteligentnie, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem. Byłam pijana i to był fakt niezaprzeczalny. Tylko wtedy, potrafiłam śmiać się z koca w kratę.
Wyjęła z kieszeni złożoną kartkę papieru. Była dość zdewastowana, co świadczyło o jej częstym czytaniu.
- Co to jest? – kolejne, nie mniej bystre pytanie z mojej strony.
- Moja szansa. – szepnęła prawie nikle i obróciła się do mnie przodem. Jej podpite i trochę przekrwione oczy nie wyrażały nic. Podała mi owe pismo i czekała, aż je przeczytam. Sprawiało mi to sporo trudności, ze względu na stan umysłu. Powoli litery składały się w słowa, a potem w zdania. Z każdą linijką, czułam jak trzeźwieję. Ta noc zapowiadała wiele zmian.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez koudi dnia Czwartek 04-01-2007, 21:45, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Allaina




Dołączył: 10 Maj 2006
Posty: 419
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Piątek 01-12-2006, 17:23    Temat postu:

1.

***

Przyznaję, zaintrugowało mnie.
Było kilka literówek i ta Olgierda?? Nie zrozumiałam tego.
Co do "impulsu". NAprawdę napisałaś to pod wpływem impulsu??
Jeśli tak, pozazdrościć talentu, pomysłu i życzyć dalszej wenu oraz czekać na nowe części.
Tego życzę, czekam i pozdrawiam.
All


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
koudi




Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z pewnego miasta gdzieś w centrum kraju

PostWysłany: Piątek 01-12-2006, 17:35    Temat postu:

Już nie ma Olgierda... To był mój błąd, pomyliłam się Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Witja




Dołączył: 13 Lip 2006
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Piątek 01-12-2006, 17:36    Temat postu:

No i jestem...
Zaciekawiłaś mnie ponownie wiesz?
Już polubiłam postać Pestki. Zapytasz dlaczego? Podobne charaktery, lubość zadawania egzystenjalnych pytań... Znam to.
Po ierwszej części trudno ocenić, pozostaje mi czekać.
Błędów nie widziałam.
Z życzeniami weny...
Witja


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WaRiAtKa




Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 461
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przyczajki -krk

PostWysłany: Piątek 01-12-2006, 19:55    Temat postu:

No...
Ciekawie się to zapowiada Smile
Wyczuwam u ciebie duuuuży talent Smile
Piszesz lekko, dzięki czemu przyjemnie się czyta.
Ja bym tu tylko troszkę więcej opisów dała, ale tylko troszke.
Co do fabuły- jedna część to za mało, aby się wypowiedzieć na jej temat.
Czekam na new parta Wink a jeśli przegapię mogłabyś mi na PW przypomnieć?

Pozdrawiam

wariatka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasiorek_




Dołączył: 16 Wrz 2006
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed ołtarza. Uciekająca panna młoda xD

PostWysłany: Piątek 01-12-2006, 20:08    Temat postu:

podoba mi się ten prolog ,
wyczuwam kolejny talent pisarski ,
kurde ja bym chciała pisać jak niektórzy
no cóz troszke to krótkie, pisz coś dalej bo ja tu czekam ,

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MarTiT




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Piątek 01-12-2006, 20:41    Temat postu:

nom.. napisane świetnie, tematyka hmm.. ciężko mi coś powiedziec bo krótko.. fajnie sie czyta możliwe iż jeszcze tu wpadne.. pozdro

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
koudi




Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z pewnego miasta gdzieś w centrum kraju

PostWysłany: Sobota 02-12-2006, 23:56    Temat postu:

Ano krótko. Jednak następny odcinek będzie dłuższy...ObiecujęVery Happy Dziękuję za komentarze i szczerość.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SzydeRcia




Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Niedziela 03-12-2006, 9:51    Temat postu:

Pestka...
skojarzyła mi się z jakąś książką ta ksywka, nie dam sobie ręki uciąć, ale czy Pestka nie była w 'Tym Obcym'?
poza tym bardzo ładnie.
ciekawie Wink

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Reckless




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 870
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Niedziela 03-12-2006, 11:27    Temat postu:

Ciekawie. I bardzo ładnie. Błędów nie zauważyłam, dobrze skontruowane opisy. Podoba mi się.

I postać Pestki. Wyobraziłam sobie tego rudzielca i od razu ją polubiłam.

Ładna narracja, przyjaciółka opowiada o przyjaciółce...

Z chęcia prszeczytam następną część Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Addicted




Dołączył: 04 Wrz 2006
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z jakiegoś zadupia

PostWysłany: Poniedziałek 04-12-2006, 19:55    Temat postu:

Hmm ciekawe...
Podoba mi się.

Czekam na kolejną część

Pozdrawiam: Addicted


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AnielicA




Dołączył: 15 Sty 2006
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Poniedziałek 04-12-2006, 20:05    Temat postu:

Bardzo ładnie napisane ...

Będę czekać na następną część .

Buziaki ;*
___________
Alle Träume sterben
Mitternacht - Es ist Mitternacht
Und sie weint - Allein
Und alle Engel schreien heut' Nacht


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
YaNoU




Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Pod LaTaRnIą <3

PostWysłany: Wtorek 05-12-2006, 13:36    Temat postu:

Ahaaa.
Fajnie, myślałam, że to opowiadanie już skomentowałaM I TYM SAMYM ZAZNACZYŁAM, ŻE TU BYŁAM A TU CO??
Nie czy zniknęło, czy nie komentowałam, ale czytac, czytałam napewno.
Tytułu nie czaję, opowiadania na razie tez nie, ale spoko. Rozjaśni mi się może po kawie. Bo teraz jestem jakas przyćmieniona.
Wszystko przez matmę i historię.
Dżizys.
W każdym razie, wpadnę tu jeszcze.
YaNoU


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
koudi




Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z pewnego miasta gdzieś w centrum kraju

PostWysłany: Niedziela 10-12-2006, 13:22    Temat postu:

YaNoU => Tytuł jest po łacinie i oznacza "Pamiętam o Tobie, pamiętaj o mnie" A opo...no cóż niedługo się wyjaśni:D

EDIT...

Oto następna część. Opowiadnie się rozkręca, ale kiedy opjawi się TH? No cóż, to tajemnica Wink Jak zwykle przepraszam za błędy. Jak są, to proszę mi je "wytknąć" to poprawię


Czas płynąc wszystko przynosi. Długie lata zdołają
Przemienić imię i kształty, i naturę, i los.

EPIGRAMATY PLATOŃSKIE


Patrzyłam na Liviene, jak w skupieniu próbowała przeczytać tę kartkę. Nie powiem, miałam wrażenie, że trwa to wieczność. Z każdą sekundą, jej mina stawała się coraz poważniejsza, co w porównaniu z jej stanem, wyglądało komicznie. W końcu spojrzała na mnie. W jej piwnych oczach, widać było wielki znak zapytania.
- Twoi starzy biorą rozwód? – spytała z niemałym zdziwieniem. Parsknęłam śmiechem, które rozbrzmiewało echem wśród drzew.
- Głuptasie, spójrz ty lepiej na datę – odpowiedziałam, uspokajając się nieco.
- Siedemnasty Październik, tysiąc dziewięćset osiem… - przerwała i przetarła oczy ze zdumienia. Czekałam, aż w końcu coś powie. Cokolwiek. Nawet świerszcze przestały grać. Panowała głucha i cholernie denerwująca cisza.
- Ja nie rozumiem. – wydusiła z siebie, drapiąc się po tych swoich, czarnych kudłach. Liv miała ładne włosy…dopóki ich nie ścięła. Nie przepadam za krótkimi włosami u dziewcząt.
- Ech… Marie jest moją macochą. Jak pewnie zauważyłaś… albo i nie, na tej kartce widnieje imię „Carla” i to ona jest moją matką – wyjaśniłam w wielkim skrócie.
- No dobra…niech zgadnę. Sprzątałaś i znalazłaś ten papier pod jakąś obluzowaną deską w podłodze, w miejscu najmniej dostępnym.
- Nie – potrząsnęłam głową, w której jeszcze mi trochę szumiało.
- Jak to, nie? Jakie, nie? – oburzyła się. Czułam, że była nieźle poirytowana.
- Od kiedy moja mała główka, zaczęła pojmować słowa, takie jak „Rozwód” i „Macocha”, wiedziałam o tym, że moja prawdziwa matka, jest gdzieś…daleko stąd. – oznajmiłam, gotowa na jej reakcję. Spodziewałam się krzyków i złości, może oburzenia. Dostałam, coś o wiele gorszego. Żal.
- Ile jeszcze tajemnic nas dzieli?
- Żadna. Już ich nie ma. Ta była najskrytsza, najbardziej bolesna. – wytłumaczyłam, czując jak łzy cisną mi się do oczu. Ogień powoli dogasał, a zza chmur niemrawo wychylał się księżyc. Nie był jednak na tyle duży, aby rozświetlić okolicę. Ciemność zalewała całą przestrzeń wokół nas, a palenisko wydawało się latarnią w tej czarnej „otchłani”. Rosa opadła na trawy, wilgoć przesiąkła nawet przez polar Liv. Jednak to nie było ważne.
- Za każdym razem, kiedy myślałam, że już… ty zawodziłaś ponownie – szepnęła, wbijając wzrok w ziemię. Nie przeczę, czułam się jak najgorsza świnia. O, ja głupia. W duchu wyzywałam się od najgorszych. Gdyby w pobliżu był młotek, wybiłabym sobie, te moje durne, porąbane…ach, w piekle powinnam się smażyć.
- Wiesz dobrze, jaka jestem. Pomimo tego, byłaś i jesteś przy mnie. Cały czas. Chyba na tym polega przyjaźń. Dlatego pokazałam ci, ten papier. – wytłumaczyłam, uważając aby nie wybuchnąć płaczem.
- I co w związku z tym? – spytała poważnie. Mur, beton, że mój pomysł jej się nie spodoba.
- Mamy przed sobą dwa, długie miesiące wakacji. Wiesz, że zawsze się zastanawiałam, dlaczego moja matka nawet nie zdzwoniła, ani nie wysłała kartki na urodziny, święta? Myślałam, że może coś jej się stało, albo po prostu o mnie zapomniała…
- Pestka! Do rzeczy! – uniosła się
- Chcę ją odnaleźć. – wypowiedziałam na wydechu.
- A bo to takie łatwe, proste i przyjemne – odrzekła z ironią.
- Nie, nie jest łatwe. Mam jednak punkt zaczepienia. Rozwód brali w Hamburgu, tam też się urodziłam. Adres zamieszkania mam w starych papierach. Być może jeszcze tam mieszka…- zaczęłam tłumaczyć.
- A jak nie?
- Jak nie…to się dowiem gdzie. Od sąsiadów albo osób, które teraz tam mieszkają.
- No dobrze, panno Ideolo. A jak zamierzasz się tam dostać? To jest dobre 400 kilometrów stąd. Po drugiej stronie Niemiec.
- Są pociągi, autobusy – trwałam przy swoim. Wiedziałam, że tylko upór może ją przekonać. To była jedyna karta przetargowa – mój cholerny upór.
- A kasa? Co? Może ją uprawiasz w ogródku za domkiem w zielonej kapuście? – Liv była zła. Zapomniałam o jednym, bardzo ważnym fakcie. Ona też była uparta. Do tego jej racjonalne myślenie, potrafiło czasami wszystko zepsuć. Powoli zaczynałam sobie wyobrażać, jak mój wielki plan, odlatuje na jeszcze większych, białych skrzydłach.
- Mam kartę…ojca – dopowiedziałam i to był jeden z moich życiowych błędów.
- Nie no, Pestka! Tobie chyba alkohol mózg przeżarł! Ma więcej dziur, niż ser szwajcarski! Czyś ty oszalała? Kobieto, to nie jest jakaś tam harcerska wyprawa! – wstała i zaczęła chodzić wokół namiotu. Wymachiwała przy tym rękoma i bredziła coś o wariatach, szaleńcach i chorych umysłowo. Nic nie mówiłam. Siedziałam i patrzyłam na nią. To prawda, że ta decyzja była spontaniczna i wywołana nagłym impulsem. Nagle przestała, machnęła ręką i schowała się w namiocie. Jeszcze słyszałam, jak kazała przesunąć się Oldze.

Nocna ciemność powoli ustępowała. Niebo zmieniło barwę z granatu na błękit. Patrzyłam, jak świat budzi się do życia. Można było rozpoznać śpiew ptaków, a nad polaną unosiła się poranna mgła, która spowiła ziemię dookoła, szarą płachtą. Wszystko przesiąknięte było swoistym zapachem świtu, świeżości. Zieleń zdawała się być jeszcze bardziej intensywna niż w rzeczywistości, a jezioro bardziej tajemnicze i niedostępne. Nie spałam, tylko myślałam nad słowami Liv. Może rzeczywiście, nie miało to sensu, ale wiedziałam, że jak nie spróbuję, to będę sobie pluć w gębę po kres swego żywota. Wstałam z dewastowanego polara i udałam się polną drogą w stronę lasu. Cisza poranka, jaka zalegała w tym miejscu była niezwykle kojąca. W powietrzu unosiła się woń świerku, jodły i innych, cudownie ze sobą pomieszanych drzew. Ścieżka prowadziła do usypanej ponad ćwierć wieku temu mogiły. Była skromna, usłana zielenią traw i czerwienią polnych maków. Stała samotnie, zapomniana przez większość. Jedynie lokalni mieszkańcy, odwiedzali to miejsce ku pamięci poległych. Pierwsze promienie słońca, nieśmiało wychodziły znad czubków drzew, zapowiadając kolejny, upalny dzień. Lato było nie do zniesienia tego roku. Nawet noc, nie dawała ukojenia. Usiadłam na wielkim głazie, obrośniętym mchem i spoglądałam w dal. Z kieszeni szortów wyjęłam ostatniego papierosa i podpaliłam go. Moje nozdrza wypełnił drażniący dym. Uspokoiłam się nieco i zaciągałam używką. Nawet nie słyszałam, jak po lesie, rozbrzmiewa echem moje imię. Dopiero po kilku minutach, zza krzaków wyłoniła się niebieska czupryna Max’a. Komicznie wyglądał, czołgając się na kolanach z miną ulgi i jednocześnie zmęczenia.
- Kobieto, szukamy cię już dwie… dwie godziny. Czy ty sumienia nie masz? – zaczął, ceremonialnie otrzepując kolana z ziemi.
- A ktoś wam kazał? – okazałam się zimna, jak lód. A powinnam być im wszystkim wdzięczna.
- A jak myślisz? – obok chłopaka stanęła Liv – jeszcze byś mi się rozpłakała w tym lesie, jakbyś się zgubiła.
- Co, jak co, ale w tym lesie to już tylko jakaś ciemnota może się zgubić – oznajmiłam, wstając z kamienia. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu, a Max i reszta czekali na nasze reakcję.
- No to jak? – zaczęła Olga. Wszyscy skierowali na nią wzrok – No, co robimy z tym fantem?
- Jakim fantem? – spytałam, oglądając każdego po kolei.
- Myślisz, że pozwoliłabym ci szukać matki samej? Co to, to nie moja panno. Wiem, że jest to dla ciebie bardzo ważne. Jedziemy tam razem. Wszyscy – zaakcentowała ostatnie słowo Liv i przytuliła mnie mocno. Odwzajemniłam gest. Byłam wdzięczna Bogu, w którego nie wierzę, za takich przyjaciół. Pomimo ich uporu. I ich swawoli, częstego wtrącania się w nie swoje sprawy oraz zwariowanych pomysłów... w ogóle za to, że są.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez koudi dnia Niedziela 10-12-2006, 19:30, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Falka
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza światów...

PostWysłany: Niedziela 10-12-2006, 16:27    Temat postu:

okazałam się zimna, jak lud

Powinno być jak lód Wink

To o tym opowiadaniu pisałaś... Kurczę, że ja go wczesniej nie zauważyłam.
Bardzo ładnie się zapowiada. Masz fajny styl, przyjemnie sie czyta, błędów nie ma, tego lodu nawet nie liczę Wink i zapowiada sie naprawdę ciekawie.

A poza tym masz u mnie bardzo dużego plusa za tytuł. Tak nawiasem, mogę się zapytać na jakim kierunku studiów jesteś? Jeśli to oczywście nie jest tajemnica.

Pozdrawiam i czekam na kolejną część Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WaRiAtKa




Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 461
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przyczajki -krk

PostWysłany: Niedziela 10-12-2006, 20:11    Temat postu:

No, no.
Na początku to dziękuję za powiadomienie Wink
A co do części to...
Podobało mi się! Świetnie urozmaiciłaś rozmowę opisami- nie za długie, nie za krótkie.
Czyta się lekko i baaardzo przyjemnie Smile
Boję się tylko, że kiedy ona odnajdzie matkę to okaże się, iż to mama kogoś z th...
Pożyjemu, zobaczymy Smile

Pozdrawiam i czekam na next Wink

wariatka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
koudi




Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z pewnego miasta gdzieś w centrum kraju

PostWysłany: Poniedziałek 11-12-2006, 20:15    Temat postu:

O nie kochana Very Happy Nie ma tak lekko. Ale nie uprzedzajmy faktów. Cierpliwość wynagradza Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WaRiAtKa




Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 461
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przyczajki -krk

PostWysłany: Poniedziałek 11-12-2006, 22:38    Temat postu:

Uff no to mnie uspokoiłaś Smile Czyli zapowiada się coś niebanalnego... Very HappyVery Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noire




Dołączył: 21 Kwi 2006
Posty: 2087
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Tychy

PostWysłany: Wtorek 12-12-2006, 14:09    Temat postu:

Ładnie.
Podoba mi się styl w jakim opo jest pisane.
Błędów nie ma dużo lub tez wcale.
Pomysł naprawdę fajny.
I ciekawa jestem jak to sie dalej potoczy.

Pozdrawiam.
Noire.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
koudi




Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z pewnego miasta gdzieś w centrum kraju

PostWysłany: Niedziela 17-12-2006, 13:15    Temat postu:

Oto kolejna częśćVery Happy Jeszcze nie ma TH, ale cóż...Pojawią się, obiecuję. Tradycyjnie przepraszam za błędy, jeżeli się zdarzyły. Proszę o wytknięcie - poprawię. Zapraszam do czytania


Tyle przyjaźni, tyle wspólnych tras
Tyle niewiedzy ile wiary,
Nie było zdrady w nas

Słońce pokonał cień – Wilki

5 Lipca, 2006
Mając dwa dni do wyjazdu, wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik. Powinno? Tak, jeżeli jest się osobą zorganizowaną, mającą poukładane w głowie i jakiś sensowny plan. Plan był, owszem. Może mniej sensowny, niż zakładałaby to definicja, ale był. Pestka wykupiła bilety na pociąg w kierunku Hamburga z dwiema przesiadkami, a Max i Dylan załatwili nam nocleg. Ich rodzice prowadzą sieć przytulnych, trzygwiazdkowych hoteli – problemu nie było. Moi starzy święcie wierzyli, że ich jedyna latorośl, jedzie ze znajomymi pod namioty, więc nie stawiali jakiegoś, większego oporu. Olga, której talent komputerowy w końcu na coś się przydał, postarała się o fikcyjne dokumenty na „wszelki wypadek”. Niby wszystko ładnie, pięknie, a tu właśnie ten przysłowiowy guzik. Pestki ojciec, nie chce jej puścić na „camping”. Tak, po prostu. Nawet moje dyplomatyczne zabiegi, na nic. Stwierdził, że chce z córką spędzić trochę więcej czasu przed wyjazdem na seminarium. Kit mu w oko.



Piątkowe popołudnie zapowiadało się iście uroczo. Słońce w zenicie radośnie świeciło, na błękitnym niebie nie było najmniejszej chmurki, a asfalt z gorąca parował. Większość ludzi chłodziła się w cieniu drzew lub pod wielkimi parasolami, rozkoszując się szklanką zimnego napoju. Dzieci szalały w tutejszej fontannie, opryskując wszystko i wszystkich na około. Spoglądałam na tą całą maskaradę, siedząc wygodnie przy stoliku i popijając sok pomarańczowy. Nagle zobaczyłam postać, która bardzo szybkim tempem, kierowała się w moją stronę. Nagle owa osoba, zrobiła coś w stylu nieudanego fikołka i wylądowała na ziemi. Wywołało to u mnie salwę śmiechu. Rude włosy Pestki, połyskiwały w świetle dnia. Bardzo szybko wstała i z wielkim bananem na ustach, biegła dalej. Wpadła z impetem do kawiarni, rzuciła krótkie „dzień dobry” w stronę mojej mamy, która obsługiwała jakąś wybitnie niezdecydowaną klientkę i już siedziała naprzeciwko mnie.
- Co jest? – spytałam, starając się jakoś opanować.
- Powiedz, jak bardzo mnie kochasz – wydusiła z siebie, zabierając mi sprzed nosa szklankę.
- Tak bardzo, że czasami mam ochotę pozbawić cię życia. – stwierdziłam, patrząc z żalem na moje kochane picie. Oczy Pestki świeciły niebezpiecznym blaskiem. Świadczyło to o jej diabelskim pomyśle, zapewne niedawno dokonanym.
- Dzwoniłam do Olgi i reszty. Masz się pakować. Jutro wyjeżdżamy. – zadowolona ze swoich słów, dopijała mój ukochany, pomarańczowy sok. Zamrugałam kilka razy powiekami.
- No dobra, Diablico. Uśpiłaś starego? Wrzuciłaś mu arszenik do piwa? Zakopałaś w ogródku? – zaczęłam wymieniać, a z każdym zdaniem, na twarzy rudej widniał coraz większy uśmiech.
- Czasami chciałabym. – rzekła rozmarzona – Postawiłam mu ultimatum. Albo mnie puści, albo nie będę się do niego odzywać.
- I się zgodził?
- Nie miał wyjścia. – zakończyła rozmowę i jak oparzona wstała od stolika. – Nie mam czasu, muszę się spakować. Jutro o czwartej rano. Buźka Mała.
Wybiegła zostawiając mnie z zaskoczoną miną, milionem pytań i pustą szklanką. Obok mnie stanęła moja rodzicielka z kolejną dawką witamin i postawiła mi ją przed nosem.
- No to w końcu jedziecie? – spytała
- Co? A…tak – odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko na widok soku – Dzięki
- To leć się spakować, jak wypijesz.


-W jeden dzień, to by się nawet bezdomny nie spakował. Co za pomysł? – gadałam półgłosem, wrzucając do torby kolejną (czwartą?) parę spodenek. Nie lubię życia na „wariackich papierach”, jak to określiłaby Pestka. Nie miałam jednak większego wyboru. Najbardziej irytował mnie namiot, który – chcąc, nie chcąc – wziąć musiałam, aby zachować pozory. Wolałam teraz nie myśleć, co by zrobili starzy, gdyby się dowiedzieli, gdzie tak właściwie się wybieram. Moje wnuki odbywałyby za to karę. Jeszcze raz sprawdziłam, czy wszystko mam i nastawiłam zegarek na drugą trzydzieści.
Spać nie mogłam wcale. Zegarek na dużo się nie przydał. Wstałam z łóżka i obudziłam ojca, który wspaniałomyślnie obiecał mnie zawieźć na stację. Na miejscu czekali już Max z Dylan’em i Pestka. Olga zapewne się spóźni. Trudno, taka jej uroda. Odjazd mieliśmy o czwartej piętnaście. Poszukiwanie wolnego przedziału było dość męczące, szczególnie, że przeciśnięcie się z bagażami na korytarzu, graniczyło z cudem. W sumie, cudem był fakt, że nie pozabijaliśmy się przy tym nawzajem. W końcu z odrobiną szczęścia znaleźliśmy przytulne miejsce, o które jeszcze przez kilka minut, wykłócaliśmy się z jakąś starszą babą.
- No to, jaki plan? – spytał Dylan, rozkładając się wygodnie na siedzeniu.
- Plan się nie zmienił. Jedziemy do Hamburga, po drodze przesiadając się dwukrotnie. Zajmie nam to trzy dni. – wytłumaczyła Pestka, wyjmując z kieszeni swoje mp3.
- A co potem? – nie dawałam za wygraną. Ten pomysł mi się nie podobał. Po za tym, miałam złe przeczucia.
- Potem?...dojedziemy do mojego starego miejsca zamieszkania i sprawdzimy, czy moja mama jeszcze tam mieszka.
- Pestka! A co, jeżeli mieszka? Zapukasz do drzwi i powiesz „Cześć mamo. Jestem twoją córką”? A może ona ma już rodzinę. Czy chcesz zburzyć jej spokój?
- Czy ty wiecznie musisz być taką pesymistką, Liv? Nie możesz, chociaż udawać, że chcesz mi pomóc?! Zresztą, chyba mam prawo poznać własną rodzicielkę? – nie możliwe…moja kochana przyjaciółka traci cierpliwość. Jestem ciekawa ile nocy nie przespała, skoro jest taka rozdrażniona.
- Ej, dziewczyny. Uspokójcie się! – do akcji wkroczył Max. On zawsze nas godził. Nie zawsze mu to wychodziło, a czasami nawet sam dostawał. Spojrzałam z wyrzutem w zielone tęczówki rudej i już się nie odezwałam słowem. Patrzyłam w okno pociągu. Krajobraz powoli ulegał zmianie. Z każdym kilometrem oddalaliśmy się od miasta i coraz częściej mijaliśmy skromne, wiejskie domki. Dzień robił się coraz cieplejszy, a w przedziale czuć było duchotę. Poszłam na tył pojazdu, do toalety. Po drodze mijałam wiele zamkniętych drzwi, za którymi podróżnicy albo spali, albo czytali gazetę czy książkę. Zdawało się, że nigdzie się nie spieszyli, nie obchodził ich czas. Kiedy wracałam spowrotem, wyminął mnie konduktor sprawdzający bilety. W naszym przedziale, Olga pochrapywała, a jej głowa spoczęła na kolanach Dylan’a, który z kolei grał sobie na konsoli. Pestka, siedziała cały czas, słuchając muzyki. Podeszłam do niej i szturchnęłam ją lekko w ramię.
- Wyjmij nasze bilety, bo konduktor się zbliża. – rzekłam, siadając naprzeciwko niej.
Z półki zdjęła małą torbę i zaczęła w niej szperać. Po chwili jej oczy zaczęły przybierać kształt spodków od kawy, a ona sama coraz szybciej przewracała zawartość torby. Następnie poczęła nią trząść, wysypując wszystko na siedzenie. Spojrzała na mnie, a jej twarz zrobiła się biała jak ściana.
- Zgubiłam bilety – wydusiła z siebie szeptem. Dylan’owi zapewne spadła konsola na podłogę, a Max patrzył na rudą, jak na człowieka, co najmniej niezrównoważonego psychicznie. Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zamknęłam je na chwilę, aby nie wybuchnąć niepohamowaną złością. Zacisnęłam pięści i zaczęłam liczyć do dziesięciu. Jeden, dwa…Zaraz ją rozszarpię…trzy, cztery, pięć…albo rzucę hienom na pożarcie…sześć, siedem…uduszę, sklonuję i zabiję te klony…osiem, dziewięć:
- Olga, wstawaj. Wstawaj ty śpiochu!! – szarpałam ją za nogawkę.
- Jeszcze pięć minut. Przecież dzisiaj sobota…- mamrotała przez sen.
- K****, rusz się! – poskutkowało, wstała jak oparzona. Po krótkim „Pestka zgubiła bilety” szybo powróciła do stanu trzeźwości (co w jej przypadku, gdy śpi jest trudne). Myślałam, myślałam i cholera nic mi do głowy nie przychodziło.
- Słuchajcie, zaraz powinniśmy stanąć na stacji w…w…Hudenburg (nazwa zmyślona, dop. Aut.) – powiedział Max, trzymając w ręku jakąś mapę. Kochany, słodki z niebieską czuprynką. O wszystkim pomyśli.
- Pestka? – zaczęłam – Pamiętasz, jak bardzo chciałaś zostać aktorką?
- Tak. To było dobre cztery lata temu.
- No, to teraz masz szanse zaistnieć na kolejowej estradzie.
Spojrzała na mnie tymi, swoimi zielonymi oczami ze zdziwieniem. Po krótce opowiedziałam jej, jaki jest mój plan. Teraz trzeba tylko się modlić, aby poskutkowało.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez koudi dnia Niedziela 17-12-2006, 13:53, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Falka
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza światów...

PostWysłany: Niedziela 17-12-2006, 13:44    Temat postu:

Czytam Very Happy

EDIT...

No bardzo fajna część. Po pierwsze lubię to, co piszesze, bo przyjemnie się czyta. A po drugie pomysł z tymi biletami całkiem ciekawie wyszedł. Ciekawe, w jaki sposób na tej kolejowe estradzie zaistnieje Pestka xD.

Coraz bardziej mi się to opowiadanie podoba xD

Czekam na nową część i życzę weny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WaRiAtKa




Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 461
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przyczajki -krk

PostWysłany: Niedziela 17-12-2006, 14:41    Temat postu:

Jedyne co mi tutaj nie za bardzo pasuje to to, że Pestka zastosowała tak głupi "szantaż", a jej ojciec się zgodził. Nierealne.
Ale i tak uwielbiam już to opko...
Nie jest nudne!- i bardzo dobrze Very HappyVery Happy Ciągle coś się dzieje. Wydawałoby się, że podróż pociągiem to raczej nic ciekawego, a tu akcja z biletami... Very Happy Niby coś prostego, a jednak... Strasznie mnie ciekawi co to będzie za popis aktorstwa Very Happy

Pozdrawiam i czekam na next parta Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
koudi




Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z pewnego miasta gdzieś w centrum kraju

PostWysłany: Sobota 23-12-2006, 14:23    Temat postu:

Z okazji zbliżających się Świąt Bożegonarodzenia, życzę wszystkim odwiedzającym forum, dużo szczęścia, pomyślności, wielu prezentów pod choinką, wspaniałego Sylwestra, oraz wiele radości w nadchodzącym Nowym Roku



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Falka
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza światów...

PostWysłany: Sobota 23-12-2006, 14:32    Temat postu:

Oj, koudi, bardzo miło z Twoej strony, że złożyłaś życzenia Very Happy
Ja Tobie również życzę wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia i miłości Very Happy
Ciepłych, rodzinnych świąt i szampańskiego Sylwestra


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
koudi




Dołączył: 21 Sie 2006
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z pewnego miasta gdzieś w centrum kraju

PostWysłany: Czwartek 04-01-2007, 21:39    Temat postu:

Nowy rok, nowa część opowaidania.
Z okazji wspomnianego już Nowego Roku, życzę wszystkim pomyślności i spełnienia marzeń. Na początku, jak zwykle, przepraszam za błędy.
Tym razem jest więcej dialogów, ale tak miało być:d Zapraszam do czytania.

" Trudno zmagać się z własnym duchem. Czego zapragnie, kupuje za cenę życia"
Heraklit

Patrzyłam przez okienko, jak Pestka wdrąża w życia mój plan. Z każdą sekundą, dochodziłam do wniosku, że jestem genialna i się tylko marnuję. No, a Max! Jednak Geje, to mają w sobie coś z kobiety. Charakteryzacja rudej – bomba. W końcu, udało jej się odwrócić konduktora tyłem do nas. Cichaczem wymknęliśmy się z naszego przedziału i przeszliśmy do następnego wagonu. Jeszcze raz spojrzałam na Pestkę…której nie było razem z kanarem. Zostawiłam swój bagaż i kierowałam się do drzwi, kiedy poczułam uścisk na ręce:
- Liv, szybciej. Musimy być przy wyjściu… – zaczęła Olga.
- No, a…
- Nie martw się o nią. Da sobie radę W końcu to…Pestka.
No tak, Pestka to Pestka. Ona zawsze coś wymyśli, aby tylko uniknąć kary. Z niechęcią podniosłam torby i poszłam za resztą. Pociąg powoli zaczął zatrzymywać się na stacji.
Kiedy drzwi zostały odblokowane, jak oparzeni wyskoczyliśmy z pojazdu. Skutek tego był taki, że razem z bagażami wylądowaliśmy na twardym betonie. Wstaliśmy bardzo szybko i podeszliśmy do ławek. Stałam tak z resztą i czekałam aż, z któregoś wagonu wyjdzie Pestka. Jedna minuta, druga…piąta, a jej ciągle nie ma.
- Róbta, co chceta…ja po nią idę – odparłam wojowniczym tonem i ruszyłam w stronę pociągu. Jakież było moje zdziwienie, kiedy ten, zaczął powoli ruszać z peronu. Poczęłam walić pięścią w drzwi i ciągnąć za klamkę.
- Cholera…otwórzcie się!! No już!! – krzyczałam. Niestety nikt nie nauczył tej puszki, że jak kobieta coś chce, to się wypełnia jej prośbę. Jeszcze przez chwilę biegłam za pociągiem, który w końcu zniknął za zakrętem. Usiadłam po turecku na ziemi i ani mi się widziało stąd ruszać. Na pewno zaraz zza jakiegoś drzewa, wyskoczy rudy łeb i zacznie się śmiać w niebogłosy oraz krzyczeć „Mam was”. Niestety nikt nie wyskoczył, nie krzyczał, a już tym bardziej nie śmiał się. Reszta paczki podeszła do mnie.
- I co teraz? – spytał inteligentnie Dylan.
- Ona chciała jechać do tego Hamburga. Niech sobie, więc jedzie.
- Liv!! – Olga traciła cierpliwość, co jej się często zdarzało. Wyjęła z kieszeni komórkę i zaczęła dzwonić do zagubionej. Czekaliśmy tak, aż z rezygnacją spowrotem schowała telefon.
- Świetnie. Jeszcze tego brakowało, żeby ta idiotka wyłączyła tego swojego gruchota. – stwierdziła z dezaprobatą. Ja czułam, że się to źle skończy. Nikt mnie jednak nie słuchał. Teraz niech ma za swoje. Zapaliłam papierosa i myślałam. Miasteczko z pewnością miało swój urok. Cisza, jaka wita nowy dzień była tutaj magiczna. Na horyzoncie czyste, błękitne niebo, a okolica wokół stacji obsypana drzewami, krzewami i wysokimi trawami. Wszystko to razem świetnie ze sobą współgrało. Gdyby nie sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy z pewnością bym tutaj została i upajała się każdą sekundą.
- Liv… - szturchał mnie Max – No powiedz coś?
- Ja już swoje powiedziałam. I to kilkakrotnie.
- Ale to twoja przyjaciółka – złapał mnie za ramię i potrząsnął.
- O ile mi wiadomo, to przyjaciółek się słucha. – Patrzyłam w jego niebieskie oczy. Tak, zgadza się, mogłam to robić godzinami. Tak, Max był przystojnym facetem, inteligentnym, z poczuciem humoru i celem w życiu. Był też homoseksualistą, co wykreślało go z listy potencjalnych chłopaków. Zaraz Liviene, wróć! Pestka, teraz o niej trzeba myśleć.
- Dobra hołota, robimy tak. – wstałam, przydeptałam peta i ruszyłam po swój bagaż – O ile mi wiadomo, teraz następny pociąg jest za jakieś… – spojrzałam na zegarek – cztery godziny. Nie ma, co siedzieć. Ruszamy do następnej stacji. Olga, ty, co jakiś czas, dzwoń do tego przygłupa. W najlepszym przypadku czeka, gdzieś tam na nas. Tylko nie zapomnijcie wziąć jej rzeczy…

Jak tylko Max zrobił mnie na „bóstwo”, wyskoczyłam prosto na konduktora, który patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Bilet proszę – odparł, wyciągając rękę. No to czas działać.
- Tak, już… - odruch wymiotny, chyba zadziałał świetnie, bo pan odskoczy ode mnie jak oparzony.
- Ja…Bardzo przepraszam. Nienawidzę podróżować…Oto skut… - znowu odruch. Złapał mnie za ramię, a ja bardzo inteligentnie odwróciłam go plecami do naszego przedziału.
- Jest pani strasznie blada. Może przejdziemy do początku pociągu. Tam na pewno znajdziemy jakieś tabletki. – Jaki on opiekuńczy, aż mi się żal go zrobiło. Widać było, że chłopak nie długo pracuje w zawodzie. Patrzyłam, jak powoli Liv i reszta opuszczają wagon.
- Tak, tak…ale bilet, muszę panu dać… - Wyciągnęłam z torebki jakiś papier, ale niestety nie zdążyłam podać go umundurowanemu, bo znowu te nieszczęsne odruchy. Szybkim krokiem, skierowałam się w kierunku toalety. Wpadłam tam i przez czysty, zwykły i z całą pewnością nie planowany przypadek, wrzuciłam świstek do toalety. Nagle uprzytomniłam sobie, że pociąg stoi i muszę coś zrobić, aby jak najszybciej z niego wyjść.
- O mój Boże!! – krzyknęłam z przerażeniem.
- Czy wszystko w porządku? Halo, proszę pani!? – Pukał w drzwi, a ja nadal grałam biedną, sfrustrowaną, chorą pasażerkę.
- Jezu…Pan mnie wyrzuci z pociągu. I co ja zrobię? – Znowu akcja „Wymiot” i byłam gotowa wyjść z ubikacji.
- Jak się pani czuje? Już dobrze?
- Nic nie jest dobrze. Ja...mój bilet, o matko…nie to po prostu…i co ja zrobię…- jeszcze trochę, a rzuciłabym się mu na szyję i naprawdę zaczęłabym płakać. Może jednak powrócą marzenia aktorki?
- Spokojnie. Już dobrze. Zwykle nie wolno mi, ale w tym przypadku. Proszę – konduktor podał mi bilet. Najprawdziwszy, najszczerszy, taki, który widziałam ostatnio u siebie w pokoju.
- Ale ja nie mogę…- mina lekko mi zrzedła. On miał mnie wyrzucić!! Tylko, że bez zbędnego szumu!! Zaraz naprawdę wpadnę w panikę.
- Może pani. – uśmiechnął się za pewne bardzo szczerze, a ja wymusiłam się na słodki uśmiech idiotki.
- Dziękuję – odpowiedziałam z zakłopotaniem – To ja może już pójdę. Muszę się położyć.
- To ja panią odprowadzę. – no dobra. Jego opiekuńczość powoli działa mi na nerwy. Zaraz sam wyleci z tego pociągu.
- Nalegam. – wziął mnie pod rękę i zaczął prowadzić w stronę mojego przedziału. Musiałam się go jak najszybciej pozbyć. Tylko nie wiedziałam jak? Liv, gdzie jesteś jak cię nie ma. Myśl ruda, myśl…Dobra. Mam.
- To tutaj. – stwierdziłam, stając przy jakichś drzwiach.
- Na pewno? Wychodził pani z innego przedziału. – spojrzał na mnie podejrzliwie. A ja znowu głupio się uśmiechnęłam i założyłam włosy za ucho.
- Tak, ma pan rację. Żegnałam się z przyjaciółmi. Oni akurat wysiadali w Hudenburg’u. A mój przedział jest tutaj. – wpadłam do pomieszczenia, niczym bomba. Przykułam uwagę czwórki nastolatków, którzy tam sobie, jak gdyby nigdy nic, siedzieli. No nie!! Nie wierzę…Czemu właśnie ja?
- Przepraszam was chłopaki. Bardzo źle się poczułam – zaczęłam swoją gadkę, kiedy już otrząsnęłam się z lekkiego szoku, wciskając się pomiędzy jedną z dwójek.
- Pani z nimi jedzie? – spytał ze zdziwieniem. Oni też byli zdziwieni. Ja też byłam zdziwiona. Ogólnie można by jakiś klub założyć.
- No pewnie. A co? Przeszkadza to panu? – Uśmiechnęłam się i złapałam jednego z nich mocno za nadgarstek. Dzięki Bogu zrozumiał, o co chodzi.
- No wiesz, co... Myśleliśmy, że się zgubiłaś po drodze. – odezwał się spoglądając na mnie.
- Blondyną to ja nie jestem, wybacz. Ten pan, był tak miły, że mnie odprowadził i jeszcze bilet dał, bo go niechcący do kibla wrzuciłam – oburzyłam się nieco, po czym poczułam, że pociąg rusza. Za jakie grzechy? Z paniką w oczach spoglądałam, jak przesuwają się obrazy za oknem. I co ja teraz zrobię?
- W takim razie życzę przyjemnej podróży. – odpowiedział nieco zszokowany i odszedł, a ja głęboko odetchnęłam z ulgą i zaczęłam gadać sama do siebie. To chyba był mój znak rozpoznawczy. Kiedy byłam zdenerwowana, sfrustrowana albo po prostu musiałam pomyśleć, to gadałam.
- Boże jaka ze mnie idiotka, wariatka…czemu jej nie posłuchałam…siedziałabym teraz, w jakiejś dzikiej puszczy, popijała mocne piwo i śpiewała przy ognisku… Czemu muszę być taka… no nie!! – oparłam głowę o okno i spojrzałam na swoich lokatorów, którzy w ciszy patrzyli na mnie.
- Dziękuję wam – uśmiechnęłam się i wstałam – uratowaliście mi połowę tyłka. Teraz muszę spadać…
- Jak to, połowę? – brązowe oczy dredziarza, zlustrowały mnie od góry do dołu, zatrzymując się przy wyżej wymienionej części ciała.
- Drugiej połowy, to nawet sam diabeł nie uratuje. Niech mnie tylko Liv dorwie. – złapałam się za głowę. – Nie ważne. Jeszcze raz dzięki.
- Nie sądzisz, że…
- Że co? – odwróciłam się w stronę czarnej, rozczochranej czupryny.
- Że należą się nam jakieś wyjaśnienia?
- A tak, jasne. No, więc, zgubiłam bilety - swój i moich znajomych. Liv powiedziała, żebym zagrała pewną rolę. Konduktor łyknął. Pociąg ruszył. Mnie tu być nie powinno. A teraz muszę dojechać do następnej stacji. – wypowiedziałam na wydechu. Ich miny były bardziej zagmatwane niż moja wypowiedź. Pokręciłam głową i zaczęłam śmiać się sama z siebie. Usiadłam i powoli zaczęłam wszystko opowiadać. Należały im się wyjaśnienia, szczególnie, że mi pomogli. Szczerze, to nie spodziewałabym się tego po nich.
- Czyli… Twoi przyjaciele, wysiedli na poprzedniej stacji i tam na ciebie czekają? – zaczął dredowaty, jak tylko skończyłam.
- Znając tę zwariowaną hołotę, to zapewne szukają drogi, aby dotrzeć do następnego miasteczka. – wytłumaczyłam, głęboko w to wierząc. Przypomniał mi się incydent sprzed dwóch lat. Wtedy to zgubiliśmy się w ciemnym lesie. Dylan wpadł na pomysł, aby rozniecić ogień. Strażnik w końcu powinien go zauważyć. No i zauważył, a my dwa dni spędziliśmy w pogotowiu opiekuńczym.
- Chyba tak szybko tam nie dotrą. – stwierdził siedzący obok blondyn.
- Ale, że jak? – teraz ja nie rozumiałam.
- A jak myślisz, dlaczego jedziemy pociągiem? Droga jest remontowana.
Butelka z hukiem upadła mi na podłogę.
- Znaczy się, że…zaraz, zaraz. - nagle przypomniałam sobie, że moja komórka jest wyłączona. Nie wiele myśląc, wywaliłam zawartość torebki w poszukiwaniu mojego małego skarbu. Jak tylko go wydobyłam spod sterty różnych śmieci, włączyłam ją i natychmiast rozległ się dźwięk dzwonka.
- Tylko nie bij – powiedziałam słysząc głos Olgi...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin