Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Drzwi do przeszłości II {Ból ciała i lekkość duszy.} 5.02
Idź do strony 1, 2  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sue




Dołączył: 23 Maj 2006
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czwartek 28-12-2006, 22:50    Temat postu: Drzwi do przeszłości II {Ból ciała i lekkość duszy.} 5.02

Sto siedemdziesiąte drugie odpowiadanie na tym forum. Brzmi kusząco?
Mam nadzieję ;- )

Prolog? Hmmm, tak. Mogłoby go nie być.
Jednak napisałam, bo lubię ten niezrozumiały barok, przepych. Kto zrozumie, temu chwała. Nie pozostaje mi nic więcej, jak zachęcić do czytania.

PROLOG



Każdy kiedyś dotyka dna. Bada wszelki jego zakamarek, by nie popełniać błędów przeszłości. Odkrywa tajemnice złego życia i rozpływa się w ich zgubnej rozkoszy. Dźwięcznie odbija się o czeluść, myślami wędrując przy wspomnieniach z dawnych, dobrych czasów.
Nielicznym udaje się wrócić. Przed innymi wrota przeszłości są zamknięte.

Dwóch młodych chłopaków usiadło za potężnym, dębowym stołem. Jedna, mocno przykurzona żarówka, zwisała smutno z sufitu, iluminując nieznaczną część pokoju. Blondyn spojrzał towarzyszowi w oczy, po czym bez słowa narzucił na głowę czarny kaptur, niknący w mrokach pomieszczenia.
Dążył do jak najszybszego zakończenia koszmaru, który od niedawna nękał jego sielankowe życie. Pragnął uciec od wszystkiego, opuścić to, co stanowiło jego świat i zaszyć się na dnie oceanu. Nie chciał okazać strachu, który kawałek po kawałku opanowywał jego ciało. Nie mógł się bać. Na pewno nie teraz, gdy są już tak blisko wygranej.
- Ja naprawdę nie wiem, czy powinniśmy… - w głosie siedzącego naprzeciwko bruneta można było usłyszeć zwątpienie i brak wiary we własne siły. To samo uczucie, które przed chwilą udało się zniszczyć jego bratu teraz zawładnęło sercem chłopaka.
Jednak są jednością.
- Nie możemy się teraz wycofać – syknął kompan, wchodząc w pół słowa rozmówcy. – Wszystko jest już przygotowane i musimy dokończyć to, co zaczęliśmy! – podkreślił, intonując wagę sprawy. Nabrała ona całkiem poważnego obrotu i teraz najmniej potrzebny mu był strachliwy brat, który przez przypadek mógłby popsuć ich misternie przygotowany plan. – To tylko jeden pieprzony raz – stwierdził sucho, słysząc jak jego słowa odbijają się stłumionym echem w ścianach pokoju. – A później wszystko będzie tak jak dawniej – szepnął zmieniając ton na łagodniejszy, jakby niedowierzając we własne słowa.
Nie wierzył.
Wciąż czekał na nieuniknione, które miało nadejść z kolejnym pianiem koguta o poranku. Być może miał być to ostatni dzień nędzy i powrót do przeszłości? Czy chciał pamiętać dawne fakty i parszywy los, który zakończył swój żywot w starej kamienicy, po której pałętały się szczury i wszelkie możliwe robactwo? Czy może wolał tylko wyrządzić sprawiedliwość?
Uważał się za… Boga?

Kiedyś uwielbiani, teraz znienawidzeni. Pozostawieni sami sobie. Wbrew wszystkiemu, co wcześniej było ich własne.
Wystarczył jeden wieczór, aby zamienić przyjaciela we wroga. Tam, gdzie są pieniądze kończy się nawet największa przyjaźń.

- Nie tak miało być! – blondyn gwałtownie poderwał się z krzesła, które uderzając o nagą ścianę połamało się na kawałki. Chłopak nierównomiernie dysząc, stał pochylony nad stołem, a w jego oczach szalały niewidzialne iskry. Brązowe niegdyś tęczówki teraz przybrały kolor zastygłej lawy. – Jutro się wypełni – syknął, patrząc na przerażonego brata.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sue dnia Poniedziałek 05-02-2007, 19:02, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
~melody_kaulitz~




Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 295
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Tokio Hotelu :D

PostWysłany: Czwartek 28-12-2006, 22:57    Temat postu:

Łał.
Niezłe.
Zaleciało grozą.
Już się nie mogę doczekać pierwszej części.
Bardzo mi się podobało i zaciekawiłaś mnie.
Pozdrawiam.
Melody.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
orengada




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 1018
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Osada posrańców.

PostWysłany: Piątek 29-12-2006, 0:38    Temat postu:

Nie licz na wielu czytelników.
Temat kompletnie nie przyciąga - co nie znaczy że jest klopowaty i smierdzi od niego na kilometr. Wręcz przeciwnie, jest pospolity.
A przez mało znany nick, nikt tu nie wejdzie, mimo ze opowiadanie jest naprawde dobrym kawałkiem mięcha.

Tak, tak. Tylko zjeść w panierce i delektować się jego smakiem, w myśli zastanawiając się nad jego tak zwaną strukturą.

ładnie, ładnie.
wejde jeszcze, ale nie obiecuje że skomentuje. Różnie to bywa z moim lenistwem. Raz mi się chce, a raz nie.

pozdrawiam i całuje.
see you later honey.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Reena




Dołączył: 07 Maj 2006
Posty: 256
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Ironią i Sarkazmem Płynąca

PostWysłany: Piątek 29-12-2006, 10:37    Temat postu:

orengada ma rację. Tytuł opowiadania brzmi tak, jakby to był kolejny szablonowy romans. W sumie to nie Twoja wina, pasuje Ci taki, a nie inny tytuł i tyle.
A przecież wystarczy przeczytać Twój komentarz przed samym opowiadaniem, by się wciągnąć. Sposobem wyrażania się przypominasz mi moją przyjaciółkę (która, nawiasem mówiąc, posiada wielki talent do pisania). I na tym zakończę ten mój przydługawy wstęp.

Co do samego opowiadania - podobało mi się. Było mrocznie, groźnie i tajemniczo. Lubię coś takiego.

Wykonanie było naprawdę bardzo dobre. Masz bogaty język, barrrdzo dobry styl, błędów nie zauważyłam wcale. Właściwie mogłabym powiedzieć, że było perfekcyjnie.

Dziękuję bardzo, od dawna miałam ochotę przeczytać coś takiego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kicka




Dołączył: 16 Gru 2006
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z ramion Geosia *^^*

PostWysłany: Piątek 29-12-2006, 12:35    Temat postu:

Uuuu...
Brzmi groźnie...
Aż mi się spodobało...
Licz na to, że będę cię nawiedzać.

^__^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
"UKL...A"




Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 354
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z mchu i paproci

PostWysłany: Piątek 29-12-2006, 13:03    Temat postu:

Kiedy przeczytałam tytuł z żalem stwierdziłam:
"pewnie znowu jakieś romansidło bla, bla, bla"

Mam jednak taką manię, że zaglądam do nowości...

Zaczęłam czytać i rozpłynęłam się
w stworzonym przez ciebie klimacie...

Momentami czułam przyjemny dreszczyk ciekawości,
który sprawiał, że chciałam czytać kolejne zdania
i delektować sie ich treścią...

Mam nadzieję, że wyjdzie ci z tego naprawdę dobre opowiadanie,
z dużą ilością dreszczyku strachu i niepewności...

Tego też ci życzę, tak jak i weny, w pisaniu kolejnej części,
na którą juz teraz niecierpliwie czekam...

Pozdrawia gorąco Exclamation
Sweet for you Exclamation

P.S. Ten tytuł, który jest teraz jak najbardziej mi się podoba i, jak sądzę, oddaje treść tego opowiadania...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez "UKL...A" dnia Sobota 30-12-2006, 15:48, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nemesis




Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 534
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Piątek 29-12-2006, 19:43    Temat postu:

Albo ja jestem inna, albo po prostu tytuł za nic nie przypomina mi szablonowych historyjek o wielkiej miłości. BO NIE PRZYPOMINA, to oczywiste. Cieszę się, że w końcu dodałaś prolog, chociaż obawia mnie to, iż przez zmianę [wiadomo czego] ludzie nie będą tu zaglądać masowo. Już mi orzeszku brakuje farmera xD.
Prapremiera tego prologu należała do mnie [ha!]. Pamiętam jak byłam nim oczarowana, a Ty mówiłaś bez przerwy, że coś jest nie tak. Ale mimo wszystko ciągle było wspaniale. Nadal jest. Nie spieprz tej porządnej treści, pamiętaj.
Weny, słodyczy i radości życzę.
Twoja. Na zawsze [ło ho ho xDDD]
Nem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika17




Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Piątek 29-12-2006, 19:58    Temat postu:

wow... nie powiem zeby mi sie nie podobało... i napewno zaciekawiło mnie o co tu w tym wszystkich chodzi...
Czekam na pierwszą cześć
Pozdrawiam...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-channel
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 1640
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z marzeń

PostWysłany: Piątek 29-12-2006, 20:21    Temat postu:

No...całkiem ciekawie jak na początek Very Happy
Będę śledziła kolejne odcinki, a jak narazie życzę weny

Edit:
Jak dla mnie to właśnie tytuł nie jest zły i nie przypomina mi jakiegoś romansidła. To on mnie tu przyciągnął Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Odrodzona




Dołączył: 07 Gru 2006
Posty: 353
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Oddział Zamknięty

PostWysłany: Piątek 29-12-2006, 23:09    Temat postu:

A ja bede malo oryginalna...
Take my breath away
Dobra, przesadzilam.
Ale prolog mi sie spodobal i bede tu zagladac!
Chociaz jestem nic nieznaczaca, nowa forumowiczka.
Cya


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Pinacollada
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 1113
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gondor, Czwarta Epoka

PostWysłany: Sobota 30-12-2006, 4:48    Temat postu:

Tytuł nie skojarzył mi się z żadnym tanim romansem, bo - według mnie - nie ma w nic, co go ma w nawet najmniejszym stopniu przypominać.
Co do opowiadania, mogę się tylko powtórzyć - świetny styl, tajemnica.
Przechodząc do oceny, może pokusiłabym się o stwierdzenie 'idealne', ale...
Idealne są tylko elfy ;- )
Powiem, że było cudowne, że rozpływałam się w dobranych przez Ciebie słowach.
Zaintrygowałaś mnie i to chyba najlepsze, co możesz usłyszeć.
Legolas będzie z Ciebie dumny xD

Pozdrawiam ;*
Eowina z Aragornem.

ps. Zastanawiałam się, gdzie umieścić mój 1000 post.
Padło na twoje opowiadanie.
Możesz czuc się wyróżniona xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Reena




Dołączył: 07 Maj 2006
Posty: 256
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Ironią i Sarkazmem Płynąca

PostWysłany: Sobota 30-12-2006, 10:28    Temat postu:

Nemesis napisał:
Albo ja jestem inna, albo po prostu tytuł za nic nie przypomina mi szablonowych historyjek o wielkiej miłości.
Mod-Pinacollada napisał:
Tytuł nie skojarzył mi się z żadnym tanim romansem
Autorka zmieniła tytuł, zanim napisałyście komentarze :) Aktualny jest bardzo dobry.

EDIT:
Poprzedni tytuł brzmiał chyba "Wszystko będzie tak jak kiedyś". Albo coś zliżonego do tego.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Reena dnia Sobota 30-12-2006, 11:41, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ahinsa




Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 738
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zadupie zwane Warszawą ;]

PostWysłany: Sobota 30-12-2006, 10:44    Temat postu:

A jaki był wcześniejszy tytuł? :>
Co do opowiadania: to jak najbardziej mi się podobało.
Jak ktoś napisał, powiało grozą. I dobrze! Lubię takie klimaty! Twisted Evil
Błędów nei zauważyła żadnych.
To dopiero prolog, więc niewiele więcej mogę powiedzieć.
Czekam na więcej!
Pzdr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sylwunnia




Dołączył: 21 Wrz 2006
Posty: 158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Z bajkowego świata dla małych dziewczynek*

PostWysłany: Sobota 30-12-2006, 11:44    Temat postu:

Smile Powiało grozą. Taa. Lubię takie klimaty Smile Dlatego, bardzo mi się podobało. Bardzo bardzo Smile Czekam na twoją pierwszą część, mam nadzieję, że tak samo dobrą jak prolog.

P.S Ze względu na moje żadkie zaglądanie to działu z wieloczęściówkami, mogłabyś informować mnie o nowych częściach na pw? Dzięki Wink

Pozdrawiam i niech wena będzie z tobą ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sue




Dołączył: 23 Maj 2006
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czwartek 04-01-2007, 16:20    Temat postu: I część - Za rękę z nienawiścią.

Faktycznie, tamten tytuł był – szczerze mówiąc – do niczego. Zdecydowałam się na niego pod wpływem nagłego impulsu i niezbyt przemyślałam tę decyzję ;- ) Po prostu o nim zapomnijcie.
Bez zbędnych wstępów dodaję pierwszą część.

I 'Za rękę z nienawiścią.'



Nie lubię kłamstwa, prawdy też nie kocham.
Dwulicowość – to moje drugie imię.


- Nie mamo! Nigdzie nie jadę! – krzyczałam, groźnie gestykulując w stronę matki, która grzebiąc w mojej szafie chwytała co popadnie i wrzucała do obszernej walizki, kipiącej od różnego rodzaju ubrań.
- Oczywiście, że pojedziesz. To twój ojciec i ma prawo cię widywać – odparła ze spokojem, wymieniając ze mną jedno, krótkie spojrzenie.
Nienawidzę jak tak robi. Wolałabym żeby podniosła głos i wniosła uczucia w naszą dyskusję, niż prowadziła kulturalną, ludzką rozmowę. Przynajmniej miałabym pretekst twierdząc, że jest wyrodną i złą rodzicielką.
- Nie chcę do niego jechać! Wiesz jak kończą się tego typu wyjazdy… - podbiegłam do szafy i oparłam się o nią tak, że matka nie miała najmniejszych szans coś z niej wyciągnąć.
- Nie! Tym razem na pewno nie będziesz wracać taksówką do domu. Rozumiemy się? – odwróciła się do mnie plecami, układając w kostkę wcześniej wyciągnięte z szafy ubrania.
- I tak nigdzie nie pojadę – stwierdziłam, siadając na dużym, zielonym fotelu. Założyłam ręce na piersi i przybrałam minę buntowniczki. Na próżno.
- Samochód przyjedzie o osiemnastej, masz być gotowa – odparła stanowczo, wychodząc z pokoju.
Klamka zapadła. Tydzień w domu ojca. Ja i moje cholerne szczęście.

***

O umówionej godzinie na podjazd naszego domu wjechał czarny, obszerny bus marki Volkswagen. Po chwili wysiadł z niego wysoki mężczyzna, który minął ciemnozielony żywopłot i skręcił w kierunku drzwi frontowych. Sekundę później w całym domu rozległ się głośny dzwonek, sygnalizujący przybysza za drzwiami.
- Dzień dobry – usłyszałam przyjazny głos mojej matki, która zapewne chciała wciągnąć gościa do mieszkania – Niech pan wejdzie, proszę.
- Witam. Czy jest może… - Powoli wyszłam z salonu, stając naprzeciwko owego człowieka, który szarmancko zdjął przeciwsłoneczne okulary i spojrzał na mnie z góry, jakby niedowierzając - Luann? – w jego męskim głosie słychać było zdziwienie i nutkę ironii.
- Tak, to ja. Możemy już jechać? – żachnęłam, stawiając pod nogami jegomościa ogromną walizę z ciuchami. Ochroniarz natychmiastowo chwycił kufer i rzucając w stronę mamy donośne ‘do widzenia’, wyszedł z domu.
- No to ja już idę…– stwierdziłam, stając w progu.
- Ann, proszę. Zachowuj się przyzwoicie i nie narób ojcu kłopotów, których i tak ma już w dostatku – powiedziała z troską, czule czochrając mi grzywkę. Nienawidzę tego.
- Czy ja kiedykolwiek zachowywałam się niegrzecznie? – rzuciłam perliście, zbiegając po schodkach prowadzących do drzwi frontowych. Rodzicielka pomachała mi ostatni raz i schowała swój serdeczny uśmiech po drugiej stronie futryny.
Upewniając się, że nikt mnie nie obserwuje, szybkim ruchem ręki wyciągnęłam z krzaków mały karton i pewnym krokiem ruszyłam w stronę czarnego busa.
- To jedzie z nami – wskazałam na bagaż, kładąc go sobie na kolanach. Ciemnoskóry ochroniarz nie wydusił z siebie ani słowa, tylko wszedł za mną i rozłożył ręce na oparciu kanapy. Chwilę później skinął na kolegę, który natychmiastowo odpalił wóz i zjechaliśmy z podjazdu domu.
Ta sytuacja trochę mnie przytłaczała. Miałam przed sobą umięśnionegi gościa w czerni, który ciągle ilustrował mnie wzrokiem. Hm, może nie mnie, co pakunek, który spoczywał na moich kolanach.
- Co masz w tym pudle? – zagadnął podejrzliwym, ostrym tonem.
- Prezent dla ojca – odpowiedziałam równie sucho. Widząc, że ta pogawędka do niczego nie prowadzi i że zaraz ten facet może chcieć zapoznać się z zawartością bagażu, zmieniłam temat – Jak ci na imię? – spytałam, nie mogąc znaleźć lepszej dźwigni do dalszej konwersacji.
Mężczyzna podniósł okulary do góry, spojrzał na mnie swoimi oczami o kolorze nocnego nieba, po czym znowu zarzucił na nos kawałek plastiku. Nerwowo poprawiłam się na siedzeniu, czekając na odpowiedź. Usta osobnika ani drgnęły.
- Nieładnie jest nie odpowiadać córce pracodawcy – żachnęłam bez skrępowania. Jegomość nachylił się nade mną, cichutko wyszeptując:
- A jeszcze gorzej spoufalać się z jego rodziną – syknął, po czym odwrócił głowę w stronę okna, ignorując mnie.
Głośno prychnęłam, jednocześnie przystając na złowieszczo uwarunkowaną ciszę.

***

Pulchna kobieta w fartuchu w paski, który kontrastował z białą koszulą doprowadziła mnie do wąskich, jasnozielonych drzwi. Od kilku minut ciągle o czymś nawijała, że już na samym początku mój zmysł słuchu przestał funkcjonować. Jednym, lekkim pchnięciem otworzyła drzwi, zza których wyłonił się kolor statycznej oazy. Dałam krok do przodu i znalazłam się w pomieszczeniu.
- To twój pokój. Rozpakuj się, rozgość. Jeśli cokolwiek będziesz potrzebowała, znajdziesz mnie w kuchni…
- Gdzie ojciec? Miał tu na mnie czekać. – przerwałam jej, bulwersując się. Pani w fartuszku zamieszała się na chwilę, spojrzała w lewy kąt pokoju, przygryzając dolną wargę. Czasami chciałabym nie wiedzieć, kiedy ludzie uciekają się do parszywych kłamstw, by ukryć prawdę, która wnosi zamęt, ale również nadzieję do naszego serca.
- Powiedział, że przyjedzie niedługo po tobie, gdyż musi załatwić jedną ważną sprawę – wydusiła, ugniatając sobie dłonie. Na jej twarz wpełzły dwa rumieńce, które po chwili stały się purpurowe – To ja już pójdę – oznajmiła, nim zdążyłam zaprotestować. Szybko wyszła z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
Zrozumiałam, że kłamstwo to tylko część jej pracy, więc nie mam co obwiniać biednej Pani, która tylko wykonuje swój zawód w określonych godzinach.
Rozejrzałam się po pokoju.
Zieleń.
Była wszędzie. Od duże łóżko z baldachimem, poprzez masę skrupulatnie porozmieszczanych roślin, aż po kolor ścian. Nawet ręczniki w szafie były poukładane od najjaśniejszego do najciemniejszego odcienia owego koloru. To się nazywa życie w luksusie.
Podeszłam do drzwi tarasowych otwierając je na oścież. Wyszłam na zewnątrz czując chłód listopadowego popołudnia. Nadchodziła bardzo sroga zima.
Widok nie był zachwycający. Smutno porozrzucane po całym ogrodzie drzewa przerażały brakiem liści, ziemia była mocno skuta mrozem, a ciemne chmury zwisały ponuro nad horyzontem. Nienawidzę jesieni.
Usłyszałam głośne warczenie samochodu i chwilę po tym zobaczyłam srebrny wóz mojego rodziciela na podjeździe domu. W końcu.
Wróciłam do pokoju, usiadłam na łóżku i czekając na jego przyjście, próbowałam nabrać serdecznej i uśmiechniętej miny zadowolonej nastolatki. Nie musiałam długo zwlekać, gdyż zza futryny ukazała mi się czarna czupryna mojego ojca.
- Mogę? – zapytał nieśmiało, jakby bojąc się mojej reakcji.
- Taa, pewnie. Wchodź – odparłam luźno, gestem ręki zapraszając go do środka. Rozradowany mężczyzna szybkim krokiem wszedł do pokoju i łapiąc mnie w pasie, mocno przytulił. Poczułam zapach markowych perfum Hugo Bossa, które od dziecka kojarzyły mi się z ojcem.
- Lu! – krzyknął, kładąc ręce na moich barkach. – Brakowało mi ciebie… - ściszył głos tak, by nikt nas nie usłyszał. Zawsze bał się uczuć, a tym bardziej ich publicznego ujawniania. Zdążyłam się przyzwyczaić.
Przybrałam dobrą minę do złej gry i włożyłam jedną z moich masek na wiecznie smutną twarz. Teraz jaśniała ona uśmiechem zadowolonej z życia dziewczyny, która niezmiernie się cieszy z widoku rodziciela.
- Co tam u ciebie? – zapytał, przerywając czułości.
- Kilka zgrzytów. Innych się nie stwierdza. – kąciki moich ust powędrowały lekko w górę. Maska idealnie pokryła się z moją twarzą, nie powodując żadnych defektów.
Moja rola polegała na wielokrotnym ponawianiu danych czynności, więc inny scenariusz był mi tylko przeszkodą.
Jednak aktor staje się bezużyteczny, gdy prawdziwe uczucia zastępuje rutyna.

***

- Dziękuję, było pyszne – zwróciłam się w stronę Pani w fartuszku, przesyłając jej serdeczny uśmiech. Kobieta poczęła zbierać naczynia ze stołu, by po chwili udać się z nimi do kuchni. Zostałam sama z ojcem.
- Lu, posłuchaj. Coś mi wypadło i muszę cię zostawić samą. Dasz sobie radę? – zapytał z troską, uważnie mi się przyglądając. Chyba naprawdę się przejął.
Zabawne. Sam mnie tu ściągnął, a teraz nie ma dla mnie nawet głupiej godziny na wspólny spacer czy też oglądanie filmu. Sprzedał nasz wieczór za kilka tysięcy euro. Teraz będzie mógł sobie kupić jakiś pieprzony garnitur czy markowy zegarek.
Praca zamknęła miłość w rubinowej szkatułce, a złocisty klucz wyrzuciła za burtę podczas rejsu przez ocean.
- Tak, pewnie. Znajdę sobie zajęcie. – odpowiedziałam, kiwając głową.
- Jutro ochrona odwiezie cię do szkoły. Stąd masz dosyć daleko, więc jechanie tramwajem czy autobusem zajęłoby ci masę czasu – oznajmił, wstając od stołu.
- Ochrona…? Do szkoły?! – szepnęłam niedosłyszalnie, niedowierzając w usłyszane słowa.
Mój mózg zaczął pracować na pełnych obrotach. Nigdy nie korzystałam z usług ochrony, mimo iż byłam córką człowieka na poziomie. Zazwyczaj nikt nie wiedział, że on ma dzieci. Wolał się nie przyznawać, tłumaczył że to dla bezpieczeństwa.
- Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. – zapewnił, dając mi buziaka w policzek. – Do zobaczenia! – rzucił, wychodząc z ogromnej jadalni. Odprowadziłam go wzrokiem i zamknęłam na chwilę oczy, odchylając głowę do tyłu.
Nie, nie za dużo wrażeń jak na ten dzień.
Chociaż… Ciekawi mnie, co powie ta dollsiara Mandy, gdy zobaczy mnie wysiadającą z czarnego busa w asyście dwóch goryli. Może pomyśli, że znalazłam nadzianego sponsora, albo dorobiłam się limuzyny jako ulicznica.
Na samą myśl uśmiechnęłam się do siebie.
Lepiej nie będę o tym myśleć. Głupi odwóz do szkoły nie może popsuć mi dnia. Teraz pójdę wziąć długą, odprężającą kąpiel, później może pooglądam marne filmy w TV. Cały wieczór dla mnie…
O cholera.
- Luca! – krzyknęłam, przypominając sobie o pakunku, który postawiłam w ogromnej szafie w pokoju. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam marmurowymi schodami na górę.
Ciężko dysząc otworzyłam drzwi pokoju. To, co ujrzałam spowodowało, że cofnęłam się do tyłu. Piękna oaza zamieniła się w zielone piekło. W szafie nie było już ani jednego ręcznika, kwiaty miały pogryzione liście, a na środku łoża siedział mój psiak we własnej osobie.
- Luca! Niegrzeczny pies! Złaź! No już… – poczęłam się szarpać i siłować ze zwierzęciem, które po chwili ustąpiło, zeskakując z łóżka. Husky zaczął chodzić w kółko i skomleć, czym dawał mi do zrozumienia, że musi wyjść. Para jasnobrązowych ślepi utkwiła we mnie swój wzrok. Magia wspaniałego wieczoru prysła jak bańka mydlana. – Dobra, niech ci będzie. – powiedziałam, jednocześnie nurkując w stercie rzeczy, które miałam w walizce. Po kilku sekundach poszukiwań zadowolona wyciągnęłam mały, czerwony przedmiot z plastiku – Oto twoja smycz.
Czworonóg zrobił kilka fikołków i wpadł na dużą roślinę, która stała w kącie.
- Zabiję. – syknęłam cicho, mocno zaciskając powieki. Szybko zmieniłam jeansy na długie, rozciągnięte dresy, które zawsze ubierałam na tę porę spaceru, narzuciłam na siebie grubą bluzę z kapturem, a następnie ubrałam parę starych adidasów. – Gotowe. Idziemy. – stwierdziłam, biorąc szczęśliwego czworonoga na ręce. Zeszłam cichutko po schodach, które o dziwo nie skrzypiały jak te w domu. Bezszelestnie przeszłam przez salon i znalazłam się w pobliżu dużych, bogato zdobionych drzwi, które zapewne miały robić dobre pierwsze wrażenie na wszystkich przybyłych. Lekko je uchyliłam i wypuściłam psa na zewnątrz.
- Panno Luann! – usłyszałam głos za plecami i odruchowo zamknęłam wejście, przytrzaskując nim smycz. – Czy gdzieś się panienka wybiera? – zapytała zaciekawiona Pani w fartuszku, przechylając głowę by zobaczyć przedmiot, który starałam się dyskretnie schować w rękach.
- Nie, nie ja tylko… szukałam rękawiczek – odpowiedziałam w pośpiechu, czując jak Luca ciągnie smycz. – Pewnie wypadły mi jak wchodziłam do domu – żachnęłam, wskazując palcem drzwi. – Pójdę ich poszukać. – rzuciłam i wyszłam, nim pulchna kuchareczka zdążyła cokolwiek powiedzieć.
Zdezorientowany pies kręcił się w koło kolumny i chcąc się wydostać, zaciskał sobie pętlę na szyi. Natychmiastowo do niego podbiegłam i uwolniłam z uwięzi. Czworonóg pobiegł przed siebie, ciągnąc mnie za sobą. Z uśmiechem rzuciłam się w pogoń, w biegu wkładając rękawiczki, które ciągle miałam w kieszeni.
Luca przystanął przed bramą wjazdową, która zapewne miała chronić przed paparazzi i innymi tego typu ludźmi, którzy bezkarnie próbowali wtargnąć do życia mojego ojca, próbując zarobić na jego prywatności.
Dla bezpieczeństwa narzuciłam na głowę kaptur i niepewnym krokiem wyszłam poza ogrodzenie. Jednak ogromny mróz zdołał przegonić wszystkich foto-reporterów.
Okolica nocą wydawała się całkiem przytulna – kilka blisko posadzonych przy sobie drzew, tworzyło wspaniałą barierę od centrum miasta; domy bogaczy, którzy mieli zbliżony do mojego rodziciela status społeczny zachwycało swoim przepychem i różnorodnością; blady księżyc niepostrzeżenie oświetlał okolicę, a gwiazdy na bezchmurnym niebie dodawały zaciszu majestatu. Wszystko wspaniale ze sobą współgrało i tworzyło nieprzerwaną harmonię życia w dostatku, wokół której tworzyła się magiczna barierę z mgły.

***

- Słuchajcie. Jak on wyjdzie, ty – wskazał palcem na długowłosego chłopaka, który próbował wyprostować jeden z podwiniętych kosmyków – ty – spojrzał znacząco na swojego brata, który bawił się daszkiem swojej czapki – i ty… – rzucił okiem na tlenionego kumpla z irokezem, który jakby w transie przypatrywał się czemuś, co było po drugiej stronie szkła. - Łapiecie go i wrzucacie do wozu, a my ogłuszamy i kneblujemy, jasne? – zapytał brunet, czekając na potwierdzenie z ust kompanów.
- Taa, tylko ciekawe czy w ogóle dzisiaj gdzieś wyjdzie… – żachnął jeden z wymienionej trójki, bacznie przyglądając się konturom wielkiego domu.
- Musi wyjść. Jak tego nie zrobi, to wejdę do tej willi i skopie mu tą zasraną, bogatą dupę! – syknął blondyn, uderzając zaciśniętą pięścią o szybę.
- Ej, ej bez ciśnień. Panowie, zdaje się, że szczęście nam sprzyja. Patrzcie kto idzie… - rzucił beznamiętnie, na co czterech pozostałych towarzyszów rzuciło się pędem do okna czarnej audicy, uważnie przyglądając się nadchodzącej postaci.
- To on? Jakoś tak dziwnie wygląda… - długowłosego chłopaka ogarnęły wątpliwości.
- Dla ciebie to nawet kura w kurniku wyglądałaby jak łabędź. – rzucił czarnowłosy, uderzając kolegę w plecy. – Przecież widać, że to facet!
- Jasne, to pewnie jakiś frajer. Patrzcie – dreadowłosy stuknął palcem w kawałek szkła – Nawet ma pieska! – wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, rechotając w jednym z kątów auta.
- Zamknij się idioto! Jeszcze nas usłyszy! – skarcił go brunet, doprowadzając brata do porządku – Idźcie już. – zwrócił się do pozostałej trójki - Wszystko ma się dziać zgodnie z planem. Znacie powagę sprawy. No już, wynocha, bo nam jeszcze ucieknie! – ponaglił.
- Jasne. Za chwilę będziemy z powrotem – odpowiedzieli niemal jednocześnie, wysiadając z samochodu.

***

Weszliśmy w gąszcz drzew, przez które prowadziła długa ścieżka na skróty – zapewne do centrum. Jeszcze przed chwilą miła cisza powoli zaczynała mnie męczyć. Pośród stukotu moich kozaków i przyjemnego szelestu liści ugniatających się pod ciężarem psa, zdawałoby się słyszeć jeszcze inne, dodatkowe. Mój żołądek ogarnęła sesja nieprzyjemnych skurczy, które przeradzały się w miarowy ból całego podbrzusza. Poczęłam się nerwowo rozglądać, szukając źródła znikomego szelestu. Cała sytuacja coraz bardziej mnie przerażała – każde drzewo stanowiło pewnego rodzaju strach, którego nie sposobna byłam opisać.
Postanowiłam zawrócić i wybrać inną drogę przechadzki. Zaczęłam biec, co w pewnym stopniu uspokajało moje zmysły, gdyż w biegu nie mogłam usłyszeć żadnych szmerów i szelestu liści pod czyimiś stopami.
Będąc w pobliżu ogromnego dębu Luca począł niemiłosiernie szczekać.
- Luca…? Co ci jest? Chodźmy stąd. – powiedziałam cichutko, tak by nikt nie mógł mnie usłyszeć. Pociągnęłam smycz psa, który w tym samym momencie zaczął się wyrywać i złowrogo warczeć w stronę drzewa.
- Łap go idioto! – usłyszałam głos jakiegoś chłopaka, który wyskoczył z krzaków, popychając mnie do tyłu. W jednej sekundzie życie przeleciało mi przed oczami niczym dobry, długometrażowy film. Pomyślałam o tym, czy ktoś będzie mnie szukał, kto przyjdzie na mój pogrzeb… moją głowę zaprzątała myśl o tylu rzeczach, które miałam jeszcze poznać, zobaczyć.
Rozważyłam ilość wypowiedzianego dzisiaj słowa ‘nienawidzę’. Nienawidziłam tego, co tak naprawdę stanowiło część mojego świata, w którym to czego się brzydziłam, moje serce otulało swoimi ramionami.

- Boję się.
- To dowód, że kochasz życie. Każdy czasem się boi.


Z hukiem upadłam na ziemie, uderzając głową o jakiś twardy przedmiot. Za mną stał drugi ze zwyrodnialców, który chyba nie zdążył mnie złapać. Z braku sił przestałam utrudniać im całą robotę, spokojnie leżąc w bezruchu. Cała akcja rozgrywająca się na moich oczach, nagle spowolniła tempo. Jeden z oprawców usiadł na moim brzuchu i przycisnął ciężarem do ziemi. Wargi, które wcześniej wydawały piskliwy dźwięk, teraz wolały krzyk zastąpić ciszą, w której śmierć może się lepiej skupić, aby wykonać swój piekielny zawód.
Nie było we mnie strachu, ani woli życia, ani niczego innego. To tak jakby wszystko zostało ukartowane, a ja miałabym odegrać jedynie rolę w dramacie nie przeze mnie napisanym. Wszystko, co się działo w tym momencie było już od dawna ustalone, cały kunszt i urok dekoracji przygotowywany przez całe moje życie. Los zakończył swój bieg tutaj i tutaj postanowił umrzeć. Duma wypełniła moje serce, gdyż w końcu zdobyłam się na odwagę, by pożegnać się życiem, które niedawno się rozpoczęło.
Zamknęłam oczy i oddałam się głębokim rozważaniom, które niczym chmury ganiające się po niebie, odbijały się echem w moim umyśle.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Reena




Dołączył: 07 Maj 2006
Posty: 256
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Ironią i Sarkazmem Płynąca

PostWysłany: Sobota 06-01-2007, 19:58    Temat postu:

Kurczę, przegapiłam nową część. Tak to jest, jak nie ma się przez większą częśc tygodnia dostępu do netu.

Zapowiada się naprawdę bardzo ciekawie. Ci napadacze wyglądali jakoś tak znajomo... :)
Luann jest bohaterką trochę zbuntowaną i zniechęconą życiem, ale w dobrze wyważonych ilościach - nie jest nierealnie przybita i dobijająca. Czyli, ogólnie mówiąc, jest dość typową, realistycznie przedstawioną nastolatką. To dobrze.

Jeśli chodzi o wykonanie, to, niestety, nie było już tak już idealnie jak ostatnio. Znalazłam parę literówek i potknięć interpunkcyjnych. Czasami troszeczkę źle zapisujesz dialogi. Na przykład:
"- Nie chcę do niego jechać! Wiesz jak kończą się tego typu wyjazdy… - podbiegłam do szafy"
"Podbiegłam" powinno być napisane wielką literą, gdyż nie odnosi się do czynności mówionej lub ogólnie - wykonywanej ustami (jak np. "zachichotałam").

"- Luca…? Co ci jest? Chodźmy stąd. – powiedziałam cichutko"
Tutaj z kolei na końcu wypowiedzi nie powinno być kropki, gdyż bohaterka to powiedziała, czyli wykonała czyność związaną z mówieniem.

I jeszcze dwa fragmenty, które zwróciły moja uwagę:
"- Nie mamo! (...) - Łap go idioto!"
Wyrazy "mamo" i "idioto" powinny być wyodrębione, czyli oddzielone przecinkiem od reszty zdania.

"- Musi wyjść. Jak tego nie zrobi, to wejdę do tej willi i skopie mu zasraną, bogatą dupę!"
Powinno być " dupę". Zaimek "tą" został uznany przez językoznawców, ale tylko w normie użytkowej, czyli podczas mówienia. Jak to mawia jeden z moich wykładowców: "Można powiedzieć tą książkę, ale trzeba napisać tę książkę."

To już chyba tyle. Komentarz może wyglądać na dość czepialski, ale to raczej pozory. Tak naprawdę czekam na następną część :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Pinacollada
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 1113
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gondor, Czwarta Epoka

PostWysłany: Poniedziałek 08-01-2007, 3:29    Temat postu:

Harm, liczyłam na coś więcej.
Po tak genialnym {!} prologu, myślałam, że się nie zawiodę po przeczytaniu pierwszej części, ale jednak.
Nie było źle, tylko zabrakło 'tego czegoś' i porobiłaś parę błędów.
Nie spodobało mi się również użycie w pewnych miejsach slangu.
Jednak dodam łyżeczkę cukru do tej wypowiedzi - niekiedy zaskakiwałaś mnie świetnymi zdaniami, wręcz cudownymi.
Mam nadzieję, że kolejna część będzie smakowała tylko jak słodkie cukierki.
Stać Cię na to.

Całuję ;*
Eow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ahinsa




Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 738
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zadupie zwane Warszawą ;]

PostWysłany: Środa 10-01-2007, 12:15    Temat postu:

A mi się podobało Wink
Może rzeczywiście prolog był lepszy, bardziej tajemniczy, ale ta część też była niezła.
Zastanawiam się, co takiego ojciec tej laski zrobił chłopakom, że posuwają się do takich czynów.
Podoba mi się postać głównej bohaterki. Nie jest wyidealizowana, ale też nie nazbyt zbuntowana. Taka 'pomiędzy'. W sam raz.
Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, więc już kończę pozdrowieniammi i życzeniem weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sue




Dołączył: 23 Maj 2006
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Niedziela 04-02-2007, 13:56    Temat postu:

To, że cierpię na kompletny brak odpowiedzialności i nie ma we mnie ani krzty punktualności, już zaczęło wpływać na to opowiadanie.
Ktokolwiek czyta - niech się cieszy lub płacze - dziś wieczorem, a najpóźniej jutro popołudniu, nowa część zawita w forumowe skromne progi.
Pracuję nad tym, żeby była lepsza od poprzedniej.

Pozdrawiam, całuję,

harmony_sue


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
FAILUREKID




Dołączył: 09 Wrz 2006
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Starożytna Belgia. Średniowieczny Tarnów. Nowoczesny Londyn.

PostWysłany: Niedziela 04-02-2007, 14:51    Temat postu:

'Czujesz ten Mrok?'

Podobało mi się.
Nie Żałuje że tu weszłam - Potrzebowałam takie fabuły.
Tu Ją znalazłam i bardzo się ciesze.
Błędów niewidziałam, bo okularów niezakupiłam jeszcze.
Będę tutaj zaglądać.
Miej się na baczności.


Fail. Embarassed Evil or Very Mad


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sue




Dołączył: 23 Maj 2006
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Poniedziałek 05-02-2007, 18:48    Temat postu:

Z małym opóźnieniem, a może z dużym… To nie gra pierwszych skrzypiec. Ważna jest fabuła, stylistyka i ortografia. Jakieś wnętrze.
Po tym, co napisałam mogę śmiało stwierdzić, że powoli zanikam.
Chyba tracę mój wcześniej nabyty i wyuczony talent. Strach przed krytyką…? Oj, tak.

PS. Wybaczcie błędy – zwłaszcza w dialogach - ale straciłam mojego Worda {N. ;*}. Pełna wątpliwości nie chciałam nikogo zmuszać do przed-premiery, dlatego błędy mogą się pojawić.

II „Ból ciała i lekkość duszy.”



Kto sam nie zaznał poniżenia, nie potrafi poniżyć.

Uciążliwy zapach stęchlizny ożywił moje zmysły węchu, coś na kształt siarki zabraniało moim płucom pobierać tlen. Wsypane do krwioobiegu miliony srebrnych igieł, kaleczyły obolałe ciało. Infernalny płomień piekł skórę mojej głowy od wewnątrz sprawiając, że cała twarz zastygała niczym martwy element żyjącego jeszcze organizmu.
Nie otwierałam oczu, wciąż trwając w bezruchu. Bałam się widoku, który malował się w moich najśmielszych fantazjach. Wolałam więc trwać w błogiej nieświadomości, oszukując samą siebie. Moja wyobraźnia sięgała korzeniami bram piekła, które samo w sobie było ostatnim miejscem, w którym chciałabym się znaleźć.
Przez moją głowę przemknęło kilka wyciętych z kadru obrazów. Ukazały mi się przerażające szpony Lucyfera, które powoli zaciskały mnie w swych objęciach; wszechogarniający ogień niszczący wszystko, co napotka na swojej bezkresnej drodze; złowieszczy śmiech kilkunastu pomocników Szatana obijał się echem w mojej głowie.
Wyobraźnia się wyostrza, gdy nasze zmysły rozsadza strach.

Kolejny, mocny skurcz serca zniwelował całą moją filozofię. Targnął on moim ciałem, które mimowolnie się poruszyło. Zapragnęłam płakać nad przeklętym losem, który zesłał mnie właśnie tu, jednak wyczerpanie odebrało mi wszystkie siły.

W pewnej chwili na moje zamknięte powieki padł promień słońca.
Ułamek sekundy na decyzję.
Otworzyłam najpierw jedno, następnie drugie oko, niedowierzając w rzeczywistość, która była lepszym malarzem niż wyobraźnia. Stożkowato zakończonym rysikiem ołówka, stawiała proste, powściągliwe linie. Szybkim ruchem ręki naszkicowała przede mną kontury pokoju i jego umeblowania. Po mojej prawej stronie usytuowała niemodną kanapę i przestarzałe krzesło, niknące w kącie ciemnozielonego pomieszczenia. Całość wykończyła małym okienkiem, które wpuszczało do wewnątrz minimalną ilość światła dającego nadzieję.
Podpierając się na rękach powoli dźwignęłam się do góry. Ból głowy dawał mi się we znaki, jednak chęć zobaczenia kawałka świata i ludzi, wokół których wciąż krążył pomyślny los, podeszłam do okna.
Nic się nie zmieniło, czas biegł dalej. Dorośli jak dawniej śpieszyli się do pracy, dzieci mijały skrzyżowania w drodze do szkoły, bezpańskie psy biegały po ulicach w poszukiwaniu lepszego życia, ptaki szybowały wśród powietrza, czując się wolnymi.
Czym jest wolność?
Stanem ducha? Kawałkiem miłości bez potwierdzenia? Chwilą, gdy czujemy, że mamy władzę nad swoim życiem?
Ptaki nie widzą powietrza, jedynie stają się go poczuć. Ten, kto poczuje powietrze, stanie się wolnym człowiekiem z parą skrzydeł, gotowych do odlotu.
W przypływie euforii zapragnęłam poczuć cząstki tlenu w całym ciele. Otworzyłam małe okienko na oścież, wygodnie układając głowę na futrynie. Wciągnęłam chłodne powietrze do płuc, odnosząc wrażenie, że nauczyłam swoje ciało nowej czynności. Powtórzyłam manewr kilkakrotnie, pozwalając tlenowi rozchodzić się po ciele. Uczucie zimna zniszczyły ostatnie promienie słońca, które wesoło muskały moją twarz, składając na niej masę pocałunków.
Oderwana od rzeczywistości nawet nie usłyszałam kroków za drzwiami, a następnie w pomieszczeniu. Nieznany człowiek brutalnie odciągnął mnie od okna, rzucając wątłe ciało na podłogę. Upadłam na kolana, jednocześnie zdzierając sobie skórę. Syknęłam złowieszczo, czując jak piekielny ból przeszywa moje nogi.
Napastnik szybko zamknął okno i zasłonił je dwoma szmatami, które służyły za firanki.
- Cholera jasna! – wykrzyknął rozłoszczony, mocno zaciskając ręce w pięści. – Kto ci pozwolił otworzyć to okno?! – zapytał, patrząc na mnie wilkiem. Spod czarnej czapki zauważyłam jak w jego brązowych oczach szaleją diabelskie iskierki z ognia. Oniemiałam i nim zdążyłam wydusić z siebie choćby jedno słowo, do pokoju wpadł drugi chłopak, patrząc na swojego rozwścieczonego kumpla.
- Co się stało? – odezwał się po chwili, patrząc to na mnie, to na towarzysza.
- Naszej kochaneczce zachciało się poobserwować świat za oknem – zakpił, wskazując na mnie palcem. Czułam jak podświadomie jego kciuk wbija się w moją klatkę piersiową, wiercąc w niej dziurę. Mimo, że niczyje ręce nie dotykały mego ciała, ból stopniowo paraliżował wszystkie jego części.
- Ty… - Jasnowłosy napastnik zaczął iść w moją stronę. Złowrogo szepcząc pod nosem wiązankę przekleństw, wymierzył mi policzek. Jęknęłam, ponownie upadając na podłogę.
Świat zawirował mi przed oczami. Przez chwilę poczułam subtelną lekkość ducha, który jakby się zdawało, opuszczał ciało. Jakaś niewidzialna nić była bliska rozerwaniu się na pół, jednak wciąż hardo wykłócała się z duszą o pozostawieniu mnie przy świadomości.
Zaskoczony dredowłosy podbiegł do kompana, mocno go popychając.
- Co robisz, idioto! Nie przyda nam się martwa! – wykrzyknął, wyrywając kolegę z transu.
Chłopak wziął kilka głębszych wdechów i zakrztusił się powietrzem. Zza pleców usłyszałam lekkie skrzypnięcia podłogi uginającej się pod ciężarem człowieka i uderzenie drzwi o futrynę, która zatrzęsła się z trzaskiem.
Tkwiąc z twarzą przyszpiloną do podłogi, poczułam na karku czyjś oddech. Kątem oka zauważyłam blond włosy opadające na ramię postaci.
- Żyjesz? – szepnął jakby zatroskany, wciąż ciężko dysząc mi nad uchem. Nie słysząc odpowiedzi, jeszcze bardziej przycisnął mnie do podłogi.
Górował nade mną pod każdym względem. Wiedział, gdzie się znajduje i w jakim celu ja znalazłam się właśnie tutaj. Obok niego. Potrzebna.
- Tak – wydukałam niemrawo, ledwie siląc się na ruch warg.
- To dobrze – syknął, oddalając się. Po chwili znów usłyszałam charakterystyczny huk drzwi i zostałam sam na sam z tym, co nieznane.

***

- Co ty w ogóle mówisz?! Słyszysz sam siebie? – wrzasnął chłopak, groźnie wymachując rękoma na prawo i lewo. – To miał być facet z krwi i kości! A nie jakaś dziewczyna ze skłonnościami do anoreksji – wykrzyknął, zaciskając kosmyki włosów w garści, jakby wyrywając je z cebulkami. Okrążył stary fotel kilkakrotnie, westchnął cicho i bezradnie opadł na jego miękkie posłanie – Czy ty nie rozumiesz, że to wszystko zmienia? – szepnął.
- Wszystko będzie dobrze – zapewnił dredowłosy, lekko uspokajając brata. Zawiesił wzrok w rogu pokoju, luźno opierając łokcie na kolanach i dodał: - Plan jest doskonały, dopracowany do ostatniego szczegółu. Skazany na powodzenie.
- Ale mieliśmy porwać jego syna. Nie córkę – odrzekł z wyczuwalną pretensją. – Tom, ja się teraz najzwyczajniej w świecie…
- …boję? – dokończył, wyczuwając intencje brata. On też się bał. Za dnia wspaniały i odważny, nocą płakał w poduszkę. W każdym szmerze wietrzył podstęp, nikomu nie mógł ufać. Jakby ktoś odcisnął na nim piętno, które prześladowało go za każdym razem, gdy zostawał sam.
Ale miał to powiedzieć młodszemu bratu, który przepełniony strachem, pokładał autorytet tylko w nim? Zawieść jego wyobrażenia i pozwolić, żeby wszystko szlag jasny trafił?
Nie, nie mógł. I wiedział to bardzo dobrze.
Siedzący naprzeciwko chłopak pokiwał głową z rezygnacją, potwierdzając domysły bliźniaka. – Tak, boje się. Cholernie – uśmiechnął się pod nosem, śmiejąc z własnej bezsilności.
- Nie ma czego. – Spojrzał brunetowi prosto w oczy, zatapiając brązowe tęczówki w parze identycznych. - Trzeba się tylko upewnić, że ta dziewczyna to jego ukochana córeczka, którą ukrywał przed całym światem, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Za nią dostaniemy dwa razy więcej – stwierdził sucho i podniósł się z bordowego fotela, z którego zaczęły wylatywać małe drobinki srebrzystego kurzu, ukryte w włóknach narzuty. Następnie podszedł do brata i lekko klepnął go w plecy, na co ten zareagował gromkim, lecz wyczuwalnie nerwowym śmiechem.
- Wiesz co, Tom… – zagaił czarnowłosy – dobrze jest mieć takiego brata jak ty. – wyznał, pokazując rząd śnieżnobiałych zębów. Starszy Kaulitz już chciał odwzajemnić uśmiech, gdy nagle usłyszeli huk tłuczonych naczyń, poprzedzający krzyki zza ściany.
- Poje*ało cię?! – usłyszeli dobrze im znany, pretensjonalny ton swojego kolegi.
- To nie moja wina, że jesteś taką ciotą! – ułowili uchem inny, lecz równie napastniczy głos.
Zaskoczeni bracia spojrzeli po sobie i wpadli do pomieszczenia obok, by sprawdzić co jest przyczyną tak zażartej kłótni. Na środku pokoju, wśród odłamków potłuczonych szklanek, stało dwóch młodych chłopaków, spoglądając na siebie wilkiem.
- Ty psychopato, nie będziesz mnie nazywał ciotą! – fuknął basista, mocno popychając jasnowłosego blondyna na kanapę. Chłopak odbił się kilkakrotnie od miękkiej powierzchni, która zamortyzowała dość groźnie wyglądający upadek. Natychmiastowo wstał, otrzepał się z kurzu i rzucił z pięściami na rozwścieczonego szatyna.
- Ej, ej! Przestańcie! – krzyknął dredowłosy, wchodząc pomiędzy dwóch skłóconych kolegów. – Georg, siadaj. Ty też – Spojrzał znacząco na wysokiego blondyna, który nie odrywając wzroku od basisty, posłusznie wykonał polecenie. – Już? – upewnił się. Odpowiedziało mu grobowe milczenie, przerywane szumem nieustawionego radia. Młody mężczyzna, wyraźnie tym podenerwowany, podszedł do małej, klonowej komody, odsunął ją i z rozmachem wyrwał kabel od radia z kontaktu. Odwrócił się na pięcie i syknął złowrogo: - Co wy sobie do jasnej cholery wyobrażacie?! – Spoglądał to na jednego, to na drugiego awanturnika. – Może zanim zaczniecie urządzać tu bójki, pomyślicie chociaż przez sekundę, że mamy ważniejsze sprawy do załatwienia? – warknął groźnie, po czym spokojnie wypuścił powietrze z ust i dodał: - Pozabijacie się kiedy indziej.
Na ostatnie słowo moralnego wykładu, rozległ się dźwięk komórki. Oczy wszystkich zgromadzonych zwróciły się w stronę bruneta, który oparty o framugę drzwi przyglądał się całej sytuacji.
- To Gustav – oznajmił z niepewnością, spoglądając na kolorowy wyświetlacz telefonu.
- Odbierz – rozkazał blondyn, machając porozumiewawczo ręką w stronę brata. – Pewnie to coś ważnego.
- Halo? – Brunet zagadnął z typowym, niemieckim akcentem, czym spowodował gromki śmiech kompana – Ej, co jest? – zapytał wyraźnie zdezorientowany.
- Nic, nic. Nie po to dzwonię – odpowiedział gorliwie blondyn, tłamsząc w sobie śmiech – A wracając. Rozmawiałem z moim kumplem. Zgodził się poszukać czegoś na temat tej dziewczyny. Dzisiaj po południu będziemy nawet wiedzieć jaki ma numer buta – oświadczył z dumą perkusista.
- Świetnie – rzucił podekscytowany brunet, omiatając spojrzeniem zgromadzonych w pomieszczeniu – A co z bezpieczną linią?
- Mam ją. – Głos blondyna zmieszał się z warczeniem przestarzałego silnika. – Słuchaj, będę za pięć minut. Cześć – krzyknął, starając się przekrzyczeć warkot, po czym zakończył rozmowę.
Serce rozemocjonowanego chłopaka niedbale wystukiwało narwany rytm.
Jedną nogą przekroczył już próg poprzedniego życia. Wszystko stało się prostsze niż sobie wyobrażał. Jeszcze tylko kilka gorzkich chwil i zamknie za sobą drzwi, zostawiając teraźniejszość z pustymi rękoma. Wymaże ją z pamięci niczym nieudaną melodię gorszego dnia, świergot brzydkiego ptaka. Wszystko minie niczym najgorszy koszmar, a słońce znowu zaświeci wysoko nad horyzontem.
Będzie tak jak dawnej.
- Bill? Bill! I co? – Donośny głos brata bliźniaka wrócił chłopaka do rzeczywistości.
- Gustav już do nas jedzie. Będzie za pięć minut – oznajmił, przygryzając dolną wargę, po czym uśmiechnął się szelmowsko i dodał – Znalazł bezpieczną linię.

***

Mimo okropnego bólu całego ciała postanowiłam podejść do okna i dalej obserwować scenę wolności. Odchyliłam skrawek materiału i zerknęłam na świat zza szyby.
Był taki sam, lecz całkiem inny. Teraz na własnej skórze mogłam się przekonać, że prawdą jest to, że bliskość śmierci zawsze sprawia, że staramy się żyć lepiej. Postrzegamy świat całkiem inaczej, niż kilka sekund wcześniej, gdy nowy element dopiero szykował się do ataku. Zbierał siły, by wkroczyć do naszego marnego istnienia i zrobić nam mały psikus, niespodziankę.
Wówczas los pozostaje nauczycielem, którego nigdy nie zapomnimy. Dostając linijką po ręce zawsze czujemy ból. Cierpienie przeradza się w rozpacz. A później na naszym ciele pozostają blizny, chociaż dusza jest lekka jak piórko. Zapomniała.

Chciałabym teraz siedzieć w domu, narzekać na zbyt zaborczą matkę, nieobecność ojca, fałszywe przyjaciółki, brak miłości i kompletną niechęć do wszystkiego, co żywe. Ten stan dotychczas wydawał mi się najgorszym z możliwych.
A teraz może dziać się wszystko. I nie zdziwiłabym się nawet, gdyby na ziemię spadł meteoryt. W tym momencie jestem przygotowana na każdy, nawet najgorszy scenariusz.

Mimowolnie rozejrzałam się po pokoju.
Po prawej stronie kanapa tak stara, że siadałabym na nią z pewnymi objawami co do jej wytrzymałości ciężaru - nawet mojego. Dalej krzesło. Już nowsze, najprawdopodobniej wzorowane na stylu barokowym. Po lewej stronie pomieszczenia tylko to malutkie okno, przez które można podziwiać szare bloki z naprzeciwka oraz jakaś uliczkę.
Drzwi. Jedyna droga ucieczki, ratunku i nadziei. Skierowałam się w ich stronę, by bliżej obadać sytuacje. Zza ściany dobiegły mnie wesołe okrzyki i śmiech. Moi porywacze coś zaciekle świętowali lub po prostu było im wesoło.
W pewnym momencie ktoś stanął równolegle do mnie, jednakże po drugiej stronie przeszklonych drzwi. Serce zabiło mi mocniej, a ręce zaczęły drżeć.
Gdy owa osoba chwyciła za klamkę, przylgnęłam do ściany obok wejścia wyczekując dalszych wydarzeń. Wstrzymałam oddech i… głośno wypuściłam powietrze z ust, gdyż
napastnik najwyraźniej odpuścił sobie odwiedziny, nie wchodząc do pokoju.

Nie zważając ma to, czy ktoś będzie chciał tu wchodzić, czy nie, oddaliłam się od drzwi i usiadłam na podłodze, opierając głowę o ścianę.

‘Nie przyda nam się martwa’ – w natłoku myśli słyszałam głos jednego z blondynów, z którymi miałam do czynienia jeszcze kilka godzin temu. Wnioskując tych słów, mogę śmiało stwierdzić, ze jestem do czegoś potrzebna.
Porwanie… okup? Tak, to jedyne czego można chcieć od córki bogacza.
W tym momencie w moim sercu rozgorzała nadzieja. Przecież ojciec mnie kocha! Pomijając fakt, że nie umie tego okazać, ale widziałam jak się cieszył na mój widok. Jestem dla niego ważna i odda wszystkie pieniądze świata, by tylko nic mi się nie stało.
Prawda…?

***

- Wywietrzcie to badziewie! – syknął podirytowany blondyn, nawet nie racząc spojrzeniem trzech chłopaków stojących przy parapecie wciąż zamkniętego okna, którzy uroczyście zaciągali się dymem papierosowym – No już! Szybko! – krzyknął, odrywając się od podpinania małych, kolorowych kabelków do wielkiego łącznika – Jak mam się skupić, gdy to gówno mnie rozprasza?!
- Wyluzuj – odpowiedział mu jeden z palaczy, wyrzucając niedopałek przez okno.
Czarnowłosy chłopak, który dotychczas przyglądał się pracy kolegi, podszedł do stołu, podnosząc z niego małą paczuszkę z dużym napisem ‘Palenie papierosów powoduje raka i choroby serca’. Następnie spojrzał na wysokiego, tlenionego blondyna, który wypuścił skażone powietrze z ust, wprost na jego twarz.
W jednym momencie jego zniesmaczenie zastąpił grymas złości.
- Mówiłem ci, żebyś nigdy tak nie robił! – wrzasnął, dając upust emocjom.
- Och, następny – stwierdził wysoki blondyn z uśmiechem, kolejny raz dmuchając dymem wprost na zdegustowanego Kaulitza.
- Jak śmiesz… - zaczął czarnowłosy, zaciskając pięści na flanelowej koszuli kolegi.
- Mam! – zawołał wyraźnie rozradowany Gustav, przerywając kolejną bezsensowną kłótnię. – Wszystko działa! Możemy dzwonić – uśmiechnął się szczerze, dumny z własnej roboty.
Chłopak spojrzał na tlenionego blondyna i prychnął porozumiewawczo, rozluźniając uścisk. Grupa porywaczy zebrała się naokoło przenośnego laptopa, czekając na werdykt starszego Kaulitza, któremu mimowolnie zaczęły się pocić ręce. Z lekką niepewnością złapał za komórkę i usiadł w fotelu obok. Zgromadzeni patrzyli w jego oczy, prawidłowo wyczuwając ogarniający chłopaka stres.
Jednak wszystkie niepewności rozwiał ten sam cwaniacki uśmiech, po którym rozpoznawali swojego kumpla – tego prawdziwego, który pełen pewności siebie, nie bał się podrywać najbardziej niedostępnej dziewczyny w okolicy.
- No to dzwonimy – oznajmił z uśmiechem, a następnie zwrócił się do blondyna, który wstukiwał ostatnie dane do komputera. – Wszystko gotowe?
- Tak. Już dzwonię.
Możnaby przysiąc, że serca młodocianych przestępców zebranych w pomieszczeniu, biły jednakowym, równie niespokojnym rytmem.
Dwaj bracia bliźniacy wymienili krótkie spojrzenia, po czym uśmiechnęli się do siebie.

Kilka głuchych dźwięków, doprowadzających chłopaków do obłędu, aż w końcu znajomy, zachrypnięty głos rozległ się echem w małym głośniczku komórki:
- Halo? Kto mówi? – zapytał zdezorientowany rozmówca, widocznie dziwiąc się telefonem z numeru, którego nie miał w swojej bogatej książce telefonicznej.
- Witaj, Jost. Wybiła twoja czarna godzina.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Reckless




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 870
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wtorek 06-02-2007, 11:03    Temat postu:

EDIT:

zapomniałam, że mam zeedytować xD

Tak, więc, część była bardzo dobra. Twoje opisy są świetne, bogate.

Dziwi mnie to, że chłopcy się kłocą i, że którys uderzył ta dziewczyne.

czyli ona jest córką Josta.. mm, ciekawie, ciekawie..

jedyne co mi sie nie podoba i mnie gubi w opowiadaniu, to liczba blondynow. ciagle blondyn to blondyn tamto, aż w końcu nie wiem o kogo chodzi..

bo jak dobrze policyzlam blondynow jest 3.. czyli poza chlopcami tkpos jeszcze jest porywaczem :>

intrygujące..

czekam na wiecej!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Reckless dnia Piątek 09-02-2007, 19:17, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
"UKL...A"




Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 354
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z mchu i paproci

PostWysłany: Środa 07-02-2007, 19:47    Temat postu:

Przepraszam, że opuściłam się w komentowaniu

Teraz już jestem i nie pozostaje mi nic, jak tylko chwalić,
bo bez wątpienia jest za co...

Pierwsza część, była trochę taka inna, lżejsza
i jakby pisana trochę inaczej...

Druga natomiast to już pełen powrót tej cudownej "chrypki" z prologu...

Pytania, pytania, pytania...

Milion pytań w mojej głowie, na które,
bez wątpienia, pragnę znaleźć odpowiedź
i to jak najszybciej...

Kim jest ten wysoki blondyn, ktory współpracuje z chłpakami z TH
i co się stało, że zamierzają zemścić się na Davidzie Question

Mam nadzieję, że dowiem się już niebawem,
gdy po raz kolejny odkryjesz przede mną część tej tajemnicy...

Podobają mi się opisy i dialogi ale najbardziej te chwile
metaforyczno-filozoficznej zadumy, które przynoszą najwięcej
pomocy w zrozumieniu tego, jak bohaterzy postrzegają świat...

Mam nadzieję, że następna część również będzie nimi przepełniona
i będę mogła trochę odpłynąć zagłębiając się w nie...

Nie pozostaje mi nic jak tylko czekać...

Pozdraiwam gorąco Exclamation
Sweet for you Exclamation


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
FAILUREKID




Dołączył: 09 Wrz 2006
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Starożytna Belgia. Średniowieczny Tarnów. Nowoczesny Londyn.

PostWysłany: Piątek 09-02-2007, 15:30    Temat postu:

Przeczytałam.
( Cóż to moje Piękne Oczy widzą, czyżbym była Trzecia?)

Brakowało mi tego 'Czegoś', co Pojawiało się w poprzednich częściach.
Większych błędów nie zauważyłam, choć czasami brakowało ogonków i w którymś ze słów brakowało 'z' .
Ogólnie Jestem na Tak.

Czekam na Nastepną część.

Fail. Embarassed


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ahinsa




Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 738
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zadupie zwane Warszawą ;]

PostWysłany: Sobota 10-02-2007, 18:29    Temat postu:

Przepraszam, że dopiero teraz tu przyszłam, by przeczytać i skomentować.
Na początku powiem, że wielka szkoda, że to opowiadanie cieszy sie tak małą popularnością... Raptem trzy osoby, to naprawdę niewielee. Ale cóż, reszta nie wie, co traci Wink
Co do nowej części, to oczywiście podobała mi się ogromnie.
Stawiasz mnóstwo pytań, i nie dajesz na nie, przynajmniej na razie, żadnych odpowiedzi. Tyle tu niedomówień, sekretów, tajemnic.
Najbardziej intrygujące jest ostatnie zdanie. Zapewne w następnym parcie wyjaśni się, o co chodziło. Póki co pozostają domysły, mam nadzieję, że nie na długo.
Tak już "dla formalności" dodam, że chyba w ogóle nie robisz błędów, masz bogate słownictwo i bardzo ładny styl.
Z przyjemnością przeczytam nową część!
Pozdrawiam, Ahinsa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin