Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Najcenniejszy skarb - przyjaciel

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Nasza twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Sobota 30-09-2006, 10:23    Temat postu: Najcenniejszy skarb - przyjaciel

Napisane na konkurs literacki.
Temat narzucony. Miało być ,,Mój przyjaciel - pies".
No i napisałam.
Wg. regulaminu za długie, ale polonistka wysłała...
Cóż Wink


***

Księżyc był tej nocy w pełni. Ponad wszystkim rozpościerała się przejrzysta, granatowa tafla, z gracją otulając szerokimi ramionami uliczki warszawskiego Mokotowa. Mdły blask ulicznych latarni rzucał delikatny krąg światła na szarawy chodnik, zahaczając o wyblakły asfalt. Wzdłuż rzędu podniszczonych budynków raz po raz przemykał ludzki cień, ciągnąc się mozolnie za plecami swego właściciela. Warkot silników ucichł już dawno, ustępując miejsca nienaturalnej ciszy.
Jedno z okien na czwartym piętrze starej kamieniczki było otwarte na oścież, pozwalając drgającemu powietrzu przedostać się do wnętrza ciasnego pokoiku. Poły czerwonych kotar zawieszonych na pokrytym czarnym lakierem karniszu tańczyły w rytm pojedynczych podmuchów, wydymając się i wracając do pierwotnego stanu.
- Spokojnie, Dante. No już, piesku, przecież nikogo tu nie ma poza nami… - Blada, drżąca dłoń zawisła nieruchomo w powietrzu, po omacku szukając przy swojej nodze zwierzęcej sierści.
Bursztynowe oczy labladora omiotły cały pokój niespokojnym spojrzeniem, zatrzymując się na obliczu siedzącej w pomarańczowym fotelu osoby. Zaszczekał przyjaźnie, podbiegając w owym kierunku. Kościste palce pieszczotliwie zaczęły błądzić po grzbiecie psa, zahaczając
niezdecydowanie o skórzaną obrożę.
Pojedyncze włoski wtopiły się w długie paznokcie. Dziewczyna uśmiechnęła się leciutko, nie przerywając serii pieszczot.
Dawniej było to czymś niezwykłym. Doskonale pamiętała, kiedy jej młodsza siostra dostała maleńkiego szczeniaka. Tego wybuchu niepohamowanej euforii nie zapomni do końca życia…

- Mamusiu! Mamo, zobacz! Pierwsza gwiazdka… Czy mogę rozpakować prezenty? – jasnowłosa dziewczynka z błyszczącymi szczęściem oczami szarpała uporczywie swoją rodzicielkę za nogawkę płóciennych spodni. Kobieta skinęła machinalnie głową, nie zaszczycając małej nawet ukradkowym spojrzeniem. Kolejny, wytarty na błysk widelec znalazł własne miejsce przy porcelanowym talerzyku. Przyozdobione zawiłymi łodygami granatowe róże tworzyły uroczysty nastrój na powierzchni białej porcelany.
Zdawałoby się, że dziewczynka tylko na to czekała. Jednym susem znalazła się przy udekorowanej granatowo-srebrnymi bombkami choince, klękając z pełną gracją pod jedną z jej gałęzi. Powoli, jakby w obawie, że dotykiem swych dłoni jest w stanie uszkodzić prezenty, otworzyła wieko zielonkawego pudełka. Całą jego powierzchnię zajmowały mniejsze i większe, wycięte scyzorykiem dziurki. Pięcioletnia Laura zrobiła wielkie oczy, zaskoczona rodzajem podarunku. Na jej odziane purpurowymi rajstopkami kolana wyskoczył maleńki kundelek. Szczeknąwszy polizał małą po twarzy. Zaśmiała się, przytulając go mocno.
- Naprawdę jest mój? Tylko mój? – pytała z niedowierzaniem.
Z drugiego końca pokoju dało się słyszeć ciche prychnięcie. Niebieskie tęczówki Laury automatycznie skierowały się w stronę zacienianego kąta, w którym z rękoma włożonymi nanoszlacko do kieszeni jeansów opierała się wysoka dziewczyna. Jej kasztanowe włosy kaskadą okrywały proste plecy, a grzywka chwiała się zabawnie, kiedy kręciła z dezaprobatą głową.
- Przestań, Laurencjo. To zwykłe psisko. Zapchlony kundel, który będzie pałętał się nam pod nogami, roznosząc smród – wycedziła przez zaciśnięte zęby, ironicznie zmieniając wydźwięk imienia siostry. Blondynka, ściskając kurczowo w ramionach swojego nowego przyjaciela, podeszła do postaci i zadzierając główkę do góry, skierowała zawiedziony wzrok w brązowe tęczówki:
- Justyna… Proszę cię, nie mów tak. Zobacz, jaki on kochany! – ochoczo podsunęła dziewczynie pod nos szczeniaka, który zapiszczał pod noskiem.
- Zabierz ode mnie tę pokrakę! – brązowooka odsunęła się raptownie w tył, wpadając przez nieuwagę na kanapę. Ohydny grymas przeciął jej bladą twarz, wprawiając kąciki popękanych warg w miarowe drganie.
Zakryła ciało ramionami, ignorując zaszklony wzrok Laury. Błękitne oczy stały się smutne. Zawiodła się na starszej siostrze… Zawsze chciała być taka jak Justyna. Zazdrościła jej sposobu bycia, wyrażania na głos swoich poglądów. Tego, iż nie liczyła się z opiniami innych. Była zawsze prawdziwa w przeciwieństwie do swoich plastikowych koleżanek. Naturalna, nigdy nie udawała kogoś, kim nie była…
Odwróciła się z wolna na pięcie, zamykając powieki. Po rumianym policzku stoczyła się jedna, jedyna łza, rozbijając się o hebanowe panele podłogowe…



Wzdrygnęła się momentalnie, z przestrachem zabierając dłoń z miękkiego futerka Dante. Nagła fala kolejnych wspomnień zalała umysł, obezwładniając ciało. Serce zwolniło rytmem, łomocząc głucho. Przymknęła powieki, starając się powstrzymać cisnące się w kącikach oczu łzy.
- Tylko ty mnie rozumiesz… - wymamrotała niewyraźnie, kuląc się na fotelu. Otoczyła kolana ramionami, układając podbródek na łokciu. Bladym, ciemnym spojrzeniem zapatrzyła się w dal.
Zobaczyła góry. Wartki strumyk, którego nurt porywał wszystko, co stało na jego drodze. Widziała lasy oraz kępy kosodrzewiny. Strome wierzchołki gór były ośnieżone, migocząc delikatnie w mdłym słońcu…
Łagodna błogość wypłynęła na twarz dziewczyny, kolorując zapadnięte policzki na soczystą brzoskwinię. Szeroko otwarte oczy nie odrywały wzroku od jednego punkcika.
Mrok…
Dante wywiesił język, sapiąc szybko. Przyglądał się ze zmartwieniem swojej kochanej właścicielce, zastanawiając się, dlaczego ona się tak przejmuje…
Przecież ma mnie…
Szczeknął głośno, chcąc przypomnieć o swoim istnieniu. Justyna nie zaaragowała. Warczał groźnie, pokazując zęby. Przeturlał się nawet po dywanie, siadając nagle.
Nie mogła go widzieć. Nie widziała nigdy smutku w jego bursztynowych ślepiach… Dotykała jedwabiście gładkiej sierści, nie wiedząc, jaki ma kolor. Uśmiechała się, nie wiedząc, że patrzy na nią.
Patrzył. Zawsze z tą samą miłością, życzliwością… Nie miał nikogo oprócz niej. Ani ona nie miała drugiego takiego przyjaciela.
Od czasu tego niefortunnego wypadku, kiedy to młody lekarz opiekujący się Justyną podarował jej małego labladora byli praktycznie nierozłączni. Ona, niemogąca się pogodzić z losem, on pełen ciepła i gotowy pomóc w każdej, wymagającej tego sytuacji. Ona i on…
Ognista osóbka, dusza towarzystwa… Po wyjściu ze szpitala i wielu kosztownych operacjach, które mimo to w niczym nie poprawiły sytuacji zamknęła się w sobie. Nie wychodziła z domu, zamknęła się w czterech ścianach. Jedynym jej zajęciem w tych pierwszych, najtrudniejszych dniach było słuchanie muzyki. Nie obchodziło jej nic. Nie było kalectwa, nie było odrzucenia. Była pasja. Idealna równowaga… Połączenie prawdziwej namiętności z szarą codziennością. Rankiem, zasypiali. Słuchawki zamykane zostały niczym nikomu niepotrzebne w szufladce, Justyna kładła się na plecach, rozmyślając…
Dante nie akceptowała. Wyrobiła sobie dostateczne poglądy względem wszystkich sympatycznych czworonogów, kiedy to kilka lat musiała się męczyć z psiskiem Laury. Krzyczały na siebie… Ileż to obdrapane drzwi frontowe pamiętają brutalnych trzaśnięć? Ile to razy sąsiedzi zmuszeni byli je upominać? Porcelana zazwyczaj szła w ruch… Pamiętała, że wytłukły mamie cały serwis do kawy. Jej ulubiony. Ze słonecznikami…
Laura żałowała. A ona? Upominana wzruszała jedynie ramionami, odwracając się na pięcie i wychodząc spiesznie z domu…
Westchnęła ciężko, kręcąc głową w prawo. Coś strzyknęło, przeskoczyło. Zmarszczyła czoło, czując coś miękkiego przy stopach.
Schyliła się, niezręcznie szukając głowy psa. Skąd wiedziała, że to on?
- Zawsze przy mnie jesteś – ucałowała go w czubek głowy. Raz jeszcze szczeknął, układając pysk wygodnie na szczupłym udzie.
No, dalej! Uśmiechnij się!
Nie uśmiechnęła. Przyłożyła palec do zamkniętych ust, mrugając powiekami.
- Chciałabym cię zobaczyć. Chociaż jeden, jedyny raz… - gdzieś za oknem dało się słyszeć szybki świst powietrza, przecinany przez niosącą za sobą głośny syk syren, karetkę. Zaśmiała się, wstając nagle z fotela, przy okazji strząsając ze swojego drobnego ciała Dante.
Wolno ruszyła przed siebie. Długie, drżące ręce wyciągnięte były prosto przed siebie. Stawiała malutkie kroczki, lękając się upadku. Nienawidziła cierpienia, chociaż przyzwyczaiła się do niego już dawno. Stał się nieodłączonym towarzyszem dalszej egzystencji.
Przecież możesz! Użyj wyobraźni. Wiem, że potrafisz…
Kwaśny grymas, ustępujący obojętności. Doskonale wyćwiczona mimika. Mogłaby z całą pewnością robić to bez końca. Wyobrażać sobie różne rzeczy, zapachy…
Tylko to trzymało ją przy życiu. Chociaż…
Kolejne szczeknięcie. Otarł się o jej nogi. Ciało Justyny zachwiało się w przód. Wystraszona, zaczęła zabawnie wymachiwać rękoma, starając się złapać równowagę.
Głośny łoskot. Upadła…
Martwa cisza, do tej pory wypełniająca całe mieszkanie została przerwana głośnym krzykiem bólu. Słona łza stoczyła się po zimnym policzku.
Tępy ból rozsadzał wewnątrz całą czaszkę. Żołądek podszedł jej do gardła, wykręcając przeróżne piruety. Zgięła się w pół, chwytając oburącz za głowę. Cienkie, tłuste kosmyki kasztanowych włosów przysłoniły twarz.
Szczeknięcie…
Ciepły język, śliniący jej policzek…
Wykrzywiła się z trudem w coś, co według niej przypominało uśmiech. Odnalazła grzbiet labladora, podpierając się na nim. Usiadła, krzyżując nogi.
Nie mówiła nic, nie szeptała. Nie myślała. Starała się nie oddychać…
Wszystko dla niej umarło. Zatrzymało się koło czasu, wiecznie wykręcające nieodpowiednie momenty. Chwytała pojedyncze momenty, składając je w piękny zakątek wspomnień. Tych dobrych… Złe odrzucała niczym nikomu niepotrzebny świstek papieru. Nie były jej potrzebne.
Kochała. Miłością wielką i głęboką niczym bezkres oceanu. Tego niepozornego zwierzaka. Bo nie szydził z niej. Nie potępiał, nie pouczał. Wysłuchiwał, kiedy trzeba, pocieszał w odpowiednich chwilach. Zlizywał łzy z jej twarzy, dodając otuchy.
- Jesteś… moim… najlepszym przyjacielem – wydukała cicho, mocno przyciskając Dante do piersi. Wtulił mordkę w jej włosy. Bursztynowe oczy śmiały się, ufając, że to coś zmieni. Niestety nigdy nie mogła ocenić koloru sierści czworonoga.
Żyła dalej. Chodziła na spacery, uczyła się czytać… Na nowo rozmawiać z ludźmi, szczerze uśmiechać.
Kiedy się ma ambicje, życie wydaje się ważne. Gdy stawia na naszej drodze prawdziwego przyjaciela, jest najcenniejszym skarbem.
Ty też jesteś moją przyjaciółką…
Pomyślał, wiercąc się na podłodze. Zegar ponownie zaczął tykać, odmierzając dany nam wszystkim czas…



3 lata później…

- Ładnie wyglądasz…
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- A jak wyglądam? – jesień przyszła tego roku bardzo szybko, zmuszając panią letnich szaleństw do opuszczenia swojego wygodnego tronu. Kolorowe liście opadające miarowo z drzew tworzyły puszyste dywany w parkowych alejkach. Śmiejące się twarzyczki biegających dookoła dzieci błyszczały beztroską. Zabiegani, ubrani w eleganckie ubrania dorośli szli przed siebie, nie zatrzymując się. Co jakiś czas rzucali tylko nerwowe spojrzenia na zegarek…
- Pomyślmy… Masz dwa, długie warkocze koloru dojrzałego kasztana. Promieniują, kiedy się śmiejesz. Przewiązałaś je czarnymi wstążeczkami. Zabawnie zadarty nosek i szczęśliwe oczy.
- To oczy mogą być szczęśliwe? – zdumiała się dziewczyna, zatrzymując w połowie żużlowej dróżki. Chłopak uśmiechnął się szeroko, spoglądając na nią z góry. Ścisnął mocniej jej szczupłą dłoń. Niewątpliwie była wyjątkowa. Ciekawa świata. Pełnił rolę jej pary oczu. Opisywał wiele rzeczy, a ona zatapiając się w rozkoszy malowała kolejne elementy siłą wyobraźni. Zgadywała…
Śmiała się…
- Twoje mogą.
- Nie są takie zwyczajne? Blade i puste? – niedowierzała. Podmuch zimnego wiatru dął jej w twarz, zaróżowiając policzki.
- Justyna… Ja… - nie dokończył. Radosne, głośne szczekanie sprowadziło ich oboje na ziemię. Kamil odwrócił się w kierunku, z którego dobiegały odgłosy i gwizdnął cicho.
Czarny pies podbiegł do owej pary, sapiąc z zadowoleniem. Otarł się o materiał spodni dziewczyny, a ta z uśmiechem śmiało schyliła się w dół, bezbłędnie celując opuszkami palców w ucho psa.
- Dante! Jesteś wreszcie. Baliśmy się z Kamilem, że ktoś cię porwał, albo, żeś się zgubił – powiedziała, drapiąc czworonoga za uszami.
Pokręcił głową, nie pozwalając zaniknąć cieniowi lekkiego uśmiechu. Inny chłopak na jego miejscu mógłby się poczuć zazdrosny o tego mądrego labladora. On go szanował. Chwalił, w duchu dziękując. Doskonale znał historię tej dwójki. Byli przyjaciółmi… Dzięki niemu również los zetknął go z Justyną.
Podniosła wzrok do góry, w powietrzu szukając ciepłej, męskiej dłoni. Dostrzegł to w porę, przytulając długowłosą mocno do ciebie. Pociągnęła nosem, szepcząc do ucha swego towarzysza:
- Kocham cię Kamil…
Szczek. Oderwali się od siebie, równocześnie wybuchając salwą śmiechu.
- Ciebie też Dante.
- To powinno go usatysfakcjonować – stwierdził trafnie Kamil, pomagając podnieść się z kucek dziewczynie.
- Idziemy? – podał jej rękę, której uczepiła się mocno. Przy lewej nodze spacerował, merdający ogonem Dante.
Patrząc na splecione dłonie swojej pani i wysokiego bruneta, skinął pokornie łebkiem.
[/i]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Holly Blue




Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sobota 30-09-2006, 13:23    Temat postu:

Hah.... ja już to czytałam.
Dawno. Przed wysłaniem xD
Z tego co pamiętam (przypominam że czasdami dopada mnie skleroza) to mi się podobało.
Mówiłam, że jest oryginalne jak na temat o psach.
I... hm.... błedów już zapewne nie ma. A przynajmniej na pewno tych które Ci powiedziałam ;]
Było za długie? No proszę o tym mi nie mówiłaś xD
Pozdrawiam,
Holly Blue.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Nasza twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin