Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Za wszelką cenę -> 4 (To nie koniec!)

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Śmietnik
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
TaniecDuszy




Dołączył: 12 Sty 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Imielin (śląskie)

PostWysłany: Piątek 05-01-2007, 9:26    Temat postu: Za wszelką cenę -> 4 (To nie koniec!)

-> Słuchajcie. Nie umiem znależć nigdzie tego opowiadania, ani w archiwum ani tutaj, więc daje jeszcze raz w całości, znaczy w tej części, którą już mam... POSTANOWIŁAM KONTYNUOWAĆ!
Zapraszam do czytania.
Pozdrawiam.
TaniecDuszy

ZA WSZELKĄ CENĘ

Akcja: rozpoczyna się koło maja, w drugim rozdziale przeskok o prawie rok aż do stycznia, dzieję się w Niemczech, w Berlinie. Potem prawdopodobnie wraz z rozwojem akcji przeniesie się do Paryża we Francji, ale to jeszcze kwestia rozstrzygnięcia dalszych wydarzeń i tego, jak poprowadzę bohaterkę w tej opowieści.
Bohaterowie:
Lena – główna bohaterka, na początku ma 17 lat, ale w drugim rozdziale ma 18 i uczęszcza do dziewiątej (ostatniej) klasy szkoły baletowej.
Emma – rok starsza przyjaciółka Leny.
Philipp – były chłopak Leny.
Olivia – nowa dziewczyna Philippa.
Pani Herbst – nauczycielka tańca klasycznego (baletu) Leny.
Chłopaków z zespołu i ich menadżera chyba nie muszę przedstawiać.
Jeżeli w trakcie pojawi się jakiś nowy bohater będę tutaj edytować listę.

Nazwy różnych ćwiczeń będę pisała pochyloną czcionką. Mogą one być nie do końca poprawne, ponieważ już zapomniałam ich prawidłową pisownię (jeżeli ktoś je zna może zwrócić uwagę i poprawić w komentarzu, za co z góry dziękuję). Czasami będę dodawała wspomnienia Leny, które tak samo jak te nazwy będą wyróżniać się w tekście. Będę oddzielała jedną gwiazdką tekst pisany w pierwszej osobie, czyli relacje Leny od tekstu pisanego w trzeciej, czyli od strony zespołu. Czasami w nawiasie będę podawała pewne informacje, które nie należą do właściwej treści tekstu.
Miłej lektury.
Asia.


Rozdział 1:

- To koniec! – powiedział jakby z ulgą w oczach, Philipp...
Właśnie próbowałam wydusić coś z siebie, nie wiem, zacząć tupać nogami, czy wrzeszczeć, kiedy zdałam sobie sprawę, że to nie ma sensu. Nie będę przed nim okazywała swoich uczuć, słabości...
- Czemu tu jeszcze stoisz? – zaczęłam. – No biegnij do tej swojej Olivii! Ona na pewno cię potrzebuje! – to ostatnie już wykrzyczałam.
Zaskoczyłam go! Nie spodziewał się, że o niej wiem. Chwila triumfu i dumy, a zaraz potem wielka złość i rozpacz. Wyzywałam go od zdrajców i egoistów. W końcu z moimi uczuciami się nie liczył! Zaczęła się burza z błyskawicami. Darłam się, on też. Nerwy nam puściły. Potrząsnął mną, a ja uderzyłam go w twarz i uciekłam.

Biegłam ile sił. Po jakimś czasie sama nie wiedziałam, gdzie jestem. Z przyrostem zmęczenia i wysiłku ulatywała złość. W końcu zatrzymałam się i zaczęłam ryczeć. Łzy spływały po mojej twarzy. Stałam po środku jakichś krzaków i drzew. Było zielono, a słońce próbowało przebić się przez gałęzie porośnięte liśćmi. Teraz powoli szłam wydeptaną ścieżką cały czas płacząc.

Przez ten czas próbowałam myśleć o wszystkich smutniejszych chwilach z moim byłym chłopakiem, ale nie umiałam ich odszukać. Było nam tak dobrze... Co ja takiego zrobiłam? Co było nie tak? W czym jestem od niej gorsza? Czy nie dawałam mu całej siebie? Wszystkiego, co we mnie najmocniejsze i najpiękniejsze? To przecież z nim wiązałam swoje marzenia, nadzieje, plany... Tak bardzo go kochałam, był dla mnie całym światem. Przez ten rok nie wyobrażałam sobie nikogo innego u mojego boku.

Kiedyś siedziałam w parku i czytałam książkę. Nagle usłyszałam znajomy śmiech. Odwróciłam się i... Zobaczyłam swojego chłopaka z nią. Tleniona blondyna. Obejmował ją i wyglądał na naprawdę szczęśliwego. Ona patrzyła na niego tym pustym wzrokiem, jakby mówiła: „Weź mnie całą tu i teraz”. Ukryłam się, żeby mnie nie zauważyli, chociaż i tak wątpię, żeby spostrzegli cokolwiek.

Wtedy coś we mnie pękło... Bałam się, że to koniec, ale darzyłam go tak silnym uczuciem, że nie dopuszczałam tego do świadomości. On udawał wiernego, a ja naiwną. Byłam w nim taka zapatrzona, wierzyłam we wszystko, co mówił. To jedno spotkanie nie mogło zburzyć tego, co razem stworzyliśmy – tak wtedy to sobie tłumaczyłam. Byłam taka głupiutka... Taka zakochana... To, co mi zrobił jest niewybaczalne!

TO WSZYSTKO JEST DO CHRZANU! KIEDY KTOŚ CIĘ OPUŚCI, POZA TYM, ŻE TĘSKNISZ, POZA TYM, ŻE ROZPADA SIĘ CAŁY TEN MAŁY ŚWIAT, KTÓRY RAZEM STWORZYLIŚCIE, I ŻE WSZYSTKO, CO ROBISZ PRZYPOMINA CI O TEJ OSOBIE. NAJGORSZA JEST MYŚL, ŻE BYŁA TO PRÓBA JAKOŚCI I TERAZ WSZYSTKIE CZĘŚCI, Z KTÓRYCH SIĘ SKŁADASZ NOSZĄ STEMPEL ODRZUT. PRZYSTAWIONY PRZEZ KOGOŚ, KOGO KOCHASZ. CZY TO NIE DZIWNE, ŻE MASZ PEWNOŚĆ SIEBIE ZLEŻAŁEJ KANAPKI Z DWORCOWEGO BUFETU??

Podniosłam wzrok i zobaczyłam piękny stawek oświetlony letnim, lipcowym słońcem. Promienie głaskały moje mokre od łez policzki i suche z tęsknoty usta. Zaczęłam obracać się wokół siebie, wąchać kwiaty... Chłonęłam tą „przyjemność”. Przez chwilę byłam szczęśliwa. Potem znieruchomiałam. Ból, jaki mi sprawił wzbudził we mnie najgorsze myśli. Nie byłam sobą. Poszłam na pomost i zaczęłam się niebezpiecznie wychylać. Już czułam jak spadam do wody i jej taflą zamykam mój świat na zawsze. W tym momencie usłyszałam wyraźne słowa: „Nie rób tego”. Przestraszyłam się. Nerwowo odeszłam od krawędzi pomostu. Szukałam osoby, która powstrzymała mnie od zakończenia mojego, teraz nic nie znaczącego dla mnie, życia. Nikogo nie znalazłam. To musiał być jakiś znak. Może jeszcze spotka mnie szczęście? Usiadłam na brzegu jeziora. W półleżącej pozycji wpatrywałam się w horyzont i odbijający się w wodzie, piękny zachód słońca. Ciepły wiatr pogłaskał moją twarz i zmierzwił włosy. Zamknęłam oczy i wyobrażałam sobie, że jestem z moim byłym już chłopakiem. Oboje jesteśmy szczęśliwi i już nic nam nie jest potrzebne. Mamy siebie. Zaczęło mi być chłodno, więc postanowiłam wrócić do domu.


Zgasiłam światło w pokoju, zapaliłam świeczki, załączyłam Czajkowskiego. Wtuliłam się w poduszkę i słuchałam mojej ulubionej płyty. Kiedy zaczął się utwór z „Jeziora Łabędziego” założyłam specjalne buty i tańczyłam. Dźwięki mnie poniosły. To było moje drugie życie: BALET. Taniec to inny sposób okazywania uczuć. Zawsze, kiedy miałam występ w operze, albo egzamin z tańca wyobrażałam sobie, że gestami mojego ciała okazuje Philippowi to, co w danej chwili czuje. Teraz też tak było. Kiedy muzyka się skończyła, usiadłam na podłodze. Wiedziałam, że będę miała zakrwawione palce u stóp, bo specjalnie ich nie obandażowałam przed założeniem point.

Byłam przyzwyczajona do tej małej katorgi. Prawie jej nie odczuwałam, bo w końcu znoszę to już od ponad siedmiu lat. Pamiętam kiedy pierwszy raz założyłam na stopy te, wtedy dla mnie „dziwne buty”. Płakałam i bardzo się zniechęciłam. Od razu zadzwoniłam do mamy i szlochałam do słuchawki. Miałam wtedy dziesięć lat. Zauważyła to moja obecna przyjaciółka, która jest starsza o rok. Pocieszyła mnie, założyła opatrunek i wprowadziła mnie powoli w świat TAŃCA... To dzięki niej wytrzymałam w tej szkole tyle lat i teraz nie brakuje mi wiary w siebie i ambicji. Była najważniejszą osobą w moim życiu! Chcę teraz skończyć ósmą klasę, a potem dziewiątą z dyplomem i kiedyś dzielić się doświadczeniem z innymi, tak jak to robi moja nauczycielka tańca klasycznego.

„Muszę się zrelaksować” – pomyślałam. Odkręciłam gorącą wodę, nalałam wonnych olejków o zapachu cynamonu i migdałów do wanny. Wpatrywałam się w strumień spływającej wody. Weszłam do niej, zadrżałam. Była wrząca. Moje ciało pokryła „gęsia skórka”. Położyłam się, zamknęłam oczy.

Gdyby nie telefon od przyjaciółki, utonęłabym we własnej łazience.
- Laska! Tylko mi nie mów, że teraz siedzisz poryczana i myślisz, że on był tym jedynym! – mówiła tak szybko i głośno, że ledwo ją zrozumiałam.
- No nie zupełnie. Właśnie mi przerwałaś najbardziej relaksującą chwilę dzisiejszego dnia.
- No to mam dla Ciebie newsa! To już nie będzie najbardziej relaksująca chwila dnia dzisiejszego, jak to ujęłaś!
- Nie?! – zdziwiłam się.
- NIE kochana! Idziemy się bawić! Korzystać z życia! Podrywać osoby płci przeciwnej i będziemy niegrzeczne. W końcu jesteśmy same, nie? Już możesz sobie poużywać! – zaśmiała się. – Za pół godziny będę u Ciebie! Pa! – odłożyła słuchawkę.

Jedno mnie tylko zastanawia – skąd ona o tym wie? Ledwo ja się godzę z losem, a tu całe miasteczko wie! Tylko skąd? Nie chce mi się myśleć! Dzisiaj zaszaleję. Dobrze mi to zrobi. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam się zastanawiać, co trzeba ze sobą zrobić, żeby zwrócić uwagę mężczyzn? Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam problemy tego typu. Jednego jestem pewna – nie później niż wtedy, gdy zaczęłam chodzić z Philippem.

Najpierw mierzyłam ciuchy, które po kolei fruwały po całym pokoju. Włączyłam magnetofon i wirowałam razem z bluzeczkami, spodniami, kieckami, paskami i innymi. Nie wiedziałam nawet, kiedy Emma weszła do mieszkania. Kiedy zobaczyła stan pomieszczenia, w którym się znajdowałyśmy, przeraziła się. Wybrała mi gustowną, przewiewną bluzeczkę, której nawet nie zauważyłam przy wyrzucaniu kolejnej odzieży oraz obcisłe biodrówki. Zrobiłam lekki makijaż i już byłyśmy w drodze do klubu.

Dawno nie byłam w „Innym Wymiarze” (klub, do którego pojechałyśmy), więc bardzo się zdziwiłam, że wystrój wewnętrzny się nieco zmienił. Wpuszczali bez dowodów osobistych, ale teraz, gdy jestem już pełnoletnia nie miało to dla mnie takiego znaczenia jak kiedyś, kiedy to kreowałam się w te wieczory na starszą niż jestem. Usiadłyśmy przy stoliku.


Rozdział 2:

I znowu codzienność... Rutyna.

Dzisiaj byłam obojętna. Zero zaangażowania. Kilka razy zgubiłam takt. Prowadząca dostrzegała każdy błąd natychmiast – wyczuwałam to w jej spojrzeniu. Po rozgrzewce miał nastąpić układ kroków across the floor, to jest przez całą długość sali. Nauczycielka tańca, która zawsze uważała, że każdy ruch wykonuję z pasją, była zaskoczona...
- Moje drogie – zwróciła się do nas. – Kroki wykonujecie jak zawsze w porządku. Ale taniec nie polega tylko na ich stawianiu. Jest on czymś całkowicie innym. Wasze ciało jest instrumentem, na którym gracie. Wasza siła i energia musi popłynąć aż do czubków palców, a ramiona nie mogą zwisać jak drągi, które przez przypadek wyrosły. – wiedziałam, że te słowa były kierowane specjalnie do mnie.
Pierwszy raz zdarzyło mi się tak traktować każde ćwiczenie. Mój umysł był gdzieś obok, a na zewnątrz wykonywałam tylko to, co musiałam. Myślami byłam gdzie indziej...

Wspomnienia... Chociaż minęło już ponad pół roku od rozstania dalej łudziłam się, że wróci... Żyłam w świecie wyimaginowanym. Rzadko kiedy docierała do mnie rzeczywistość... Bardzo chciałam o tym zapomnieć wpadając w wir tańca i skupieniu się na przyszłym zawodzie, ale za każdym razem pojawiał się w mojej głowie on... Jego uśmiech, kiedy mnie widział, jego wzrok kiedy mnie kochał, to w jaki sposób mnie dotykał... Każda myśl bolała... Raniła mnie tak strasznie od środka. Czułam pustkę. Nie umiałam skoncentrować się na wykonywanych czynnościach. Było mi ciężko. Nikt nie umiał do mnie dotrzeć. Nawet z Emmą kontakt już nie był ten sam.

Kawalerka, szkoła, zajęcia, próby, kawalerka, szkoła, zajęcia, próby... I tak w kółko. Musiałam coś z tym zrobić. Pani Herbst zaczęła się o mnie martwić. Bardzo chciała, żebym ukończyła szkołę z dyplomem, a do egzaminu i końcowego pokazu, czyli balu kadetów, zostały trzy miesiące. Ona za każdym razem próbowała na mnie wpłynąć. Znała moje pragnienia i to, że kiedyś chcę udzielać się w życie pedagogiczne związane z tą dziedziną. „Muszę wziąć się w garść!” – postanowiłam wychodząc z sali.

Pomyślałam o mojej przyjaciółce, którą zaniedbałam. Chciałam to naprawić. Ona zawsze mnie wspierała... Może pomoże mi odnaleźć dawną siłę i wiarę, którą utraciłam razem z odejściem Philippa? Trzeba poprawić sobie humor. Zawsze byłam oszczędna, więc widząc sumę uzbieranych przez parę lat pieniędzy uśmiechnęłam się do siebie. Zrobię zakupy... Odświeżę moje malutkie mieszkanko. Mam dwa tygodnie wolnego. Zajmę się sobą i zadzwonię po nią.
- Cześć kochana... Tak wiem, że się nie odzywałam, ale muszę ci o czymś powiedzieć... – zaczęłam jej mówić o moich planach, które ustaliłam chwilę temu. – Naprawdę mi pomożesz? Jesteś kochana... To za chwilę u mnie ok.? Narazie. – odłożyłam telefon i zaczęłam spisywać rzeczy, które chciałabym zmienić.

Nowe kolory na ścianach, zasłony, dywany, ogromnie ilości różnych świec, gadżety i to, co akurat mi się spodoba w sklepie. Ogólnie zmiana nastroju, uzupełnienie mojej kosmetyczki, a na końcu wypad do spa... Znowu nabrałam wiary w siebie patrząc w lustro. Byłam zadowolona, że mogłam pozwolić sobie na taką przyjemność. Ale zawdzięczam to moim rodzicom, którzy nauczyli mnie odkładania każdej sumy do „puszeczki”.

Po tygodniu moje relacje z najważniejszą dla mnie osobą wróciły. Zrealizowałam to, co sobie zaplanowałam i byłam szczęśliwa. Znowu satysfakcja z wywiązania się ze swoich postanowień. Wiedziałam, że dzięki takim zmianom mogę zacząć swoje życie od nowa. Zorganizowałyśmy sobie wieczorek „mojego nowego życia” w „mojej odnowionej przestrzeni”.

Malutka, przyjemna, drewniana ze współczesnymi akcentami i wyposażeniem kuchnia połączona z małą, funkcjonalną jadalnią. Komfortowa, utrzymana w jednej tonacji z morskimi wstawkami łazienka z wielką wanną, którą dostałam od chrzestnej na urodziny. Malutki przedpokoik nadający orientalny charakter wnętrzu i mój pokój w ciepłych kolorach i niezbędnymi dla mnie przedmiotami. Moi rodzice wynajęli dla mnie to mieszkanie, kiedy skończyłam szesnaście lat i pozwolili mi się usamodzielnić. Wybrali takie, w którym było ogromne okno z widokiem na piękną, zieloną polanę z lasem na horyzoncie... Uwielbiam wieczorami patrzeć na słońce, które chowa się za drzewami i nadaje pięknych tonacji niebu, które na parę chwil przybiera cudowne odcienie.

Dzisiaj wybrałyśmy się do centrum handlowego na wielkie „obkupienie” mnie. Ciuchy, buty i tym podobne. Po paru godzinach wyglądałam prawie jak jakaś gwiazda po tak zwanym „shopping'u”. Obładowana torbami, siatkami przemieszczałam się znanymi mi uliczkami w stronę domu. Nagle znajoma sylwetka przeszła prawie przed moimi oczami.
- Em?
- Tak? Coś się stało? – zapytała przyjaciółką widząc strach malujący się teraz na mojej twarzy.
- Czy to czasem nie był... – nie umiałam dokończyć, bo łzy już „pchały” mi się do oczu, które zaszkliły się momentalnie.
- Nawet o nim nie myśl! Zapomnij o tym rozumiesz? Pamiętasz co sobie postanowiłaś? Zero Philippa! Zero! Czy chcesz żeby on zniszczył twoje plany, które układałaś sobie od lat? Skup się teraz na tym, co cię niedługo czeka. Musisz zdobyć dyplom i wyróżnić się jeżeli chcesz kiedyś uczyć w najlepszej szkole w Paryżu! – przypomniała mi.
- Masz rację... To co? Idziemy do mnie rozpakować te tony nowych rzeczy? – zmieniłam temat, żeby wrócić do siebie i czasem nie dać się ponieść emocjom.


Miesiąc ciężkich ćwiczeń. Dawałam z siebie wszystko. Pani Herbst zauważyła powrót mojego zaangażowania i znowu dawała mi oparcie. Bardzo dobrze wiedziałam, że byłam jej ulubienicą. Od pierwszego roku widziała we mnie pasję. Talent. Tak bardzo cieszę się, że wybrałam tę szkołę. Wykorzystałam swój dar i możliwości. Teraz wystarczyło tylko urzeczywistnić swoje marzenia. Kiedyś to ja będę takim wspaniałym pedagogiem. Będę budziła w tych młodych dziewczynach to, co wzbudziła we mnie moja obecna nauczycielka. To było moje marzenie, odkąd znalazłam się w tej szkole.
- Mam dla Ciebie propozycję... – powiedziała do mnie po skończonej lekcji. – Nie chciałabyś spróbować sił w choreografii do teledysków? Byłoby to coś nowoczesnego, a wiem, że uczęszczasz też na ten rodzaj tańca jak i zresztą na każdy oferowany w naszej szkole. Mogłabyś połączyć te dwa style i robić coś naprawdę dobrego. Jest jeden zespół, który potrzebuje takiej przewodniczki i dawcy pomysłów do wideoklipów.
- Sama nie wiem... Nigdy tego nie próbowałam, a co z egzaminami? To już niedługo. Zostało mi półtora miesiąca, a ja dopiero zaczęłam ćwiczyć swój układ do balu... – wahałam się.
- Możesz to połączyć, ulepszyć dzięki temu swój występ. Podstawową treść egzaminu, czyli suche ćwiczenia masz już opanowane do perfekcji, a osobisty popis możesz zawsze „doprawić” mieszanką stylu... I sprawdzić się w roli przyszłej nauczycielki, dzielić się i widzieć skutki swoich pomysłów, które zobaczysz potem na ekranie. Wiem, że potrafisz też zajmować się dekoracją wnętrz... Byłabyś całkowitym reżyserem... A te chłopaki potrzebują kogoś takiego. To wspaniała szansa. Nie zmarnuj jej moje dziecko!
- No dobrze... To kiedy mam zacząć? – ona zawsze potrafiła na mnie wpłynąć... Swoją drogą to może być ciekawe przeżycie. Może odkryję w sobie jakieś nowe możliwości?
- To za godzinę będę po ciebie. Podjedziemy samochodem do ich studia i tam wszystko ustalimy. Pasuje?
- Dobrze. Wie pani gdzie mieszkam. Do widzenia. Aha mam coś przygotować? – zapytałam wychodząc z budynku.
- Nie. Jeszcze nie znasz piosenki. Dowiesz się na miejscu.

Rozdział 3:

Czekając przeglądałam nagrania z moimi występami. Na każdym z nich w oczach widziałam moją dawną miłość... I pomimo upływu czasu znowu zabolało... Mimo to uwielbiałam patrzeć na te taśmy. Podziwiałam wtedy swoją szczupłą, dzięki ćwiczeniom, sylwetkę. Na co dzień tego nie zauważam, bo jestem zbyt zajęta, pochłonięta tańcem i szkołą, ale kiedy włączam po raz kolejny znane mi już kasety, podziwiam się. Odpowiednie oświetlenie i dobrany strój mogą naprawdę wiele zdziałać... Na początku, kiedy pierwszy raz oglądałam te spektakle nie mogłam uwierzyć, że ta dziewczyna na scenie to ja. Dzięki nim nabierałam pewności siebie. Dodawało mi to siły na przeżycie kolejnego dnia i wiary we własne możliwości. Te parę chwil bardzo umacniało mnie psychicznie. Po każdym z występów czułam się spełniona i usatysfakcjonowana.

Zastawiałam się dlaczego wybrała akurat mnie? Przecież jest dużo dziewczyn w szkole, które nie są wcale gorsze i pewnie dałyby sobie radę. Nie chciałabym jej rozczarować. Ciekawiło mnie to nowe zadanie, z którym postanowiłam się zmierzyć. Czy sobie poradzę? Czy spełnię oczekiwania zespołu? Nagle poczułam, że jest to bardzo odpowiedzialne zajęcie. Nabierałam wątpliwości... A co jeżeli nie dogadam się z nimi? Jak nie będę umiała współpracować? Nie spodobają im się moje pomysły? Nie będę umiała na nich wpłynąć? Obawiałam się tego wszystkiego, bo teraz nie będzie to zależne tylko ode mnie. Będę musiała ich przekonywać do moich pomysłów... Nie lubię narzucać swojego zdania. Zawsze wychodziłam zwycięsko ze wszystkiego, co sobie postanowiłam. Tym razem też nie chciałam się zawieźć na samej sobie...

Zostało mi jeszcze trochę czasu. Stanęłam przed lustrem i chwyciłam się drążka, który był przymocowany specjalnie do ćwiczeń. Lekko i z wyczuciem położyłam delikatną, kruchą a jednocześnie pewną dłoń na kawałku oszlifowanego drewna, drugą przygotowałam przy lewym udzie. Nogi w pierwszej pozycji. Głowę odchyliłam o czterdzieści pięć stopni od lustra. Ostatnie poprawki do perfekcyjnego spięcia mięśni i zaczęłam ćwiczenia. Demi plié*. Zawsze od tego zaczynałam. Ugięcie kolan rozłożonych na równą linię w kąt stu osiemdziesięciu stopni i powrót, potem przejście do ground plié** i reszta jak na próbach, po kolei, w każdej pozycji***. Wysuwanie obciągniętych nóg, wyrzucanie ich w przód, w tył, w bok i kilka rozciągliwych ćwiczeń. Pogłębiony szpagat męski i damski. W pewnym momencie musiałam skończyć ten codzienny rytuał, bo nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Była to Pani Herbst.

Weszłam niepewnie z nauczycielką do budynku, gdzie miałam zacząć dorywczo pracować. Poczułam lekkie ukłucie strachu przed naciśnięciem klamki do właściwych już drzwi. Spojrzałam na towarzyszącą mi osobę, która swoim ciepłym wzrokiem uspokoiła mnie. Już teraz pewniej stanęłam na nogi, a serce nie łomotało jak oszalałe. Nie mam pojęcia skąd takie zdenerwowanie.

Teraz stałam twarzą w twarz z ludźmi, z którymi będę przez bliżej nieokreślony czas pracować. Bardzo przejmowałam się faktem, że mogli okazać się starsi ode mnie, ale nie wyglądali na takich.
- To jest Tom, Gustav, Georg i Bill... – przedstawił mi zespół wysoki, przystojny mężczyzna. Zdziwiłam się, bo to ostatnie imię jest raczej rodzaju męskiego, a osoba stojąca na końcu raczej przypominała kobietę. – A ja jestem David, menadżer zespołu. – podał mi dłoń.
- Ja nazywam się Lena i jestem uczennicą szkoły baletowej... – odwzajemniłam uścisk.
- Tak wiemy o tym. Rozmawialiśmy z Twoją nauczycielką już wcześniej. Dużo nam o tobie mówiła... – przerwał mi mężczyzna, który opiekował się chłopakami. „Wcześniej?” – pomyślałam. Udawałam, że wszystko jest w porządku.
- Dobrze, więc już wiemy kto, jak się nazywa. Może przejdziemy do konkretów? Piosenki, pomysły? – wtrąciła Pani Herbst.
Parę godzin później dowiedziałam się jakie jest moje zadania i dostałam płyty, żeby zapoznać się z muzyką. Tokio Hotel – skądś ich kojarzyłam, tylko nie umiałam sobie tego przypomnieć.
- To od kiedy zaczynamy i jaki będzie czas mojej pracy? – spytałam.
- Zjawiasz się tutaj zaraz po swoich zajęciach. Z tego co wiem, to o 17 już mogłabyś tutaj być. Pracujemy najpóźniej do 22. W soboty zaczynamy od rana, czyli stawiasz się na 8, a koniec pracy jest nieokreślony. Niedziele masz wolne. Jeżeli dobrze nam będzie się współpracowało, to zatrudnimy cię na stałe, o ile ty nie będziesz miała nic przeciwko. Masz jak dojeżdżać? – nie dał mi odpowiedzieć. - Z tego co wiem, to nie bardzo, więc będę po ciebie wysyłał któregoś z kierowców. Czy wszystko ci odpowiada? – powiedział, jakby nauczył się tego na pamięć opiekun zespołu.
- Tak, oczywiście. To do jutra. – zgodziłam się.
- Na razie. – odpowiedział mi Georg.
- Cześć! – krzyknęli równocześnie Tom i Bill.
- Do zobaczenia. – pożegnał się ze mną Gustav.


Usiadłam wygodnie na beżowej sofie z ciepłą kawą w ręce i przeglądałam materiały, które dostałam w studiu przy akompaniamencie nowej, nieznanej mi jeszcze płyty. Ciężko mi będzie z wymyślaniem ruchów i ogólnej choreografii do takiej muzyki... Ja raczej preferowałam troszkę inny typ. Tego nauczyła mnie szkoła. No cóż... Nikt nie powiedział, że będzie łatwo.

Do później nocy „poznawałam” moich współpracowników. Wyglądali na w miarę porządnych chłopaków. Chociaż ten jeden troszkę odstawał. W pierwszej chwili dałabym sobie rękę uciąć, że to jest dziewczyna... Ale przecież każdy ma prawo do własnego stylu. Zawsze byłam osobą tolerancyjną. Po dokładnym przyglądnięciu się ich zdjęciom, które teraz pojawiły się na monitorze mojego laptopa stwierdziłam, że jest w nim coś tajemniczego. Nie dziwię się teraz tym milionom fanek, które są w nim zakochane. Ciekawe jak będzie wyglądała ta moja tymczasowa praca. Nagle zdałam sobie sprawę, że oni są strasznie popularni i... No właśnie! Przecież pracując z tak znanymi ludźmi nie ominę zwrócenia na siebie uwagi mediów. Będę musiała pogodzić się z tą myślą. Mam nadzieję, że nie sprawi mi to większych problemów, bo już nie raz występowałam w telewizji, ale jeszcze nikt nie prosił mnie o autograf, nigdy nie miałam do czynienia ze światem show biznesu, a teraz będę współpracowała z Tokio Hotel... Chociaż z drugiej strony może to pomoże mi się wybić? O czym ja w ogóle myślę? Egoistka! Przecież nie mogę ich wykorzystać do osiągnięcia własnych korzyści.

*

- Niezła laska z tej Leny, nie? – powiedział do reszty gitarzysta zaraz po wyjściu dziewczyny.
- Tylko nie zaczynaj znowu... – ostrzegł go perkusista, chyba najrozsądniejszy chłopak z całej ekipy.
- No o co ci w ogóle chodzi? Przecież tylko stwierdzam fakt, który wy chyba też zauważyliście, czy tak?
- No w sumie ładna... Będzie się milej z nią pracowało. – przyznał basista.
- Miała ładne oczy... Zauważyliście? – wyrwał się z zamyślenia wokalista, a reszta popatrzyła na niego z poirytowaniem w oczach.
- No chłopaki... Nie wiem, czy wiecie ale ta dziewczyna jest od większości z was starsza. Niedługo skończy 18 lat. – wtrącił się David.
- A widzieliście jak się poruszała?... – ciągnął swoje Czarnowłosy.
- A Ty zakochałeś się czy coś? To przecież normalne, że musi się ładnie poruszać. W końcu jest baletnicą nie? Miejmy nadzieję, że nie będzie nas katowała tymi wygibasami, bo ja nie zamierzam ubierać się w obcisłe getry i białe przylegające do ciała koszulki, a na nogi te śmieszne buty... – zarzekał się Tom.
- Przecież nie będzie nas do niczego zmuszała, nie? Jakby coś, to po prostu się nie zgodzimy i z głowy. To my tu rządzimy, a nie ona... Chociaż... Pewnie ma dar przekonywania... – odpowiedział Georg, który teraz wydawał się być lekko zamyślony.
- Z takim wyglądem na pewno! – rzucił David wychodząc ze studia. – To do jutra! Mamy dużo roboty także nie balujcie do późna i uważać mi tam na siebie jasne? – puścił im oczko.
- A ten zawsze to samo... – powiedział, albo raczej szepnął do reszty Dredowłosy. – To co robimy chłopaki? – zwrócił się do przyjaciół.
- Ja idę do domu. Moja mama prosiła, żebym dzisiaj zjadł kolację z jej nowym „kolegą”... – to ostatnie basista bardzo dziwnie zaakcentował.
- Ja chcę trochę pobyć sam i odpocząć do jutra. Mam nadzieję, że się nie obrazicie, ale ostatnio za mało czasu spędzam w domu i chciałbym to nadrobić... – przerwał ciszę Gustav.
- Bill a ty masz jakieś plany? – starszy Kaulitz zwrócił się do brata, lecz ten nie reagował. – Hallo! Ziemia do Billa! – machał mu rękami przed nosem i dopiero teraz Czarnooki zareagował.
- Co? Co? O co chodzi? – pytał jakby wyrwany z transu.
- Co dzisiaj robimy? – spytał go Tom.
- Dostaliśmy od Davida kasety z występami naszej nowej współpracowniczki, więc myślę, że warto je obejrzeć, nie? W końcu musimy zobaczyć jak tańczy... – zaproponował.
- Dobra. To bierzemy kasety i spadamy, bo kierowca już na nas trąbi...

*Demi plié - półprzysiad (nie taki normalny z kolanami do przodu, tylko kolana odchylona w prawą i lewą stronę, aby utworzyć kąt 180 stopni) pomiędzy nimi.
**Ground plié - przysiad (tak samo jak wyżej)
***pozycje - balet klasyczny posługuje się w opisie i nauczaniu od wieków niezmiennymi, utrwalonymi i nazwanymi układami ciała, z których w połączeniu z krokami (pas) budowany jest taniec (układ choreograficzny). Jako podstawowe, swoiste baletowe abc, uznaje się pięć pozycji rąk i nóg:
Zobacz jak wyglądają pozycje
pozycja I - stopy wykręcone na zewnątrz, ustawione w jednej linii, pięty stykają się, ręce zaokrąglone uniesione lekko z przodu, palce dłoni nie stykają się,
pozycja II - stopy rozsunięte na odległość równą długości stopy, ustawione na jednej linii, ramiona rozłożone, zachowana symetria ciała,
pozycja III - jedna stopa ustawiona przed drugą, pięta ustawiona w połowie długości drugiej stopy, stopy ciasno do siebie przylegają, jedna ręka odwiedziona w bok, druga jak w poz. I,
pozycja IV - jedna noga wysunięta do przodu, stopy odsunięte, obie wykręcone, jedna ręka odwiedziona w bok, druga, uniesiona w górę tworzy łuk,
pozycja V - stopy ustawione równo jedna przed drugą, ciasno przylegające, nogi skrzyżowane, obie ręce uniesione do góry tworzą zaokrąglone linie.


Rozdział 4:

Bracia Kaulitz udali się do salonu, by tam oddać się przyjemności jaka płynie z oglądania telewizji. Siedzieli na ogromnej sofie z jasnej skóry zastanawiając się dlaczego zamiast obrazu na ekranie widnieją migające czarno-białe paseczki.
- Ej! Co jest? – rzucił lekko poddenerwowany już Dredziarz.
- Nie gap się na mnie, ja ci nie pomogę. Niestety kiedy ty majstrowałeś przy takich wynalazkach jak byliśmy mali, ja wolałem uszyć sobie torebkę z gaci ojczyma... – przypomniał bratu Czarny.
- To może daj drugą kasetę? Tamta pewnie zepsuta albo coś... – zaproponował.
- Sam rusz swój szanowny tyłek! – zrezygnowany, że jego klon nie ma ochoty mu pomóc podszedł do video i zauważył, że nie jest podłączone do gniazdka. – Jestem geniuszem! Mów mi mistrzu! Zrobię teraz jeden ruch i voila (tak się to pisze?). – zgrabnie włożył wtyczkę i na ekranie pojawił się któryś z występów Leny.

Obydwaj śledzili każdy jej delikatny ruch. Jej blada, prawie biała skóra dodawała uroku każdej pozycji, a podkreślona odpowiednim strojem dawała niesamowity efekt. Wyglądała jak anioł. Bliźniacy byli jak zahipnotyzowani. Nie zorientowali się nawet, kiedy do pokoju weszła reszta ich sławnego zespołu.
- Ty... Niezła jest... – posumował gitarzysta, kiedy skończyli.
- No tak, ale... Chyba TAK – przy tym słowie Czarnooki wstał i zaczął kaleczyć jakieś zaobserwowane ruchy, co wyglądało przekomicznie. Reszta patrzyła z rozbawieniem na kolegę udającego balerina. – Nie będą wyglądały nasze teledyski... Ja się w życiu na to nie zgodzę!
- Wyluzuj... Ona chyba jest jedną z tych normalniejszych, nie? – podsumował Gustav i posłał wymowne spojrzenie Georgowi, który się z nim zgodził kiwnięciem głowy.
- A wy podobno mieliście siedzieć ze starymi dzisiaj... – zaczął ten w za dużych ciuchach.
- No tak, ale okazało się, że po kolacji matka wyszła z tym podlotkiem. Mówię wam ten koleś wyglądał na niewiele starszego ode mnie i cały czas gapił się na jej cycki! Gdyby nie była tym, kim jest dla mnie też bym się lampił, bo dzisiaj, pewnie celowo ubrała bluzeczkę odsłaniającą większość jej klatki piersiowej. Ale do cholery! Chociaż mógłby się zachowywać przy stole, nie? Mnie zbywał półsłówkami. Czułem się jak intruz! Ten napalony gość wcale mi się nie spodobał! – żalił się z nieudanego spotkania basista. Widać było po nim, że teraz, kiedy wydusił z siebie tą nagłą złość wywołaną nieudanym posiłkiem z matką, zrobiło mu się lżej.
- Gustav a u Ciebie też takie ekscesy? – spytał Bill.
- Nie... Po prostu tak jakoś wyszło... Nie dałem rady... I... Wolałem wyjść. To było najlepsze wyjście. – wymigał się z wtajemniczania reszty w jego życie prywatne. Zawsze był w jakiś sposób skryty. Dusił w sobie wszystko. Czasami, kiedy już nie dawał rady przelewał swoje uczucia na kolejne strony jego, dobrze skrytego pamiętnika. Od zawsze mało mówił. Wolał słuchać i był w tym dobry, ale chłopaki zaczęli się coraz bardziej nim martwić. Jednak dzisiaj widząc jego nastrój, odpuścili.
- Dobra. Pomyślmy teraz nad piosenką do nowego viedeoklipu, bo jak do jutra nic nie wymyślimy to David nas zabije... – zmienił temat wokalista. – Co proponujecie?

*

Znowu zaspałam. W pośpiechu pakowałam się do szkoły, gdzie przypadkowo natknęłam się na beżową kartkę papieru. Tak... Była to opinia mojej nauczycielki, którą wystawia się co roku i jest dołączana do świadectwa:

Lena Lorenc jest uczennicą VIII klasy Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Berlinie, co odpowiada II klasie liceum. Posiada niezwykłe walory i predyspozycje do osiągnięcia pełnego kunsztu artystycznego w dziedzinie techniki tańca klasycznego i współczesnego.
Ogromnie pracowita i inteligentna, posiada rzadką cechę przezwyciężania trudności oraz upartego dążenia do osiągnięcia pełnej sprawności technicznej i wyrazu artystycznego. Jest osobą skromną, koleżeńską i bardzo lubianą wśród rówieśników. Szczupła, długonoga i utalentowana, jest jednocześnie bardzo dobrą uczennicą z przedmiotów ogólnokształcących, co, ze względu na ilość dodatkowych lekcji zawodowych i indywidualnych wymaga szczególnej pilności i dyscypliny. Każdy kolejny rok kończy świadectwem z paskiem i wyróżnieniem. Wytrwale i cierpliwie dąży do wytyczonego celu, a nie zawsze jest on prosty i łatwy do osiągnięcia. Uparcie dąży do osiągnięcia pełnej sprawności technicznej i wyrazu artystycznego.
Bierze udział w spektaklach Opery Berlińskiej, w koncertach szkolnych i środowiskowych oraz zatańczyła solowe partie w szkolnych przedstawieniach "Apollo i Muzy", "La Vivandirer”, z którym szkoła wyjeżdżała do Czech i Austrii.
Reprezentowała szkolę w konkursach w Berlinie i za granicą:
• w Ogólnopolskim Konkursie Tańca w Berlinie
• w Międzynarodowym Konkursie Tańca Klasycznego w Lyonie we Francji.
Uczestniczy w różnego rodzaju warsztatach tanecznych organizowanych w szkole i poza szkołą stale doskonaląc swoją wiedzę i umiejętności.

W roku szkolnym 2004/2005 szkoła wybrała kolejne konkursy baletowe, do których wytypowała zdolnych uczniów, między innymi Lenę.
Umożliwienie Lenie dalszego zdobywania doświadczeń poprzez udział w kolejnych konkursach lub warsztatach artystycznych przyczynią się do dalszego rozwoju i ukształtowaniu jej osobowości artystycznej.
Czytając znane mi już, wydrukowane zdania na beżowej, podbitej pieczątką szkoły kartki, zdania powracałam wspomnieniami do przeszłości. Bardzo dokładnie pamiętam pierwszą lekcję z moją obecną nauczycielką. Teraz, jak idę korytarzem podczas przerw, widzę w twarzach tych jedenastoletnich dziewczynek to, co sama przeżywałam parę lat temu. Pani Herbst była doświadczonym pedagogiem. Budziła w nas chęć do dalszej pracy i wiary w siebie. Swoimi ciepłymi oczami i uspokajającym uśmiechem pozbawiała nas początkowego lęku, który towarzyszył każdej uczennicy w ciągu pierwszych miesięcy. Z roku na rok czułam się coraz pewniej. Byłam z siebie dumna i cieszyłam się, bo każde 10 miesięcy nauki pozwalało mi uczyć się coraz więcej, zdobywać nowe doświadczenia, ale nie tylko... Gdy szłam coraz wyżej i wyżej zdawałam sobie sprawę, że właśnie to chcę robić w życiu. Odnalazłam i wykorzystałam swój talent. Robię to, co sprawia mi przyjemność i jestem z tego powodu szczęśliwa, ale kosztowało mnie to wiele wyrzeczeń i ogromnego wysiłku, a ten nie był tylko fizyczny. Kiedy ja odbierałam z satysfakcją kolejne dowody promocji do następnych klas, moje koleżanki odchodziły... Ból i żal. Naprawdę niewielu z zaczynających wytrzymuje i radzi sobie do końca, ukończenia i zdobycia tytułu. Jeżeli jakiś mój znajomy chciałby zacząć chodzić do jakiejkolwiek szkoły baletowej z całych sił starałabym się go odwieźć od tej decyzji. Tu jest naprawdę ciężko. Czasami zdarza się, że dostaję od różnych nauczycielek za źle spięte miejsce, a że jestem strasznie chuda (takie wymogi) potem te uderzenia odznaczają się pokaźnymi sińcami. To jest dozwolone. Myślę, że nie powinno tak być, ale nic na to nie poradzę. Wiele przeszłam. Diety, ciągłe stawanie na wadze, rezygnacja ze słodyczy, a już największą katorgą było odcięcie mnie od uprawianych sportów. Baletnice nie mogą ich uprawiać, gdyż mogłoby to skończyć się kontuzją, co doprowadziłoby do zaległości. Nie można sobie pozwolić na nieuwagę. Jakiekolwiek złamanie, czy zwichnięcie byłoby widoczne na wyniku końcowo-rocznym, czyli w najgorszym przypadku, ale i bardzo częstym po prostu nie zdanie. Muszę być bardzo ostrożna, bo taka niespodzianka na „finish’u” załamałaby mnie psychicznie... Już nie miałabym po co żyć. Zmarnowanie 9 lat ciężkiej pracy przez chwilę nieuwagi? Nie mogę do tego dopuścić. Trzeba być ostrożnym. O tak...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natt




Dołączył: 06 Paź 2006
Posty: 107
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Piątek 05-01-2007, 15:25    Temat postu:

A...yyy....
Po jednym się nie dało?
Nie przeczytałam i nie mam zamiaru.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Śmietnik Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin