Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Egal wo du bist -> 19 (To nie koniec!)

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Śmietnik
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
TaniecDuszy




Dołączył: 12 Sty 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Imielin (śląskie)

PostWysłany: Piątek 05-01-2007, 9:31    Temat postu: Egal wo du bist -> 19 (To nie koniec!)

-> nie umiałam go nigdzie znaleźć, więc daje jeszcze raz razem wszystkie 19 części. Postanowiłam kontynuować!
Zapraszam do przypomnienia zdarzeń i oczekiwania 20 parta!
Miłego czytania.
Pozdrawiam.
TaniecDuszy.

EGAL WO DU BIST

1.
Czy to nie cudowne uczucie wybiec ze świadectwem w ręku i przed oczami mieć ponad dwa miesiące beztroskiej sielanki? Dla uczennicy, która właśnie skończyła gimnazjum – na pewno.
Szłam do domu trzymając w jednej ręce świstek papieru z wykazem ocen końcowo-rocznych, a w drugiej...
- Cholera! – wykrzyczałam.
Właśnie zerknęłam na najnowszy artykuł BRAVO... Było tam zdjęcie, które ktoś pstryknął mi, kiedy dziękowałam Bill’owi za autograf. Cmoknęłam go w policzek a tu takie rzeczy wypisują!
„Czy najbardziej pożądany mieszkaniec Niemiec (czyt. Bill Kaulitz) znów jest zajęty?”
Nie no, to się w głowie nie mieści! Inaczej bym zareagowała, gdyby on mi się chociaż podobał, ale przecież to pedałek, który wygląda jak laska... Mam młodszą o dwa lata siostrę, która chyba dałaby się pokroić za tego chłoptasia. Szczerze mówiąc tego nie rozumiem, ale takiej nie da się przemówić do rozsądku. To dla Roksany naraziłam się na coś takiego... Bosh! Pewnie nikt przez to nie da mi spokoju... Teraz szłam zdecydowanie szybciej niż wcześniej. Minęłam jakieś dziewczyny, które przeglądały to samo pismo co ja i wrogo mnie zmierzyły...
Nagle ktoś chamsko mnie szturchnął. Obróciłam się i... zdążyłam tylko zauważyć, że była trochę wyższa ode mnie i miała długie blond włosy.

Obudziłam się w szpitalu. Dookoła mnie białe ściany, ale nie byłam sama... ktoś stał przy oknie. W pierwszej chwili go nie rozpoznałam, ale kiedy się odwrócił byłam pewna.
- Cieszę się, że odzyskałaś przytomność. – ucieszył się i podszedł do łóżka. – Należą ci się wyjaśnienia, już ci wszystko opowiadam. – zaczął.
- Chwilunia! – przerwałam mu. – Co ja tu właściwie robię? – zapytałam.
- Ależ jesteś niecierpliwa! Wszystko po kolei... – popatrzałam mu w oczy, zauważyłam, że mają piękny brązowy kolor, ale to nie tylko barwa dodawała im uroku... – Pamiętasz jak kiedyś spotkałaś mnie na mieście? Szedłem akurat do Georga, ale to mało ważne, poprosiłaś mnie o autograf. No to przystanąłem, bo pięknym istotom się przecież nie odmawia... – uśmiech – napisałem: „Dla Roksany – Bill Kaulitz”. – zrobił na mnie wrażenie tym, że pamiętał imię mojej siostry! – potem mi podziękowałaś i pocałowałaś mnie w policzek. I w tym momencie ktoś nam musiał zrobić zdjęcie...
- Tak wiem, ale co to ma wspólnego z tym, że jesteśmy w szpitalu? – wiem, że nieładnie jest tak komuś wchodzić w zdanie, ale ja już taka jestem.
- Już ci mówię... – powiedział na wdechu Bill. – moja, zresztą już „była” dziewczyna zobaczyła zdjęcie, ten artykuł w BRAVO i...
- To od niej dostałam, tak? – czarnowłosy popatrzył na mnie ciepłym wzrokiem i pokiwał twierdząco głową.
Nie wiem czemu, ale rozkleiłam się. Czy to przez jego wzrok, taki błagalny i pełen uczucia? Wtedy, zupełnie nieoczekiwanie przysunął się do mnie i objął... Usłyszałam wyśpiewane przez niego słowo: „Przepraszam”. Czułam ciepło i zapach jego ciała... OMG! Jeszcze chwilę i zemdleję... Co się ze mną dzieje?
Właśnie w tym momencie wparował na salę jakiś reporter i zrobił na kolejne zdjęcie „razem”...
- NIE! Tego już za wiele! – wyrwałam się z uścisku i podeszłam z pięściami do faceta z aparatem. Było mi słabo, ale musiałam wyglądać groźnie, bo Kaulitz szybko odciągnął mnie, rzucił tylko, że „jakoś mi to wynagrodzi” i odszedł ciągnąc za sobą fotoreportera.
„Wynagrodzi?” – pomyślałam.
Chyba za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Stanowczo! Już kładłam się na to, niestety niewygodne, szpitalne łóżko, kiedy wparowali moi rodzice i „TA” najbardziej zakochana w tym... CHWILA! Wcale nie brzydkim BILLU – moja siostra.

2.
Zmartwieni rodzice od razu do mnie podeszli.
- Jak to się stało? Co ci jest? Dobrze się czujesz? - obrzucali mnie pytaniami.
- Nie mam już siły rozmawiać... Mogę się przespać? Jutro popołudniu przyjedziecie po mnie - tu spojrzałam na minę Roks, której oczy aż prosiły, żeby mogła zostać - i po Roksane - dodałam po chwili namysłu.
- Dzięki sis! - rzuciła się na mnie moja młodsza zmorka.
- No dobrze, tylko grzecznie mi tutaj! Jak będziecie jutro gotowe to zadzwoń i zaraz po was jesteśmy. - zapewnili starsi i wyszli.

- KURDE! Widziałaś BRAVO? WIDZIAŁAŚ?? - krzyczała Roks i machała mi przed oczami tym szmatławcem.
- Głupku! To właśnie przez to tutaj jestem! - opowiedziałam jej całą historię, a ona słuchała jak zahipnotyzowana. Po jakiś 10 minutach ciszy nagle przemówiła:
- KURKA! jak ja chciałabym być Tobą! Bosh! Bill na ciebie patrzył... Dotknął cię! JA TEŻ CHCĘ! - krzyczała i rzucała się na łóżku.
- Dziecko! Spokojnie! Daj już se siana z tym... - zamilkłam, bo nie umiałam znaleźć odpowiedniego słowa. - z tym pedałkiem! - mało prawdopodobnie brzmiało to ostatnie, ale nie mogłam pokazać jej, że zmieniłam zdanie co do Billa...
- On jest C-U-D-O-W-N-Y! I w moim towarzystwie nie obrażaj go! Zresztą ten twój były też za bardzo "MĘSKI" - to wypowiedziała bardzo ironicznie z dziwną miną i ta jej gestykulacja pozostawiała wiele do życzenia. - się nie okazał!
- OCH!... Zamknij się! Nie chcę żebyś o tym wspominała! A teraz chciałabym odpocząć! Idziemy spać! - zrzuciłam siorkę z łóżka i momentalnie zasnęłam.

Bill założył mi ciemną opaskę na oczy, chwycił za rękę i gdzieś prowadził...
- Ale o co... - zaczęłam.
- Ciii... - wyszeptał kładąc mi palec na ustach i objął.
Nie byłam pewna, ale wydawało mi się, że weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, gdzie unosił się konwaliowo-waniliowy zapach... Czarnowłosy stanął za mną, przejechał delikatnie koniuszkami palców po moich wargach, a drugą ręką trzymał mnie mocno w talii. Czułam jego drżące, ciepłe ciało... Bliskość... Ustami i czubkiem nosa muskał moją skórę na szyi, powoli przesuwając głowę wzdłuż ramienia... Ujął moją dłoń i splótł ze swoją nie przestając mnie pieścić... DRŻAŁAM... Fala pożądania rosła z minuty na minutę... Powoli obróciłam się, a wtedy on zdjął mi chustę z oczu. Byliśmy w jakimś małym pomieszczeniu w świetle palących sie świec... Panował robiący cudowny klimat półmrok... Spojrzałam na Billa. Jego piękne oczy cudownie błyszczały, widać w nich było wielkie pożądanie. Mogłabym się w nich utopić... Chciałam coś powiedzieć, ale on przyciągnął mnie jeszcze bliżej i...

- SIS! Wstawaj! - szturchała mnie Roks, a ja zdałam sobie sprawę, że to był sen... Kurczę! Dlaczego on mi się śnił? O co w ogóle biega? Jeszcze wczoraj, przed "wypadkiem" był mi totalnie obojętny i co więcej... śmiała się z niego i drwiłam z "fascynacji" siostry... Coś jest ze mną nie tak...Może doznałam jakiś urazów po uderzeniu? Mam nadzieję, że to chwilowe! Ale chwileczkę... Przypomniałam sobie wczorajsze słowa Kaulitza: "Jakoś ci to wynagrodzę..." Zaobaczymy jak się wywiąże z tych słów! Czy to znaczy, że jeszcze się spotkamy? Nie... pewnie już zapomniał. Zresztą czemu ja o tym myślę? To jest przecież zwykły pedałek, metroseksualista, jakiś trans... Ale... jego bliskość sprawiała, że... KONIEC! To mi się tylko wydaje... On mi się nigdy nie podobał i nie będzie! mam nadzieję...
Poszłam się ubrać, umyć i chciałam zadzwonić do rodziców, ale zauważyłam na moim telefonie wiadomość i parę nieodebranych połączeń. Odczytałam sms:
"Nie odbierasz telefonu. pewnie śpisz... Chciałem się dowiedzieć jak się czujesz, bo w końcu to też moja wina... Dałabyś radę jutro się ze mną spotkać? obiecałem, że Ci wynagrodzę to wszystko co przeszłaś z mojego powody. odezwij się... BILL"
Zaniemówiłam. Przeczytała to ze dwadzieścia razy. Dobrze... Tylko spokojnie! Zastanowię się później! Teraz do domu!

Kiedy skończyłam "odgruzowywanie" mojego pokoju, poczułam, że to już wakacje...
Postanowiłam poeksperymentować z moim wyglądem. Zrobię sobie makijaż, ubiorę się i pójdę pokazać się mojej best friend - Etewince... Potem może wyskoczymy gdzieś razem na jakąś imprezę, czy coś...
Napuściłam do wanny gorącej wody i dodałam olejku o zapachu kwiatu lotosu. W łazience unosiła się para i piękna woń. Było mi tak dobrze, a ciepła woda i wygodna wanna sprawiła, że zasnęłam... Gdyby nie moja sis, chyba utonęłabym.
- Ej! Siostra! siedzisz już tutaj ponad dwie godziny! Nie jesteś sama w domu! Za dziesięć minut wychodzę, a chciałabym się wcześniej odświeżyć, więc spadaj! - rzuciła mi ręcznik.
Włożyłam mój ulubiony komplet czarnej bielizny i myślałam nad ubraniami. Przebierałam się z dwieście razy zanim zdecydowałam w czym pójdę do psiapsióły.
Wybrałam obcisłe, poprzecieranie, czarne biodrówki (jeansy), które podwinęłam do połowy łydki, czarną koszulkę na ramiączkach z białymi napisami, przez pas przewiązałam sobie moją najukochańszą skórzaną, letnią kurtkę w kolorze pasującym do całości. Do tego zawiązałam sobie na rękę parę rzemyków, na przemian w czarnym i białym odcieniu. Zrobiłam mocniejszy makijaż (czyt. czarny, ciemny) i francuski manicure z czarnymi ozdóbkami. Na koniec czegoś mi brakowało. Postawiłam sobię moje krótkie, asymetryczne włosy i dopiero wtedy prezentowałam się całkiem nieźle. Ewelina padnie jak mnie zobaczy! Założę się!

Włączyłam składankę z moimi ulubionymi utworami do tańczenia i "ryczenia w poduchę". Kiedy usłyszałam pierwsze nuty kawałka "Touch" Amerie zaczęłam wyzywająco się ruszać. Wyobrażałam sobie, że patrzy na mnie z tuzin facetów, którzy reagują na każdy mój "koci" ruch... Muzyka mnie poniosła... Taniec to było moje drugie życie... nagle przypadkowo spojrzałam w lustro i zbladłam... odwróciłam się, żeby się upewnić, że to nie było przewidzenie... Zamarłam....

3.
- Skąd ty….? Co…? – próbowałam coś powiedzieć.
- Nie odbierałaś telefonu, nie odpisałaś, więc postanowiłem cię odwiedzić, bo wtedy nie będziesz miała wyjścia i porozmawiamy. Jestem ci coś winien. – cały czas na mnie patrzył. Miał coś w sobie… OMG! On nie może mi się podobać! To jakiś absurd! Przecież… Nie! Odwróciłam wzrok. Nie mogłam dłużej patrzeć w jego błyszczące, a zarazem piękne oczy…
- Mogę wejść, czy mam tak stać na progu całą wieczność, aż dasz mi sobie wszystko wynagrodzić? - zapytał wprost, był taki pewny siebie, co odbijało się też w jego wyglądzie.
Był ubrany w czarne, sztruksowe, luźne spodnie, biały t-shirt z napisem UNENDLISCHKEIT (nieskończoność), czarną, skórzaną kurtkę z białymi dodatkami, dobrane do całości buty, punkowy pasek, perfekcyjnie ułożone włosy, makijaż, czarne paznokcie – był taki, jakiego go „znałam” z artykułów, internetu, TV. Cały Bill.
- Wejdź... – powiedziałam niepewnie. – chcesz może coś do picia? – przytaknął. – to ja zaraz wrócę, rozgość się...
Czarnowłosy wszedł do pokoju. Jego uwagę przykuły obklejone plakatami, tekstami, różnymi wycinkami ściany, które tworzyły pewnego rodzaju kolaż. Po prawej stronie od wejścia stała czarna kolumna, na niej discman i stojak wypełniony płytami. Na ścianie obok wisiało lustro, a wzdłuż niego poprzyklejane płyty. Potem drzwi, które nie wyróżniały się od ścian, stara drewniana, stylowa szafa, na której stały ledwo mieszczące się butelki po alkoholu, śmieszne czapki, świeczki, kadzidełka, suszone róże. Centralną rzeczą była sofa w pomarańczowym kolorze z beżowymi wzorkami, a przednią szklany, jeżdżący stół. Pod nim sterta czasopism, a na - koszyczek wypełniony po brzegi muszlami. W przeciwległym rogu do sprzętu grającego było biurko, które „sprytnie” łączyło się z parapetem. Pod wielkim, zasłoniętym bambusową roletą, oknem jasna, skromna szafka z wieloma szufladami, a obok drzwi balkonowe. Wokalista podszedł do biurka i zaczął się przyglądać wszystkiemu, co się na nim aktualnie znajdowało. Niedbale zapełniona tablica korkowa, długi rząd książek, z przewagą młodzieżowych romansideł, jakieś zdjęcia. Nie zabrakło również różnych wycinków, pozaczynanych tekstów, rysunków. Nagle coś przykuło jego uwagę. Duży, otwarty zeszyt. Spojrzał przez ramie i zaczął czytać.
Weszłam do pokoju i … upuściłam wszystko co przyniosłam (dwie szklanki, cola, red-bull). Bill uśmiechnął się i pomógł mi pozbierać to, co wyślizgnęło mi się z rąk.
- Yyy…sorry…ale przeraziłam się, kiedy zdałam sobie sprawę, co zdążyłeś przeczytać... – mówiąc to uciekałam wzrokiem od jego oczu. Zapewne moja twarz przybrała czerwonych odcieni, więc spuściłam głowę. Mój gość podniósł mi podbródek i uśmiechnął się. To była bardzo niezręczna sytuacja, nie wiedziałam co robić. Jego błyszczące oczy cały czas wpatrywały się w moje. Z jednej strony wcale nie chciałam, żeby ta chwila się skończyła, ale z drugiej… Gwałtownie wstałam, a Bill dalej na mnie patrzył.
- Odpowiedz mi na pytanie, skąd masz mój numer? Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam, jak mnie znalazłeś? I w ogóle po co to wszystko? – zasypywałam go pytaniami, żeby ukryć moje zakłopotanie.
- Spokojnie... – uśmiech – Czy takie detale są aż takie istotne? – skwitował mnie.
- Jak nie chcesz mi powiedzieć, to nie, ale potem nie oczekuj ode mnie tego, że ja będę otwarta! – oburzyłam się.
- W takim razie zmieńmy temat. – wyczułam, że był zaskoczony moja reakcją. – To co przeczytałem, to … był twój sen, marzenia, czy może to nie było twoje? – tu spojrzał na zeszyt, który dalej leżał sobie spokojnie na drewnianej półce.
Zrobiłam ironiczną minę, próbując naśladować gesty Billa, ze satysfakcją w glosie powiedziałam:
- „ CZY TAKIE DETALE SĄ AŻ TAK ISTOTNE?”
- Droczysz się ze mną... - zniżył głos i przysunął się do mnie tak, jakby chciał mi coś powiedzieć na ucho. – Dobrze jak chcesz... – spostrzegł moją obojętność i odsunął się. – Czyli będziemy się tak zbywać półsłówkami, aż w końcu będziemy zupełnie obcy, otoczeni mgłą tajemnic…?
- Co proponujesz? – chyba pierwszy raz od jego pobytu w moim pokoju uśmiechnęłam się.
- Jeżeli nie masz nic przeciwko, to zrobimy sobie wycieczkę… - po drodze ustalimy jak wypełnimy popołudnie, a może nawet wieczór?
- No to na co czekamy? – wstałam i poszliśmy na dół.

4.
Schodziliśmy po stromych schodach. Cały czas czułam na sobie jego ponętny wzrok, a także ciepły, namiętny oddech. On uważa, żebym nie spadła, czy mi się wydaje? Gdy staliśmy już w holu, nagle objął mnie mocno, myślałam, że mnie pocałuje, ale tak się nie stało. Zaczęłam zastanawiać się czego mi brakuje?! Nagle... Uświadomiłam sobie, co robię! Nie mogłam się przecież zakochać! To zwykła znajomość. Spędzimy dzisiaj dzień razem i na tym koniec! Co ja sobie w ogóle wyobrażam?! Dwa dni temu nie chciałabym przebywać w jego towarzystwie... A teraz?! Krzyknęłam: „NIE!”. Wokalista wyrwał mnie z zamyślenia, zbliżył się do mnie i spytał, co się dzieje, po czym musnął mnie delikatnie... w czoło!
- Nie... nic... – odpowiedziałam w tym samym momencie, kiedy skończyłam wiązać moje czarne glany.
Już mieliśmy wychodzić, gdy... zatrzymali nas moi starzy. Myślałam, że będą mi robić wyrzuty, a co najgorsze – zrobią mi mega wstyd i nigdzie nie wypuszczą. Jednak prawda okazała się paradoksalnie inna... Mój ojciec „uchachany” od ucha do ucha podszedł do czarnowłosego, poklepał przyjacielsko po ramieniu i powiedział, żebyśmy nie wrócili zbyt późno. Musiałam zrobić bardzo idiotyczną minę, bo moja matka zaczęła wachlować mi ręką przed nosem, po czym przysunęła mnie do Kaulitza i... Zrobiła nam zdjęcie! Jaki wstyd!!... Dobrze, że nie dodała, że to moja pierwsza od dłuższego czasu randka, bo chyba bym zapadła się pod ziemię! Ale jest też plus... Byłam tak blisko niego...
Bardzo zdziwiło mnie zachowanie moich rodziców. Przecież nigdy nie lubili chłopaków, z którymi się spotykałam... A on nie ma jednoznacznie dobrej opinii i jest osobą publiczną, a jakby tego było mało jego wygląd pozostawia wiele do życzenia... Nic nie rozumiem, bo przecież starzy wiedzą o nim prawie wszystko (siostra nie mówi o niczym innym... to dlatego).
Wyszliśmy na zewnątrz i całe szczęście, że delikatne, letnie powietrze mnie ocuciło, bo mało brakowało, a on pocałowałby mnie (w policzek!) przy „kolejnej” gromadzie paparazzich (?). Odsunęłam się i „pokazałam pazurki”: Zaczęłam skakać, tupać nogami i wydzierać się... Fotografowie pouciekali i o to mi chodziło, ale nie wiem, czy dobrze zrobiłam, bo w każdej chwili mogą napisać o mnie w byle jakim brukowcu, że jestem idiotką, albo niezrównoważoną psychicznie gówniarą. Zrobiło mi się strasznie głupio, ale Bill pogłaskał mnie po policzku i powiedział: „Spokojnie, ja już się przyzwyczaiłem”.
Przeszły mnie dreszcze, nie wiem, czy z podniecenia, czy obrzydzenia, bo on... jest?! Był?! Przypomina pedała!!... Ale w jakiś sposób ciągnie mnie do niego, jest taki... fascynujący...
Nagle zatrzymał się i zaczął nerwowo czegoś szukać.
- Co się stało? – spytałam, bo nie wiedziałam, co u niego spowodowało takie zachowanie.
- PATRZ! – wskazał palcem na szybko zbliżający się tłum ludzi. – Dzwonię do menagera. – zaczął z nim rozmawiać. – Ok. – odłożył słuchawkę. – Za chwile po nas przyjedzie mój kierowca i bezpiecznie dowiezie tam, gdzie tylko sobie wymarzymy – uśmiechnął się i niby przypadkiem dotknął mojego, nagiego ramienia.
Dostałam gęsiej skórki, ale przerażał mnie tłum fanek, który...
- One zaraz tu będą! I nigdzie nie dojedziemy, bo nie dadzą ci żyć i pewnie jeszcze mnie skopią albo coś... – posmutniałam, bo w tej chwili przypomniały mi się zdarzenia, kiedy wyszłam z zakończenia roku. Jednak bycie popularnym nie jest takie fajne, jakie się wydaje... A spotykanie się z tak znaną osobą niesie za sobą presję ludzi rządnych sensacji... Czyli aktualnie mnie... Czy to wszystko jest tego warte? Mojej prywatności?
- Ja cię nie dam skrzywdzić! – spojrzał na nadjeżdżający samochód. – Biegniemy! – chwycił mnie za rękę i już byliśmy w aucie.

5.
We wnętrzu samochodu panował nieopisanie podniecający klimat. Czarne, skórzane siedzenia, przyciemniane szyby. Zrobiło mi się duszno, pewnie z natłoku wrażeń. Poprosiłam Billa, by uchylił szyby. Wyglądał jakby się ucieszył, że może się mną „zaopiekować”, spełnił moją prośbę. Wychyliłam głowę z auta i zobaczyłam... moją siostrę w tłumie fanek! Rozkazałam zamknąć szyby, mimo iż dalej czułam się nienajlepiej. Czarnowłosy zdziwił się, ale i tym razem spełnił moje życzenie. „No to fajnie...” – pomyślałam – „Teraz będę się zadręczała”.
- Martwi cię coś? – zapytał wokalista kładąc rękę na mojej dłoni.
Jednak nie zareagowałam na jego dotyk. Wpatrzona w okno rozmyślałam, co będzie kiedy wrócę do domu? Co sobie teraz myśli Roksana? Czy będzie chciała mnie znać?
W pewnej chwili „wróciłam” na ziemię, bo zauważyłam, że Kaulitz znajduje się niebezpiecznie blisko mnie. Patrzałam na niego smutnym wzrokiem i już chciałam mu powiedzieć, żeby mnie odwiózł z powrotem, kiedy ten zaproponował poprawienie sobie nastroju w...
- Wczoraj otworzyli nowe wesołe miasteczko, może dasz się skusić? – nie wahałam się ani chwili. Uśmiechnęłam się w duchu, bo to mógł być dobry sposób na powrót do czasów, kiedy byłam małym dzieckiem. Karuzele zawsze kojarzyły mi się z zabawą, gdzie nie ma miejsca na smutki, żale, rozterki, przemyślenia.
Bill widząc mój entuzjazm powiedział kierowcy, żeby nas tam zawiózł. W czasie drogi trochę się poznaliśmy. Dowiedziałam się, że jest uczulony, na jabłka i jad os, że lubi jadać w Mc’Donalds (?), prawie nigdy nie rozstaje się ze swoją komórką i laptopem, lubi Green Day'a, a jego idolką jest Nena. Ja opowiedziałam mu kawałek swojego życia, dokładnie omijając mojego byłego chłopaka...
Nagle zaskoczył mnie pytaniem:
- Właściwie to nie wiem jak masz na imię...? – spojrzał mi w oczy.
„No tak... przecież, kiedy dawał mi autograf mówiłam, że to nie dla mnie, więc siłą rzeczy nie mógł wiedzieć jak mam na imię, bo mu nie powiedziałam... Przytrzymam go trochę, nie musi przecież wiedzieć wszystkiego, a poza tym będę miała nad nim przewagę” – pomyślałam.
- Dowiesz się tego w odpowiednim czasie... – na te słowa jakby posmutniał, a jednocześnie jego wyraz twarzy sygnalizował zaskoczenie.
- Jak chcesz, ale do tego czasu będę na ciebie mówił „Piękna Nieznajoma”.
Zaczęłam się śmiać, nie umiałam złapać tchu. Nieznajoma – OK, ale Piękna? W końcu jednak się uspokoiłam, bo byliśmy już na miejscu.
Wokalista wyszedł z auta. Nie chciałam być gorsza i z rozmachem otworzyłam drzwi. TRZASK! Po chwili okazało się, że Kaulitz dostał ode mnie drzwiami. Było mi strasznie głupio i pomogłam mu wstać
- Przepraszam. Nie chciałam... Nie wiedziałam, że tam stoisz. Ty pewnie chciałeś otworzyć mi drzwi... Naprawdę nie chciałam. – cała się trzęsłam i prawie zaczęłam płakać.
- Na pewno chciałaś się mnie pozbyć. – puścił do mnie oczko – Nie martw się, nie się nie stało. – chwycił mnie za rękę i weszliśmy do krainy szaleństw.
Kiedy zobaczyłam te wszystkie karuzele, budki ze słodyczami, dzieci – dostałam fioła. Ciągnęłam towarzysza od jednej atrakcji do następnej. Byłam szczęśliwa jak dziecko. Nie myślałam o niczym. Byłam zaskoczona jego zachowaniem. Spełniał każda moja zachciankę, a przy tym wydawał się być naprawdę zadowolony. Po dobrych paru godzinach trochę się zmęczyłam. Postanowiliśmy usiąść sobie na jakiejś wolnej ławeczce i odpoczywając zastanowić się, co robimy dalej, bo dzień się jeszcze nie skończył.
- Już nie pamiętam, kiedy tak dobrze się bawiłam... – opadłam jak długa na ławkę, a za mną Bill.
- Cieszę się, że ci się podobało... – uśmiechnął się i oparł rękę o oparcie. – O nie! – powiedział ze zrezygnowaniem i zbliżył się do mnie. Jego ręka spoczywała teraz na moim prawym ramieniu.
- Co robisz? – speszyłam się... – Przecież my się prawie nie znamy... – odwróciłam głowę i zrozumiałam jego zachowanie. Kilka metrów przed nami zbierało się coraz więcej lasek, które powoli się zbliżały.
- I co teraz? – przeraziłam się na myśl, co one mi mogą zrobić.
Zamiast odpowiedzi pocałował mnie w usta, jakby było to coś normalnego i szepnął do ucha żebym zachowywała się jak jego dziewczyna, bo to odciągnie fanki i dadzą nam święty spokój. Rzeczywiście, przez chwilę pokrzyczały, powyznawały mu miłość, aż w końcu poszły. Kiedy gapie stracili się z pola widzenia odskoczyłam od Billa jak poparzona.
- Co ty sobie wyobrażasz? Znam cię jeden dzień! Nie jestem taka, jak te wszystkie laski. Nie wiem po co do mnie przychodziłeś! Chyba upadłam na głowę zgadzając się na spędzenie z tobą czasu! – stałam nad nim. Chciał coś powiedzieć, ale ja nie dałam mu możliwości. Zauważyłam, że z każdym moim słowem jego oczy robiły się coraz bardziej szkliste. Nie mogłam na niego patrzeć, bo zapewne rzuciłabym mu się w ramiona. Zdecydowanymi krokami ruszyłam w stronę wyjścia.

6.
Po chwili czarnowłosy mnie dogonił. Położył mi rękę na ramieniu.
- Zaczekaj i wysłuchaj mnie. – powiedział, a mi nie chciało się już gadać, więc nie protestowałam, a on zaczął się tłumaczyć. – Wolałaś żeby cały czas wszystkie za nami chodziły, żebym co chwilę stawał i wypisywał swoje imię? Trzeba było coś wymyślić, żeby je spławić. – zauważyłam, że był pod denerwowany. – Przepraszam, jeżeli cię uraziłem, ale cmoknięcie to chyba nie zbrodnia, nie? – próbował żartować.
- Wiesz co? Daj se spokój! W ogóle mnie nie znasz, a zachowujesz się jakby było inaczej! Nic o mnie nie wiesz i nie masz prawa mnie nawet dotykać! – rozpłakałam się. Już nie miałam na nic siły...
- Choć odwiozę cię do domu. – zaprowadził mnie do samochodu. Przez całą drogę męczyła nas cisza.
- Dziękuję za zainteresowanie i... – chwila zastanowienia. – i... miłego wieczoru! – powiedziałam i wyszłam z auta.
Bill chciał wyjść za mną, ale ja już byłam przy drzwiach. Po chwili odwróciłam się, ale jego już nie było.

- Czemu tak wcześnie? Cos się stało? Jak było? – pytała mnie mama, kiedy byłam w połowie drogi do mojego pokoju.
- Było super mamuś, ale nie mam siły rozmawiać. Pójdę do siebie, dobrze? – udawałam zadowoloną.
Położyłam się na sofie i próbowałam poukładać wszystko co się działo przez ostatnie dwa dni. Co ja mam robić? Muszę z kimś o tym pogadać.
Nie znam lepszej osoby do zwierzeń i porad niż moja przyjaciółka.
- Dobry wieczór. Z tej strony... – zaczęłam.
- Już ją wołam. EWELINA!! Telefon do ciebie! – usłyszałam w słuchawce. Rodzice mojej friend już poznają mnie po głosie.
- Tak słucham?
- Etewinko musimy pogadać, bo nie wiem co mam robić... – łzy aż mi się już cisnęły do oczu.
- Jestem pewna, że to ma jakiś związek z artykułem w BRAVO, czyż nie?
- Taak... dokładnie! Przyjdź do mnie i jeżeli będzie taka konieczność to zostaniesz u mnie do jutra, ok.? – zaproponowałam.
- Dobrze, tylko powiem Roberto (jej chłopak), że nie będzie mnie w domu. To pa! Będę za chwilę. – odłożyła słuchawkę.
Zeszłam na dół żeby powiadomić starszych o wizycie Eweliny, ale musieli gdzieś wyjść, bo nie umiałam ich nigdzie znaleźć. W kuchni minęła mnie Rox, która zachowywała się, jakbym nie istniała. Musiałam coś z tym zrobić. W końcu to moja siostra...
- Hej sis! Rozumiem twoją złość, ale to nie moja wina! Nie przesadzaj, co? – próbowałam ją udobruchać.
- Czy ktoś coś mówił, czy tylko mucha pierdła? – skwitowała i wyszła.
No i co teraz? Przez jakiegoś chłoptasia tracę własną siostrę! Nie wiem, czy w najbliższym czasie się do mnie odezwie... Nienawidzi mnie! Ja siebie też nienawidzę! Co ja zrobiłam? Facet ma piękne oczy, a ja już dla niego ranię najbliższych! Bosh! Nie wiem, co mam ze sobą zrobić! Jak się zachować, kiedy on się znów pojawi? Nie mam już siły... Ewelina mi pomoże. Posłucham jej, w końcu już tyle razy wyciągała mnie z większych dołków i opresji. Moje dalsze losy zależą właśnie od niej!

Kiedy Efelcia przyszła i weszłyśmy do mojego pokoju opowiedziałam jej całą historię z najdrobniejszymi szczegółami.
- I wiesz?... Rox ma mnie teraz gdzieś! – zakończyłam już cała poryczana. Czarny tusz, hebanowa kredka i grafitowy cień spływał mi po bladych policzkach... Kiedy się denerwuję próbuję sobie wyrwać włosy z głowy, co kończy się naprawdę fatalnym stanem mojej, wtedy jeszcze bardziej – rozczochranej. Wyglądałam pewnie jak zombi z piekła rodem, albo jeszcze gorzej. Masakra. Serce mi waliło. Psiapsióła ciepło na mnie spojrzała.
- Choć do mnie mój mały głuptasie! – szepnęła i mocno mnie objęła. Teraz płakałyśmy obie. W tej chwili uświadomiłam sobie ile dla mnie znaczy.
Wiem, że zawsze mogę na nią liczyć. Wysłucha mnie, doradzi, pocieszy, skrytykuje i opieprzy, jeżeli jest taka potrzeba i na to zasługuje. To naprawdę wspaniałe mieć taką osobę. Jest ze mną na dobre i na złe. Przez całe gimnazjum mnie wspierała. Kiedy wszyscy mnie olali ona była przy mnie. Zawsze kiedy cos się działo ona o tym wiedziała. Wiem, że nie muszę niczego przed nią ukrywać. Jest wspaniałą osobą. Naprawdę nie mam fioletowego pojęcia, co bym bez niej zrobiła. To wielki skarb.
Kiedy siedziałyśmy tuląc się do siebie wsłuchiwałam się w kołatanie naszych serc... Chwila nie do opisania. Magicznie. Jakby z każą sekundą ciężar smutków, żali i rozterek zmniejszał się do minimum.
- Słonko zadam ci teraz bardzo ważne pytanie. Musisz się naprawdę zastanowić i byś pewnym odpowiedzi, co ona będzie zależała od tego, co postanowisz. – mówiła to z bardzo poważną intonacja głosu.
- Noo.. spróbuję... pytaj. – odpowiedziałam niepewnie. Widząc, że nie przekonałam mojej przyjaciółki o pewności powtórzyłam głośniej. – Dajesz z tym pytaniem! – uśmiechnęła się.
- Powiedz mi, czy ten cały Bill ci się TERAZ – zaznaczyła to słowo, bo wiedziała, że przed zakończeniem roku był dla mnie obiektem drwin. – podoba? Czy chciałabyś go jeszcze spotkać? Czy chociaż troszeczkę ci zależy? – mówiła powoli, patrząc mi prosto w oczy. – Z tego, co od ciebie usłyszałam wcześniej, tzn. jak o nim opowiadałaś częściowo znam odpowiedź na te pytania, ale chcę to usłyszeć od ciebie. – skończyła i nastąpiła głucha cisza.
Domyślałam się, że to powie... Kurde! I co? Znam go zaledwie dwa (i to jeszcze na domiar złego – niecałe) dni. Co mogę po tak krótkim czasie wiedzieć? Owszem, zrobił na mnie wrażenie, zmieniłam o nim mniemanie, ale... czy coś więcej?
- No... może troszkę mi się podoba... – wydusiłam z siebie po dłuższym czasie.
- Wiedziałam! – krzyknęła Etewinka i szczerze się uśmiechnęła.
- Ale co z tego? – nie rozumiała intencji ostatnich około dwudziestu minut.
- Jak to: Co z tego? Laska! Weź mnie nie załamuj. Jeżeli ci się podoba, to nie możesz zmarnować okazji. O ile dobrze pamiętam przez ostatnie pół roku z nikim się nie spotykałaś, a on wyraźnie nie chce tracić kontaktu, bo inaczej nie pobiegłby wtedy za tobą. Zresztą po jakimś czasie może być naprawdę ciekawie, jeżeli wiesz o co mi chodzi, nie sądzisz? – puściła do mnie oczko.
- A co z moją siostrą? – ta sprawa bolała mnie najbardziej.
- To już większy problem, ale... myślę, że tylko czas może to rozwiązać. Nic nie zdziałamy. Tylko proszę cię nie izoluj się od tego "Tokiohotela" z powodu durnego zafascynowania Rox, która jak wiemy, miewa takie miłostki średnio raz na dwa tygodnie i to za każdym razem obiektem jej westchnień jest ktoś inny. – trafnie zauważyła Ewelina.
Zgadzam się z nią w stu procentach. Czas pokaże! Ale pierwsza się do niego nie odezwę... Zobaczymy, czy jestem mu obojętna, jak te jego fanki, czy może jednak mnie lubi?...

7.
- Ewelina! Wychodź z tej łazienki, bo twój telefon doprowadzi mnie do szału – krzyczałam pod drzwiami toalety.
- Odbierz i powiedz, żeby ten ktoś zadzwonił później! Przecież się nie rozdwoję!
Odebrałam komórkę.
- Halo?
- Ewelina? To ty? – usłyszałam po drugiej stronie.
- Nie, Roberto, tu nie Ewelina... – zaśmiałam się do słuchawki.
- A już poznaję! Słuchaj powiedz mojej cudownej, żeby zaraz do mnie zadzwoniła, albo czekaj... nie... – chwila ciszy – po prostu przekaż jej, że dzisiaj będzie bardzo fajny „klimat” w „Matrixie” i, że mam nadzieję iż zaszczycicie mnie swoją obecnością! – już chciałam się wykręcać, ale on nie przestawał nadawać. – Ja stawiam i nie ma żadnych „ale”! Do 23! – rozłączył się.
Zeszłam na dół, żeby zapytać rodziców, czy będę mogła wyjść, ale dalej ich nie było. Nie miałam wcale ochoty na wieczorne wyjście. Chociaż głębiej czułam, że grzechem byłoby zmarnować taka okazję, bo przecież skoro nie ma starych, to trzeba się wyszaleć. Oni na pewno nie puściliby mnie tak późno z domu. "Jesteś za młoda na takie wypady", "wróć do domu przed 10" - w głowie słyszałam ich hasełka, które powtarzali mi przy każdej lepszej okazji. Idę! - stwierdziłam. Wszędzie, byle bez Billa...
Może Roksana coś wie o ich nieobecności? Weszłam do jej pokoju, a ona oczywiście udawała, że tego nie zauważyła.
- Co jest ze starymi? Chciałabym dzisiaj wyjść, a ich nie ma... – mówiłam jak do ściany. – Do k*rwy nędzy! Jeżeli nie chcesz nic mówić to napisz, albo przyśle tu Eweląż i jej szanownie coś powiesz! – dalej zero reakcji z jej strony.
- EWELINAAAAA! – krzyczałam.
- Ej luuz... Ja jestem za tobą nie drzyj się tak! Kto dzwonił? – zapytała.
- O tym potem. Teraz porozmawiaj z osobą, która tu siedzi... – wskazałam na siostrę. – Ja od niej nie dowiem się niczego. Spytaj ją o aktualne miejsce pobytu i powrót starych.
- Roksano! Osoba stojąca obok mnie, która jak wiesz jest twoją sis, pyta się czy...
- Powiedz jej, że wrócą dopiero jutro wieczorem, bo pojechali do Berlina. – odezwała się w końcu ta najbardziej urażona.
- Roks mówi, że... Dobra! To nie ma sensu! Sama słyszałaś! Teraz gadaj mi kto dzwonił! – zwróciła się do mnie pisiapsióła.

Do klubu miałam z pół godzinki drogi pieszo, więc nie zdążyłyśmy się za bardzo „odstawić”, ponieważ, jeżeli chciałyśmy zdążyć i nie spóźnić się na spotkanie z chłopakiem Efelci, praktycznie zaraz po wspaniałej wymianie zdań z moją „obrażona na cały świat siostrą”, musiałyśmy wychodzić.
Na dworze było cieplutko, także czas spędzony na marszu zaliczyłam do przyjemniejszych części dzisiejszego, pokręconego dnia.
- Co twój chłopak miał na myśli mówiąc: „Będzie fajny klimat”? – nie lubię być zaskakiwana, więc wolałam wiedzieć wcześniej jakiego typu impreza się szykuje.
- Wiesz...Trudno jest mi odpowiedzieć, ale skoro chcesz wiedzieć mogę do niego zadzwonić... – zaproponowała i widząc moja minę wyjęła telefon. – Cześć słonko! – zaczęła rozmawiać z Roberto. Nie chciałam podsłuchiwać, więc wyprzedziłam ją o parę metrów. Z tego co wiem, ta „konwersacja”, czyli coś w stylu „kotku Ty mój, misiaczku najsłodszy, tak, tak też cię kocham.. nie, bo ja bardziej, a pamiętasz co mi obiecałeś... ble, ble, ble... sratata... sama wazelina, skończy się dopiero przy klubie, bo oni mogą gadać w nie skończoność.
Etewinka była zajęta miśkowaniem, a ja podziwiałam piękno przyrody. Lato już rozpoczęło się na dobre. Ale czym dłużej ona rozmawiała, tym bardziej pogrążałam się w przemyśleniach na różne tematy. I tak moje myśli doszły do Billa... To było dziwne. Z jednej strony cos mi podpowiadało - "Nie myśl o nim", a z drugiej - "Czemu by nie, on jest całkiem, całkiem". Na szczęście z zamysłu wyrwał mnie okrzyk Efeli:
- Ej! Co jest?! Zawiasie!?".
- Co? Co? Ach.. Skończyłaś już rozmawiać.. I co.. Dowiedziałaś się czegoś?!
Ewelina poczerwieniała, nigdy nie widziałam, żeby koloryt jej twarzy był tak zbliżony do buraków.
- Tak, dowiedziałam się, ale.. To niespodzianka!- ucieszyłam się bardzo na tę niespodziankę, bo lubię, gdy ktoś zaskakuje mnie czymś miłym.
- No dobrze... – powiedziałam. - Pospieszmy się, bo chcę się jak najszybciej dowiedzieć, co dla mnie macie!
Przyśpieszyłyśmy kroku, ale zauważyłam, że moja frend dziwnie mi się przypatruje. Pomyślałam, że pewnie się zdziwiła, iż nie wypytuję, co dla mnie szykują, bo z natury jestem bardzo ciekawska, o czym ona zdążyła się już dawno temu przekonać.
Gdy doszłyśmy na miejsce, to się zdziwiłam, bo przed mało znanym klubem stało pełno ludzi. Dobrze, że moja paczka ma tam znajomości (klub należy do ojca Roberta), bo inaczej chyba nie wcisnęłybyśmy się do środka...

Weszłyśmy wejściem dla kucharzy i usadowiłyśmy się w naszej ulubionej loży, tuż przy scenie. Doszedł do nas Roberto i od razu objął swoja dziewczynę. Zrobiło mi się głupio, choć często stawiają mnie w takiej sytuacji. Chłopak mojej przyjaciółki spojrzał na mnie, jakby czytał mi w myślach.
- Nie martw się... - powiedział, jakby do ściany - I ty niedługo znajdziesz swoją drugą połówkę!
- Ale ja się przecież wcale nie martwię! I nie chcę się z nikim wiązać. Wolę być sama - wykrzykiwałam przecząc sama sobie.
Ewelina zdążyła tylko powiedzieć cichym, zmartwionym głosem, jakiego u niej nie znałam:
- W takim razie chyba nie spodoba ci się nasza niespodzianka... - i z powrotem utonęła w uściskach ukochanego.
Zaraz po tym na scenę wyszedł zespół. TAK! To był Tokio Hotel! Myślałam, że oszaleję. Poszłam do klubu, żeby zapomnieć o nim, a tymczasem... Poczułam napływ adrenaliny. Chciałam wstać i uderzyć Eweląż w twarz. „Jak mogła mi to zrobić”- myślałam – „Ja jej się zwierzam, a ona to wykorzystuje przeciwko mnie”. Już miałam wstać i jej cos zrobić, gdy zauważyłam, że nie ma w loży ani jej, ani Roberta. Jeszcze bardziej się zdenerwowałam, zaczęłam płakać... Muzyka TH się uspokoiła, zaczęła koić moje emocje. Powoli zaczął do mnie dochodzić bezsens tej sytuacji... Przecież Etewinka moja kochana, nie wiedziała, że w klubie będzie grało TH. A skąd Roberto mógł wiedzieć o tym, co było między mną a Billem?! Tak... Już wiedziałam, na czym miała polegać niespodzianka... Roberto lubił Tokio Hotel i to bardzo. Pewnie tym koncertem miałam się przekonać o jego racji...
Nie zdążyłam pomyśleć już nic więcej, bo nagle poraziły mnie silne światła reflektorów. Nie wiedziałam, co się dzieje.. Nagle zaczęły mnie zewsząd dobiegać głosy "IDŹ NA SCENĘ!" Nie pomyślałam nawet, czy te słowa skierowane są do mnie, wyszłam z klubu, na zewnątrz. I wtedy usłyszałam: "Proszę cię! Nie odchodź! Ta piosenka dedykowana jest Pięknej Nieznajomej"...

8.
Czy on ma mnie za głupią? Pewnie myśli, że zaraz się wrócą, wejdę na scenę i rzucę mu się w ramiona, zapominając o tym, jak mnie potraktował przy fankach w Wesołym Miasteczku. Usiadłam oparta o mur klubu. Nie musiałam być w środku, żeby słyszeć piosenkę, którą jakoby śpiewał dla mnie. Zamknęłam oczy, odchyliłam głowę i wsłuchałam się w słowa...

...Meine Augen schaun´ mich müde an und finden keinen Trost
Ich kann nicht mich nich´ mehr mit ansehn´ -bin ichlos
Alles was hier mal war, kann ich nich´ mehr in mir finden
Alles weg- wie im Wahn
Ich seh mich immer mehr verschwinden...

Słyszałam to już milion razy w pokoju mojej siostry, która jest przecież ich wielką fanką, ale dopiero teraz znaczenie tekstu do mnie dotarło... Kolejny refren nuciłam już razem z nim...

...Ich bin nich´ ich, wenn du nich´ bei mir bist- bin ich allein
Und das was jetzt noch von mir übrig ist- will ich nich´ sein
Draußen hängt der Himmel schief
Und an der Wand hängt dein Abschiedsbrief
Ich bin nich´ ich, wenn du nich´ bei mir bist- bin ich allein...

Łzy spływały mi po policzkach... Było mi ciężko, ale jednak w jakiś sposób byłam szczęśliwa... Nie umiem określić dokładnie co czułam...
To przecież nonsens! Spędziliśmy razem jeden dzień, a on mi piosenki śpiewa. Teraz już nic nie wiem... Robiło się coraz zimniej. Wstałam, a wtedy chłodne powietrze osuszyło mokrą od płaczu twarz. Nie było to zbyt przyjemne. Nie chciałam wchodzić z powrotem do „Matrixa” i robić z siebie głupiej i naiwnej idiotki, która leci na sławnego chłoptasia, który miał czelność dedykować mi jedną ze swoich pioseneczek. Kurczę, Ewelina będzie się martwić, ale mam nadzieję, że mnie zrozumie...
Stałam w miejscu jeszcze jakiś czas. Patrzałam na „obraz” wokół mnie... Było ciemno, a ulice rozświetlały regularnie ustawione latarnie przy akompaniamencie miliona gwiazd na niebie, które tak pięknie błyszczały... Do tego wydobywająca się z wnętrza klubu piękna, wolna melodia... Pamiętam, kiedy usłyszałam ją pierwszy raz... Byłam wtedy u Roks, która cały czas puszczała właśnie ten kawałek i śpiewała razem z czarnowłosym... To była jedna piosenka, która naprawdę mi się podobała.
... Zum ersten mal allaien in unserem Versteck ... – usłyszałam pierwszy wers wyśpiewany przez Billa. Mój plan o nie wchodzeniu z powrotem do środka powoli się walił. Miałam mętlik w głowie. Słowa piosenki „Rette mich” prowadziły mnie do wejścia...
- I co ja mam teraz zrobić? - myśli krążyły mi po głowie tak, że dostawałam zawrotów. Stwierdziłam, że wrócę na salę.
Przecież to, że z Billem nie mam prawie nic wspólnego, nie oznacza, że mam go tak traktować. Wbiłam się w opary dymu tytoniowego i specjalnej mgły dyskotekowej. Mimo, iż z trudem mogłam dostrzec czubek swego nosa, czułam, że wszyscy zebrani obserwowali mnie. Ponadto odsuwali się ode mnie, tworząc tunel do sceny. Nie przejmowałam się tym. Szłam dalej, aż do momentu, kiedy... No właśnie.. Stanęłam sama naprzeciwko Kaulitza, który śpiewał ślicznie smętna balladę...
Stanęłam jak wryta. W tej chwili interesował mnie tylko Bill, nikt więcej. Ale gdyby wydarzyło się tylko tyle... On.. zeskoczył ze sceny i podszedł do mnie stanowczym, choć spokojnym krokiem. Nie obchodził go tłum ludzi wokół nas, liczyliśmy się tylko my. Mecki (pseudo Billa) stanął naprzeciwko mnie, bardzo, bardzo blisko i spytał, czy zatańczymy. Sama się sobie dziwię, że wśród tylu emocji potrafiłam być stanowcza.
- Nie - rzekłam szorstko, mimo, iż moje nogi same rwały się do tańca w takt ślicznej melodii...
Bill zdziwił się, było to widać po jego oczach i tym, jak się wysławiał. Pierwszy raz, odkąd go znałam tak się zmieszał. Nasza znajomość nie trwała pięć lat, ale pewność siebie wyczuwało się od niego na kilometr. Wtedy... Wydukał cos w moja stronę, to był.. Tak.. Wtedy pomyślałam, że jego bezradność jest słodka.
- Ale, ale.. Ja.. Skoro Ty.. Wróciłaś...
Miałam ochotę go pocałować, sama nie wiem, czemu... Oczywiście, jako rozsądna dziewczyna odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość.
- Wyjdźmy na zewnątrz- powiedziałam patrząc na niego niezbyt mile. On spojrzał tylko na scenę i od razu skierował się razem ze mną ku wyjściu.
Na świeżym powietrzu poczułam się od razu lepiej, jednak Bill’owi widocznie ta atmosfera nie służyła, bo stał nieopodal mnie, milcząc.
- No dobra, powiedz mi, o co w tym wszystkim chodzi?!
- Ale w czym? - odrzekł zdezorientowany chłopak.
- Jak to w czym?!- zaczęłam się wydzierać - Co to za cyrki odstawiasz?! TA PIOSENKA DEDYKOWANA JEST PIĘKNEJ NIEZNAJOMEJ? O co w ogóle Ci chodzi?! – słone krople popłynęły mi po policzkach, łzy zdenerwowania i wstydu. - Jak, jak mogłeś...? - tym razem to ja nie wiedziałam, co mówić...
Hormony buzowały we mnie jak oszalałe. Ale uspokoił je opanowany ton głosu Billa - "Jesteś taka piękna, jak się denerwujesz..."
Odwróciłam się, ale nie wiedziałam, co zrobić, więc usiadłam na zakurzonym podjeździe "Matrixa". Czarnowłosy usiadł obok mnie. Siedzieliśmy razem milcząc... Nie wiem, o czym myślał, ale ja zastanawiałam się, czego on ode mnie oczekuje i... stwierdziłam, że nie jest taki pedałkowaty, skoro poświęcił swoje „spodenki” dla... No właśnie... czy on poświęcił je dla mnie?! Stwierdziłam, że muszę się dowiedzieć, ale najpierw wypadałoby go przeprosić... Popatrzeliśmy na siebie i w jednym momencie powiedzieliśmy razem „PRZEPRASZAM”. Najpierw zaczęliśmy się śmiać, co rozładowało napięcie między nami, potem oboje zaczęliśmy się tłumaczyć. Ja z tego, że na niego wybuchłam, on z tego, że mnie "prześladował". W sumie... żadne z nas nie potrafiło podać konstruktywnego argumentu. Mimo to, rozmowa się potoczyła.

Kiedy szliśmy w stronę sceny cały czas patrzeliśmy sobie w oczy. On uśmiechnął się, odpiął mikrofon od stojaka, zszedł ze sceny, wziął mnie za rękę... Wahałam się, ale kiedy zobaczyłam jego wzrok, uległam. Wszyscy zaczęli klaskać. Mecki puścił mnie na chwilę, przyniósł krzesło i wskazał ręką, żebym usiadła. Posłuchałam. Teraz podszedł do chłopaka z dredami i coś mówił mu na ucho. Na sali zrobiło się cicho, a po chwili po raz drugi tej nocy usłyszałam dźwięki ballady, która „kazała” mi wrócić do klubu.
Bill śpiewał nie patrząc na publiczność, która na ten czas bujała się w parach w rytm owej piosenki... Nie odrywając ode mnie wzroku wyśpiewał cudowny refren: ...Komm und rette mich – ich verbranne innerlich... Nie wiedziałam co robić. Jego pewność przy wypowiadaniu tych słów peszyła mnie... Zaczęłam nucić razem z nim: ...dich und mich, dich und mich, dich und mich...
- Dziękujemy! – powiedział głośniej Bill, kiedy dźwięki muzyki ustały. Cały zespół zaczął się zbierać. Chciałam zejść ze sceny, ale jego głos znów mnie zatrzymał.
- Piękna... – zaczął.
Podeszłam do niego, podniosłam głowę, żeby spojrzeć w jego brązowe oczy...
- Mam na imię Amelia... – szepnęłam mu do ucha.
Uśmiechnął się. Nagle zrobiło mi się strasz nie gorąco. Serce zaczęło mi bić coraz szybciej. On był stanowczo za blisko... Czułam jego równomierny, opanowany oddech, zapach skóry...
Przypomniał mi się mój sen, który opisałam w owym zeszycie, który leżał wtedy na biurku. Zamknęłam oczy, żeby emocje były jeszcze silniejsze... jego włosy łaskotały mnie lekko po policzkach, co sprawiało, że ta chwila była jeszcze przyjemniejsza... Powoli, drżącymi rękami objęłam go za szyję. Teraz staliśmy przytuleni... Wszyscy znowu zaczęli klaskać. Spojrzałam na salę szukając wzrokiem przyjaciółki. Była parę metrów od sceny, wtulona w Roberto, uśmiechnęła się porozumiewawczo.
Jestem pewna, że ten dzień wiele zmieni w moim, dotychczas szarym i nudnym życiu. Potem okazało się, że się nie myliłam...

9.
- To jest Tom, mój brat bliźniak. – wskazał na chłopaka, któremu mówił coś na ucho, tedy na scenie.
- Bliźniak? – zapytałam z niedowierzeniem.
Czarnowłosy w odpowiedzi poszedł do niego tak, że stykali się ramionami, oboje odgarnęli włosy i uśmiechnęli się.
- Teraz już nie mam wątpliwości! – zgodziłam się i podeszłam do dredzika, żeby się przedstawić.
- Amelia... – wyciągnęłam do niego rękę, a ten ujął ją i zaczął się zgrywać próbując zachowywać się jak średniowieczny rycerz wobec damy serca (lekcja na polskim mnie zainspirowała do takiego porównania). Trochę mnie to skrępowało, ale na szczęście nie trwało to długo, bo reszta zespołu domagała się poznania mnie.
- A my to co? Powietrze? – powiedział głośniej chłopak w krótkich, blond włosach.
Po chwili znałam już cały zespół. Basista w dłuższych, brązowych włosach to Georg, a perkusista ma na imię Gustav.
Chłopaki poszli za scenę, żeby zanieść sprzęt.
- Choć z nami! – powiedział Tom i przepuścił mnie, żebym do garderoby weszła pierwsza.
- Gentelman (?) z Ciebie... – stwierdziłam siadając przy lustrze.
- To tylko pozory! – powiedział Mecki patrząc na mnie w odbiciu. – Chce mi zrobić na złość i cię poderwać. – puścił do mnie oczko. – Wiesz... bo nam zawsze podobają się te same dziewczyny...
- Czy dobrze zrozumiałam? Podobam ci się? – zaskoczyło mnie jego „wyznanie”.
- Kochaniutka nawet nie wiesz jak bardzo! – rzucił patrząc w moją stronę skate (Tom), który dostał za to od brata w głowę. Poszkodowany udawał konającego. Upadł z impetem na podłogę, zaczął jęczeć i zwijać się... Nie zwracałam uwagi na jego symulacje, zresztą reszta też nie, więc wstał.
- Jesteś pewny Tomie Kaulitz? – postanowiłam podpytać go trochę, a przy okazji podrażnić trochę Billa, który teraz wdał się w konwersację z resztą zespołu.
- Dobra! Jeżeli chcecie mnie obgadać, to może ja wyjdę, co? – przerwał rozmowę z Gutkiem i Georgem. Miał taki „oburzony” wyraz twarzy... Wyglądał słodziutko... Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Noc się jeszcze nie skończyłą! – zauważył basista. – Idziemy się bawić! Choć Tom, może znajdziesz w końcu swoją „drugą połówkę”! – mówił to z taką ironią w głosie i mimiką twarzy, że nie wytrzymałam i prawie spadłam z krzesła! – Amelio jak znajdę moją dziewczynę, a Gutek swoją to cię poznamy! – zakończył.
- To tylko on jest samotny? A wy wszyscy macie laski? Bill nie mówiłeś mi, że masz dziewczynę... – zauważyłam i spojrzałam na niego, trochę mi drżał głos, ale to dlatego, że totalnie mnie zaskoczyli...
- No nie do końca mam... Można powiedzieć, że jestem PRAWIE zajęty... – popatrzył na mnie tym swoim pożądliwym wzrokiem i wystawił białe ząbeczki.
- Taak? A kto jest tą szczęściarą? – starałam się nie spoglądać w jego stronę.
A taka jedna... Obróć się to ją zobaczysz! – zrobiłam jak powiedział, a tam ujrzałam swoje odbicie i jego, który teraz mnie obejmował i opierał podbródek na moim ramieniu...

10.
Trochę dziwnie czułam się w towarzystwie obcych mu ludzi. Nie znałam praktycznie nikogo. No.. Owszem.. Spotkałam się z Billem, ale to parę godzin w wesołym miasteczku, a czas spędzony przed klubem... Nie mogę powiedzieć, ze go poznałam. Na to trzeba dużo czasu. A do tego jego koledzy, których utożsamiałam tylko z imionami... Ale nie miałam zamiaru tracić dobrej okazji na zabawę, tym bardziej że rodziców nie było w domu... Wyszliśmy z za kulis do baru. Było tam już o wiele mniej osób, ale impreza wciąż trwała. Usiedliśmy w loży, lecz George i Gustav zaraz nas opuścili. Został tylko Tom, który jednak równie szybko się ulotnił. Pomyślałam od razu, ze nie chce być przyzwoitką. Ale zaraz po tym stwierdziłam, że jestem głupia, że pewnie Bill robi tak z każdą laską, która wpadnie mu w oko. Poczułam do niego obrzydzenie. Jednak on zlikwidował to ohydne uczucie, obejmując mnie czule. Było mi tak dobrze, ze nawet nie zauważyłam, kiedy przyszli basista i perkusista ze swoimi dziewczynami. George przyszedł z wysoka, szczupłą dziewczyną. Jej błyszczące, nieskazitelnie proste, blond włosy opadały na zgrabne ramiona. Miała na sobie niebieski top, który idealnie podkreślał błękit jej oczu. Wyglądała prześlicznie. Dziewczyna Gustava też świetnie się prezentowała w czarnej obcisłej mini, wydłużało to jej niezbyt wysoką, choć zgrabną posturę. Co chwilę odgarniała włosy za uszy, wtedy mój wzrok przykuły jej błyszczące kolczyki i zielone, duże oczy. Zmieszałam się. Od razu zaczęłam porównywać je do siebie. Bill chyba zauważył moje zakłopotanie, bo krzyknął: „WY SIĘ CHYBA NIE ZNACIE?! NO.. TO NAJWYŻSZA PORA!”. Dziewczęta powiedziały jednak, że się znamy I wtedy skojarzyłam, że są to dwie papużki nierozłączki- Magda i Julia, które często spotykałam na korytarzach mojego gimnazjum.
- Ach! To wy! Przepraszam, nie rozpoznałam was! Wyglądacie tak... dorosło... - one tylko się zaśmiały, a Magda stwierdziła, że muszą jakoś ukryć, że są rok młodsze ode mnie.
Stwierdziłam, że zachowały się głupkowato. Ale to może ja zachowywałam się głupio cały czas podchodząc do wszystkich z dystansem?! Myśli krążyły mi po głowie jak oszalałe. Stwierdziłam, że skoro tu już jestem, to musze się zabawić. Przestałam się przejmować, że mało znam towarzystwo. Po prostu.. To spotkanie było okazją do tego, by dowiedzieć się o nich „co-nie-co”. Bill zamówił dla mnie i dla siebie cole. Trochę się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam, że basista i perkusista zamawiają swoim dziewczynom drinki... Ale nie przejmowałam się zbyt długo, bo Bill skutecznie odwrócił moją uwagę.
Liczył się tylko on. Z szafy grającej popłynął dźwięk znanej mi piosenki. Ciało samo zaczęło mi się kołysać w rytm melodii. Czarnowłosy pociągnął mnie za rękę w stronę parkietu. Nie stawiałam oporu. Moje ciało było spragnione jego dotyku. Tańczyliśmy bardzo wolno do piosenki Ushera i Alici Keys „My boo”. Mecki widocznie też znał tą piosenkę, bo śpiewał, patrząc mi w oczy „Do you remember girl, I was the one, who gave you your first kiss? Cause I remember girl, I was the one, who sad put your lips like this..” I wtedy, moje usta same, jak zaczarowane, ułożyły sie do pocałunku. To nie był mój pierwszy pocałunek w życiu, ale bez wątpienia pierwszy tak cudowny… Straciłam poczucie czasu, nie wiem, ile trwała ta przyjemność, ale dla mnie była to wieczność, wspaniała wieczność... Czarnowłosy ma tak cudowne, miękkie usta... Gdy przestaliśmy się całować, zauważyliśmy, że piosenka się skończyła, z szafy grającej leciała już inna, także wolna piosenka. Bill zarumienił się.
– Zgrzałeś się chyba... – powiedziałam - Chodź, napijemy się czegoś.
On nawet nie śmiał mi się sprzeciwić, podążał tuż za mną, a ja czułam na swojej szyi jego przyspieszony oddech. Wiedziałam, że zarumienił się przeze mnie, ale ja czułam to samo, co on, więc chciałam jak najszybciej ochłodzić swoje emocje za pomocą zimnego napoju. Miałam nadzieję, że poskutkuje. Jednak gdy doszliśmy do loży okazało się, że zimny napój nie będzie mi potrzebny. Julia i Magda były bardzo pijane George i Gustav próbowali jakoś im pomóc. Bill wybuchnął:
– Ile razy wam mówiłem, że macie nie dawać im alkoholu?! - krzyczał a jego glos był jeszcze bardziej chrypliwy i ponętny. - No powiedźcie?! - basista i perkusista nie odezwali się. Próbowali zrobić coś ze swoimi na pół żywymi dziewczynami. Mecki rozejrzał się po całym „Matrixie”.
– Tom! - krzyknął, ale jego głos był już spokojniejszy. - Chodź tu!
Gitarzysta przybiegł natychmiast a za nim jakaś dziewczyna. Podeszła do mnie i się przedstwiła
– Cześć jestem Ewa! - po czym natychmiast dołączyła do chłopców i oblała pijane wodą.
„Czyli Tom potrafi zbajerować laskę” - pomyślałam. Choć Ewa wcale nie wydała mi się łatwą do zdobycia. Zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Jej długie, brązowe włosy były spięte do tyłu w natapirowany kok. Była blada, na nosie błyszczały okulary w złotych oprawkach. Nie była zbyt wystrojona, miała na sobie czarny t-shirt, a jej spodnie nie przylegały do pośladków. Od razu zauważyłam, że nie jest zbyt ładna, ale to się nie liczyło. Biło z niej ciepło i energia, czego ja mogłam jej tylko pozazdrościć. Zabiegi Ewy pomogły obudzić Julie i Magdę, z których teraz uszło całe piękno. Chłopcy zaprowadzili je do samochodu. Tom cmoknął Ewę w policzek.
– Muszę ich odwieźć.
– Dobrze... - odpowiedziała Ewa- Zostanę z Billem i... – zacięła się.
- Jestem Amelia- weszłam jej w slowo.
- No właśnie! - nie skrępowała się Ewa. - Z Billem i Amelią.
Tom jeszcze raz cmoknął ja w policzek, po czym pobiegł do samochodu. Zostaliśmy w trójkę. Usiedliśmy, a Ewa bez zażenowania rozpoczęła konwersację. Zwróciła się do mnie i do Czarnowłosego.
- A więc, ile już ze sobą jesteście?!
Zamurowało mnie, ale Bill podszedł ja inteligentnie:
- A Ty i Tom.. Chodzicie ze sobą?.
Ewa zaczęła opowiadać, że dopiero dzisiaj go poznała. Jej monolog się ciągnął, a ja dowiadywałam się o niej różnych ciekawych rzeczy. Widać było, że lubi o sobie opowiadać. Ja lubię słuchać, więc nie miałam nic przeciwko jej gadaniu. Mecki dyskretnie całował mnie po uchu i szyi. Ewie to nie przeszkadzało. Zamknęła się dopiero, gdy przyjechał Tom i poszli... Sama nie wiem, gdzie. Wtedy doszło do mnie, że siedzę w tym klubie chyba z pięć godzin.
- Która godzina? - spytałam go.
- 4 rano. - powiedział Bill i sam się zdziwił.
- Muszę iść do domu! Nie wiem, o której wrócą moi rodzice.
- Dobrze - odpowiedział spokojnie. - Przejdziemy się?
- Tak! - rzekłam krótko i wyszliśmy z klubu.
Droga była cudowna. Cały czas rozmawialiśmy i trzymaliśmy się za ręce. Do tego sceneria była niebanalna. Wschód słońca i polne drogi. Tego mi było trzeba. Doszliśmy pod mój dom. Na szczęście rodziców jeszcze nie było. Bill przyciągnął mnie do siebie i objął mocno. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Podobało mi się to tak bardzo, ze nie zauważałam niczego i nikogo poza nim. Tymczasem Roksana stała w oknie, obserwując nas pilnie...

11.
Bikey (Bill) delikatnie prawą ręką objął mnie na wysokości talii. Jego chłodna, lewa dłoń po chwili znalazła się na mojej szyi, po czym stała się ciepła, a wręcz gorąca, wędrując po moich plecach. Mimo to, że jego ręka była rozpalona po ciele przechodziły mnie dreszcze. Dłoń powędrowała z pleców do przodu mojego ciała i delikatnie objęła moja pierś. Prawie jęknęłam, gdy zaczął mnie całować, Jego usta były namiętne i delikatne. Jego język smakujący niczym truskawki począł powoli i subtelnie muskać moje wargi, potem znalazł się w środku ocierając się o moje dziąsła, podniebienie i kubki smakowe. Następnie nasze języki zaczęły wirować wokół siebie, co dawało mi niezwykłą przyjemność. Rozkosz była nieopisana, ale jeszcze większą uzyskałam, gdy mój czarny, koronkowy stanik rozpiął się pod wpływem pieszczot Meckiego. Jego palce dotykały teraz bezpośrednio moich nabrzmiałych sutków. Bill pociągnął zębami zalotnie moją dolną wargę, po czym bez skrępowania zajął się moim uchem. Pieścił je delikatnie językiem, przejeżdżając wolno po całej małżowinie. Potem jego usta wędrowały po mojej szyi... Czułam, że zaraz wybuchnę z podniecenia...

Dobrze, że nikt nas nie widział – pomyślałam. Byłam w siódmym niebie. Teraz szłam, nie... ja płynęłam do drzwi w rytm moich uczuć. Gdyby nie krzyki dochodzące z pokoju mojej siostry, byłabym już u siebie w łóżku razem z moimi marzeniami...
- O co ci chodzi? – krzyczała moja przyjaciółka.
- Nie twoja sprawa! Mogę robić co chcę! A ty mi nie zabronisz! Powiem wszystko rodzicom! – odgryzła jej Roksana.
- Jesteś najbardziej głupią i egoistyczną dziewczyną jaką znam! – Ewelinie już puszczały nerwy, to było po niej widać - była cała czerwona i machała nerwowo rękami. – Co chcesz tym osiągnąć? Myślisz, że mówiąc rodzicom, że nie było Amelii na noc w domu coś ci da? Myślisz, że dzięki temu Bill Kaulitz nagle rzuci ci się w ramiona?
- Spadaj! Nic nie wiesz! Powiem co robiła przed domem z tym pedałem! POWIEM! I zabronią jej się z nim spotykać! – stwierdziła triumfalnie Roks.
- Pedałem? Czy dobrze usłyszałam moja kochana siostrzyczko? – wtrąciłam się, bo nie mogłam już dłużej bezczynnie patrzeć na to co się wyprawia.
- Zamknij się! Wynoście się z mojego pokoju! A ciebie – wskazała na mnie palcem – nie chce znać! Zobaczysz! Zrobię z twojego życia piekło! Nienawidzę cię! – mówiąc to zrobiła te swoje „słynne oczy”. Wyglądała jak diabeł. Niektórych to mogło nawet przerazić, ale ja ją znam zbyt dobrze.
- I nawzajem! – krzyknęłam złośliwie.
- Choć Amelia, nie ma sensu się kłócić! Ja się wtrące do rozmowy z twoimi rodzicami i będzie ok. Nie martw się. – objęła mnie.
- Ale ja się nie martwię! Mam jej dość! O co jej chodzi? Co mam zrobić? Mam przestać się spotykać z Billem, bo moja „zakochana” siostrunia nie może tego znieść? Nienawidzę jej! Nie ma prawa wtykać swojego parszywego nosa w moje prywatne życie! Nie będzie mi mówić z kim mam być, a z kim nie!
- W końcu jej przejdzie, zobaczysz. Znajdzie sobie nowy obiekt westchnień i będziecie mieli z „Tokiohotelikiem” spokój. – Etewinka tak mówi na Meckiego. Bardzo mnie bawi to wymyślone przez nią przezwisko.
- O ile do tego czasu będziemy ze sobą... Ona jest zdolna zrobić wiele i... – rozpłakałam się. Przyjaciółka mnie przytuliła i poszłyśmy się połozyć.
Gdyby nie fochy i wredna postawa mojej siostry, byłabym teraz najszczęśliwszą osobą na całym świecie. Od dawna nie miała kogoś tak bliskiego jak Bill. Jakby ktoś mi powiedział przed zakończeniem roku szkolnego, że będę tak myślała o tym, wtedy dla mnie – pedalskim chłoptasiu, wyśmiałabym tą osobę na miejscu. A teraz?... Teraz leżę obok mojej kochaniusiej Freundlin i marzę o kolejnym spotkaniu z Bikey’em i jego brązowych, cudownych, obłędnych oczach.
Na ziemię sprowadził mnie sygnał telefonu: „Chociaż widzieliśmy się przed dwoma godzinami ja tęsknie i czuję jakbyśmy nie widzieli się wieki. Jutro jesteś cała dla mnie. Porywam cię na calusieńki dzień! – Bill” – przeczytałam sms.
W środku zrobiło mi się przyjemnie ciepło, byłam cała szczęśliwa i... zakochana. On jest słodziutki... – wyszeptałam.

Poranne, ciepłe promienie letniego słońca głaskały mnie po policzkach. Otworzyłam oczy, przeciągnęłam się. Spostrzegłam, że Eweliny już koło mnie nie ma i z powrotem opadłam na miękką poduszkę. Otuliłam się kołdrą i marzeniami... Na samą myśl o tym, że go dzisiaj zobaczę uśmiechałam się, a uczucia rozgrzewały mnie od środka.
Czy te wakacje mogły się zacząć lepiej? – pytałam sama siebie. – Na pewno nie!
- Leniu! Wstawaj! – krzyczała przyjaciółka z dołu. – Śniadanie na stole!
- Zaraz zejdę! – wstałam i zabrałam się za ścielenie łóżka i ogarnianie chaosu jaki panował w moich „czterech ścianach”.
Kiedy pomieszczenie przypominało już mój pokój postanowiłam sprowadzić się do normalnego stanu. Najpierw prysznic. Zmyłam z siebie zapach wczorajszego klubu i rozprowadziłam na ciało wiśniowy balsam. Czułam się jak nowo narodzona. Oczyściłam paznokcie z resztki lakieru i twarz z pozostałości po makijażu. Ubrałam moją ulubioną letnia sukienkę, bo dzień zapowiadał się ciepło i słonecznie. Może pójdę dzisiaj popływać? – zastanawiałam się, po czym założyłam strój kąpielowy zamiast bielizny. Pociągnęłam błyszczykiem usta i zeszłam coś przekąsić.
- Witam śpiocha! – Ewelinka pocałowała mnie w policzek. – Jak się spało? Czyżby śnił ci się twój „Tokiohotelik”? – spytała robiąc niegrzeczna i podejrzliwą minkę.
- A skąd wiesz? – podchwyciłam ton rozmowy, który zmierzał w jednym, wiadomym kierunku.
- Jak wstałam, ty spałaś jak zabita. Szczerzyłaś się przez sen, jak nie wiem, rodem z reklamy jakiejś pasty do zębów. – wyszczerzyłam do niej kłaki. – O właśnie tak! – wskazała na mój uśmiech. – Więc?
- Nie powiem, bo się nie spełni... – wystawiłam jej jęzor, po czym nałożyłam sobie na talerz pyszną jajecznicę z białym serem i szczypiorkiem.
- Dobrze, więc nie będę więcej dociekała. Aha! Żebym nie zapomniała. Dzwonili twoi rodzice i powiedzieli, żę wrócą dopiero za tydzień, a na ten czas pilnować cię, to znaczy – was będzie twoja ciocia. Odebrałam telefon, bo Roksana jeszcze śpi. – powiadomiła mnie.
- No to bajer, stara! Stefane, znaczy ciocia Stefane jest świetna! Taka równa kumpela. Pozwala mi na wszystko! – ucieszyłam się na myśl o nadchodzącym tygodniu bez starych. Totalny luz! Będzie super!
Razem z Eweląż posprzątałyśmy w domu przed przyjazdem ciotki. Zadzwonił dzwonek. Pobiegłam do drzwi, byłam pewna, że to ciocia, ale kiedy otworzyłam zaslepił mnie blask robionego zdjęcia.
- Jesteśmy z Bravo, Yam, ..., prosimy o wywiad! Od kiedy spotykasz się z Billem Kaulitz, wokalistą zespołu Tokio Hotel? Widziano was wczoraj w klubie „Matrix”! – przekrzykiwali się dziennikarze obładowani kamerami, aparatami i mikrofonami.
- Ewela! Pomocy! – kiedy przybiegła udało się nam zamknąć drzwi.
- Uff! Na szczęście nie wdarli się do środka. – odetchnęłam.
- Chyba będziesz musiała się do tego przyzwyczaić w końcu...
- Tak wiem! Spotykam się ze słynnym Kaulitzem! – dokończyłam za nią. – Chyba powinnam do niego zadzwonić. – wzięłam telefon, który natychmiast zaczął dzwonić.
- Ocho! O wilku mowa! – stwierdziła ewelina patrząc na ekranik, na którym migał napis: „Dzwoni Bill”.
Odebrałam:
- Cześć! Właśnie miałam do ciebie dzwonić, bo... – zaczęłam, ale Kaulitz mi przerwał.
- Tak, domyślam się czemu. Najazd reporterów, zgadłem? Jestem pewny, że tak. Normalka, ale nie po to dzwonię.
- Taak? A po co? – spytałam pieszczotliwym głosikiem.
- A po to, żeby poinformować panią, iż wygrała pani jeden dzień w towarzystwie takiego jednego, dosyć przystojnego bruneta o brązowych oczach i zniewalającym uśmiechu... – jaki z niego skromniś pomyślałam. – Więc przyjmie pani nagrodę? – skończył wychwalanie swojej osoby.
- Zastanowię się... – zaczęłam się z nim drażnić.
- Będę u ciebie za godzinę, ok.? – postanowił po dobrych trzech kwadransach rozmowy.
- Czekam. Pa!
- Pa! – odłożył słuchawkę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez TaniecDuszy dnia Piątek 05-01-2007, 9:37, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TaniecDuszy




Dołączył: 12 Sty 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Imielin (śląskie)

PostWysłany: Piątek 05-01-2007, 9:35    Temat postu:

12.
- Cześć ciociu! – rzuciłam się jej na szyję, kiedy weszła do domu.
- Tyle razy ci mówiłam, żebyś mnie tak nie nazywała, bo to mnie postarza. – puściła do mnie oczko.
- Zaniosę twoje rzeczy cioc..., znaczy Stefane, a ty możesz rozpakować zakupy, które kupiłaś. – wzięłam torbę i szłam w kierunku sypialni rodziców.
- Amelko! A gdzie twoja siostra? – krzyknęła za mną.
- Szczerze? Zupełnie mnie to nie obchodzi! – odwróciła się i zobaczyłam niezadowolony wyraz twarzy cioci.. – Pewnie u siebie. – rzuciłam od niechcenia.
- Oho! Widzę, że między wami nie jest dobrze, co? – zapytała mnie, kiedy opróżniałyśmy siatki.
- Nie chcę o tym gadać! Jeżeli wielmożna PANI Roks raczy z tobą rozmawiać, to może ci wszystko wyjaśni. – powiedziałam z ironią w głosie zakańczając temat, po czym poszłam do pokoju, gdzie siedziała rozmawiająca przez telefon Ewelina.
Po usłyszeniu kawałka jej konwersacji stwierdziłam, że po drugiej stronie słuchawki jest Robert.
- No to pa kochanie. Będę szła do domu jak tylko Amelia wyjdzie na randkę ze swoim TokioHotelikiem, tak, tak tym z zespołu. Pa. Kocham Cię, słyszysz? – odłożyła komórkę.
Usiadłam obok przyjaciółki.
- Przyjechała już ciotka. Za pół godziny będzie tu Bill, a ja nawet nie wiem, co na siebie włożyć! – zaczęłam panikować. W końcu trzydzieści minut to trochę mało jak na makijaż, włosy i jeszcze wybranie ciucha, nie?
- Zaraz coś wymyślimy. Nie bój żaby. Jak kocha, to poczeka. – Efelina podeszłą do szafy i zaczęła wyrzucać z niej różne bluzy, bluzki, koszulki, koszuleczki, kiecki, spódniczki i spodnie. – Przymierzaj wszystko! Jak będziesz mi się w czymś szczególnie podobać to tak pójdziesz ze swoim TokioHotelikiem, jeżeli nie... zostaje tylko bielizna, a wtedy to raczej nie wyjdziecie z łóżka i tak będzie wyglądać wasza randka. – zażartowała, a ja wystawiłam jej język. – Ty! Tylko mi nie kombinuj, ja już znam ten twój wzrok. Ja nie chcę być chrzestną. Jestem jeszcze za młoda! I nie mam kasy na te wszystkie prezenty, te sprawy... – humor jej chyba dopisywał, bo nie przestała robić uwag właśnie w tym smaku.
- Głuuupia jesteś! – uśmiechnęłam się i rzuciłam w nią jakimiś ciuchami, które znajdowały się w zasięgu mojej ręki. Ona oczywiście mi oddała i zaczęłyśmy się wygłupiać jak małe dzieci.
- Dobra stop! O nie! Za 15 minut muszę być gotowa! Szybko! – wzięłam ulubione jeansy, pierwszą lepszą koszulkę na ramiączkach, bieliznę i poszłam do łazienki się przebrać.
W tym czasie przyjaciółka ogarnęła mały bałagan i przygotowała kosmetyki, żeby mnie pomalować, bo gdybym zamierzała to zrobić sama, to nie wiem, czy jeszcze w tym stuleciu spotkałabym się z Kaulitzem.
- Zrobię ci lekki makijaż. Mocny nie będzie dzisiaj dobrze wyglądała, bo jest za ciepło i będziesz się czuła jakby spływał. Lepiej tego uniknąć. – poinformowała mnie i zabrała się za nakładanie liliowego cienia na powieki, fioletowego tuszu do rzęs i pokrywanie drobnych niedoskonałości na twarzy.
- Świetnie! – stwierdziłam, kiedy spojrzałam w lusterko. Eweląż zawsze ratowała mnie z takich opresji. Swoją drogą mogłaby się wybrać na jakiś kurs makijażu, czy coś w tym stylu, bo szło jej to naprawdę nieźle. Nie tylko ja tak uważałam. Swojej mamie prawie codziennie „pomagała” przy malowaniu. – A co z włosami?
- To co zawsze! Czyli jakby cię piorun trzasnął, ale te dłuższe pasma z lewej strony wywiń prostownicą. Będziesz wyglądała super. Obiecuję!
Kiedy uporałam się z moją „rozczochraną” i nałożyłam warstwę przeźroczystego, miętowego błyszczyka na usta rzeczywiście nie wyglądałam tak najgorzej. Nie do wiary, że można uzyskać taki efekt, w tak krótkim czasie.

***

- Te brat! Otwórz drzwi, bo ktoś dzwoni! – krzyczał Dredzik ze swojego pokoju.
- Ja teraz jestem zajęty. Zresztą za chwile wychodzę, nie mam czasu! Idź ty! Mam całe ręce w gumie do włosów. – darł się z łazienki Czarnowłosy.
- Ty i te twoje włosy! Zrobiłbyś coś z nimi! – skwitował ten z kolczykiem w wardze i „pogalopował” w kierunku drzwi.
Bill stał przed lustrem i męczył się z fryzurą. Dzisiaj ma chyba zły dzień, bo nic mu nie wychodzi. Nie dość, że o mały włos nie wybił sobie oka czarną kredką do tej części twarzy, a grafitowy cień ciężko się nakładał i na domiar złego to właśnie dzisiaj musiał mu zacząć odpryskiwać czarny lakier, który pokrywał dokładnie jego, jakże zadbane płytki paznokciowe, to jeszcze włosy za nic nie chciały się ułożyć!
- Cholera! Jeszcze chwilę i wyjdę z siebie! – klął do swojego odbicia w lustrze.
- Może by się jakaś zmiana przydała? – usłyszał B.kay, po czym zauważył swojego menagera opierającego się o framugę białych jak świeży śnieg drzwi łazienkowych.
- Nie wiem... To by chyba narobiło niezłego szumu, nie? – zapytał wokalista nie przestając nakładać na głowę coraz to większej warstwy rozmaitych środków, które jakoby miały pomagać w stylizacji i utrzymaniu fryzury.
- I o to chodzi! Jutro cię zabieram do Martina (tak będzie miał na imię fryzjer i stylista Kaulitzów – mój wymysł, oczywiście) i zrobimy wrażenie! Będzie o tym głośno, całe Niemcy, ba! Cała Europa aż będzie huczeć! – na te słowa Mecki rozszerzył swoje i tak już ogromne oczy, które i bez tego „wywalania na wierzch” i wytrzeszczu, robiły wrażenie.
- Ale... – wyjąkał. Nie bardzo palił się do jakichkolwiek zmian. Obecna fryzura, nazywana przez media „mangową” mu odpowiadała. Była odzwierciedleniem jego obecnego stylu. Sam ją sobie wymyślił cztery lata temu, chociaż z drugiej strony czasem myślał o czymś nowym...
- Już postanowione! Siłą wyższa! To ci wyjdzie na dobre! Pomyśl... Większe zainteresowanie, więcej fanów, większa kasa! Za tydzień druga trasa. Na pierwszej byłeś „mangowym chłopaczkiem”, na tej będziesz ostrzejszy! – nie dawał za wygraną menager.
- No dobrze! Nawet już mam wizję nowej fryzury, ale dzisiaj nie mam już czasu! Wychodzę, dobrze? – powiedział Czarnowłosy próbując się przepchać przez próg.
- To się spóźnisz! Trasa za tydzień! Trzeba wszystko dopracować! A co z próbami? Widzę, że nie uśmiecha się wam ćwiczyć, co?
- No dobra! Zaraz zbiorę chłopaków. Siedzą u Toma. Idź do jadalni. Ja zaraz jestem z powrotem. – wycedził wokalista w głowie już obmyślając treść sms, którego zaraz wyśle Amelii. Chwycił prawej kieszeni upewniając się, czy aby na pewno ma przy sobie telefon. Na szczęście miał, więc szybko wystuka tłumaczenie swojego spóźnienia w drodze do pokoju brata.
- Nikogo nie zbieraj. Mam sprawy dotyczące tylko ciebie. Z resztą już rozmawiałem. – powiedział menager kierując się do pokoju z ogromnym, drewnianym stołem w królewskim stylu z pięknymi krzesłami dookoła.
No to pięknie! – pomyślał Bill, kiedy zdał sobie sprawę, że mu się nie wymknie.
Obydwoje siedzieli naprzeciwko siebie i omawiali jakieś szczegóły związane z koncertami. Zdenerwowany takim tokiem zdarzeń stukał nerwowo pod stolikiem zamierzoną wiadomość.

Dokładnie nad pokojem, w którym odbywała się ta, nie oczekująca zwłoki konwersacja, siedziała reszta zespołu. Białe ściany były pokryte licznymi, ale równo i schludnie przyklejonymi plakatami znanych gwiazd. Po muzyce, którą tworzyli ci ludzie można było stwierdzić, że w tym pomieszczeniu mieszka jakiś skate kochający hip-hop, rap itp. Ten kto tak myślał, nie pomyliłby się. Dredzik był osobą, która chyba do końca nie nastawia się na jeden styl muzyczny. Jego spodnie z krokiem w kolanach, koszulki i bluzy dziesięć rozmiarów za duże, a do tego długie dredy, pasja grą na gitarze elektrycznej i to czego lubił słuchać, czyli jego idole. Mieszanina rocka, czy punk-rocka, czyli dziedzina jego zespołu z hip-hopowymi zainteresowaniami. Dosyć intrygujące.
Gitarzysta siedział ze słuchawkami w uszach, co jakiś czas powtarzając refren znanego niemieckiego rapera. Miał w głowie plan. Tylko jak to zrobić – myślał.
- Ej! Kaulitz! Co ty na haju jesteś, czy co? Nic nie gadasz. Może to ta laska z klubu tak na ciebie wczoraj wpłynęła? Jak jej tam było? – Georg przysunął się do zamyślonego Toma i zdjął mu słuchawki z uszu. – Jak ma na imię ta laska, z która się wczoraj bawiłeś w Matrixie? – spytał, żeby się nie powtarzać.
- Yyy... Aaa tamta... chyba coś na E? Czekaj... – stukał się teraz w głowę, próbując sobie przypomnieć to imię. Wyglądał jak małe dziecko, które bije pięściami w czoło, kiedy mu coś nie wychodzi.
- Bo ci zaraz wszystkimi dziurami wyleci ten kawałek mózgu, którego i tak rzadko używasz. – skomentował zachowanie młodszego bliźniaka Gustav. – Ewa miała na imię! Nawet ja wiem, chociaż nie spędziłem z tą panna ani pięciu minut. – perkusista postanowił ulżyć koledze, żeby biedaczek się nie przemęczał, bo przecież myślenie boli, nieprawdaż?
- Może. Nie ważne. Na szczęście nie dałem jej numeru telefonu, zresztą nawet nie prosiła i dobrze! Przynajmniej mam spokój! – zauważył ten, co go boli wysiłek umysłowy i ciężko mu przychodzi zapamiętywanie imion.
- Sorry chłopaki, ale ja już musze lecieć. Julka na mnie czeka. Mam dzisiaj obiadek z jej starszymi. Trzymajcie za mnie kciuki i pozdrówcie deBilla ode mnie. – Gustav pożegnał się z kumplami.
Basistę bardzo dziwiło zachowanie Dredowłosego. O kim, albo o czym on myślał? Może się zakochał? Nie! To byłby absurd! Dred i miłość? – też coś! A może tamta z klubu mu nie dała i czuje się gorszy, albo coś? Postanowił zagłębić się w jego myślach.
- Ej stary! Co ci się dzieje? – zapytał.
- Słuchaj... – zaczął opowiadać swój uknuty przed momentem plan dotyczący pewnej dziewczyny.
- No chyba cię coś boli! Grzeje ci już na mózg? – stukał palcem w skroń najstarszy z członków zespołu, kiedy usłyszał co zamierza Tom. – I ja ci mam w tym pomóc? Pomyśl jak się poczuje twój brat, co? On się już nie liczy? – jego ton głosu był coraz niższy i głośniejszy.
- I tak jesteś mi winien przysługę! Chyba nie zapomniałeś, dzięki komu poznałeś Magdę rok temu, nie? – Georg musiał przyznać mu rację. – No to dawaj komórę i nie gadaj!
- No już dobra! – zgodził się i dał Kaulitzowi aparat. – Ale pamiętaj! Ja o niczym nie wiedziałem! Nie mam z tym nic wspólnego!
Ten z kolczykiem w wardze napisał wiadomość i wysłał pod numer, który miał napisane na małej karteczce, którą wyciągnął z kieszeni workowych, ciemnych spodni.
- Dobra to ja już idę! Umówiłem się z Madzią. Jej starszych nie ma w domu. – uśmiechnął się basista, a Dredowłosy puścił mu oczko i wystawił jezor.
Tom został sam. Podszedł do szafy z zamiarem zmiany ubrania, niestety nie zdążył, bo przerwał mu jego brat.
- A ty co? Wychodzisz? – spytał go Bill, ale nawet nie musiał zadawać tego pytania, bo rozumieli się bez słów.

13.
Gdzie on jest? – to zdanie od paru minut zaprzątało moje myśli. Nerwowo chodziłam z kuchni do holu i z powrotem. To nasze pierwsze oficjalne spotkanie, a on się spóźnia... – mówiłam do siebie coraz bardziej się denerwując.
- Laska! Wyluzuj! Po pierwsze, o ile mnie pamięć nie myli, to ten twój TokioHotelik jest teraz jednym z najbardziej popularniejszych facetów tutaj, w Niemczech. – przytaknęłam, to przecież oczywiste. – No, a po drugie znasz go TRZY! – Ewelina zaakcentowała to ostatnie. – Powtarzam – TRZY dni!
- Nie bujaj... Trzy dni? – ta jakże mała liczba oprzytomniała mnie. – Faktycznie... – stwierdziłam, kiedy zaczęłam wszystko odtwarzać w głowie. Począwszy od tego pamiętnego zakończenia roku szkolnego, a kończąc na dniu dzisiejszym.
- No właśnie! A ty wiesz jak się zachowujesz? – zaprzeczyłam ruchem głowy i usiadłam przy kuchennym stole. – Jak panna młoda w białej sukni, welonie, która czeka przy ołtarzu na swojego przyszłego męża! – zaczęłam się śmiać, ale w sumie moja przyjaciółka miała rację.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że znamy się z Billem tak krótko. Czy ja jestem rozsądna? Chyba nie bardzo... Przecież wczoraj pozwoliłam mu na taki odważny pocałunek. Zresztą, po co ja się tym przejmuję? Mogę robić co mi się podoba! Chociaż może to dzieje się za szybko? Nie wiem... Pogadam z nim o tym dzisiaj. Ciekawe jak to wszystko wygląda z jego strony? W końcu chyba mam prawo wiedzieć, bo w jakiś sposób angażuję się w ten... „związek”? Czy ja to w ogóle mogę tak nazywać? Sama już nie wiem. Wszystko wyjaśni się samo. Potrzeba tylko czasu... tylko czasu... Tak mi się przynajmniej wydaję...
- No gdzie on kurde jest? – mówiłam już głośniej, ale nie oczekiwałam od nikogo odpowiedzi.
Dosłownie co parę sekund sprawdzałam swój telefon, czy przypadkiem nie dawał znaku życia. Niestety, milczał. Z każdą chwilą czekania traciłam nadzieję, a chwilowa złość zmieniała się w tęsknotę. Chyba się zakochałam...
- Czekacie na kogoś dziewczynki? Może zrobić wam coś do jedzenia? – wtrąciła się ciocia, która od dłuższej chwili przechadzała się koło nas.
- Amelia czeka na kolegę i mamy razem wyjść, ale on się trochę spóźnia... – wyjaśniła Etewinka.
- A cóż to za chłopak? Czyżby ten, o którym wspominała twoja siostra, kiedy wypytywałam ją o wasze obecne relacje? – przytaknęłam. Ciekawe, jak Roksana opowiedziała ciotce ostatnie parę dni. Pewnie to ja wyszłam na najgorszą, a ona jest biednym, poszkodowanym aniołeczkiem. – No cóż... jak zobaczyłam tego Billa, chyba tak on się nazywa, to szczerze mówiąc myślałam, że to dziewczyna... – wyznała.
- Cioc... znaczy Stefane... Proszę cię... Zresztą na samym początku ja tez tak uważałam. – zaczęłam jej opowiadać co się u mnie zdarzyło od kiedy poprosiłam wokalistę Tokio Hotel o autograf i to na dodatek nie dla siebie, bo wtedy nie bardzo przypadał mi do gustu ten zespół. – No i właśnie dzisiaj zaprosił mnie na naszą pierwszą prawdziwą randkę. – skończyłam.
- Jeżeli tym chciałaś mnie przekonać, żebym puściła cię na to spotkanie, to udało ci się. – powiedziała ciocia i mrugęła do mnie. – Nie martw się. Zaraz się zjawi i będziesz się świetnie bawić! – próbowała mnie pocieszyć i poszła do pokoju, skąd słychać było rozpoczynający się jej ulubiony serial.
W tym momencie dostałam wiadomość.
- Ewelina! Napisał! – aż podskoczyłam na krześle i uważnie przeczytałam sms’a.
- I co? – spytała.
- Spóźni się, bo zatrzymał go menager i nie da rady go ominąć. – Efela zrobiła minę w stylu „a nie mówiłam?” i wyciągnęła z lodówki dwa RedBulle.
Siedziałyśmy chwilę sącząc napój energetyzujący, kiedy moja komórka dała sygnał nadchodzącego esa. Czytałam go parę razy zanim dotarła do mnie jego treść:
„Amelko zmiana planów. Bądź w Matrixie. Będę tam niebawem. BILL.”
Wszystko byłoby ok., gdyby nie fakt, że nie dostałam go z numeru Meckiego, tylko jakiegoś nieznajomego telefonu.
- Jak myślisz, czemu nie napisał od siebie? – spytałam Eweląż, kiedy pokazałam jej treść.
- Nie wiem, może być wiele powodów. Zbieramy się, nie? Twój TokioHotelik się będzie niepokoił.
- To wychodzimy. Stefane idziemy! – krzyknęłam do salonu, gdzie ciotka jak zahipnotyzowana patrzała w telewizor. – Ewelina chyba dzwoni twój telefon. – powiedziałam, kiedy usłyszałam znajomy dźwięk.
- Racja. To Robercik! – odebrała.
Słyszałam wyraźnie co mówiła:
- Cześć!
- ...
- Po co tak nagle?
- ...
- No dobrze idę z Amelią w stronę klubu, to po drodze nas złapiesz.
- ...
- Pa! – odłożyła.
Dla mnie, to że ta rozmowa trwałą parę sekund było totalnym zaskoczeniem. Przecież oni zawsze potrafili gadać godzinami.
- Stało się coś? – spytałam.
- Właściwie, to nie wiem. Powiedział, że musi ze mną natychmiast rozmawiać.
- No to spadamy! – ubrałyśmy buty i już miałyśmy wychodzić, kiedy do przedpokoju wparowała moja „cudna” siostrunia.
- A ty gdzieś się wybierasz? – spytała. Po raz pierwszy od wczoraj się odezwała.
- A co cię to? – zignorowałam ją. – Idę się z kimś spotkać. Sorry, ale musimy już iść!
- Taa... Bo biedny Billuś nie może czekać... – rzuciła, a ja w odpowiedzi trzasnęłam za sobą drzwiami, które po chwili otworzyły się. Ciotka wychyliła zza nich głowę.
- Nie wróć zbyt późno, chociaż nie boję się tak bardzo o ciebie. W końcu będziesz pod opieką bardzo popularnego młodzieńca. I tak się dowiem wszystkiego prędzej czy później. – mrugnęła do mnie i weszła z powrotem do domu.

Szłyśmy równym krokiem po znanej drodze. Nawet z zamkniętymi oczami trafiłybyśmy do pubu. Mijające nas dziewczyny obrzucały mnie wrogim spojrzeniem. Jakby chciały mnie zabić. Coś tam zaczęły mi dogadywać, ale totalnie to zlewałam. Kiedy były już w bezpiecznej odległości spojrzałyśmy na siebie z Ewelą i równo wybuchłyśmy głośnym brechtem.
- Ty to masz teraz życie... – zaczęła.
- Nigdy bym się nie spodziewała, że tyle się będzie działo, a przecież to dopiero początek. Jak myślisz, czy to tak na chwilę, czy może jednak uda nam się trochę dłużej? – zapytałam. Ciekawiło mnie jak moja przyjaciółka widzi mnie i Billa.
- No cóż... Nie znam twojego TokioHotelika, ale po tym, co odstawił w klubie, chyba mu zależy, nie? Chociaż nie wiem... Faceci robią różne rzeczy, żeby wykorzystać laski. – z każdym jej słowem mój entuzjazm opadał. W sumie ja tez nie znam go na tyle dobrze, żeby być pewna jego zachowań.
- Masz na myśli zasadę „trzy pe”? Poznać, przedupić, porzucić?
- Chyba tak... ale to do niego w ogóle nie pasuje, chociaż czasem pozory mylą... – kiedy to usłyszałam posmutniałam totalnie. Ewelina zauważyła zmianę mojego nastroju. – Amelia! My sobie tylko gdybamy! Nie bierz wszystkiego tak do siebie! Lieb die sekunde stara! Jak to śpiewa ten twój TokioHotelik w jednej z piosenek! A ty jak głupia martwisz się na zapas. Na twoim miejscu przeznaczyłabym dzisiejsze spotkanie na poważną rozmowę. – popatrzyłam na nią pytająco. – No co tak wywalasz te swoje kocie oczętka? Chyba nie zamierzasz się cały czas migdalić, nie? W przerwach, to znaczy, kiedy będziecie oddychać, zacznij z nim gadać.
- Głuuupia jesteś! – wystawiłam jej jęzor i popchnęłam na pobocze.
- A ty schowaj ten ozor, bo ci wyschnie i odpadnie, a wtedy nici z przyjemności całowania. I co zrobisz? – nie pozostawała mi dłużna i popychałyśmy się tak do momentu, kiedy zatrzymało się obok nas auto z Robertem za kierownicą.
Wsiadłyśmy. Ewelina z przodu, na miejscu pasażera, ja z tyłu. Chłopak psiapsióły wyglądał na bardzo zdenerwowanego i rozkojarzonego. Zaczęłam się niepokoić. Może chcieliby zostać sami?
- To może ja się przejdę, co? – próbowałam delikatnie zasugerować.
- Nie... no, chyba możesz zostać... – powiedział niepewnie, a Efela przytaknęła.

To, co się tu stało przez następne parę minut totalnie mnie zaskoczyło. Skoro wywarło to na mnie takie emocje, ciekawa jestem, co musi czuć teraz Eweląż... Wyglądała strasznie. Smugi czarnych, przez tusz do rzęs, łez spływały jej po policzkach, oczy miała czerwone i opuchnięte, a ręce jej się trzęsły. Chciałam go zabić! Jak on mógł to zrobić? To się w głowie nie mieści! Byłam okropnie zła, a jednocześnie było mi tak przykro...
- Zatrzymaj się. Lepiej jak pójdziemy pieszo! – nie mogłam patrzeć jak przyjaciółka się teraz męczy koło niego.

Do klubu doszłyśmy o własnych, znaczy ja o własnych siłach, ponieważ pomagałam Etewince utrzymać się na nogach.
Rozglądałam się w Matrixie, ale najwidoczniej Mecki jeszcze nie dotarł, może to nawet lepiej? Będziemy miały chwile dla siebie.
- Kotku... – zaczęłam, ale ta rozpłakała się jeszcze bardziej i objęła mnie.
Usiadłyśmy przy stoliku dopiero wtedy, kiedy się uspokoiła.
- Będzie dobrze... – kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć. Chwyciłam jej trzęsącą się jeszcze dłoń. Popatrzyła na mnie i zrobiła grymas przypominający wymuszony uśmiech.
- Nic nie mów. Tak jest dobrze. – „wychliptała” i odwróciła głowę w stronę okna. – Podjechało jakieś czarne auto. To pewnie twój TokioHotelik. Ja nie będę przeszkadzać. – wstała i ruszyła do drzwi. – Uważaj na siebie. Zadzwonię. – dodała.
- Ewelina czekaj! Jeżeli jest taka potrzeba, to... ja mogę to odwołać i pobędę z tobą! – zaproponowałam.
- Cośty! Baw się dobrze. Zadzwonię. – znowu ten „uśmiech” i już jej nie było.

Jak zahipnotyzowana patrzyłam w stronę wejścia. Już sobie wyobrażałam jak wchodzi czarna czupryna, skórzana kurtka, spadające z chudziutkiej dupeczki spodnie i przeróżne dodatki. Niestety myliłam się... Po chwili stanęły przede mną długie dredy...

14.
- Ttom? – wydukałam. – Co ty tutaj robisz? – byłam maksymalnie zaskoczona takim biegiem wydarzeń.
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę... – oznajmił. – Może usiądziemy? Może się czegoś napijemy? – przytaknęłam. – Wezmę Red-bulla, ok.? Nie zamierzam dzisiaj pić.
Dredowłosy, cały czas patrząc mi w oczy, wyjaśnił nie obecność swojego brata. Niestety Billa zatrzymał menager. Było mi strasznie przykro ze świadomością, że dzisiaj go już nie zobaczę, ale rozumiałam to. Nie mogę od niego wymagać żeby był na każde moje zawołanie. Muszę się do tego przyzwyczaić. Ale po co przyszedł Tom?
- To ty wysłałeś mi tego sms-a? – zapytałam po dłuższej chwili myślenia. Młodszy Kaulitz przytaknął.
Z kolumn zaczęła się wydobywać nastrojowa melodia. Rozmarzyłam się. Dredzik wyciągnął mnie na parkiet nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy tańczyć. W głowie miałam cały czas obraz twarzy Meckiego, kiedy śpiewał mi w klubie...

***
- Dobra to tyle. Jesteś już wolny! – powiedział menager i uścisnął Czarnowłosemu dłoń.
- Chwila. Zawiózł byś mnie gdzieś? – opiekun zespołu spojrzał na Billa pytająco. – No bo Tom wziął kierowcę, a ja muszę jak najszybciej się znaleźć w pewnym miejscu. – wytłumaczył.

B.kay szedł w stronę wejścia w ręce trzymając dużą, białą różę. Zadzwonił do drzwi.
- Ciociu! Ja otworzę! To pewnie Amelia czegoś zapomniała. – rzuciła Roks. – Już otwieram! Czego kurde zaś... – urwała, kiedy zobaczyła osobę po drugiej stronie...
- Jaka nie miła... – Kaulitz wystawił jej swoje bielutkie ząbki.
- Ja, ja, ja... – zaczęła się jąkać, ale po chwili zebrała się w sobie, bo zobaczyła jego rozbawiony wyraz twarzy. – Myślałam, że jesteś z moją siostrą.
- Właśnie po nią przyszedłem. Zaraz... To gdzie ona jest? – przestraszył się.
- Poszła ze swoją przyjaciółką do tego chłopaka, co wygląda jak dziewczynka... – wtrąciła się Stefane, która szła w stronę holu. – O przepraszam chłopcze, nie wiedziałam, że to ty... – Bill był już przyzwyczajony, że mylili go z kobietą. – W każdym razie poszły do tego klubu, zaraz jak on się...
- Do Matrixa? – spytał niepewnie Czarnowłosy.
- Może. Nie wiem. Roksano idź z tym młodzieńcem tam. Poszukajcie jej, bo coś mi tu nie pasuje... – popatrzyła ciotka na tych dwoje przed sobą i wyszła.
Roks była w siódmym niebie. Przecież każdy pretekst aby pobyć z Billem jest dobry! Pomyślała o Amelii. Uczucie triumfu wypełniało każdą jej komórkę.
- Chodź. Mój menager nasz podwiezie. – wskazał na czarne auto i wyszli.

Przez całą drogę Roksana wdzięczyła się do siedzącego obok wokalisty. Robiła słodkie, maślane oczka i wszystkie te swoje sztuczki. B.kay, wiedząc o jej głupiej fascynacji, sprowadził ją na ziemię ignorując „podchody”. Ona nie była tym zachwycona.
- Ty z moją siostrą to tak na serio? – wyraźnie smutna spytała.
- Chyba tak więc nie wysilaj się. – spojrzał na nią jak na dziecko. Zobaczył w jej oczach łzy i zrobiło mu się jej trochę żal. – Nie obraź się, ale... No cóż... Tak wyszło... Musisz się z tym pogodzić! To nie oznacza, że masz mnie znienawidzić, zresztą Amelii też. To nie jest fair... – zaczął wyjaśniać Roks, że ta postępuje niewłaściwie. Po „wykładzie” zdała sobie sprawę, że te fochy w stronę siostry były głupie. Spojrzała na Billa i postanowiła się więcej pomiędzy nich nie wpychać.
- Pogodzę się z nią. Przynajmniej spróbuję. Dziękuje Ci. – powiedziała, a ten uśmiechnął się promiennie.
- Bardzo się cieszę, że to zrozumiałaś.

***
Objęłam rękami kart Toma i wsłuchana w muzykę patrzyłam przed siebie.
- kur**a! Tom! Do cholery! – usłyszałam znajomy głos.
Do pubu wszedł Bill. Odskoczyłam od tego z kolczykiem w wardze i uśmiechnęłam się do jego brata. Mój entuzjazm nie trwał długo... Młodszy Kaulitz wyglądał na przestraszonego, kiedy jego brat wyzywał go od najgorszych. Nic nie rozumiałam. Próbowałam się czegoś dowiedzieć. Podeszłam do Czarnowłosego, chciałam go objąć i zapytać, co jest grane, ale ten ku mojemu zdziwieniu odsunął się i zrobił minę w stylu „nie chcę cię znać”. Szturchnął moją siostrę, którą zauważyłam dopiero teraz i wyszli. Stałam bezradnie. Broda mi się trzęsła, do oczu napływały łzy, kolana mi się ugięły. Zaraz się rozbeczę – pomyślałam i popatrzyłam pytająco na Toma, który zdaje się wiedział o co poszło. Kiedy zobaczył co się ze mną dzieje, wybiegł za bratem. Po chwili wróciła Roksana. Już nie widziała na jej twarzy tego szyderczego uśmiechu jaki mnie uroczyła minutę wcześniej. Po prostu podeszła, przytuliła mnie i wszystko się wyjaśniło.
- Nie kłóćmy się już. To było bez sensu – wyszeptała mi do ucha. – Chodź usiądziemy opowiem ci to, co wiem.
Po parunastu minutach dowiedziała się, o co chodziło. Teraz zrozumiała wybuch Meckiego. Co ten dureń z dredami na głowie sobie myślał, do cholery? Chciał mnie poderwać... Odebrać dziewczynę bratu... Dno... Nie wystarczają mu te fanki, które same wskakują do łóżka? On chyba już taki jest, a zmienić go może tylko jedno – miłość. On powinien się zakochać. Wtedy zrozumiałby swoją kretyńską postawę wobec płci przeciwnej. Kiedy emocje trochę opadły zaczęłam się zastanawiać, czy Czarnowłosy jeszcze wróci? Nie chciałam go stracić, skoro jeszcze go nawet nie zdobyłam. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. A Dred będzie musiał długo odkupywać swe winy! Jedyny plus tego zamieszania jest taki, że topór wojenny pomiędzy mną i Roks został zakopany.

***
Dredowłosy złapał brata w ostatniej chwili za ramię. Ten odwrócił się. Jego twarz była bez wyrazu. Emocjonalnie górował.
- Bill... Wyjaśnię ci wszystko. To nie tak miało być – zaczął się tłumaczyć.
B.kay był już prawie z samochodzie, ale cos go ruszyło jednak nie wsiadł.
- Do domu wrócimy sami. Możecie jechać. – powiedział do kierowcy, z którym przyjechał Tom i do menagera, który czekał na niego.
Zaczęli iść przed siebie długo milcząc. Starszy Kaulitz patrzył w dal beznamiętnie. Czekał, aż jego brat przyzna się do wszystkiego. Kontem oka widział, że ten nie umie się zebrać w sobie. Podobna sytuacja zdarzyła się z jego byłą dziewczyną. Teraz przypomniał sobie tą chwilę.

Wrócił później z zajęć. Był szczęśliwy, bo długo się nie widział z Aldoną (była Billa), a ta obiecała, że będzie na niego czekać w domu. Wszedł bardzo cicho. Chciał jej zrobić niespodziankę. Specjalnie na tą okazję wysłał mamę i ojczyma do kina i na kolację. Mogli pobyć sami. Czarny marzył o tej chwili cały ten długi tydzień. Kiedy przekroczył próg drzwi wejściowych był taki szczęśliwy, że prawie unosił się nad ziemią. Poszedł do swojego pokoju. Niestety nie było jej tam. Zaczął gonić po wszystkich pomieszczeniach. Z naciśnięciem każdej klamki miał nadzieję, że zobaczy ją w środku. Nie zajrzał jeszcze za drzwi swojego klona, skąd słychać było muzykę. Nie pukając wparował do pokoju. To był dla niego cios prosto w serce. Gdy zobaczył swojego własnego brata obmacującego się z jego dziewczyną, coś w nim pękło... Nic nie powiedział. Wybiegł z domu. Chodził po pamiętnych miejscach. Naszły go wspomnienia. Tutko teraz był tam sam... Ona była z Tomem... „Zum erstenmal allaine in unserem Versteck“... To w tym miejscu powstała piosenka teraz uwielbiana przez fanki. Cudowna ballada.

Skoro wtedy mu wybaczył teraz był pewny, że zrobi to ponownie. W końcu tylko tańczyli. Jednak zabolał go ten widok. Chociaż znał Amelię tak krótko już zdążył się do niej w jakiś sposób przywiązać. Nie myślał o przelotnym związku... Chciał ją poznać, być z nią, spędzać czas, dzielić się wspaniałymi chwilami, emocjami, uczuciami, problemami. Chciał żeby ona też to robiła. Wiedział, że może być ciężko, bo nie w każdej chwili będzie mógł z nią być. Może ona to zrozumie... – zastanawiał się.
- Ej brat! Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby wysłać jej tego sms-a. Ona nie jest niczemu winna. Do końca była pewna, że do pubu przyjdziesz ty. To wszystko moja wina. Kiedy zobaczyłem ciebie w takim szale i jej załzawione oczy... zrozumiałem, że to było głupie. Przepraszam. Mój błąd. Możesz mnie znienawidzić, tylko proszę nie zostawiaj jej. Kiedy z nią gadałem cały czas naprowadzała na twój temat. Nie jest pewna na czym stoi, bo znacie się krótko, nie? Ale wyczułem, że nie jesteś jej obojętny. Nie chcę psuć czegoś, co jeszcze się nawet nie zaczęło, a może być piękne. Chcę żebyś był szczęśliwy. Bill... – Dredowłosy skończył i patrzył na brata. Był bliski płaczu. B.kay wyczuł, że ten mówił poważnie. Objął bezradnego już Dreda i pogodzeni postanowili wrócić do Matrixa.

***
- To co idziemy do domu, czy masz jakieś inne propozycję? – spytałam Roksany, bo już mi się troszkę znudziło siedzenie i picie kolejnego napoju energetyzującego.
- W sumie to... Chyba nie będziesz chciała wracać za chwilę... – stwierdziła, a ja popatrzyłam na nią jak na downa, bo nie zrozumiałam ani słowa.
- Yyy... Sory Roks, ale nie rozumiem?
Na zrozumienie nie czekałam długo. Nagle ktoś zakrył mi oczy. Gdyby go nie zdradzał zapach nie miałabym pojęcia kim jest.
- Bill! To Ty! – puścił mnie i usiadł obok.
- Podglądałaś... – droczył się ze mną.
- Przysięgam na, na, na...na WSZYSTKO, że nie, zresztą Roksana może potwierdzić. – spojrzałam na nią, a ta się tylko uśmiechnęła.
- No dobrze, wierzę ci... – powiedział.
- To może jakaś nagroda, co? Zadanie nie było łatwe... – zaproponował Tom swojemu bratu.
Mecki pocałował mnie w policzek i pod stolikiem chwycił moją chłodną rękę swoją cieplutką dłonią.
- Tylko tyle? –prychnęłam i udawałam obrażoną.
- Właściwą nagrodę dostaniesz, ale nie tutaj... – próbował być tajemniczy. – Dobrze gołąbeczki... – zwrócił się do mojej siostry i swojego brata. – To wy sobie tutaj gadajcie, a ja porywam Amelie, ok.?
- Tylko, żeby wróciła w całości... – pogroziła mu Roks, a B.kay z Dredem wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

Kiedy wyszliśmy z Billem z klubu poczułam jego miła w dotyku dłoń w swojej. Przez chwilę serce waliło mi jak oszalałe. To chyba z nadmiaru emocji. Cały czas czułam na sobie jego wzrok. W pewnej chwili uchwyciłam jego spojrzenie.

...„Z każdym dniem coraz bardziej zatapiam się w brąz Twoich oczu, nie pozwól mi opaść na dno...”...

Przez jakiś czas szliśmy drogą. Nie byłam w stanie wtedy myśleć gdzie idziemy. Świadomość, że jesteśmy razem prowadziła nas przed siebie. Milczenie... Czasami, gdy nic się nie mówi chwile stają się magiczne. Ta do nich należała. Wystarczyło nam, że patrzeliśmy sobie w oczy... Kiedy niewinny uśmiech rozświetlał nasze twarze, jeszcze bardziej niż letnie słońce, nic nas nie obchodziło. Tylko my. Czas przestał istnieć.

15.
Usiedliśmy na starym moście. Oparłam się o jego ramię. Ręką gładził moje włosy, ucho, szyję, policzek... Z każdym ruchem jego palców po mojej skórze, przechodziły mnie nieopisane uczucia. Uniosłam głowę, że4by znowu na niego spojrzeć. Obejmował mnie teraz w talii. Chwila nie do opisania... Zbliżył ostrożnie do mnie twarz, gładził opuszkami palców moje policzki przejeżdżając nimi wzdłuż kości żuchwowej do samych ust. Zamknęłam oczy. Poddałam się pieszczotom. Wszystko we mnie wirowało... Już nie mogłam wytrzymać. Gwałtownym ruchem objęłam go za szyję i łapczywie cmokałam jego delikatne usta...Pocałunki stawały się coraz śmielsze, oddech coraz bardziej nierówny, serce kołatało coraz szybciej i głośniej... Mecki przyciągnął mnie do siebie tak, że czułam jego ciało na swoim. Kiedy to zaczęło nam nie wystarczać przerwałam pocałunek. Bałam się... Naprawdę się bałam. On wyczuł to i milcząc mnie objął. Nie musieliśmy nic tłumaczyć... Przez cały wieczór siedzieliśmy wpatrując się w taflę wody i czując swoje bezgraniczne oddanie.. Nie tylko fizyczne...

Ten dzień zbliżył nas do siebie. I to bardzo. To już nie byłą zwykła fascynacja... Duchowe zjednoczenie. Bliskość, kiedy jest się daleko. Nie musieliśmy o niczym rozmawiać. Wszystko zostało wyjaśnione. Czułam się jakby wyrosły mi skrzydła. Tymi skrzydłami, możliwością latania, czyli robieniem rzeczy niemożliwych, spełnieniem marzeń był on...

***
Siostra Amelii i młodszy Kaulitz siedzieli w Matrixie. Bardzo dobrze się rozumieli. Dredowłosy miał wrażenie, że zna ją od zawsze. Podobała mu się jej spontaniczność i możliwość rozmowy na każdy temat. Bez zbędnych aluzji, wstydu i zakłopotania. Obydwoje nie wiedzieli, kiedy na zewnątrz zrobiło się już ciemno. To było lato, więc godzina musiała być bardzo późna.
- O kurde! Już jedenasta! – krzyknęła Roksana, kiedy załączyła swój telefon.
- Czy to jakiś problem? – zapytał ją gitarzysta, ale ta mu nie odpowiedziała, bo rozległ się dzwonek jej komórki.
Z ociąganiem i wyraźną niechęcią odebrała.
- Tak słucham? – rzuciła obojętnie do słuchawki.
- Młodziutka, czy ty wiesz, która jest godzina?
- Tak ciociu wiem, zaraz pójdę do domu, dobrze?
- Sama?
- Nie ciociu jestem z bratem od tego, co wygląda jak dziewczyna. Odprowadzi mnie.
- Jest już ciemno. Nie pozwalam ci iść taki kawał drogi bo jak mniemam jesteś w Matrixie, tak? To ja po ciebie przyjadę, co?
- Nie ciociu, nie przychodź. Tom mnie odprowadzi pod sam dom.
- Ale ja nie chcę, żebyś szła pieszo o tej porze!
- To ja ci go dam do telefonu. – wcisnęła Dredowi słuchawkę, a on wyglądał jakby zobaczył ufo. Był zaskoczony i w jego głosie można było wyczuć niepewność. Niby zawsze taki pewny siebie, a jednak...
- Słucham? – powiedział po paru długich sekundach.
- Zrozum mnie chłopcze. Ona jest pod moją opieką. Nie chciałabym, aby chodziła o tak późnej porze. Jej rodziców nie ma i ja jestem za nią odpowiedzialna.
- Dobrze, to ja, ja, ja... – zastanawiał się, co powiedzieć, jak wybrnąć z tej sytuacji. – Ja zadzwonię po mojego kierowcę i przywiozę ją autem. Zgodzi się pani? – spytał.
- To bardzo ładnie z twojej strony. Mam nadzieję, że nadejdzie okazja, żebym cię poznała. To czekam na Roksankę.
- Do widzenia. – odłożył słuchawkę i oddał właścicielce.
Siedzieli chwilę, nic nie mówiąc. Telefon Stefane bardzo ich zaskoczył.
- Tom.. Nie musisz dzwonić po żadnego kierowcę. To tylko pół godziny drogi. Dojdę sama. – Roks nie chciała wywierać presji na chłopaku.
- I jak ty to sobie wyobrażasz? Obiecałem twojej...eee... – nie umiał znaleźć słowa, bo przecież nie wiedział kim byłą ta Pani dla Roksany. – Tymczasowej opiekunce?
- To siostra mojej mamy. – uśmiechnęła się i pozwoliła mu dotrzymać obietnicy, którą złożył jej ciotce.

***
- Dzwoniła wasza mama i oznajmiła, że wracają jutro. Kazała was ucałować. – powiedziała Stefane wstając od stołu, przy którym jadłyśmy kolację. Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się jeść cokolwiek o tej porze. Dochodziła północ. – Lepiej idźcie się już położyć. Jutro mi opowiecie wasze randki. – uśmiechnęła się.
Kiwnęłam głową do Roksany, żeby szła ze mną. Musze się dowiedzieć, co robiła przez tyle czasu. Wróciła do domu prawie godzinę później niż ja, a potem zobaczyłam jak wysiada z auta Kaulitzów.
- No opowiadaj. – powiedziałyśmy równocześnie, rozwalając się na moim łóżku. Zaczęłyśmy się śmiać, ale szybko uciszyła nas ciotka krzycząc z dołu, że chciałaby się wyspać. Starałyśmy się być cicho. Poobgadywałyśmy trochę bliźniaków i zasnęłyśmy.

***
- Tom! Na szczęście! Już zaczynałam się o Ciebie martwić! – mama najsłynniejszego rodzeństwa w Niemczech przytuliła młodszego syna.
- Mamo spokojnie! Przecież nie wróciłem sam, tylko zadzwoniłem po auto. – usprawiedliwiał się Dredzik.
- Tak, ale twój brat – wskazała na Czarnowłosego, który przechodził przez salon. – jest w domu już prawie godzinę. Tak w ogóle to myślałam, że jesteście z Georgem i Gustavem. Oczywiście od nich się dowiedziałam, gdzie się podziewacie. – obydwoje powstrzymywali się od śmiechu, bo tą gadkę słyszą prawie codziennie przy powrocie. – Dobrze, więc może mi powiecie chociaż jak te dziewczyny mają na imię co? – objęła ich mocno i usiedli na ogromnej kanapie.
Bill opowiedział rodzicielce wszystko, co zdarzyło się od ukazania zdjęcia w Bravo, gdzie Amelia cmoknęła go w policzek. Była wyraźnie ucieszona faktem, że jej syn znowu się z kimś spotyka. Miała nadzieję, że jest to miła, sympatyczna dziewczyna. Zresztą z tego, co usłyszała można było to wywnioskować. Nie bardzo przepadała za jego poprzednią wybranką. Wyczuwała w niej żądzę popularności, bycia w centrum uwagi, ale nie wtrącała się do tamtej znajomości, chociaż wieść o zakończeniu związku byłą jedną z tych pozytywnych.
- Mam nadzieję, że wkrótce przyprowadzisz do nas Amelię i będę mogła ją poznać. – uśmiechnęła się do Czarnego. – A ty kochanie? – odwróciła się do drugiego syna. – Z iloma dziewczynami spotkałeś się dzisiaj? – dobrze wiedziała że jeden z jej synów był typem podrywacza.
- Z dwoma! O jednej już się nasłuchałaś, bo deBill wystękał swoje „ochy i achy” na temat jego laski, a ta druga to jej siostra. – przedstawił Roksanę w paru zwięzłych zdaniach.
- Wyczułam, że... ty nie traktujesz jej jako kolejny cel i zdobycz, synku... – stwierdziła po usłyszeniu opowieści Toma.
- Dopiero co ją poznałem. Jest ok. Dogadujemy się. To chyba dobrze, co nie? – wytłumaczył się, a słuchacze byli w ciężkim szoku.
- Czekaj brat! Ja idę po termometr! Ty chyba chory jesteś, albo nie... Mamo! Dzwoń po karetkę! Doktorze! Siostro jest na sali lekarz? Tom chyba zmądrzał. Nie poznaję go! Stał się... o ludzie jak to słowo do niego nie pasuje, R-O-Z-S-Ą-D-N-Y. – żartował Bill udając spanikowanego, a Dred wzruszył ramionami i ziewnął.
- Dobrze kochani. Na dzisiaj koniec. Zmykać do pokoi. – Pani Kaulitz wygoniła chłopców do siebie i sama poszła do sypialni gdzie po jednej stronie Łóżka spał, drugi już w jej życiu, mąż.

***
Obudziłam się koło południa. Roks nie było już obok mnie. Strasznie nie chciało mi się ruszać z łóżka. Sięgnęłam po telefon i przypomniałam sobie, że od wyjścia z Matrixa był wyłączony, a przecież Ewelina miała dzwonić! Ona jest teraz w takim stanie, a ja wczoraj o tym zapomniałam. Kurcze, mam nadzieję, ze wszystko jest w miarę ok. Wykręciłam jej numer.
- Ewelina żyjesz? – szepnęłam do słuchawki.
- Niby tak... – wyraźnie było słychać, że płakała.
- Spotkajmy się dzisiaj. Będę cała dla ciebie, ok.? To gdzie?
- To przyjdź do mnie. Mam wolną chatę na weekend. Pobeczymy se i w ogóle. Musze o nim zapomnieć.
- Ok. Za chwilę jestem u ciebie! – odłożyłam.
Powiedziałam Stefane że nie będzie mnie do poniedziałku. Zadzwoniłam do starszych, żeby się nie martwili bo dzisiaj wracają. Na początku nie chcieli, żebym wychodziła, ale jak im opowiedziałam co przeżyła moja przyjaciółka, ulegli. Już chciałam wychodzić, kiedy przez okno spostrzegłam reporterów. No to pięknie... – powiedziałam w duchu. Ciekawe jak się dostanę do Efeli? Zadzwonię po Billa! To w końcu tez jego wina! Ja mu wcale nie kazałam latać z mikrofonem po scenie i być popularnym.
- Bill! Musisz tu być natychmiast! Musisz mi pomóc dostać się do Eweliny! – krzyczałam do słuchawki.
- A co się stało? Nóżki zgubiłaś? – oczywiście musiał sobie pożartować. Chyba nie wyczuł powagi sytuacji.
Powiedziałam mu w skrócie co i jak. Po parunastu minutach pod domem stało czarne auto. Mecki wyszedł z gorylem i pomogli mi bezpiecznie wydostać się z domu. Po drodze opowiedziałam mu jak Robert zerwał z Etewinką i to właśnie dlatego muszę z nią być.
- Słuchaj! Mam pomysł! – Czarny klasnął w ręce i przedstawił mi ten genialny plan, który wymyślił.
- No nie wiem, czy Ewelinka się zgodzi. Ona raczej nie robiła w domu imprez. Szczególnie takich do rana. – sprowadziłam go na ziemię, ale ten i tak postawił na swoim.
Kiedy przyjechaliśmy do Eweląż i poznali się osobiście – ona i Kaulitz, ten od razu, bez owijania w bawełnę spytał o możliwość zorganizowania melanżu. Byłam prawie pewna, że się nie zgodzi, ale myliłam się.
- Jasne! Świetny pomysł! O 20 sprowadź wszystkich. Będzie ekstra! Może trochę dzięki temu odreaguję. – powiedziała uśmiechnięta. Cieszyłam się że nastrój jej się poprawił. I to wszystko dzięki mojemu TokioHotelikowi.
- Słuchaj kotek... – zwrócił się do mnie. – Czy możemy też przywieźć twoją siostrzyczkę?
- Yyy... Musisz chyba ją o to zapytać. Czekaj zapiszę ci jej numer. – wzięłam jego komórkę i wystukałam numer Roks.
- Oki słońce, to do wieczora. Pa. – pocałował mnie delikatnie w usta i odjechał.
Do późnego popołudnia przygotowywałyśmy dom do imprezy. Jeszcze musiałyśmy się tylko „odstawić” i mogłyśmy czekać spokojnie na ludzi.

16.
- I właśnie o to mi chodziło! Martin jesteś mistrzem! – pochwalił stylistę Bill, kiedy ten skończył układać mu nową fryzurę.
Czarnowłosy wyszedł z salonu i czekał na menagera. Nagle w kieszeni zaczął mu wibrować telefon.
- Tom? No co jest? – powiedział B.kay do słuchawki.
- Kurde stary! Gdzie ty jesteś? My już jedziemy!
- Już jedziecie?! – był zaskoczony.
- No chyba mówiłem. Głuchy jesteś, czy co? Już dwudziesta!
- Która godzina? DWUDZIESTA?! – nerwowo spojrzał na zegarek.
- Wiesz, co? Umyj se uszy! To co z tobą? – niecierpliwił się młodszy Kaulitz.
- O ludzie, a nie jestem jeszcze gotowy! Przeproś wszystkich i powiedz, że dojadę sam. Wziąć kogoś ze sobą?
- „Nie jestem gotowy”... taa... My wszystkich weźniemy.
- Aha... To ok. Na razie. – schował komórkę.

Wokalista pojechał do domu i „zrobił się na bóstwo”. Był bardzo zadowolony, gdyż zmienił swój wygląd, image. Stary cechował go od 4 lat. Pozwolił sobie dzisiaj na mega zakupy. Prawie wszystkie stare ciuchy zapakował do worków i wyniósł przed dom, by zrobić miejsce tym nowym. Zostawił sobie tylko parę ulubionych spodni i kurtek skórzanych. Z butami i dodatkami zrobił to samo. Guma do włosów też już nie byłą mu potrzebna, bo nie musiał ich stawiać. Przejrzał się jeszcze ostatni raz w lustrze. Już nie mógł się doczekać jak wszyscy zareagują. Bał się tylko jednego: Co Amelia powie na jego nowy styl? To może być dla niej szok. Myślał o tym przez całą drogę.

***
Pod dom podjechało duże auto. Taki mniejszy autobus. Coś jak busik, z którego wychodziło coraz to więcej ludzi. Niektórych znałam z widzenia. Widziałam ich za kulisami w Matrixie, kiedy TH grało koncert.
- Wchodźcie, wchodźcie! – przyjaciółka zapraszała wszystkich do środka.
Przed Tomem weszła moja siostra.
- Roks? Widziałaś się z rodzicami? – spytałam.
- Tak. Całują cię. Pozwolili mi zostać do poniedziałku nawet. I poznali Toma i w ogóle. Mają do nas zaufanie... – powiedziała i w tym samym czasie mrugnęła do mnie. Usmiechnęłam się.

Spojrzałam przez okno. Samochodu już nie było, więc musieli wejść wszyscy, tylko gdzie jest mój TokioHotelik? Nie przyjechał? Spytałam o niego Andreasa, przyjaciela chłopców.
- Ma dojechać później. – powiedział i podążył do kuchni, gdzie krzątała się Ewelina.
Georg i Gustav byli ze swoimi dziewczynami. Przywitałam się ze wszystkimi. Magda i Julia nie pamiętały mnie, ale trudno im się dziwić. Przecież wtedy, kiedy się poznałyśmy były kompletnie zalane. Basista i perkusista obiecali, że dzisiaj je przypilnują. Ktoś włączył muzykę i niektórzy kiwali się w jej rytmie. Gospodyni domu znajdowała się jedzeniem, przekąskami i napojami. Pomagał jej Andreas. Widać było, że Etewinka wpadła mu w oko. Niestety ona nie odwzajemniała zalotów, zresztą nie dziwię jej się, bo w końcu rany po rozstaniu z Robertem są jeszcze świeże. Tom i Roksana siedzieli na schodach i żywo rozmawiali. Oboje weseli, uśmiechnięci, pełni energii. Zauważyłam, że gitarzyście świeciły się oczy. Znałam ten błysk. Wyglądał jak Bill, kiedy śpiewał mi „Rette mich” w klubie. Muszę porozmawiać z Meckim o tym. Nie mogę od razu sobie myśleć nie wiadomo czego, chociaż... Cieszyłabym się gdyby byli ze sobą...

Cały czas wpatrywałam się w obraz za przeźroczystą szybą. Szkoda, że go jeszcze nie ma... – myslałam. Poszłam do pokoju Eweliny. Nikogo w nim nie było, na szczęście, bo chciałam być sama. Usiadłam i jadłam czekoladę, wyjętą wcześniej z barku. Puściłam Green day’a. Właśnie leciała piosenka „Wake me up when september ends”, kiedy zobaczyłam go opartego rękami o framugę drzwi. (<- tak wyglądał: [link widoczny dla zalogowanych] lub [link widoczny dla zalogowanych] ) Patrzył na mnie wielkimi oczami. Z prawej strony spadały mu coraz dłuższe pasma czarnych włosów na ślepka, a z lewej zcieniowane lekko opadały na policzka, a na samym czubku sterczały krótsze pazurki. Teraz podobał mi się jeszcze bardziej. Dłuższa fryzura podkreślała jego pociągłą twarz. Był ubrany inaczej niż zwykle. Uśmiechnęłam się.

***
- Otwórz buzię! – rozkazał.
Amelia posłusznie otworzyłą usta, a on delikatnym ruchem włożył jej do nich czekoladę. Lekko zadrżała i wydawało jej się, że traci oddech. Z Billem też działo się coś dziwnego. Zmienił się na twarzy. Szybko odstawił puszkę Red-bull’a, zrzucił z kanapy dzielącą ich poduszkę i wyjął jej z ręki szklankę.
- Przysuń się do mnie... – poprosił nieswoim głosem, jakby niższym i tajemniczym.
Nie stawiała oporu. Osunęła mu się w ramiona, równocześnie obracając się na plecy z twarzą zwróconą do niego i głową na oparciu kanapy. Mecki wstrzymał oddech, ujrzawszy w głębokim wcięciu koszulki kawałek koronki stanika. Drżącą rękę przeczesał jej „stojące” włosy, pochylił się i dotknął wargami ust Amelii. Te zaś rozchyliły się natychmiast. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz rozkoszy. Przywarła do niego tak, że czuł dotyk jej dekoltu i przyśpieszony rytm serca. Nie mogąc się dłużej powstrzymać, odgarnął koszulkę i zaczął wodzić dłonią po uwięzionych w biustonoszu piersiach, by w następnej chwili rozpiąć go i okryć nagą skórę pocałunkami. Wyprężyła się i z jej gardła wydobył się jęk. B.kay jednak nie poddał się namiętności. Podniósł głowę i ściągawszy z powrotem w dół bluzeczkę, zaczął ją na nowo całować, ale tak delikatnie i czule, że stopniowo się uspokajała. Gdyby zbyt szybko skłonił Ameilę do uległości, mogłaby go znienawidzić. Na to, by zyskać miłość dziewczyny tak pięknej i niezwykłej dla niego jak ona, warto poczekać, zwłaszcza jeśli oprócz miłości chce zdobyć również jej zaufanie.

***
Kiedy wchodziliśmy po schodach trzymając się za ręce, serce waliło mi jak oszalałe. Jeszcze nie umiałam się otrząsnąć z emocji, które towarzyszyły mi podczas tego, co działo się przed momentem. Ścisnęłam mocniej rękę Billa, a ten spojrzał na mnie i pocałował ją czule. Wszyscy byli w salonie. Jedni tańczyli, inni siedzieli i sączyli drinki. Moja siostra z Dredem chyba gdzieś się zaszyli, gdyż nie umiałam ich znaleźć. Przyjaciółka była pochłonięta rozmową z przyjacielem zespołu. Wyglądała na szczęśliwą, więc tylko mrugnęłam do niej porozumiewawczo i poszłam do Czarnego, który czekał na mnie z wyciągniętymi rękoma. Prawie do rana wtuleni w siebie kołysaliśmy się w rytm muzyki wydobywającej się z kolumn.

W niedzielę wszyscy powoli opuszczali dom Eweliny. Oczywiście nikt nie kwapił się, żeby zostać i pomóc doprowadzić mieszkanie do porządku. Przez prawie cały dzień ja, Ewelina, Roksana, zaspół, Magda, Julia i Andreas zbieraliśmy puszki, śmieci, resztki jedzenia i wszystko, co stawało nam na drodze. Było całkiem zabawnie, a wieczorem aż błyszczało czystością. Postanowiliśmy obejrzeć jakiś film.
- Tylko nie horror! – od razu krzyknęłam, gdyż nie lubię kina tego typu.
- A to czemu, kotek? – spytał Bill.
- Bo się boję... – myślałam, że mnie wyśmieje, ale ten przytulił mnie i powiedział: „Nie martw się. Ze mną nic ci nie grozi...”. Na chwilę mnie to uspokoiło, ale kiedy na ekranie telewizora pojawiały się straszniejsze sceny, nie było mi do śmiechu. Przez cały seans mocno trzymałam się Meckiego.

Po projekcji Georg i Gustav ze swoimi dziewczynami pojechali. Moja przyjaciółka i siostra grały z Tomem i Andreasem z monopol. Postanowiłam porozmawiać z moim TokioHotelem o tym, co zauważyłam w oczach jego brata, kiedy rozmawiał z Roks na schodach.
- Hmm... – zastanawiał się. – Nie jestem pewny, ale ona chyba nie jest mu obojętna, bo... – opowiedział mi w jaki sposób Dredowłosy wyrażał się o niej, gdy rozmawiali z mamą. – Po prostu zauważyłem, że nie traktuje jej tak, jak te wszystkie fanki. Chyba wiesz, o co mi chodzi? – uniósł brwi.
- Tak wiem... To dobrze, że nie chce jej tylko zaciągnąć do łóżka. Muszę z nią porozmawiać... – stwierdziłam.
- Wyobraź sobie, że nawet moja matka zauważyła różnicę w jego zachowaniu od kiedy poznał twoja siostrę. Apropo... ona chciałaby cię poznać. – oznajmił i czekał na moją reakcję.
- Yyy... To dobrze, czy źle? Mam się śmiać, czy płakać? A może bać? – zaskoczył mnie propozycją „ rodzinnego obiadku z jego mamusią”. Byłam troszkę podenerwowana.
- Spokojnie kotuś! Ja znam twoich rodziców. Nawet Tom ich poznał w sobotę. Teraz twoja kolej, więc...?
- No nie wiem... – w tym momencie zrobił takie słodkie oczętka, że uległam. – Dobrze już, dobrze! Zgadzam się.
- Świetnie! Jeszcze omówię to z mamą i kiedyś po ciebie przyjadę. Pojedziemy do mnie. Nie masz się czego bać! Ona to nie jest potwór, a przynajmniej nie bohater z horroru. – żartował, żeby mnie uspokoić.
- Chodźmy lepiej do reszty. Jutro trzeba się zmyć stąd przed powrotem rodzinki Eweliny. – przypomniałam mu i poszliśmy do grających. Nakazaliśmy natychmiastową ewakuację do łóżek. Trzeba kiedyś odespać imprezę, nie?

17.
Wróciłyśmy z Roksaną do domu. Mama, tata i ciotka siedzieli w salonie. Wyglądali, jakby czekali tylko na nas.
- Coś się stało? – spytałam siadając obok Stefane.
- Najpierw opowiedz co tam u ciebie, córciu. Ciocia dużo nam mówiła. Szczególnie zwróciła uwagę na tego chłopca, co wygląda jak dziewczyna. – stwierdziła Muti, a ja opowiedziałam wszystko, co wydawało mi się stosowne, oczywiście związanego z Billosławem.
- Czytaliśmy kilka artykułów w prasie. Jesteś sławna, wiesz o tym? Czy nie poświęcasz zbyt wiele dla tego wokalisty? Czy „to coś” jest tego warte? – zebrało im się na takie rozmowy właśnie teraz. I ciekawe co miało znaczyć „to coś”? Oburzyłam się.
- TAK! Widocznie ON jest tego wart! – odpyskowałam, a rodzice zmierzyli mnie wrogim spojrzeniem.
Nie spodziewałam się takiej reakcji z ich strony. Przecież, kiedy przyszedł do mnie jak wróciłam ze szpitala byli tacy mili... Nic nie rozumiem. Czemu tak nagle zmienili zdanie? Oni nawet go nie znają... Pewnie naczytali się jakiś głupot w gazetach, internecie albo naoglądali w telewizji. Chyba muszę przejrzeć wszystkie wywiady i inne. Może o czymś nie wiem? Odkąd zobaczyłam swoje zdjęcie z Billem w Bravo na początku wakacji, zrezygnowałam z zainteresowania jakichkolwiek mediów. A co będzie, kiedy zacznie im się nie podobać to, że się z nim spotykam? Wolę o tym nawet nie myśleć.
- Amelio, Roksano mamy dla was ważną wiadomość. Rozmawialiśmy już z ciocią i chcemy znać wasze zdanie na ten temat, bo to bardzo ważne... – zaczął ojciec.
- No dobrze, ale o co w końcu chodzi? – przerwałam mu. Chciałam jak najszybciej stracić im się z pola widzenia, bo czułam, że wibruje mi w kieszeni telefon. To pewnie Kaulitz, albo Etewinka... – pomyślałam.
- No więc... Byliśmy w Berlinie...
- To już chyba wiemy... – znowu się wtrąciłam.
- TAK! Dasz nam skończyć? Śpieszy ci się? – milczałam. Im szybciej powiedzą to, co mają powiedzieć, tym lepiej. – Szukałem z mamą lepszej pracy i... znalazłam ją.
- To cudownie! – krzyknęłyśmy z Roks. Nie, żebyśmy były niezadowolone z zarobków naszej rodzinki, ale jak to się mówi: od przybytku głowa nie boli.
- Tak cudownie, ale... ta praca jest na drugim końcu Niemiec i... z tego powodu wracalibyśmy do domu tylko na święta i dłuższe przerwy. – skończył i nastała głucha cisza.
- I co teraz? – spytałam.
- Teraz to tylko formalność, bo zgodziliśmy się na ten wyjazd, czyli przyjęliśmy pracę. Są dwa wyjścia. Pierwsze to przeprowadzka, co nie jest dobrym pomysłem, przynajmniej według mnie i mamy oraz drugie, czyli wy zostajecie tutaj i zamieszka z wami Stefane jako wasz opiekun. Chcielibyśmy, żebyście zdecydowały.
- Ja nigdzie się stąd nie ruszę!
- Ja też! – zgodziła się ze mną siostra.
- Czyli wszystko ustalone. Wieczorem niestety musimy wyjechać. Amelio chcielibyśmy omówić jeszcze z tobą wybór nowej szkoły, bo przecież miałaś takie plany, prawda? – przytaknęłam. – To wiesz już, gdzie złożysz dokumenty?
- Tak wiem. W Berlinie jest dobra szkoła. Ma tam profil, który mnie interesuje. Dziennikarstwo. Tam chciałabym pójść. Zdecydowałam się na tą szkołę też dlatego, gdyż ciocia tam mieszka i miałabym możliwość od poniedziałku do piątku nocowania właśnie u niej, ale... teraz, skoro chcecie, aby przeprowadziła się do nas, chyba będę musiała dojeżdżać, co zobowiązywałoby mnie do wstawania minimum o czwartej nad ranem... – załamałam się, bo moje plany związane z dalszą edukacją się sypały.
- No cóż... To rzeczywiście jest problem... – zaczął ojciec.
- A ja myślę, że jest rozwiązanie! – wtrąciła się Stefane, a mu popatrzyliśmy na nią pytająco. – Przecież to mieszkanie nie może stać puste , jak będę mieszkać u was. Ktoś musi się tam wprowadzić i szczerze mówiąc wolałabym, aby to był ktoś z rodziny. Amelia ma już szesnaście lat, a więc ma prawo mieszkać sama i myślę, że nie byłoby problemu. – po propozycji ciotki szczerze się do niej uśmiechnęłam. – Po reakcji Amelki, widzę, że decyzja należy już tylko do was. – zwróciła się do mamy i taty.
Rodzice długo milczeli. Po jakimś czasie wymienili parę zdań ze mną i Stefane i... ZGODZILI SIĘ! Naprawdę się zgodzili! Pozwolili mi mieszkać przez tydzień szkolny (od pon. do pt.) samej! To cudowne! Potem warunki: mam się nie zagładzać, pilnować, uczyć, sprzątać, zamykać dom, nie robić imprez, sratatata. Oczywiście codzienne kontrole telefoniczne i obserwatorzy, czyli wszystkie zaufane sąsiadki ciotki. Życie jest piękne. Po wakacjach wprowadzę się do MOJEGO mieszkania. Nie mogę w to uwierzyć.

Wyszłam z domu. Musiałam ochłonąć... Z nadmiary wrażeń zapomniałam, że ktoś próbował się do mnie dodzwonić. Kiedy wyciągnęłam komórkę spodziewałam się nieodebranych połączeń od Meckiego, czy przyjaciółki, ale dzwonił do mnie jakiś zastrzeżony numer. Postanowiłam iść do Eweliny, żeby podzielić się news’ami dzisiejszego popołudnia. Niestety nie zastałam jej w domu. Podobno wyszła z jakimś chłopakiem. Próbowałam się dowiedzieć z kim, ale nie uzyskałam żadnych informacji, gdyż podobno widzieli go pierwszy raz. Nie miałam teraz głowy do dociekania z kim się szlaja. Zresztą po chwili na wyświetlaczu telefonu pojawił się owy numer. Odebrać, czy nie? – myślałam. Ciekawość zwyciężyła.
- Halo? Z kim rozmawiam?– odezwałam się pierwsza.
- Ty pizdo zjebana! Suko! Ty kurwo! Odpierdol się od Billa, bo ci uszkodzę twoją piękną mordkę i powyrywam z głowy kudły! – usłyszałam po drugiej stronie. Przestraszyłam się. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę, ale ta dziewczyna (rozpoznałam damski głos) nie dawała za wygraną. Gdy po raz enty odrzucałam połączenia słała mi sms-y. Oczywiście z groźbami. Tylko tym razem widać było jej numer.

***
- Za cztery dni wyjeżdżamy w trasę i prawie nic nie zrobiliśmy. CHOLERA! – wrzeszczał Georg w studiu, gdzie zespół ćwiczył i przygotowywał się do koncertów.
- Ja wysiadam! Pięć godzin walenia w bębny i nic! Mam dość! – rzucił pałeczkami Gustav.
- Pierdole to! – agresywnym ruchem Tom zdjął z siebie gitarę.
- I pewnie myślicie, że ja teraz wypierniczę mikrofon i dam sobie spokój, co?! Otóż nie! Ja zamierzam jechać w tą trasę i mało tego. Chcę, żeby była lepsza od poprzedniej! – wycedził B.kay mierząc wzrokiem po kolei każdego z nich.
To, iż wokalista pokazał, że się nie podda bardzo wpłynęło na resztę chłopaków. Po paru godzinach przećwiczyli i dopracowali scenariusz na najbliższy miesiąc grania.
- Dobra robota! – pogratulowali sobie.
- Chłopaki! Impreza się szykuje! Georg to co? Teraz u ciebie. – basista przytaknął Dredowi.
- Ja zostanę. Nie mam ochoty się bawić. Może uda mi się coś napisać? – postanowił Mecki.
- Ja chcesz deBillu! Spadamy! Tylko nie podpal domu, bo jak starsi wrócą z urlopu, to będzie kiepsko! – pouczył brata Mop (Tom Kaulitz) i wyszli.
Starszy Kaulitz chciał zadzwonić do Amelii zaprosić ją na kolację, czy coś w tym rodzaju, ale ta miała wyłączony telefon.

***
- Gdzieś ty się podziewała? Za chwilę wyjeżdżamy, a do ciebie się nie da nawet dodzwonić! – od progu wrzeszczała matka.
- Wyłączyłam telefon, bo dzwoniły do mnie cały czas jakieś napalone fanki Billa i mi groziły! Miałam już tego dość! Chyba mogę mieć trochę prywatności, prawda? – krzyczałam. Byłam strasznie zła. Trzasnęłam drzwiami. Przeholowałam. Dostałam w twarz. Nienawidziłam ich. Przynajmniej w tej chwili.
- I zabraniamy z ojcem, abyś się spotykała z tym chłopakiem! – oznajmiła.
Uciekłam do swojego pokoju. Płakałam. Cały czas ryczałam. Jak dziecko. Dlaczego oni mi to robią? Zabierają mi ostatnie nadzieje na sens życia, zabraniając mi widywania B.kay’a. Jak on zareaguje?! Mam dość! Usłyszałam odjeżdżające auto. Pojechali. Na szczęście zobaczę ich dopiero na święta. Przyszłą do mnie ciocia. Próbowała mnie pocieszyć, ale nic z tego. Proponowała mi, żebym poszła z Roksaną i Eweliną na jakąś imprezę, ale wolałam zostać w domu. W końcu dała sobie spokój i zostawiła mnie samą w pokoju. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Po chwili jednak miałam już w głowie plan.
- Stefane... jednak idę na to przyjęcie.
- Dobrze kochanie. Pilnuj Roksanki. Jakby coś, to dzwońcie. Pa.
- Pa. – pożegnałam się i wyszłam.

Było około dwunastej w nocy, a zresztą nie wiem, bo to nie był szczegół, który w tej chwili interesował mnie najbardziej. Lało jak z cebra. Sukienka, którą miałam na sobie cała przemokła i przylegała do ciała. Myślałam tylko o tym, by jak najszybciej dostać się do Billa. Stałam bezradnie u progu jego domu i skostniałymi z zimna palcami uderzałam w jego drzwi. Szczerze, to nawet powątpiewałam w to, że ktokolwiek usłyszy moje wołanie mojej duszy o pomoc. Wraz z tym, kiedy kolejne krople deszczu wpijały się w materiał mojego ubrania traciłam nadzieję.
Czarnowłosy w końcu otworzył. Ze zdziwioną miną stał po drugiej stronie i patrzył na mnie. Już miałam się zapytać, czy będę musiała stać przed jego domem wieczność lecz on uprzedził moje pytanie.
- Wejdź... Jesteś cała przemoknięta! – zauważył, po czym wprowadził mnie do środka.
Było cicho... aż za cicho. Czyżby był sam? Nie musiałam pytać. Jakby czytał w moich myślach powiedział:
- Chłopcy poszli na imprezę, a rodzice wyjechali na urlop. – uśmiechnął się, ja też. Przez głowę przemknęła mi myśl, co może się dzisiaj zdarzyć... Tyle razy było blisko, ale nigdy nie do niczego więcej nie doszło... Za mało swobody. A teraz jak na życzenie...
Czarny chyba myślał o tym samym, bo patrzył na mnie w taki sposób... jakby mnie pożerał... wpatrywaliśmy się w siebie jak zahipnotyzowani... W końcu przybliżył się do mnie tak, że stykaliśmy się nosami. Dotknął moich ust swoimi, lekko wsuwając między moje wargi swój język, czułam jego delikatne ciepło, całował mnie... Powoli, długo, namiętnie, coraz mocniej, coraz bardziej mnie pragnął... Wiedzieliśmy, że ten pocałunek jest zapowiedzią tego, co za chwilę nastąpi... Zadrżałam pod wpływem dotyku jego rąk, które błądziły po moim ciele. Podniósł mi podbródek i czule spojrzał prosto w oczy. Serce zaczęło mi walić. Mogłabym przysiąc, że słyszał wyraźne jego bicie. Już się nie bałam...

To wystarczyło. Pocałunek podziałał jak iskra rozpalająca ogień, który w mgnieniu oka przemienił się w pożar. Nie panując nad sobą Czarnowłosy wpił się w moje usta, a ja z jękiem przywarłam do niego. Chciał być delikatny i czuły, prowadzić łagodną grę miłosną, ale w tym, co teraz robił nie było nic czułego ani delikatnego. Z dziką wręcz namiętnością pożerał mnie, lecz najbardziej zaborcze pocałunki nie były zdolne nasycić narastającego pożądania. Porwał mnie na ręce i ruszył do swojego pokoju, nie odrywając się ode mnie. Już na miejsc zatrzasnął noga drzwi, postawił mnie na podłodze i na chwilę uwolnił z objęć, aby móc rozpiąć suwak mojej sukienki. Materiał osunął się na ziemię, ukazując mnie w całej cudownej nagości, bo trudno było brać pod uwagę dwa udające bieliznę, skrawki czarnej koronki. Jakąś cząstką mózgu doceniał urok tego, co teraz na mnie pozostało lecz nad tymi doznaniami górowało pragnienie usunięcia wszystkiego, co dzieliło go od mojego ciała. Drżącymi palcami rozpiął stanik, ujmując w dłonie jędrne piersi, a w następnej chwili zsunął z moich bioder symboliczne majteczki i cofnął się o krok. Ogarniając całą postać wzrokiem, miał wrażenie, że znajduje się w niebie.
- Czy już ci mówiłem, że jesteś piękna? – wyszeptał.
Na moich ustach pojawił się niepewny uśmiech, a moje policzki poróżowiały. Zauważył, że jestem onieśmielona.
- Kolej na ciebie... – powiedziałam cicho.
B.kay zrzucił z siebie koszulkę, pozbył się wszelkich dodatków, a jednocześnie rozpiął spodnie i ściągnął je razem z bokserkami.
Staliśmy chwilę naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem. Pierwsza spuściłam oczy. Przejechałam palcami po jego kościach miedniczych, które zawsze doprowadzały mnie do obłędu, wystając, niby przypadkiem, nieśmiało ze spodni, czy bielizny. Teraz nie mogłam nasycić się ich widokiem w całej okazałości.
- Och, Bill... – jęknęłam.
- Powiedz mi, co mam robić... – poprosił.
- Chodź!
Z głośnym westchnieniem radości objął mnie i przycisnął do siebie, okrywając moją twarz pocałunkami. Wziął mnie na ręce i zaniósł na łóżko. Kiedy położył się obok mnie, zadrżałam, przewróciłam się na bok i popatrzyłam mu w oczy.
- Kochaj mnie... – poprosiłam.
On jednak przymknął oczy, usiłując nad sobą zapanować. Sięgnął nieśmiało ręką do moich piersi, delikatnie muskając gładką wypukłość. Pod wpływem jego dotyku różowa brodawka stężała, a moje ciało przeszły dreszcze. Gdy przyciągawszy mnie do siebie, zaczął pieścić moje biodra, zatopiłam ręce w jego długie, czarne włosy, a kiedy Mecki chwycił zębami mój nadgarstek, wydałam z siebie okrzyk rozkoszy. Zdumiło go, że intuicyjnie odgaduje, jak mnie pieścić i gdzie dotykać. Zaczęłam się wić i prężyć, gdy sięgnął pomiędzy moje uda.
- Bill, błagam cię! – krzyknęłam.
Nie był w stanie dłużej się hamować. Tracąc jedynie moment na zabezpieczenie, wszedł we mnie jednym, silnym ruchem. Zabolało tylko trochę i na ułamek sekundy. Zaraz potem z jękiem wygięłam się w łuk, wysoko unosząc biodra. Ogarnął nas opentańczy rytm. Bill wyczuł pierwsze oznaki zbliżającego się spełnienia i dołączył do mnie, rzucając się w przepaść uniesienia, by potem opaść, trzymając mnie w ramionach.
Oczy zaszły nam łzami. Nigdy nie wiedzieliśmy, jakim cudem może być rozkosz ciała. Mocniej przyciągnął mnie do siebie. Drżałam. Otulił nas prześcieradłem i zasnęliśmy czując przylegające do siebie ciała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez TaniecDuszy dnia Piątek 05-01-2007, 9:38, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TaniecDuszy




Dołączył: 12 Sty 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Imielin (śląskie)

PostWysłany: Piątek 05-01-2007, 9:36    Temat postu:

18.
Kiedy otworzyłam oczy za oknem świeciło już słońce. Przeciągnęłam się leniwie i przypadkiem o coś zahaczyłam lewą ręką.
- Przepraszam... – powiedziałam do Billa, który obudził się przez moje szturchnięcie.
- Nie ma za co... Chociaż tak mnie tu strasznie boli... – uskarżał się na przedramie, a ja żeby złagodzić jego cierpienie pocałowałam go delikatnie w to miejsce. Uśmiechnął się i najwidoczniej mu się spodobało, bo nagle wszystko go zaczęło boleć. Szczególnie usta...
- To może wezwiemy lekarza skoro tak obolały jesteś, co? – powiedziałam żartobliwie.
- Nie... Pani doktor mi zupełnie wystarczy – spojrzał na mnie pożądliwie i ...
Z łóżka ostatecznie wygramoliliśmy się parę godzin później. I wcale się nie nudziliśmy. Zaszliśmy do kuchni, a tam siedział Tom z moją siostrą. Popatrzeliśmy z Meckim na siebie porozumiewawczo, bo tamci karmili się nawzajem jajecznicą.
- Hy! A mnie to nigdy nie karmiś bjacisku. – podszedł do stołu wokalista i udawał poszkodowanego bejbisiusia.
- Bo ty jesteś moim bratem... Chociaż... gdybyś był dziewczyną... czekaj, czekaj w końcu niewiele ci brakuje, kiedy jesteś umalowany i cały „zrobiony”...Jakbyś sobie jeszcze biust dorobił to cię chętnie pokarmię deBillku – przekomarzał się Dred.
Dopiero teraz, kiedy o tym wspomniał, zauważyłam że mój Tokiohotelik nie jest umalowany. Pierwszy raz go takiego widziałam... Był teraz taki ... chłopięcy i grzeczniutki. Ale i tak pozostał jego urok...i uśmiech, rysy twarzy... wszystko co w nim uwielbiałam.
Kiedy szukał czegoś w lodówce, podeszłam do niego od tyłu i objęłam w talii tuląc twarz do jego barków. Cudownie pachniał. Odwrócił się i zatrząsł udem drzwiczki, które przed chwilą otworzył. Przyciągnął mnie tak że stykaliśmy się każdą częścią naszych ciał i zaczął całować. Delikatnie, powoli... najpierw muskał skórę dookoła ust, potem lekko przygryzał moje wargi. Najpierw górna potem dolną. Robiło mi się coraz gorącej i stałam bezwładnie. Można powiedzieć, że całym swoim ciężarem przygniatałam go, gdyż nie byłam w stanie ustać o własnych siłach., które z każdym jego ruchem, ulatywały...
- Khm! Krh! – udawał kasłanie Tom. Zareagowaliśmy. – Roksana, widzisz jacy bezwstydni? Przy rodzinie! Bez skrępowania Bez skrępowania nam się tutaj macają! Straszne! – obgadywali nas.
Zrobiliśmy sobie popcorn i usiedliśmy przed ogromnym, płaskim telewizorem.
- Biorę pilot! – rzucił się na kanapę Mop.
- Zaraz będzie Green Day! Przełącz na Vive! No już! – skakał koło brata Czarny
- Dobra, dobra tylko mi się tutaj nie posikaj! – zgodził się w końcu i w skupieniu oczekiwaliśmy na teledysk.
- Jest! Jest! Cisza! – podniecał się starszy Kaulitz i wszyscy, oczywiście oprócz niego, wybuchliśmy głośnym śmiechem.
Wyglądał jak pies w transie z wywieszonym jęzorem. Zrobiliśmy się śmiertelnie poważni i próbowaliśmy go naśladować. Biedny... przy nas nawet teledysku swojego ulubionego zespołu sobie w spoczynku nie zobaczy.
- Dobra oglądajcie co chcecie teraz... – rzucił pilotem w stronę Toma, ale my z Roks kategorycznie zabroniłyśmy przełączać, bo właśnie zaczynał się koncert TH z Kolonii.
- No to sobie zobaczę w końcu. – powiedziałam. – No co? – spojrzeli na mnie pytająco. – Widziałam was tylko w Matrixie. Wcześniej się w ogóle nie interesowałam. Kiedy widziałam na ekranie tą czarną gasnącą świeczkę przełączałam jak poparzona, za co Roks mnie zawsze lała... – dokończyłam.
Chłopcy nie byli zainteresowani oglądaniem swojego koncertu, więc wpadłyśmy z sis na genialny pomysł!
- Billuś kotek przynieś mikrofon, jakbyś mógł, a ty Tom gitarę. – ci dwaj zrobili niepewne miny, ale jednak spełnili moją prośbę.
...

- Czy się tak zachowuję na scenie? – spytał Czarny, kiedy skończyłyśmy naśladować Kaulitzów na koncertach. Wszyscy troje (ja, Roks, Tom) pokiwaliśmy twierdząco głowami i wybuchliśmy śmiechem. – Ha ha, ha ale śmieszne! A ty Mopie z czego rżysz? Zachowujesz się wcale nie mniej zabawnie niż ja! – Bill zaczął naśladować swojego brata w transie udając, że trzyma gitarę. Wyglądał jakby zaraz miał dostać orgazmu. Spojrzałam na niego i zaczerwieniłam się.
- Dobra, dobra koniec nabijania się! Jesteśmy gwiazdami! – Dred wstał z kanapy z podniesioną głową tak wysoko, że w zasięgu jego wzroku był tylko sufit.
- Przepraszamy panów bardzo! Czy szanowne gwiazdy złożą na tej kartce swój autograf? – Roksana podeszła z gazetą do obydwu.
- Koniec zabawy! Ktoś dzwoni! – przerwałam im. – To kto otworzy?
- Już idę, idę, idę. – ruszył do wejścia wokalista. – David? Co ty tu... EWELINA?! – kiedy usłyszałam jej imię pobiegłam do drzwi. Szczena mi opadła... Byłam cały czas przekonana, że moja przyjaciółka była z Andreasem, a tutaj, ona sobie stoi OBJĘTA(!!!) z menagerem! – wejdźcie... – powiedział starszy kaulitz kiedy minął pierwszy szok.
Usiedliśmy w salonie.
- Może zrobię coś do picia? Bill!!! – szturchnęłam go. – Kotek pomożesz mi? – spytałam milutkim głosem.
- Ależ oczywiście! – odpowiedział, kiedy zrozumiał, że chcę być z nim sam na sam.

- Czy ty coś o tym wiedziałeś? – spytałam go, gdy byliśmy już w kuchni.
- Chyba było widać, że jestem w takim samym szoku jak ty...
- Co o tym myślisz?
- Sam nie wiem... Przecież to, że trzymał rękę na jej talii, nic nie musi znaczyć...
- Na talii?! Czy ty uważasz, że to jest talia? - Wzięłam jego rękę i położyłam na swoim tyłku. Oczy mu się od razu zaświeciły, a druga jego dłoń powędrowała za pierwszą. – Bill! Chcę tu normalnie porozmawiać, bo to poważna sprawa, a ty masz jakieś kudłate myśli.
- No okey... – odsunął się i zrobił minkę małego dziecka w stylu „mamusia mi zabjała autko...”
- Więc?
- Co więc?
- No jak to co? Co ty na to?
- Na co?
- Kaulitz... Proszę Cię! Dobrze wiesz o co mi chodzi.
- Czy musimy teraz o tym gadać? Ona ma swoje życie! Niech robi co chce, a jak masz jakieś wątpliwości to z nią o tym pogadaj. Ja nic nie wiem... – powiedział ba wdechu.
Miał rację. Usiadłam mu na kolanach i objęłam splatając palce na jego ciepłym karku. Ogarną mi spadającą grzywkę z oczu i pocałował delikatnie w czoło.
- Gdzie to picie do chol... – wparował do kuchni Tom. – A sory... To yyyy... wy sobie nie przeszkadzajcie. Tylko wezmę sok i szklanki. Nie patrzę. Już sobie idę! Zamykam drzwi! – wybuchliśmy z Meckim brechtem, widząc zachowanie Toma.
- To idziemy do reszty, czy może... – zaczął ustami gładzić moją skórę za uchem. Gdyby nie rozległ się dzwonek mojego telefonu pewnie wybrałabym tę drugą opcję spędzania czasu.
Stefane już się niepokoiła, więc poprosiliśmy Davida, żeby nas odwiózł. Powiedziałam tylko Ewelinie, żeby zadzwoniła i wróciłyśmy do domu.

- Stefane już jesteśmy! – krzyknęłam przekraczając próg drzwi.
- Wchodźcie, wchodźcie zaraz będzie obiad. – zawołała z kuchni, skąd unosił się zapach pomidorów.
- Nie mów, że to gołąbki! – na samą myśl o tym przysmaku zrobiłam się głodna.
- Wiem, że je uwielbiasz, a twoja mama rzadko je przyrządzała. Postanowiłam zrobić ci coś pysznego. Cieszysz się?
- No ba! Zaraz przyjdziemy pomóc w nakrywaniu do stołu. Prawda siostruniu?
- Tak, tak..., ale teraz chodź. Umyjemy rączki i przebierzemy się w coś świeżego, bo od wczoraj jesteśmy w tych samych ubraniach. – powiedziała Roksana i poszłyśmy do mnie na górę.
Wyczuwałam w niej jakieś napięcie... Chyba o czymś chciała mi powiedzieć. Nagle przemknęła mi przez głowę dziwna myśl... Może ona i Kaulitz... wczoraj... kiedy ja z Billem... NIE! Wykluczone! Ona ma czternaście lat!
- No powiesz mi w końcu co jest grane? – wydusiłam po chwili, bo zaczynało mnie denerwować jej chodzenie w te i we w te (nie wiem jak to poprawnie napisać) po pokoju.
- No bo...
- Wyduś to z siebie!!! – próbowałam ją ponaglać.
- No bo ten...
- CZEN?!
- No dobra! EwelinamipowiedziałajakbyłaśzBillemwkuchniżesięzakochaławDavidzieimsdociebiewtejsprawiezadźwonić. – powiedziała wypuszczając powietrze.
- Yyy... że jak? Że ona? Z MENAGEREM? A Andreas? A Robert? Już jej przeszło? Nie żebym była zła albo jej czegoś zabraniała, ale ona wie co robi? – myślałam na głos.
- Nic więcej mi nie gadała. W końcu to nie ja jestem jej przyjaciółką, nie? Ja bym z nią pogadała na twoim miejscu i to jak najszybciej, bo... – zaczęła.
- Bo co?
- Bo... oni tam w salonie u Kaulitzów zachowywali się jakby... już ten...
- Czen?
- No wiesz...
- Nie wie... albo dobra nic nie mów! Zaraz do niej idę! Albo nie! Ja JUŻ do niej pójdę!
- Jak chcesz, ale ja TERAZ proponowałabym rozkoszować się obiadkiem... – ruszyła na dół.
- Masz rację! Potem się z nią skontaktuję.
Z jednej strony ulżyło mi, bo myślałam, że moja sis straciła cnotę, a z drugiej i tak mam mętlik, z powodu tej sprawy z Eweląż... Nie wiem, co mam robić? Przecież on jest starszy od nas o przynajmniej 10 lat. Zależy jak się potoczy nasza rozmowa.
Przez cały czas siedziałam przy stole dłubiąc widelcem w talerzu z pysznymi gołąbkami. Byłam tak przejęta przyjaciółką, że nawet nie byłam w stanie czegokolwiek przełknąć. Spojrzałam na ciocię, która była totalnie zaskoczona moim brakiem apetytu. Wyjaśniłam jej, że musze iść do Eweliny i przekazałam Roksanie, żeby opowiedziała Stefane wszystko. Oczywiście umówiłam się z nią wcześniej, że jakby co, to byłam razem z nią na tej całej imprezie. Ta tylko popatrzyła na mnie podejrzliwie, ale zgodziła się.

19.
Kaulitzowie siedzieli w studiu. Próbowali coś poćwiczyć, ale tylko wokalista wykazywał chęć do robienia czegokolwiek. Menager tylko kiwał głową. Był załamany. Za trzy dni rozpoczyna się trasa koncertowa a jeszcze wszystko nie jest zapięte na ostatni guzik. W końcu i Bill dał sobie spokój. Zespół usiadł przed Davidem. Wszyscy wymieniali się spojrzeniami. No tak... Chłopakom nie dawała spokoju sytuacja sprzed paru godzin. Chodziło o Ewelinę...
- Yyy... To jak się udała wczorajsza impreza? – zaczął delikatnie Czarny zwracając się do najstarszego osobnika w pomieszczeniu.
- Było ciekawie. Nie mogę uwierzyć, że można tak dobrze się bawić z osobami młodszymi od siebie... – zaczął.
Dopiero teraz wyczuł cel tego pytania. A więc o to wam chodzi... – pomyślał. Chciał sprawdzić w jaki sposób zaczną go wypytywać. Był ciekawy ich zachowania i pomysłowości.
- Nie chciałem się bawić wczoraj... Z resztą nawet lepiej, że zostałem, bo w nocy przyszła zapłakana i przemoknięta Amelia. Nie wiem, co by ze sobą zrobiła, gdyby nie było mnie w domu... – tu poczuł szturchnięcie swojego brata i wymowne chrząknięcie reszty zespołu. – No ale dosyć o mnie. To Davidzie yyy... co chciałeś powiedzieć przez „dobrze się bawić”?
- Czy nie potraficie mnie spytać wprost? Przecież dobrze wiem, że chodzi wam o tę dziewczynę, którą przyprowadziłem do was w południe, - byli zaskoczeni jego reakcją. Pokiwali twierdząco głowami.
- Chyba nam nie wmówisz że tylko ją odwiozłeś? Przecież było widać, że ten... – stwierdził Dred.
- To osobiste pytanie, ale...chyba mogę wam coś tam powiedzieć. W końcu to wasza koleżanka. Z resztą Bill ty i tak się dowiesz więcej niż ja tutaj powiem, bo to przyjaciółka twojej dziewczyny. Nie mylę się prawda?
- Mniemam, że masz rację, ale zobaczymy. Teraz opowiadaj! – ponaglał go B.kay a ten zaczął mówić to, co wydało mu się stosowne o wydarzeniach minionej nocy.
- Taa... Jak ty z nią „ROZMAWIAŁEŚ” podczas tego waszego parogodzinnego zniknięcia, to ja jestem kobietę! – stwierdził Czarnowłosy.
- Dużo ci nie brakuje, więc zostańmy przy tym, że „ROZMAWIAŁ”! – wtrącił się Gustav.
- No i co dalej? Planujesz coś? – Georg włączył się do rozmowy.
- Nie wiem. Dużo zależy od niej, ale myślę, że zaczniemy się częściej widywać. No co ja będę dużo mówił...Po prostu fajna laska i tyle. Ale dosyć tego dobrego! Skoro wasze rozczochrane zaspokojone to co roboty! Szybko! Wszystko od początku i bez zająknięcia.
Teraz szło im całkiem nieźle. Przećwiczyli wszystko parę razy i wrócili do domu.
***

Ewelina otworzyła mi jakaś taka rozpromieniona. Widać było, że dzięki ostatnim wydarzeniom odżyła.
- Nie spodziewałam się ciebie...
- Wiem, wiem. Przepraszam, że nie zadzwoniłam, ale tak to jakoś nagle wyszło! Nie sądzisz, że musimy pogadać? – spytałam siadając koło niej.
- Pewnie chodzi ci o Davida?
- Wow! Niezła jesteś. Tak chodzi mi o niego! Gdyby nie jego wiek....
- I co z tego, że ma 34 lata? Jest czuły, wrażliwy, opiekuńczy, doświadczony i taki męski... – zaczęła go wychwalać.
- Taa i jest w wieku mojego ojca – przerwałam jej. – I na pewno nic od ciebie nie chce, co? Laska on ma inny tok myślenia, niż ludzie w naszym wieku! Czy ty sobie zdajesz z tego sprawę? A co na to twoi rodzice, co?
- Boże Amelia! Od kiedy ty taka troskliwa i bojaźliwa jesteś?
- Od zawsze! I co? Teraz będziemy się kłócić, tak? Chcę twojego dobra!
- Jeśli chcesz właśnie tego to się nie wtrącaj i tyle, ok.?
- OK.! – odpowiedziałam wkurzona i wyszłam.
No to bosko! Po prostu świetnie. Nie ma to jak pokłócić się z przyjaciółką z powodu faceta. Chyba będę musiała wdać się w głębszą konwersację z tym całym menagerem...
- Bill? Kochanie... Szkoda, że masz wyłączony telefon. Jak odsłuchasz tę wiadomość to odezwij się, proszę. Mam sprawę... – powiedziałam zapłakanym głosem do słuchawki.
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Ewelina była moją najlepszą przyjaciółką. Była? Czemu już tak o tym myślę? W czasie przeszłym! Przecież chciałam jej pomóc.
Snułam się ciemnymi ulicami bez celu. Czekałam na odzew Czarnego... Pewnie ma próbę, albo jakieś spotkanie, czy wywiad. Zaczęłam się zastanawiać nad sensem ostatniego tygodnia. W co ja się w ogóle wplątałam? Leci na niego milion lasek, które na jego widok sikają, mdleją... Świadomość tego, że on jest taki... popularny i pożądany bardzo mi ciąży. Nie wiem jak sobie z tym poradzę.
***
Wszyscy czterej siedzieli w salonie domu Kaulitzów, wpatrując się w ekran telewizora. Byli zbyt zmęczeni próbą, żeby myśleć o jakiś szaleństwach. Z resztą za 3 dni mają trasę i teraz na tym muszą się skupić. Nie mogą zawieźć swoich fanów i dać z siebie wszystko.
- Macie jakieś propozycje? – przerywając dźwięk telewizora, spytał wokalista.
- Siedzieć, plaszczyć tyłek, żuć gumę, gapić się w telewizor a dla urozmaicenia możemy sobie pogrzebać w nosie... – odpowiedział starszy bliźniak a reszta zmierzyła go wytrzeszczonymi oczami. – Np. co, zły pomysł?
- Nie wiem jak wy, ale się zmywam zaraz do Magdy. – oznajmił Georg.
- To może pójdę z tobą? W końcu Julia mieszka blisko, a ostatnio wspominała, że na parę dni ma wolną chatę... – zaproponował Gustav.
- O nie! Tylko nie impreza! Nie mam siły! – przerwał Tom, a resztę aż zatkało z wrażenia.
- Bracie! Nie poznaję ciebie! To mam pomysł! Dredzie to my bierzemy swoje dupy i jedziemy po Amelie i Roks.
- Ty możesz nazwać swój zad dupą, ale ja mam zgrabną pupcię. – wtrącił gitarzysta i wszyscy spadli z siedzenia ze śmiechu.
- Dobra będziemy na was czekać u Julki, ok.?
***
W domu nudziłam się jak mops. Telefon milczał, więc Bill pewnie dalej śpiewa. Przyszła do mnie Roksana. Po wyrazie jej twarzy zobaczyłam, że czuje to co ja.
- To co będziemy robić? – spytałam.
- Nie wiem. Próbowałam dzwonić do Toma, ale miła pani oznajmiła mi, iż „abonent jest czasowo niedostępny”. Jak z Eweliną?
- Nawet nie pytaj. Pokłóciłam się z nią. Już nic nie wiem. Może nie powinnam się wtrącać?
- Na mnie nie licz. Nie znam jej tak dobrze jak ty, ale skoro jest szczęśliwa to może trzeba cieszyć się z nią!
- Może masz rację. Chyba do niej zadzwonię. Przeproszę ją. Mam tylko nadzieję, że nie jest na mnie bardzo zła. – wyciągnęłam telefon i już miałam dzwonić do przyjaciółki, kiedy na ekranie pojawiła się słuchawka i napis BILL.

- Słucham? – odebrałam.
- Za 5 minut będziemy z Tomem u was. Będziecie gotowe? Mam nadzieję, że nie macie innych planów?
- Właśnie się nudziłyśmy.
- To super. Zaraz jesteśmy. Pa
- Pa. – odłożyłam i szybko zebrałyśmy się z Roks.

- Gdzie jedziemy? – spytałam Billa, kiedy usiadł obok mnie w samochodzie.
- Do dziewczyny Gustava. Pamiętasz ją? Ma na imię Julia.
- Oczywiście, że pamiętam. Jakieś konkretne plany?
- Nie. Posiedzimy, pogadamy... Możemy po drodze zahaczyć po Ewelinę i wziąć ją ze sobą.
- Raczej nie.. – Czarny zdziwił się moją odpowiedzią. – Pokłóciłam się z nią dzisiaj. Przez Davida.
- Rozumiem..
- Jak wam idą próby? – zmieniłam temat.
- Dobrze. Wszystko dopracowane. Już myśleliśmy, że się nie wyrobimy i za 3 dni damy plamę.
- Za 3 dni? – przerwałam Tomowi.
- No przecież mamy trasę. Nie wiedziałaś? Myślałem, że Bill ci powiedział.
- No to extra. Nie ma to jak dowiedzieć się od osoby trzeciej, prawda Billuś? – zapytałam ironicznie młodszego bliźniaka.
- Yyy... no miałem ci powiedzieć..
- Kiedy? 2 minuty przez wyjazdem? I co? Nie będzie cię tyle czasu i ja nic nie wiedziałam!
- Przepraszam! Nie chciałem żeby tak wyszło... Z resztą jest możliwość, że pojedziecie z nami. Będziecie traktowane jak VIP-y. Co wy na to? – zaskoczył nas wokalista.
- Wypas! Jedziemy! – wybuchła euforią Roksana.
- Jasne. Uważaj bo starzy się już zgadzają.
- Wystarczy, że zgodzi się Stefane. Oni wracają na święta.
- I co? Stefane się zgodzi bez wiedzy rodziców, tak? Pomyśl trochę...
- Ale chyba zapytać możemy, nie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżampara




Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 2108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5

PostWysłany: Piątek 05-01-2007, 11:05    Temat postu:

Eh...mogłaś zaczekać Grey_Light_Colorz_PDT_26
Komu by się chciało naraz czytać te 19 części Rolling Eyes
Mi napewno nie, ale spróbuję pierwsza notke.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Śmietnik Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin