Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

W świecie skrajności (5 -> 25.01)
Idź do strony 1, 2  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Drache




Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 321
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Niedziela 26-11-2006, 12:20    Temat postu: W świecie skrajności (5 -> 25.01)

Mam nadzieję, że to pierwsze takie opowiadanie na forum. Jest ich tutaj tak dużo, iż nie byłam w stanie przejrzeć wszystkich. W niektórych momentach może zostać uznane za dość drastyczne, dlatego ostrzegam osoby o zbyt dużej wyobraźni Wink
Dedykuję: koleżance ze szkolnej ławki


Prolog

Siedział wygodnie na brązowym fotelu. Jego silne ręce bawiły się parą pałeczek, „wystukując” w powietrzu rytm znanej mu piosenki. Nie był sam w sporym pomieszczeniu. Pomimo iż, miał zamknięte oczy, wiedział, że jego najlepsi przyjaciele są blisko. Cały czas słyszał ich śmiechy, sprawiające, że życie wydawało mu się prostsze i weselsze. Czując znajomy dotyk na umięśnionym ramieniu, uchylił powieki. Dziewiętnastolatek stał nad nim i obdarzał go szerokim uśmiechem. Średniej długości brązowe włosy opadły mu na twarz, zasłaniając jedno oko.

- Zostaw je i chodź do nas. – powiedział.

Niezbyt wysoki chłopak posłusznie wstał z miejsca, ale gdy tylko zbliżył się do kolegi, coś zaczęło się dziać. Znienacka jasne ściany pomieszczenia poczęły robić się coraz ciemniejsze i mniej widoczne. Skórzany fotel i pałeczki od perkusji powoli znikały mu z oczu. W końcu zorientował się, iż wszystko, co znajdowało się wokół niego przestało istnieć. Także radosne chichoty ucichły. Przestraszony rozglądał się dookoła, jednak niczego nie dostrzegł. Po chwili do jego uszu dotarły przeraźliwe wrzaski i płacz. Nie wiedział, co robić. Nagle, nie wiadomo skąd, pojawiły się przed nim dziesiątki czerwonych oczu. Ślepia zwrócone były prosto na niego. Chciał uciec, ale nie miał dokąd. Widział je wszędzie, z każdej strony, a także nad sobą. Znów jego zmysły zasygnalizowały mu o dotyku na ramieniu. Niestety tym razem był on obcy i zimny. Chłopak szybko odwrócił się za siebie i głośno krzyknął, kiedy zobaczył, że tuż przy nim stoi stary szkielet. Nastolatek raptownie runął na ziemię, a okrutne istoty rzuciły się na niego.

- Gustav, obudź się. – brązowowłosy trząsł swoim przyjacielem. Blondyn ocknął się z krzykiem.
- Matko, to był tylko sen. – odpowiedział mu wystraszony.
- Chyba nie był bardzo przyjemny, hę? Uspokój się, już dojeżdżamy do siebie.

Perkusista doprowadzał się do porządku. Pierwszy raz śniło mu się coś podobnego. Na początku stwierdził, iż może to coś znaczyć, lecz szybko odgonił od siebie tą myśl. Zawsze uważał sny za wytwór zmęczonego umysłu i nie zastanawiał się nad ich znaczeniem. Z zamyślenia wyrwał go rozbawiony Georg.

- Czemu się tak cieszysz? – Gustav spytał z zainteresowaniem.
- Cicho. Popatrz.

Osiemnastolatek odwrócił się od tyłu. Jego oczom ukazały się dwie sylwetki. Na tylnych siedzeniach auta siedzieli pogrążeni w śnie chłopcy. Jeden z nich, wyższy od drugiego, miał długie pomalowane na czarno włosy oraz mocny makijaż. Bardzo łatwo było nieznajomym pomylić go z dziewczyną. Chude ciało zakrywały obcisła granatowa bluzka z kolorowym nadrukiem oraz opięte spodnie. Styl młodzieńca obok też należał do oryginalnych. Nie był grubszy od swojego brata, przez co o wiele za duża koszulka zsuwała się z niego, ukazując nie tylko jasną szyję, przykrywaną przez blond dredy - owoc kilkuletniej pracy, lecz także coś więcej.

Bracia wyglądali tak niewinnie i słodko, że ich starsi koledzy nie mogli powstrzymać się od kilku komentarzy na temat śpiochów. Jednak perkusista przez cały czas miał w pamięci obraz ze swego snu. Ciemność, wrzaski i rozpacz przyjaciół, złowrogie ślepia, szkielety – to było dla niego za wiele. Dopiero dojeżdżając do domu, przestał o nich myśleć. Wtedy jeszcze nie wiedział, iż niedługo przyjdzie mu stanąć twarzą w twarz ze swoim koszmarem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Drache dnia Czwartek 25-01-2007, 22:42, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasiorek_




Dołączył: 16 Wrz 2006
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed ołtarza. Uciekająca panna młoda xD

PostWysłany: Niedziela 26-11-2006, 12:27    Temat postu:

uuu... czyżby Gustav miał proroczy sen Question
podoba mi się
fajna fabuła, a błędów nie widziałam
i masz plusa za kolejne opowiadanie z Gustim
pozdrawiam

EDIT:

czyżbym była pierwsza


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
FaNkA MaNsOnA




Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 96
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z piekła rodem

PostWysłany: Niedziela 26-11-2006, 19:09    Temat postu:

Hmmm...średnio.
Podobał mi się sen Gustava, ale jak narazie to tylko prolog, więc nie wiele mogę powiedzieć.
Do następnego parta.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drache




Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 321
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Niedziela 26-11-2006, 20:25    Temat postu:

Kasiorek_ - cieszę się, że ci się podobało, zapraszam na dalszy ciąg Smile

FaNkA MaNsOnA - dziękuję za twoją opinię, mam nadzieję, że następne części bardziej przypadną ci do gustu Wink


pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bellona




Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce ;)

PostWysłany: Niedziela 26-11-2006, 20:54    Temat postu:

Na samym początku byłam na "tak".
Później byłam na "nie", a na samym końcu ponownie na "tak".

Wiem, że może wydac się to pozbawione sensu.
Jednak ogólnie podobało mi się.
Tak na 90%.
Napisane ładnym stylem.
Ogólnie ciekawie się zaczyna Smile

Teraz nie moge powiedzieć nic więcej, gdyż to dopiero prolog.
Czekam na kolejną część Wink

Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ashleyka




Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 1588
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: ...

PostWysłany: Niedziela 26-11-2006, 21:19    Temat postu:

Tak w sumie to całkiem mi się podobało.
Ładnie opisany sen Gustava no i najwidoczniej był a raczej będzie proroczy.
Trochę tajemniczości mnie zaciekawiło ,więc postaram się jeszcze wpaść.
Pozdrawiam i życzę weny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drache




Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 321
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Poniedziałek 27-11-2006, 23:29    Temat postu:

Bellona - dziękuję za twoje uwagi. Mam nadzięję, że następne części też ci się spodobają.

ashleyka - dzięki za życzenia. Zajrzyj za jakiś czas, kiedy uda mi się wklepać kolejne fragmenty.


pozdrawiam Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
EMO_girl




Dołączył: 27 Lis 2006
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wtorek 28-11-2006, 0:11    Temat postu: Re: W świecie skrajności (prolog)

Drache napisał:

pomalowane na czarno włosy .


dobra, to się rzuca w oczęta. Nie lepiej pofarbowane??


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drache




Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 321
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wtorek 28-11-2006, 22:13    Temat postu:

EMO_girl - dzięki za sugestię Wink

Tak więc daję następną część. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Wink


1.

Słońce powoli wznosiło się nad ponurą krainą. Jego słabe promienie próbowały przebić się przez grubą warstwę chmur rozciągającą się nad całym terytorium nieumarłych. Jego granice były zawsze dobrze widoczne i każda istota wiedziała, co jej grozi, gdy je przekroczy. Na całym terenie ziemia była wyschnięta i nie porastała jej żadna roślinność. Jedynie kilkanaście martwych drzew znajdowało się na obszarze dziesiątek, a może nawet setek hektarów. Nie było tam warunków do normalnego życia, gdyż nigdzie nie było ani kropli wody. Każda rzeka wpływająca do ponurej krainy, w niewiadomy sposób, kończyła swój bieg. Tylko suche wgłębienia na powierzchni przeklętej ziemi, mówiły o dawnych jeziorach i rzekach. Królestwo śmierci. Jedynymi istotami zamieszkującymi ów upiorny teren były umarłe stworzenia sztucznie przywrócone do życia. Wprawdzie nie były wyjątkowo inteligentne ani silne, ale nadrabiały to liczebnością, przez co stanowiły potężną broń w rękach ich przywódcy. Istoty te zasiedlały nieliczne miasta – nekropolis. Jednym z nich było olbrzymie Mortis, będące stolicą upiornego królestwa.

Mortis jedynie wielkością różniło się od innych przerażających grodów. W przeciwieństwie do reszty królestwa, miasta stały na ziemi niedotkniętej żadną klątwą. Było to konieczne ze względu na proces powstawania ich nowych mieszkańców. Przeklęta ziemia posiadała właściwości pochłaniające wszelkie zaklęcia, zarówno dobre jak i złe, przez co stawały się one bezużyteczne. Ponieważ magia była czynnikiem niezbędnym w procesie ożywiania, trzeba było zrezygnować z ochrony przed czarami przeciwników, jaką dawał dotknięty klątwą grunt. Mortis, będąc jednym z najważniejszych miast nieumarłych, zostało otoczone nie tylko grubymi na kilka metrów murami, ale także fosą. Jednak zamiast zwykłej wody, wokół stolicy krainy śmierci płynęła piekąca i okropnie niebezpieczna mieszanina różnych kwasów. Była w stanie spalić i stopić wszystko, począwszy od ludzkiego ciała, skończywszy na żelaznych elementach wrogich machin oblężniczych. Jedynym wejściem do grodu była olbrzymia metalowa brama, którą w razie konieczności opuszczano, by umożliwić dostanie się do środka. Za nią nic nie przypominało zwykłego miasta. Zamiast domów mieszkalnych, w okolicy było pełno różnych cmentarzysk. Wszystkie połączone były ze sobą wydeptaną ścieżką, która prowadziła do specjalnych miejsc, w których przywracano życie. Jednak, czy można to tak nazwać? Wprawdzie stworzenia te mogły się poruszać, walczyć, ale nie posiadały ani swojego dawnego rozumu, ani uczuć, ani nawet własnej woli. Jedynie nieliczni mogli cieszyć się swobodą i inteligencją. Należeli oni do wąskiego grona i nie stanowili nawet jednej setnej istot zamieszkujących Mortis.

Wszystkie miejskie drogi spotykały się w centrum, w którym znajdował się wielki plac. Przy nim stały najważniejsze budynki grodu. Jednym z nich była gildia magiczna, w której nekromanci – władający nieumarłymi – mogli, w zależności od swoich umiejętności, nauczyć się zaklęć śmierci od pierwszego do piątego poziomu. Wraz ze wzrostem poziomu uroków, wzrastała ich siła i skuteczność, więc im wyższy poziom tym bardziej pożądane przez magów zaklęcia. Obok gildii znajdowały się dwa mniejsze budynki – szkoła władania zaklęciami ładu oraz chaosu. Uczono w nich postaw danej magii oraz ważniejszych zaklęć.

Tuż obok postawione były budynki przeznaczone do „produkcji” armii. Pierwszym z nich była szkieletornia – to tam żywe istoty, zmieniano w bezduszne kościotrupy, mające za cel służyć swojemu panu. Wokół niej rozmieszczone były różnych rozmiarów cmentarze – źródło szkielecich wojowników oraz zombi – obok nich stały kurhany, z których wyłaniały się duchy. Tych pierwszych było najwięcej. Dalej zajmowały miejsce mniej liczne dworki - miejsce zamieszkania wampirów, istot inteligentniejszych od wcześniej wymienionych członków armii Mortis. Chociaż były tam jeszcze inne „domy” nieumarłych stworzeń, najważniejszy ukryty został na obrzeżach miasta. Spowity mgłą wyjątkowo niebezpieczny teren, tylko tak można określić smocze cmentarzysko będące pod panowaniem nekromantów. Niegdyś było miejscem wiecznego spoczynku wielu potężnych stworów, jednak, gdy zostało opanowane przez magiczną siłę, stało się niemal niewyczerpalnym źródłem straszliwych wojowników. Smoki kościane i duchy, w razie konieczności, stawały do walki po stronie swego pana.

Oprócz „fabryk” jednostek bojowych na terenie grodu znajdował się też m.in. nekromatron – urządzenie zwiększające siłę jednej z najcenniejszych umiejętności rycerzy śmierci – nekromancji, dzięki której mogli ożywiać padłe podczas walki istoty. W centrum tak jak w każdym innym mieście stał ratusz, w którym urzędnicy nadzorowali sprawy finansowe Mortis, oraz największa budowla, czyli zamek. Był zbudowany z kamienia i wysoki ponad chmury. Z głównej wieży wydobywał się gęsty dym. To on tworzył ciemne obłoki, przysłaniające niebo nad całym terytorium nieumarłych. Inne wieże służyły głównie do obrony, gdyż były idealnym miejscem dla gotowych do boju łuczników, którzy potrafili zdziesiątkować każdą wrogą armię.

Wewnątrz zamku panował nieprzyjemny półmrok. Korytarze i komnaty były oświetlane jedynie skromnym światłem świec i pochodni wiszących na kamiennych ścianach. Wnętrza nie były bogato zdobione. Poza najpotrzebniejszym sprzętem, nielicznymi dywanami oraz malowidłami ze scenami ważnych bitew nie znajdowało się tam nic wartościowego. Całość była przerażająca, a panująca cisza dodatkowo przyprawiała o dreszcze.

Jednak tego dnia coś, a raczej ktoś zakłócił panujący w zamku spokój. Głównym korytarzem przemieszczała się upiorna średniego wzrostu postać. Długowłosy nekromanta powoli szedł w stronę królewskiej komnaty. Jego poniszczona peleryna wlokła się po krwistoczerwonym dywanie, wzbijając za sobą tumany kurzu, a ciężkie wojskowe buty przy każdym kroku wydawały z siebie skrzypiące dźwięki. Bladą twarz przybysza w części przysłaniał żelazny hełm, przyciskając przy okazji burzę siwych włosów. Dotarłszy do celu, otworzył ogromne drzwi i wszedł do środka.

Znalazł się w najbardziej ozdobionym pomieszczeniu. Na ścianach znajdowało się mnóstwo starych obrazów i gobelinów, oświetlanych światłem, którego źródłem były płonące pochodnie. Całą podłogę zakrywał olbrzymi bordowy dywan. Wszystkie te piękne przedmioty były przez wieki zdobywane w krwawych bitwach i gromadzone w Mortis. Na środku znajdował się kryształowy tron władcy całego państwa. Siedziała na zgarbiona postać, podpierając głowę kościstą ręką. Połowę twarzy zakrywały jej szare włosy sięgające aż do łopatek. Ubrana była w bogate szaty przepasane złotym pasem, do którego doczepiony został ogromny i wyjątkowo ostry miecz. Mężczyzna nosił go zawsze, także podczas prywatnych audiencji. Nigdy nie ufał nikomu, nawet najbliższym.

- Wzywałeś mnie królu. Oto jestem. – powiedział przybysz, klękając przed tronem.
- Witaj. Nie martw się, nie zajmę ci wiele czasu. Mam dla ciebie misję. – z wielkim wysiłkiem wydyszała siedząca postać.
- Więc słucham cię panie.
- Widzisz Sandro, nie będę kłamał. Tracę już siły i obawiam się, że niedługo osłabnę zupełnie.
- To niemożliwe! – przybysz zerwał się krzycząc. – Przecież codziennie dostarczana jest ci świeża młoda krew. Jest jej pod dostatkiem, a jej źródła są niewyczerpalne. Powiedz mi królu, czy ktoś śmiał zesłać na ciebie klątwę? Jeśli tak, wyjaw mi, kogo podejrzewasz o taką zbrodnię, a ja prędko z nim skończę.
- Uspokój się, to nie tak. Chodzi o tą dostarczaną mi krew. To prawda, że pochodzi ona od młodych istot, ale bardzo słabych. Nie daje mi ona tyle siły, ile mi potrzeba.
- W takim wypadku, co mam zrobić, aby ci pomóc?
- Musisz mi przyprowadzić kogoś, kto jest młody i ma niespożytą energię. Już znalazłem odpowiedniego dawcę.
- Powiedz mi kogo, a ja przyniosę ci go zanim się obejrzysz.
- Poczekaj to nie będzie takie proste. Spójrz.

Król wykonał okrężny ruch ręką, cicho szepcząc. Niemal natychmiast kilka centymetrów od jego dłoni pojawił się obraz przedstawiający biegnącego po koncertowej scenie nastolatka z czarnymi długimi do ramion włosami.

- To on?
- Tak. Może godzinami biegać, skakać i krzyczeć, a przy tym w ogóle się nie męczy.
- Nie chcę cię, panie urazić, ale to normalne dla takich ludzi. Kiedyś słyszałem coś o jakimś młodzieńczym wigorze. To chyba to.
- Możliwe, jednakże wszyscy ci, których tu mamy potrzebują przynajmniej ośmiu godzin snu. Z tego, co się dowiedziałem, temu młodzieńcowi wystarczy ich kilka na trzy dni.
- Faktycznie, coś w nim musi być. Powiedz mi, gdzie znajdę to stworzenie.
- Ono nie mieszka, w naszym świecie. Musisz przejść przez specjalny portal, by móc dostać się do niego i mi go przynieść. Nie przejmuj się, wszystko ci zaraz wyjaśnię.
- W takim razie dostarczę ci go żywego albo martwego.
- Nie. Ma być żywy, tylko taki się przyda.
- Ale można go zawsze ożywić.
- Dobrze wiesz, że to nie to samo. Teraz podejdź do mnie, powiem ci co i jak. – mówiąc to król wykonał dłonią gest przywołujący podwładnego, który powoli podszedł do swego pana.

Po dłuższym czasie przybysz opuścił zamek i udał się na dziedziniec w poszukiwaniu swojego wierzchowca. Przypominający konia stwór kręcił się przed zamkiem i szukał zielonej trawy. Był to odruch, który pozostał mu jeszcze z czasów, kiedy skubał ją by przeżyć. Obecnie nie była mu już do niczego potrzebna. Słysząc swojego jeźdźca, podniósł swoją upiorną głowę. Przedniej części jego pyska nie pokrywał ani kawałeczek ciała. Widać mu było szczęki, w których umieszczone zostało pordzewiałe wysłużone wędzidło. Jego oczy miały czerwoną barwę i wydawały się płonąć ogniem piekielnym. Kark pokrywała nadal rosnąca czarna grzywa, spadająca na lewą stronę szyi. Boki były częściowo pozbawione mięsa, przez co niektóre żebra wystawały na zewnątrz. Mocne kopyta skrywała długa, również czarna jak noc, sierść. Resztę ciała pokrywały nieco jaśniejsze włoski. Na grzbiecie znajdowało się ciężkie wojenne siodło, wyposażone we wszystko, co jest potrzebne do długiej podróży.

- Mamy robotę Ayden. – powiedział Sandro wsiadając na swego rumaka. – Musimy przynieść królowi jakiegoś dzieciaka. – na te słowa wierzchowiec lekko potrząsnął głową. – Wiem, myślisz, że to znowu syn rycerza, czy maga. Zrozum wreszcie, iż nasza armia jest mała i nie możemy się ciągle narażać któremuś z królestw żywych. Dlatego jedziemy do innego świata, gdzie nikt nie będzie w stanie się nam sprzeciwić. – mówiąc to wyjął srebrnego koloru kulkę i zaczął przyglądać się jej dokładnie. – To będzie szybkie. Zabierzemy i dostarczymy bachora do naszego pana, a wtedy nie będziemy musieli już tutaj siedzieć i pokażemy wszystkim, jaka siła drzemie w nieumarłych. – z powrotem schował srebrną kulkę.

Popędził konia w stronę wyjścia z miasta. Tuż za jego murami, na niedotkniętej klątwą ziemi mógł otworzyć portal i udać się do niezbadanego dotąd świata po ofiarę dla swego króla.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sylwunnia




Dołączył: 21 Wrz 2006
Posty: 158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Z bajkowego świata dla małych dziewczynek*

PostWysłany: Wtorek 28-11-2006, 22:52    Temat postu:

Eeee... jestem rozbita. Prolog ogromnie mi się podobał. Ewidentnie zachęcał do dalszego czytania.
Ale pierwsza część. Niee. Z innej bajki zupełnie Smile Jakoś nie pasuje mi Tokio Hotel i jakieś Moris czy szkieletornie.
Jak lubię opisy róznych sytuacji, miejsc, osób tak ty mi je praktycznie obrzydziłaś. Cały pierwszy post składa się praktycznie z jednego wielkiego opisu. Co za dużo to niezdrowo Grey_Light_Colorz_PDT_42 Mimo wszystko, czekam na kolejny odcinek. Pozdrawiam. ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drache




Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 321
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Niedziela 03-12-2006, 12:28    Temat postu:

Sylwunnia - ten efekt nie był zamierzony. Wink Dziękuję za komentarz i zapraszam na dalszy ciąg.
pozdrawiam


To dla tych, których nie odstraszyła poprzednia część. Wink


2.

Była 6 po południu. Ludzie powoli kończyli swoją pracę i ulice wypełniały się coraz większą ilością samochodów. Czarnowłosy nastolatek leżał na czerwonej kanapie z laptopem na kolanach. Od co najmniej godziny próbował wymyślić jakąś nową piosenkę, jednak wena nie przychodziła. Podniósł zmęczony wzrok znad szklanego ekranu i rozejrzał się po pokoju. W salonie panował nieład. Wszędzie walały się papiery, puste opakowania po jedzeniu i brudne ciuchy. Na środku pomieszczenia stał spory stolik, na którym leżała sterta kartek z planami zajęć zespołu oraz listami rzeczy do zrobienia. Skrzywił się nieznacznie na widok bałaganu i zaczął przyglądać się, niegdyś białej, ścianie. Wisiało na niej małe zdjęcie oprawione w drewnianą ramkę. Był na nim mały chłopczyk wraz z łudząco podobnym do siebie bratem oraz matką i ojcem. Ostatnie wspólne zdjęcie jego rodziny. Z reguły nie był sentymentalny, ale coś kazało mu nosić przy sobie tą starą fotografię. Teraz, gdy był z dala od domu, sprawiała, że czuł się lepiej i bezpieczniej, czuł, że ktoś za nim tęskni i czeka jego powrotu.

Nagle donośny krzyk wyrwał Billa z zamyślenia.

- Znowu to samo! Włącz coś normalnego albo oddawaj pilota! – chłopak w blond dredach szarpał się ze starszym od siebie kolegą.
- Odczep się wreszcie! Zajmij się swoją gitarą i daj mi obejrzeć koncert! – odpowiedział mu zielonooki.
- Basista się znalazł! Idź sobie te brązowe kudły wyprostuj, a nie mi tu będziesz rozkazywał!
- Tom! Georg! Uspokójcie się! Kłócicie się o nic. – młodszy Kaulitz podszedł do nich i próbował zażegnać spór.
- Zabieraj swojego braciszka, bo mu się w końcu coś stanie. – burknął Georg odpychając od siebie dredziarza.

Tom już miał się na niego rzucić, kiedy do pokoju wbiegł czwarty członek grupy. Zziajany umięśniony blondyn, niewątpliwie najniższy z zebranych chłopaków, szybko podał czarnowłosemu kartkę, a sam próbował złapać oddech.

- Co to jest?
- Sami zobaczcie. – wysapał perkusista.

Wokalista począł czytać małe literki. Z każdą chwilą na jego twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Kończąc, skoczył na zdezorientowanego brata i zaczął się do niego przytulać.

- Stary, odbiło ci? – spytał Tom próbując wyrwać się z uścisku. - Cieszysz się jakbyś wyczytał, że...
- Jedziemy do domu? – wszedł mu w słowo. – Bo tak tam jest napisane. Dostaliśmy wolne i wracamy do siebie!

Gitarzysta niemal natychmiast przyłączył się do radosnego tańca. Przez długi czas obaj podskakiwali i tulili się do siebie. Nie mogli uwierzyć, że wrócą do siebie po prawie roku nieobecności, że znów zobaczą ukochaną okolicę, matkę, ojczyma, a może nawet uda im się spotkać ze starymi przyjaciółmi.

Gustav i Georg przyglądali się im z bezpiecznej odległości. Chociaż przyzwyczaili się już do ich zwariowanych pomysłów i zachowań, nie rozumieli ich wcale. Ani posiadający siostrę perkusista, ani basista, będąc jedynakiem nie był w stanie pojąć jak wiele tych dwóch siedemnastolatków dla siebie znaczy. To nie była zwykła braterska miłość. Nawet największa bliźniacza więź nie odpowiadała temu, czym darzyli się chłopcy. Zawsze razem, nierozłączni. Od czasu rozwodu rodziców, zastępowali sobie ojca. To wydarzenie wzmocniło ich przywiązanie i od tamtej pory byli dla siebie oparciem. Gdy jeden był w potrzebie, drugi zawsze biegł mu z pomocą. Nikt nie był w stanie ich poróżnić ani rozdzielić.

- Dobra przestańcie już kochasie. – najstarszy próbował ich opanować. – Skoro wszyscy jedziemy do siebie to chyba już najwyższa pora spakować torby, nie? Ruszcie się, bo znając was to do jutra tego nie zrobicie.

Bracia zaprzestali wesołych pląsów i pobiegli zbierać swoje rzeczy. W ślad za nimi poszła reszta grupy. Zaczęły się gorączkowe porządki i szalona bieganina po całym mieszkaniu, co chwilę urozmaicana głośnymi krzykami.

- Tom, nie widziałeś moich spodni? – Bill wrzeszczał z łazienki, przeszukując kosz z brudnymi ubraniami.
- Tutaj leży chyba ze sto różnych par.
- Nie ma tam takich czarnych z naszywką?
- Czarnych jest z pięćdziesiąt, ale nie widzę ani jednej pary z naszywką. – odpowiedział mu bliźniak.
- Jakieś leżały u mnie w sypialni. To te?
- Wielkie dzięki Gustav.
- Ciekawe, co one tam robiły. – zaśmiał się Georg.
- Tobie to tylko jedno w głowie! – wrzasnął wokalista, przewracając brązowymi oczami.

Po około godzinie wszyscy byli wykończeni, lecz końca roboty nie było widać. W każdym pomieszczeniu panował bałagan, z tą różnicą, że największy był w sypialniach nastolatków. Perkusista, przerywając na chwilę pakowanie swojego instrumentu do wielkich waliz, oparł się o parapet i wyglądał przez okno. Noc była wyjątkowo piękna i nic nie wskazywało na to, że coś się wydarzy. Blondyn zwrócił wzrok w kierunku ulicy. Ludzie w pośpiechu wracali do swoich domów bądź właśnie z nich wychodzili, aby zabawić się na mieście. Nagle przechodnie zaczęli panikować i szybko uciekać.

- Chłopaki, chodźcie tu! – krzyknął zaniepokojony.

Reszta prawie od razu odpowiedziała na zawołanie. Cała czwórka przypatrywała się dziwnemu zachowaniu ludzi, po czym ujrzała jego przyczynę. Ulicą powoli poruszały się istoty wyjęte z najgorszych sennych koszmarów. Pomimo iż, nie mogli się im dobrze przyjrzeć, dostrzegli otaczającą zjawy ciemnozieloną poświatę. Chłopcy wstrzymali oddech, gdy zobaczyli, jak upiorny jeździec zbliża się do drzwi wejściowych ich apartamentowca. Wystraszeni szybko spojrzeli po sobie i zastanawiali się, co robić, gdzie uciekać. Nie mieli żadnych dobrych pomysłów. Znajdowali się zbyt wysoko, by ratować się ucieczką przez okno. Jednocześnie nie mogli skorzystać z wyjścia ewakuacyjnego, które prowadziło na główny korytarz. Chcieli się schować i przeczekać niebezpieczeństwo, ale coś im mówiło, iż ich wysiłki będą daremne. Wkrótce usłyszeli stukot kopyt uderzających o schody, a później o podłogę. Milczeli. W głębi duszy mieli nadzieję, że potwory zostawią ich w spokoju. Czego mogą od nich chcieć? Przecież, są tylko grupą nastolatków z dość znanego zespołu. Nie są aniołkami, jednak diabła za skórą też nie mają. Dlaczego spotyka ich takie coś? Z sekundy na sekundę, dźwięki stawały się głośniejsze. Nagły trzask. Drzwi nie wytrzymały silnego uderzenia.

Nekromanta wjechał do mieszkania na swoim przerażającym rumaku. Zatrzymał się dopiero kilka metrów od muzyków. Chłopcy przysunęli się do siebie najbliżej jak mogli. Cała czwórka trzęsła się i patrzyła to na jeźdźca, to na upiornego wierzchowca. Oczy obydwojga były puste, nie wyrażały żadnych emocji, uczuć. Różniły się od siebie tylko barwą i rozmiarem. Tom mocno chwycił brata za rękę. Cokolwiek się wydarzy, nie pozwoli go skrzywdzić. Tak przynajmniej uważał. Upiór zerknął na blade jak ściana osoby, po czym skupił się tylko na jednej z nich, tej najwyższej. Spokojnie podniósł jedną dłoń, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem. Zmuszał przy tym Billa do patrzenia prosto na niego. Wykonywał dziwne ruchy, jakby rzucał urok, zaklęcie. Prawie natychmiast zachowanie młodszego Kaulitza uległo zmianie. Przestał się trząść i rozluźnił mięśnie. Nieznacznie opuścił powieki, a jego głowa zaczęła poruszać się wraz z ręką nieumarłego. Chwilę później istota z innego świata wykonała pewniejszy ruch dłonią, nakazując czarnowłosemu podejść do niego. Chłopak posłusznie ruszył do przodu, ale nie uszedł nawet kroku. Gitarzysta wciąż trzymał jego rękę.

- Co ty wyrabiasz?! Odbiło ci?! – Tom krzyknął wystraszony.

Szybko przyciągnął bliźniaka do siebie i spojrzał mu w oczy. Stały się takie same jak ślepia zjaw. Beznamiętne. Bez życia. Jeździec wykonał kolejny gest i po chwili Bill znów próbował dostać się do wzywającej go postaci. Tym razem mu się udało. Zatrwożeni chłopcy mogli się tylko przyglądać, jak przyjaciel oddala się od nich i idzie na spotkanie z przeznaczeniem. Ich prośby i błagania nie zdawały się na nic, wokalista był głuchy na wszystko. Niespodziewanie upiorny rumak położył się na ziemi. Szatyn nie zwrócił na to uwagi i już po chwili stał przy dwóch zjawach. Nekromanta wykonał ostatni gest, a nastolatek upadł nieprzytomny na grzbiet wierzchowca.

- Bill, nie! – wrzasnął gitarzysta, widząc, że stwór podniósł się z podłogi i próbuje odejść z jego bratem.

Bliźniak rzucił się desperacko w ich stronę, lecz został zmuszony do zatrzymania się jakiś metr od celu. Zdezorientowany stał na środku pokoju z mieczem przy szyi. Ostrze delikatnie ocierało się o jego skórę, pozostawiając różowe ślady.

- Co mu zrobiłeś?!

Tom stracił nad sobą kontrolę i starał się za wszelką cenę wyminąć przeszkodę. Gustav i Georg przyciągnęli go do siebie w ostatniej chwili, ratując przed utratą życia. Jeździec dzierżąc w jednej ręce miecz, drugą przeszukiwał torbę przyczepioną do ciężkiego siodła. Wyciągnął ze środka niewielki przedmiot, który następnie rzucił za siebie. Chłopcy nie mogli uwierzyć w to, co się działo.

W miejscu, gdzie upadł ów przedmiot, pojawił się wielki błękitny portal. Bijące od niego światło wypełniło cały pokój tak wielką jasnością, że chłopcy mimowolnie zasłonili sobie oczy. W końcu do pomieszczenia powróciła ciemność pozwalająca im rozsunąć zaciśnięte powieki. Zostali sami. Tajemnicze postaci zniknęły wraz z wokalistą grupy. Nie było po nich żadnego śladu, jakby nigdy nie istnieli. Bliźniaczy brat Billa opadł na podłogę, patrząc tępo przed siebie. Nie wierzył w to, co się wydarzyło.

- Nie ma... – szepnął, a łzy napłynęły mu do szeroko otwartych oczu.
- Czy ktoś mi wyjaśni, co to właściwie było? – powiedział basista, gdy doszedł do siebie.

Nikt mu nie odpowiedział. Ani jeden z zebranych nie był w stanie pozbierać myśli. Dopiero Tom przerwał panującą ciszę, dając upust swoim emocjom.

- Czemu go zabrali?! Mogłem ich powstrzymać!
- Tom, to nie twoja wina. Nie płacz, to nic nie da. – Gustav przytulił do siebie zrozpaczonego przyjaciela.
- Trzeba coś zrobić! Muszę go znaleźć!
- Uspokój się, razem wymyślimy, co robić. – najniższy mówił bardzo cicho i wolno.
- Hej! Mam coś! – Georg pokazał pozostałym błyszczący kulisty przedmiot.
- To jakaś kulka?
- Tak. Widzieliście, jak powstał tamten portal? Ona posłuży nam do stworzenia drugiego, ale mamy problem. Nie wiemy, co jest po drugiej stronie.
- Przekonajmy się. – rzucił chudy chłopak, podobny z wyglądu do wokalisty. – To mój brat, więc ja idę.
- Nie żartuj młody.
- Odczep się stary grzybie!
- Tom, Georgowi nie chodzi o wiek. Taka wyprawa jest dla ciebie po prostu zbyt niebezpieczna. Zrozum, że twój temperament się w niej nie przyda, tylko utrudni sprawę.

Chłopak z dredami spuścił głowę. Słone krople znów naszły mu do oczu, a ich nadmiar spływał po jego twarzy, prosto na podłogę.

- Nie martw się, ja po niego pójdę. – blondyn ponownie go objął. – Ani się obejrzysz, jak przyprowadzę go do ciebie.
- Idę z tobą. We dwóch będziemy mieć większe szanse. – wyrwał się średniej wysokości członek zespołu.
- Jeśli wy idziecie, to ja też. Nie zostanę sam.

Perkusista nie miał wyjścia. Zgodził się i już po minucie wszyscy rozpoczęli przygotowania do podróży. Brali tylko niezbędne rzeczy – kilka ciuchów, trochę jedzenia, leki i bandaże oraz kilka ważnych drobiazgów. Nie minęło piętnaście minut, kiedy spakowani znów znaleźli się w salonie.

- Gotowi? – spytał Gustav.
- Gotowi! – usłyszał odpowiedź.
- To ruszamy.

Podniósł leżącą na podłodze kulkę i rzucił ją przed siebie. Od razu objawiło się przed nimi wejście do innego świata. Było niemniej jasne niż ostatnio. Wszyscy po kolei przeszli przez tajemnicze wrota, pełni nadziei na owocne poszukiwania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
YaNoU




Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Pod LaTaRnIą <3

PostWysłany: Niedziela 03-12-2006, 13:57    Temat postu:

Ehe. A ja powiem, że podobało mi się i to jak!
Nie powiem, że "nie" bo:
-brak błędów
-opisy
-wciągająca fabuła, chociaż trochę za bardzo fantastyczna.
Prolog spodobał mi się tak sobie. Pierwsza część za bardzo przypominała mi Władcę Pierścieni i Mordor. A druga część była w sam raz bowiem na granicy fantastyki a relaności. Niewątpliwie będę czytać!
YaNoU


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drache




Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 321
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Poniedziałek 04-12-2006, 21:09    Temat postu:

YaNoU - dzięki za dobre słowa. "Władca Pierścieni"? O tym nie pomyślałam. Wink

pozdrawiam Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BabySitter




Dołączył: 24 Kwi 2006
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: prosto z drzewa xD

PostWysłany: Wtorek 05-12-2006, 8:11    Temat postu:

Wooow! Te opowiadanie jest świetne! Th + fantastyka = Coś niezwykłego Very Happy
Piszesz bardzo ładne opisy i to wciąga, na serio xD
Z niecierpliwością czekam na więcej Very Happy
Pozdrawiam i życzę weny
PeeS. Ciekawe, jak wyratują biednego Billusia xP


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drache




Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 321
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Środa 13-12-2006, 21:45    Temat postu:

Mandy - naprawdę cieszę się, że ci się spodobało
pozdrawiam Wink

Przepraszam, że tak długo, ale niestety szkoła daje mi w kość Rolling Eyes
tą część dedykuję Mandy oraz reszcie czytelników Very Happy

3.

- Gdzie jesteśmy? – wymamrotał Gustav.

Zdziwiony rozglądał się wokół. Wystarczył jeden krok i ze swojego mieszkania przeniósł się gdzieś w głąb, jak mu się wydawało, niezamieszkałych bagien.

Moczary zdawały się nie mieć kresu, a cały obszar zalewała wyjątkowo mętna woda, nie pozostawiając praktycznie ani kawałka suchego lądu. Przyjrzawszy się jednak dokładnie, można było zauważyć wystające ponad wodę fragmenty gruntu, kamienie i wysokie drzewa, przysłaniające niebo gęstymi koronami. Długie gałęzie wierzb tonęły pod ciężarem zielonych liści w błotnistej cieczy. Co odważniejsze ważki siadały na nich, uważając by nie zakończyć swego żywota w bezkresnej toni bądź w paszczach wygłodniałych ropuch. Przebijające się przez roślinną powłokę promienie słońca oświetlały owe miejsce i odbijały się od nieruchomej powierzchni wody. Cudowna gra świateł.

- Upiornie i pięknie. – pomyślał blondyn, zapominając na chwilę o swoim zadaniu. Dopiero po jakimś czasie panująca za jego plecami cisza zaniepokoiła go i wyrwała z zamyślenia.
- Chłopaki, co z wami? – zapytał odwracając się do tyłu.

Nikogo. Nie było przy nim ani Toma, ani Georga. Wystraszony zaczął wołać swoich przyjaciół. Żadnej odpowiedzi. Jedyne co usłyszał to dźwięki wydawane przez wodne zwierzęta. Żabom, owadom i ptakom najwyraźniej nie przeszkadzała jego obecność.

-Zostałem…sam? – szepnął.

Nie rozumiał, w jaki sposób do tego doszło. Był prawie pewien, że chłopcy nigdy nie porzuciliby go i to jeszcze w takim miejscu. Jednak, gdzie oni są?

Po raz kolejny wykrzyczał imiona kolegów. Znów nic. Żaden z nich nie dawał znaku życia. Do głowy napływało mu coraz więcej czarnych myśli. Chłopcy mogli go po prostu zostawić, mogło im się coś stać, ktoś mógł ich skrzywdzić lub porwać tak jak Billa, mogli stchórzyć i nie przejść przez portal albo wylądować zupełnie gdzie indziej niż ich towarzysz. Tyle możliwości. Perkusista z trudem próbował wybrać najbardziej prawdopodobny rozwój wypadków. Nagle jakiś dziwny dźwięk wyrwał go z zamyślenia.

Najpierw pomyślał, że to Tom i Georg dają mu jakiś znak, lecz prędko zrezygnował z tej teorii. To co dochodziło do jego uszu, przypominało stłumione ryki. Nie wiedział skąd pochodzą dopóki nie spojrzał przed siebie. Woda pieniła się, jakby ktoś wsypał do niej przynajmniej kilogram proszku do prania, z tą różnicą, iż jej woń była o wiele gorsza. Znienacka w niewielkiej odległości od perkusisty, pojawiło się źródło hałasu.

Z mętnego bajora wyłoniła się wpierw jedna, a zaraz potem druga, trzecia, czwarta i piąta gadzia głowa. Każda tak samo wielka, pokryta szaro-zieloną łuską, z rozwartą paszczą pełną ostrych zębów i kłów. Za potwornymi łbami ciągnęły się długie na kilka metrów szyje, kończące się w tym samym punkcie masywnego ciała. Wszystkie pomarańczowe ślepia były zwrócone w kierunku przerażonego chłopaka.

Widząc, iż bestia zmierza w jego stronę, blondyn ruszył pędem w stronę pobliskiej skarpy. To jego jedyna nadzieja na ocalenie. Jednym susem przeskoczył oddzielającą go od niej wodę. Zostało mu parę kroków, gdy jego szaleńczy bieg przerwał świst powietrza i silne uderzenie jaszczurzego ogona, które odrzuciło go jeszcze bliżej celu. Wpadł prosto na kamień, uderzając w niego głową. Nie miał już szans na ucieczkę.

Świat wokół niego kręcił się w zawrotnym tempie, nie pozwalając mu złapać równowagi. Próbował wstać, lecz od razu lądował na ziemi. Nawet nie dawał rady podnieść się na rękach, efekt był ten sam. Poza kolorowymi plamami nie widział nic. Wszystko rozmazywało mu się przed oczami, a on modlił się, by to był tylko sen. Nic z tego. W głębi duszy czuł, że to dzieje się naprawdę, że jest bezbronny, że nie zostało mu wiele czasu. Jedna z plam robiła się coraz większa. Niestety ta szaro-zielona. Znów jego zmysły odbierały te same dźwięki, co poprzednio, z tym wyjątkiem, iż były one głośniejsze i wyraźniejsze. Przesycony grozą i wonią stęchlizny oddech hydry owiewał mu twarz. Pewien swego losu, zamknął oczy i myślał o swoim życiu, o tym, czego dokonał i czego już nigdy nie zrobi, o rodzinie, przyjaciołach, Billu, którego przysiągł przyprowadzić całego i zdrowego. Nie dotrzyma obietnicy.

Sekundy zamieniały się w wieczność. Nie chciał już czekać. Jeśli ma zakończyć swój żywot, to szybko. Jednak nie było to zależne od niego. Był skazany na potwora, który wciąż się zbliżał. Agonię przerwał mu łopot skrzydeł i kilka dziwnych ryków oraz syknięć. Zaskoczony uchylił powieki. Obraz był nadal rozmazany i chłopak nie bardzo wiedział, co się stało. Najwyraźniej coś zaatakowało hydrę. Szaro-zielony punkt walczył z większym od siebie, czerwonym. Gustav resztkami sił próbował zorientować się w sytuacji. W skupieniu patrzył na obiekt górujący nad bestią. Spora głowa, szyja podobna do hydrzej, cztery łapy, imponujące skrzydła i długi ogon. Wielogłowy potwór najwidoczniej nie dawał sobie rady z przeciwnikiem, gdyż starał się z powrotem zanurzyć w mętnej toni. Na próżno. Czerwona istota dokończyła swe dzieło, paląc ofiarę wytworzonym przez siebie ogniem. Stwór runął bez życia.

Stan chłopaka wciąż się nie poprawiał. Wręcz przeciwnie, blondyn z każdą sekundą zdawał się czuć coraz gorzej. Pół przytomny spostrzegł, iż stworzenie, które stoczyło zwycięską walkę z szaro-zielonym koszmarem, zmierza w jego kierunku. Rozwierające się wielkie szczęki – ostatni widziany przez niego obraz. Zemdlał.

Nastolatek ocknął się z wielkim bólem głowy. Wszystko kręciło się i wirowało jak na karuzeli. Dopiero po jakimś czasie doszedł do siebie. Leżał na ziemi, przygnieciony ciężarem podróżnego plecaka. Nie był już na mokradłach. W jakiś sposób znalazł się w kamiennej grocie. Jej wnętrze oświetlało nikłe światło. Niemrawo spojrzał w górę i ujrzał nad sobą sporą dziurę, przez którą przedostawały się promienie słońca. Spuścił wzrok i popatrzył przed siebie. Niemal natychmiast w całej okolicy rozległ się przeraźliwy wrzask.

Kilkanaście kroków od blondyna znajdował się przerażający czarny smok. Był tak ogromny, że gdyby wstał z pewnością przewyższałby największe berlińskie bloki. Ciemna barwa błony na złożonych skrzydłach nieznacznie różniła się od koloru pokrywającego lśniące łuską ciało. Potężne łapy zakańczały zakrzywione i ostre jak nóż pazury, a uzbrojony w kolce ogon dawał jego posiadaczowi dodatkowe poczucie bezpieczeństwa.

Stwór zwrócił głowę w kierunku przybysza.

- W obecności królowej nie wypada leżeć. – delikatny głos dobiegł do uszu perkusisty.
- Przepraszam. – powiedział, po czym szybko podniósł się z ziemi.
- Tak lepiej. Kim jesteś i skąd pochodzisz człowieku? – smoczyca nadal wpatrywała się w niego swymi żółtymi ślepiami.
- Jestem Gustav, a pochodzę z Niemiec. – wyjąkał.
- Z Niemiec? – stwór ze zdziwienia poruszył głową. – Gdzie znajduje się owa kraina?
- Nie mam pojęcia jak to wyjaśnić, bo nie wiem nawet gdzie jestem teraz.
- Patrząc na ciebie mogę zaryzykować stwierdzeniem, iż nie jesteś z tego świata. Wiesz chociaż, jak się tu dostałeś?

Nastolatek wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać swoją historię. Zastanawiało go zachowanie nowopoznanej istoty. Jej głos zupełnie nie pasował mu do olbrzymiego gada, a na dodatek zdawał się pochodzić z zupełnie innego źródła.

Gdy perkusista skończył swoją opowieść, potwór przymknął oczy. Wydawało się, że myśli o tym, co zrobić ze swym gościem. Znienacka smoczyca poruszyła się i podniosła jedno skrzydło. Chłopak uznał, iż dzisiaj nic go już nie zdziwi.

Spod ciemnej błony wyłoniła się smukła kobieca postać. Miała piękne długie do pasa czerwone włosy. Szkarłatne kosmyki częściowo okrywały jej nagie ramiona. Uwagę blondyna przykuł strój, który miała na sobie. Dwuczęściowa zbroja z krwistoczerwonej smoczej łuski nie zakrywała ani rąk, ani nóg, ani brzucha postaci. Mimo że, nie wyglądała praktycznie, zdawała się być bardzo wytrzymała.

Gigantyczne stworzenie zbliżyło głowę do kobiety i zaczęło wydawać z siebie ciche pomruki. Czerwonowłosa co jakiś czas potakiwała i zerkała na zmieszanego muzyka, który próbował przyswoić sobie to, co działo się przed jego oczami. Nieumarli, hydry, smoki. Czuł się jakby ktoś dla zabawy wrzucił go do gry komputerowej. To wszystko było dla niego zbyt absurdalne.

Kończąc „rozmowę” postacie zwróciły się w kierunku muzyka.

- Chodź ze mną. Muszę ci wszystko objaśnić. – powiedziała ubrana w zbroję istota.

Gustav, nie mając innego wyjścia, posłusznie podszedł do szkarłatnowłosej, by razem z nią oddalić się od obserwującego ich gada.

Przez dłuższy czas we dwójkę szli ciemną jaskinią. Milczeli. Osiemnastolatek nie potrafił znaleźć odpowiedniego tematu do dyskusji. Miał tyle pytań. Z drugiej strony, obecność tajemniczej piękności onieśmielała go. Chociaż zobaczył ją pierwszy raz w życiu, w głębi serca czuł, że jest jego marzeniem. Zafascynowany przyglądał się jej ruchom, zapominając o całym świecie. Może ta przygoda nie będzie dla niego taka zła?

- To tutaj. – kobieta stanęła przy sporej szparze w pękniętej skale. Oboje wyjrzeli na zewnątrz.

Znajdowali się bardzo wysoko. W dole rozciągały się pasma gór, których szczyty skrywały kłębiaste chmury. Ich zbocza były bardzo strome i przez to trudne do przezwyciężenia. Chłopak szybko wygrzebał z plecaka okulary, aby zobaczyć więcej. Jednak już po chwili miał ochotę znowu schować je najgłębiej jak się da. Na wzgórzach, bowiem, znajdowało się dziesiątki jam, z których co chwilę wylatywały skrzydlate bestie. Czarne, czerwone, zielone, złote i inne szybowały w powietrzu, co pewien czas głośno porykując i wyrzucając z siebie gorące płomienie.

- Gdzie ja trafiłem? Co to za miejsce? – wysapał zaskoczony.
- Jesteś w smoczym mieście. – powiedziała spokojnie szkarłatnowłosa. – Nigdy nie słyszałeś o czymś takim?
- W moim świecie smoków nie ma! – krzyknął blondyn.
- Skoro tak twierdzisz to skąd wiesz, co to jest „smok”? – rzuciła podejrzliwie.
- No dobra. Istnieją, ale tylko w ludzkiej wyobraźni. Żywych nie ma.
- Chyba zrozumiałam, lecz nie o tym miałam z tobą pomówić.
- Więc o czym? Zamieniam się w słuch. – ponownie rzucił okiem na fruwające bestie.
- To nie będzie dla ciebie nic miłego. Otóż jesteś jedynym człowiekiem, któremu udało się tu dostać. Smoki żyją tu w spokoju od wielu lat i do tej pory udało im się utrzymać to miejsce w sekrecie. Dopiero tu trafiłeś i królowa nie jest pewna, czy możemy ci w pełni zaufać. Daje ci dwie propozycje: albo przysięgniesz, że dochowasz tajemnicy i nikomu nie zdradzisz położenia tego miasta, a na dodatek zgodzisz się podróżować pod strażą, albo pozbędziemy się ciebie.
- Każecie tym potworom mnie pożreć? – wyjąkał.
- Nie żartuj. Nawet, jeśli istota jest wielka i wygląda groźnie to nie znaczy, że cię pożre. Akurat smoki nie jedzą ludzkiego mięsa, co nie zmienia faktu, iż mogą cię bez wysiłku zabić.
To jak będzie?
- Chyba nie mam wielkiego wyboru. Kto będzie mnie pilnował?
- Niedługo się dowiesz. Chodź ze mną. – rzekła, ruszając w głąb ciemnego tunelu.
- Poczekaj! Powiedz mi przynajmniej, jak się nazywasz.
- To nieistotne. Idziesz?

Czerwonowłosa szła przed siebie nie czekając na zmieszanego nastolatka. Jego samopoczucie zupełnie jej nie interesowało. Gustav jeszcze raz musiał zdać się na tajemniczą nieznajomą, mając nadzieję, że ta nie wciągnie go w jakąś pułapkę. Strach i niepewność mieszały się w jego sercu z ciekawością oraz chęcią ocalenia przyjaciół, jeżeli w ogóle któryś z nich jeszcze żyje.

Po kilku minutach marszu kobieta wraz z perkusistą dotarli do wyjścia z kamiennej cytadeli. Tuż przed nimi siedział błękitny uskrzydlony gad. Był o wiele mniejszy od swego czarnego pobratymca, którego blondyn ujrzał zaraz po odzyskaniu przytomności. Muzyk niepewnie podszedł do bestii z siwą grzywą.

- Pospiesz się. Myślisz, że ja nie mam nic innego do roboty, tylko czekać aż postanowisz się ruszyć. – prychnęła szkarłatnowłosa.

Ponaglony nie zastanawiał się długo. W mgnieniu oka wdrapał się na powietrznego „wierzchowca” i objął siedzącą kobietę w pasie. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, stwór wzbił się w przestworza. Nastolatek przyglądał się, jak leżące na ziemi kamienie maleją i stają się coraz mniej widoczne, a w końcu znikają.

- Dokąd lecimy? – spytał, by przerwać panującą ciszę.
- Nieważne, wszystkiego dowiesz się wkrótce. Ciesz się lotem. – odpowiedziała mu długowłosa.
- Odszukam was chłopaki. – szepnął, po czym znów pogrążył się w rozważaniach. Miał nadzieję, iż niedługo uda mu się wszystko zrozumieć i bezpiecznie wrócić do domu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BabySitter




Dołączył: 24 Kwi 2006
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: prosto z drzewa xD

PostWysłany: Czwartek 14-12-2006, 14:47    Temat postu:

Pierwsza! Very Happy
Aaaa! Dedykacja DLA MNIE? Jejku, dziękuję ci baaaardzo
Co do tej części... Było niesamowicie! Biedny Gucio, nie wie co się dzieje xD
Twoje opisy mnie powalają, naprawdę. Chyba jestes fanką fantastyki, no nie?
Czekam na dalszy rozwój akcji z niecierpliwością...
Pa i jeszcze raz tnx za dede


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drache




Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 321
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Niedziela 24-12-2006, 12:03    Temat postu:

Mandy - fantastyki? zgadza się całkiem ją lubię, szczególnie te różne niespotykane w "realnym świecie" stworzenia Wink

Wiem, że długo nic nie dawałam i bardzo za to przepraszam.
Tą część dedykuję wszystkim, którzy czytają to opowiadanie, a także tym, którzy kiedykolwiek je komentowali, czyli:
Mandy, YaNoU, Sylwunnii, EMO_girl, ashleyce, Bellonie, FaNcE MaNsOnA oraz Kasiorkowi_

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku Very Happy


4.

Lecieli już kilkadziesiąt minut. Nie wiedział dokładnie ile, ponieważ nie miał jak sprawdzić czasu na swoim zegarku. Kurczowo trzymał się siedzącej przed nim kobiety. Wystraszony, co jakiś czas, otwierał oczy i spoglądał w dół. Byli bardzo wysoko. Nie dostrzegał niczego prócz koron, rosnących w wielkim skupisku, iglastych drzew.

- Daleko jeszcze? – szepnął drżącym głosem.
- Pytasz się już piąty raz. – warknęła czerwonowłosa. – Zaraz będziemy na miejscu.

Po chwili skrzydlaty wierzchowiec zaczął zwalniać i przygotowywać się do lądowania. Powoli zbliżał się do czubków znajdujących się pod nimi sosen i świerków. Stwór zwinnie manewrował między gęsto sterczącymi iglastymi przeszkodami, by dotrzeć do leśnego gruntu. W końcu udało mu się dotknąć łapami zielonego mchu.

Kobieta odwróciła się i spojrzała na skulonego nastolatka, który nadal trząsł się i ani myślał uchylić mocno zaciśniętych powiek.

- Jesteśmy. – powiedziała łagodnym tonem.

Gustav niepewnie otworzył oczy i zeskoczył z jaszczurzego grzbietu. Znajdowali się na otoczonej tajgą polanie. Ziemię pokrywała wyjątkowo gruba warstwa ściółki, co przypominało blondynowi bagna, na których jeszcze niedawno się znajdował. Zamieszkujące ten obszar zwierzęta widząc przybyszy, zamilkły i pochowały się w swych kryjówkach. Jedynie małe robaczki spokojnie chodziły po wszystkich roślinach i grzybach porastających okolicę.

Nagle skrzydlaty potwór wzniósł w górę swoje potężne skrzydła. Najwyraźniej zamierzał ponownie wzbić się w przestworza.

- Chcecie mnie tu zostawić?! – krzyknął perkusista.
- Uspokój się. Niedługo przybędzie twój strażnik. Żegnaj, może jeszcze kiedyś się zobaczymy. – prawie od razu bestia wykonała kilka ruchów swymi błoniastymi kończynami i odleciała.

Chłopak stał zmieszany na środku polany. Zastanawiał się, co zrobić. Miał trochę czasu, więc mógł uciec lub ukryć się w pobliskich zaroślach, przeczekać spotkanie ze strażnikiem. Jednak była spora szansa na to, że istota go odnajdzie i ukarze za taki pomysł. Wolał nie ryzykować konfrontacji. Ciekawe, kto będzie go pilnował. Może kobieta podobna do szkarłatnowłosej? Albo jakiś straszny potwór.

- Będzie co ma być. Nie stchórzę. – powiedział do siebie.

W pewnej chwili zrobiło się ciemniej. Zaniepokojony muzyk zwrócił wzrok ku górze. Jakieś stworzenie zbliżało się do niego, a jednocześnie przysłaniało jedyne w okolicy źródło światła. Blondyn nie był w stanie przyjrzeć mu się dokładnie, dopóki stwór nie wylądował obok niego.

- Powinienem się spodziewać kolejnego gada. – rzucił nastolatek.

Istotnie jego strażnik okazał się wielkim jak słoń smokiem. Całe jaszczurze ciało od smukłej głowy po końcówkę długiego ogona pokrywała połyskująca szkarłatna łuska. Przypominała zbroję czerwonowłosej. Wyglądała niemalże identycznie. Jego szyję porastała dość krótka czarna grzywa, drgająca pod wpływem niewielkiego wiatru, który wytworzył się podczas lądowania.

Bestia z pewną niechęcią podeszła do coraz bardziej wystraszonego chłopaka.

- A ja powinnam się spodziewać kolejnego człowieka. – odpowiedziała z irytacją.
- Gadający smok! – krzyknął zaskoczony Gustav.
- Gadający człowiek! – przedrzeźniała go istota.
- Przepraszam. Nigdy nie myślałem, że smoki mogą istnieć, a co dopiero mówić.
- Tak wiem, mówili mi o tobie. – powiedziała z pewną obojętnością.
- Rozumiem, że to ty masz mnie pilnować, żebym siedział cicho. – smoczyca przytaknęła.
- Nie zamknę ci ust. Mam po prostu dopilnować, by nikt nie dowiedział się o naszym mieście. Przy okazji, jeśli chcesz, pomogę ci znaleźć tych, których szukasz.
- Naprawdę? – na twarzy perkusisty pojawił się pierwszy od kilku godzin uśmiech.
- Tak, tak. – rzekła przewracając błękitnymi ślepiami. – Ale nie licz na zbyt wiele. Ludzie od zawsze mieli jakieś uprzedzenia do mojej rasy, więc raczej będę się trzymała od nich z daleka.
- Mogę zadać parę pytań? – spytał, zrzucając z siebie ciężki plecak.
- Jeśli musisz.
- Wszystkie smoki mówią?
- Praktycznie wszystko co żyje potrafi mówić. Ludzie zwyczajnie nie potrafią zrozumieć mowy niektórych istot. Wracając do twojego pytania: nie, nie wszystkie smoki potrafią porozumiewać się z ludźmi. Kiedy byłam mała przygarnął mnie pewien człowiek i od niego nauczyłam się waszego języka. Coś jeszcze?
- Chciałbym wiedzieć jak się do ciebie zwracać. Czy masz jakieś imię?
- Jakieś mam. Od narodzin mówią mi Ruby, przez barwę.
- Ruby? Ale ty nie jesteś odcienia rubinu.
- Odcień z wiekiem się zmienia. Jeszcze jakiś czas temu moja łuska miała trochę inny kolor.
- Rozumiem.
- Koniec z tymi pytaniami. Musisz się ruszyć, bo nie dojdziesz na miejsce przed zmrokiem.
- Gdzie mam iść?
- Na północ, do najbliższego ludzkiego osiedla. Tam wypytasz o swoje zguby. – odwróciła się i rozpostarła swe, postrzępione na końcach, skrzydła.
- A ty nie idziesz ze mną?
- Będę cię obserwować z powietrza, ale nie licz na przejażdżkę. – silnymi ruchami wzbiła tumany kurzu niszcząc, przy okazji, część roślin podmuchami powstałego wiatru. Zaraz potem zniknęła w gęstych chmurach.

Gustav niewiele myśląc ruszył we wskazanym kierunku. Z jednej strony czuł się jak na celowniku. Wystarczyło kilka nieodpowiednich słów, niewłaściwy ruch i jego przygoda mogła zakończyć się w mgnieniu oka. Jednak nie mógł już narzekać na samotność i bezradność. Był dobrej myśli. Wierzył, iż smoczyca dotrzyma danego słowa i pomoże mu w poszukiwaniach.

Z trudem poruszał się wśród roślinności. Zarówno krzewy jak i inne naziemne rośliny były wyjątkowo duże i bujne. Nie dawało się ich ominąć. Ich kolce rozdzierały ubranie chłopaka, a także raniły jego skórę. Z każdym krokiem na młodym ciele pojawiało się coraz więcej ran, z których wydostawały się kropelki czerwonej cieczy. Ta przeprawa kosztowała nastolatka utratę większości sił. Coraz częściej zatrzymywał się, by odsapnąć i spoglądał na niebo. Ruby szybowała pośród białych obłoków. Starała się nie tracić zbyt dużo energii, więc unikała zbędnego wysiłku. Raz na jakiś czas zmniejszała swoją odległość od ziemi, aby obserwować podopiecznego. Kiedy uznawała, że wszystko w porządku, z powrotem wznosiła się ponad chmury. W ten sposób próbowała ukryć się przed wzrokiem nieprzyjaciół.

Usiadł na pobliskim kamieniu i podciągnął nogawki spodni. Skrzywił się na widok różowych oraz czerwonych szram. Zdenerwowany zrzucił swój plecak na ziemię. Zaczął go przeszukiwać go w poszukiwaniu apteczki z lekami i opatrunkami. Zajęty wykonywaną przez siebie czynnością nieopatrznie dotknął poranionej nogi. Silny ból dał mu się we znaki, przez co wypuścił z rąk wcześniej trzymane przedmioty. Mozolnie zbierał rozrzucone po ziemi lekarstwa, gdy spostrzegł, iż mała buteleczka poturlała się w krzaki.

Przeklinając pod nosem, schylił się po utraconą rzecz. Jednak, kiedy podniósł wzrok z ziemi, zauważył coś dziwnego. Kilka kroków dalej, pod drzewem siedziało skulone dziecko. Cicho płakało. Muzyk podszedł do malucha.

- Co się stało? Czemu płaczesz? – spytał tak, by nie wystraszyć maleństwa.
- Zgubiłam się tutaj. Nie mogę znaleźć tatusia i mamusi. – odpowiedziała cichutko ubrana w poniszczone ubranie dziewczynka.
- Ciii. Już w porządku. Pomogę ci znaleźć rodziców. – uspokajał ją blondyn.
- Ale ja nie mam siły iść dalej.
- No to mamy problem. – szepnął przyglądając się chudym pokłutym nóżkom. – Spróbuję wziąć cię na plecy. Zaufaj mi, będzie dobrze.

Dziecko przytaknęło i już po sekundzie znalazło się na plecach nieznajomego. Nastolatek z maluchem na plecach cofnął się po swoje rzeczy i razem ruszyli przed siebie. To była trudna przeprawa. Pokaleczone nogi wraz z obolałym kręgosłupem odmawiały Gustavowi posłuszeństwa. Jednakże ten nie poddawał się. Wciąż szedł w stronę wyjścia z lasu, rozmawiając ze swoim nowym „ciężarem”. Dowiedział się, że dziewczynka jest córką wędrownego kupca i zielarki, a także, że często razem podróżują i byli już prawie wszędzie. Mimo, iż mały rudzielec miał około ośmiu lat, muzyk wierzył w każde jego słowo. Opowiedział mu też trochę o sobie, niejednokrotnie wywołując u malucha nieśmiały uśmieszek. Specjalnie dobierał zabawne wydarzenia ze swojego życia, by dziecko na chwilę zapomniało o strachu i problemach.

Wędrówka przez kolczasty teren zajęła im sporo czasu. W drodze podziwiali kolorowe grzyby wznoszące się ponad nieprzyjazne rośliny. Również widok kilku leśnych zwierząt nie umknął ich uwadze. Nareszcie po godzinie opuścili nieprzyjazną okolicę.

- Tata! Mama! – krzyknęła dziewczynka widząc swoich rodziców, którzy prędko podbiegli do zmierzającej w ich stronę pary.
- Arebell! – mężczyzna zdjął córeczkę z pleców chłopaka. – Nie mam pojęcia, jak ci dziękować, chłopcze.
- Nie ma sprawy. – wydyszał perkusista, po czym z wycieńczenia osunął się na ziemię.
- Przyniosę zioła. – jasnowłosa kobieta pobiegła po medykamenty.

Była wspaniała w swoim fachu. Znała chyba każdego przedstawiciela leczniczej flory, gdyż bez cienia wątpliwości wybierała ze swojej szkatułki potrzebne owoce i liście. Po stworzeniu odpowiedniej mikstury, polała nią obolałe nogi blondyna, który cicho syknął, gdy ciepła substancja zetknęła się z zaczerwienioną skórą.

- Trochę popiecze, ale rany szybciej się zagoją. – kobieta zaczęła zbierać wyjęte ze skrzynki fragmenty roślin.
- Dziękuję.
- Jak już mówiłem, to my powinniśmy ci dziękować. Przyprowadziłeś nasze maleństwo. Co możemy dla ciebie zrobić? – spytał kupiec, lecz nie doczekał się odpowiedzi. - Już wiem! Wybierzesz sobie coś z mojego wozu.
- A co pan sprzedaje?
- Zbroje, miecze, tarcze, łuki, kusze oraz mikstury produkcji mojej ukochanej.
- Sądzę, że któraś z tych rzeczy mogłaby mi się przydać.
- Czym się właściwie zajmujesz? Nie wyglądasz na osobę z tych okolic.
- Nie, ja w ogóle nie jestem z tego świata. Znalazłem się tu, aby uratować przyjaciela, którego porwał upiorny jeździec. Niestety nie mam zielonego pojęcia, gdzie ich szukać, a na dodatek zgubiłem swoich towarzyszy. – ze smutkiem spuścił głowę.
- Bardzo nam przykro. Zrobimy co w naszej mocy, by ci pomóc. Zostań na noc, rano wybierzemy to, co ci się przyda w dalszej drodze.
- Naprawdę?
- Żaden problem. Przynajmniej w taki sposób możemy odwdzięczyć się za odnalezienie Arabell. Chodź, pomogę ci wstać.

Gustav wspierany przez wysokiego bruneta podniósł się na równe nogi i pokuśtykał do jego wozu, który przypominał małe stoisko na kołach. Na bocznych ścianach znajdowało się kilka haków i półek. Najprawdopodobniej tam umieszczano towary wystawiane na sprzedaż. Wygląd przedniej i tylniej ściany urozmaicały dwa okrągłe okna wpuszczające światło do wnętrza ruchomego budynku. Dach znacznie wysuwał się poza jego obręb, dzięki czemu klienci mogli ochronić się przez deszczem. Na jego szczycie był umieszczony szyld z napisem: „Saleena i Ufretin – broń i magiczne napoje”.

Cała czwórka po kolei weszła do środka „pojazdu”. Prawie żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, iż każdy ich ruch jest obserwowany przez kryjącą się nieopodal czarnoskrzydłą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BabySitter




Dołączył: 24 Kwi 2006
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: prosto z drzewa xD

PostWysłany: Poniedziałek 25-12-2006, 12:21    Temat postu:

A więc witam cię Emilciu
Wreszcie ruszyłam ten swój szanowny tyłek i ci skomentowałam xD
Tylko ja nie rozumiem, czemu tak mało osób komentuje to opko... Musisz je jakoś rozreklamować, albo cuś Very Happy
Bo piszesz świetnie, zreszta to juz ci mówiłam.... Wink

Drache napisał:
Daleko jeszcze? – szepnął drżącym głosem.
- Pytasz się już piąty raz. – warknęła czerwonowłosa. – Zaraz będziemy na miejscu.

Jakoś tak skojarzyło mi się ze Shrekiem ;]

Drache napisał:

Kobieta odwróciła się i spojrzała na skulonego nastolatka, który nadal trząsł się i ani myślał uchylić mocno zaciśniętych powiek.

No ja mu się nie dziwię, gdybym miała na smoku podróżować to pierwsze co, umarłabym xD
Słodko zabrzmiał ten opis... Ach ten Gucio Cool


Drache napisał:
-
- Będzie co ma być. Nie stchórzę. – powiedział do siebie.

Tak. Trzymaj się, bohaterze xD



Drache napisał:
-
- Gadający smok! – krzyknął zaskoczony Gustav.
- Gadający człowiek! – przedrzeźniała go istota.



Drache napisał:
-
Ich kolce rozdzierały ubranie chłopaka, a także raniły jego skórę. Z każdym krokiem na młodym ciele pojawiało się coraz więcej ran, z których wydostawały się kropelki czerwonej cieczy. Ta przeprawa kosztowała nastolatka utratę większości sił. Coraz częściej zatrzymywał się, by odsapnąć i spoglądał na niebo.

Jejku, biedniuśki.... Chodź, przytulę cię, puci puci xD


Drache napisał:
-
Pokaleczone nogi wraz z obolałym kręgosłupem odmawiały Gustavowi posłuszeństwa. Jednakże ten nie poddawał się.

I need a hero... xD

Drache napisał:
-
Cała czwórka po kolei weszła do środka „pojazdu”. Prawie żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, iż każdy ich ruch jest obserwowany przez kryjącą się nieopodal czarnoskrzydłą.


Aaaaa... Az strach się bać xD
Ogólem nawet fajna noteczka wyszła, długość w sam raz, czekam na dalsze rozwinięcie akcji Smile
Pozdrawiam i ściskam
No i weny życzę xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
"UKL...A"




Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 354
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z mchu i paproci

PostWysłany: Piątek 29-12-2006, 21:13    Temat postu:

Kiedyś czytałam już prolog i pierwszą część twojego opowiadania...

Nie komentowałam go, bo nie byłam pewna co mam o nim myśleć...

Prolog był bardzo interesujący,
ale pierwsza część wydała mi się "nudna"...

Teraz po przeczytaniu całości mogę
pogratulować ci wspaniałego pomysłu
i naprawdę dobrego wykonania...

Bardzo lubię czytać takie fantastyczne opowiadania,
w których nie liczy się sam zespół,
tylko jego członkowie i, nie zawsze realne,
przygody jakie ich spotykają...

Mam nadzieje, że kolejna część pojawi się już niebawem,
bo czekam na nią z niemałą niecierpliwością...

Życzę weny...

Pozdrawiam gorąco Exclamation
Sweet for you Exclamation


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Incia




Dołączył: 08 Paź 2006
Posty: 227
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szajzeeeeeeeeeeeeee!!!

PostWysłany: Poniedziałek 08-01-2007, 20:03    Temat postu:

Drache!!!
Siadaj do kompa i pisz następną część!!! Nie ma ale!!! Ja nie zasnę, po prostu... Wiesz, co?! Przez Ciebie zacznecierpieć na bezsenność!!!
Opowiadanko CUDOWNE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BabySitter




Dołączył: 24 Kwi 2006
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: prosto z drzewa xD

PostWysłany: Wtorek 09-01-2007, 18:35    Temat postu:

Incia ma rację! Siadaj i zabieraj się do nowego parta Twisted Evil Czekamy, no.
I kochamy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sylvaticca




Dołączył: 11 Gru 2006
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sobota 13-01-2007, 19:31    Temat postu:

TH jako bohaterowie fantasy? Genialny pomysł Drache! W połączeniu z świetnym stylem pisania oraz wciąż zaskakującą fabułą daje super efekt Very Happy No no...masz talent Drache (i nie wypieraj się xD). Jeszcze muszę się wziąść za 4 część bo te 3 przeczytałam migiem (wciągajace Razz ) ale ja juz chcę następną część! Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drache




Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 321
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czwartek 25-01-2007, 22:34    Temat postu:

Mandy (BabySitter) - prawdę mówiąc nie liczyłam na taki komentarz (z cytatami i w ogóle ). Co do reklamy...może się jakoś i bez niej uda, zobaczymy Wink
buziaki

UKL...A - muszę się zgodzić z tym, że pierwsza część wyszła, no, tak jak wyszła. Chciałam wszystko przedstawić bardzo dokładnie, ale jak widać przesadziłam. Postaram się nie powtarzać tego błędu Wink
również pozdrawiam Very Happy

Incia - mam nadzieję, że jednak nie cierpiałaś na bezsenność z powodu tego opowiadania Wink Cieszę się, że aż tak Ci się spodobało.

Sylvaticca - weź z tym talentem no xD I tak się nie dam przekonać Razz Co do genialności, to również można się spierać. Na forum jest ogrom historii, które mogą dziać się tuż za ścianą lub parę ulic dalej. Ja chciałam trochę odbiec od tej rzeczywistości, która nas otacza. Wink

Bardzo się cieszę, że Wam się podobało Very Happy Pragnę Wam serdecznie podziękować za komentarze i przeprosić za zwłokę. Wiem, że obiecywałam nową część niedługo, jednak nie wywiązałam się z obietnicy. Cóż mam nadzieję, że ta część przypadnie Wam do gustu.
Dedykuję: UKL...I, Inci i Sylvaticce (za błędy w odmianie przepraszam Wink )


5


- Jeszcze raz dziękuję za wszystko! Do widzenia! – krzyknął blondyn, machając w stronę odjeżdżającego wozu.

Gdy tylko pojazd zniknął mu z oczu, Gustav przyjrzał się podarkowi, który otrzymał od wdzięcznej rodziny. Z niemałym zainteresowaniem oglądał długi na pół metra, ostry miecz i trochę za duży żelazny pancerz. Przedmioty wyglądały solidnie, więc ich właściciel uznał, iż będą mu dobrze służyć podczas misji. Uradowany z prezentu ruszył we wcześniej wskazanym przez nowych sojuszników kierunku.

Idąc polną drogą, zastanawiał się, co robić dalej. Posiadał już jako taką broń, jednak nadal pozostał pewien problem. Przecież on nigdy z nikim nie walczył. Nikt nie uczył go, w jaki sposób władać mieczem czy stosować uniki. Na dodatek upiorny jeździec, który porwał Billa potrafił posługiwać się magią, o której chłopak nie miał zielonego pojęcia.

Jego krótką wędrówkę przerwał głośny ryk i tumany wzbitego w powietrze piachu. Istota, która objawiła się przed nim, sycząc, ruszyła w jego kierunku.

- Ruby, przysięgam, nic im nie powiedziałem! – wrzasnął nastolatek, padając na ziemię.
- Cicho bądź! Wiem o tym. Chciałam cię sprawdzić. – odburknęła mu poirytowana.
- Skąd wiesz, że mówię prawdę?
- Nawet nie masz pojęcia jak łatwo jest wyczuć kłamstwo. – powiedziała, po czym spostrzegła metalowy przedmiot przy jego pasku. – Czyżbyś coś dostał od tych ludzi?
- Tak. Znalazłem ich córkę w lesie i odprowadziłem ją do domu. W nagrodę dostałem miecz i pancerz.
- Artefakty to z pewnością nie są.
- Co?
- Mówię, że te rzeczy nie mają specjalnych właściwości. Nie sądzę też, aby ci się na wiele przydały. Takie coś może zrobić krzywdę człowiekowi, ale silniejszym stworzeniom już nie. – na te słowa muzyk ze smutkiem spuścił głowę. – Ej, nie martw się. Obiecałam, że ci pomogę.
- Dziękuję. – spojrzał jej w oczy, nieśmiało się uśmiechając.
- Drobiazg. Jeśli będziesz miał problem, daj znać. – rzekła i jeszcze raz wzbiła się w przestworza.

Blondyn przez dłuższą chwilę wpatrywał się w znikającego w chmurach stwora. Był zachwycony jego siłą i nadzwyczajną zwinnością. Pomimo ogromnych rozmiarów, smoczyca bez żadnych problemów poruszała się ponad ziemią, zręcznie manewrując i omijając przeszkody. Ptaki szybko uciekały na widok zbliżającego się potencjalnego niebezpieczeństwa, a te mniej spostrzegawcze zostawały odepchnięte przez pęd powietrza, wytworzony przez skrzydła czarnogrzywej. W końcu szkarłatna bestia zniknęła w biało-szarym mleku.

Nastolatek wstał, otrzepał się z kurzu i wyruszył w dalszą wędrówkę.

Podróż przebiegła bez poważniejszych zakłóceń i zanim się obejrzał, przeszedł kilka kilometrów drogi. Zatrzymał się przy niewielkim strumieniu na skraju jednego z licznych w tamtej okolicy lasów. Zmęczony zrzucił z siebie swój ciężki plecak i nachylił się nad krystalicznie czystą wodą. Powoli brał w dłonie zimną ciecz, aby obmyć twarz i ugasić pragnienie. Pojedyncze krople ściekały mu z ust i kreśliły błyszczące linie, które chłodziły jego rozgrzane ciało. Ostrożnie zdjął niewygodne obuwie i zanurzył stopy w przejrzystej substancji. Spokojny ruch wody przynosił jego nogom wprost nieziemskie ukojenie.

Rozluźniony nie zauważył zbliżającej się do niego nieznajomej.

- Przepraszam młodzieńcze. – rzekła starsza pani, sprawiając, iż muzyk ze strachu niemal wskoczył do zimnego strumienia.
- Nie zauważyłem pani. – próbował wytłumaczyć swoje dziwne zachowanie.
- Nie widziałeś przypadkiem mojej białej tygrysicy? – zapytała kobieta o szarych oczach.
- Tygrysicy?! – chłopak w jednej sekundzie zerwał się na równe nogi.
- Nie spotkałeś Spirit? Czyli zabrali też ją. – siwowłosa skryła twarz w dłoniach i zaczęła cicho szlochać.
- Może mógłbym jakoś pani pomóc? – spytał po chwili wahania.
- Obawiam się chłopcze, że niewiele mógłbyś zdziałać.
- Zawsze mogę spróbować.
- Uwierz mi, to ponad twoje siły. – staruszka usiadła na częściowo porośniętym mchem głazie. – Kilka dni temu przyszedł do mnie pewien chłopiec. Był bardzo zaprzyjaźniony ze Spirit i często spędzali ze sobą nawet całe dnie. Niestety tym razem było inaczej. Wszyscy razem udaliśmy się w głąb lasu, ponieważ musiałam zebrać trochę ziół. Zajęłam się pracą, a radosna dwójka oddała się w pełni wesołej zabawie. Nagle stało się coś, czego nikt by się nie spodziewał. – z oczu kobiety popłynęły łzy, a jej głos począł się łamać. – Kiedy trochę oddaliłam się od nich, usłyszałam przeraźliwy krzyk. Rzuciłam wszystko i pobiegłam z powrotem. Dotarłam za późno. Zobaczyłam tylko tygrysicę atakującą jeźdźca na koniu. Z daleka poznałam, że to jeden z nieumarłych. Jego rumak próbował odpędzić zdenerwowane zwierzę, lecz kocica uparcie gryzła i drapała go pazurami. W końcu upiorny wierzchowiec powalił ją na ziemię silnym kopnięciem, by za chwilę zniknąć mi z oczu wraz z chłopcem i porywaczem. Nie zdążyłam nawet krzyknąć. Spirit ruszyła w pogoń za nimi, ale nie mam pojęcia czy udało jej się ich wytropić. Bardzo się martwię, bo mogło im się coś stać. Na dodatek krążą plotki, iż nieumarli łapią zdrowych i silnych nastolatków, aby potem żywić się ich krwią. – siwowłosa ponownie zalała się łzami.

Blondyn zaczął zbierać myśli. Najwyraźniej starsza pani mówiła prawdę. Przypomniał sobie porwanie przyjaciela. Przerażający jeździec. Rumak wyjęty wprost z sennych koszmarów. Wszystko pasowało. Jednak miał nadzieję, że plotka nie okaże się prawdą i wraz z Billem oraz resztą grupy wróci bezpiecznie do siebie. Chociaż miał złe przeczucia. Jego umysł podsuwał mu najgorsze obrazy ukazujące cierpiącego, wołającego o pomoc przyjaciela. Krew. Ból. Śmierć. Szybko otrząsnął się z tych okropnych wizji.

- Nic nie obiecuję, ale jeśli ją spotkam, to spróbuję przyprowadzić. – powiedział, po czym przybliżył się do staruszki, która spojrzała na niego, ścierając z policzka słone krople.
- Bardzo ci dziękuję. Jeżeli ci się uda, nagroda cię nie minie.
- Nagroda?
- Tak. Mam już swoje lata i znam się na wielu rzeczach. Mogłabym ci jakoś doradzić lub coś dać.
- No cóż zrobię, co będę mógł. – perkusista z powrotem założył swoje buty i zarzucił na plecy swój plecak. – Do zobaczenia.
- Uważaj na siebie.

Gustav ruszył dalej pozostawiając kobietę samej sobie. Pocieszała go jedynie myśl, że dał jej to, czego bardzo potrzebowała, nadzieję.

Zaczynało się ściemniać. Nastolatek powoli przedzierał się przez puszczę, szukając miejsca na spędzenie nocy pod gołym niebem. Wypatrywał powalonych drzew i opuszczonych jam. Gdy już zaczął wątpić w znalezienie czegokolwiek prócz zielonych pokrytych igłami gałęzi i gigantycznych sosen, do jego nosa doszedł dziwny zapach. Znał go, choć od dawna nie miał z nim żadnej styczności. W ustach niemalże czuł smak pieczonych kiełbasek, a po głowie chodziły mu niegdyś śpiewane obozowe piosenki. Niewiele myśląc podążył za wonią palonego drewna.

Tak jak się spodziewał, wkrótce zobaczył rozpalone ognisko i siedzącą wokół niego radosną gromadę. Najwyraźniej wszyscy dobrze się bawili, o czym świadczyły dobiegające stamtąd chichoty. Zaintrygowany odgłosami postanowił ostrożnie podkraść się do źródła odgłosów.

Z każdym krokiem śmiechy stawały się coraz głośniejsze. Perkusista cicho stąpał po miękkiej ściółce, coraz chowając się za kującymi krzakami i drzewami. Ujrzawszy kilka niewyraźnych sylwetek, zwolnił i zaczął uważnie nasłuchiwać. Przed nim znajdowała się liczna grupa ludzi. Z daleka zdawali się być przyjaźnie nastawieni, lecz muzyk wolał się o tym nie przekonywać. W końcu dostrzegł jakąś istotę, leżącą kilkadziesiąt kroków od rozbawionej gromady. Jej sylwetka nie przypominała ludzkiej. Blondyn przemknął się niezauważony i już po chwili znalazł się przy tajemniczym stworzeniu. Jednak, gdy chciał się upewnić, czy znalazł cel swoich poszukiwań, bestia wymierzyła mu bolesny cios w prawą rękę. Chłopak odruchowo cofnął się krok do tyłu. Mimo strachu i doznanego bólu, nie oddalił się na bezpieczną odległość. Wprost przeciwnie, przysunął się jeszcze bliżej szykującej się do ataku tygrysicy.

- Spirit, przestań. – szepnął do białej kocicy.

Zwierze, słysząc swe imię, uspokoiło się i poczęło wpatrywać się w przybysza. Gustav przyjrzał się jej dokładnie. Spirit była przywiązana za szyję do pobliskiej sosny, ale jej związane tylne łapy luźno leżały na ziemi. Przednie najwyraźniej nie zostały wcześniej skrępowane i teraz stanowiły dla tygrysicy jedyną, poza ostrymi kłami, broń.

Chłopak wziął do zakrwawionej ręki swój miecz i po kilku minutach zmagań ze sznurami uwolnił kocicę, która zaraz potem ruszyła w bliżej nieokreślonym kierunku. Zadowolony z siebie muzyk schował metalowy przedmiot i zapominając o wszystkim zapatrzył się w biegnące stworzenie. Prędko tego pożałował.

- Ej ty! Co zrobiłeś z naszym tygrysem! – usłyszał za swoimi plecami.
- Wcale nie należał do was! – sprostował wypowiedź wysokiego ubranego w długi czarny płaszcz mężczyzny.
- Jeszcze tego pożałujesz dzieciaku!

Rozpoczęła się nierówna walka. Ranny i niedoświadczony w boju nastolatek nie był w stanie obronić się przed ciosami bandyty. Ucieczka też nie wchodziła w grę. Kończąc pojedynek, oprawca przewrócił swoją ofiarę na ziemię i przyłożył jej nóż do gardła. Zewsząd zbiegła się reszta grupy i uważnie obserwowała dalszy rozwój wydarzeń.

- Patrzcie! Ten szczeniak śmiał pozbawić nas naszego łupu. – oznajmił reszcie ciemnowłosy mężczyzna. – Niech teraz zobaczy, jak smakuje nasza zemsta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BabySitter




Dołączył: 24 Kwi 2006
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: prosto z drzewa xD

PostWysłany: Piątek 26-01-2007, 7:54    Temat postu:

Zajmuję.
EDIT
O mamciu! Chcą chełptać krew Billa i poderżnąć gardło Guciowi! To wszystko przez tego głupiego Kota (tak, to aluzja xD). Ale Guciu z mieczem, wybacz, ale to ponad moje siły
Twoje opko przypomina mi trochę Eragona. Czytałaś?
Fajniasto wyszło xD Czekam na new, oby szybko (tylko mi tam nie uszkodź za bardzo Gutka! xD). Pa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sylvaticca




Dołączył: 11 Gru 2006
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Piątek 26-01-2007, 14:03    Temat postu:

Będę Ci to powtarzać tak długo aż zamiast 'cześć' będziesz mówić 'mam talent, mam talent!' o! Very Happy
O matko, mrozi krew w żyłach. Ah, ten waleczny hipcio xD Mam nadzieję, że wygra tą walkę
Podoba mi się Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin