Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Pieces of broken heart" >>7 & 8<<

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mavis




Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z krainy martwych

PostWysłany: Piątek 16-02-2007, 19:20    Temat postu: "Pieces of broken heart" >>7 & 8<<

Może i błądziłam...
Ale nigdy nie zamierzałam pożegnać się z Ash.
Ona stała się częścią mnie samej,
dlatego miło małych niepowodzeń postanawiam od nowa zamieścić jej losy. Na razie będzie to około 14 odcinków, które starszym, wytrwalszym i wierniejszym forumowiczom powinny świtać, gdzieś na dnie umysłu.
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za starocie sprzed kilku, a może i kilkunastu miesięcy...
Ale niestety postanowiłam...
Miłego czytania.

"Pieces of broken heart"


>>>Część pierwsza<<<

Every day is so wonderful
And suddenly, it's hard to breathe
Now and then, I get insecure
From all the pain, I'm so ashamed

I am beautiful no matter what they say
Words can't bring me down
I am beautiful in every single way
Yes, words can't bring me down
So don't you bring me down today

To all your friends, you're delirious
So consumed in all your doom
Trying hard to fill the emptiness
The pieces gone, left the puzzle undone
Is that the way it is?

You are beautiful no matter what they say
Words can't bring you down
You are beautiful in every single way
Yes, words can't bring you down
So don't you bring me down today...

No matter what we do
(no matter what we do)
No matter what we say
(no matter what we say)
We're the song inside the tune
Full of beautiful mistakes

And everywhere we go
(and everywhere we go)
The sun will always shine
(sun will always shine)
But tomorrow we might awake
On the other side

'Cause we are beautiful no matter what they say
Yes, words won't bring us down
We are beautiful in every single way
Yes, words can't bring us down
So, don't you bring me down today

Don't you bring me down today
Don't you bring me down today


Beautiful – Christina Aguilera

Kolejny raz wsłuchała się w słowa piosenki, siedząc w kącie pokoju. Czuła, że nic w nich nie ma. Puste słowa, rzucone w świat, by dodać komuś otuchy… A tego nie potrzebowała! Coś w nich chciała usłyszeć, ale sama nie wiedziała co. Za szybą po niebie przesuwały się ociężale szare chmury. Była brzydka, a przynajmniej za taką się uważała. Poprawiła osuwające się z nosa okulary. Chwyciła za lusterko, przejrzała się w nim i zaczęła obserwować kolejną łzę spływającą po policzku. Spojrzała nerwowo w sufit i z zdenerwowaniem rzuciła lusterkiem o podłogę. To rozbiło się na nie zliczenie wiele kawałków. Siedem lat nieszczęścia – pomyślała i prychnęła, głośno podciągając nosem – Siedem w tą czy w tamtą… To i tak nic nie zmieni! Była zagubiona, niepewna, brakowało jej wiary w siebie, entuzjazmu. Udawała przed sobą, że miłość nic nie znaczy w normalnym życiu, jednakże w głębi duszy pragnęła kogoś, kto odkryłby w niej piękno, nauczył miłości. Siedziała tak z oczami zapuchniętymi od płaczu, nienawidząc siebie. Zastanawiała się nad tym czego nie ma, a jej znajome mają… Zazdrościła siostrze, ale duma nie pozwalała prosić o pomoc, radę, czy chociażby wsparcie. Kiedyś sama wszystkim pomagała, a teraz czuła się taka bezradna i bezsilna. Bała się, że ktoś ją nakryje na płaczu, że ktoś będzie udawał pomoc. Dla niej istniała tylko biblioteka – miejsce, do którego uciekała by zapomnieć o troskach, gdzie pochłaniała kolejne książki. Uwielbiała romanse, czyli „Koicieli krwawiącego serca” jak je nazywała. Bała się przyznać, lecz czytała je marząc o tak smakowitym i udanym życiu, jakie prowadziły bohaterki. Nie wiedziała gdzie uczyniła błąd. Niegdyś uśmiechnięta, zawsze wesoła i spontaniczna blondynka, teraz zgorzkniały i zamknięty w sobie mól książkowy. Zmieniła się rok temu po śmierci ojca, z którą nie chciała się pogodzić. Na domiar złego w tym samym czasie opuścił ją chłopak. Niby szczeniacka miłość, ale dała do myślenia, przyniosła zwątpienie. Wtedy przekonała się, że nieszczęścia chodzą parami. Potrzebowała wsparcia…

>>>Część druga<<<

Ociężale wstała z podłogi. Dłońmi zaciśniętymi w piąstki nieporadnie przetarła zapuchnięte oczy. Wcisnęła na nos okulary, poczym chwyciła wielką czarną torbę sporadycznie ozdobioną agrafkami i różnorodnymi nalepkami. Wszystkie plakietki miały w kontekście krytykę życia, na największej literki układały się w „LIFE SUCKS” (Czyli : życie śmierdzi). Wsadziła do niej już przeczytane tomiki. Zbiegła kręconymi schodami na dół. Wcisnęła glany, chwyciła kurtkę i nim matka oglądająca wraz z jej młodszą, o rok siostrą telewizje zdążyła o cokolwiek zapytać, wyszła na ulicę.

Nierównym krokiem zmierzała w kierunku tak bliskiemu sercu budynku biblioteki. W tak pochmurne popołudnie na ulicach Magdeburga panował spokój. Ludzie siedzieli w swoich idealnych domach, wpatrując się w odbiorniki telewizyjne. Dla niej było to po prostu śmieszne. Wreszcie jej oczy ujrzały obrany cel. Jeszcze bardziej przyspieszyła. Gdy już była blisko, bardzo blisko poczuła lekkie uderzenie, upadła. Oszołomiona nie wiedząc co się stało podniosła wzrok. Ponad sobą ujrzała wyciągniętą w jej kierunku dłoń. Spojrzała spod byka na młodego chłopaka, który cały czas rozmawiał przez telefon. Był wysoki, szczupły, umalowany, chyba w jej wieku… Chwila, chwila… Umalowany!? – zdziwiła się, trąc oczy i poprawiając okulary, by przekonać się czy na pewno jej nie zwodzą. Jego kruczoczarne, nażelowane włosy sięgające do ramion przypominały fryzurę jej znienawidzonej ciotki. Chłopak nie przestając rozmawiać przez telefon potrząsnął z zniecierpliwieniem wyciągniętą dłonią. Ona ją odepchnęła, mówiąc:
- Obejdzie się bez pomocy! – mruknęła podnosząc się z ziemi.
- To była moja wina, więc chciałem pomóc. – odrzekł nieznajomy, odsuwając komórkę od ucha.
- Zapomnijmy o tym! – rzuciła na pożegnanie, znikając za ogromnymi drzwiami biblioteki.
- Przepraszam… - krzyknął już sam do siebie, ponieważ Ashley, bo tak miała dziewczyna na imię tego nie słyszała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mavis dnia Niedziela 04-03-2007, 15:12, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
FAILUREKID




Dołączył: 09 Wrz 2006
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Starożytna Belgia. Średniowieczny Tarnów. Nowoczesny Londyn.

PostWysłany: Piątek 16-02-2007, 19:41    Temat postu:

Zajmuje . Edycja Dziś lub Jutro.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Falka
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza światów...

PostWysłany: Sobota 17-02-2007, 9:21    Temat postu:

Pamiętam Very Happy

Bardzo fajnie, że zdecydowałaś się dodać to od początku. Rozumiem Ash, romanse, mimo, że dużo z nich nie jest najwyższego lotu, to jednak naprawdę mogą poprawić nastrój.
O stronie technicznej to nie ma co pisać, bo bez błędów, styl świetny, czyta się przyjemnie Very Happy

Pozdrawiam i czekam na kolejne części, z chęcią sobie przeczytam jeszcze raz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mond




Dołączył: 11 Mar 2006
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze stolicy

PostWysłany: Poniedziałek 19-02-2007, 14:33    Temat postu:

Dlaczego od nowa? a nie dalej?
Dawno mnie tu nie bylo i najwyrazniej nie wiem o co chodzi. A nie bylam, bo i po co? jakos niewiele sie dzialo, tak jak teraz patrze... Mavis nie pisala, badz pisala malo, ale skoro cos sie znowu zaczelo dziac to systematycznie bede tu zagladac, bo dla Ciebie Mavis zawsze czas znajde
buziaki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mavis




Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z krainy martwych

PostWysłany: Poniedziałek 19-02-2007, 20:36    Temat postu:

Przyszła kolej na kolejne wycinki z perypetii mojej kochanej Ashley (przyzwyczaiłam się do niej)
Mond - Moja droga filozofko, jak dobrze, że jesteś...

>>>Część trzecia<<<

- Dzień dobry! – powiedziała kładąc książki do zwrotu na biurku bibliotekarki.
- O witaj Ashley! – odrzekła starsza kobieta, unosząc wzrok znad książki i serdecznie się uśmiechając.
Blondynka zazwyczaj wdawała się z kobietą w pogawędkę, lecz teraz skierowała się w stronę działu z przeróżnymi romansidłami. Chwyciła klika z nich, oddała bibliotekarce wewnętrzne wkładki, pożegnała się i wróciła do domu. Przez to co wydarzyło się na zewnątrz nie miała ochoty osunąć się miedzy regałami pełnymi zakurzonych ksiąg, gdzie unosił się zapach przestarzałego papieru tak jak to zwykle czyniła. Godzinami przesiadywała, czytała i marzyła… Obecność starych książek tylko wzmagała jej literacki apetyt, rozbudzała chęć zgłębienia się w sielance kolejnej bohaterki. Teraz była podenerwowana…
Jej myśli krążyły wokoło nieznajomego, który jak twierdziła zachował się względem niej jakby nic nie znaczyła, jakby obalił bezwartościowy kosz na śmieci. Nie raczył nawet przerwać rozmowy telefonicznej, gdy podał rękę – przeklinała pod nosem. Przez to dziwne spotkanie jeszcze bardziej upewniła się w tym, co tak bardzo ją bolało, że z dnia na dzień jest coraz gorsza.
Bez słowa weszła do domu. Nie zareagowała nawet na dziarskie przywitanie ‘własnej’ siostry, którą jeszcze przed tragediami rozegranymi w jej życiu tak kochała. Mandy na próżno wywijała przed nią dłońmi, starając się nawiązać jakąkolwiek rozmowę. Ashley zbyła ją zdawkowym:
- Miałam trudny dzień – i zaczęła zmierzać w stronę schodów prowadzących na piętro, dopiero głos mamy kazał jej się zatrzymać:
- Kochanie pozwól tu – zawołała matka.
- Tak, mamusiu? – blond włosa spokorniała, przysiadła się do kobiety na sofę
- Co się z tobą dzieje? – zapytała z troską
- Nic! Naprawdę nic. Co to za serial? – starała się zmienić temat, modląc by matka nie drążyła dalej tematu. Wybrała kiepski zmiennik. Niestety jej modlitwy nie zostały wysłuchane.
- Nie wymiguj się, nie uwierzę, że tak nagle zainteresowałaś się telewizją. Od roku nie miałaś pilota w ręku, żadnego magazynu, gazety codziennej, nawet od radia starasz się stronić. Przecież widzę, że coś cię nadal gnębi. Ile razy mam ci powtarzać, że śmierć taty to nie twoja wina, to był wypadek… - kobieta urwała z smutkiem na twarzy
- Nic mi nie jest – szepta powstrzymując łzy, które zaczęły napływać prosto do oczu.
- Ashley! Odseparowałaś się od rówieśników, uśmiech na twojej pięknej buźce gości tak często, jak odwiedza nas ciotka Liv, czyli prawie nigdy. W czym problem?
- W niczym… - odrzekła dziewczyna szurając nerwowo stopą po podłodze, obawiając się kolejnych pytań.
- Powinnam była to zrobić już dawno! – matka przystała by spojrzeć na smutek wymalowany, na twarzy córki – Umówię cię na wizytę do psychologa.
- Co proszę? Do kogo? – starała się ukryć zdziwienie i udawać, że widocznie musiała się przesłyszeć, ale szczęka sama opadła.
- Pójdziesz do PSYCHOLOGA. – zaakcentowała szczególnie dość dosadnie to ostatnie słowo.
- No cudownie! Czy to siedem lat nieszczęścia musi objawiać się, aż tak szybko? Najpierw ten cholerny egoista, a teraz psycholog! Co jeszcze? Co JESZCZE? – zaczęła uderzać głową o kolana, o mały włos nie zgniatając okular, które cały czas spoczywały na nosie – Nie pójdę! Nie potrzebuje rozmów! – wyszeptała przez mocno zaciśnięte wargi. Nie chciała ranić rodzicielki, ale nie chciała by brano ją za wariatkę.
- Oj pójdziesz, jutro zadzwonię gdzie trzeba…
- Świetnie! – Uśmiechnęła się z udawanym i krzywym od starań uśmiechem. Wysilała się, lecz nie udało się - na twarzy zamiast pięknego uśmiechu widniały jedynie przykurczone i przygryzione z wściekłości usta. Nie wytrzymała, wyszła.

Wbiegła po schodkach. Na górze potknęła się o rozwalone legowisko ich pupilka, pięknego owczarka collie. Wariat był prezentem od ojca… Nie mogła być zła na psa, za dużo dobrych wspomnień jej przywoływał. Błyskawicznie się podniosła i udała do swojej oazy spokoju. Trzasnęła drzwiami w ramach protestu i przekręciła mały, złoty klucz. Nacisnęła klamkę by upewnić się, że dobrze się zakluczyła w swoim świecie. Bezwiednie opadła na łóżko. Chwyciła pierwsza lepszą z nowo zdobytych ksiąg i starała się przenieść w lepszy, wymyślony przez autora świat. Niestety teraz jej się to po prostu nie udawało, jej myśli wciąż błądziły wokoło jednego słowa tak niewinnego, ale w tym momencie tak ją raniącego. A mianowicie wokoło: psychologa, PSYCHOLOGA!?
- Nie jestem wariatką! – przeklęła pod nosem. Była na tyle zmęczona, że nie miała już nawet siły płakać, uronić ani jednej łzy. Usnęła.

>>>Część czwarta<<<

Siedziała na bukowej ławce gdzieś pośrodku starego parku. Wsłuchiwała się w arie różnorodnych ptaków. Była piękna… Idealnie białe i proste zęby były ozdobą promiennego uśmiechu, który gościł na jej twarzy. Przyodziana w zwiewną, kwiecistą sukienkę czekała na niego. Pojedyncze promienie słońca przedostające się przez wielgachne korony drzew ogrzewały jej ciało. Przyglądała się wiewiórce buszującej po stuletnim dębie rosnącym naprzeciwko niej. Jej rozpuszczone blond włosy lekko falowały unoszone przez łagodne podmuchy orzeźwiającego wiatru. W oddali dzieci beztrosko bawiły się w chowanego, głośno i radośnie przy tym się śmiejąc. Rozejrzała się wokoło i na piaszczystej ścieżce zobaczyła go w oddali. Wysoki brunet zmierzał w jej kierunku, energicznie do niej machając na powitanie. Był wysoki, szczupły i przystojny niczym Książe z bajki zmierzający do swojej królewny. Był coraz bliżej i bliżej… Z gracją wstała z ławki by się z nim przywitać… Rozpostarła ramiona i ….

Zadzwonił budzik. Jeden z najmilszych snów znikł jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a ona znowu była brzydkim kaczątkiem. Tyle tylko, że nie widziała żadnej nadziei na przeobrażenie w pięknego łabędzia. Cieszyła się, że nie był to jeden z koszmarów nękających ją od roku. Na samą myśl przechodziły ją ciarki… Wolała jeszcze przez moment delektować się snem rodem z jakiegoś romansidła, niestety budzik nieugięcie wyrywał ją z marzeń… Trzeba było wrócić na ziemię. Kolejny dzień stawić czoła smutnej rzeczywistości i normalnej rutynie. Nie miała siły na nic, chciała po prostu zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić. Niestety małe urządzenie zawzięcie nakazywało wstać. Cholera czemu nie możesz się wyłączyć - przeklęła podnosząc się z łóżka. – Już idę, idę…
Wreszcie wytwór techniki zaduszony jednym pewnym ruchem palca przestał ją denerwować. Dopiero teraz, gdy całkowicie oprzytomniała zauważyła, że wczoraj nie miała siły nawet wskoczyć w pidżamkę. Szybko chwyciła pierwsze lepsze ciuchy z wielkiej, sosnowej komody i ruszyła do łazienki. Wzięła orzeźwiający prysznic, chwyciła torbę i zeszła na dół. W kuchni już czekała na nią matka wraz z Mandy.
- Cześć! – rzuciła na przywitanie, dość łagodnie, gdyż przy rodzicielce starała się być kochaną córką.
- Witaj Ash! – krzyknęła dziarsko Mandy przeżuwając kęs gofra.
- Nie uduś się przypadkiem – odrzekła z udawaną troską.
- Kochanie nie mów tak do siostry. – powiedziała mama odrywając słuchawkę telefonu, przez który akurat rozmawiała. Chodziło o nią, matka rozmawiała o niej, czyżby coś znowu zbroiła?
- Dobrze! Przepraszam siostrzyczko, nie chciałam powiedzieć do ciebie, nie uduś się, tylko nie mówi się z pełną gę… - w tym momencie przerwała czując na sobie wzrok matki – pełną buzią!
- Ashley! – zaczęła kobieta odkładając słuchawkę na widełki – Dzisiaj po szkole masz pierwszą wizytę…
- Jaką znowu wizytę?
- No u psychologa! Po szkole po ciebie przyjadę i cię podwiozę, żeby obyło się bez zbędnych numerów.
- A co jeszcze mogłabym zrobić? Wszystko co najgorsze już za mną, czy może być coś gorszego?
- Wiesz kochanie, że popełniłaś w ciągu minionego roku wiele głupstw. Mogłam cię wcześniej zapisać na wizytę, a nie oślepiona twoimi słowami ci nieustannie odpuszczałam… Wierzyłam, że sobie poradzisz, gdy prosiłaś… Ale tak być nie może!
- A co ja takiego zrobiłam? – zapytała udając zagubienie, ale w głębi duszy doskonale wiedziała, że jej koszmary nie brały się bez powodu… Nadal miała przed oczyma ten makabryczny obraz – ona, krew, wanna… Bała się o cokolwiek zapytać, ponieważ wiedziała, że choć matka nie chciała jej tego powiedzieć, to prędzej czy później wyszło by to w niby tak luźniej rozmowie. Przygryzła język, straciła ochotę na gofry… Nalała sobie kawy, choć napoju nigdy nie lubiła teraz zaczęła zanurzać usta w kubku wypełnionym aromatycznym napojem… Skrzywiła się, ale piła dalej…

Wraz z Mandy wyszły do szkoły. Ashley nie miała ochoty tam iść, ale o wagarach też nie było mowy, przecież po szkole miała ją odebrać matka i zabrać do… do… psychologa.
Rozmyślała nad tym co jakiś czas kopiąc napotkane na drodze kamyki. Nie jestem wariatką! Nie jestem! – klęła. W tym czasie jej siostra usilnie starła się nawiązać rozmowę.
- Wiesz jaki fajny serial widziałam – pisnęła.
- Nie i jakoś mnie to za bardzo nie interesuje! – skrzywiła się.
- „Instant star”. O takiej młodej wschodzącej gwieździe muzyki. Mama kupiła mi jej płytę, Alexz jest cudowna! Tak samo jak Tokio Hotel!
- Mówiłam ci, że mnie to co ty oglądasz, czego słuchasz nie interesuje!
- Mówisz tak bo znienawidziłaś telewizję, prasę, muzykę… jedynie tego jednego kawałka Aguilery słuchasz, jak to leciało?
- Beautiful!
- No właśnie…
- Ale to też jeż nic nie znaczy… - stwierdziła blondynka.
- Co się z tobą dzieje? kiedyś byłaś inna… - zapytała młodsza z smutkiem na twarzy.
- Jaka byłam kiedyś? Możesz mnie olśnić, bo z tego co mi się wydaje to nie byłam ani piękniejsza, ani zdolniejsza…
- Byłaś taka radosna, wierzyłaś w siebie…
- I co niby według ciebie robie źle? – zapytała drwiącym tonem
- Nie widzisz, że przez te głupie książki przestałaś wierzyć w siebie, teraz wierzysz tylko w to co przeczytasz…
- Myślisz, że jeśli zacznę czytać prasę i wlepiać oczy w telewizor to będzie lepiej? – wycedziła jeszcze bardziej zła.
- Nie dokładnie… - Mandy przerwała, gdyż były już w holu
- Miłego dnia pani detektyw – rzuciła na pożegnanie dziewczyna oddalając się od siostry. Cudownie kolejny cholerny dzień – pomyślała
***

Na lekcjach nie mogła usiedzieć w miejscu, jej myśli wciąż krążyły wyłącznie wokoło zbliżającej się wizyty. Godziny wlekły się w nieskończoność, minuty dłużyły niemiłosiernie, nawet sekundy nie były takie same… Chciała już mieć to za sobą, lecz strach wszystko wydłużał, wszystko komplikował. Bała się i zarazem walczyła z samą sobą. Nie mogła się skupić. Na matematyce pomyliła twierdzenie Pitagorasa, jakże banalny schemat, który nigdy nie sprawiał jej większego problemu. Trzymając pod obdrapaną ławką kolejny romans starała się zatopić w idylli kolejnej bajeczki, tym razem nie potrafiła. Klęła w myślach samą siebie. Czuła się bezradna, nie potrafiła zapanować nad własnym ciałem… Lekko drżała, blada i zagubiona gdzieś w wielkim świecie, który teraz jeszcze bardziej ją przerastał. Zachowywała się jak mała, zagubiona owieczka rzucona na pożarcie wilkowi. Musiała znosić nużące wykłady i walczyć z myślami rojącymi się gdzieś w mózgu… Tego było za wiele. Na ostatniej lekcji jaką była historia chciała przepędzić wszystkie złe przymioty stające przed oczyma i zająć się czymś pożytecznym. Chciała zacząć słuchać wykładu historyka, ale ten zanudzał jak nigdy. Nie wytrzymała, podniosła dłoń w górę:
- Tak, Caterfield? – zapytał wyrwany z tematu nauczyciel.
- Mogę wyjść? Nie dobrze mi! – zapytała z znudzeniem i udawanym grymasem bólu, chociaż przy jej humorze i tej bladości pokrywającej twarz nie musiała się za bardzo starać.
- Nie zaraz dzwonek! Dziwne, że zawsze Ci tak niedobrze na moich lekcjach? – skrzywił się. A blondynce przeleciało przez głowę bestialskie „Chamie ja tu mam problemy, a ty jeszcze kropkę nad ‘i’ chcesz postawić. Jeszcze pół godziny!”, zlustrowała wykładowcę, który i tak jej nigdy nie lubił, poczym rzuciła:
- Tylko pytałam! – wzdrygnęła się i smętnie rozejrzała po klasie. Oczy wszystkich znajomych skierowane były na nią. Dziewczyna oparła łokieć o ławkę, na dłoni ułożyła głowę. Włosy nieporadnie ocierały się po zgniłozielonej ławce.
Czekała na upragniony dźwięk. Nerwowo spoglądała na wielki, czarny i okurzony zegar zawieszony nad tablicą. Odprowadzała kolejne wskazówki do celu. Ashley nie mogąc wysiedzieć ostatnich dwudziestu minut spakowała się, wstała i skierowała do drzwi. Gdy już miała chwycić za klamkę ktoś pociągnął ją za ramię. Chciała obrócić się i wycedzić ów osobie prosto w twarz co myśli nie zważając na fakt, iż był to nauczyciel.
- A panna dokąd?
- Mówiłam już, że mi nie dobrze! – powoli spuściła wzrok na swoje stopy.
- A czy ja tobie pozwoliłem? – zapytał z wrednym uśmiechem napawającym jego chore ego, myślał, że górował nad bezbronną i zagubioną dziewczyną. – Siadaj! Pisze uwagę do matki!
- A czy drugi raz pytałam? – odcięła, poczym uwalniając się z bolesnego uścisku nauczyciela dodała – A niech sobie pan pisze! Ale mnie tutaj już nie będzie! Mam gorsze problemy…

Wreszcie była na upragnionym korytarzu. Przeszła kilka kroków i zniknęła za srebrnymi drzwiami damskiej toalety. Doszła do umywalki, zdjęła okulary i nieporadnie ochlapała twarz zimną wodą. Spojrzała w lustro, które z wściekłością opryskała wodą. Oparła się o błękitną, pomazaną flamastrem ścianę i powoli osunęła na zimne kafelki. Wtuliła twarz w kolana, znowu pragnęła zniknąć… Stać się niewidzialną, wysilała się, ale to i tak nic nie dawało…
Usłyszała dźwięk, na który tak czekała, i którego zarazem się bała… Musiała wyjść z kryjówki, z pokorą udać się na parking, wsiąść do auta… I być grzeczną na sesji u pani PSYCHOLOG. Wszystko tak proste, ale dla Ash po prostu durne. „Raz kozie śmierć” – chrząknęła pod nosem wychodząc z łazienki…

Matka już czekała… Ashley tylko wsiadła, pocałowała rodzicielkę w policzek i oczekiwała na to co ma się wydarzyć. Przez całą drogę się nie odzywała raz wpatrując w jakiś punkt za szybą, a drugi w własne odbicie w samochodowym lusterku tuż za błyszczącą szybą. Były na miejscu. Mały przytulny z zewnętrz budynek, z czerwoną dachówką wyglądał tak niewinnie.

Weszły do środka przez ogromne wiśniowe drzwi, Ashley szła kilka kroków za kobietą jakby była jej cieniem. W przestronnym, żółtym holu stało dużo kamiennych donic z kwiatami, które w większości przypominały małe palemki. Pomieszczenie, które obecnie przemierzały oświetlały małe kinkiety wykańczane złotymi wywijasami. Gdy doszły do części, w której stały krzesełka obijane beżowym materiałem, blondynka osunęła się na jedno z nich i skryła twarz w dłoniach. Były same, nikt więcej nie czekał. Matka usiadła obok niej, objęła ją i powiedziała z czułością:
- Wszystko będzie dobrze! Zaraz wejdziesz.
- Wszystko dobrze, dobrze, dobrze… – powtarzała cicho z kpiną pod nosem by przypadkiem nikt tego nie usłyszał, poczym prychnęła – Macie mnie za wariatkę, a ma być dobrze?

Na szczęście rodzicielka tego już nie usłyszała, gdyż dokładnie w tym samym czasie bukowe drzwi z srebrną tabliczką, na której widniał napis „Dr S. Kaulitz” otworzyły się. Najpierw wyszedł z pomieszczenia mężczyzna mający jak Ashley obstawiała jakieś 30 lat. Dziewczyna zlustrowała go wzrokiem i spojrzała na matkę. Potem wyłoniła się promiennie uśmiechnięta kobieta, oparła ramie o framugę i powiedziała:
- Ashley Caterfield zapraszam…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Free




Dołączył: 29 Mar 2006
Posty: 916
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: pomiędzy rzeczywistością, a wyobraźnią.

PostWysłany: Czwartek 22-02-2007, 14:07    Temat postu:

Podoba mi się, akcja toczy się nie za prędko, bliźniaków pozna przez Simone na pewno, miejsmy nadzieję na dobre love-story. Jak mi brakuje tych porządnych opowiadań, w których jest wątek miłosny, a nie jakieś ucieczki czy co!
Tylko jedna prośba: mogłaby ona nie zakochiwać się w Billu? Albo bynajmniej zebyś nie ukazywała go jako ciepłą kluchę, bo nie wierzę, że on taki jest.
Pzdr. Czekam z niecierpliwością na stare-nowe części


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nevermind




Dołączył: 03 Mar 2006
Posty: 184
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Czwartek 22-02-2007, 15:28    Temat postu:

Czułam, że kiedyś wrócisz.
Doskonale pamiętam te opowiadanie.

Szczerze mówiąc, przejechałam tylko wzrokiem po linijkach tekstu.
Przypomniałam sobie niektóre - mniej lub bardziej ważne - fragmenty, by z tym co zapamiętałam stworzyło jedną, piękną całość.

Czy akcja toczy się zbyt prędko?
Nie powiedziałabym. Zresztą to zależy od gustu czytelnika { i autorki oczywiście }.
Obalmy stereotypy.


Mavis, cieszę się, że jesteś.
Życzę weny i wytrwałości.
Pokaż nam, że istnieją jeszcze dobre pisarki.

Pozdrawiam.

Nevermind.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mond




Dołączył: 11 Mar 2006
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze stolicy

PostWysłany: Czwartek 01-03-2007, 13:27    Temat postu:

No Mavis...dodawajze dalsze czesci, pisz nowe, bo ja juz na temat tych swoje zdanie wyrazalam i teraz nie moge napisac nic, co by nie bylo powtorzeniem moich wczesniejszych wypowiedzi
a dobrze wiesz ze uwielbiam czytac Twoje opowiadanie, czekam wiec na dalszy ciag na wakacje na Cyprze itd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Falka
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza światów...

PostWysłany: Czwartek 01-03-2007, 15:21    Temat postu:

Gdyby mnie rodzice wysłali do psychologa... No nie wiem, byłaby wojna, na topory co najmniej Very Happy
Ładne części, standardowo mi się podobały. Nie mogę się doczekać nowych Very Happy

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mavis




Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z krainy martwych

PostWysłany: Czwartek 01-03-2007, 21:31    Temat postu:

Dziękuję Wam moje Aniołki...
Zamierzam codziennie dodawać po dwie części, abyście mogły wtopić się w dalsze losy Ashley...
Zresztą dziewczyna ma charakter i czasem w nocy mnie szantażuje, bym się pośpieszyła....


>>>Część piąta<<<

Powoli uniosła się z beżowego krzesełka i niechętnym krokiem zaczęła podążać w stronę pomieszczenia, do którego zapraszał ją płomienny uśmiech pani psycholog. Wyminęła ją i rozejrzała po pokoju. Na wprost niej stała ogromna mahoniowa gablota, za błyszczącą szybą poustawiane były równiutko książki… Przymrużyła oczy wysilając wzrok do wzmożonej pracy i w końcu odczytała z grzbietu jednej, że to pomoc psychologiczna. Ściany zachowane w ciepłej pomarańczowej tonacji przyozdobione były różnorodnymi dyplomami… Blondynka nie była w stanie odczytać za małego jak dla niej pisma. Z lewej strony znajdowała się kozetka obita bordowym sztruksem, na której widok twarz Ash wykrzywiła się w niezręcznym grymasie. Obok niej mały, czarny stoliczek, a na nim szklany wazon z żółtymi tulipanami obok niego stał duży fotel obciągnięty tym samym materiałem co tapczan terapeutyczny. Po prawej stronie pod wielkim oknem ustawione było biurko zachowane w stylu gabloty. Na nim ustawione były ramki z fotografiami, leżały różne dokumenty, stał czerwony telefon. Ashley ponownie wysiliła wzrok oglądając fotografie i zamarła. Z zdjęcia uśmiechało się dwóch młodzieńców. Jeden był tym, który pomógł dziewczynie dzień wcześniej zaznajomić się z chodnikiem, tym egoistą, którego tak klęła. Natomiast na temat drugiego nie mogła nic powiedzieć, przez głowę przeleciało jej tylko: „Wypacykowany i jego nie mniej sprytny braciszek z mopem na głowie są jej dziećmi?”. Spojrzała na kobietę, która uzgadniała coś z jej matką i ponownie na fotkę. Gdy już chciała palnąć: „W jakim świecie ja żyje?” Kobieta weszła do pomieszczenia. Blondynka spojrzała na rodzicielkę, która rzuciła przez domykane drzwi na pożegnanie:
- Kochanie wróć sama do domu!

Kobieta oparła się o kant biurka i zaczęła.
- Witaj Ashley. Twoja mama powiedziała mi, że masz jakieś problemy, dlatego… - urwała na moment spoglądając w notatki. – zastosujemy psychoterapię. Pewnie nie wiesz o co chodzi, ale ja ci to króciutko wytłumaczę. Opowiesz mi to co się wydarzyło w twoim życiu, w ciągu tego roku, o swoich zainteresowaniach i sposobie spędzania wolnego czasu, o tym co cię trapi i nurtuje. Po weryfikacji będziemy wspólnie starały się wykluczyć twoje problemy, jakoś im zaradzić. Każda sesja trwać będzie równe 60 minut, spotykać się będziemy jak na razie dwa razy w tygodniu. Wszystko nagrywane zostanie na taśmy, gdyż będę musiała to jeszcze raz przesłuchiwać. Nie musisz się martwić nikt oprócz mnie tego nie usłyszy! – w tym momencie ciepło uśmiechnęła się do dziewczyny, której przestraszony wzrok wędrował po całym gabinecie. – No to zaczynamy! Połóż się wygodnie na kozetce, ja usiądę obok ciebie w fotelu i zaczniemy…
Ashley bez słowa usiadła na bordowym tapczaniku, następnie powoli osunęła się na nim opierając wygodnie głowę o czarną, puchatą poduszkę. Oczy wlepiła w kremowy sufit czekając na dalszy przebieg wydarzeń. Kobieta wygodnie zasiadła w fotelu z notesem w ręce, ułożyła dyktafon na stoliku. Palcem wskazującym ozdobionym w bordowy tips nacisnęła przycisk „Record”. Ashley poczuła się jeszcze gorzej, nie wiedziała co ma powiedzieć, bała się, że palnie cos głupiego. Nie chciała powracać do tamtych makabrycznych wydarzeń. Z jednej strony było jej wstyd, z drugiej po prostu bała się o tym mówić. Z rozmyślań wyrwał ją miły głos pani Kaulitz.
- Ashley opowiedz mi o tym co wydarzyło się w zeszłym roku? Myślę, że od tego należało by zacząć.
- Eeee… yyyy… tak więc… ten.. tego… - blondynka zaczęła jąkać się nie wiedząc co powiedzieć. Bała się otworzyć, wpuścić kogoś obcego do własnego już na tyle zagmatwanego świata.
- Nie martw się. Wiem, że początki bywają trudne. Wiele młodych dziewcząt boi się otworzyć, uchylić rąbka tajemnicy. – kobieta pogładziła Ash po głowie, co ją trochę uspokoiło. Dziewczyna zaczęła niepewnie:
- Rok temu zginął w wypadku samochodowym mój tata. Nie był kierowcą, był tylko pasażerem, tylko pasażerem… To ja wtedy kazałam mu jechać do pracy. Mamy nie było, a on chciał zostać ze mną, wziąć wolne. Miałam wtedy grypę… Przekonywałam go, że nic mi nie będzie, że wszystko będzie dobrze, że mama niebawem wróci… - urwała, wzięła głęboki wdech przez nos i kontynuowała – A on zginął, a mógł być przy mnie, zarazić się grypą i dalej bylibyśmy szczęśliwą rodziną… Mama się załamała, Mandy cały czas płakała, a ja siedziałam w kącie mojego pokoju z jego zdjęciem w dłoni. Nie chciałam żyć… Na domiar wszystkiego rzucił mnie wtedy chłopak, nie wiem nawet czemu? Po prostu z dnia na dzień coś się popsuło, unikał spotkań. A na pożegnanie nawet nie raczył powiedzieć co się stało, nawet nie powiadomił mnie o tym sam! Przysłał głupiego SMSa informującego mnie, że to koniec, po prostu koniec… Ja go wtedy potrzebowałam, potrzebowałam bliskości. Czy jestem na tyle brzydka… A zresztą ojca już nie mam, mamę staram się zadawalać, ale i tak moje głupie zapewnienia po śmierci taty nic nie dały. Kiedyś się zarzekałam, że kocham życie, a po wypadku ojca szkoda gadać… - znowu zaniżyła głos, starając zebrać myśli, dziwiąc się, że wyrzuciła z siebie to co od tak dawna ukrywała przed światem wewnątrz siebie.
- A czy mogłabyś opowiedzieć coś więcej o wypadku?
- Tata jechał z dwoma kolegami do pracy, do Berlina. Nie pracował w Magdeburgu… Na autostradzie zostali zepchnięci przez ciężarówkę, nawet nie wiem jak to było dokładnie. Mama nie chciała nam za dużo opowiadać, żebyśmy się za bardzo nie stresowały, ale co z tego jeśli i bez tego cała dygotałam… Zmarł na miejscu, nie było dla niego żadnych szans…
- Ktoś przeżył?
- Kierowca. Drugi znajomy ojca walczył o życie, ale też nie rokowano mu za dobrze. Niestety biedak stracił za dużo krwi… – nastała głucha cisza. Blondynce po policzkach powoli spływały gorzkie łzy.
- Wiem, że to trudne, ale z tego co wywnioskowałam to obwiniasz się za jego śmierć?
- A pani by się nie obwiniała? Tata chciał zostać, a ja go wygoniłam… To ewidentnie moja wina, moja i tylko moja!
- Moja droga to nie ty byłaś tym kierowcą ciężarówki! A to, że twój tata chciał z tobą zostać nie musi się równać z tym, że wszystko co złe by was ominęło. Wiem nie powinnam krakać, ale nie możemy zmieniać decyzji, swoich postępować. Gdybać każdy potrafi, ale już nie każdy spojrzeć w niezbyt kolorową przeszłość z podniesioną głową i sprostać temu co tak boli.
- No niby tak, ale to naprawdę było inaczej. To była moja wina. Wiem głupstwa się robi i trzeba przeżyć… Ale ja czuję takie brzemię, naznaczenie… To ciąży i potwornie boli! Na pogrzebie dopadłam trumny, upadłam na kolana i ściskając bryłki ziemi płakałam… po prostu wylewałam łzy ściskając w dłoni pąsową różę… Niby rany się zagoiły, ale to przecież była utrata osoby mi bliskiej, której potrzebowałam, potrzebuje i będę potrzebowała.
- Wiesz co myślę, że na dziś skończymy z tym tematem. Skoro tak boli to będziemy go poznawały powoli. Do zerwania też powrócimy na następnym spotkaniu. Piszesz może pamiętnik?
- Nie…
- W takim razie sądzę, że powinnaś zacząć. To będzie takie twoje zadanie domowe. Będziesz prowadziła pamiętnik do czasu, aż nie skończymy sesji. Wiele młodych dziewczyn przelewa swoje uczucia, radości, przeżyte chwile na papier, porządkując wszystko i w ten sposób wyzbywając się złych emocji…
- Skoro pani tak sądzi – cicho westchnęła
- Dobrze. W takim razie mam dla ciebie dobrą wiadomość! Dzisiejszą sesję uważam za zakończoną. – stwierdziła kobieta wyłączając dyktafon. Po chwili dodała – Godzina minęła. Czekam na ciebie w piątek. Masz dwa dni na przemyślenie wszystkiego i zaczęcie prowadzenia pierwszego pamiętnika.
- Do widzenia – powiedziała Ashley szybko podnosząc się z kozetki i udając się do wyjścia.
- Do zobaczenia!

Wyszła z budynku, w którym znajdowały się gabinety, z przychodni psychologiczno-terapeutycznej. Czuła, że wizyta jak na razie nic nie wniosła oprócz obowiązku pisania tego głupiego pamiętnika. Przemierzała kolejne szare uliczki przyglądając się przejeżdżającym samochodom, które spieszyły się do nieznanego dziewczynie celu. Przyglądała się codziennym obrazom – sąsiadom podlewającym i pielęgnującym kolorowe kwiaty, dzieciom bawiącym się w berka. Jej to wcale nie bawiło. Ashley cieszyło to, że wizyta minęła tak szybko. Już nie była taka anty psychologowi, ale nadal nie czuła potrzeby kolejnych sesji… Wreszcie maszerowała swoją ulicą, już widziała swój dom. Bała się o co matka zapyta…


>>>Część szósta<<<

Weszła niechętnie do domu. Nie chciała z nikim rozmawiać. Miała zamiar zatopić się w kolejnym romansidle i po prostu na chwilę odetchnąć. Fakt, iż przeżyła spotkanie z psychologiem dawał nadzieję na niedaleką przyszłość, ale przynosił również nie małe strapienie. W końcu otworzyła się, oddała kawałek swoich myśli komuś kogo nie znała, kogo się bała, przed kim chciała stronić. Dobre i złe myśli gryzły się nawzajem, mąciły, kłóciły… Wywoływały dziki szum w głowie.

Z kuchni dochodził zapach smażonych ryb. Ashley skrzywiła się, pokręciła nosem i mijając wejście do kuchni rzuciła szybko:
- Jestem…
- Witaj kochanie. Siadaj zaraz będziemy jeść – uśmiechnęła się matka odwracając smażące się na rozżarzonym oleju kawałki ryb. Ashley nic nie mówiąc weszła i usiadła przy sosnowym stole zakrytym kwiecistym obrusem na srebrnym krześle. Mandy nie odzywając się ni słowem porozkładała talerze i sztućce. Jakby czuła, że Ashley nie ma nastroju do rozmów. Blondynka chwyciła widelec i co jakiś czas tępo wbijając go w frytki ustawione tuż przednią, w kryształowej misie rozmyślała. Twórcze zajęcie przerwał dopiero głos matki, dziewczyna wzdrygnęła się ze strachu:
- I jak było? – zapytała kobieta przerzucając zielony, flanelowy ręcznik przez ramię. Po chwili zaczęła nakładać gorące, świeżo usmażone kawałki ryb na białe, błyszczące talerze.
- Normalnie…
- Nasza kochana Ash była u psychologa i jak mogło być? Według niej normalnie… - nie wytrzymała Mandy i zaczęła przedrzeźniać siostrę, na co matka spojrzała na nią srogo więc ta zabrała się za dłubanie w swoim obiedzie.
- Wiesz powiem ci coś w tajemnicy kochana siostrzyczko! Gdybyś to ty poszła za mnie to już raczej byś nie zaszczyciła nas swoją obecnością przy tym stole… Ciekawe gdzie byś była? - w głosie blondynki dało się wyczuć sarkazm. Obdarzyła wrednym spojrzeniem siostrę, wzdrygnęła się na widok ryby i zaczęła powoli przeżuwać złocistą frytkę.
- Ashley! – skarciła ją jak zwykle matka
- No co? To ten mały potwór zaczął! – stwierdziła zagryzając wargę.
- Nie mów tak o siostrze! Masz ją natychmiast przeprosić!
- Nie ma mowy… Najpierw bawi Sherlock’a Holmesa, a teraz jeszcze to!- stwierdziła nabijając na widelec kawałek pomidora
- Przeproś ją… - na te słowa na twarzy Mandy pojawił się uśmieszek
- ŻYCZĘ SMACZNEGO I DZIĘKUJĘ ZA PRZEPYSZNY, RODZINNY OBIADEK. A I SOSTRA PRZEPRASZAM! – dziewczyna zaakcentowała każde słowo bardzo dokładnie wstając od stołu i kierując się w stronę wyjścia.
- A ty dokąd? – zapytała zdziwiona matka – Zostań!
- Do siebie! Po co? I tak straciłam apetyt! – rzuciła kolejne zadziorne spojrzenie siostrze, meczącej się akurat z ziarenkiem czerwonej fasolki, które uciekało jej spod widelca.
- To jak było u psychologa?
- Dobrze… - krzyknęła wspinając się na kolejne stopnie schodów.

Z impetem otwierając drzwi, które odbiły się od ściany i z głośnym trzaskiem zatrzasnęły, wparowała do pokoju. Z wściekłością rzuciła się na łóżko, przez chwilę uderzając o nie zaciśniętymi z nerwów pięściami. Gdy ochłonęła podniosła się i podeszła do starego, drewnianego biurka. Chwilę pogrzebała, by wyciągnąć z niego zeszyt w kratkę z czarną okładką. Chwyciła korektor i długopis, poczym znowu ułożyła się wygodnie na tapczanie. Korektorem nagryzmoliła na oprawie: „Mój pamiętnik! Życie do bani! Jeśli masz na imię Mandy nie czytaj, bo zabiję!” Na twarzy pojawił się podły uśmieszek. Chociaż wcale nie uśmiechało jej się prowadzenie takiej osobistej rzeczy, która mogła by wpaść w niepowołane ręce, to jednak chciała wykazać się dojrzałością, w którą chwilami wątpiła. Niechętnie otworzyła na pierwszej pustej kartce i zaczęła pisać.

Witaj pamiętniku! Tak chyba się pisze, prawda? No to wstęp zaliczony. Jesteś moim pierwszym. Zrozum nie chciałam ciebie pisać, ale moja pani PSYCHOLOG stwierdziła, że powinnam. No więc co mam napisać? Niech się zastanowię… Miałam nieudany dzień, rano kochana siostrzyczka zadręczała mnie swoimi pytaniami i pasjami. W szkole nie mogłam wytrzymać, dusiłam się jak ptaszek w klatce, na uwięzi. Znowu nie mogłam znieść zrzędzenia historyka, no i dostałam naganę opuszczając klasę. Nie wiedziałam, że dam radę mu tak odpyskować, ale no cóż miałam ważniejsze strapienia i chyba dlatego… Ale mniejsza z tym. Po szkole mama zawiozła mnie na wizytę do PSYCHOLOGA, rozumiesz? Czekałam spanikowana w tej pięknej poradni, przychodni, czy jakoś tak i umierałam ze strachu. Ogólnie pani Kaulitz nie jest taka zła. Ale ja tam wiem swoje – NIE POTRZEBUJĘ POMOCY! Teraz zajmijmy się obiadem, przy którym ta mała, wredna kreatura jaką niewątpliwie jest Mandy przeszła samą siebie. Ona zaczęła kłótnie, a mi się za to oberwało. Rozumiesz? Bo powiedziałam jej co myślę. Nie zrobiłam nic złego. Czemu jej zawsze wszystko uchodzi płazem? To jest po prostu niesprawiedliwe! A zresztą. Wiem nie piszę za pięknie. Nie jestem w tym dobra, ale się wprawię. Sądzę, że na dziś to tyle. Umyję się i zasnę nad książką. Dobranoc…

Zatrzasnęła zeszyt i wepchnęła go pod łóżko. Wolała być pewna, że będzie znajdował się w miejscu, którego na ogół nie zaszczyca swoim wzrokiem jej siostra. Szybo udała się do łazienki, by tam wbić się w swoją piżamę, w czarno-szare, poziome paski. Wtuliła się w ciepłą, granatowo-czerwoną kołdrę. Zapaliła mały kinkiet tuż nad łóżkiem, otworzyła nowy romans i zaczęła wczytywać się w kolejne karty przepełnione miłością i zarazem talentem autora. Kolejna sielanka, kolejna idealna historia, idealna bohaterka, Książe na białym rumaku… Choć to było tak banalne dziewczyna jednak potrzebowała tego… Książka wciągnęła Ashley na tyle mocno, że nie usłyszała nawet głośnego szczekania jej pupila na korytarzu… Teraz istniał tylko tekst…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Free




Dołączył: 29 Mar 2006
Posty: 916
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: pomiędzy rzeczywistością, a wyobraźnią.

PostWysłany: Piątek 02-03-2007, 11:16    Temat postu:

Och, no strasznie mi podpasowało. I nie wiem co napisać w tym głupim poście. Ciekawa jestem, co dalej, jak ona pozna TH, chociaz to już prawie pewne, że za pośrednictwem pani Kaulitz, jak to się skończy, co z psychologiem... i co z pamiętnikiem ^.^
To ja czekam na dalsze części. Mam też nijaką nadzieję, że piszesz już dalej to opowiadanie ; >


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nevermind




Dołączył: 03 Mar 2006
Posty: 184
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Piątek 02-03-2007, 19:32    Temat postu:

Jak czytam Twoje opowiadanie, to tak mi dziwnie.
I nawet w pozytywnym znaczeniu.
Nie wiem dlaczego. To dla mnie zagadka.

Czuję się tak...
No właśnie, jak?

Mam nadzieję {tak samo jak Free}, że piszesz już następne części.

Weny, weny, weny.




Nevermind.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cherry




Dołączył: 23 Sty 2006
Posty: 343
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dna szafy.

PostWysłany: Piątek 02-03-2007, 22:52    Temat postu:

A mogę trochę skrytykować, mogę...?

Mavis, wiem, że potrafisz dużo. Wiem, że masz talent.
Ale...
To takie proste, nastolatkowe pisanie. Bez opcji 'magia', 'nowy świat', 'coś od czego oderwać się nie możesz'. Brak w tym choćby szczypty profesjonalizmu. Brak czegoś, co przyciąga.
Bo niestety, nie jest świecidełkiem, na które człowiek rzuca się jak sroka.
A potrafisz Mavis, potrafisz.
Mam jednak świadomość, że ten tekst ma już kilka miesięcy, co w czasie gwałtownego rozwoju młodego talentu, jest naprawdę mnóstwem czasu. I wierzę, bardzo mocno wierzę, że kolejne części, te pisane 'na świeżo' będą lepsze.



A Ash... Ash przypomina mi mnie samą. Owszem, jest inna, całkiem inna... Jednak pewne jej zachowania, idealnie pasują do mnie. Chciałbym kiedyś wybrać się z nią na spacer i porozmawiać o tym śmierdzącym życiu. Dowiedzieć się, czy moje cuchnie tym samym, co jej.
Jest prawdziwa. A takie bohaterki cenię najbardziej. Bez lukru, umraczniania, unieszczęśliwiania na siłę.



Idę poczytać kolejną historię z serii 'happyend, cokolwiek złego by się nie stało'.

Powodzenia, Mavis. We wszystkim, w czym Ci się przyda Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mavis




Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z krainy martwych

PostWysłany: Niedziela 04-03-2007, 15:11    Temat postu:

Cherry oczywiście, że możesz skrytykować.
Głaskanie po policzku w niesłusznych momentach jest dla mnie czymś wręcz haniebnym...
Najważniejsza jest prawda...
A ona jest mniej kolorowa, niż może Ci się wydawać - boję się, że przerwa źle mi zrobiła...
Niestety.

>>>Część siódma<<<
Blondynka postanowiła przez kolejne dwa dni symulować przed matką przeziębienie. Termometr zamierzała rozgrzewać w gorącej herbacie. Przećwiczyła starannie kaszel, nie sprawiło jej to większego problemu, gdyż zawsze lubiła uczestniczyć na zajęciach kółka teatralnego. Teraz się od tego odizolowała, zresztą jak od wszystkiego, co niegdyś sprawiało jej wielką radość, pomagało się wyciszyć.

Dziewczynie wydawało się, że numer przeszedł gładko jak po maśle, że matka się nie spostrzegła, poległa ofiarą jej przebiegłości i wrodzonego daru, który jakimś cudem nie przepadł. Leżała w łóżku nakryta po sam czubek nosa co moment głośno kaszląc, wytrzeszczając błagalnie niebieskie oczy. Od środka rozpierała ją duma, cieszyła się, że plan wypalił, że nie będzie musiała iść do szkoły. Choć nie chciała tego przyznać bała się reakcji rówieśników na wieść, która przypadkiem mogła trafić na języki. Wzięliby ją za psychopatkę, wyśmiewali się… A na to w tym momencie nie była przygotowana. Już rok temu musiała stawić czoła złym docinkom… Od tego momentu uszczypliwe komentarze spływały po niej jak delikatne krople porannego deszczu. Raniące opinie wpadały jednym uchem, jedynie lekko muskając stargane myśli by za moment wydobyć się drugim na zewnątrz. Na zło reagowała jeszcze większym zamknięciem w sobie, ogromniejszymi wyrzutami sumienia. Pragnęła pomocy ze strony przyjaciółki, ale ta mimo wielkich chęci i starań nie poradziła sobie z kapryśnością Ashley. Klara za wszelką cenę próbowała zachować resztki tej niewidzialnej nici, która nadal je łączyła…

Dziewczyna wytężyła wzrok by dokładnie dojrzeć minę matki.
Natomiast rodzicielka od razu odgadła, iż dziewczyna udaje. Nie zadawała zbędnych pytań, wiedząc, że córka przejęła się wizytą u psychologa. Jednak postanowiła nie zostawiać jej samej:
- Masz wysoką gorączkę. Nie ma rady musisz zostać w domu. – stwierdziła z smutnym wzrokiem kobieta, głośno wzdychając
- Szkoda mamusiu.. – wychrypiała spod kołdry, w duszy wiwatując na znak wygranej.
- Ale nie martw się! Mandy zostanie dzisiaj z tobą. Szkoda, że jutro występuje na tych zawodach… Jutro będziesz musiała zostać sama, co za pech.
- Chyba się przesłyszałam! Mogłabyś powtórzyć?
- Mandy nie pójdzie do szkoły.
- Ale… - chciała zaprotestować, ale rodzicielka kontynuowała
- Ona ci pomoże, nie będziesz musiała się wysilać, za dużo wstawać z łóżka. Zagwarantuje ci rozrywkę… – tym razem Ash wtrąciła własne zdanie.
- Mamo czy ty myślisz, że ja się z nią w jakikolwiek sposób rozerwę? Ona zanudzi mnie naśmieć… Mogę zostać sama, poradzę sobie… W końcu nie jestem małym dzieckiem.
- Już zdecydowałam i decyzji nie zmienię. Miłego dnia kochanie. Muszę już iść do pracy – rzuciła na pożegnanie nie domykając drzwi, przez które wbiegł Wariat. Wskoczył na łóżko i wesoło potrząsając swoim puchatym ogonem zaczął lizać dziewczynę. Jego długa sierść delikatnie łaskotała dziewczynę po twarzy. Gdy już skończył swe ‘powitanie’, położył się koło niej, opierając łepek na jej klatce piersiowej i wlepiając w nią swoje czarne ślepka.
- Wariat kłamstwo ma krótkie nogi, bardzo krótkie… Zapamiętaj to… Ale to było tylko nagięcie prawdy, a cały dzień będę musiała wytrzymać z Mandy – na dźwięk imienia uszy stanęły mu jeszcze bardziej do pionu.

Przysnęli.

Dwie godziny później blond włosa niechętnie otworzyła oczy, cicho przy tym ziewając. Na widok Mandy siedzącej przy biurku od razu przymknęła powieki z powrotem. Powtórzyła w myślach kilka razy: „To musi być głupi sen! Spokojnie zaraz się obudzisz!”. Kolejny raz zerknęła, ale siostra nie zniknęła. Nieugięcie czytała jakiś magazyn, nie odrywając od niego nawet na moment swych zielonych oczu. Ashley szybko nakryła się kołdrą.
- Dzień dobry śpiochu – niewyraźnie spod nakrycia usłyszała głos siostry, która najwyraźniej musiała usłyszeć szelest. Niechętnie wyłoniła twarz, chwyciła okulary z szafki nocnej. Szybko je założyła i spojrzała na Mandy, która jeszcze raz powtórzyła – Dzień dobry śpiochu…
- Co ty tu robisz? – zapytała nie ukrywając oburzenia
- Jak to co? – uśmiechnęła się promiennie – Czytam gazetę i dbam o to byś się nie nudziła i przemęczała.
- A czy ja cię o to prosiłam? – na jej czole widocznie zaznaczyła się niebieska żyła, przez którą szybciej zaczęła przepływać krew.
- Mama mi kazała. – stwierdziła znowu wlepiając wzrok w kolorowe strony czasopisma.
- Ale przecież ja… - urwała spoglądając na okładkę gazety, którą ściskała w ręku zielonooka. Kilka razy zmrużyła z niedowierzaniem oczy. Skrzywiła się, szczęka odmawiając posłuszeństwa bezwiednie opadła ukazując dwa rzędy w miarę prostych zębów. – Cudownie, po prostu cudownie…
- Co cudownie? – zaciekawiła się Mandy zwracając wzrok w stronę siostry.
- Widzisz tych dwóch idiotów na okładce…
- To nie są idioci to Tokio Hotel, ten zespół, o którym chciałam ci opowiadać. Ale ty nie chciałaś słuchać.
- Ten w czarnych włosach, wyglądający jak dziewczyna wpadł na mnie pod biblioteką w poniedziałek. Już teraz wiem czemu zachował się tak bezczelnie! Rozpieszczony, sławny bachor… A na domiar wszystkiego ich matka jest moją panią psycholog… Po prostu sielanka. Lepiej nie mogłam trafić… - zaczęła narzekać
- Nie znasz go! – broniła chłopaka Mandy
- Tak? Ale ty go zapewne znasz? – zakpiła Ash.
- Nie zupełnie. Ale… - w tym momencie w głowie młodszej przebłysnęły słowa „ich matka jest moją panią psycholog”, na jej twarzy pojawił się przebiegły uśmiech, znacząco osłodziła głosik i zaczęła – Ashley… No bo skoro… Twoja pani psycholog jest…
-Nawet o tym nie myśl! – przerwała zanim ta zdążyła dokończyć, podniosła się z łóżka, chwyciła siostrę za ramię i popychając w stronę wyjścia dodała – Nie interesuje mnie kim oni są i nic ci nie załatwię!
Zatrzasnęła drzwi, szybko przekręciła kluczyk i wróciła na tapczan. Jeszcze przez kilkanaście minut słychać było głośne i desperackie dobijanie do drzwi. Wreszcie denerwujące dzięki ustały, Mandy zrezygnowała… Na pożegnanie głośno krzyknęła:
- Powiem wszystko mamie!
- To sobie powiedz – uśmiechnęła się pod nosem blondynka.

Chciała zacząć czytać następny romans, ale kolejny raz w tym tygodniu nie mogła się na to zdobyć. Znowu myślami była daleko stąd, przypomniała sobie to fatalne popołudnie kiedy kruczoczarny wywrócił ją pod biblioteką. Teraz do szału doprowadzało ją to, iż ten głupi, rozpieszczony, bogaty i sławny bachor nie potrafił nawet przeprosić… Nie wiedziała tylko, iż on to uczynił…

Zsunęła się z łóżka i szybko pod nim zanurkowała. Z tryumfem wygramoliła się wraz z czarnym notesem w dłoni. Ponownie się położyła. Nacisnęła przycisk w czarno piszącym długopisie, delikatnie przyłożyła metalową końcówkę do nie zapisanej strony… Mocniej ścisnęła obudowę i rozpoczęła pisać.


Kochany pamiętniku! (Ach te zwroty)! Mój plan się powiódł zostałam w domu, ale co z tego… Mama kazała Mandy mi towarzyszyć. Życie bywa takie niesprawiedliwe. Czemu to wszystko musi spotykać właśnie mnie. Na domiar wszystkiego okazało się, że ten idiota spod biblioteki umie śpiewać. Nie żeby to było akurat odkryciem Ameryki, ale ma zespół. Już wiem czemu był tak ignorancki i pewny siebie… Ale człowiek jest człowiekiem… Nie mam sił pisać przepraszam Cię…


>>>Część ósma<<<

Weszła do łazienki, odkręciła wodę i usiadła na krawędzi bielusieńkiej wanny. Chwyciła małe zwierciadło i się w nim przejrzała… Zapuchnięte policzki i smutny wyraz twarzy to jedyne co zobaczyła. W domu wszyscy już dawno spali. Podeszła do małej szafki, nachyliła się i wyciągnęła z niej małe opakowanie. Zrzuciła rzeczy, zerknęła w duże lustro nad umywalką… W oczach malował się strach. Powoli weszła do letniej wody, jej ciało przeszył delikatny dreszcz. Bez pośpiechu się w niej zanurzyła. Nadstawiła nadgarstek. Srebrzyste ostrze… Krew… Ostrze… Czerwonawa ciecz…

Przebudziła się zlana potem… Głośno sapiąc przetarła czoło. Nie chciała już zasypiać, obawiając powrotu koszmarnego snu… Bolesnej wizji. Zapaliła kilka bordowych, grubych świec ustawionych na biurku i nocnym stoliczku. Przypomniały jej się słowa nauczycielki od biologii: „Świeczki zapalone w zamkniętym pomieszczeniu zabierają cenny tlen. Dlatego nie zostawiajcie palących się świec na noc przy zamkniętym oknie.” Od razu na ustach pojawił się tępy uśmieszek. Zegar wybił trzecią w nocy. Usiadła po turecku w kącie pokoju, otulając się kołdrą zabraną z łóżka. Oparła głowę o ścianę i głośno westchnęła. Mózg ciągle przywoływał feralne obrazy. Czekała na świt, który nie chciał nadejść. Godziny wlokły się w nieskończoność…

<*>

Poczuła na sobie pojedyncze, gorące promienie słońca wpadające przez niedbale zasunięte bordowe zasłony. Ocknęła się i spostrzegła, że jednak udało się jej przetrwać. Świece nadal się paliły, szybko pozagaszała je i podeszła do okna. Jednym szybkim ruchem rozsunęła kotary na boki. Przymrużyła oczy w kontakcie z jeszcze jaśniejszymi promieniami, które z impetem wdarły się do pomieszczenia. Wsunęła na nos okulary. Rozejrzała się po dzielnicy. Gazeciarz roznosił poranną prasę, sąsiedzi gdzieś się spieszyli, młoda kobieta w sportowym stroju biegła chodnikiem, w kierunku parku.

Zarzuciła na siebie czyste, pachnące alpejskim płynem do płukania rzeczy. Zbiegła na dół wiedząc, że w domu nikogo nie ma. Wreszcie było tak jak sobie wymarzyła – ona sama z swoimi problemami. Wolała męczyć się z własną osobowością, niż intelektem Mandy. Trzeba było przyznać, że jej młodsza siostra nie była osobą ani głupią, ani tępą, ale jednak Ashley wolała nie mieć z nią za wielkich styczności. Uszykowała sobie kanapki, usiadła do kuchennego stołu i zaczęła je pałaszować. Podbiegł do niej rozradowany owczarek, w pysku trzymał grubą, czarną smycz.
- Nie wypuścili cię do ogrodu kochaniutki? W takim razie pani zabierze Wariatka na spacer… - stwierdziła podnosząc się z krzesła.

Doczepiła smycz do obroży, chwyciła kurtkę i torbę, do której już wcześniej wrzuciła pamiętnik… Szybko wcisnęła glany i wyszli z domu. Pies gnał do przodu jak oszalały, co jakiś czas przystawiając i obwąc***ąc słupy, drzewa i wiele innych rupieci mijanych po drodze. Gdy znaleźli się w parku dziewczyna odetchnęła. Osunęła się na ławkę, Wariat usadowił się obok niej. Wpatrywała się w dąb znajdujący się przed nimi. Wtuliła się w puchatą sierść towarzysza i powoli wciągnęła przez nozdrza orzeźwiające powietrze, w którym unosił się zapach jeszcze wilgotnej od rosy trawy. Ptaki pojedynczo ćwierkały, słońce przedostające się przez bujne korony drzew delikatnie ją muskało. Popychając kamyk przed sobą cicho powiedziała:
- Jak z mojego kochanego snu… Tylko ja o wiele brzydsza… – spojrzała w bok, z smętną miną dodała – I księcia brakuje… - jeszcze raz rozejrzała się wzdłuż piaszczystej dróżki, ale nikogo nie dojrzała, podnosząc się z starej ławki krzyknęła – No zbieraj się, idziemy dalej…
Udali się w głąb parku. Nagle ujrzała dwie postacie pośpiesznym krokiem zmierzające w kierunku, z którego przyszła. Nie mogła dojrzeć twarzy dziewcząt, które z poruszeniem o czymś dyskutowały spoglądając w magazyn. Gdy już były blisko niej podsłuchała ich rozmowę. Nie lubiła tego robić, ale zauważyła synów pani Kaulitz na okładce gazety, w którą zatapiały wzrok ów nieznajome. Nastolatki dyskutowały na temat braci.
- Jest konkurs na spotkanie z chłopakami. Jak wygramy to Tom będzie mój! – stwierdziła czarnowłosa, Ashley tylko prychnęła sama do siebie: „Tylko z radości się nie potknij o własne nogi!”
- Ja powalę na nogi Billa, padnie gdy mnie zobaczy! – wyszeptała z rozmarzeniem niewysoka, rudowłosa jej koleżanka. Ash nie mogła powstrzymać śmiechu więc odwróciła się w drugą stronę.
- Tylko co my właściwie napiszemy… Że co? Że na koncert pójdziemy? – zapytała pierwsza.
- Czyś ty zwariowała? Pokaż czy masz gorączkę – rudzielec dotknął jej czoła i kontynuował – Musimy napisać, że ich lubimy za muzykę… Rozumiesz musi brzmieć realnie! – głosy coraz bardziej się oddalały, aż wreszcie dziewczęta zniknęły z pola widzenia.

Rozbawiona blondynka usiadła na kolejnej ławce, odczepiła smycz mówiąc:
- Bądź grzeczny i sobie pobiegaj!
A sama znalazła w torbie zarzuconej nadal przez ramię swój notes. Otworzyła go i zaczęła pisać.

Drogi pamiętniku! Widzisz robię postępy. Ale nie o tym chcę ci powiedzieć. Głupota ludzka nie zna granic… Wyszłam z domu z Wariatem na spacer. Akurat jesteśmy w parku. Przed chwilą mijały nas dwie dziewczyny. Dyskutowały na temat synów mojej pani psycholog… Nie pomyśl, że jestem zazdrosna, bo uwierz mi nie ma o kogo… Tacy bezczelni, a przynajmniej ten jeden… Ach, aż mi się niedobrze robi… Wracając do dziewczyn. Panikowały, ponieważ jest jakiś konkurs, w którym można wygrać spotkanie z nimi! Z góry obstawiły, że wygrają i rozkochają w sobie tych chłopaków… Biedne nic nie jest takie proste, a marzenia są daremne… Spadną z obłoków, runą tyłkami na szary chodnik rzeczywistości… To będzie bolało, zawsze boli…

Po policzku dziewczyny spłynęła łza, która skapnęła z brody wprost na ostatnie słowo zapisane w pamiętniku… Poprawiła je i schowała zeszyt z powrotem do torby. Otarła zarumieniony policzek i zaczęła gonić uciekającego owczarka collie…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Free




Dołączył: 29 Mar 2006
Posty: 916
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: pomiędzy rzeczywistością, a wyobraźnią.

PostWysłany: Niedziela 04-03-2007, 15:58    Temat postu:

czy-tam!
EDIT:
Coraz bardziej się wciągam; tak, eee, "świeżo" poczytać coś, co ma praktycznie rok (?).
Ciekawa jestem jakie romanse czyta Ash; może dorwę jakiś? Grey_Light_Colorz_PDT_02
Nie mam pojęcia co napisać.
Wyszłam z wprawy pisania komentarzy normalnie Rolling Eyes
Po prostu... podoba mi się i czekam na następne części.
No, nic nowego.
pzdr.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cherry




Dołączył: 23 Sty 2006
Posty: 343
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dna szafy.

PostWysłany: Niedziela 04-03-2007, 16:14    Temat postu:

Och, ależ sie robi dramatycznie ^_^''
Czy to nie przesada z tą łzą pod koniec?



Czekam na więcej i na poprawę. I nie marudź, że wyszłaś z wprawy, bo napewno nie jest źle


A te bordowe świeczki... Uła, jaki nastrój xD



Miłego dnia.
(a następnym razem, to będzie dobranoc zapewne xD)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin