Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

INSPIRACJE (odc. 13: 28. II.)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Courtney




Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa.

PostWysłany: Środa 13-09-2006, 12:20    Temat postu:

Loreley rusz tyłek i napisz nowy part!
My tu czekamyyy.. przynajmniej Ja.
Zlituj się...
No kiedy będzie ten niu parcik? Sad

Ocenisz?
Codzienny teatr...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Beata




Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czwartek 14-09-2006, 20:16    Temat postu:

Jestem za.
Coś nam się Loreley rozleniwiła.
Pisz tu szybko bo październik za pasem, potem będzie mniej czasu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loreley




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chyba bardziej Opole

PostWysłany: Czwartek 14-09-2006, 21:09    Temat postu:

Loreley się rozleniwiła, przyznaje się bez bicia Wink A raczej wena jej uciekła.

Wiem, że niedługo październik i czasu będzie mniej. Postaram się napisać jeszcze jeden odcinek...

Wena to jest kapryśne stworzenie... Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonia




Dołączył: 27 Kwi 2006
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Piątek 15-09-2006, 17:23    Temat postu:

Przeczytała wszystkie części jestem pod wrażeniem. Masz we mnie stałą czytleniczkę Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loreley




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chyba bardziej Opole

PostWysłany: Czwartek 28-09-2006, 18:22    Temat postu:

Ja to jestem element - obijam sie przez ponad miesiąc, a nowy odcinek napiszę w dwa wieczory Laughing
Ale naprawdę byłam trochę zajęta we wrześniu - praktyki w szkole, przygotowywanie się do lekcji, pisanie konspektów... Dobrze, że już jutro koniec.

Z drugiej strony wzywa mnie już Opole i moje 'kochane' studia (IV rok - brrr...), więc czasu na "Inspiracje" będzie mniej, jednak postaram się pisać w wolnych chwilach.

A teraz zapraszam na nowy odcinek. Miłego czytania Smile

Dedykacja dla moby i faith88 - za spotkanie w Loch Ness Wink oraz madzi_m - za zmianę sposobu patrzenia na pewne osóbki Wink
------------------------

Odcinek 5

* * *

Piątkowe popołudnie na magdeburskim osiedlu Lindenweiler było takie jak zwykle – senne i raczej leniwe. Mieszkańcy spędzali czas w swoich ogródkach, popijając kawę, lub – jeszcze częściej – w supermarketach. Cotygodniowy rytuał musiał zostać spełniony.
Zza zakrętu wyłonił się czarny Citroen o przyciemnianych szybach i potoczył się powoli wąską, asfaltową uliczką, by już po chwili zatrzymać się przed jednym z domów. Domek był parterowy, ale z poddaszem, miał pobielane ściany, niską furtkę oplecioną przez pędy róż – w owej porze roku jeszcze nie rozkwitłe – oraz okazały ogródek z taką ilością roślin, że potrzeba by całego dnia, aby je zliczyć. W ogóle sprawiał wrażenie jakby był nie z tego świata. Elegancki, czarny Citroen dziwnie nie pasował do tej bajkowej siedziby.
Tylne drzwi samochodu otworzyły się i z pojazdu wysiadł wysoki, szczupły chłopak, ubrany w dżinsy, czarną bluzę i ciemnoczerwoną czapeczkę baseballową.
- Zaki, zaczekaj, to nie potrwa długo – rzucił w stronę kierowcy, zatrzaskując za sobą drzwi.
Popchnął furtkę i wszedł na podwórko, otrzepując się przy okazji z drobnych odłamków kory i liści, jakie spadły na niego z krzewu różanego. Wbiegł po pięciu schodkach, jakie prowadziły do drzwi domu i nacisnął dzwonek. Otworzyła mu starsza kobieta. Miała niemal idealnie białe, choć gęste, włosy, sympatyczną twarz pooraną zmarszczkami i duże niebieskie oczy. Niska i nieco pulchna figura czyniła ją jeszcze bardziej swojską i przyjazną.
- Dzień dobry – chłopak uśmiechnął się szeroko.
- Witaj, Bill – kobieta odwzajemniła uśmiech. – Dawno cię nie było.
- Miałem ostatnio trochę na głowie. Tak to bywa...
- Ano, zachciało się kariery, to trzeba się z nią zmierzyć – staruszka puściła piosenkarzowi oczko, ale w jej głosie nie było złośliwości. – Rozumiem, że przychodzisz do mojej wnuczki?
- Tak. Stęskniłem się za Elli.
Billowi wydawało się, że w oczach babci dziewczyny błysnęła jakaś dziwna iskierka jak gdyby triumfu, ale równie dobrze mogło mu się wydawać. Na pewno za to pałały one sympatią i szczerością.
- A zatem pewnie bardzo cię rozczaruję, ale Elli nie ma.
- Nie ma? – Bill powtórzył jak echo, a jego twarz z sekundy na sekundę smutniała.
- Poszła na spacer. Zabrała Dori, więc pewnie jest w parku. I jak ją znam, to będzie tam siedziała do wieczora.
- Aha… To… to ja może pojadę tam. Do widzenia.
- Do widzenia, Bill.
Kobieta uśmiechnęła się i stojąc na ganku patrzyła, jak chłopak idzie w stronę furtki, a potem wsiada do czarnego samochodu. Na jej twarzy malowała się specyficzna mieszanka spokoju, zrównoważenia i radości, a przede wszystkim niezłomnego i niezachwianego przekonania o czymś.
Nie bój się, Elli, pomyślała. Jemu kiedyś łuski spadną z oczu. Wtedy, kiedy się tego będzie najmniej spodziewał.
Rzuciła ostatnie spojrzenie na czarnego Citroena, który powoli ruszał sprzed bramy i weszła do domu.
Greta Graab miała sześćdziesiąt pięć lat, ale pewne sprawy, obawy i uczucia nastolatków rozumiała doskonale, nawet jeśli często analizowała je tylko w swoim sercu. Obdarzona zdolnością wczuwania się w emocje innych ludzi, posiadająca wyjątkowy dar empatii oraz wielką mądrość życiową, myliła się nadzwyczaj rzadko. A swoją wnuczkę w ogóle rozumiała bez słów.

* * *

Szczupła dziewczyna o jasnobrązowych włosach siedziała nad brzegiem parkowego stawu i rzucała do wody drobne kamyki. Gdzieś w pobliżu biegał jej kasztanowy seter, zawzięcie węsząc z nosem przy ziemi. Nastolatka co jakiś czas rozglądała się, czy pies nie odbiegł gdzieś dalej, ale w rzeczywistości jej myśli były pochłonięte czymś zupełnie innym.
Nie przyszedł… Mało tego, nawet nie zadzwonił. Już od prawie tygodnia, od tamtego koncertu. Całe siedem dni. Przeraźliwie długie siedem dni bez widoku jego roześmianej twarzy, bez dźwięku jego głosu, bez ciepła, jakie zdawało się z niego promieniować w każdej sekundzie, a które być może tylko ona wyczuwała.
To nie jak siedem dni, ale co najmniej tyle samo lat.
Pewnie był zajęty tamtą – tą pięknością w żółtej koszulce. Z każdym mijającym dniem utwierdzała się w tym przekonaniu coraz bardziej. Wiedziała, że trzy dni spędza na koncertach gdzieś na południu Niemiec, ale przecież przez resztę czasu był w Magdeburgu. Czy naprawdę nie znalazł ani chwili, aby zadzwonić, przyjść, czy chociażby napisać głupiego SMS-a? Ona nie chciała go fatygować swoją osobą. Może był czymś zajęty… Zresztą nigdy nie lubiła narzucać się komuś. Cierpliwie czekała, aż ludzie zauważą jej obecność i poświęcą chwilę uwagi. I nie umiała też walczyć. Nie była nauczona pazurami wydzierać to, czego pragnęła.
Czekanie. Wieczne oczekiwanie.
Bała się, że tym razem może się jednak nie doczekać, a spełnienie słodkiego marzenia z każdym dniem wymyka się z rąk.
Oczy dziewczyny niebezpiecznie się zaszkliły. W zasadzie mogła sobie to tłumaczyć faktem, iż zachodzące słońce niemal pod kątem prostym świeci jej w oczy, chowając się powoli za drzewami parku. Ale w ten sposób oszukiwałaby samą siebie. Wrzuciła do wody jeszcze jeden kamyk. Od miejsca, w którym upadł, rozeszły się po powierzchni drobne kręgi…
Wstała, ocierając oczy.
- Dori, chodź tu, piesku – zawołała.
Kasztanowy seter podbiegł, nadal trzymając w pysku jakiś patyk, a kudłata mordka zdawała się sama śmiać.
- Przynajmniej tobie jest wesoło. – Dziewczyna pogłaskała lśniącą sierść swojego kompana. – Chodź, wracamy do domu…

Nad parkiem powoli zapadał zmierzch.



* * *

Bill stanął w bramie parku, rozglądając się wokół. Jego muskularny ochroniarz trzymał się kilka metrów za nim, starając się, na tyle, na ile było to możliwe, nie zwracać na siebie nadmiernej uwagi. Kaulitza nie spuszczał jednak z oka, przygotowany na interwencję, gdyby tylko ktoś rozpoznał nastoletnią gwiazdę i zaczął ‘sprawiać problemy’. Obawa ta odnosiła się w równej mierze do antyfanów, jak i nadmiernie zagorzałych fanek Tokio Hotel. Na razie jednak pospolite ubranie Billa, czapeczka na głowie, kryjąca charakterystyczną, rozczochraną fryzurę, oraz ciemne okulary zasłaniające oczy, wystarczały i Zaki nie miał nic do roboty.
Piosenkarz powoli ruszył przed siebie, nadal uważnie przyglądając się wypoczywającym w parku ludziom. Dość ciepły dzień sprawiał, że było ich sporo. Zależało mu na znalezieniu Elli. Zdawał sobie sprawę z tego, że ostatnio zaniedbał przyjaciółkę. Pochłonięty karierą i coraz częściej zmęczony, wolał wykorzystywać rzadkie chwile wolności na odpoczynek. A przecież tyle zawdzięczał Elli. Ona zawsze znajdowała dla niego czas, nawet wówczas, gdy była zajęta; wspierała, pocieszała, była – tak, jak obiecała w październiku tam, na szkolnym placu – strażnikiem normalności.
Bill rozglądał się za Elli, ale w pewnym momencie jego oczy złowiły spojrzenie kogoś zupełnie innego.
Wiedział, że go zauważyła. Bezsensem byłoby udawanie, że nie dostrzega jej nieco zdziwionego, a zarazem radosnego spojrzenia.
Podszedł bliżej, czując, jak nogi z każdym krokiem miękną mu coraz bardziej.
- Cześć, Nadine.
Siedziała na trawie nad stawem, trzymając na kolanach notatnik w czarnej oprawie, w którym coś wcześniej pisała. Obok dziewczyny leżała płócienna torba w kolorze khaki, a nieco dalej stał wiklinowy koszyk, wyściełany miękkim materiałem. O ile Billa zdziwiła obecność owego drugiego przedmiotu, to już chwilę potem dostrzegł bawiącego się w pobliżu małą piłeczką czarnego kota. Koszyk musiał służyć Nadine jako środek transportu jej ukochanego Syriusza.
- Miło mi cię widzieć, Bill – uśmiechnęła się. – Nie spodziewałam się, że cię tu spotkam. Co cię sprowadza do zwykłego parku?
- A tak sobie spaceruję. – Bill z jakiegoś powodu uznał, że lepiej nie wspominać o Elli. Sam nie wiedział, czemu tak postąpił, ale jakiś głos podpowiadał mu, iż na razie lepiej przemilczeć prawdziwy powód ‘spaceru’. Może się bał, że wówczas Nadin powie: „W takim razie idź”… A tego nie chciał. Przysiadł na trawie, nie dbając o swoje markowe dżinsy.
- Za to do mojego mieszkania nogi cię nie chciały zaprowadzić. – Na ustach dziewczyny zagościł figlarny uśmieszek.
Bill zmieszał się. To, co powiedziała, zabrzmiało nieco dwuznacznie.
- Przez trzy dni byliśmy w trasie – postanowił usprawiedliwić się – a potem jakoś tak zeszło…
Nie chciał się przyznać, że po prostu głupio mu było tak przyjść do jej mieszkania. Gdyby jeszcze umówili się gdzieś na mieście, to owszem, pobiegłby na spotkanie z pisarką sprintem, ale wizyta w domu go krępowała. Nie wymienili się nawet numerami telefonów, żeby umówić się na jakiś konkretny dzień…
- Spoko, przecież się nie gniewam. W sumie i tak byłam zawalona robotą. Ostatnio sypnęło się trochę zleceń.
- A wena twórcza jest? – Bill przypomniał sobie narzekania Nadine na brak motywacji do pisania.
- Dziękuję, nie narzekam – uśmiechnęła się. – Chyba przezwyciężyłam ‘niemoc twórczą’.
Bill westchnął i urwał kilka źdźbeł trawy. Nie patrzył na dziewczynę.
- A u mnie z weną krucho.
- jak to?
- Wiesz, trzeba by zabrać się za teksty na drugą płytę, a ja kompletnie nie mam pomysłów. Napisałem trzy piosenki, ale nie jestem w nich w pełni zadowolony.
- Może po prostu brakuje ci inspiracji…
- Coś w tym jest… Piosenki na „Schrei” powstawały przez kilka lat, jak miałem ochotę, to coś napisałem, a jeśli nie, to nie. Teraz za to terminy gonią, producenci czekają... A w głowie pustki.
- Nie da się pisać na zamówienie.
- Wiem, ale co mam zrobić…?
- Potrzeba ci jakiejś inspiracji, Bill. Może powinieneś się zakochać…?
Serce czarnowłosego zaczęło bić o wiele szybciej niż by sobie tego życzył. Zakochać??? Ale w kim? Jak? I przede wszystkim…
- Zakochać na zamówienie też się nie da – uśmiechnął się krzywo.
- Nie da – zgodziła się Nadine – ale niekiedy nie trzeba tego robić na siłę. Wystarczy się nie bronić.
Bill zaskoczony nie zdążył przeanalizować w głowie jej słów, kiedy dziewczyna niespodziewanie zmieniła temat.
- Ten facet w czarnym ubraniu cały czas się na nas gapi.
Chłopak odwrócił głowę i zobaczył siedzącego na ławce Zakiego.
- Och, to mój ochroniarz. Wiesz, różne rzeczy mogą się zdarzyć… - Jego policzki pokryły się lekkim rumieńcem. Poczuł się jak totalny idiota, zgrywający wielką gwiazdę. Spacerować z ochroniarzem po parku – zachowanie godne Paris Hilton!
- Rozumiem. – Nadine podeszła do sprawy całkowicie naturalnie. – Niektórzy cię nie lubią, a inni lubią nadmiernie. I to i to może nieźle skomplikować życie.
- Dokładnie. Męczy mnie takie coś, ale cóż robić… Pewna kobieta powiedziała mi dziś, że jak mi się zachciało kariery, to muszę się z nią zmierzyć.
Nadine milczała. Czuła, że Bill musi się wygadać komuś obcemu.
- Wiesz, powiem ci, że trochę się boję tego, co się dzieje. – Chłopak zaczął bawić się źdźbłem trawy. – To, co się wyprawia wokół Tokio Hotel, przerosło moje oczekiwania. Nie spodziewałem się…
- Niemieckie dziewczyny najwyraźniej potrzebują jakichś zbiorowych idoli – Nadine uśmiechnęła się leciutko. – Może zatęskniły… Dawno przecież nie było tu takiej manii.
- A w ogóle kiedyś była? – Bill uniósł jedną brew, spoglądając na Nadine znad ciemnych szkieł.
- Była, ale ty możesz nie pamiętać. Byłeś mały…
Kolejne zdziwione spojrzenie spoczęło na Nadine.
- Nie wiem, czy kojarzysz takie zespół Kelly Family? Dziewięcioro rodzeństwa, długie włosy…
- Pewnie, że kojarzę. – Bill nieco się ożywił. – He, he, może wstyd się przyznawać, ale zdarzało mi się ich słuchać.
- Eh, nie masz się czego wstydzić. Kiedyś słuchała ich większość ludzi w tym kraju.
- A ty?
- Ja? Nie, mi byli w zasadzie obojętni. Ale moja ówczesna przyjaciółka była ich wielką fanką i próbowała mnie wciągnąć w tę ‘kelly-manię’.
- Z jakim skutkiem?
- Marnym. – Nadine uśmiechnęła się figlarnie, jednocześnie zatapiając we wspomnieniach. – Pamiętam, było lato chyba dziewięćdziesiątego szóstego roku, a oni grali właśnie jakąś wielką trasę po stadionach w całych Niemczech. Pojechałyśmy z Gabi do Hamburga… Stałyśmy przed tym stadionem jak głupie od samego rana, był niesamowity upał… I wiesz, co się stało?
- Pojęcia nie mam. Zemdlałaś?
- Eee tam. – Nadine zrobiła zdegustowaną minę. – Na kilka godzin przed koncertem nad miastem przeszło oberwanie chmury. Wszystko zalała ściana wody.*
Bill szeroko otworzył usta, a jego wargi poruszyły się w niemym „O, Boże!”.
- Przemokłam do suchej nitki – kontynuowała Nadine. - Trzęsłam się z zimna, zwłaszcza, że koncert był wieczorem. O niczym tak bardzo nie marzyłam, jak wrócić do Magdeburga. Gabi podniecała się potem, że widać nas na jakimś oficjalnym VHS Kellych, jak wykręcamy ciuchy z wody… Też mi wielki powód do dumy…!
- A ty zniechęciłaś się do Kelly Family? – Bill odzyskał dobry humor.
- Doszłam do wniosku, że to nie dla mnie. Ale tu nie chodziło nawet o tę ulewę, Bill – pisarka nagle spoważniała. – Chodziło o coś zupełnie innego. Wiesz, czego się przestraszyłam? Tej manii. Tysięcy dziewczyn oszalałych na punkcie jakiegoś zespołu, histerii, walki o miejsca tuż przed sceną, zazdrości i zawiści, bo jednej się udało zdobyć autograf, a innej nie, bo jedna była na pięciu koncertach, a inna na dziesięciu. Samo nakręcającej się machiny uwielbienia przechodzącego w fanatyzm. I postanowiłam, że ja się temu nie dam porwać. Nie zatracę siebie w imię pseudomiłości do idola. Ty to znasz, prawda, Bill? – spojrzała wnikliwie na chłopaka, który siedział jak zauroczony, wsłuchując się w jej słowa. – Znasz z własnego doświadczenia, nieprawdaż? Sam powiedziałeś, że to, co się dzieje wokół Tokio Hotel, przerosło twoje oczekiwania.
- T-tak – wyjąkał. – Ale z drugiej strony, marzyłem o tym. Zawsze chciałem być piosenkarzem, zrobić karierę, zobaczyć, jak tysiące ludzi na koncertach śpiewa moje piosenki… Czy jest w tym coś złego?
- Oczywiście, że nie. Ale uważaj. Nie poświęcaj wszystkiego muzyce, bo nie będziesz sławny wiecznie. Pewnego dnia może się okazać, że płyty przestają się sprzedawać, na koncerty przechodzi coraz mniej ludzi, do telewizji już cię nie zapraszają. Przecież wiesz, jak działa ten biznes. Jest się sławnym krócej lub dłużej, ale nie wiecznie. Spójrz na Kelly Family. Może tego nie dostrzegasz, ale oni i Tokio Hotel to niemal ta sama bajka. I oni też byli sławni, byli na szczycie, uwielbiały ich tysiące, a teraz mało kto o nich pamięta. Sława to kapryśna przyjaciółka. Więc czerp z niej ile się da, Bill. I póki się da.
Nie zwracając większej uwagi na nieco oszołomionego Billa, Nadine schowała do swej płóciennej torby notatnik i długopis. Wylegującego się do tej pory na trawie Syriusza, wzięła na ręce i umościła w koszyku.
- Pora wracać do domu, mały. – Cmoknęła kocura w czubek czarnego łebka. – Twoja pani musi przepisać artykuł. A ty pewnie znów zgłodniałeś. Wyhasałeś się tu za wszystkie czasy.
Billa po raz kolejny zdziwiła łatwość, z jaką pisarka przechodzi z jednego tematu w drugi. Jak gdyby dopadała ją amnezja i zapominała, o czym mówiła jeszcze przed chwilą. W jednej minucie głosiła poważne rozważania o ulotności sławy, a zaraz potem z prostą, niemal dziecięcą czułością zwracała się do kota! Nie rozumiał tego.
- Wybacz, Bill, ale praca na mnie czeka. Naczelny jest mało cierpliwy.
- Co?... A tak, jasne… Ale, Nadine…
- Tak?
Bill poczuł nagły przypływ odwagi.
- Mógłbym cię odwiedzić? Jestem teraz kilka dni w domu…
- Oczywiście – uśmiechnęła się szeroko. – Zapraszam, kiedy tylko chcesz. Uprzedź jedynie. Czekaj, dam ci mój numer telefonu.
Urwała z notesu kawałek kartki i zapisała kilka cyfr.
- Do zobaczenia, Bill.
Cmoknęła go przelotnie w prawy policzek, a czarnowłosy miał wrażenie, że skóra w miejscu, którego dotknęły jej wargi piecze go żywym ogniem.
- Do… do zobaczenia – zdołał wykrztusić z niebezpiecznie ściśniętego gardła.
I po chwili patrzył już tylko na szczupłą sylwetkę dziewczyny, idącej po trawie, trzymającej w ręce koszyk z wychylającym głowę kotem. Było w niej coś tajemniczego i niezwykłego. Ale Bill myślał głównie nad tym, co powiedziała: „Sława to kapryśna przyjaciółka”…
Popatrzył przed siebie na staw, na powierzchni którego igrały blaski zachodzącego słońca. On i jego zespół też teraz tak lśnili, byli jak te złote iskry. Ale czy to długo potrwa? Tak, jak słońce schowa się za horyzontem, zabierając swoje światło, pozostawiając jedynie ciemność i chłód, tak i nad nim pewnego dnia mogą już nie zaświecić bajecznie kolorowe sceniczne reflektory.
Żył chwilą. Tak, to było jego życiowe motto. Leb die Sekunde.
Nie przejmował się jutrem. A może powinien zacząć…?
Spędził nad wodą jeszcze dobre kilkanaście minut, zapominając, po co tu w zasadzie przyszedł. Otrzeźwił go dopiero pierwszy chłodny powiew wiatru. Dopiero wówczas zdał sobie sprawę, że słońce zaszło już jakiś czas temu. Wstał i powoli ruszył w kierunku parkowej bramy.
Poczuł wyrzuty sumienia, że spotkanie z Nadine całkowicie wywiało mu z głowy myśli o Elli, ale głos rozsądku podpowiadał, iż szukanie przyjaciółki w parku o tej godzinie pozbawione jest sensu. Zresztą teraz myślał o czymś zupełnie innym.
O nowej piosence.

Gdy wrócił do domu, zamknął się w pokoju, zaświecił lampkę i wyciągnął swój stary notes, w którym od najmłodszych lat zapisywał teksty kolejnych utworów. Niektóre z nich po drobnych przeróbkach były teraz znanymi przebojami Tokio Hotel. W zeszycie było już niewiele czystych kartek…
Strona na razie lśniła niczym niezmąconą bielą, ale już niedługo miała pokryć się kolejnymi myślami nastoletniego piosenkarza.
Bill zamknął na chwilę oczy. Być może układał w głowie fragment tekstu… Siedział tak przez chwilę, a później przyłożył długopis do papieru i na szczycie kartki napisał „Wie lange noch?”**
Potem słowa popłynęły już same. Prosto z serca.
---------------

* To jest akurat prawda. Tylko ja nie jestem na sto procent pewna, czy to miało miejsce w Hamburgu
Wink
** Czyli "Jak długo jeszcze?". Ja słowa tej wymyślonej piosenki - oczywiście po polsku i bez rymów - napisałam wczoraj wieczorem w ciągu kilku minut. Cóż, najważniejsza jest dobra inspiracja...
Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Courtney




Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa.

PostWysłany: Czwartek 28-09-2006, 18:26    Temat postu:

1?
Przepraszam. przeczytam jutro. Wieczorem nie mam oprostu siły.

EDIT:

Warto było czekać. Tylko...
Smutno mi się troszke zrobiło.
Elli, najlepsza przyjaciółka Billa. A o nawet do niej dzwonił.
Mam nazieje, że ta 'rozłaka' nie będzie trwać długo.

Pozdrawia.

Hell's Angel


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Courtney dnia Piątek 29-09-2006, 17:07, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aliss




Dołączył: 11 Kwi 2006
Posty: 230
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zielona Góra

PostWysłany: Czwartek 28-09-2006, 18:52    Temat postu:

Cudownie... Chyba tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Składnia zdań bez zarzutu, błędów brak... Poza tym, do cholery, jesteś jedną z najlepszych pisarek na tym forum, powyższe aspekty to już chyba na porządku dziennym - więc nie zwracam na nie uwagi, po prostu czytam, czytam, czytam... i przekonuję się o twoim geniuszu. Tyle dobrego, prawdziwego. To nie kolejne suche opowiadanie, tylko zbiór myśli i sentencji, które, mimo, iż może nie zdajesz sobie z tego sprawy, zapadają w pamięc i w jakiś sposób stają się przewodnią.

Żal mi tylko, że Bill zapomina o swojej przyjaciółce, którą wykreowałaś na niesamowicie wrażliwą osobę. Zapomina o tym, co dla niego zrobiła, i o tym, ile jej zawdzięcza.

Stara babcia ma sporo racji, co...? Wink

To tyle. Stworzyłam chyba najdłuższy post w swojej karierze, ale taki talent bez echa? Ja się nie zgadzam xD

Po prostu... pisz. : )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Falka
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza światów...

PostWysłany: Czwartek 28-09-2006, 19:17    Temat postu:

Loreley, nawet nie masz pojęcia jak długo czekałam na kolejną część "Inspiracji". A kiedy dzisiaj wieczorem, po rozpisaniu trzydziestu wersów Metamorfoz heksametrem daktylicznym, nauce na francuski i polski i inne takie, weszłam na forum i zobaczyłam, że dodałaś nową część, to ach... TAKI miałam uśmiech na twarzy.

Jemu kiedyś łuski spadną z oczu. Wtedy, kiedy się tego będzie najmniej spodziewał.

To zdanie podobało mi się najabrdziej Smile
Od razu się trochę rozmarzyłam i zaczęłam snuć sobie dalszą część.

Ten part był piękny. Ślicznie napisane, bez błędów, po prostu same zalety tego opowiadania.

I czekam na więcej Smile

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonia




Dołączył: 27 Kwi 2006
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Czwartek 28-09-2006, 20:35    Temat postu:

Przeczytałam i jestem pełna podziwu.
Przez cały czas się zastanawiam z którą z dziewczyn będzie Bill. Jak bedę czytać to się dowiem Laughing.

Czekam na next parta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Beata




Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czwartek 28-09-2006, 21:42    Temat postu:

No doczekałam się nareszcie, ale było warto.
Nie mam zamiaru prawić tu, że świetnie piszesz, bo to jest oczywiste, ale muszę Cię teraz publicznie zrugać! Kto to słyszał, żeby tak długo trzymać swoje fanki w niepewności i tak się nad nami znęcać nie dając nowej części?
A część taka ładna i spokojna, chociaż już się bałam, że Elli go zobaczy z pisarką i już mi było za nią przykro. Ale udało się, ciekawe tylko jak długo...?
Mam nadzieję, że tym razem moja droga, nie będziesz sie tak nad nami znęcać i nieco wcześniej pojawi się nowy odcinek?
Z tego co tutaj napisałaś, to widzę, że będziesz Loreley nauczycielką, a sądząc po tym jak piszesz, to pewnie będziesz uczyła polskiego, czy się mylę?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yuna vel laya




Dołączył: 03 Lip 2006
Posty: 485
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Vampirlandu ]:->

PostWysłany: Piątek 29-09-2006, 13:36    Temat postu:

Świetne, warto było czekać.
Mam nadzieję, żę na następną część czekać będziemy mniej, ale nawet jeśli nie, to zapewniam Cię, że będziemy czekaćSmile

Co do tej piosenki, tytuł zapowiada się obiecująco:) Ciekawe jak cały tekst....
Będzie nam dane kiedyś go poznać?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Negai
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 1797
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w Tobie tyle zła?

PostWysłany: Piątek 29-09-2006, 21:57    Temat postu:

Zaklepuję miejsce, zedytuję jutro.

EDIT

A więc jestem.
Pamiętam, że zaczęłam pisać już wczoraj komentarz, ale nie dotrwałam i uciekłam.
Spróbuję chociaż w części ująć to, co napisałam wcześniej.

Zdecydowanie za długo trzymałaś nas w niepewności. Tyle błagań, próśb i w końcu się zlitowałaś. Proszę, nie rób nam tego więcej i pisz częściej.
Bo takie nie pisanie przynosi niemiłe skutki.
Ja jestem przykładem.
Czytając nie potrafiłam się jakoś skupić. Jedynie kilka momentów przykuło 100% mojej uwagi.
Ale ogólnie bardzo mi się podobało. Ciekawa część.
Nie napiszę długiego komentarza, bo chyba dziś nie potrafię... przepraszam.
W każdym razie czekam z niecierpliwością na więcej.
Oby wena dopisywała.
Oby czasu na pisanie było dużo.
Oby pomysły w Twojej głowie miały niewyczerpywalne źródło.
Negai


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loreley




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chyba bardziej Opole

PostWysłany: Środa 04-10-2006, 20:02    Temat postu:

Witajcie:) Dorwałam się do laptopa współlokatorki i przepisałam nowy odcinek. Krótki bo krótki, ale nie chcę tak długo trzymać Was w niepewności i kazać czekać tak długo jak poprzednim razem.
Będę się starać, żeby już nie było takich przerw, ale wiecie, różnie się może zdarzyć, bo IV rok ciężki jest.

Beatko, ja studiuję historię, a to pisanie to tak tylko Wink

Dobra, zapraszam na nowy odcinek.
------------------

Odcinek 6

Gdyby Nadine spojrzała na zegarek, zobaczyłaby, że właśnie wybił godzinę drugą. W nocy.
Nie umiała zasnąć, i to mimo iż powieki jej ciążyły, a oczy nieznośnie piekły od dłuższego wpatrywania się w ekran komputera. Przepisywanie artykułu skończyła dopiero po jedenastej, bo ciągle coś ją rozpraszało. I wiedziała nawet co: jej własne myśli. Jakieś na wpół uformowane pomysły przelatywały przez jej mózg, nie komponując się jednak w jednolitą koncepcję. Znała to uczucie. Pojawiało się zwykle wtedy, gdy miała ochotę coś napisać, ale nie na zlecenie, do gazety, lecz dla siebie, dla własnej satysfakcji. Czuła wówczas niezrozumiałe podniecenie, chodziła podenerwowana, a jednocześnie naładowana dziwną energią i nie umiała się na niczym skoncentrować. Obsesyjnie za to myślała o nie w pełni ukształtowanym jeszcze projekcie. Zdarzało się, że w głowie widziała bohaterów, słyszała dialogi, komponowała pojedyncze opisy, brakowało jednakże kompletnej, ułożonej od A do Z fabuły.
Brak szczegółowego planu nie był zresztą dla Nadine Wiederfeldt niczym nowym. Nigdy takowego nie tworzyła; pisała na żywioł, w trakcie pracy dodawała sceny i wątki, zmieniała koncepcje postaci. Efekt był jeden – praca się potwornie przeciągała, bo perfekcjonistka Nadine nie oddała książki do wydawnictwa, póki nie była stuprocentowo zadowolona z treści. To, że nigdy nie była, jest już inną kwestią.
Nadine pomysłów miała dużo, bo wymyślenie jakiejś historii nie stanowiło dla niej większego problemu, jednak do niewielkiej ilości z nich była wystarczająco przekonana, by zacząć je spisywać. A „zacząć” nie zawsze znaczyło „skończyć”. Aby ciągnąć jakąś opowieść musiała mieć niezwykle silną motywację, coś musiało dodawać jej energii i inspirować. Zwykle tym czymś była miłość. To, czy była ona szczęśliwa czy też nie miało już mniejsze znaczenie, wpływało tylko – albo aż – na treść książki. W te sposób właśnie Nadine stworzyła swe dwie powieści.
Tym razem było jednak inaczej – pisarka od dłuższego czasu nie była zakochana. Po krachu swego ostatniego związku zachowywała ostrożność w obdarzaniu kogokolwiek uczuciem. Żyła sama, a jej jedynym towarzyszem był kot Syriusz.
Pustka w sercu wpływała jednakże na pustkę w głowie. Brak pomysłów, niechęć do pisania, powracająca coraz częściej apatia... Nadine nie miała nic przeciwko samotności, byle stan ten nie trwał zbyt długo. Kot, komputer, książki i papierosy nie były w stanie zastąpić obecności drugiego człowieka. Przyjaciół nie miała, a rodzina...
Nadine przewróciła się na drugi bok, poprawiła poduszkę, ale upragniony sen nie chciał nadejść. Leżący po drugiej stronie łóżka Syriusz zamruczał niezadowolony, gdy po raz kolejny tej nocy wyszarpnęła mu kołdrę spod ciała.
- Zamknij się – burknęła Nadine – bo zaraz wylądujesz na podłodze.
I zdała sobie sprawę z abstrakcyjności całej sytuacji. Spać z kotem!
Jestem żałosna, pomyślała. A na twoim miejscu, Siri, powinien znajdować się ktoś zupełnie inny.
Otworzyła szeroko oczy, bo postać, która pojawiała się pod jej powiekami, w ogóle nie powinna się tam znaleźć. On? Nie, nigdy w życiu! Przecież to dzieciak!
Ale tak ładnie wyglądał siedząc na trawie tam, w parku, oświetlony ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Szkoda tylko, że nie zdjął okularów; ma takie ładne oczy... No i włosy. Tak, one powinny był rozpuszczone, rozwiane przez wiatr, a nie ukryte pod czapeczką.
Nadine wpatrywała się w ciemny sufit, ale tak naprawdę przed oczami miała coś zupełnie innego.
Wiatr... Delikatny, pieszczący skórę... Subtelna, orzeźwiająca morska bryza... Tak, morze, to jest to! Chłopak wpatrzony w słońce niknące w morskiej toni. Jezioro to za mało. Potrzebne jest morze, plaża, pustka...
I kobieta. Ale starsza, nie jakaś nastolatka.
Ulotność chwili, letnie uniesienie, które rozpryskuje się pod wpływem pierwszego jesiennego wiatru, ale które chce się zachować. Nie tylko w sercu, ale w jakiejś trwalszej formie. W spisanych słowach, w obrazach... Czymś, co przetrwa i będzie świadectwem.
I miłość, która nie sama w sobie jest najważniejsza, lecz stanowi inspirację do stworzenia czegoś naprawdę trwałego, wiecznego, olśniewającego.
Krótka ucieczka od szarej rzeczywistości w świat pasji, namiętności i... sztuki. Obrazy, które utrwalą przeżyte uniesienia i będą o nich przypominały nawet wówczas, gdy samo uczucie będzie już przeszłością.
Chłopak na plaży... Jego portret w odcieniach lazuru morza, błękitu nieba i beżu piasku. Tak, głównie w tym ostatnim kolorze. Ale portret zadziwiająco trwały, nie tak ulotny jak wydmy ciągle zmieniając kształty pod wpływem porywów wiatru lub jak zamek zbudowany tuż nad brzegiem morza, rozmywany przez fale. Namiętność, inspiracja...
Nadine już się nie bała.
Nawet jeśli tego nie przeżyję, to to opiszę, postanowiła. Przed jej oczami ponownie pojawił się Bill. Jego uśmiech, oczy, dłonie... Wiedziała, że chociaż będzie pisać o kimś innym, to widzieć będzie jego. I nieważne, dlaczego. On to tylko środek, a nie cel. Poddać się uczuciom, a nie analizować je. Spisywane historie biorą się z serca, nie z głowy.
Muszę zacząć już, natychmiast, zadecydowała.
Wstała z łóżka i po omacku znalazła sweter, leżący gdzieś obok, na jednej z ciemnoczerwonych puf. Poczłapała w stronę biurka i włączyła lampkę. Ciepłe, złote światło rozproszyło nieco nocne ciemności.
Drżąc z chłodu Nadine usiadła na swym obrotowym fotelu i uruchomiła komputer. Nieważne, że dochodziła 2: 30 w nocy, a zmęczone oczy niemal same się zamykały.
Najważniejsze są pomysły, które wykluły się w głowie. Trzeba je utrwalić, przelać na klawiaturę zanim znikną. Rano może być za późno, trzeba zacząć natychmiast, póki jest ochota, owa trudna do określenia twórcza pasja.
Otworzyła nowy plik i przez chwilę wpatrywała się w lśniącą bielą stronę. W końcu położyła nieco drżące palce na klawiaturze.
Pierwsze zdanie. Magiczny moment. Jakby początek nowego rozdziału w życiu.
Tego dnia Londyn...
Dlaczego właśnie Londyn?... Tak po prostu Nadine przyszło do głowy. Pierwsze miasto, jakie nasunęło się jej myślom było akurat angielską stolicą, więc tak zapisała...
...Londyn jak zwykle tonął we mgle. Biała, gęsta zasłona zalegała nad miastem i zdawała się przyduszać swym ciężarem wszystkich i wszystko. Kolejny dzień witał londyńczyków podobną aurą.
Danielle Star...

...Nadine nie wiedziała, czemu jej palce wypisały akurat to imię i nazwisko; przyszło ono samo, niemalże bez wiedzy autorki...
...Danielle Star siedziała na parapecie w swoim atelier na poddaszu. Była zaledwie ósma rano, a na paliła już czwartego tego dnia papierosa. Delikatna, jasnoszara smuga co jakiś czas wydostawała się z ust malarki. Jednak mocniej niż tytoniowy dym przeżerały ją apatia, zniechęcenie i trudny do określenia smutek. Czuła się kompletnie pusta i wypalona wewnętrznie.
Nienawidziła tego miasta z jego mglistymi porankami, deszczem, tłumem na ulicach, hałasem samochodów. Nienawidziła z każdym dniem bardziej...

Kot Syriusz zwinął się w kłębek i zasnął, bo nikt już nie wyszarpywał spod niego kołdry. Uśpiło go miarowe kapanie wody z zepsutego kranu w łazience oraz cichy stukot komputerowej klawiatury, po której nieustannie biegały zgrabne palce. Nocne godziny płynęły, a Nadine Wiederfeldt zapisywała kolejne strony. Nie miała pojęcia, co z tego wyjdzie i nie myślała, że rano może uznać wszystko, co kosztem snu stworzyła, za stek bzdur. Liczyła się chwila. W tym momencie istniała tylko ona i jej nowo wymyślona opowieść. Ulotna myśl, którą starała się uchwycić i utrwalić, ująć w słowa, przelać na wysłużoną klawiaturę.
Zmęczone, zaczerwienione oczy zachodziły łzami, litery rozmazywały się, coraz częstsze pomyłki zmuszały do ciągłego używania BACKSPACE, ale Nadine nie poddawała się. Pisać siłą rozpędu, póki jest motywacja. Nic innego się nie liczyło.
Za oknem zaczynało już szarzeć, a ona nadal wytrwale stukała w klawiaturę. I choć na razie opisywała coś innego, przed oczami nadal miała obraz chłopaka siedzącego na plaży. Chłopak miał twarz bardzo konkretnej osoby.
Twarz Billa Kaulitza.

Przypadkowe spotkanie, kilka słów, jeden widok – czasem wystarcza tak niewiele. Trzeba tylko umieć to wykorzystać, łapać chwilę, utrwalić obraz widziane oczyma wyobraźni. I nie zastanawiać się nad formą. Na to czas przyjdzie później. Na razie liczy się wizja i to, by nie pozwolić jej zniknąć.

Choć jeszcze o tym nie wiedzieli tej samej nocy Bill Kaulitz i Nadine Wiederfeldt rozpoczęli nowy etap swego życia. Ich drogi przecięły się, wykrzesując w obojgu jakąś iskrę, ale czy połączyły na dłużej? Tego tym bardziej nie mogli wiedzieć.
W pewnym sensie oboje żyli chwilą i starali się nie pozwolić jej uciec. Chwytali się każdej wizji i przenosili ją na papier. Z takich okruchów tworzyli potem swe dzieła. Tym żyli i w tym byli do siebie podobni. Niebezpiecznie podobni. Choć z tego też oczywiście nie zdawali sobie sprawy.
Jeszcze nie.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

c.d.n.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madzia_m




Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 671
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Środa 04-10-2006, 20:30    Temat postu:

Och, Loreley. Czytając każdą kolejną linijkę napisaną przez Ciebie, czuję jakbym stopniowo się zniżała i robiła taka malutka wobec Twojego wspaniałego pisania. I aż mi wstyd, że miałam takie zaległości. Aż dwie części, w tym jedna z dedykacją dla mnie (za którą oczywiście niezmiernie Ci dziękuję).

Obie części wyszły Ci wspaniale. To spotkanie Billa z Nadine w parku bardzo mi się spodobało. Było takie naturalne i pozytywne. I jeszcze Elli. Taka skormna, niewinna. Czyżby Bill miał znaczyć dla niej więcej niż w 'Opoce'?

W drugiej części pięknie opisałaś tą inspirację, jakby proces, kiedy nadchodzi pomysł, natchnienie by go spisać. Wyśmienicie to opisałaś. Aż brak mi słów, by określić jak bardzo mi się podobało.


Ps.: Co do tej dedykacji to jeszcze raz za nią dziękuję. I powinnam Ci także podziekować za to szepnięcie słówka, jak to określiłaś. Pokazałaś mi, jak ciekawe mogą być te osoby i zainteresowałaś mnie. Pewnie nie zapałałam do nich jakąś miłością, ale moją sympatię mają Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez madzia_m dnia Sobota 07-10-2006, 17:35, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Beata




Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Środa 04-10-2006, 21:33    Temat postu:

Trochę mi żal, że jednak podzieliłaś ten odcinek, mnie nigdy dość Twojej prozy.
Zachwycający opis sytuacji, te wyobrażenia i wizje Nadine, wszystko to sprawiało, że moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach, poprostu wystarczyło przymknąć oczy.
A to pisanie w nocy, coś mi przypomniałoSmile sama też czasem robię coś takiego.

Historia, czy język polski, i tak humanistką jesteś, to się czuje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Falka
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza światów...

PostWysłany: Czwartek 05-10-2006, 14:24    Temat postu:

O, ja dobrze znam takie natchnienia nocne. Może nie tyle piszę w środku nocy, ale zdarza mi sie, że wstaję i sie uczę, bo mam tak straszną na to ochotę. Albo czytam książkę przez całą noc, bo muszę się dowiedzieć jak się skończy.

Piekny odcinek. Mam nadzieję, że jego druga część pokaże się wktótce, ja już się nie mogę doczekać. Szkoda, że na razie Elli nie odgrywa większej roli, ufam, że i na nią wkrótce przyjdzie czas.

Pozdrawiam i czekam na nastepny part.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Negai
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 1797
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w Tobie tyle zła?

PostWysłany: Czwartek 05-10-2006, 15:19    Temat postu:

No i wreszcie jest.
Ach, ach, ach! Bardzo się cieszę, że dużo szybciej.
Widze, że nasz apel i pokorne błagania wyszły na dobre. Wink

A teraz do rzeczy.
Coś mi tu nie pasuje, a raczej snuję głupie domysły.
Ale to już mój świat urojeń.
Bardzo ładnie. Podoba mi się niezwykle.
Opisy, opisy... i ten boski styl, którego mi brakuje. Ostatnio wiele osób zmienia piękny język na ironiczne teksty.
Dobrze, że jeszcze tu mogę poczytać coś bliskiego sercu.
Negai


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Courtney




Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa.

PostWysłany: Czwartek 05-10-2006, 15:43    Temat postu:

Oj, jak się ciesze, że napisałaś. Tylko szkoda, że podzieliłąś ten odcinek na dwie części.
Nadine troche przypomina mi moja osobe. Dlaczego?
Czasem, nawet włąśnie o drugiej w nocy, łapie mnie natchnienie. Biore wtedy zeszyt i długopis i zaczynam pisać.
Następnego dnia, rano sprawdzam błedy i czytam to co stworzyłam.
Potem różnie bywa. 'A „zacząć” nie zawsze znaczyło „skończyć”.'

Podobaja mi sie twoje opisy. Są rewelacyjne.
Jak napisała Beata, historia, czy język polski, i tak humanistką jesteś, to się czuje.

Pozdrawiam i życzę weny.

Hell's Angel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonia




Dołączył: 27 Kwi 2006
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Czwartek 05-10-2006, 19:03    Temat postu:

Podobało mi się. Dodawałś nową część, tylko czemu taką krótką?
Masz talent i nie trzymaj nas dłuzej w niepewności. Poproszę o jeszcze


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Piątek 06-10-2006, 18:12    Temat postu:

No zobacz Wink
A przed chwilą żaliłam się Holly Blue, że poziom się na forum obniża.
Ty piszesz jak zwykle ślicznie.
Opuściłam dwa odcinki (szkoła...życia...pogmatwane ścieżki), ale już to nadrobiłam.
I wiesz co?
Cieszę się, bo lektura była dłuższa.
Wyborne opisy...
Piękne, piękne...
Mogłabym to powtarzać w nieskończoność, wiesz?
Jak czytałam szóstą część, to nie wiem czemu się z nią utożsamiłam. Z Nadine.
Sama miewam takie napady natchnienia, niedokończone historie...
Pełno pomysłów, ale niewystarczająco dobrych. Zabawny zbieg okoliczności.
Hm...
I co ja mogę powiedzieć więcej?
Że uwielbiam to opowiadanie? Że jest barwne, realistyczne?
Magia.
Wystarczy?
Całuję

Reszta jest milczeniem...

Tea


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Angel of Dream




Dołączył: 30 Wrz 2006
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z marzeń...:)

PostWysłany: Niedziela 08-10-2006, 12:50    Temat postu:

Loreley!
Jestem zaskoczona, mile zaskoczona. Smile Opowiadanie, świetne. Very Happy Po prostu brak mi słów. Smile Ciekawa fabuła, interesujące opisy i dialogi. Nic dodać nic ująć. Smile Czekam na kolejny odcinek Very Happy . Zyskałaś kolejną stała czytelniczkę Very Happy .

Pozdrawiam

Angel of Dream Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fumiko




Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 89
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wtorek 10-10-2006, 19:11    Temat postu:

Trafiłam tutaj z polecenia Beaty i już zostanę Smile Najpierw przeczytałam Opokę, a teraz śledzę losy Billa w tym opowiadaniu i muszę przyznać, że Twój styl mnie oczarował. Czuje się, że masz lekkie pióro. Twoje opisy są bardzo sugestywne, mam wrażenie, że jestem tuż obok bohaterów, albo nawet widzę świat ich oczyma... Z tych opowiadań, droga Loreley bije niesamowite ciepło i naturalność - szczególnie Opoka jest taka pozytywna, domyślam się [być może niesłusznie], że w Inspiracjach pewnie sytuacja sie trochę pokomplikuje...

Przyznam się, że z reguły odbywam czytelnicze podróże w światy alternatywne i nie sięgam po czytadła zakotwiczone w "naszej" rzeczywistości, a tymbardziej po wszelkiego rodzaju fanfiki. A tu proszę - trafiło i mnie Smile

Czekam z niecierpliwością na kolejną część, życząc Ci weny i gratulując pomysłu oraz talentu. Masz duszę artystki - to się czuje...

Z pozdrowieniami,
fumiko


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loreley




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chyba bardziej Opole

PostWysłany: Wtorek 31-10-2006, 21:45    Temat postu:

Wracam Smile Ostatnio zajmowałam się głównie "Światłami Amsterdamu", jednak w notesie skrobałam jakieś tam fragmenty "Inspiracji". Dziś siadłam, przepisałam, poukładałam do kupy, dopisałam to, czego brakowało - i wyszedł nowy odcinek Smile
Zapraszam.
------------------

Odcinek 7

CZĘŚĆ 2
MAŁY KSIĄŻĘ I JEGO RÓŻA

Tacy sami - a ściana między nami...

Nadine siedziała na balkonie i ponownie zatruwała swe płuca papierosowym dymem. Była typowym palaczem – do paczki sięgała w dwóch sytuacjach: zdenerwowania i nudy. Teraz miała miejsce pierwsza z nich.
Umówiła się z Billem. Miał przyjść o czternastej, a zatem do wyznaczonej godziny brakowało jeszcze dziesięciu minut. Ale Nadine nie bała się, że chłopak może nie przyjść – wszak obiecał! – chodziło o coś zupełnie innego. Od tamtego spotkania w parku i nocy, gdy zaczęła pisać nową książkę, patrzyła na wokalistę inaczej. Wcześniej był dla niej po prostu dzieciakiem, który sprawiał jej przewrotną satysfakcję nieumiejętnością znalezienia się w jej towarzystwie. Czuła nad nim przewagę i bawiła się tym. Ale potem coś się zmieniło. Nie, nie zakochała się, tego była pewna, ale nagle zaczęło jej zależeć, by nie zrywać kontaktu z Billem Kaulitzem. Niewątpliwie był on ciekawą osobowością i czekała, czym jeszcze potrafi ją zaskoczyć. I dlatego też tak niecierpliwie wypatrywała teraz jego osoby.
W pewnym momencie serce Nadine zabiło szybciej. Oparta o barierkę balkonu zauważyła, jak pod kamienicę podjechał elegancki, czarny samochód, bodajże Citroen, jak dobrze rozpoznała markę. Była pewna, że przyjechał nim Bill. Nie pomyliła się – z auta wysiadł wysoki chłopak w ciemnych okularach przeciwsłonecznych, nieco nerwowo rozglądając się na boki. Nadine chciała mu pomachać, ale uznała, że to bez sensu, bo i tak nie patrzył w górę.
Bill zniknął w bramie, a pisarka poczuła zarazem ulgę i radość.
Rany, zachowuję się jak nastolatka na pierwszej randce!, pomyślała, nieco zdegustowana.
Nie był to jednak czas na podobne podsumowania własnych uczuć. Nadine zamknęła drzwi balkonowe, za to otworzyła te prowadzące na klatkę, po drodze obrzucając krytycznym wzrokiem mieszkanie, które, zupełnie nietypowo, lśniło czystością.
Gdy Bill wreszcie wspiął się na drugie piętro, zobaczył jej postać stojącą w progu. Na ustach dziewczyny błąkał się ciepły uśmiech.
- Cieszę się, że jesteś.

* * *

Elli Himmler wracała właśnie ze szkoły. Dzień był bardzo ciepły i dziewczyna po półgodzinnej podróży zatłoczonym autobusem podmiejskim była wykończona. Lindenweiler było peryferyjną dzielnicą Magdeburga i dostanie się tam wymagało przejechania przez całe miasto. Zastanawiała się, czy nie zmienić szkoły, bowiem dojazd do Wolmirstedt zajmował naprawdę sporo czasu. Z drugiej jednak strony, Kurfürst-Joachim-Fredrich-Gymnasium znała i choć nie miała tam przyjaciół, nie wyobrażała sobie aklimatyzowania się w innej placówce, tym bardziej, że nie wiedziała, ile jeszcze czasu pomieszka u babci. Może pewnego dnia wróci do domu…
Z rozmyślań wyrwał Elli dzwonek komórki. Ze zdziwieniem spostrzegła na wyświetlaczu jakiś zastrzeżony numer. Po krótkim wahaniu odebrała.
- Słucham?
- Elli?
- Tak, a kto mówi? – zapytała niepewnie.
- Tom.
- Rany, jaki Tom?
- No brat Billa. Ten słynny Tom Kaulitz, gitarzysta nie mniej słynnego Tokio Hotel. – W głosie chłopaka zabrzmiało rozbawienie.
- A skąd ty masz mój numer? – Elli dla odmiany zdziwiła się niepomiernie. – Nie przypominam sobie, żebym ci dawała.
- Bill kiedyś zostawił komórę bez opieki – stwierdził z prostotą.
Dziewczyna nie zdążyła nawet zastanowić się, po co Tom skopiował jej numer z telefonu brata, bo gitarzysta ciągnął dalej, dużo poważniejszym tonem.
- Słuchaj, Elli, chciałem z tobą pogadać, o Billu właśnie.
- Coś się stało? – zaniepokoiła się nie na żarty.
- Nie, wszystko ok., ale mam do ciebie sprawę. Moglibyśmy się spotkać?
- Ehm, tak, pewnie. – Dla Elli to wszystko zaczynało być coraz bardziej niejasne i abstrakcyjne. – Ale gdzie i kiedy?
- Jak najszybciej. Gdzie teraz jesteś?
- Prawie w domu. Wracam właśnie ze szkoły.
- To ja wpadnę do ciebie za jakieś pół godziny, może być?
- Będę czekać.
- A jaka to ulica? Adresu akurat nie spisałem… – zaśmiał się.
- Harsdorfer Berg 15.
- Ok., dzięki. W takim razie do zobaczenia.
- Pa.
Elli rozłączyła się, ale jej niepokój jeszcze wzrósł. O czym tak ważnym, związanym z Billem, Tom chciał z nią porozmawiać? Sądząc z tonu starszego bliźniaka, nie było to nic dobrego.
Co ostatnio działo się z młodszym Kaulitzem? Nie spotkał się z nią, a kilka SMS-ów, które wysłał wyrażało raczej mało szczery żal i nadzieję na spotkanie w jakiejś mgliście określonej przyszłości. Teraz zaniepokojenie Elli wzmógł jeszcze dziwny telefon od Toma, z którym nigdy nie utrzymywała bliższych kontaktów.
Bill, tęsknię za tobą, pomyślała dziewczyna, idąc powoli rozgrzaną słońcem uliczką.
Tak, tęskniła za dawnym roześmianym, zawsze mającym dla niej czas Billem. Tym chłopakiem, który w ciągu kilku miesięcy stał się tak bliski jej sercu.

* * *

- I wiecznie traktują mnie jak dwuletnie dziecko! – Wzburzony Bill chodził w te i we wte po pokoju. – Kontrolują, pouczają! Nie potrafią zrozumieć, że ja też chcę mieć trochę luzu. A Tom to już przechodzi samego siebie. Jest tylko o dziesięć minut starszy, a zachowuje się jakby był moją matką!
Nadine słuchała narzekań piosenkarza z cierpliwością, śledząc jego nerwowe spacery. Rozumiała, że chłopak musi się wygadać i pozwalała mu na to, nawet jeśli jego problemy wydawały się jej nieco wydumane. Nie doceniał, że ma brata, który się przejmuje jego osobą... Z drugiej jednak strony, rozumiała potrzebę wolności, niezależności.
- Chciałbym mieszkać sam i sam o sobie decydować. – Zrezygnowany, lub po prostu już męczony Bill usiadł na jednej z ciemnoczerwonych puf, naprzeciwko Nadine. – Chciałbym być niezależny. Tak jak ty.
Usta pisarki zadrgały lekko, a w ruchu, jakiem uniosła do ust kubek herbaty, chłopak zauważył pewną nerwowość. Coś było nie w porządku…
- Nadine, powiedziałem coś nie tak?
Milczała przez chwilę, spoglądając uważnie na Billa. Na twarzy czarnowłosego malowało się jednocześnie oczekiwanie i troska.
- Nie, Bill – odezwała się cicho. – Tylko mieszkanie w samotności nie zawsze jest takie przyjemne, jak ci się wydaje. Pewnie, są chwile, gdy człowiek by dał wiele, aby móc trochę pobyć sam ze sobą, ale często przedłużająca się samotność wywołuje frustrację. Co ci z tego, że robisz, co zechcesz, słuchasz muzyki, jaką lubisz, oglądasz programy, jakie ci się podobają, nie musisz sprzątać, bo nikomu nie przeszkadza bałagan, nikomu się nie tłumaczysz, dokąd wychodzisz, o której wracasz i z kim się spotykasz? Co ci po tym wszystkim, skoro nie masz do kogo ust otworzyć? Nikogo się nie poradzisz w trudnej sytuacji, z nikim nie podzielisz radościami i sukcesami, nikomu nie wypłaczesz, gdy ci źle… Nie, Bill, samotność nie zawsze jest piękna. I wcale nie oznacza wolności. Oznacza jeszcze więcej obowiązków i dylematów, z którymi trzeba się samemu zmierzyć.
Ponownie zanurzyła wargi w swym czerwonym kubku, udając, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, jednak Bill wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami. Te jej dziwne przemowy były dla niego niezrozumiałe. Zauważył, że mówiła to, co chciała powiedzieć, słowa niezmąconym potokiem opuszczały jej usta, po czym ucinała dyskusję, zostawiając rozmówcę z mętlikiem w głowie i całą masą pytań. Tak, jak jego teraz.
Jedno pytanie było kluczowe, ale chłopak obawiał się je zadać. Pokusa okazała się jednak silniejsza.
- Nadine – zaczął ostrożnie – skoro nie lubisz samotności, dlaczego w takim razie… no… dlaczego mieszkasz sama? – starał się być jak najbardziej delikatny.
- Życiowa konieczność – odparła sucho. A widząc zaniepokojony wzrok chłopaka, dodała: - Nie przejmuj się mną, Bill. Daję sobie radę. Zresztą ja z natury jestem raczej samotnikiem, więc nie jest to dla mnie życiowa tragedia.
Uśmiechnął się blado, choć zdawał sobie sprawę, iż pisarka po prostu usiłuje uciąć temat. Postanowił nie wnikać, dlaczego mieszka sama, gdzie jest jej rodzina, ani z jakiego powodu o nich nie wspomina. Te pytania pozostawił sobie na inną okazję, może gdy lepiej pozna dziewczynę.
- Sorry, tak palnąłem – chciał się choć trochę usprawiedliwić. – Po prostu Tom mnie wkurzył. On chce wszystko wiedzieć: dokąd wychodzę, z kim się widuję, co kupuję… Niedługo, cholera jasna, będzie mi towarzyszył na randkach! – Zauważył uniesione brwi Nadine i dodał prędko: - Nie no, teraz to akurat na randki nie chodzę… Nie mam czasu na dziewczyny…
- Przecież nie wnikam – uśmiechnęła się leciutko. – Nie jestem twoją matką, ani dziewczyną… No, ale, Bill, przejdźmy do konkretów – klasnęła w dłonie. – Pisałeś mi w SMS-ie, że masz jakąś sprawę. Domyślam się, że to coś więcej niż chęć poużalania się na nadopiekuńczego brata.
- Ano mam taką małą sprawę. – Bill zaczął nerwowo bawić się rzemykami i bransoletkami na nadgarstkach; unikał za to wzroku Nadine. – Chciałbym, żebyś rzuciła na coś okiem. W zasadzie to nie wiem, co mnie opętało, bo pewnie mnie wyśmiejesz i powiesz, że to kicz, ale…
- O co chodzi?
- Jesteś pisarką, znasz się na takich sprawach i ja chciałem…
- Napisałeś coś? – spojrzała na chłopaka zaciekawiona.
- Nie, nic ważnego, ale…
- Bill, do rzeczy! – Nadine była już ubawiona jego słowną plątaniną.
Nie odpowiedział, tylko wyciągnął z torby podniszczony nieco notes. Nerwowo przerzucał kartki…
- To tylko piosenka – mówił – ale chciałbym, żebyś przeczytała tekst.
Wysunął zeszyt w stronę Nadine, ale dziewczyna zawahała się.
- Dlaczego mi to dajesz? Przecież ja nie znam się na piosenkach.
Bill ponownie spuścił wzrok, skubiąc róg kartki.
- Tak jakoś – rzekł cicho. – Tak jakoś czuję, że chciałbym, abyś to zobaczyła. Sam nie wiem, dlaczego… Przeważnie nikomu nie daję swoich tekstów, nawet Tomowi. Ale myślę, że ty… Że ty mnie zrozumiesz…
Poczuł się jak kompletny kretyn. Najpierw pisze SMS-a, że ma jakąś sprawę, potem przychodzi, użala się na brata, a wreszcie wtyka w rękę tekst piosenki i co – prosi o opinię? Przecież na miejscu Nadine wybuchnąłby serdecznym śmiechem! Nagle zapragnął wyrwać jej z dłoni ten zeszyt, a potem wyjść, zatrzasnąć za sobą drzwi i nigdy więcej nie pokazywać się pisarce na oczy. I pewnie by tak zrobił, gdyby nie wyraz jej twarzy.
Czytała wers po wersie, a jej brwi marszczyły się coraz bardziej. Nie było w tym odruchu jednak żadnego gniewu czy zniesmaczenia, raczej zaciekawienie i jakieś dziwne zastanowienie. Przynajmniej Bill tak to odbierał.
W końcu oderwała wzrok od tekstu i milczała przez chwilę, która piosenkarzowi wydawała się wiekiem.
- I… i co sądzisz? – zapytał w końcu, nie mogąc już nieść napięcia.
- Kiedy to napisałeś?
- Tego wieczora, gdy się spotkaliśmy w parku. Wróciłem do domu i napisałem. Jakoś tak samo do mnie przyszło… A dlaczego pytasz?
- Napisałeś tu o mnie – powiedziała, a Billowi wydało się, że w jej głosie zabrzmiała groźba. – W drugiej zwrotce. – Zerknęła do notesu. – Ona powiedziała: "Sława to kapryśna przyjaciółka”… Ja to powiedziałam, tam, w parku…
- Wiem. Zapamiętałem te słowa, spodobały mi się. Są motywem przewodnim tej piosenki… Ehm, gniewasz się? – zapytał niepewnie.
Popatrzyła na niego uważnie. I nagle zobaczyła w nim kogoś podobnego sobie. Niespokojną duszę, ogarniętą pragnieniem podzielenia się z kimś swoimi myślami. Ale nie z kimś przypadkowym, tylko z osobą, która zrozumie, która myśli i czuje podobnie. Dla innych zamkniętą w sobie, taką, co to ukrywa kartki z wierszami pod poduszką i ciągle skrobie coś na marginesach zeszytów, często niezrozumianą i wyśmiewaną, jednak dla podobnych sobie – emocjonalnego ekshibicjonistę.
Nie spodziewała się, że ten młody gwiazdor jest taki.
- Nie, Bill, nie gniewam się – rzekła miękko. – To bardzo piękna piosenka, z mądrymi przemyśleniami.
- Naprawdę tak myślisz? – zapytał z nadzieję w głosie.
- Naprawdę – uśmiechnęła się ciepło, oddając mu zeszyt. – Chciałabym usłyszeć ją nagraną.
- Nagramy ją. Może nawet będzie na nowej płycie. – Bill, podniesiony na duchu przychylną recenzją, zapałał entuzjazmem. – Będę przekonywał chłopaków. Już nawet melodię mam w głowie, wiesz? Wyobrażam sobie coś podobnego do „Gegen meinen Willen”, taki jakby manifest. Na początku w miarę spokojnie, a pod koniec ostro…
Nadine patrzyła na chłopaka w czułym uśmiechem na ustach. Nie chciała mu powiedzieć, iż nie zna się na muzyce, a zwłaszcza na komponowaniu, oraz nigdy w życiu nie słyszała „Gegen meinen Willen”. To jednak nie było ważne. Istotniejsze było, iż poczuła jakieś dziwne pokrewieństwo z tym zwariowanym nastolatkiem, najpopularniejszym piosenkarzem w Niemczech.
Ty jesteś jak ja, Bill, pomyślała.
Współczuję ci, dodała zaraz potem.

c.d.n.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Loreley dnia Środa 01-11-2006, 9:38, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fumiko




Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 89
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wtorek 31-10-2006, 21:47    Temat postu:

Loreley, jak zwykle pięknie, ciepło, z odrobiną smutku - tak jak lubię... Pochłonęłam ten odcinek
Faktycznie są podobni... i tak ciepło mi się zrobiło, gdy czytałam ostatnie dwa wersy...

I biedna Elli - zapomniana, cicha... aż bym ją chciała przytulić...

Dziękuję za mile spędzony czas - z Twoim opowiadaniem Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Courtney




Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa.

PostWysłany: Wtorek 31-10-2006, 22:03    Temat postu:

Czytam
EDIT:
Aj. Ty nas niezawiedziesz.
Bardzo ładne. Naprawdę.
Opisy masz rewelacyjne. Tak, rewelacujne.
Hm.
Biedna Elli. Najlepsza przyjaciółka.
A Bill ją opuścił. Ach.
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 3 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin