Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Pestka Miłości / III część (07.03.2007 r.)

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Czwartek 08-02-2007, 20:20    Temat postu: Pestka Miłości / III część (07.03.2007 r.)

Jak ja dawno nie dawałam znaku życia...
Pewnie już dawno wszyscy o mnie zapomnieli.
Ale ja jestem jak złe fatum - powracam nawet po długim upływie czasu.
Sama nie wiem czemu postanowiłam tu wrócić.
Może dlatego, że czytałam dzisiaj nowy odcinek ,,Nie ma rzeczy..." i jakoś tam poczułam do tego miejsca sentyment?
Pewnie tak...
Możliwe, że z całkiem innego powodu. No mniejsza, co was to obchodzi Wink
To opowiadanie to II tom czegoś, co pisałam... Oj dawno. Było beznadziejne, od tamtego opowiadania zaczęła się moja przygoda z opowiadaniami o TH. Ale... Zaczęło przypominać harleqin. Nie podobało mi się więc zrobiłam sobie od niego przerwę długą, ale... No ale na stare śmiecie tak jakby wróciłam.
Nie martwcie się - nie musicie być zaznajomieni z I tomem, żeby wiedzieć o co chodzi. Domyślicie się, sami inteligentni ludzie Wink Mało będzie nawiązywania do przeszłości...
No więc... Miłej lektury! Prolog przesłodzony, ale I część chyba wyszła w miarę... Oceńcie sami.


***

PROLOG

Magdeburg, 20 października 2006 rok

Jesień. Najpiękniejsza ze wszystkich czterech pór roku. Kolorowe liście o przeróżnych kształtach układają się pod naszymi stopami w niekształtny, puszysty dywan, szeleszcząc pod wpływem nacisku naszych butów. Czasami jakiś pojedynczy, który dopadło chociażby kilka kropel deszczu przyczepi się do podeszwy. Niektórzy to zignorują i pójdą dalej. Innym będzie przeszkadzał. Stanie się plugawą plamą na wśród niezapisanych kart ich nieskazitelnego życia. Czymś niedopuszczalnie złym. A przecież to jedynie maleńki uszczerbek… Łatwo się go pozbyć. O co więc robić tyle hałasu?

Poprzez jedną z parkowych alejek biegnie dziewczyna. Szeroki uśmiech gości na jej wargach, a z wnętrza ust wydobywa się głośny śmiech. Zielone oczy śmieją się radośnie, a twarz podnosi się ku słońcu…
Czyjeś dłonie mocno oplatają jej szczupłą talię. Chłopak pochyla się ostrożnie ku jej twarzy, łaskocząc zarumieniony policzek towarzyszki koniuszkiem swojego nosa.
- I co teraz zrobisz? Złapałem cię! – oznajmił tryumfalnie, jakby dokonał czegoś, co jest godne nagrody Nobla. A tak naprawdę chciał jej tylko przypomnieć o swoim istnieniu…
- Wiem, wiem. Oż ja nieszczęsna! Wygrałeś, więc czekam na propozycję.
- Propozycję?
- Przegrany miał zaplanować dzisiejszy wieczór jako karę – uśmiechnęła się drapieżnie, zarzucając ręce na jego szyję. Jej tęczówki zatopiły się w oceanie czekolady…
Niepewnie wyciągnął drżącą dłoń w jej kierunku. Powoli, jakby się bał, że ją spłoszy. A przecież już tak długo byli ze sobą! On? Nadal nie wierzył w to, jak wielkim jest szczęściarzem. Kochał ją. Naprawdę ją kochał.
Gdyby ktoś mu dwa lata temu powiedział jak to wszystko się potoczy, wyśmiałby go. On i Katie Carlson? Ta złośnica z naprzeciwka? Wolne żarty.
- O czym tak myślisz? – spytała cichutko, wzdrygając się w tym samym momencie, w którym opuszek jego palca przeciął poprzeczną linią prawy policzek, łaskocząc zabawnie.
- O tobie. To znaczy… O tym jak się poznaliśmy – Roześmiała się. Głośno i serdecznie. Ptaki z pobliskiego drzewa opuściły jego konary, odlatując w nieznane…
Naprawdę ją zaskoczył. Była niemal pewna, że już w ogóle tego nie pamięta, a on?
Przygryzła wargi, czując w ustach słodki smak błyszczyku. Odrobina brokatu chyba znalazła się gdzieś pomiędzy jej zębami, ale w tej chwili było to najmniej ważne.
- I co stwierdzasz?
- Ja?
- Nie, święty Bonifacy – Również zachichotał. Może nie był to szczyt poczucia humoru, ale jemu wystarczyło w zupełności. Leniwym ruchem okręcił sobie wokół palca pojedynczy kosmyk jej gęstych włosów, próbując zebrać myśli.
Po chwili przemówił, a jego głos nieco ochrypł, spoważniał:
- Stwierdzam tylko tyle, że jesteś dla mnie jedyna. Najważniejsza na świecie. Gdyby trzeba było dla ciebie zostawiłbym wszystko…
- Zespół też? – Przez dłuższą chwilę oboje milczeli. On rozważał jej słowa, a ona modliła się w duchu o upragnioną odpowiedź. Tylko ona była jej potrzebna do całkowitego szczęścia i spokoju. Tylko jedno słowo… O tak wielkiej wadze. Dla niektórych to nic, dla niej wszystko…
Odchrząknął, przytulając ją mocno do siebie. Czas stanął, przestał istnieć. Liczyli się tylko oni. W południe stojący wśród zroszonej poranną rosą trawie, opierający się o chropowaty pień drzewa…
Czarnowłosy odwrócił się, aby móc spojrzeć w jej oblicze raz jeszcze. Oczy zasnuła srebrzysta mgiełka łez…
- Oczywiście, że zostawiłbym… Bez ciebie nie umiałbym żyć. Nawet z zespołem i ze sławą.


***

CZĘŚĆ I

Berlin, 8 października 2010 rok


Obudziła się gwałtownie, zlana zimnym potem. Usiadła po turecku w rozgrzebanej pościeli, trąc rękoma piekące oczy. Doskonale znała ten sen. W ciągu kilku ostatnich lat ten wycinek wspomnień nawiedzał ją aż nazbyt często, gdy co noc wtulała się w objęcia Morfeusza. Nie chciała tego. Brzydziła się swoją naiwnością z tamtych lat. Lękała się przyłożyć głowę do poduszki, gdyż zawsze istniało ryzyko, że we śnie znowu zetknie się z NIM…
Wstała, ociężale kierując swe kroki do kuchni. Musi wziąć jakieś proszki i napić się szklanki wody… Od jakiegoś miesiąca szczególnie silnie uzależniła się od wszelkiego rodzaju środków przeciwbólowych i uspokajających. Łykała je wszystkie jak leci, niezbyt specjalnie przejmując się sposobem dawkowania, zapisanym na odwrocie opakowania. W czasie ciągnących się w nieskończoność nocy liczyło się tylko zapadnięcie w chwilowe otępienie i wyłączenie się od wszelkiego rodzaju myśli….
Wyciągnęła z kredensu wysoką szklankę, niezdarnie nalewając do jej pięciokątnego wnętrza odrobinę przejrzystego płynu. Z apteczki wygrzebała jakieś tabletki, bez pudełka, bez znajomości ich nazwy i połknęła je zachłannie.
Dlaczego nadal nie może o nim zapomnieć? Minęło już tyle lat… Będąc w jakimś kiosku czy księgarni, kiedy to z pierwszych stron gazet mrugała do niej zalotnie jego fotografia, pozostawała niewzruszona. Nikt z przypadkowych przechodniów nie zgadnąłby, że tą kobietę łączyło cokolwiek z owym wokalistą. A może i łączy nadal? Czy bowiem kiedykolwiek przestaje się kochać miłością prawdziwą?
Ona nigdy nie zanika. Ta cienka, aczkolwiek głęboka rana na sercu. Wyryta bólem i cierpieniem. Zasnuta oparami codzienności i upływem kolejnych lat. Po wielu próbach zapomnienia i zakopania najgłębiej jak się da związanych z Nią wspomnień, wraca. Z nową siłą i energią, przygotowana na miarowe wyniszczenia psychiki danej osoby. Wybór jak na loterii. Przypadkowo padało na najbardziej niewinnych. Na tych zmęczonych codzienną gonitwą za nowym życiem. Za nowym początkiem. Udaje się, owszem. Nielicznym szczęściarzom, którzy doskonale potrafią wykorzystać dany im czas.
- Cholerny Kaulitz – warknęła pod nosem, zaciskając dłonie na drewnianym parapecie. Przyłożyła czoło do zimnej szyby, wsłuchując się w nocne odgłosy miasta. Berlin należy do tych metropolii, które nigdy nie śpią. Pisk opon, warkot milionów silników i przeraźliwy dźwięk klaksonów samochodów… Sznur różnokolorowych pojazdów sunął naprzód, a drogę oświetlały im uliczne latarnie. Ich mdły blask był obrzydliwie jasny, przynajmniej w mniemaniu Katie…
Próbowała sobie przypomnieć dzień, w którym wprowadziła się do małej kawalerki w jednej ze starych, berlińskich kamienic. Może luksusów tu nie miała, ale za to w bardzo bliskiej odległości znajdowała się jej uczelnia. Jeden z ładniejszych parków miejskich również był tylko ulicę dalej…
Sąsiedzi byli znośni. W większości byli nimi ekscentryczni emeryci, którzy byli mało uciążliwi. Czasami tylko miła pani spod czwórki czy też pan, który dawniej był policjantem przychodzą pożyczyć trochę cukru czy też kilka kromek świeżego chleba (ona zawsze rano biegła najpierw do piekarni, a dopiero później, po solidnym śniadaniu na wykłady).
Westchnęła ciężko, zamykając ociężała powieki. Jej dłoń klapnęła bezdźwięcznie o szklaną szybę, zniżając się po jej powierzchni w zastraszającym tempie…
- Kiedyś zapomnę – wyszeptała cicho. Sama jednak niezbyt w to wierzyła. A szkoda, bo wiara jest podstawą w dążeniu do określonych celi. Stawiamy je sobie, licząc na dobre motywacje. Jeżeli jednak ich nie znajdujemy, co zdarza się nader często, przekształca się to w przeszkodę. Blokadę, stojącą na drodze do sukcesu. Czasami udaje się ją zepchnąć. Strach schodzi na dalszy plan. Zwyciężają, bowiem nie ci, którzy się nie boją, ale ci, którzy wiedzą, że są uczucia ważniejsze od strachu…
***

- Jeszcze raz to samo…
- Ale proszę pana, już chyba wystarczy na dzisiaj. Nie jest pan w stanie dalej pić, lepiej zadzwonię po taksówkę.
- Powiedziałem coś! I nie zamierzam się powtarzać. Lepiej będzie dla ciebie, jeżeli mnie obsłużysz – Ochrypły głos ugrzązł gdzieś w gardle barmana, kiedy siedzący przy barze przybysz uniósł nieco głowę, wbijając w jego oblicze przenikliwy wzrok. Brązowe tęczówki nieznajomego zionęły olbrzymią pustką. Patrząc w nie wpadało się w otchłań bezkresnej nicości, zatracając się zupełnie w mieszance tysiąca uczuć. Splecionych razem, w ciasny warkocz… Dobro ze złem…
Bill uśmiechnął się kwaśno pod nosem. Idylla jego beznadziejnego życia jest cholernie nudna. Codziennie to samo. Wyczerpujące próby, wywiady, sesje, spotkania z fankami… Od wielu lat nieprzerwanie płynący strumień gotówki na konta każdego z ich czwórki. Uwielbienie i szacunek tych, którzy na początku ich kariery czarno to wszystko widzieli. W końcu byli bandą dzieciaków z dziwacznym wyglądem i stylem. Każdy z nich był i nadal jest inny, ale niegdyś oprócz muzyki łączyły ich jeszcze marzenia. Wspólne cele, do których w pocie czoła dążyli. Teraz? Drogi powoli się rozchodzą…
Georg studiuje, naprawdę zaczął poważnie traktować medycynę. Strasznie dużo czasu poświęca nauce i życiu na uczelni, rzadko, więc mają okazję spotkać się ot tak, spontanicznie. Gustav jest nauczycielem muzyki. Studiuje psychologię i ma nową dziewczynę, Monic. Pasują do siebie jak dwie krople wody, jak zagubione elementy ogólnoświatowej układanki. Pamiętał, jak kiedyś śmieli się wszyscy, że ta dwójka urodziła się z zakodowanym uczuciem do siebie nawzajem. Miłość od pierwszego wejrzenia…
Wzdrygnął się, kaszląc. Miłość. Też coś. Nie ma czegoś takiego. Jest jedynie mgiełka tymczasowego szczęścia, przypływu energii, która mija w tym samym czasie, gdy kończy się chwila. Napotykając trudności pęka, niczym licha bańka mydlana. Ślad po niej ginie bezpowrotnie, a w sercu pozostaje jedynie niezałatana dziura. Albo jeszcze inaczej – serce zostaje brutalnie wyrwane, wyrzucone w dal. Za horyzont, pozostawiając swojego właściciela bez perspektyw i nadziei na lepsze jutro. Prowadzi to jedynie do całkowitego pogrążenia się w beznadziejności i autodestrukcji.
Barman obserwował uważnie wychudłego mężczyznę, a może raczej chłopaka, ostrożnie podsuwając pod jego nos szklankę z whisky. Nie był wcale pewien, czy jest to dobry pomysł, ale wolał nie ryzykować. Z doświadczenia wiedział, że nietrzeźwi ludzie potrafią zachowywać się jak szaleńcy. Wybuchowo i nieprzewidywalnie. Nie chciał wylądować w szpitalu z połamanymi kośćmi, bądź czymś gorszym. Posłusznie więc spełnił wolę klienta, obiecując sobie solennie, że to ostatnia kolejka. Po niej zadzwoni po taksówkę, a jeżeli owy zakapturzony nieznajomy będzie stawiał opór, wezwie policję. Ci już będą wiedzieli jak sobie poradzić z takim przypadkiem…
Taak… To uczucie jest zdecydowanie beznadziejne. Można poczuć się po nim niemalże identycznie, jak po spożyciu narkotyków. Z początku czujesz motyle w brzuchu, możesz przenosić góry, a cały świat spoczywa u twych stóp. Gdy działanie proszków jednak mija powraca szara rzeczywistość, po stokroć gorsza od tej przed zażyciem. Co możesz zrobić wtedy?
Rozczaruję cię, mówiąc, że nic? Musisz to przeczekać. Albo ci przejdzie i okaże się, że masz niezły łeb do tych klocków, albo też poczujesz się jeszcze inaczej. Nie będziesz mógł przestać o tym uczuciu, myśl ta nawiedzać zacznie cię wszędzie. W każdym miejscu i o każdej porze.
Jeżeli spotkasz się z tymi objawami to klamka zapadła. Uzależniłeś się. Od jej/jego zapachu, sposobu poruszania, rozmów… Dobrze, bardzo fajnie. Może dopisze wam szczęście i będziecie dla siebie narkotykiem na długi, szczęśliwy czas, jeżeli i nie na zawsze. Bardziej prawdopodobna jest jednak opcja, że to was zniszczy. Zaangażujecie się, a potem? Trach! I wszystko runie. Jak solidnie budowana wieża z klocków, na której szczycie po mozolnie długiej pracy wykonawczej źle położyłeś ostatni element układanki.
Podobnie było z naszym czarnowłosym gwiazdorem. Chociaż… Według niego to, co było między nim, a panną Carlson to była zwyczajna pomyłka. Złe miejsce, zły czas i źli ludzie. Nie zgranie. Zwyczajny pech, nic poza tym.
Przecież mówiłeś jej, że kochasz…
- I co z tego? Słowa potrafią być puste. Każdemu zdarza się zbłądzić w życiu – mruknął rozjuszony, przełykając kolejną dawkę bursztynowego płynu. Szkocka. Taka, jaką lubił. Nie zwracał uwagi na to, że przecierający brudną szmatką wysokie kufle barman przygląda mu się badawczo. Nie obchodziło go również to, że z pewnością musiał wyglądać jakby postradał zmysły. Pijany, mówiący do siebie, dwudziestodwuletni wariat. Może być coś bardziej irytującego?
Jesteś zwykłym kłamcą! Kogo oszukujesz? Samego siebie? Przecież to do niczego nie prowadzi.
- Mówi się trudno… A prowadzi do czegoś to, że nadal się nie pozbierałem? I to przez nią… Przez nią! Nienawidzę jej. Nienawidzę tej zdziry, Katie Carlson – wysyczał przez zaciśnięte zęby, zaciskając prawą dłoń w pięść, która uderzyła z trzaskiem o mahoniowy blat.
Tak naprawdę wcale nie miał racji. Nienawidził sam siebie, za to, że pozwolił jej odejść. Że jej nie zatrzymał… Że stał obok, patrząc, jak się wykańcza.
To twoja wina, Bill. I nikogo więcej.
Prychnął pogardliwie pod nosem, równocześnie próbując podnieść się z okrągłego krzesełka. Zachwiał się, a obraz stracił na ostrości. Wypełniony po brzegi przerażeniem krzyk jakiejś kobiety był ostatnim z wydarzeń, które zarejestrowała jego pamięć…

***

I jak? Bijcie, ale nie za mocno.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Teallin dnia Środa 07-03-2007, 14:47, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Głupia Barbie




Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z domku dla lalek

PostWysłany: Czwartek 08-02-2007, 20:51    Temat postu:

Pierwsza.

EDIT:

Ja Cię pamiętam Teallin.
Pamiętam to, że coś mi kiedyś uświadomiłaś.

Co do opowiadania...
Było magiczne.
Widać, że jest to opowiadanie, które ma swoje opowiadanie za czasów, kiedy pewnie byłaś fanką. Znaczy, nie wiem czy kiedyklwiek byłaś fanką, ale czuć taką nutkę emocji tam. I to wcale nie są emocje bohaterów.
Może Twoje? A może moje? Nie wiem.

Cytat:
Może dopisze wam szczęście i będziecie dla ciebie narkotykiem na długi, szczęśliwy czas, jeżeli i nie na zawsze.

Chyba powinno być dla siebie.

Chyba myślę o miłośći dokładnie to samo co Bill w Twoim opowiadaniu.

I jeszcze jedna rzecz.
Napisałaś w tym dialogu na początku, że "-Przegrany planuje wieczór" czy coś podobnego, a potem bohaterka kazała Bidonowi dawać propozycje.
A skoro on ją złapał, to ona przegrała i to ona powinna planowac wieczór.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ms. Shy




Dołączył: 13 Sty 2007
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Kielc

PostWysłany: Czwartek 08-02-2007, 21:58    Temat postu:

Cieszę się, że wróciłaś...
Lubiłam czytać twoją twórczość... tokio-hotel-h również.
Napisałaś, że tamto opowiadanie wyszło ci beznadziejnie. Ja tak nie myśle.
Czytając 'pestkę miłości' zapewne co nieco mi się przymoni z tego 'I tomu'. Bo kiedy ja to czytałam... dawno... fajnie, że będzie kontunuacja.
A przechodząc do sedna...
Ciągle piszesz tak samo dobrze, jak nie lepiej.
Twoje opisy uczyć, zachowań i tym podobnych zawsze mi imponowały.
Masz we mnie stałą czytelniczkę... Wink
pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sara Portman




Dołączył: 12 Lip 2006
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z MARZEŃ i DOKONAŃ

PostWysłany: Czwartek 08-02-2007, 23:23    Temat postu:

Wypowiadałam się już na temat tych części (a także kilku w przód), więc nie mam zamairu się powtarzać... Bo o ile się nie mylę, to dokładnie to samo (lub ewentualnie z poprawkami), co na blogu.
Cieszę się, że przenosisz się z tym tutaj. Przynajmniej dostaniesz opinie, a nie spam typu "fajny blog, wpadnij do mnie". Bo zasługujesz na szczerość, która Ci powie, że piszesz świetnie.

Cytat:
Sama nie wiem czemu postanowiłam tu wrócić.
Może dlatego, że czytałam dzisiaj nowy odcinek ,,Nie ma rzeczy..." i jakoś tam poczułam do tego miejsca sentyment?


Ja wiedziałam, że kiedyś to nasze "Nie ma rzeczy do końca szczęśliwej" się do czegoś przyda! Cool I w końcu nadszedł ten dzień. Laughing

Czekam na kolejne części.
Sara Portman

Zastanawiam się tylko, czy usuniesz bloga, czy może będzie dawać notki tu i tam...

Edit:
Przeczytałam jeszcze raz wstęp od Ciebie i... tak sie oburzyłam, że aż musiałam zedytować! Jak to I tom beznadziejny?! Że niby tokio-hotel-h było beznadziejne?! Jak Ci zaraz powiem, jaki on był beznadziejny, to...
Ech. (ochłonęłam) Ok. Twoja opinia. Wiedz tylko, że ja mam inną Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Piątek 09-02-2007, 16:56    Temat postu:

Głupia Barbie - miło mi, że chociaż ktoś mnie tu pamięta Wink
Uświadomiłam ci coś? Nie wiem co, ale i tak się cieszę. Mam nadzieję, że nic złego to nie było. Bo takiego obrotu sprawy bym sobie nie życzyła Razz
Hm... Magiczne powiadasz? Dziękuje, chociaż... Ja piszę zawsze tylko z natchnieniem. Czasami jak jestem taka radosna jak skowronek, czasami jak łzy lecą z oczu na klawiaturę... Tak jest najlepiej.
To samo co Bill? Ojej... To się ciesz, ja myślę o niej jeszcze gorzej.
Dziękuje za opinię i pozdrawiam

Ms.Shy - wolałabym chyba pisać nieco inaczej niż pisałam dawniej. A zresztą... Nieważne Razz Każdy ma na ten temat inne zdanie, a tokio-hotel-h to już przeszłość. Teraz napisałabym to całkiem inaczej...
Mimo to cieszę się, że zamierzasz śledzić dalsze części tego opowiadania. Pozdrawiam

Sara Portman
Heh. Szczerość, która mi powie, że świetnie piszę? Ja tu umieściłam Pestkę raczej z nadzieją na porządną krytykę Grey_Light_Colorz_PDT_42
Tak, przydało się, nie powiem. Ślicznie wam ten ostatni odcinek wyszedł nawiasem mówiąc. Nie usunę bloga. Będę dodawała notki i tu, i tam. Chyba to nic takiego nie jest złego Wink
Tak I tom mi się nie podobał. Ale to moje zdanie jak to sama ujęłaś i ty masz prawo jako czytelniczka do odmiennego, nie wnikam Wink
Pozdrawiam

Reszta jest milczeniem...

Tea


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
~melody_kaulitz~




Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 295
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Tokio Hotelu :D

PostWysłany: Piątek 09-02-2007, 17:24    Temat postu:

Rety. Wróciłaś. Też kojarzę.
Zawsze uwielbiałam twój podpis 'Reszta jest milczeniem... '
Jakoś tak, ale do rzeczy.
Podobało mi się.
Było bardzo ładnie.
Błędów nie widziałam.
Tyle, a i jestem bardzo zadowolona, że możemy Cię tu znów zobaczyć.
Pozdrawiam.
Melody


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
FAILUREKID




Dołączył: 09 Wrz 2006
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Starożytna Belgia. Średniowieczny Tarnów. Nowoczesny Londyn.

PostWysłany: Piątek 09-02-2007, 19:01    Temat postu:

Kolejna.

Tea,
Przyjemnie się czytało.
Fabuła, przypadła mi do gustu.
Miłość jest Piękna jak róża. Pamiętając, ze róża ma kolce a miłość cierpienia.
Pozwoliłam sobie przepuścić tekst przez Worda.
Błędów Nie Wychwyciłam.

Z Przyjemnością zajrzę tutaj niedługo, sprawdzić czy jest nowa część.

Fail.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Beata




Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sobota 10-02-2007, 0:15    Temat postu:

Tak mnie jakoś naleciało na przeczytanie czegoś zupełnie nowego. Może dlatego, że autorki moich ulubionych opowiadań, nie dodały kolejnych części? A może chciałam czegoś innego, świeżego?
Ja nie czytałam wcześniej nic Twojego, ale kojrzę Twój nick przede wszystkim z opowiadań Loreley.
Powiem tylko jedno, cieszę się, że tutaj trafiłam, a moja intuicja nie zyliła mnie. Już wchodząc czułam, że to będzie coś dobrego i nie zawiodłam się.
Na początek powiem, że piszesz naprawdę bardzo dobrze, ładnie konstruujesz zdania, używasz ciekawych przenośni, ubarwiasz tekst pięknymi opisami.
Fabuła też zanosi sie na ciekawą, tymbardziej, że rzecz dzieje się w przyszłości. A tak swoją drogą to ciekawe, czy w tym 2010 roku jeszcze będą grali?

Tak więc wszystko to o czym napisałam, przemawia za tym, że zostaję Twoją czytelniczką.
Pozdrawiam. B.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Sobota 10-02-2007, 15:44    Temat postu:

~melody_kaulitz~~ - cieszę się, że chociaż kogoś cieszy mój powrót Wink
Mój podpis się podoba? Miło mi. I co ja mam tu jeszcze napisać? Ładne czy nie ładne ale jest. Uwielbiam pisać, a to opowiadanie jest dla mnie na swój sposób wyjątkowe. Magiczne. Wkładam w nie dużo uczuć więc... Cieszy mnie każdy pozytywny komentarz Wink Pozdrawiam

FAILUREKID - o fabule narazie wiadomo niewiele, w końcu to dopiero prolog i I część. Ale i tak cieszę się z pochwały. Taak... Miłość jest wspaniała. Ale kłuje, tak jak kolce róży. Bywa w życiu i tak.
Nowej części narazie nie będzie (patrz syngatura) wyjeżdżam gdzieś, gdzie laptopa nie zabieram xD
Ale zaraz jak przyjadę to postaram się coś tu wrzucić nowego. Pozdrawiam;*

Beata - mnie też ciekawi to czy w 2010 roku będą jeszcze istnieli na rynku muzycznym. Czas pokaże, to jest moja wizja Wink Rzecz dzieje się w przyszłości, a zdradzę jeszcze tylko, że... Będzie ciekawie. Tym bardziej, że bohaterka z Billem już była. Cztery lata temu, ale o tym pisałam dawno, niektórzy I tom czytali. Nie polecałabym szczerze mówiąc Razz
Za pochwałę odnośnie stylu pisania dziękuje bardzo. Od dawna piszę, a i tak wydaje mi się, że jestem jakaś taka młoda na pisanie o takich sprawach... No nic, nieważne. Pozdrawiam ;*

Więc... Ja wyjeżdżam. Może natchnienie przywiozę z Afryki xD

Reszta jest milczeniem...

Tea


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Witja




Dołączył: 13 Lip 2006
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sobota 10-02-2007, 22:28    Temat postu:

Ja już się powtarzam poraz wtóry, ale to opowiadanie jest naprawdę tego warte.
Napisane ,zyciowo i w realistyczny sposób. Dzięki tym trzem szczegółom łatwo zlaeźć się w sytuacji bohaterów.
Ja osobiście na przykład widze cię w świecie i uczuciach Billa. Powiedzmy, że mam podbne do jego refleksje i problemy z akceptacją róznych, nowych stanów rzeczy. Coś był teraz tego nie ma i ja nie potrafię sie dostosować... uciekam.
Poprzedni I tom był ciekawy, czytało sie to jednym tchem, ale moim ulubinym momentem był moment, w którym Billon budził sie ze śpiączki <urzekły mnie opisy, popłakałam się i zepsułam kalwiaturę ;D>. Fakt ze ciagnęlo sie to troche tasiemcowato jakos przestał mi przeszkadzac bo był to bardzo dobrze napisany tasiemiec ;D.
Nie chcę sie zbytnio rozpisywać, ale to opowiadanie ma dla mnie jakąś taką dużą wartwość sentymentalną.

W każdym razie podoba mi sie.
Weny życzę.
Witja


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Środa 28-02-2007, 17:55    Temat postu:

Dzisiaj krótko, bo nie mogę długo siedzieć. Podziękuje tylko za opinię i miłej lektury!

***

Część II

Pojedyncze wiązki światła wpadały do przestronnego mieszkania poprzez drewniane okiennice. Wrześniowe słońce leniwie starało się nadać światu chociażby odrobinę barwy, koloryzując wszystkie codzienne smutki i zmartwienia. Gdyby wszystko było jednak takie proste, jakim się wydaje…

Średniego wzrostu młoda kobieta przeciągnęła się leniwie na olbrzymim łóżku, zrzucając z siebie jedwabną kołdrę. Jej długie, kasztanowe włosy rozsypały się malowniczo we wszystkie strony, przysłaniając gęstą kurtyną szczupłą twarz. Błogi uśmiech, który zbłądził gdzieś w krainie marzeń powrócił na malinowe wargi, rozciągając je w grymasie radości…
Pod powiekami nie było nic prócz słodkiej, wszechobecnej czerni. Gustowny atłas przysłonił orzechowe tęczówki, spędzając z nich wszelkie sny i niezaspokojone marzenia. Ona ich nie miała. Czy istnieje, bowiem większe szczęście na świecie niż kochać i być kochanym?
Leżałaby tak zapewne jeszcze długi czas nie myśląc i nie przejmując się niczym, ale przeszkodził jej w tym natarczywy dźwięk dzwonka telefonu. Zmarszczyła czoło, nasłuchując. Hałas dochodził skądś… Z bardzo bliska. Uniosła sugestywnie brwi, na oślep macając dłonią dookoła siebie. Wsunęła smukłe palce pod poduszkę, dobywając spod niej zimne, kwadratowe ,,coś”. Z pamięci wcisnęła jeden z klawiszy, przytykając słuchawkę do ucha:
- Halo? – mruknęła cicho, starając się stłumić potężne ziewnięcie. Zamrugała powiekami, z wolna siadając po turecku wśród rozgrzebanej pościeli.
- Anja? Nie mów mi, że jeszcze śpisz! Wiesz ile mamy dzisiaj do zrobienia? Trzeba jechać do kwiaciarni odebrać kwiaty, zrobić ostatnie poprawki w sukni… Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik!
- Ja też się cieszę, że cię słyszę, mamo – powiedziała spokojnie, przerywając gwałtownie potok słów, płynący z ust zdenerwowanej Juliet.
- Nie odwracaj kota ogonem, Anja. Jak ty możesz być taka opanowana? Jutro wychodzisz zamąż! Naprawdę tak niewiele cię to obchodzi?
- Pewnie, że obchodzi, ale nie wtedy, kiedy budzisz mnie w środku nocy. Która tak w ogóle jest godzina? – Niepotrzebnie zadawała to pytanie. Od kilkunastu tygodni ona zawsze była spóźniona, bez względu na godzinę. Przynajmniej w oczach swojej matki.
Od tego pamiętnego dnia, w którym to Tom Kaulitz zabrał ją do drogiej restauracji, a następnie uklęknął na jednym kolanie i zadał jej pytanie, które mężczyźni zadają w marzeniach wszystkich kobiet, żyła w ciągłym biegu. Nieustanne przymiarki, zamówienia, zmiany w menu, listy gości, wypisywanie zaproszeń… Oświadczenia prasowe i niezliczone sesje zdjęciowe. Prasa miała niezłą gratkę. Jeżeli wzięłoby się pierwszy z brzegu kolorowy magazyn, bez względu na jego tytuł, to znajdowała się w nim chociażby maleńka wzmianka o jej i Toma ślubie. Z początku nawet ją to bawiło, od wielu lat była przyzwyczajona do śledzących ją Paparizzi, ale teraz zaczynało być to utrapieniem. Nie mogła spokojnie wyjść na ulicę, bo zaraz dopadali ją zewsząd tłumy reporterów, ściskających w dłoniach kurczowo mikrofony. Podtykali je jej nachalnie pod usta, oczekując, że w pewnym momencie narodzi się nowa rewelacja. Nikt nie chciał uwierzyć, że ten słynny podrywacz, gitarzysta Tokio Hotel w końcu chce zupełnie ustabilizować sobie życie.
Z początku wszyscy uważali to za dobry żart. Począwszy na wytwórni muzycznej zespołu, a skończywszy na ich piszczących fankach. Jednak teraz… Chyba nawet większość rozhisteryzowanych nastolatek życzyła im szczęścia. Oczywiście nie obyło się bez demonstracji i dziecinnych prób samobójczych. Tydzień temu jakaś piętnastolatka z Monachium wspięła się na dach wieżowca, grożąc, że skoczy.
Zaśmiała się pod nosem na wspomnienie tego całego zamieszania. Niepotrzebnego. W końcu… Każdy człowiek ma prawo do szczęścia.



Juliet prychnęła gniewnie pod nosem. Ona ma czelność pytać się jeszcze o godzinę! Pokręciła głową w niezadowoleniu, zerkając przelotnie na ścienny zegar.
- Wpół do dwunastej. Anja… Proszę cię, ubieraj się. Nie, ja cię nie proszę. To jest rozkaz! Będę u ciebie za dwadzieścia minut, jedziemy do winnicy. I żadnych ,,ale”! Jutro wszystko musi być idealne. Moja córeczka wychodzi zamąż… Moja kochana, mała Anja…
Dziewczyna zachichotała pod nosem. No tak, dla rodziców zawsze pozostanie ich jedyną córką. Dzieckiem. Nawet wtedy, gdy sama będzie miała dzieci…
Na samą myśl o ciąży zaczerwieniła się niczym piwonia. Co prawda chciała mieć dzieci, ale… Ale nie wiedziała co na to Tom. No i oczywiście na razie nie ma mowy. Oboje mają prace, kariery…
Kiedyś na pewno.
Obiecała sobie, przytakując matce, po czym odłożyła telefon na szafkę nocną.
- No cóż… Chyba faktycznie muszę się zbierać – szepnęła cichutko, po czym mozolnie wstała najpierw prawą, potem lewą nogą i na bosaka podreptała do łazienki…

***

Od kilku dobrych godzin był już na nogach. Chociaż… Czy on w ogóle się kładł?
W pamięci miał tylko wielką, czarną dziurę. Mętlik. Film urwał mu się po którymś z kolei drinku. Pamiętał tylko, że siedział na wysokim krzesełku przy barze, czując na sobie karcące spojrzenia barmana…
Potem był tylko kobiecy krzyk, zamazane kształty i czerń. Nic nowego. Jego piątkowe wyjścia z domu kończyły się zazwyczaj w bardzo podobny sposób. Tyle, że dotąd zawsze był na siłach, żeby wsiąść do taksówki, podać kierowcy swój adres i o własnych siłach wejść na dziewiąte piętro wieżowca… Jak to wszystko potoczyło się wczoraj?
Jęknął głośno, łapiąc się za tył głowy. Miał uczucie, jakby w jej środku szarżowało stado dzikich bawołów. Każdy szelest słyszany z ulicy zdawał się być warkotem silnika potężnego samolotu, podrywającego się do lotu…
- Ałć – mruknął ochryple, rozglądając się dookoła po wnętrzu mieszkania. Czego oczekiwał? Że nagle z przeciwległych do salonu drzwi łazienki wyjdzie śliczna dziewczyna w króciutkiej koszuli nocnej? Że z lubością znowu będzie mógł patrzeć na jej twarz, opadające kaskadą na plecy gęste włosy?
- Gdyby za marzenia karali Bill to dostałbyś już dawno dożywocie – wymamrotał pod nosem, z trudem podnosząc się z obitego białą skórą fotela i podchodząc do drzwi frontowych. Ktoś stał po ich drugiej stronie, bębniąc niecierpliwie palcami o mahoniowe deski.
- No już, już idę – Kto to może być? Fakt, miała dzisiaj wpaść do niego Anja w sprawie obrączek, które dostał na przechowanie, ale jak na nią to za wcześnie. Pewnie załatwia już od bladego świtu ostatnie sprawy związane z jutrzejszą uroczystością…
Osobnik stojący na klatce schodowej chyba jednak nie usłyszał jego słów. Nic dziwnego. Takiego niewyraźnego bełkotu pod nosem usłyszeliby jedynie nieliczni, stojący obok niego, a co tu dopiero mówić o kimś, kogo dzielą od Kaulitza masywne drzwi antywłamaniowe.
Położył dłoń na zimnej klamce, odsuwając błyszczącą zasuwę…

***

Toma zaczynało już porządnie denerwować to niemiłosiernie dłużące się czekanie. Może wyszedł? Albo zabalował gdzieś wczoraj i nie wrócił na noc? Taka możliwość również była bardzo prawdopodobna, złem byłoby, więc jej wykluczenie…
Uśmiechnął się jednak delikatnie, kiedy drzwi skrzypnęły i stanął twarzą w twarz ze swoim bratem bliźniakiem. Zlustrował go uważnym spojrzeniem, zatrzymując się dłużej na powyciąganej, szarej bluzie dresowej oraz starej parze jeansów…
Bez makijażu, z potarganymi i tłustymi włosami wyglądał okropnie. Jego twarz była nienaturalnie blada i zapadła…
Przełknął ślinę, bez słowa wchodząc do przedpokoju. Bill zamknął za nim drzwi i nic nie powiedziawszy wszedł do salonu, siadając z powrotem w olbrzymim fotelu.
Tom pokręcił głową z niedowierzaniem. Ten miesięczny urlop miał być dla całej ich czwórki darem od losu, odpoczynkiem, chwilą oddechu. Widocznie jednak wokaliście nie służył on kompletnie…
Westchnął ciężko, siadając naprzeciwko brata.
- Co u ciebie słychać? W porządku? – Słowa wypowiedziane przez krótko ściętego bliźniaka obijały się bolesnym echem we wnętrzu głowy czarnowłosego, który uśmiechnął się gorzko. Co u niego słychać? Dobre pytanie.
- Nie sądzę, żeby było to istotne. Co ma być? No tak, zapomniałem jest wspaniale. Istna sielanka. Niczym zakochany, młody idiota – zironizował, nie patrząc nawet w stronę Toma. Tamten tylko pokręcił głową, nie chcąc wierzyć w to, co się dzieje. Miał nadzieję, że to tylko kolejny sen, koszmar. Że zaraz się obudzi i znowu będą mieli po osiemnaście lat. Obydwoje roześmiani, obydwoje zakochani na amen.
Żałował, że nie może zdradzić bratu, że sam spotyka się z Katie. Jako przyjaciel często u niej bywał. Wiodło się jej naprawdę dobrze, robiła to, co kocha. Uśmiechała się w tylko sobie znany, nadzwyczajny sposób. Nie potrafił tylko powiedzieć, czy robiła to szczerze czy jedynie na pokaz, aby zapewnić go, że wszystko jest w porządku…
- Bill, nie kłam. Nie jest dobrze i uwierz mi, to widać. Ile jeszcze czasu będziesz się nad sobą użalał?
- Tak długo jak tylko zechcę.
- Bill! Naprawdę to, co ze sobą robić nie jest w porządku. Wróć wreszcie do rzeczywistości i spójrz na świat zza kolorowych szkieł okularów. Masz wszystko, wiesz? A i tak jest ci źle…
- Masz rację. Mam wszystko, co drogie i materialne. Mam ciebie, chłopaków… Fanki… Tak, jest naprawdę ok. I wiesz, co? Nie zamierzam się dłużej przejmować - Dla podniesienia wagi swoich słów demonstracyjnie wstał z siedzenia, a jego twarz przybrała obronną minę. Oczy zaiskrzyły tym dawnym blaskiem… Zawziętości i poczucia, że cały świat jest jego. Starszy Kaulitz roześmiał się serdecznie, uśmiechając się szeroko.
- Tak trzymaj bracie. A propos, jutro ślub. Anja była u ciebie po obrączki?
- Jeszcze nie. Umówiliśmy się na wieczór.
- To dobrze. Jejku… Jak ja się denerwuję. Nie mogę uwierzyć, że to już jutro.
- Uwierz. To się dzieje naprawdę…
- Kiedy nie mogę. Wiesz, co Bill? Zawsze to ty miałeś szczęście, co do dziewczyn. Potrafiłeś się naprawdę zakochać, podczas gdy dla mnie dziewczyny były jedynie zabawkami. Nie wiedziałem, co to jest miłość. Łomotanie serca i nieprzespane noce były mi obce. Teraz? Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi!
- Chociaż ktoś, Tom. Chociaż ktoś – mruknął ledwo dosłyszalnie Bill. Cieszyło go szczęście brata, zawsze byli sobie bliscy. Ale mimo to trudno zapomnieć o swoich problemach i niedługo można upajać się cudzym sensem życia…

Reszta jest milczeniem...

Tea


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Beata




Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Środa 28-02-2007, 19:18    Temat postu:

Nareszcie Smile

Szkoda chłopaka, widać, że cierpi i nadal kocha.
Mam nadzieję, że na tym ślubie ją spotka i coś zacznie się dziać.
Czy ja tam dobrze przeczytałam? Tom w krótkich włosach? Chciałabym to kiedyś zobaczyć Very Happy
Ładna część, akcja się rozkręca. Mam nadzieję, że dużo przed nami Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shaday




Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Kielc

PostWysłany: Środa 28-02-2007, 20:15    Temat postu:

czytam!

Tak więc...
kolejna świetna część. Tom na ślubnym kobiercu... interesujące.
No i ten Bill... a właśnie jak wspomniała osoba powyżej może coś się stanie podczas ślubu. No bo chyba Katie będzie na niego zaproszona...
Co bedzie to będzie... poczekamy, zobaczymy.

pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Shaday dnia Sobota 03-03-2007, 18:59, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loreley




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chyba bardziej Opole

PostWysłany: Czwartek 01-03-2007, 19:48    Temat postu:

Pięknie - to jedyne, co mi przychodzi do głowy. Bardzo dojrzale, bez niepotrzebnego sentymentalizmu lub przesadnego dramatyzowania.

Może za bardzo biorę to do siebie, ale jestem teraz podobna do Billa z tego opowiadania. Koleżanki są szczęśliwie zakochane, zaręczają się, wychodzą za mąż - a ja sama. I wiesz, do jakiego doszłam wniosku? Cała ta gadanina o cieszeniu się cudzym szczęściem to największy fałsz na świecie i zwykłe pie****nie! Myślę, że Bill czuje to samo patrząc na zakochanego, biorącego nazajutrz ślub brata.

Lubię Twoje opowiadania. Są dobrze napisane i pokazują autentyczne problemy; coś, z czym można się utożsamiać i co można poczuć.

Gratuluję talentu i czekam na nowy odcinek
Loreley


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Sobota 03-03-2007, 18:07    Temat postu:

Beata - nie tylko on tęskni i nadal ją kocha... No, ale nic więcej na ten temat nie powiem.
Tak, Tom w krótkich włosach. Nie wyobrażałam sobie go po 20, idącego do ołtarza na zaobrączkowanie w dreadach i tej śmiesznej czapeczce więc... Troszkę pofantazjowałam czego efekty widać w treści Wink Oj tak, wiele jeszcze jest do pokazania w kolejnych częściach. No, ale co się dziwić... Dopiero opublikowałam II Wink

Shaday - a i owszem, Tom Kaulitz na ślubnym kobiercu. Katie, nie Kate. Nie czepiam się tylko w tym wypadku nie znoszę przejęzyczeń jakiegokolwiek rodzaju. Ale cieszę się, że część przypadła do gustu Wink Pozdrawiam

Loreley - czytając twoje opinie na temat moich opowiadań zawsze czuję się nieco zawstydzona. Bo... Ja piszę beznadziejnie w porównaniu do ciebie, a ty mówisz, że ci się podoba... Dziękuje, nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy twoja opinia Wink
Tak... Cieszyć się szczęściem najbliższych powinniśmy, ale nie zawsze to idzie w parze z tym co jest rzeczywiście. Szczególnie, kiedy sami przeżywamy ciężkie chwile coś się z tym uśmiechem nie klei...

Reszta jest milczeniem...

Tea


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Astriel




Dołączył: 18 Lut 2006
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sobota 03-03-2007, 21:40    Temat postu:

Przyznam szczerze, że jestem zachwycona.
Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego. Niesmowicie opisujesz uczucia wszystkich bohaterów. Ba! Nie tylko uczucia, opisy także są wręcz doskonałe.
Szczerze gratuluję talentu, naprawdę niewiele osób z forum moze poszczycić się jego posiadaniem. Za to twój kunszt literacki jest wprost zachwycający.
Nie lubię zbytnio chwalić autorów, aby nie popadli w samozachwyt, ale w twoim przypadku choćby malutka krytyka jest niemożliwa. A przynajmniej ja nie potrafię niczego wymyślić. Może to dlatego, że dopiero co przeczytałam wszystkie części i wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem...
Idę poszperać po forum - muszę znaleźć inne twoje dzieła. Wink
Pozdrawiam i życzę dużych pokładów weny.
Astriel.

P.S
A fuj... Ale okropny wyszedł mi ten komentarz. Taki... wazeliniarski. Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Niedziela 04-03-2007, 11:40    Temat postu:

Astriel - ojej... Zastydziłaś mnie, ponieważ ja wcale nie uważam, że piszę chociażby dobrze, a tu raptem naraz tyle komplementów. Mam nadzieję, że nie rozczaruję ciebie ani kogokolwiek innego kolejnymi częściami, bo przed chwilą przebiegłam spojrzeniem III i wydała mi się po prostu do niczego... No, ale nic jak wrzucę ją na forum to się przekonacie sami Wink
Pozdrawiam i raz jeszcze dziękuje za wszystkie opinię.

Reszta jest milczeniem...

Tea


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Środa 07-03-2007, 14:46    Temat postu:

Dzisiaj jest środa i teorytycznie nie powinnam dzisiaj być przy laptopie, a co dopiero dodawać nowej części. No, ale jutro w końcu jest Dzień Kobiet (ciekawe czy jakikolwiek pan o tym będzie pamiętać Razz) i to taki mały prezent. Czemu mały? Bo ta część według mnie jest naprawdę nieciekawa i niskich lotów... No, ale nieważne.
Pozdrawiam Wink


***

CZĘŚĆ III
- Ślicznie wyglądasz – Katie uśmiechnęła się ciepło w kierunku lustrzanej tafli, przypatrując się odbiciu niższej od siebie dziewczyny. Rudowłosa skinęła głową, przygryzając nerwowo wargę. Jej oczy nie wyrażały nic prócz pustki… Zabłąkane w ich kącikach iskierki szczęścia wymieszały się z gorzkim strachem, obawą… Blade dłonie drżały, kiedy wstrząsana silnymi dreszczami położyła dłoń na ramieniu panny Carlson.
- A jeżeli to nie wyjdzie? Jeżeli to tylko kolejny, głupi sen? Jeżeli zaraz się obudzę i okaże się, że rzeczywistość tak bardzo odbiega od tego, co jest tu i teraz? – Szatynka roześmiała się serdecznie, słysząc te słowa. Pokręciła z dezaprobatą głową, nie przestając chichotać. Między nimi był tylko rok różnicy, co wydawało się niczym. Delikatną ryską, maskującą się doskonale z biegiem czasu. Jednak prawda była taka, iż bardzo często rozmawiając z Anją Katie miała wrażenie, że przepaść pomiędzy psychiką jednej, a drugiej jest olbrzymia. Czarna otchłań bez dna. Ciasno oplatająca ciało, zjadająca umysł…
- Nie bądź dzieckiem! Myślałam, że już dawno przyzwyczaiłaś się do związku z Tomem.
- No tak, przyzwyczaiłam, ale… Nigdy nie pomyślałam, że dożyję dnia, kiedy mi się oświadczy. Nie umiem sobie wyobrazić naszego małżeństwa. Tego, że codziennie będę się budziła obok niego i kładła się spać wtulona w jego objęcia. Tego, że będziemy kłócili się, kto ogląda telewizor… - Leciutki cień uśmiechu zajaśniał na jej pełnych wargach, a w oczach stanęła ściana obfitych łez…
Stała jak wryta, nic nie mówiąc. Musi pozwolić się jej wygadać… Innego patentu na takie sytuacje jeszcze nie znalazła. Zresztą szczerze mówiąc nie był jej potrzebny. W gronie swoich znajomych uchodziła za wyśmienitego słuchacza. Można było powiedzieć jej wszystko, wypłakać się w ramię, a ona siedziała, słuchając. Nie przerywała, nie nudziła się zaledwie w połowie. Po skończonej już relacji starała się jakoś składnie poukładać te wszystkie wycinki rozmowy w całość i stworzyć przed swoimi kocimi oczami obraz w pełni oddający prawdziwość danej sytuacji. Następnie doradzała. Jej rady zawsze były inne, każda indywidualna. W końcu do różnych osób różne rzeczy i autorytety przemawiają.
Zaśmiała się w duchu, ciągnąc dalej. Spojrzenie jej piwnych tęczówek było błędne, utkwione w mahoniowej szafie na końcu salonu z sukniami ślubnymi… Ostatnia przymiarka… Jutro włoży tą sukienkę kolejny raz… Już tak dobrze ją znała… Fason, materiał…Każdą fałdkę na kloszastym dole, dodatki. Po prostu wszystko. Jutrzejszy dzień będzie jednak różnił się od pozostałych tym, że po raz pierwszy pod pięknie wykonanym ołtarzem berlińskiego kościoła w białej kreacji ujrzy ją Tom…
- Po prostu jestem z nim już tak cholernie długo, od roku razem mieszkamy, a ja nadal mam jakieś dziwne fobie. Przecież to nienormalne! Wychodzę zamąż za mężczyznę, którego pokochałam jako pierwszego i ostatniego w swoim życiu. Będę miała ślub niczym żywcem wyjęty ze snu, a podróż poślubna to dwa tygodnie na Karaibach… Czym ja się martwię? Cholera jasna! – zacisnęła swoje dłonie w malutkie piąstki, uderzając jedną z nich o gładką powierzchnię olbrzymiego lustra. Szkło pozostało niewzruszone, a jej wierne odbicie zdawało się odbijać złowrogą ironię, uchodzącą miarowo z jej postaci. Westchnęła głęboko, opierając czoło o zimny atłas przejrzystości…
- Anja… Jesteś cholerną szczęściarą – mruknęła cicho, kucając przy skulonej osóbki. Z daleka jej kuzynka wydawała się jedynie małą, porcelanową lalką. O marmurowej twarzy, krwistych ustach i kruchej sylwetce. Tylko włosy dodawały jej wyglądowi zewnętrznemu jako takiego temperamentu. Wściekle kasztanowe sprężyste loki zdawały się płonąć żywym ogniem. Biła od nich nadar optymistyczna aura, co zawsze wprowadzało rozmówców dziewczyny w stan lekkiego zakłopotania. Nie wiedzieli jak zabrać się do rozmowy. Nawet w momentach, gdy życie powalało ją beztiarsko na kolana, ona uśmiechała się szeroko, a włosy płonęły. Widok jej roześmianej twarzy potrafił przywołać nawet na spierzchnięte wargi najgorszego pesymisty i smutasa olbrzymi uśmiech.
Przymknęła powieki, ukrywając twarz w dłoniach. To, co czuła w tym momencie było nie do opisania. Skumulowana wiązanka uczuć. Pozytywne z negatywnymi. Mieszanka iście szampańska. Nie pasowały do siebie wzajemnie całkiem jak kanapki z dżemem i szynką, jak mleko i herbata… Ocet i lemoniada. A jednak istniały. Splotły się niewiadomo kiedy w ciasny warkocz, na końcu którego znajdowała się kokarda miłości, układana przez tak wiele lat. Nie było po prostu szans, żeby cokolwiek mogło to zepsuć.
- Dziękuje – wymamrotała niewyraźnie, swoimi palcami szukając długich palców zielonookiej… Kiedy je znalazła uścisnęła je mocno, jakby w nadziei, że to odpędzi wszelkie wątpliwości…

***

Stanął przed wysokim lustrem w przedpokoju, uważnie przyglądając się swemu odbiciu. Co ujrzał? Wysokiego i bardzo szczupłego mężczyznę o czarnych, sięgających ramion włosach, ziemistej cerze i pustych oczach.
Spróbował się uśmiechnąć… Bez rezultatu. Chyba, że za sukces możnaby uznać wykrzywienie popękanych warg w grymas niezadowolenia, rodem z kiepskiego dramatu.
- Nie to w ogóle nie ma sensu. Pójdę tam i co? Zbłaźnię się przed wszystkimi i na dodatek zniszczę Tomowi wesele. A zasłużył sobie na nie. I jeszcze Anja… Musisz się wziąć w garść, Bill! Ile ty masz do cholery jasnej lat?! Pięć czy dwadzieścia trzy? Nikt ci nie zabrał lizaka, co najwyżej osobowość, więc nie ma nad czym ubolewać – Dziwne. Mówił do swojego odbicia… Niewiernej kopii, która zdawała się znudzenie towarzyszyć mu przez te wszystkie lata życia. Niczym upierdliwy młodszy brat podążało za nim krok w krok, bez względu na docelowe miejsce kolejnej z wędrówek. Razem z nim wspinało się na sam szczyt sławy, a następnie ciężko pracowało, żeby z tego szczytu nie spaść przy pierwszym podmuchu silniejszego wiatru. Show-biznes jest jak wąwóz. Stoisz na jego krawędzi, cienkim kawałku kamienistego podłoża, trzymając się kurczowo ścian. Boisz się upadku w dół. Nie chcesz nawet kierować tam oczu, mając się na baczności. Kto wie w którym momencie pojawi się wygłodniały sęp w postaci konkurencji. A wtedy wystarczy tylko jedno, delikatne dźgnięcie przez niego dziobem. Nic więcej. I lecisz w czerń. Nie ma nic. Nie ma cię, nie ma nas…
Pokręcił gniewnie głową, ukradkiem spoglądając na zegarek. Wpół do dziewiątej wieczorem. Gdyby to była zwyczajna sobota zapewne już przeszło od godziny siedziałby w jakimś barze, wlewając w siebie kolejne litry alkoholu… Lecz nie. Ta sobota nie była niczym podobna do pozostałych. Była wyjątkowa…
Co miał zrobić? Nie chciał jutro czegokolwiek zniszczyć. Nie chciał być przeszkodą w realizacji planu najpiękniejszego w życiu Toma i Anjii dnia… Czego zatem chciał? Odzyskać brata. Jego dawne zaufanie, miłość. Chciał cofnąć czas i przytargać z przeszłości do teraźniejszości wszystkie noce zwierzeń przy butelce, nerwowe palenie papierosów… Razem, nie osobno.
Nabrał powietrza w płuca, odwracając się na pięcie. Z dębowej szafy wyjął biały, puchowy ręcznik i identyczny szlafrok, po czym skierował swe kroki w stronę drzwi łazienkowych…

***

Gorąca para wodna otuliła swymi potężnymi ramionami całą długość łazienki w mieszkaniu panny Carlson. Nie było to znowu jakimś specjalnie trudnym zadaniem, gdyż pomieszczenie było naprawdę niewielkich rozmiarów. Dopiero, co wytartym łokciem przetarła taflę prostokątnego lustra, zerkając w nie niepewnie. Mokre kosmyki włosów sterczały pod dziwnym kątem, a z czoła spływały maleńkie kropelki wody…
Uśmiechnęła się, wycierając raz jeszcze górną część ciała ręcznikiem z zielonej frotty. Jutro już na długie kąpiele z olejkami zapachowymi nie będzie czasu. O dziewiątej rano miała być u Anjii. Tam się przebierze, uczesze przyjaciółkę, pomoże jej z makijażem… I co najważniejsze będzie ją wspierała duchowo. W tak ważnej chwili takie wsparcie jest rzeczą naprawdę konieczną…
Najbardziej niecierpliwiła się odkrycia faktu, kto jest świadkiem Toma. Kiedy zapytała o to Anję kilka tygodni temu, ta wymijająco odpowiedziała coś, że to dobry znajomy jeszcze z dzieciństwa. Potem szybko dodała, że na pewno go nie zna, więc sama się przekona już na ślubie…
- Kto to jest? – pytała samą siebie, czesząc z niezwykłą pieczołowitością włosy… Od urodzenia była naprawdę ciekawa, czasami chciała wiedzieć aż za dużo. Zazwyczaj dopinała swego i dowiadywała się takich rzeczy, o których inni nie mieli nawet pojęcia. Czy jednak to czyniło ją szczęśliwą?
Nie… Dodawało tylko nowych zmartwień na i tak już wystarczająco przeciążonych ich ciężarem barkach.

,, Znam Cię na pamięć Ty mnie pewnie też
nie musze nic mówić jak nikt rozumiesz mnie
za późno by kłamać i tak nie uda sie
za dużo dziś wiemy nie wiedzieć lepiej jest.”


W sumie… Co ją obchodzi tożsamość drugiego ze świadków? Będą musieli stać obok siebie tylko podczas uroczystości kościelnej i tyle. Nie muszą nawet zamienić ze sobą słowa, jeżeli nie będą mieli na to ochoty.
Odłożyła wielką szczotkę, biorąc do ręki balsam do ciała. Rozświetlający cerę…
- Tak, akurat – prychnęła pod nosem, wyciskając białe mleczko na otwartą dłoń, po czym zaczęła wpasowywać je w brzuch, dekolt i nogi…

,, obok jesteś wciąż i nie ma Cię
nie potrafisz wprost nie kochać mnie
może to nie nam pisana jest
taka miłość aż po życia kres.”


Pozatym nie będzie tam sama. Wybiera się na wesele z osobą towarzyszącą… Świadek panny młodej nie powinien być sam. To w złym guście, przynajmniej w rodzinie obu dziewcząt.

,, powiedz mi proszę, co myślisz chociaż raz
wykrzycz mi głośno wszystko co byś chciał
powiedz gdzie jesteś czy tak będziemy trwać
osobno już dawno choć razem cały czas.”


- Będzie świetnie, Kat. Zabawa na całego, nie ma co. Może nawet złapiesz bukiet? – zaśmiała się z własnych myśli. Chociaż… Kto wie. Niezbadane są wyroki boże. A ona miała chłopaka. I to już od bardzo dawna…

,,obok jesteś wciąż i nie ma Cię
nie potrafisz wprost nie kochać mnie
może to nie nam pisana jest
taka miłość aż po życia kres…*”


Szczerze mówiąc nie miałaby nic przeciwko oświadczynom Chrisa. Oboje potrafili się świetnie dogadywać, miło spędzali ze sobą czas. Seks z brunetem również należał do niebywałych przyjemności. Jego pocałunki były lasem rozkoszy, przegryzanych ostrożnie niczym nieznanego pochodzenia poziomki… Jego usta smakowały jednak jak truskawki. Niektóre były przesadnie słodkie, od innych zaś powiewała nutka goryczy…
Przecież ty go nie kochasz…
W jej głowie odezwał się cichy, prowokujący głosik. Wzruszyła ramionami:
- A czy to ma jakieś znaczenie?
Owszem, ma. Mówiłaś mu te dwa magiczne słowa, wtórowałaś, kiedy on ci je mówił. Podawałaś mu na tacy powód do szczęścia. Nie odbieraj mu tego. Nie zasługuje na to…
Jakby tego nie wiedziała, phi. Chris O’Connel był wspaniałym facetem. Szczerym, opiekuńczym i do tego wszystkiego przystojnym. Miał poczucie humoru i był inteligentny. No i przede wszystkim nie widział świata poza nią…
- Kiedyś go pokocham naprawdę. Kiedyś – obiecała sobie solennie, naciskając złotawą klamkę. Z korytarza rozległ się właśnie dźwięk telefonu…


* - Monika Brodka ,,Znam Cię Na Pamięć”

Reszta jest milczeniem...

Tea


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shaday




Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Kielc

PostWysłany: Środa 07-03-2007, 15:13    Temat postu:

zajmuję

edit.
Tak więc... mi się podobało.
Niskich lotów... no wiesz, ale każdy na swoje zdanie. Więc nie będę kwestionować twojej opini co do tej cześci Wink.
Domyślam się kto będzie świadkiem? Czy może czymś zaskoczysz?
A i dziękuję za ten jak to ujełaś 'mały prezent' Very Happy.
pozdrawiam, weny życzę.
p.s I żebyś w końcu napisała zadawalającą Siebie notkę, która mnie napewno powali na kolana Wink.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Shaday dnia Środa 07-03-2007, 19:53, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Judyta




Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Środa 07-03-2007, 19:48    Temat postu:

Mm... Piękne.
W komentowaniu nigdy nie byłam dobra, więc... po prostu chcę Ci powiedzieć, że to opowiadanie jest naprawdę świetne.
O nieszczęśliwej miłości pisało wiele osób i niektórym wychodziło to bardzo dobrze, tak, jak i Tobie. Bo każdy opisywał to na swój, niepowtarzalny sposób.
Czekam na kolejną część.


Pozdrawiam.
Judyta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Beata




Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Środa 07-03-2007, 20:46    Temat postu:

Bardzo ładnie opisałaś tę gorączkę przygotowań przedślubnych, zarówno panny młodej jak i świadków, nie wiem, czemu uważasz, że część jest nieciekawa, wręcz przeciwnie.
Ładne opisy i przemyślenia bohaterów. Wszystko zapowiada się pasjonująco. Ach, już wyobrażam sobie jak to będzie kiedy chcąc nie chcąc, staną jako świadkowie u swojego boku.
Z niecierpliwością czekam na rozwój wydarzeń, pewnie już na nowym forum Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin