Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czym jest szczęscie, Georg? [4/4] 6.02.07r.

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
funny-feeling




Dołączył: 05 Sie 2006
Posty: 251
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warshauuu.

PostWysłany: Piątek 26-01-2007, 21:56    Temat postu: Czym jest szczęscie, Georg? [4/4] 6.02.07r.

Witam ponownie. Ferie, dużo czasu. W 2tygodnie na pewno uda mi się zakończyć, nie jak to było z 'słodko-gorzkimi' do których ciężko mi teraz wrócić Smile.

Miłego czytania. Pozdrawiam.

--------------------------

-Jedna godzina, trzy Liptony, dziesięć Goldenów...- wyliczył na głos, wpatrując się apatycznie, w czekające na niego pod oknem kartonowe pudła.
Miał prawie czterdzieści lat, a przecież wszystko, co posiadał, znajdowało się w tych nieszczęsnych trzech pudłach, z których jedno nie miało być już nigdy więcej otworzone. Przebiegł wzrokiem po obskurnych ścianach sypiącego się mieszkania.
-Mój Boże- jęknął zduszonym głosem i ukrył twarz w dłoniach – Ja wiem, czego chcesz...Chcesz abym znów padł przed tobą na kolana i darł pazurami ściany. Chcesz, bym znów szukał rozpaczliwie twych słów, czyż nie? Słów, których nigdy mi nie powiedziałeś? No powiedz?! Każesz mi żyć dniem, który stworzyłeś i nadzieją, która nie znaczy dla mnie nic? Boże, jaki ty jesteś...Jaki ty jesteś okrutny! A przecież ja nie proszę o wiele! Proszę, ja chcę tylko zapomnieć!
Uderzył pięścią w ścianę. Żałował, że nie umie już wierzyć ani panować nad sobą. Żałował wszystkiego, a najbardziej tego, że nie umiał już żyć. Okno było otwarte, ale mimo tego czuł osaczający go zewsząd zaduch. Obrzydliwy klaustrofobiczny smród, o którym nie chciał już nigdy więcej pamiętać.
Energicznym krokiem zbliżył się do parapetu i począł zachłannie wciągać w płuca wilgotne powietrze. A było w nim wszystko, czego w tej chwili potrzebował. Wolność, spokój, czystość i pamięć tych wszystkich utraconych, jesiennych dni. Teraz nie chciał jednak wspominać, chciał myśleć o spacerze. O pięknej klonowej alejce, o placu zabaw, z którego dochodziły radosne krzyki dzieci i o słomkowym kolorze słońca.
Wyszedł z mieszkania pozostawiając w nim bez żalu kilka mebli, samotne pudła i dmuchany materac. Do kamienicy wprowadził się wczoraj, ale jedyne, co zdołał zrobić przez te dwadzieścia cztery godziny, to ugotować ziemniaczaną zupę i ją zjeść. Nie potrafił się ogarnąć. Mijał drugi dzień jego pobytu, a on ciągle nie umiał pozbierać myśli. Wiedział tylko, że się boi. Kiedyś wierzył w to, że strach jest oznaką słabości i ściskając w rękach fragment rozbitego lustra, mówił do odłamka swojego oblicza „nie boję się”. Ale teraz... Teraz już wiedział, że strachu nie czują tylko głupcy, a on nie był głupi. Był tylko odzyskanym elementem społeczeństwa, wolnym i dlatego tak przerażonym.
Szedł nieśpiesznie alejką, dotykając wzrokiem stalowego nieba. Emanowało spokojem, który po krótkiej chwili zaczął udzielać się i jemu. O, jakże brakowało mu tego! Jak bardzo tęsknił za ukojeniem, za czymś, co tak łatwo uśmierzyłoby jego ból i żal.
-Dzień dobry- dobiegł go nagle cichy, kobiecy głos.
Przestraszony obecnością jakiejś innej osoby, obrócił się i spojrzał prosto w wielkie, brązowe oczy.
–Dzień dobry- odparł w popłochu i już miał się oddalić, gdy siedząca na ławce kobieta, zatrzymała go pytaniem.
-Pan tu nowy, prawda?- skryła zmarznięte dłonie w kieszeniach mocno sfatygowanego płaszcza i uśmiechnęła się przyjaźnie- Widziałam, jak wprowadzał się pan wczoraj.
Stał przez chwilę w bezruchu, jakby zastanawiając się, czy powinien coś odpowiedzieć. Właściwie to nie był pewien, czy w ogóle chce rozmawiać, ale od jakiegoś czasu nie był już pewien niczego.
-Tak, wprowadziłem się wczoraj- potwierdził, przyglądając się jej baczniej.
-My mieszkamy obok, pod dwudziestką- powiedziała, wychylając się, by spojrzeć gdzieś za jego lewe ramię.
Podążył za jej wzrokiem. Pośród zgrabionych liści, niedaleko pordzewiałej huśtawki, siedziała dziewczynka w granatowym płaszczyku. Była odwrócona tyłem, ale słyszał wyraźnie jej radosne podśpiewywanie.
-To pani córka?- spytał, dziwiąc się swojej nagłej ciekawości.
Kobieta odpowiedziała miłym uśmiechem. Miała dobre, łagodne oczy. I wreszcie zrozumiał, dlaczego zdecydował się z nią porozmawiać. Jej oczy były takie jak... Niewidzialna siła ścisnęła mu gardło, a fala mdłości zawładnęła jego ciałem. Zrobiło mu się słabo. Przeklął w myślach siebie i Boga. Nienawidził go. Nienawidził go teraz bardziej niż siebie...NIENAWIDZIŁ!
-Coś się stało?- spytała kobieta z prawdziwą troską w głosie i wstała by go podtrzymać, ale on odsunął się od niej gwałtownie, unosząc ręce w niemym geście protestu.
Wiedział, że jej dotyk zaboli bardziej niż spojrzenie.
-Słabo panu? Co się stało?
-Nic mi nie jest...- wymamrotał półprzytomnie- Muszę już iść...
-Ale...
-Do widzenia!- rzucił zdławionym głosem i czym prędzej zaczął oddalać się klonową alejką.
-Czymś pana uraziłam!?- zawołała za nim wystraszona, ale on nawet się nie obejrzał.
Musiał uciec od jej spojrzenia, dobroci i od pytań, które z pewnością by zadała. Gdy odszedł dostatecznie daleko, by nie mogła go usłyszeć, oparł się czołem o wilgotną korę najbliższego drzewa.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo...- wyszeptał zmienionym głosem.
Wiatr i liście wyśpiewały melodię, która stłumiła jego pozostałe, gorzkie słowa.
Zanurzył dłonie w szkarłacie kałuży, żegnając smutnym wzrokiem zasypiające niebo. Było mu żal rozstawać się z dniem. Podniósł się z westchnieniem i ruszył w kierunku Parkowej, przez szeleszczącą powódź barw.
Tu wszystko wyglądało podobnie. Wszędzie jak okiem sięgnąć, ciągnęły się kwadratowe, kremowe budynki z żaluzjami w oknach, odgrodzone od świata czarnymi zębami krat. Monotonny krajobraz, przetkany gangreną obojętności. Zwyrodniały świat porządnych ludzi, czystych pokoi i jałowych serc. Wzdrygnął się i przyspieszył kroku, wbijając wzrok w gasnący, karmazynowy blask.
Nie podobała mu się ta dzielnica. O wiele bardziej wolał już swoją burą kamienicę, alejkę i mały skwerek z placem zabaw. Kremowe domy przypominały mu zbytnio jego poprzednie życie- to, które stracił, i do którego nie chciał już nigdy więcej wracać.
Gdy skręcił wreszcie w Parkową, doznał niewypowiedzianej ulgi. Mógł zwolnić kroku, wyprostować ramiona, rozejrzeć się wokół siebie i odetchnąć całą piersią. Jego spacer dobiegł końca i chyba się z tego cieszył.
Brudnoszara kamienica tonęła już w pomarańczowym świetle ulicznych latarń, a on skwapliwie zanurkował w jej wnętrzu. Energicznie wspiął się na schody, oświetlone brudną żarówką i... Wtedy ją dostrzegł. Siedziała nieruchomo przy oknie. Skupiona, milcząca, a może zamyślona? Dziewczynka w granatowym płaszczyku.
Zanim zdążył się zbliżyć i otworzyć usta, odwróciła się by spojrzeć na niego.
-Cześć- rzuciła wesoło, nie odrywając od niego szeroko otwartych oczu.
-Witaj...
-Hania- przedstawiła się pośpiesznie.
-Witaj Haniu- poprawił się, czując rosnące zakłopotanie.
-Jesteś naszym sąsiadem, prawda?
-Tak- potwierdził, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
Swoją drogą, wydało mu się to dziwne, że spojrzenie tak małej istoty może wywoływać jego zmieszanie. A może to nie jej wzrok go krępował, ale jego brzydki płaszcz, wytarte adidasy i rozczochrane wiatrem włosy? Zerknął dyskretnie na swoje nogi, potem na zaniedbane paznokcie i zniszczone dłonie. Kiedyś tak nie wyglądał. Kiedyś był inny. Uśmiechnął się niewyraźnie, zaciskając dłonie w pięści.
Wstydził się siebie.
-Jak ci na imię?- spytała nagle dziewczynka.
Imię? Jak brzmiało jego imię w ustach innych?
Sopel, Świr, Dziwak, Odmieniec, Milczek...
MORDERCA.
-Georg
W nikłym świetle żarówki dostrzegł uśmiech dziewczynki.
-Mój chomik nazywa się Georg. Chciałabym kupić mu kołowrotek. Chomiki lubią kołowrotki wiesz o tym?
Nie zdążył odpowiedzieć, że wie, bo dziewczynka nabrała znów głęboki haust powietrza i z jej ust popłynął kolejny potok słów:
-Lubią też cykorię i jabłka. Lubisz cykorie? Mama mi ją zawsze daje, bo mówi, że jest zdrowa, a ona jest gorzka i obrzydliwa.
Zastanowił się przez chwilę. Czy lubił cykorię?
-Chyba nigdy jej nie próbowałem...- przyznał otwarcie.
Jego spożycie warzyw ograniczało się zazwyczaj do pomidorów, kiszonych ogórków i marchewki, ale ostatnio nie jadał nawet tego. Prawie wszystkie jego posiłki składały się z mało wykwintnych zup oraz kanapek z pasztetem i mielonką.
Drzwi dwudziestki skrzypnęły i otwarły się na oścież, zalewając schody falą światła. Poczuł, że robi mu się niedobrze, na widok znajomych mu już łagodnych oczu. Zapragnął stać się niewidzialny. Nie! To nie tak...On był już niewidzialny. Przecież nie poznawali go już znajomi, nie pamiętał o nim Bóg, zapomniała o jego istnieniu także rodzina.
Więc dlaczego ona na niego patrzyła?
Dlaczego ONA widziała?
-Witam ponownie- rzuciła przyjaźnie kobieta o brązowych oczach - Pan dopiero ze spaceru? Mam nadzieję... Znaczy...Chyba pana nie uraziłam? Tak pan szybko odszedł, że...- mówiła trochę zakłopotanym głosem, jakby nie wiedziała jakie powinna dobrać słowa.
Chciał krzyknąć: Tak, zraniła mnie pani. Zraniła mnie pani cholernie, tymi swoimi oczami, tą przeklętą dobrocią...Pani nie wie, co robi. Pani nie wie, z kim rozmawia... Pani nic nie wie!
-Nie, to ja przepraszam...- uspokoił ją po krótkiej chwili, po czym skłamał szybko-...To nic takiego, tylko trochę źle się poczułem...
Kobieta uśmiechnęła się z zażenowaniem i spojrzała w kierunku okna, a on poczuł ulgę.
-Haniu, chodź szybko na kolację.
Dziewczynka ruszyła powoli w górę schodów, a on oniemiał ze zdumienia. Dopiero teraz dostrzegł to, co powinien zauważyć już dawno. Obserwował drobną dłoń dziewczynki, która przesuwała się ostrożnie po brudnej poręczy. Dziecko nie widziało.
-A pan nie wstąpi na herbatę i ciepłe naleśniki? Zrobiłam tak dużo, że chyba nie zjemy ich same- zaśmiała się serdecznie.
-Pan nazywa się jak nasz chomik- wtrąciła dziewczynka, zatrzymując się koło matki.
Miała szkliste, szeroko otwarte oczy, które zupełnie nie pasowały do radosnej buzi dziecka, i które patrzyły gdzieś ponad jego ramieniem. Dopiero teraz zwrócił uwagę, że musi być starsza niż początkowo przypuszczał. Na oko mogła mieć jakieś sześć lat.
-Haniu- upomniała ją speszona matka, kładąc dłoń na jej głowie, pełnej krótkich, ciemnych i dziwnie nastroszonych włosów.
-Nic nie szkodzi...Georg to ładne imię, dlaczego nie miałyby go nosić także chomiki?
Dziewczynka zachichotała, a on poczuł zadowolenie. Cieszył się, że jego słowa zabrzmiały zabawnie. Chciał się nawet uśmiechnąć, lecz nie był w stanie... Zupełnie jakby jego twarz nie miała czucia albo stanowiła fragment wielkiego, kamiennego głazu.
-Idź myj ręce kochanie...- powiedziała kobieta, po czym zwróciła się ponownie do niego- No, proszę tak nie stać. Zapraszam sąsiada na kolację... I niech pan nie robi takiej przerażonej miny, zapewniam, że nie nafaszerowałam naleśników muchomorami.
Georg przełknął bezgłośnie ślinę i drżąc na całym ciele, wspiął się po schodach.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez funny-feeling dnia Wtorek 06-02-2007, 1:09, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ms. Shy




Dołączył: 13 Sty 2007
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Kielc

PostWysłany: Piątek 26-01-2007, 22:19    Temat postu:

Czytałam 'słodko-gorzkie' jednak dawno...
Weszłam tutaj bo wiedziałam, że napiszesz coś dobrego...
I nie myliłam się, treść tego parta pochłonęła mnie, dosłownie...
Nutka tajemnicy... to dziwne zachowanie Georga...
Sam fakt, że to on jest bohaterem mnie cieszy.
Masz świetny styl...
pozdrawiam.
Ms.Shy
p.s. po ukazaniu sie kolejnej części spodziewaj się mojej wizyty Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ms. Shy dnia Sobota 27-01-2007, 10:46, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eedyta




Dołączył: 13 Maj 2006
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sobota 27-01-2007, 9:24    Temat postu:

ciekawe. Takie inne. Zobaczymy co będzie dalej

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mroczny anioł




Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: za górami za lasami.... w domku z piernika :)

PostWysłany: Sobota 27-01-2007, 12:17    Temat postu:

jak już większość powiedziała, że jest z nutką tajemnicy Smile
lubię takie opowiadania Smile podoba mi się twój styl Smile
czytało mi się lekko Smile i przyjemnie o tak Smile
a z tą dziewczynką, że niewidoma zaskoczyłąś mnie Smile
a chomik mnie rozbawił Smile
narazie mi się pdoba i jestem ciekawa dalszej części Smile
Pozdrawiam Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
funny-feeling




Dołączył: 05 Sie 2006
Posty: 251
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warshauuu.

PostWysłany: Sobota 27-01-2007, 22:42    Temat postu:

hym, chyba się nie zmieszcze w 3 odcinkach Smile
dziękuje za miłe komentarze.

Ms. Shy ze 'słodkogorzkich' akurat nie jest zadowolona Smile Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
FAILUREKID




Dołączył: 09 Wrz 2006
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Starożytna Belgia. Średniowieczny Tarnów. Nowoczesny Londyn.

PostWysłany: Niedziela 28-01-2007, 15:12    Temat postu:

Funny..
Wykonanie świetne.
Ahh, ta tajemnica.. To mnie Pociąga.

Czytałam twoje Opowiadanie : "Słodko-Gorzkie". Zakochałam się w nim. Niewiem jak możesz być niezadowolona z tak świetnego opowiadania.
Czekam na następną część tego , jak i tamtego drugiego opowiadania.

Życzę dużo weny.

Fail. Embarassed


[/u]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
funny-feeling




Dołączył: 05 Sie 2006
Posty: 251
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warshauuu.

PostWysłany: Niedziela 28-01-2007, 22:38    Temat postu:

Kuchnię wypełniał Gordon Haskell oraz zapach naleśników z dżemem. Było to niewielkie podłużne pomieszczenie, z ogromnym oknem, ozdobionym żółtymi firankami.
Ściany były złociste, szafki miały barwę kawy z mlekiem, a on...
Podziwiał.
- Ma pani piękną kuchnię- stwierdził z zachwytem, którego nie chciał i nie potrafił ukryć.
Kobieta uśmiechnęła się szeroko.
- Mam na imię Helena, może mówmy sobie na ty? Przecież jesteśmy sąsiadami...- jej łyżeczka od herbaty zawisła w powietrzu, w połowie drogi do cukierniczki- Powiedziałam coś nie tak? Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko temu?
- Nie, oczywiście...- znów spróbował się uśmiechnąć, ale zamiast tego jego twarz wykrzywiło coś, co można by nazwać grymasem bólu- Mów mi Georg.
- Więc Georg, gdzie mieszkałeś wcześniej?
Chłopak bezwiednie zmarszczył czoło, wbijając wzrok w ostatniego naleśnika. Helena spojrzała na niego uważniej, wyczekując odpowiedzi, ale on ukrył usta w kubku herbaty.
- Przepraszam, nie chcę być wścibska...- Wytłumaczyła się pośpiesznie - Tak tylko spytałam...
- Nie szkodzi... Po prostu nie wiem, czy chcę o tym mówić...
- Rozumiem- Jej twarz była pełna spokoju.
- Wątpię...- rzucił oschle, ale dobre, brązowe oczy sprawiły, że dodał nieco łagodniejszym tonem - Ja nie wiem, czy w ogóle chcę o tym mówić...
Helena kiwnęła z namysłem głową, ale w jej oczach nie wyczytał niczego poza zrozumieniem. A przecież nie mogła rozumieć niczego, a jednak... Rozumiała. Dlaczego?
- Mamo! - dobiegło ich wołanie z pokoju - Mamusiu! Georg mi znów uciekł pod sofę!
Helena zaśmiała się. Miała piękny uśmiech i zdziwiło go, że dopiero teraz to zauważył.
Nie była bardzo urodziwą kobietą, ale uśmiech miała jak dotyk słońca, a oczy jak płonące na nocnym niebie gwiazdy...Te oczy...
Poczuł, że się dusi.
- Może go poszukajmy, bo znowu poogryza tapety- zaśmiała się jeszcze radośniej i skierowała kroki do salonu, rzucając do niego przez ramię - Więc jak Georg? Chcesz być łapaczem?
Podniósł się energicznie z krzesła i zanurzył razem z nią, w pomarańczowym świetle przedpokoju. Perspektywa nowo powierzonej funkcji wydała mu się nawet zabawna.
Salon był całkiem duży i bardzo przytulnie urządzony. W kącie żółtego pokoju stała kremowa sofa, obok niej znajdował się jej bliźniaczy brat- fotel. Był tam także duży regał z książkami i telewizorem oraz niewielki stół i kilka krzeseł.
- No nie stój tak, Georg... Jesteś łapaczem!- krzyknęła Helena, gdzieś do szpary pomiędzy podłogą a sofą.
Georg uklęknął przy drugim końcu sofy i zajrzał pod nią.
- Jest tam. Widzę jego głowę.
- Łepek!- poprawiła go Hania, sadowiąc się wygodnie w fotelu - Chomiki nie mają głów.
- Nie przeszkadzaj, kochanie... Spróbuj go wyciągnąć, a ja dopilnuję, żeby nie zwiał pod regał - w głosie Heleny brzmiała determinacja oraz doświadczenie starego poskramiacza chomików.
Georg wsunął głęboko rękę i wyciągnął chomika.
- To tylko but lalki - stwierdził z rozczarowaniem, wpatrując się w dziwny bucik z pomponami.
- To Kopciuszka!- zakrzyknęła Hania i dodała pełnym zapału głosem- Włóż go tam z powrotem! Kopciuszek zgubił ten pantofel pod sofą, jak wracał z balu.
- Zawsze myślałem, że gubił je na schodach- zamruczał pod nosem, upychając but ponownie pod sofą.
Helena zachichotała.
- Mam go.
Helena wyprostowała się. W delikatnym uścisku trzymała chomika.
Georg podniósł się z klęczek i popatrzył spod oka na zwierzątko, w którego oczach malowało się przerażenie. Chomik poruszało nerwowo wąsikami, popiskując cichutko.
- Haniu, pamiętaj żeby nie wyciągać Georga z klatki, jak mnie nie ma w pokoju - upomniała ją łagodnie matka, wkładając jej zwierzątko w ręce - Odłóż go i leć do mycia. Czas spać.
Hania uśmiechnęła się i bez protestu zsunęła z fotela. Przeszła w stronę regału i włożyła chomika do szklanego akwarium, stojącego na najniższej półce.
- Dobranoc, Georg - powiedziała, wychodząc w pokoju.
Georg nie był pewny, czy pożegnanie było skierowane do niego, ale na wszelki wypadek odpowiedział ciche „Dobranoc”.
Mała dłoń Hani prowadziła ją do łazienki, znacząc niewidzialny ślad na kawowym blacie regału oraz żółtym obrusie, w wielkie polne kwiaty.
- Jest bardzo samodzielna, jak na... – zaklął w myślach, widząc posmutniałe spojrzenie Heleny.
Smutek w jej oczach, w jej dobrych oczach...
- Przepraszam, nie chciałem...
- Jak na niewidome dziecko. Nie bój się nazywać rzeczy po imieniu, Georg - powiedziała nieco głuchym tonem - Tak, jak na niewidome dziecko Hania jest bardzo samodzielna. Jest bardziej samodzielna niż niejedno zdrowe dziecko, które znam. Ale wiedz Georg, że nie zawsze była niewidoma... Cztery lata temu zdarzył się ten wypadek... Mój mąż zginął, a Hania...
Cisza, która zapadła w pokoju przesycona była jej smutkiem i jego zmieszaniem. I nagle zapragnął ją przeprosić, przytulić, ucałować w czoło i zatonąć w jej oczach... Ale wiedział, że to nie było możliwe.
- Przykro mi... Ja... Ja już lepiej pójdę. Jutro muszę wstać bardzo wcześnie. Dziękuję za kolację, była naprawdę pyszna- wyrzucił jednym tchem i ruszył do drzwi.
Towarzyszyła mu w milczeniu i dopiero, gdy chwytał za klamkę, odezwała się przyciszonym głosem:
- Zatem do zobaczenia, Georg.
Posmutniał, zastanawiając się, czy powiedziałaby to samo, gdyby wiedziała wszystko?
- Do zobaczenia.
Zamknął za sobą drzwi.

**

- Powinieneś rzucić palenie- pouczyła go po raz wtóry Hania, pewnego zimowego wieczoru, gdy jak zwykle, siedzieli na huśtawkach przed blokiem.
- Po ciężkim dniu pracy dobrze jest czasem zapalić...- powiedział gdzieś w przestrzeń spowitą sztucznym światłem lamp.
- Praca w sklepie wcale nie jest ciężka. Przecież wykładasz tam tylko rzeczy na półki.
Georg zaciągnął się głęboko.
- Widzisz Haniu, ta praca w sklepie to najtrudniejsze zajęcie, jakie miałem do tej pory. Muszę być punktualny, uprzejmy, posłuszny szefowi i miły... Miły nawet wtedy, gdy nie mam na to najmniejszej ochoty.
- Nawet dla pani Winiarskiej?- zdumiała się Hania, przechylając głowę.
Wielki, biały pompon opadł jej na ucho, przez co przypominała mu teraz skrzata z bajki o sierotce Marysi.
- Nawet dla niej.
- Ale ona jest zarozumiała i śmierdzi- usta dziewczynki wykrzywiły się w grymasie niesmaku.
Georg wypuścił nosem dym.
- No cóż. Ale każdemu należy się szacunek, prawda?
- Chyba tak...- odparła Hania, patrząc ponad jego ramieniem, swoim szklistym wzrokiem- Georg?
- Tak?
- Wczoraj spadł pierwszy śnieg... Wracałam z mamą ze szkoły, złapałyśmy jeden płatek i wiesz co?
- No?
- Wypowiedziałam życzenie.
Georg rzucił niedopałek na zmarzniętą ziemię i przydusił go obcasem buta.
- A jakie to było życzenie?
- Jak ci powiem, to się nie spełni...- spuściła głowę, a pompon opadł jej na oczy- No dobrze, skoro tak chcesz, to powiem. Poprosiłam o przyjaciela, bo bardzo chciałabym mieć przyjaciela. Nigdy nie miałam nikogo poza Georgem, Kopciuszkiem i mamą. A ty?
Georg spojrzał na nią uważniej.
- Co ja?
- Czy ty jesteś moim przyjacielem?
- Tak. Chyba jestem.
Hania uśmiechnęła się pogodnie.
- Georg? Czy mogę o coś jeszcze spytać?
- Pytaj.
- Czym jest szczęście? Powiedz mi Georg? Ja nie jestem dzieckiem , nie mów mi jak mama. Powiedz mi prawdę.
Georg zapatrzył się na ośnieżone drzewo, po czym uśmiechnął nieznacznie.
Nawet nie wiedział, kiedy znów nauczył się uśmiechać, ale był pewien, że odzyskana umiejętność przysparza mu bardzo wiele radości.
- Szczęście, Haniu, ciężko jest nazwać...
- Ale spróbuj Georg. Ty umiesz wszystko.
Georg spojrzał na jej skupioną buźkę, zajrzał w szkliste oczy tak głęboko, aż sięgnął wzrokiem serca.
- Dawno temu szedłem przez wieś. Gdy mijałem łąkę, zatrzymałem się oczarowany, słysząc muzykę... Podszedłem bliżej, jeszcze bliżej i... Ujrzałem Cyganów siedzących na trawie. Grali na instrumentach i śpiewali, a ich piękne kobiety wirowały w tańcu, podzwaniając ozdobami. Dzieci klaskały, tuliły się do starszych albo baraszkowały w trawie, naśladując skaczące zające. To było tak piękne, Haniu...Oni mieli siebie, taniec, muzykę i słońce. Czy rozumiesz teraz, czym jest szczęście?
Twarz Hani rozpogodziła się nagle.
- Tak- kiwnęła głową - Dziękuję.
- Nie ma za co- pociągnął ją za pompon.
- To chodźmy już, bo mama zaraz będzie mnie wołać.
- Chodźmy.
Ujął dziewczynkę za rękę i poprowadził oszronionym chodnikiem, a ona zaczęła podśpiewywać swoją ulubioną melodię.
Był zimny wieczór, ale on nie czuł chłodu.
Czuł tylko ciepło w sercu i zapomnianą już prawie bliskość...
PRZYJACIELA.
*
Biel stanowiła przestrzeń. Przestrzeń stanowiła biel...
Uwielbiał zimę.
Oderwał wzrok od okna i nawlekł kolejny koralik na żyłkę. Nie wiedział, co go podkusiło z robieniem tych nieszczęsnych łańcuchów. Być może chciał poczuć się bardziej świątecznie? Być może chciał znaleźć bardziej twórcze zajęcie niż mechaniczne odliczanie minut? A być może były ku temu też inne powody?
Ostatni koralik i zawiązał supeł. Łańcuch był długi, kolorowy i tak tandetny, jak jego sztuczna choinka. Oplótł go wokół drzewka uważając, by nie strącić drewnianych aniołków i jedynej czerwonej bombki, która je zdobiła.
- Nawet nie jest tak źle...- powiedział do choinki, siląc się, by jego słowa zabrzmiały jak najbardziej szczerze-... Ta gwiazda naprawdę dodaje ci uroku...
Gwiazda betlejemska- zrobiona ze szkła, kupiona za 3 złote od pijaczyny spod osiedlowego.
- Może masz rację... Jakoś dziwnie ci w niej...- zamruczał i ściągnął gwiazdę z wyłysiałego czubka choinki- Tak jest o wiele lepiej.
Wstał z krzesła i ruszył do przedpokoju, gdzie czekało już na niego jego podenerwowane odbicie. Schludnie przycięte włosy, ciemny garnitur, czerwony krawat, błyszczące niecierpliwością oczy...
Kątem oka zerknął na zegar wiszący w kuchni.
Jeszcze piętnaście minut.
Georg z lustra był elegancki, zniecierpliwiony, przerażony i...
- Jasna cholera!- rzucił się z powrotem do pokoju i chwycił prezenty leżące na stoliku.
Oczywiście musiał nawlekać koraliki, bawić się z choinką, gapić tępo w okno i zapomnieć o najważniejszym. Zapakowaniu prezentów!
Taśma? Taśma. Nożyczki? Nożyczki.
- Papier, papier, papier...- rozglądał się z desperacją po pokoju.
Srebrny papier w żółte Mikołaje leżał pod stolikiem. Dlaczego w żółte? Tego nie wiedział. Wiedział jednak, że już jest spóźniony. Nigdy nie umiał pakować prezentów, a tym bardziej w takim popłochu.
Zaklął pod nosem, gdy kawałek taśmy przykleił mu się nie do tej głowy Mikołaja, do której chciał. Oderwał go pospiesznie, ale wtedy pojawiła się wielka dziura.
Przeklął wszystkie Mikołaje i chwycił ponownie za nożyczki. Wyciął większy kawałek prostokąta i okręcił nim ponownie prezent.
- Jeeeezuuuu...
Odrzucił wycięty kawałek i zaczął od nowa.
- Nie mogłeś zapakować na miejscu. O nie! Nieeee... Wolałeś w domu, sam, samodzielnie... Syknął pod nosem, gdy kolejny Mikołaj dostał taśmą nie tam, gdzie trzeba.
Cała operacja zawijania prezentów pochłonęła mu trzydzieści minut. Trzydzieści przerażających, pełnych napięcia minut. Gdy skończył, był spocony, wymęczony, przerażony efektem swojej pracy i...
Oczywiście spóźniony.
Zaklął siarczyście i namacawszy wreszcie klucze w kieszeni marynarki, wybiegł z mieszkania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Witja




Dołączył: 13 Lip 2006
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Niedziela 28-01-2007, 23:06    Temat postu:

Świetne.
Takie proste i zrozumiałe, przynajmniej po części. Napisane w życiowy i rzeczywisty sposób.
Podobało mi się.
Malutka Hania, jest poprostu urocza.
Ciężko powiedziec coś więcej, bo cóż mowic to jest poprostu świetne opowiadanie...

Czekam na kontynuację i życzę weny.
Witja


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackAngel




Dołączył: 09 Cze 2006
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź.

PostWysłany: Poniedziałek 29-01-2007, 3:05    Temat postu:

Hania jest urocza *.*

A całe opowiadanie napawa takim... dziwnym, ciepłym uczuciem.
Ach, ładnie .

B.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
styśka




Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 295
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Z wyimaginowanego świata marzeń i iluzji.

PostWysłany: Poniedziałek 29-01-2007, 13:19    Temat postu:

Oh.
świetne.
Hania... jest urocza.
I opowieść o tych cyganach, o szczęściu.
I żółte Mikołaje na srebrnym papierze.
Wszystko piękne.
I tylko jedna literówka.
Którą zgubiłam .

Nieważne.
Piękne.

Pozdrawiam i czekam na 3 odcinek.
Styśka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mroczny anioł




Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: za górami za lasami.... w domku z piernika :)

PostWysłany: Poniedziałek 29-01-2007, 13:48    Temat postu:

odcineczek był świetny Smile
podobało mi się jak opisałaś co to szczęście i wyznanie Hani o przyjacielu Smile a leżałam na ziemi zwijając się ze śmiechu po przeczytaniu fragmentu z pakowaniem prezentó Smile ach ta taśma Wink
ja chcę już kolejny Smile
Pozdrawiam Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ms. Shy




Dołączył: 13 Sty 2007
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Kielc

PostWysłany: Poniedziałek 29-01-2007, 16:06    Temat postu:

Hej!
No tak ... kolejna dobra część... phi... dobra... świetna poprostu.
Nie wiem co tu mogę rozwinąć...
Czym jest szczęście... hmmm można by tutaj polemizować...
Dla każdego może być to coś innego... nawiązanie do Cyganów bardzo mi się spodobało.
Znów potrafił się uśmiechać... dobry znak... czyżby początkiem jakiś zmian w środku Georga?Hania zapewne się do tego przyczyni, a może nie tylko ona?
Dobra koniec spekulowania i przewidywania...

A co do 'słodko-gorzkich' Ty możesz nie być z nich zadowolona, ale to i tak nie zmieni faktu, że dla mnie to opowiadanie było i jest świetnie napisane...

pozdrawiam i weny życzę!
Ms.Shy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
funny-feeling




Dołączył: 05 Sie 2006
Posty: 251
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warshauuu.

PostWysłany: Wtorek 30-01-2007, 21:18    Temat postu:

Helena miała na sobie przepiękną czerwoną suknię, czapkę świętego Mikołaja oraz pluszowe kapcie w wielkanocne kurczaki.
- Obcas mi się złamał - wytłumaczyła bez większego zażenowania swoje wielkanocne łapcie- Miałam do wyboru, albo gumiaki w kwiaty, albo te kapciochy. Sądząc po twojej minie dokonałam złego wyboru?
- Nie! No coś ty, podobają mi się- przyznał wesoło.
- Jasne... A co my tu mamy?- zapytała, popatrując z rozbawieniem na ściskane przez niego prezenty- Sam pakowałeś?
- Nie, to nie moja sprawka- pospieszył z poważną odpowiedzią- Jak znalazłem je pod moją choinką, były już w takim stanie. Mikołaj trochę spaprał robotę. Pewnie był pijany.
- No tak... A przepraszam, gdzie moje dobre maniery?- zaśmiała się serdecznie- Wchodź prędko.
Ściana w korytarzu przybrana została długim łańcuchem migoczących lampek. Może nie był to szczyt dekoratorskiej finezji, ale ozdoba wyglądała całkiem ładnie. Pasowała do mieszkania pachnącego lasem, makowcem oraz wiśniowymi podróbkami perfum.
-GEORG!- zawołała gdzieś z salonu Hania, pełnym podniecenia głosem- Chodź szybko! Zobaczysz choinkę!
- Idź, idź. Ja jeszcze dokończę jedną rzecz w kuchni.
Hania siedziała przy choince. Szukała rączkami bombek, a jej twarz rozświetlał uśmiech i czerwień lampek. Mała ubrana była w granatową sukienkę, czerwone rajstopy i czapkę Mikołaja.
- Witaj, krasnalu- rzucił zbliżając się do niej.
- Georg, ile razy mam ci mówić?- uniosła wyżej buźkę i kontynuowała tonem matki karcącej niesforne dziecko- Nie jestem krasnalem, tylko niewyrośniętym olbrzymem.
- No tak, przepraszam... Ciągle zapominam. Olbrzymy są lepsze niż krasnale.
- No pewnie! Krasnale są brodate, brzydkie i tłuste, a olbrzymy sięgają głową nieba i są silne. Ja jestem silna Georg. Dzisiaj uniosłam cały worek orzechów!
- No to rzeczywiście, bardziej pasujesz mi do olbrzymów- zaśmiał się i pociągnął ją za pompon- A skąd macie te czapki? Mikołaj wam dał?
- Głuptasie, jaki Mikołaj? Na bazarze kupiłyśmy wczoraj- odparła Hania, poprawiając czapkę - Mikołaj ma ważniejsze sprawy na głowie niż rozdawanie czapek. Musi rozwieźć prezenty do wszystkich dzieci i dorosłych.
- No tak- przyznał z uśmiechem i bezszelestnie położył paczki na podłodze koło fotela.
- Georg?
Pucołowata buzia Hani wyrażała głęboką zadumę.
- Tak?
- Powiedz mi, czy choinka jest piękna? Mama już mi ją opisywała, ale chciałam się upewnić czy mówiła dobrze. Jak ona wygląda?
- Hmm...
Georg przyjrzał się po raz kolejny choince. Piękna, to było mało powiedziane. Była najładniejszą choinką, jaką widział w swoim życiu, a jego domowa produkcja dekoracyjna mogła jedynie stanąć w jej głębokim cieniu.
- To piękna choinka... Z zaczarowanego lasu.
-Z zaczarowanego?- zdumiała się Hania- Jak to?
- No przecież sama mówisz, że krasnale i olbrzymy istnieją. One mieszkają w zaczarowanym lesie, no i są tam też choinki. Takie jak wasza.
- Ale przecież mama mówiła, że kupiła ją na bazarze- twarz Hani wyrażała coraz większe zdziwienie, a jej niewidzące oczy skupiły uwagę na oparciu fotela.
- Głuptasie- pogłaskał ją po policzku- Myślisz, że nie poznałbym choinki z zaczarowanego lasu? Gdybym opisał ci moje drzewko, od razu wiedziałabyś, że jest ze sklepu albo bazaru. Ale ta choinka... Haniu, ona musi być z zaczarowanego lasu. Powąchaj tylko, jak pachnie... Czujesz? Jak magia. Jak magia z zaczarowanego lasu olbrzymów i krasnali.
-C zuję!- zakrzyknęła radośnie Hania- Georg, ona naprawdę jest z zaczarowanego lasu!
- No tak, przecież mówię- uśmiechnął się na widok jej rozweselonej buzi- No i jest piękna, Haniu. Ma kolorowe bombki, srebrne łańcuchy i białe aniołki, które o północy będą mówić ludzką mową...
- Naprawdę? Mama mówiła, że tylko zwierzęta będą tak mówić.
- No tak- przytaknął - Ale aniołki także. Sama się przekonasz, jeśli tylko nie zaśniesz.
Hania klasnęła w ręce.
- Nie zasnę! Będę czujna! Georg?
- Tak?
- A czy nasza zaczarowana choinka ma końskie włosy?
Georg parsknął gromkim śmiechem.
- Końskie włosy? Mówi się włosy anielskie- śmiał się dalej, nie mogąc przestać- Końskie włosy... No, tego jeszcze nie słyszałem, jak długo żyję. Żeby włosy konia wieszać na choinkę!
- Nie śmiej się ze mnie- nachmurzyła się Hania- Bo będę się na ciebie gniewała do końca życia! I nigdy, przenigdy już nie powiem ci sekretu!
Do pokoju wkroczyła Helena z półmiskiem sałatki.
- Dobrze, już nie będę- powiedział, próbując nadać tonowi swojego głosu jak najpoważniejsze brzmienie.
- Chodźcie! Puścimy kolędy, podzielimy się opłatkiem i napchamy jedzeniem!- rzuciła do nich Helena pełnym radości głosem.
Wielki pompon opadł jej na oczy.
*
- Misio!- krzyknęła Hania tuląc do policzka śnieżnobiałego miśka z pękatym brzuszkiem.
Helena uśmiechnęła się do Georg.
- Jest piękny! Skąd Mikołaj wiedział, że chcę misia!?- głos Hani rozpływał się w zachwycie.
- Mikołaj wie wszystko, kochanie.
- A wiecie, co ja myślę?- spytała szeptem Hania.
- Co takiego, kochanie?- odpowiedziała pytaniem Helena.
- Myślę, że tatuś mu powiedział, jak się do niego modliłam.
Twarz Heleny posmutniała. Jej piękna, dobra twarz...
Georgowi zrobiło się nieswojo, skupił więc całą uwagę na „Cichej nocy” sączącej się z głośnika radiowego.
- Być może, kochanie- odparła zmienionym głosem- To może idź pobawić się nowymi prezentami kochanie, a my odpakujemy swoje?
Hania kiwnęła głową i ruszyła po omacku do sofy, ściskając mocno misia i nową lalkę, którą od razu po rozpakowaniu nazwała „Nowym Kopciuszkiem”.
- To może ja zacznę- chrząknęła niezręcznie Helena, popatrując na niego spod swoich długich rzęs.
- Jasne- uśmiechnął się, zachęcając ją skinieniem głowy- Rozpakuj pierwsza.
Zapach jej perfum zdawał się otaczać go ze wszystkich stron. Delektował się nim i sycił.
Odpakowywała prezent, a on patrzył na jej drobne dłonie, skupiony wyraz twarzy i opadający na czoło niesforny pompon. Wydała mu się taka bezbronna, taka samotna i taka piękna w swojej wieczorowej czerwonej sukni. Zapragnął ją przytulić, ale zamiast tego ukrył ręce pod stołem.
- O Boże!- rzuciła z zachwytem, spoglądając mu w oczy- Jaki piękny szal!
- Podoba ci się?- poczuł, że twarz pali mu się czerwienią- Nie mogłem się zdecydować na kolor, ale lubisz czerwony, więc wybrałem taki. No i ta kobieta ze sklepu mówiła, że...
Urwał, gdy musnęła ustami jego policzek. Zapach wiśniowych perfum stał się intensywniejszy.
- Dziękuję- uśmiechnęła się szeroko, zarzucając szal na ramiona.
- Nie ma za co- odparł sztywno.
- Czyżbyś się czerwienił, Georg?- zażartowała, podsuwając mu jego prezent- Twoja kolej.
Georg czuł, jakby płonęła mu głowa. Nie mogąc opanować zażenowania, chwycił zbyt szybko prezent i począł go pospiesznie odpakowywać. W środku znajdowała się płyta Nory Jones.
- Dziękuję- szepnął zdławionym głosem- Dziękuję, Heleno.
- Wiem, że ją lubisz. Ciągle słyszę przez ścianę jak zawodzi- zaśmiała się, patrząc uważnie na jego rosnące zmieszanie - Coś się stało? Masz już tą? Myślałam, że to najnowsza...
- Nie, prezent jest cudowny, dziękuję...
- Ale?
- Ale... Ja od tak dawna...- urwał, przygryzając wargę- Od tak dawna nie czułem się szczęśliwy... To jakbym się dusił nadmiarem emocji, których nie potrafię nazwać...Rozumiesz?
Helena kiwnęła głową i zacisnęła palce na jego dłoni.
-Georg, ty potrafisz je nazwać, jest jednak jeden problem... Ty się ich boisz.
Georg wyswobodził rękę z jej delikatnego uścisku i uciekł spojrzeniem w bok.
- Może... Czy to ma jakieś znaczenie?
- Nie wiem. Ty mi powiedz- Helena cofnęła się na oparcie krzesła.
Upiła łyk wina. W tle jakaś wokalistka śpiewała anielskim głosem „Jezus Malusieńki” i Georg natychmiast pomyślał, że Helena też miała taki głos. Gdy mówiła, gdy szeptała, gdy śpiewała przy smażeniu naleśników...
Spojrzał na bawiąca się zabawkami Hanię. Dziewczynka głośno śpiewała razem radiem, tuląc do piersi Nowego Kopciuszka i misia.
- Proszę cię, Heleno... To nie tak, jak myślisz, ty nic nie rozumiesz.
- Wybacz, ale jeśli ktoś cię rozumie, to tylko ja- rzuciła, zaglądając do kieliszka- Dolejesz mi jeszcze wina?
Nie wiedział, co odpowiedzieć, więc nie odpowiedział nic. Sięgnął przez stół po butelkę i nalał jej pół kieliszka.
- Nie tylko ty cierpisz, Georg. Nie tylko ty się boisz. Nie jesteś jedynym, którego spotkało zło tego świata i nie jedynym, który musi prędzej czy później stawić czoła wspomnieniom i dawnemu życiu.
- Przestań, nie wiesz, co mówisz...- szepnął, czując wzbierającą złość.
Nie chciał się złościć. Nie teraz, nie tutaj i Boże... Nie na nią!
Spojrzał za okno. Biel zawsze go uspokajała. Chciał, aby ukoiła go i tym razem. Przestrzeń. Biel. BIEL.
- Może tak ci się tylko zdaje, że nie wiem- ciągnęła dalej Helena, a jej głos brzmiał coraz bardziej obco - Szkoda, że jeszcze nie zdobyłeś do mnie na tyle zaufania, aby rozmawiać o swojej przeszłości. Boisz się mnie. Boisz się tego, jak zareaguję, gdy mi powierzysz swój sekret... A najbardziej boisz się samego siebie, Georg. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie ranisz traktując jak kogoś obcego. A ja nie jestem obca, Georg. Nie jestem jak wszyscy, których do tej pory spotykałeś i cholernie mi przykro, że jeszcze tego nie zauważyłeś...
- Przestań, proszę- szepnął bezradnie.
Poczuł, jak coś w nim pęka. Wspomnienia jak intruzi, jeden po drugim, zaczęły włamywać się do jego pamięci i serca. Jak mógł się tak oszukiwać? Jak mógł myśleć, że oto stał się tylko Georgem, pracownikiem sklepu spożywczego? Boże! Był zrujnowanym wrakiem człowieka, karmiącego się pozorem rzeczywistości, której twórcą był on sam. Helena miała rację. Nie mógł wiecznie uciekać od przeszłości i od tego, kim był. A przecież był nikim więcej jak...
MORDERCĄ.
- Boże...- oparł łokcie na stole i wbił palce we włosy - Boże...Boże...Boże...
Helena przestała się odzywać. Siedziała ze wzrokiem utkwionym w kieliszku wina.
- Nic nie rozumiesz, Heleno... Ja ci nic nie mówiłem o sobie, bo...- urwał, biorąc głęboki oddech, by zapanować nad drżeniem swojego głosu- Jezu...
Zaczął nerwowo przeczesywać palcami włosy. Jego oddech stawał się coraz szybszy, coraz bardziej nierówny.
- Georg. Ja wiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ms. Shy




Dołączył: 13 Sty 2007
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Kielc

PostWysłany: Wtorek 30-01-2007, 22:00    Temat postu:

Tak więc... ta cześć dorównuje poprzednim... świetna poprostu...
Smutna, pasuje do mojego dzisiejszego nastroju...
Czekam na część czwartą.
Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ms. Shy dnia Środa 31-01-2007, 19:16, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Indra




Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 171
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z co piątej kinder niespodzianki

PostWysłany: Wtorek 30-01-2007, 23:10    Temat postu:

Hm, gdzieś tam powinno byc ' do Georga' a nie 'do Georg'.
I Norah Jones, nie Nory, rany julek xD
Strasznie duzo nadętego gadania, w porównaniu z poprzednimi. I klimat jakby zanikł. Ale i tak mi się podoba.

pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madziara.




Dołączył: 19 Paź 2006
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z F-16.

PostWysłany: Środa 31-01-2007, 12:56    Temat postu:

funny.. śliczności. o. tyle Ci powiem. i jeszcze Ci powiem, że nastrojowo i smutaśnie i łzawo.
cudnie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mroczny anioł




Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: za górami za lasami.... w domku z piernika :)

PostWysłany: Piątek 02-02-2007, 22:41    Temat postu:

moje miejsce Smile
tak łatwo sie mnie ie pozbędziesz Smile
Pozdrawiam Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
funny-feeling




Dołączył: 05 Sie 2006
Posty: 251
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warshauuu.

PostWysłany: Wtorek 06-02-2007, 1:09    Temat postu:

- Georg Ja wiem.
Nie spojrzał na nią.
Tonął.
- Georg, spójrz na mnie. Georg.
Spojrzał nieprzytomnym wzrokiem. Jej twarz straciła wyrazistość, rozmyła się.
- Ja wiem, że byłeś w więzieniu. Wiem, za co odsiedziałeś wyrok...
Jej szept był głośniejszy od krzyku.
- Uspokój się, proszę- wyszeptała łagodnie.
Znów ten krzyk.
- Wiem, że żałujesz. Wiem, że czujesz się zagubiony, że długo nie mogłeś odzyskać równowagi po powrocie z więzienia, ale...
- Nic nie wiesz... Jezu, ty nic nie wiesz - wychrypiał, patrząc na nią oczami zaszczutego zwierzęcia - Wiesz, dlaczego tak długo nie mogłem odzyskać równowagi? Wiesz?
Helena milczała.
W jej oczach malował się smutek.
- Masz jej oczy...- wyszeptał zdławionym głosem, obserwując bacznie jej zmieszanie- Masz oczy Joanny... Oczy mojej żony...Ona...
Poczuł znajomą znienawidzoną siłę, która sięgała niewidzialnymi rękami do jego gardła. Dławił się.
- Boże... Tak bardzo ją kochałem - głos uwiązł mu w gardle, a ciałem wstrząsnął silny dreszcz.
Helena wpatrywała się w niego trudnym do odgadnięcia spojrzeniem.
-Heleno... Na początku tak bardzo bałem się patrzeć na ciebie, rozmawiać z tobą... Chciałem pogrzebać wspomnienia razem ze swoją duszą, ale poznałem ciebie... A ty nie pozwalałaś mi zapomnieć, bo ilekroć patrzyłem na ciebie, widziałem ją. Boże, a ja tak bardzo nie chciałem więcej cierpieć. Musiałem zacząć żyć na nowo, ale wtedy myślałem, że wystarczą mi do tego pozory... Fikcyjne szczęście, fikcyjne życie i fikcyjny ja... Ty i Hania pozwoliłyście mi zrozumieć, że szczęścia nie da budować się bez ludzi. Bez ciepła, bez uśmiechu, bez bliskości...
- I bez zaufania?- w jej głosie pobrzmiewała ironia.
- Nie bądź okrutna...Ja...- urwał, nie wiedząc, co powiedzieć. Jednak po chwili dodał przyciszonym głosem- Przepraszam cię.
Twarz Heleny wykrzywił grymas bólu, a oczy nabiegły jej łzami.
- Ja nie jestem tym, kim myślisz. Nie jestem Georgem, którego znasz. Jestem fikcją. Jestem obrazem, który chcesz oglądać i który chcesz kochać.
Helena pokręciła głową.
- Przestań, Georg. Znam prawdziwego Georga i takiego pokochałam.
- To ty przestań... Wysłuchaj mnie- chwycił ją za rękę- Wiesz, jak lata spędzone w więzieniu potrafią zmienić człowieka? Wiesz, jak to jest budzić się każdego ranka z uczuciem paniki, miażdżącej płuca i wydzierającej siłą oddech? Wiesz, jak to jest bać się zaufać ludziom, bać się otworzyć przed nimi serce? Boże i ciągle mieć tą przeklętą świadomość, że można ich... Stracić...
Urwał, bo głos odmówił mu posłuszeństwa. Otworzył usta, by nabrać powietrza, ale zamiast tego wydobył się z nich tylko głuchy jęk.
- Ja zabiłem człowieka...- zaszlochał bezsilnie, ponownie kryjąc twarz w dłoniach- Tak, masz rację. Zabiłem i żałuję. Żałuję tego tak bardzo, ale jeszcze bardziej żałuję Joanny...Nie chciałem ci tego mówić, bo bałem się, że jak każdy odwrócisz się ode mnie. Bałem się, że Bóg pozwolił mi was poznać, a potem będzie chciał mi was odebrać, jakimś cholernym boskim podstępem... Dlatego... Dlatego nic nie mówiłem. Dlatego grałem. Dlatego...
- Georg, już dobrze...- jej głos spłynął na niego jak ukojenie.
Odjął ręce od twarzy i spojrzał na nią załzawionymi oczami.
Ujął jej dłoń w swoje ręce. Były takie zimne i drobne...
Gdy się odezwał ponownie, jego głos był pozbawiony emocji:
- Zadzwoniłem po policję, ale nie czekałem na ich przyjazd... Wyruszyłem za nim do parku...Gdy go złapałem, miał ciągle krew na nożu... Jej krew, Heleno. Był naćpany, młody i głupi, a ja byłem opętany. Opętany żądzą, szaleństwem, bólem i nienawiścią. Wiesz, jaki smak ma nienawiść? Boże, ja ją poznałem. Karmiłem się nią tamtego popołudnia i piłem z jej najciemniejszego źródła... Wzywałem Boga, ale go nie było, więc odebrałem dzieciakowi ten sam nóż i przekląłem cały świat. Nienawidziłem. Jezu, nienawidziłem wtedy wszystkich...
Głos uwiązł mu na chwilę w gardle.
Po policzku Heleny stoczyła się wielka łza.
- Moja Joanna była nauczycielką w liceum. Jakiś naćpany szczeniak dopadł nas w biały dzień. Heleno, w biały dzień! Wbił jej nóż w serce, a ona umierała na moich rękach. Przytrzymywałem jej głowę, mówiłem do niej, kołysałem ją w ramionach, a krew płynęła nieprzerwanie z jej serca. Klęczałem w tej przeklętej kałuży i darłem się na całe gardło, jak wariat. Czułem się osaczony. Nie chciałem wiedzieć, co będzie jak przyjedzie policja. Pobiegłem za nim. Park był prawie pusty... Był tam tylko on i ja... Opętane zwierzę i jego kat. Zadawałem cios za ciosem i płakałem jak dziecko. Chciałem, aby czuł ból, aby skomlał, błagał o litość i aby ostatnią rzeczą, jaką zobaczą jego otępiałe oczy, była moja nienawiść. Chciałem poczuć ulgę, tylko że ona nigdy nie nadeszła, Heleno.
Otarł mokre policzki.
- Nigdy.
Helena skryła twarz w rękach. Łzy skapywały jej z brody, znacząc mokre plamy na świątecznym obrusie.
- Przepraszam cię, Georg... Nie chciałam, aby to wszystko wróciło tak... Przepraszam cię...
- Nie masz za co. Powinienem ci dziękować... Tobie i Hani, bo dzięki wam zrozumiałem bardzo wiele i nauczyłem się...
Patrzyła na niego swoimi pięknymi oczami. Brązowe, łagodne i dobre oczy...
- Nauczyłem się kochać ponownie - dodał drżącym głosem.
Oczy Heleny uśmiechnęły się przez łzy. Otarłszy policzki, wstała bez słowa od stołu. Podeszła do regału, skąd zdjęła książkę obłożoną- jak kilka innych- białym papierem. Sięgnęła też po zapakowaną paczkę i podeszła do niego, kładąc mu ją na kolanach.
- Otwórz, to drugi prezent ode mnie...
Patrzyła, jak jego palce nieśmiało przebiegają po kształtach prezentu.
- Otwórz...
Otworzył i zamarł w bezruchu.
- Papier...- wyszeptał do siebie, gładząc śnieżnobiałe opakowane owinięte przezroczystą folią.
- Tak...- powiedziała ze słabym uśmiechem- Myślę, że skoro chcesz wrócić do życia i wyrzucić z siebie całkiem żal, musisz też wrócić do muzyki. Ona było częścią ciebie i jest nadal. Nie możesz się okłamywać, że tak nie jest.
Spojrzał na nią, jakby upewniając się, czy mówi szczerze. W odpowiedzi na jego nieme pytanie, podała mu książkę. Zdjął białą foliową okładkę.
- Mam ich więcej, wszystkie te z białym okładkami są twoje...
Otworzył opakowanie i przeczytał dedykację zamieszczoną na środku kartki:
-„Dla mojej kochanej żony- sensu mojego życia”.
- Czy teraz możesz mi zaufać?- uśmiechnęła się ciepło Helena- Nie stracisz nas otwierając przed nami swoje serce. Pozwól tylko, a żal odejdzie sam...
Patrzył na nią zachłannie. Chciał, aby ta chwila trwała wiecznie. Pragnął zatonąć w niej razem z nią. Stała przed nim w tej swojej pięknej sukni, czapce Mikołaja i wielkanocnych kapciach, a on nie pragnął niczego więcej, jak tylko przytulić ją mocno.
I nareszcie to zrobił.
*
Georg wyprostował się nad maszyną do pisania i spojrzał na klatkę chomika, stojącą na parapecie. Georg pędził jak szalony, w swoim nowym czerwonym kołowrotu, a Norah Jones śpiewała mu do ucha piosenkę „Sunrise”.
Uśmiechnął się, bo do pełni szczęścia brakowało mu tylko tytułu piosenki. Zerknął szybko za okno, gdzie Hania z Heleną toczyły wielką śniegową kulę, prawdopodobnie głowę bałwana.
Już wiedział.
Ponownie spojrzał na kartkę i wystukał szybko.
- Czym jest szczęście, Georg...- wyszeptał na głos.
Pośrodku nowej strony zamieścił też dedykację. Po chwili wyjął kartkę z maszyny i odczytał na głos, pełnym wzruszenia głosem:
- Dla Heleny i Hani, dzięki którym znów mam dla kogo żyć.
Jego przepełnione szczęściem spojrzenie znów powędrowało za okno. Roześmiana Hania siedziała w głębokim śniegu, a Helena mocowała się z gigantyczną kulą.
Wstał z krzesła i chwyciwszy sweter, wybiegł z mieszkania, by pomóc jej zamocować głowę bałwana.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sara Portman




Dołączył: 12 Lip 2006
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z MARZEŃ i DOKONAŃ

PostWysłany: Wtorek 06-02-2007, 9:00    Temat postu:

1?

Edit:
Hmm... I to już koniec. Szkoda, bo opowiadanie było piękne. Przyciągało prostotą, ale też wagą problemu, które opisywało. Problemu odnajdywania się w "nowym" świecie, gdzie nic już nie jest takie same jak było.
Naprawdę mi się podobało.

Sara Portman


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ms. Shy




Dołączył: 13 Sty 2007
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Kielc

PostWysłany: Wtorek 06-02-2007, 9:27    Temat postu:

druga!

Ehhh... piękne.
Cieszę się że jest szczęśliwe zakończenie.
Nie ma to jak ciepło i życzliwość innych ludzi... a nawet coś więcej...
Szkoda, że to ostatnia część...
To opowiadanie było/jest świetne.

pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Witja




Dołączył: 13 Lip 2006
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wtorek 06-02-2007, 20:29    Temat postu:

Piękne.
Doprawdy trudno powiedziec coś więcej.
opowiadanie urzeka prostota pomysłu, wykonania i nie ciągnie się w nieskończoność co uznaje za duży plus.

Nie dziwie się Loczkowi że stracił nad sobą panowanie, naprawdę ciężko jest postawic się w takiej sytuacji, ale podejżewam, że sama też nie czekałabym na policję.
Opowiadanie zaczynało się dość psychodelicznie, ale skończyło sie w miły, ciepły sposób.
Niecierpliwie oczekuję podobnych opowiadań spod panny pióra, panno Funny.

Wzruszona do granic.
Witja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin