Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Cudzoziemka (rozdział 4)
Idź do strony 1, 2  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kass




Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Uć

PostWysłany: Poniedziałek 20-11-2006, 1:53    Temat postu: Cudzoziemka (rozdział 4)

Khem.
Chciałam powiedzieć - to informacja do tych, którzy czytali kiedyś moje opowiadanie na tym forum - że ja jeszcze nie zapomniałam o tym miejscu, tymbardziej o tym, co tworzyłam. Tak to już jest, że wszystko, co się tworzy, jest częścią nas samych. A niedokończone opowieści palą i wiercą pamięć, domagając się ich zakończenia.
Dlatego postanowiłam dokończyć moje opowiadanie, które tutaj wisiało, a które przestałam pisać z przyczyn mniej lub bardziej osobistych. Kiedyś zwało się "Drugą szansą", teraz jest to "Cudzoziemka".
Mam swoje powody, by pisać. Weny na mój ukochany fandom brak. A może wena jest, tylko pomysłów brak? Anyway. Zżyłam się z Emilką strasznie i nie mogę jej porzucić.
Powiadają, że do trzech razy sztuka. Ja w to wierzę.
A więc lecę z tym koksem!


EDIT: No tak, bym zapomniała. Chciałam gorąco podziękować wszystkim, którzy komentowali mnie wcześniej i byli ze mną. A więc: DiabLess, Agutkowi, April, Cassis, dziuni, ~ddm (Negai), Rudziakowi, noli, MadisoOn raz Madzie_116. Kimkolwiek i gdziekolwiek teraz jesteście - dziękuję Wam z całego serca

*

Wstęp

Nienawidzę siebie. Czy mogę tak powiedzieć? Nienawiść to w końcu wielkie słowo i trzeba się porządnie zastanowić, zanim się go użyje.
Jak jednak mam nazwać niechęć, jaką odczuwam, kiedy stoję przed lustrem i patrzę na swoje odbicie? Po prostu: nienawidzę siebie. Czy to takie trudne do pojęcia?
I tu wcale nie chodzi o mój wygląd, o te kilka wystających żeber, czy za chude nadgarstki. Tu nie chodzi nawet o moją rodzinę, która, nawiasem mówiąc, jest całkiem okej. Zupełnie w przeciwieństwie do mnie. Ja nie jestem okej. Tak wobec innych, jak i samej siebie.
Jeszcze pół roku temu wszystko było inaczej. Byłam wesołą, optymistycznie nastawioną do świata i życia osiemnastolatką. Miałam, i nadal mam, kochającą rodzinę i wszystko, czego zapragnę. Ale nie mam szacunku do siebie, choć przecież tak naprawdę nie zrobiłam nic złego...
I znów się usprawiedliwiam przed samą sobą.
Czy to ważne? Ważne jest to, że niedługo moje życie się zmieni. Wyprowadzam się. Daleko, za granicę, z dala od starych znajomych i tak zwanych przyjaciół. I zacznie się wszystko od nowa. Bo tam chcę zapomnieć o przeszłości i żyć własnym życiem.
Ale wy pewnie ciekawi jesteście co się stało, że tak o sobie myślę. Dobrze, opowiem wam więc. Krótko, w kilku zdaniach, paru akapitach...

*

Rozdział 1

Niewielki jest wybór wśród zgniłych jabłek.

William Shakespeare (1564 - 1616)


Wszystko zaczęło się ponad pół roku temu, kiedy razem z mamą, tatą i starszym bratem przeprowadziliśmy się do nowo wybudowanego osiedla na peryferiach miasta. Mieliśmy piękne mieszkanie, studwudziestometrowe z wielkim tarasem. Dwa samochody, może nie rewelacyjnie drogie, ale maluchy to nie były. Jednym słowem: bajka.
Razem z bratem, Mateuszem szybko się zadomowiliśmy wśród nowego otoczenia. Poznaliśmy całą masę nowych, ciekawych ludzi, zupełnie innych niż ci, z którymi utrzymywaliśmy kontakt do tej pory.
Mateusz w mgnieniu oka zrobił furorę wśród dziewczyn. Wysoki blondyn, niebieskie oczy, przystojna twarzyczka, miejsce w drużynie koszykówki, arogancki i inteligentny — nic dziwnego, że panienki latały za nim z wywieszonym językiem. Ale on nawet o nich nie myślał, bo dla niego liczyła się jedynie koszykówka. To on wkręcił mnie do swoich znajomych, wśród których poznałam Majkę i Patrycję...

To był początek. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Ja, Majka i Patrycja byłyśmy w tej samej klasie w moim nowym liceum, więc już od samego początku stałyśmy się nierozłączne.
Nowe towarzystwo oznacza zmiany, a te nie zawsze są dobre. Najpierw zmienił się Mateusz. Do tej pory był wzorowym studentem, zaliczał wszystkie przedmioty na piątki, a nagle wszystko się ucięło. Rodzice nie wiedzieli, co się z nim dzieje, ale ja byłam wszystkiego świadoma, tylko, że obiecałam mu milczenie. I to był mój pierwszy błąd. Prawda była taka, że koledzy Mateusza wkręcili go w pewien mało legalny interes, który absorbował dużą ilość jego czasu. No i zaczęły się imprezy. Brat znikał często na całe dnie, po kilku tygodniach porzucił ukochaną koszykówkę, a rodzice odchodzili od zmysłów.
Ja początkowo trzymałam się od tego z daleka. Spotykałam się z Majką i Patrycją, flirtowałam z Pawłem, przystojnym brunetem, nowym przyjacielem mojego brata, ale nie chciałam się mieszać w ich brudne interesy. Na imprezy w gronie znajomych Mateusza też zazwyczaj nie chodziłam. Wolałam pójść z dziewczynami do jakiegoś pubu czy posiedzieć w domu z rodzicami. Taka już byłam, cicha, spokojna...
Aż nadszedł grudzień, a wraz z nim przygotowania do Sylwestra.
Moim marzeniem zawsze było pojechać na Nowy Rok do Zakopanego z paczką dobrych znajomych. I moje marzenie miało się spełnić.
Mateusz wpadł pewnego dnia do domu po dwudniowej nieobecności i oznajmił, że dwudziestego szóstego grudnia wyjeżdżamy w Tatry. I wszystko by było dobrze, gdybym pojechała tylko ja i on, ale plany były inne. Razem z nami zabierały się Majka i Patrycja, z czego się bardzo cieszyłam, a także Paweł i inni znajomi mojego brata. To już mi się nie podobało, choć czułam pewien dreszczyk emocji na myśl, że będę z Pawłem dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ale kto by się z tego nie cieszył...

Dwudziestego szóstego, w dzień wyjazdu, była piękna pogoda: świeciło słońce, a na ulicach leżała cienka warstewka białego puchu. Szliśmy dziewięcioosobową grupą w stronę dworca kolejowego rozmawiając i śmiejąc się z bzdurnych rzeczy. Tak było zawsze, ktoś opowiadał jakiś głupi kawał, a później reszta śmiała się z tego pół godziny. Musieliśmy wyglądać, jakbyśmy byli naćpani, ale komu to przeszkadzało? Chyba tylko babciom w moherowych beretach, które patrzyły na nas, jakby zobaczyły szatana. Cóż, faktem jest, że musieliśmy wyglądać nieco dziwnie.
Ja i Mateusz byliśmy chyba jedynymi normalnie wyglądającymi osobami w gronie. Majka była wysoka i miała platynowe włosy, taka typowa różowa blondynka. Patrycja była jej kompletnym przeciwieństwem: niziutka, rudowłosa, ubrana zawsze na czarno z mnóstwem kolczyków w uszach i tatuażami. A jednak były najlepszymi przyjaciółkami. Oprócz tego był Paweł w spodniach od munduru wojskowego, glanach, z przekłutą wargą i w bardzo krótkich włosach, a jeszcze dzień wcześniej był dumnym właścicielem długich dreadów. No i byli jeszcze bracia — Peter i Martin, Austriacy, mieszkający od trzech lat w Polsce, obydwaj skejci oraz Łukasz, mój przyjaciel w czarnych włosach do ramion i jakiś jego znajomy, na którego wszyscy wołali Misiek. Misiek był dość tęgi i nieporadny, z czego nieustannie naśmiewał się Paweł. Razem tworzyliśmy mieszankę wybuchową, dlatego nie dziwiłam się, kiedy zostaliśmy obrzuceni podejrzliwymi spojrzeniami zarówno przez policjantów spacerujących na dworcu, jak i przez konduktora w pociągu.
Może gdyby wtedy któraś ze służb porządkowych się nami zainteresowała, to wszystko potoczyłoby się inaczej...

Do Zakopanego dotarliśmy po czterech godzinach jazdy pociągiem. Tam wzięliśmy dwie taksówki i pojechaliśmy do hoteliku, w którym mieliśmy mieszkać. Nie było to nic rewelacyjnego, ot taki mały, podrzędny budynek z pokoikami, w których ciągle czegoś brakowało, z pomazanymi szafami i skrzypiącymi drzwiami. Ale mi się podobało, bo z okna miałam widok na Giewont.
Pokój dzieliłam oczywiście z Majką i Partycją, chłopaki natomiast dostali dwa pokoje do podziału. Bracia i Paweł zajęli jeden, a mój brat, Łukasz i Misiek drugi. Cieszyliśmy się, bo na naszym piętrze nie było żadnych lokatorów oprócz nas, a to oznaczało możliwość robienia imprez.
I tak też się stało już pierwszej nocy. Mój brat i Martin wybyli gdzieś zaraz po przyjeździe i wrócili około dwudziestej drugiej. Przy okazji przytargali skrzynkę piwa. No i się zaczęło. Ja odpadłam już po godzinie. Mieszanina alkoholu, dymu papierosowego, potu i sama nie wiem czego jeszcze wpływała na mnie odurzająco. Poszłam do swojego pokoju, wbrew sprzeciwom dziewczyn i brata. A następnego dnia byłam chyba jedyną trzeźwą osobą. I, co najważniejsze, nie miałam kaca moralnego... Jeszcze.
I tak wyglądały wszystkie następne dni, tylko ja za każdym razem zostawałam coraz dłużej. Ale nie ze względu na dobrą zabawę, tylko dlatego, iż zauważyłam, że Majka ostrzy sobie pazury na Pawła. A do tej pory panowała między mną a nią niepisana umowa, że nie podstawiamy sobie haków. Już lepiej było pomęczyć się, napić alkoholu, zapalić papierosa i przy okazji mieć wszystko pod kontrolą. Do Sylwestra ta zabawa zdążyła mi się spodobać.

W ostatni dzień roku wybraliśmy się wszyscy z samego rana do supermarketu po zakupy na wieczór. Ja miałam wyśmienity humor, którego nie psuła nawet boląca głowa, bo poprzedniego wieczoru spędziłam kilka całkiem miłych chwil z Pawłem. Nawet się nie całowaliśmy, po prostu siedzieliśmy sobie na kanapie i patrzyliśmy na siebie.
Chodziłam po sklepie z koszykiem w ręku i szerokim uśmiechem na ustach, rozmarzona i myśląca tylko o jednej osobie. W pewnym momencie poczułam czyjeś ręce oplatające mnie w pasie i ciepły oddech na mojej szyi. Uśmiechnęłam się do siebie, bo doskonale wiedziałam kto to jest.
— Tu jesteś, kotku — zamruczał mi do ucha Paweł, ja roześmiałam się głośno i odwróciłam w jego stronę. Staliśmy bardzo blisko siebie, a nasze nosy dotykały się.
— Yyy... wiesz, chyba muszę dokończyć zakupy — powiedziałam speszona, odsuwając się od Pawła. On jednak mnie nie puścił. Wziął ode mnie koszyk i postawił go na podłodze, po czym pociągnął mnie za rękę w kierunku wyjścia. Ja, zdezorientowana, nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Dopiero kiedy znaleźliśmy się przed sklepem wyrwałam swoją rękę z uścisku Pawła i stanęłam, wbijając swój wzrok w chłopaka.
— Po co to zrobiłeś? — zapytałam, zaplatając ręce na piersi. On podszedł do mnie, ujął moją twarz w dłonie i zbliżył się niebezpiecznie blisko. Swoim spojrzeniem mnie rozbrajał. Nie potrafiłam się na niego długo gniewać. I tym razem szybko skapitulowałam.
— Chciałem wziąć cię na spacer — powiedział Paweł przymilnym głosem. — Ale skoro nie chcesz, to poczekamy.
Kiwnęłam głową i oparłam się plecami o żółtą barierkę stojącą przed supermarketem, oddzielającą chodnik od parkingu. Paweł stanął obok mnie i objął mnie jedną ręką w pasie. Nie protestowałam. Kilka minut później ze sklepu wyszli inni razem z moim bratem, który miał nietęgą minę. A kiedy zobaczył, że Paweł mnie obejmuje, wydawał się jeszcze bardziej zdenerwowany. Zastanawiałam się tylko, o co może mu chodzić...

Imprezować zaczęliśmy o dwudziestej. Było dużo alkoholu i, ku mojemu przerażeniu, bez innych używek się nie obyło. Ja przez cały czas próbowałam porozmawiać z bratem na temat Pawła, ale on mnie unikał. Dopiero gdzieś na godzinę przed północą spotkałam go samego u mnie w pokoju. Usiadłam obok niego i przez chwilę wpatrywałam się cicho w ścianę naprzeciwko mnie. To samo robił Mateusz.
— Uważaj na niego — powiedział po kilku minutach ciszy mój brat. Spojrzałam na niego zdziwiona, zastanawiając się, czy on wie, co mówi. W końcu był już nieźle wstawiony.
— O czym ty...
— Uważaj na niego — powtórzył Mateusz tym samym, niepokojącym i śmiertelnie poważnym tonem głosu.
— Na Pawła? Przecież on mi nic nie może zrobić...
— Uważaj — powtórzył Mateusz po raz trzeci, kładąc mi rękę na ramieniu, po czym wstał i wyszedł trzaskając drzwiami.

O północy wszyscy byli tak wstawieni, że nawet nie wyszliśmy na dwór odpalić fajerwerków. Ja siedziałam na łóżku Pawła, w tle leciała cicha muzyka, a reszta ludzi panoszyła się gdzieś dookoła mnie. W głowie kręciło mi się już całkiem porządnie, jednak miałam ten stan jeszcze poprawić, bo przysiadł się do mnie Peter i wyciągnął w moim kierunku litrową butelkę.
— Masz, Ilka, napij się — powiedział używając zdrobnienia mojego imienia, którego nie znoszę. Ale kto by się tym przejmował? Wzięłam od niego butelkę i pociągnęłam z niej zdrowo. Wino, bo to wino było, nie smakowało mi. Było zdecydowanie zbyt słodkie, ale najważniejsze, że działało...

Z tego, co się działo po tym pamiętam jedynie śmiech Petera i to, jak mówił do Martina, że piję, jak na prawdziwą polkę przystało. Jakiś czas później, zapewne po kilku godzinach, odzyskałam na chwilę świadomość. Pamiętam, że klęczałam wtedy na dworze, ubrana jedynie w szlafrok i płakałam, ale nie wiedziałam nawet z jakiego powodu...

Następnego dnia obudziłam się około południa z potwornie bolącą głową i w nie swoim łóżku. Nie byłam nawet w swoim pokoju. Rozejrzałam się dookoła, mając nadzieję, że wylądowałam w pokoju Mateusza, jednak moje nadzieje były złudne; w pozostałych dwóch łóżkach spali bracia. Niewiele się wtedy zastanawiałam nad tym, co ja robię w łóżku Pawła i to ubrana w sam szlafrok. Wyszłam czym prędzej stamtąd i skierowałam się do swojego pokoju. Dziewczyn jeszcze nie było, ale to akurat nie stanowiło problemu. Ubrałam się w sweter i dżinsy, po czym wyszłam do stołówki.
Tam zastałam Mateusza, Łukasza i Miśka, którzy byli w trakcie jedzenia śniadania. Gdy poczułam ich podejrzliwe spojrzenia na sobie, zaniepokoiłam się, ale nie miałam zamiaru się tym przejmować. Bo po pierwsze głowa za bardzo mnie bolała, a po drugie, nie wiedziałam, czy chcę dowiadywać się, o co im chodzi.
Całe śniadanie upłynęło w milczeniu. W końcu nie wytrzymałam i zdenerwowana wyszłam z jadalni, po czym skierowałam się do swojego pokoju, który nadal był pusty. Położyłam się na łóżku i zaczęłam myśleć o wszystkim, co działo się podczas wyjazdu. Zaczynałam żałować, że w ogóle przyjechałam do Zakopanego. Przecież wszystko przez to się zaczęło psuć.

Obudziły mnie podniesione głosy rozmów. Otworzyłam najpierw jedno oko, następnie drugie i uniosłam się na łokciach, aby mieć dobry widok na wszystko. Zdziwiłam się, kiedy spostrzegłam, że jest już ciemno. Musiałam przespać cały dzień. Powoli wstałam i wyjrzałam na korytarz, na którym stały osoby rozmawiające tak głośno. To były dziewczyny.
— Jak możesz być taka spokojna?! — krzyczała Majka. Stała naprzeciw Patrycji, która natomiast opierała się o ścianę i miała spuszczoną głowę, a włosy zasłaniały jej twarz.
— A co mam robić? Denerwować się niepotrzebnie? A jak po prostu poszli zabalować na mieście? — Patrycja mówiła przytłumionym głosem. Zdawała się być kompletnie przybita.
— Tak, oczywiście, poszli zabalować. Już to widzę — powiedziała oburzonym tonem Majka, gestykulując jednocześnie zamaszyście. — Nie po tym, co się działo wczoraj. Przecież widziałaś jaki Mati był wkurzony na Pawła. O mało się nie pobili!
Patrycja wzruszyła ramionami, po czym sięgnęła do kieszeni swoich czarnych bojówek, wyciągnęła paczkę papierosów i zapaliła jednego, nie częstując nawet Majki. Postanowiłam, że czas najwyższy dowiedzieć się o co im chodzi. Zamknęłam drzwi na tyle głośno, aby dziewczyny to usłyszały. Spojrzały na mnie jednocześnie, a ich miny wyrażały niechęć. Patrycja mruknęła nawet coś w stylu „Jeszcze jej tutaj brakowało”.
— Co się dzieje? Czemu tak krzyczycie? — zapytałam, starając się zignorować nagłą i niezrozumiałą dla mnie niechęć dziewczyn. Majka przewróciła oczami, a Patrycja zaciągnęła się długo papierosem, ale obydwie milczały.
— Halo, dziewczyny?
— Jakoś wczoraj nie przeszkadzało ci, co mówiłyśmy my i twój brat — zaczęła Majka, zaplatając ręce na piersi. — Więc czemu nagle teraz zaczęło cię to obchodzić.
— Wczoraj? C—co mówiłyście? Ja? Nie chciałam was słuchać?
Byłam w kompletnym szoku. Dziewczyny mówiły o czymś, czego w ogóle nie pamiętałam, a to wcale mi się nie podobało.
— Tak, wczoraj — odpowiedziała obojętnym głosem Patrycja, jednak ja wiedziałam, że to tylko pozory. — Mówiłyśmy ci, żebyś uważała, Mateusz zresztą też to powtarzał. Ale nie, ty musiałaś być mądrzejsza od nas wszystkich — teraz mówiła już podniesionym głosem. — I co? Jak to się skończyło? Poszłaś do łóżka z Pawłem, a później narzekałaś i płakałaś, że krzywdę ci zrobił! A sama byłaś na niego bardziej napalona niż on na ciebie!
Stanęłam jak wryta i zastanawiałam się, czy to dziewczyny robią sobie ze mnie żarty, czy ja kompletnie straciłam rozum. To, co one mówiły brzmiało tak nieprawdopodobnie, ale za razem nie mogłam im nie wierzyć. I wtedy zaczęło do mnie wszystko powracać. Po woli, scena po scenie...

Ja siedząca na kolanach Pawła i to, jak całował mnie po szyi... jego ręka wędrująca w górę mojego uda... krzyk Mateusza i te jego słowa „zachowujesz się jak dziwka...”... pierwszy pocałunek z Pawłem... kolejny, tym razem bardzo namiętny... i jeszcze jeden... moje słowa „chodźmy tam, gdzie nikogo nie ma”... a później tylko jeden wielki ból, zarówno cielesny, jak i duchowy... gorące krople spływające po moich plecach i uczucie brudu...

Oparłam się o drzwi, próbując złapać oddech i osunęłam się po nich na dół. Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedziała przed chwilą Patrycja. Nie mogłam uwierzyć we własne wspomnienia. Jedna, wielka, czarna plama pojawiła się przed moimi oczami i za żadne skarby nie chciała zniknąć. Schowałam twarz w dłonie. Nie czułam nawet, kiedy z mojej piersi wyrwał się pierwszy szloch, który chwilę później przerodził się w gorzki płacz. To właśnie wtedy zaczęła się moja nienawiść do siebie.
Pół godziny później, kiedy już się uspokoiłam, dziewczyny opowiedziały mi, co się dzieje. Dowiedziałam się, że bracia z samego rana wyjechali, a mój brat z Pawłem się pobili. Później Mateusz gdzieś wyszedł, a chwilę po tym znikli Łukasz z Miśkiem. Ostatni przepadł Paweł. Nie wracali już od sześciu godzin i nawet nie dawali znaku życia.

— Może zadzwonimy na policję i zgłosimy zaginięcie? — Majka próbowała łapać się każdej deski ratunku. Była już dwudziesta pierwsza, a chłopaków nadal nie było.
— Nie minęło jeszcze czterdzieści osiem godzin — mruknęła beznamiętnie Patrycja, wyciągając kolejnego już papierosa z prawie pustej paczki. Przez moment obracała go w palcach i patrzyła w okno, a po chwili zerwała się z miejsca i wybiegła z pokoju.
Mi i Majce nie pozostawało nic innego, jak zrobić to samo. Patrycję znalazłyśmy przed wejściem do hoteliku. Stała przy radiowozie i rozmawiała z policjantem. Z tamtej chwili pamiętam tylko moment, kiedy drżącymi rękami próbowała podpalić papierosa, i jej przeraźliwie białą twarz oraz późniejsza rozmowa z policjantem:
— Czy ty jesteś Emila Kozłowska?
— Tak.
— Znałaś Michała Górskiego?
— Tak, jest dobrym kolegą mojego przyjaciela. Co z nim?
— Jego ciało znaleziono godzinę temu na dnie urwiska...

Wszelkie fakty wskazywały na zwykły wypadek, który zdarzył się podczas spaceru. I tą wersję popierał Paweł oraz mój brat. Ale on tylko początkowo. Gdy Paweł następnego dnia zniknął nagle z miasta, Mateusz powiedział na policji wszystko... Dokładnie i w każdym szczególe...
Z następnych wydarzeń nie pamiętam wiele. Był komisariat, prosektorium, rozpoznanie zwłok, zeznania, krzyki mamy, która wzięła się w Zakopanem nie wiadomo skąd, znów komisariat i przesłuchania oraz hektolitry cholernie mocnej i gorzkiej kawy. W końcu po dwóch dniach wszystko się nagle skończyło.
Ja wróciłam do domu z mamą, Mateusz został wysłany na odwyk narkotykowy, Łukasz popadł w depresję po stracie przyjaciela, a Paweł przepadł jak kamień w wodę. Był mordercą, więc musiał się ukrywać. Szukała go policja całego kraju. Jedynie bracia Austriacy i moje przyjaciółki trzymali się całkiem nieźle. Jednak moje życie było wtedy jedną wielką, czarną dziurą.

Po trzech tygodniach dowiedziałam się, że jestem w ciąży. A to oznaczało dla mnie koniec życia, które i tak było jednym, wielkim gównem. Kiedy ja zastanawiałam się, w jaki sposób pozbyć się dziecka, Mateusz zakończył terapię odwykowa i wrócił do domu. Nie wiem, co by było, gdyby nie on. Dwa razy uratował mnie, kiedy chciałam sobie odebrać życie i rozmawiał ze mną. Potrzebowałam tego niczym wody. A na rodziców w tej kwestii liczyć nie mogłam. Wiem, że Mateusz obwiniał się za wszystko, co stało się w Zakopanem. I pomagając mnie pomagał także i sobie.
Jednak później sprawy zaczęły się komplikować. Opuściłam się w nauce jak to tylko możliwe, zerwałam kontakty z Majką i Patrycją i wpadłam w jeszcze większą depresję. Szalę goryczy przepełniły wydarzenia jednego dnia...

Był luty. Mroźny i srogi, bez śniegu. Typowa czarna zima, zupełnie taka, jak moje nastroje. Pewnej soboty Mateusz przyszedł z nowej pracy godzinę wcześniej z niezbyt wesołą miną. Bez słowa zdjął buty, kurtkę i czapkę, po czym chwycił mnie za rękę, wyprowadził do kuchni i posadził na taborecie.
— Emilka, stało się coś strasznego — zaczął, ważąc słowa. Zauważyłam, że drżały mu wtedy ręce. Nie patrzył mi w oczy. — Łukasz popełnił samobójstwo.
Nie płakałam. Chyba już nie potrafiłam płakać. Nie potrafiłam nawet myśleć o tym, że straciłam swojego najlepszego, i chyba jedynego przyjaciela. Na to byłam przygotowana, bo on od dwóch miesięcy powtarzał, że się zabije. W pewnym sensie pogodziłam się z faktem, ze go stracę. Teraz musiałam zrobić coś z sobą. Bo u mnie pragnienie życia nadal było bardzo silne i, nie wiedzieć czemu, narastało z każdym dniem. Była tylko jedna rzecz, która mi przeszkadzała w dalszym życiu...
Spojrzałam na swój dopiero uwidaczniający się brzuch i już wiedziałam, co powinnam, zrobić. Jedyną osobą, która wiedziała, że jestem w ciąży był mój brat i to właśnie on musiał mi pomóc.
— Mateusz, ja... ja muszę żyć — powiedziałam do niego drżącym głosem, wpatrując się w drzewo rosnące za oknem. — Ja potrzebuję pieniędzy...
Brat nic nie powiedział. Spojrzał jedynie na mnie przestraszonym wzrokiem, wstał i wyszedł z kuchni. Chwilę po tym powrócił, trzymając w rękach plik banknotów.
— Zbierałem dla ciebie... Chciałem kupić ci prezent na urodziny. Ale w tej sytuacji... Myślę, że wystarczy.
Dwa tygodnie później ryczałam jak bóbr. Żałowałam tego, co zrobiłam, ale byłam wolna, nareszcie wolna i w pewnym sensie szczęśliwa. Bez wizji życia zmarnowanego przez dziecko, ale za to z perspektywami na przyszłość. Wtedy postanowiłam wykorzystać jak najlepiej druga szansę, którą dał mi los...

c.d.n.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kass dnia Czwartek 23-11-2006, 11:14, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MarTiT




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Poniedziałek 20-11-2006, 12:07    Temat postu:

nom już kedyś czytałam to opowiadanie.. i bardzo ale to bardzo mi sie podobało.. niestety nie doczekałam sie następnych części.. mam nadzieje że jednak teraz to nastąpi.. życze ci weny i pomysłów..tak więc czekam co stanie sie dalej.. Pozdro

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Falka
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza światów...

PostWysłany: Poniedziałek 20-11-2006, 13:18    Temat postu:

Dwa razy chyba czytałam to opowiadanie.
I mam nadzieję, że tym razem poznam zakończenie całej historii.
Jak na razie jest dobrze, co do fabuły to wiele nie mogę powiedzieć, bo właściwie dopiero się wszystko zaczyna.

Czyta się przyjemnie.

Więc czekam na kolejną część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
losiu




Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Poniedziałek 20-11-2006, 13:48    Temat postu:

Mi się jak najbardziej podoba.
Jestem za! Jestem za!
I na dodatek taka dłuuugaaa notka.
Ja czytałam je pierwszy raz.

Kiedy nowa część? ;>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agutek




Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Poniedziałek 20-11-2006, 21:03    Temat postu:

Uduszę cię, dobra?
Zamierzałaś mi powiedzieć, hę?
Weszłam tu zupełnie przez przypadek, bo nie było mnie tu od dłuższego czasu. I nie zamierzałam tu wchodzić, ale strona się załadowałą sama. I przejrzałam pierwszą stronę z opowiadaniami.
Ach ty mój głupku kochany Smile
I dziękuję za pamięć Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
domikika




Dołączył: 18 Lut 2006
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bytom

PostWysłany: Poniedziałek 20-11-2006, 21:04    Temat postu:

czytam po raz pierwszy..
jak najbardziejn jestem za..
błędów nie widziałam, ale kiedy fabuła mi sie podoba to nigdy ich nie widze Razz
moim zdaniem masz świetny styl!
oby tak dalej Smile
czekam na next!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kass




Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Uć

PostWysłany: Wtorek 21-11-2006, 10:08    Temat postu:

MarTiT - Ano, pewnie, że czytałaś. To znaczy, bardzo możliwe, że czytałaś Wink I cieszę się, że spodobało Ci się. Chcę dokończyć tę historię, bo inaczej nie da mi ona spokoju.
Falka - Teraz wychodzi kto czytał, i kto się do tego nie przyznawał Wink I Tobie mogę powiedzieć to samo, co MarTiT, że chcę dokończyć. I wierzę, że uda mi się to Smile
losiu - Notki raczej zawsze będą dłuuugie, bo mam zapędy słowotokowe. Oby się nie przerodziło to w grafomaństwo. Cieszę się, że się podobało Smile
Agutek - *Kass podnosi się uduszona z podłogi i spogląda z szerokim uśmiechem na Agutka* Straaaażak, no... Pewnie, że chciałam Ci powiedzieć, tylko ostatnio jakoś na gadu nie można Cię dostać. Ukrywasz się Razz Ale strasznie się cieszę, że napisałaś komentarz *tuli*. Odezwij się czasem, nooooo Razz
domikika - Błędy są, oj są (zapytaj Agutka, ona je wytknie Wink ). Styl? Hmm... powinnam zapytać: Jaki styl? Ale dziękuję. I się cieszę Smile

Na początek prośba: muszę pisać. Czy to opowiadanie, czy jakieś inne, ale muszę. Dlatego proszę Was bardzo, żebyście przyciskali mnie do pisania za każdym razem, kiedy przyjdzie mi do głowy rzucanie tego wszystkiego. Jestem takim leniuszkiem, ale jak ktoś się postara, to zagoni mnie do roboty.
A teraz rozdział drugi, w którym akcja przenosi się do pewnego miasta w Niemczech, a bohaterka zaczyna nowe życie i poznaje całe mnóstwo nowych znajomych.

Spóżniona dedykacja dla Agutka. Bo jest wielka. Jestem z Ciebie dumna Smile

*


Rozdział 2

Nie żałować niczego — to początek wszelkiej wiedzy.
Max Born (1882 — 1970)


Hamburg jest pięknym miastem ze wspaniałą historią i licznymi zabytkami. A oprócz tego posiada swój własny, specyficzny klimat. I jest przychylne wszystkim gościom, którzy zawitają w jego progi.
Pewnie dlatego moja ciocia Alicja wybrała je na miejsce, w którym chce spędzić resztę życia. Gdy wyjechała z kraju jako osiemnastolatka, nie wiedziała jeszcze gdzie osiądzie i co będzie ją czekać w przyszłości. Ale wiedziała jedno - musi iść do przodu, nie oglądając się za siebie. A przecież jej przeszłość nie była wcale kolorowa. Była najstarszym dzieckiem, miała pięcioro rodzeństwa. Od małego była przyzwyczajona do ciężkiej pracy i opieki nad dziećmi. Pewnie dlatego w wieku szesnastu lat wyprowadziła się z domu i zamieszkała w internacie przy jednym z krakowskich liceów, a dwa lata później uciekła razem z koleżanką z kraju. Były odważne. Na Zachodzie nie miały żadnych szans na przetrwanie, a jednak dały sobie radę. I teraz ciocia mieszka w willi na przedmieściach Hamburga. Jest szczęśliwą żoną oraz matką.
Zawsze jej zazdrościłam i marzyłam o tym, by w przyszłości móc z nią mieszkać. Dlatego też od dziecka przykładałam się do nauki języka niemieckiego. Z tego samego powodu ucieszyłam się również, gdy moi rodzice stwierdzili, że całkowita zmiana otoczenia będzie dobra dla mnie i Mateusza, a najlepsze warunki ku temu będziemy mieli pod czujnym okiem cioci Alicji.
Rodzice nie pomylili się. Przez pół roku mieszkania w Niemczech odetchnęłam i wyciszyłam się. Fakt, nie zapomniałam o przykrych wydarzeniach, ale skoro one były daleko ode mnie, to nie musiałam zaprzątać sobie nimi głowy. A za pół roku miałam zdawać na wymarzone studia — filologię germańską.
Mateusz też dawał sobie nieźle radę w obcym kraju. Studia miał wznowić w tym samym czasie, co ja — musieliśmy dać sobie czas na zaaklimatyzowanie się. A do tego czasu pracował jako pomocnik menegera do spraw promocji w wytwórni płytowej. Trafiła mu się niezła fucha, ale to wszystko dzięki Klausowi, mężowi cioci Alicji.
Ja również zdobyłam pracę — dorabiam w eleganckim barze w centrum Hamburga. Niby nic specjalnego, ale najważniejsze, że daje zarobki. A muszę zarobić na studia i utrzymanie, może niedługo usamodzielnię się na tyle, aby nie zawracać więcej głowy cioci...

Piątego stycznia po raz pierwszy poszłam do baru, do pracy. Byłam strasznie zestresowana, a po mojej głowie krzątała się cała masa wątpliwości. Przede wszystkim obawiałam się, że nie dam sobie rady jako kelnerka, a takie właśnie stanowisko miałam zajmować. Kolejnym problemem było to, czy dam sobie radę z językiem. Bo sam fakt, że niemieckiego uczyłam się dobre kilka lat, wcale mnie nie uspokajał. Choć do tej pory nie miałam większych problemów z porozumiewaniem się z Niemcami. A poza tym, to była moja pierwsza w życiu praca i bałam się porażki.
— No, siostra, to trzymaj się — tymi słowami pożegnał mnie Mateusz, który jednego dnia postanowił być dobrym bratem i podwiózł mnie do centrum, choć miał nie bardzo po drodze. Ja nic nie odpowiedziałam.
Z drżącym sercem zatrzasnęłam drzwi jego granatowego Golfa II i ruszyłam w stronę drewnianych drzwi, za którymi kryło się miejsce mojej nowej pracy, pub „Hannibal” — widać szef był miłośnikiem albo historii, albo twórczości Thomasa Harrisa.
Biorąc to za dobry znak, po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęłam się i weszłam do środka. Pub sprawiał miłe wrażenie. Nie było tu dymu papierosowego w ilościach takich, że mógł zastępować azot w powietrzu, nie było zapachu przetrawionego alkoholu i brudu. Jednym słowem — cudownie. Samo wnętrze też było miłe. Długi, drewniany blat lśnił czystością, a nad nim wisiały dziesiątki najróżniejszych kieliszków do alkoholi. Na półkach za barem stały trunki, dużo trunków, o których wiedziałam tyle, że są strasznie drogie. Ściany pubu obite były bordową, tłoczoną tapetą, a wszystkie dodatki — stoliki, krzesła — były z drewna. W Polsce nawet niektóre restauracje nie wyglądały tak bogato, jak ten bar.
Uśmiechnęłam się do siebie, ciesząc się, że ciocia jednak zadbała o to, bym trafiła do porządnego miejsca.
— O, nareszcie jesteś! — Wykrzyknęła jakaś kobieta zza baru. Odwróciłam się szybko w jej stronę, bo do tej pory byłam zajęta podziwianiem wyposażenia lokalu.
— Kim pani jest? — Zapytałam drżącym głosem, wpatrując się w dojrzałą, szczupła kobietę w blond włosach do ramion i markowym kostiumie. Nie wyglądała na bardzo sympatyczną, ale też nie sprawiała wrażenia oschłej.
— Andrea Möller. Jestem żoną właściciela tego lokalu. Wejdź na zaplecze.
Poszłam za nią do pomieszczenia dla personelu, które nie sprawiało już takiego miłego wrażenia jak pub: ściany i podłoga były wyłożone białymi płytkami bez żadnego deseniu. Jak mogłam się domyślać, nie byłyśmy tam same, bo już prawie cały personel był na miejscu i czekał na otwarcie.
— Tu masz strój na przebranie — Andrea wcisnęła w moje ręce kawałek złożonego granatowego materiału i oprowadzała mnie dalej. Kiedy już zwiedziłam wszystkie pomieszczenia, łącznie z toaletą i spiżarnią, powróciłyśmy do miejsca, w którym byli zebrani pracownicy „Hannibala”.
— A więc — odezwała się znów Andrea. — od dziś będziecie ze sobą pracować.
I tymi słowami kończąc, wyszła z zaplecza, a mnie pozostawiła wśród nieznanych mi osób. Stałam tak przez chwilę i rozglądałam się z niepewną miną po otoczeniu, mając nadzieję, że moi współpracownicy nie okażą się wredni i niesympatyczni.
— Cześć, jestem Paula, ale mówią mi „Młoda”, bo jestem tutaj najmłodsza — Pierwsza odezwała się wysoka i szczupła mulatka z włosami zaplecionymi w drobne warkoczyki. Podeszła do mnie i uścisnęła mi rękę. — Chodź, przebierzesz się, bo zaraz przyjedzie szef. Pokażę ci tu wszystko.
Uff, pierwsze koty za płoty — pomyślałam, idąc za dziewczyną do szatni. Szybko przebrałam się i stanęłam przed pękniętym na pół lustrem, aby sprawdzić jak wyglądam. A nie wyglądałam źle.
Z lustra spoglądała na mnie do niedawna jeszcze przeraźliwie chuda szatynka z szarymi oczami. Moje włosy nie doszły jeszcze do ładu i były nieco matowe, ale maskowałam to skutecznie związując je w ciasną kitkę. Natomiast mój strój do pracy leżał idealnie, jakby był na mnie uszyty. Granatowa bluzka z krótkim rękawkiem nie była ani zbyt obcisła, ani za luźna, a wąska spódnica sięgała akurat do pół—uda. Taki skromny strój był dużą odskocznią od wytartych sztruksów i wyciągniętego, czarnego podkoszulka.
— No, no, nieźle wyglądasz — pochwaliła mnie Paula. — Zdecydowanie lepiej niż w tych szmatach, w których przyszłaś.
Nie powiem, zabolało mnie to, w jaki sposób określiła mój strój, ale Paula należała do tych osób, na które nie można się gniewać. Dlatego też zamiast odburknąć jej za taką zniewagę, wysiliłam się na uśmiech.
— Oj, ale z ciebie smutas. Chodź, przedstawię cię reszcie.
Jednak kiedy dotarłyśmy na miejsce, okazało się, że ta „reszta” gdzieś znikła. I to wcale nie pocieszyło Pauli, a wręcz przeciwnie, bo na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Chwilę potem z pubu dobiegł nas czyjś wrzask. Przełknęłam głośno ślinę i poszłam za Paulą na spotkanie z „diabłem”.

Diabeł nie okazał się taki zły, na jakiego wyglądał i robił więcej hałasu niż to potrzebne. W zamian za to personel udawał, że przejmuje się jego gadką. „Diabeł”, czyli Martin Möller był moim nowym szefem i przyjacielem ze studiów cioci Alicji. Jak na swoje pięćdziesiąt lat trzymał się bardzo dobrze i mogłam śmiało powiedzieć, że pasuje do swojej żony, Andrei. Był tak samo chudy i wysoki, miał nawet podobny wyraz twarzy. Do tego, gdyby się tylko uśmiechał, można by stwierdzić, że był nawet całkiem przystojnym mężczyzną. I od samego początku był dla mnie miły, co, niestety, nie spodobało się Angeli, barmance.
Angela, jak się dowiedziałam od Pauli, była dwudziesto dwu letnią studentką socjologii i chodziły słuchy, że romansuje z szefem. Była bardzo ładna, miała platynowe włosy sięgające za ucho, niebieskie oczy i idealne usta. Bardzo przypominała mi Majkę i może dlatego od samego początku się do niej uprzedziłam.
Angela trzymała się w pracy z drugim barmanem, Frankiem, na którego wszyscy mówili „Łysy”. I rzeczywiście, Frank był łysy i do tego wyglądał na metroseksualistę. Był zbyt idealny, żeby go lubić.
Oprócz mnie i Pauli była jeszcze jedna kelnerka, Jasmine, aktualnie chora, oraz Konrad, kucharz, który był grubszy niż ja i Paula razem wzięte, ale za to pogodny, jak nikt, kogo do tej pory znałam. I to był cały personel, z którym miałam współpracować. W gruncie rzeczy mogłam trafić gorzej, ale najważniejsze, że przynajmniej z częścią z nich mogłam się dogadać.

— No, to opowiedz mi coś o sobie — powiedziała Paula podczas przerwy na lunch. — Skąd przybyłaś? Dokąd zmierzasz?
O mało co nie zakrztusiłam się kanapką, którą właśnie jadłam, kiedy usłyszałam pytanie Pauli. Czego, jak czego, ale takich pytań się nie spodziewałam, tym bardziej po kilku godzinach znajomości.
— Czemu pytasz właśnie o to? — Zapytałam, próbując jakoś odwlec chwilę, w której albo powiem jej coś o swojej przeszłości, albo brutalnie przerwę rozmowę.
— Bo widzisz, każdy z nas ma coś do ukrycia. Każdy, kto tutaj pracuje, ma dosyć mętną przeszłość, o której wolałby zapomnieć. Takie to już miejsce. Ale jak nie chcesz, to nie mów.
Paula zajadała się zupką instant i nawet nie próbowała na mnie patrzeć. To, co powiedziała, zaciekawiło mnie. Poruszyłam się nerwowo na krześle.
— Naprawdę?
— No tak — Odpowiedziała. — Na przykład taki Konrad. Przyjechał z Austrii. Kiedyś miał żonę i półrocznego synka, ale oni zginęli w wypadku samochodowym, z którego tylko Konrad się uratował. I, nie uwierzysz, od tamtej pory zaczął wierzyć w Boga i rzucił narkotyki.
Przygryzłam lekko wargę i zamyśliłam się. Historia Konrada była tragiczna i na swój sposób przypominała mi moją własną. Wyszukałam go wzrokiem. Stał oparty o ścianę i opowiadał coś właśnie Angeli i Frankowi, śmiejąc się jednocześnie głośno. Nie mogłam uwierzyć, że taki wesoły człowiek przeszedł w swoim życiu tyle strasznych rzeczy.
— Albo weźmy na przykład taką Angelę — kontynuowała Paula. — Kiedy miała szesnaście lat została zgwałcona i wskutek tego zaszła w ciążę. Dziś jest matką ślicznej, pięcioletniej blondyneczki. Może zobaczysz ją dzisiaj, bo często zagląda tutaj z babcią, która się nią opiekuje.
Spojrzałam ze zdziwieniem na właścicielkę super—długich różowych tipsów. Zdecydowanienie pasowała mi na matkę.
— A Frank? — Zapytałam. — On też ma taką przeszłość?
Paula zaśmiała się głośno i wzięła duży łyk zupki z kubka.
— I to jaką. Kiedy miał dwa latka, jego matka go porzuciła i od tamtego czasu wychowywał się w domu dziecka, który miał najgorszą opinię wśród wszystkich placówek tego typu w Berlinie. Więc możesz sobie wyobrażać, co musiał przechodzić.
Kiwnęłam potakująco głową, a Paula mówiła już o następnej osobie.
— Natomiast Jasmine pochodzi z Algierii. Jej ojciec przyjechał kiedyś z nią do Niemiec i powrócił do ojczyzny już bez niej. Uciekła z hotelu, w którym nocowali i przez parę miesięcy żyła na ulicy. Do tej pory mówi, że nie żałuje tego, bo wolała zarabiać na życie prostytucją niż wychodzić za starszego od siebie o pięćdziesiąt lat przyjaciela jej ojca. Ona miała szczęście, bo znalazła kogoś, kto się nią zaopiekował.
— A Ty?
— Ja? Nic specjalnego. Stałam na ulicy razem z Jasmine i razem z nią się stamtąd wyrwałam — Paula opowiadała o tym wszystkim głosem wypranym z emocji, zupełnie, jakby już dawno odcięła się od przeszłości. — Uciekłam z domu jak miałam czternaście lat. Teraz mam siedemnaście i za mną dwa lata spędzone na ulicy.
— Żałujesz?
Paula spojrzała mi w oczy, zastanawiając się nad czymś i po chwili pokręciła głową.
— Nie, bo w domu przechodziłam co dzień przez gorsze piekło, niż przez te dwa lata na ulicy. A poza tym, gdybym nie uciekła, to nie poznałabym Jasmine i nie byłabym tym, kim teraz jestem.

Przez następną godzinę myślałam o tym, co powiedziała mi Paula. Patrząc na wszystkich moich współpracowników, nie mogłam uwierzyć, że przeszli przez tyle strasznych rzeczy w życiu. Moje przeżycia w porównaniu z tym, co przeszli oni, wydawały się takie błahe i małoznaczące.
Od pewnego czasu wyczekiwałam wolnej chwili, aby opowiedzieć Pauli chociaż część tego, co sama przeszłam. Czułam się zobowiązana w pewien sposób; w końcu ona opowiedziała mi sekrety ludzi, z którymi pracowałam, a także jej własne. W końcu nadeszła chwila, gdy pub opustoszał. Było około godziny szesnastej. Paula siedziała na wysokim stołku przy barze i popijała wodę mineralną z cytryną. Podeszłam do niej i usiadłam obok.
— Ilka! — Paula nauczyła się już używać zdrobnienia mojego imienia, którego nie lubiłam, jednak w jej ustach nie brzmiało ono tak źle. — Dobrze, że jesteś, bo właśnie chciałam pociągnąć cię za język.
— Ja chciałam od siebie mniej więcej tego samego.
Paula zaśmiała się krótko, jednak szybko znów spoważniała.
— No, to mów skąd przybywasz i dokąd zmierzasz...
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić, jednak już na samym początku Paula mi przerwała i wskazała palcem na okno pubu, za którym przechodziło właśnie czterech chłopaków.
— Ulubieni klienci Jasmine — Powiedziała, uśmiechając się promiennie. W tym samym czasie chłopcy weszli do lokalu i usiedli przy stoliku zaraz pod oknem.
— Kim oni są?
Wyglądali na dobrze zgraną paczkę przyjaciół, choć każdy był inny. Jeden, najwyższy, był chudy i miał czarne włosy, nieco dłuższe, które sprawiały wrażenie potarganych, a trochę przydługa grzywka zasłaniała mu oczy i musiał ją co chwila odgarniać. Drugi z nich, najniższy, miał jasne blond włosy sięgające ramion i był dobrze zbudowany. Trzeci był wysokim szatynem i chyba najmniej wyróżniał się z nich wszystkich. Czwarty chłopak, który był jasnym blondynem, wyglądał na punka.
— Idź do nich, to się dowiesz — powiedziała wesoło Paula, ściągając mnie z krzesła i popychając w stronę czwórki chłopaków.
Wyciągnęłam z kieszeni notes i długopis, na twarz przywołałam miły uśmiech i odważnie ruszyłam w stronę stolika zajmowanego przez czwórkę chłopaków.
— ...daj spokój, Andre, to jest głupi pomysł — Czarnowłosy mówił bardzo szybko, gestykulując przy tym gęsto. — Nie możemy sobie na to pozwolić i ty o tym doskonale wiesz...
— Khem, dzień dobry — przywitałam się z nimi, jak z każdym klientem i poczułam cztery pary oczu wpatrzone we mnie, a cała odwaga nagle wyparowała. — Czy coś podać?
— Kim jesteś? — Zapytał „punk”, wpatrując się w plakietkę z moim imieniem przypiętą do kieszonki mojej bluzki. — Czemu nie ma Jasmine?
— Przestań błaznować, Andre, to jest Emilia, nie umiesz czytać?
— Dziękuję za przedstawienie mnie — Mruknęłam, uśmiechając się pod nosem. — Coś podać?
Chłopcy szybko złożyli zamówienie, a ja mogłam powrócić do Pauli, która nadal siedziała przy barze i szczerzyła się od ucha do ucha.
— I jak ci się podobają nasi ulubieni klienci? — Zapytała, kiedy tylko do niej podeszłam.
Odwróciłam się i spojrzałam na chłopaków żywo o czymś rozmawiających. I wtedy poczułam ukłucie zazdrości, co było bardzo nieprzyjemne. Jednak nie dałam po sobie czegokolwiek poznać. Brakowało mi takiej luźnej atmosfery spotkań z dobrymi znajomymi.
— Zabawni są — powiedziałam zupełnie szczerze. Paula kiwnęła potakująco głową.
— A nie przypominają ci kogoś?
Pokręciłam głową.
— Ani jeden?
— Ani jeden, a co?
— Nic, nic, tak tylko pytam, bo mi przypominają. Słuchaj, a zapytam tak z ciekawości, jakiej muzyki słuchasz?
— Głównie czarnej.
— Dobry wybór.
— No, ja też tak myślę — odezwał się ktoś za mną...

c.d.n.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kass dnia Czwartek 23-11-2006, 11:15, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Black Rose




Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: SZAJZEEEEE!!!

PostWysłany: Wtorek 21-11-2006, 10:59    Temat postu:

#1!

Edit:

Wiesz, co Ci powiem? Nie umiem ani tak komentować, jak Ty, ani tak pisać opowiadań jak Ty Very Happy
To jest po prostu świetne! Wcześniej tego nie czytałam, a szkoda. I cały czas będzie mnie nurtowało, kim jest ta czwórka xD (ale chyba zaczynam się domyślać) xD
Więc czekam, na następne części. Jesteś moją Idolką!!!

Black


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Black Rose dnia Wtorek 21-11-2006, 14:03, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MarTiT




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wtorek 21-11-2006, 11:42    Temat postu:

no i jest kolejny patr.. tak utęśkniony.. nareszcie doczekałam się dalszego ciągu tego opowiadanie.. i już niemoge sie doczekac kolejnego partu Very Happy..
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
domikika




Dołączył: 18 Lut 2006
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bytom

PostWysłany: Wtorek 21-11-2006, 14:16    Temat postu:

aa... nowy part.. lece czytac Very Happy

Nie wiesz o jaki styl mi chodzi ?!
o twoj indywidualny!!
o bledach nic nie bede pisac, bo juz mowilam, ze ich nie widze bo zaslania je swietnie napisana czesc!!

Serio świetnie piszesz..
nie ma w twoim opowiadaniu czegos takiego jak w innych...
takiej, przewidywalnosci?!
np. gdy Ilka szla do pracy nie wiedzialam czu myslec, ze pojdzie jej beznadziejnie i w pierwszy dzien ja wyleja czy, ze da sobie calkiem niezle rade.

kim jest ten tajemniczy ludek?!
no kim..
tom ??
gdybym czytala inne opo moglabym powiedziec ze ta tajemnicz czworka to bill georg, gustav i andreas, a ten ludek przy barze to tom, ale nie moge byc niczego pewna Razz
czekam na next!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez domikika dnia Wtorek 21-11-2006, 14:41, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Falka
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza światów...

PostWysłany: Wtorek 21-11-2006, 14:28    Temat postu:

Falka - Teraz wychodzi kto czytał, i kto się do tego nie przyznawał.

Ach Wink Trzeba mieć jakieś swoje małe sekrety Wink

Notka bardzo ładna. Błędów nie ma, plus dla Ciebie, bo świetnie się czyta. Napisane ładnie, akcja ma dobre tempo.
Ciekawią mnie ci czterej kolesie.

Zobaczymy, co zaserwujesz dalej Smile

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mod-Falka dnia Środa 22-11-2006, 5:04, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Holly Blue




Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wtorek 21-11-2006, 14:54    Temat postu:

Jestem pod ogromnym wrażeniem.
Mas zświetny styl. Zupełnie jak jakaś zawodowa pisarka.
Fabuła?
Brrr.... nie znoszę imienia Emilia oraz wszystkich zrobnień itd. pochodzących od niego.
Może jakieś przezwisko?
Ogólnie pomysł jest w miarę dobry...
No to chyba wystraczy?
Aha!
Obiecuję, że jak tylko zaczniesz się opuszczać w częśtotliwości dodawania notek, to zacznę Cię gnębić (o tak, to chyba potrafię najlepiej). Zgadzasz się xD?

Pozdrawiam,
Holly Blue.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agutek




Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wtorek 21-11-2006, 17:12    Temat postu:

Ach, och i w ogóle. Ty już wiesz, że mi się podobało. Nawet bardzo.

Zauważyłam jednak błędy w dialogach. Tak, jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu.

'— No tak — Odpowiedziała.'- "odpowiedziała" powinno być napisane z małej litery. Takich błędów znajdziesz więcej w tej części. W poprzedniej być może też, nie pokwapiłam się, żeby sprawdzić, wybacz :)

Zwróciłam tez uwagę na to, że w dialogu, gdy kończysz wypowiedź znakiem zapytania lub wykrzyknikiem, stawiasz potem dużą literę np.
'— Czemu pytasz właśnie o to? — Zapytałam, próbując jakoś odwlec chwilę, w której albo powiem jej coś o swojej przeszłości, albo brutalnie przerwę rozmowę. '. Już jakiś czas temu się tym zainteresowałam i dowiedziałam się, że poprawnie należy napisać wyraz [w tym przypadku "zapytałam'] małą literą :)

Nie będę jednak wytykać błędów, to ja tez nie jestem nieomylna. Poza tym i tak się potem okazuje, że coś przeoczyłam. Ech.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DiabLess




Dołączył: 12 Sty 2006
Posty: 349
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Los Diabeles

PostWysłany: Wtorek 21-11-2006, 20:52    Temat postu:

Mój Boże, człowiek nie wchodzi parę dni i już go tyle omija...
Tak sobie przypominam, że w naszej rozmowie, gdzieś pomiędzy życiem a śmiercią wspomniałaś, że chcesz to znów dać.
Nie myślałam, że jak tu wejdę to będą aż dwie części!
W dodatku z dedykacją!
Mam nadzieję, że w końcu uda Ci je dokończyć, bo dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze usuwają je w tym samym momencie akcji.

Ludzie, czytajcie to co ona pisze, bo macie do czynienia z profesjonalistką!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kathleen




Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wtorek 21-11-2006, 21:51    Temat postu:

Cieszę się, że trafiłam na Twoje opowiadanie.
Aż mnie serce ściska, że nie czytałam go wcześniej. Ot, niby takie zwykłe opowiadanie a jednak dla mnie stało się tym...niezwykłym.
Wszystko zgrywa się w jeden klarowny fragment. Wszystko połączone jest ze sobą. Każde zdanie, słowo wnosi coś nowego. Przedstawia jasny obraz opowiadania. Uczucia, lekkie opisy współgrają ze sobą.
Wszystko staje się przepiękne.
Kass, gratuluję Ci. Zazdroszczę talentu.
Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będę mogła zatpić się w Twych słowach.

Wierna. Oddana.
Kat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kass




Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Uć

PostWysłany: Wtorek 21-11-2006, 23:46    Temat postu:

Reakcja na drugi rozdział kompletnie mnie powaliła!
Co jak co, ale nie spodziewałam się aż tylu odpowiedzi, w dodatku aż tak entuzjastycznych.
Myślałam, że raczej będzie tak:
Rany, Kass, ale w tym fragmentcie masz aż trzy powtórzenia, a w ogóle, to piszesz za długie zdania i nie można się w niczym połapać. Poza tym Twoi bohaterowie są dziwni, tacy jacyć papierowi. No i te dialogi - masakra. Weź coś z tym zrób...
Oczywiście, wtedy bym coś z tym zrobiła, ale najpierw przyklasnęła temu komuś za to, że mówi prawdę i się jej nie boi. Bowiem prawdą jest, że plączę się w zbyt długich zdaniach, mam problemy z dialogami, a bohaterowie często wymykają się ze swoich ram. Jednak jeśli nikt nie zwraca na to uwagi, to przejdę do odpisywania na Wasze komentarze, za które baaaardzo mocno dziękuję

Black Rose: Umiesz, umiesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz. Popracujesz nad sobą i dasz radę. Chcesz, to dam Ci link do strony z poradami profesjonalisty - wiele się z tego nauczyłam. Poza tym, prawdopodobnie Twoje domysły są po części prawdziwe. A ja nie jestem odpowiednią osobą na bycie idolem Wink Aczkolwiek to bardzo, ale to bardzo miłe. Dziękuję

MarTiT: Doczekasz się szybko. Będzie jutro (we wtorek) gdzieś tak w okolicach poranno-południowych Wink

domikika: Według mojej osobistej oceny od osiągnięcia poziomu posiadania wypracowanego własnego stylu dzielą mnie jeszcze miliony lat świetlnych. Ale pracuję nad sobą i chyba jest lepiej niż gorzej, skoro ludziom się podoba to, co piszę Smile Poza tym nie lubię być przewidywalna. Bardzo możliwe, że Twoje podejrzenia się spełnią, ale... o tym się przekonasz w następnym rozdziale Wink

Falka: Nieświadomie sypnęłaś mi właśnie jednym z najlepszych komentarzy, jakie kiedykolwiek dostałam, bo mam problemy z utrzymywaniem odpowiedniego tempa. A tu, proszę, jest okej! Podziękować pięknie

Holly Blue: Do zawodostwa mi daleko, ale zmierzam w tym kierunku uporczywie. Kto wie, może kiedyś się uda Wink Emilka niestety pozostanie Emilką. Ksywka? Czemu nie. Masz jakieś propozycje? :> A na gnębienie się zgadzam, oczywiście Wink

Agutek: No wiem, wiem, już pisałaś. Co do błędów w dialogach (a widzisz! jednak się nadajesz Razz), to na ich temat jest wiele sporów. Piszę tak, jak piszę, bo pewna mądra (oj, baaardzo mądra) osoba rzekła, że tak jest podobno poprawnie. Jednak skoro się dowiedziałaś... A z tych samych źródeł co z Metallicą? :> Jak już pisałam, jesteś wielka! I jeszcze raz gratulacje

DiabLess: Bo widzisz, słońce, ja nie próżnuję. Nie mówiłabym Ci o wklejaniu, gdybym nie była o tym przekonana na 97% Wink Chcę to dokończyć. I zrobię to. Zrobię! Podziękować

Kathleen: Och! Jaki przepiękny komentarz! Dziękuję przepięknie Staram się, by wszystko było jak najlepiej. A mam przyjemność czerpać nauki od samych mistrzów (wszak nie bezpośrednie, ale mam na tyle rozumu, żeby uczyć się pomiędzy wierszami Wink ). I bardzo się cieszę, że jednak coś z tych lekcji wyciągam Smile Zapraszam jutro Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kass




Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Uć

PostWysłany: Środa 22-11-2006, 11:30    Temat postu:

No to lecę. Rozdział zgodnie z obietnicą jest w godzinach poranno-południowych i nie jestem z niego zadowolona, ale nie mam zbytniego wyjścia. W końcu to było pisane szmat czasu temu.
Dziekuję wszystkim jeszcze raz za przychylne komentarze i zapraszam do czytania!
Dedykacja dla Diabełka, za wszystko Smile

*

Rozdział 3

A new acquaintance is like a new book.
I prefer it, even if bad, to a classic

[Nowa znajomość jest jak nowa książka.
Wolę ją, nawet gdy jest gorsza od starej.]

Autor nieznany




— No, ja też tak myślę – odezwał się ktoś za mną...
Odwróciłam się i spojrzałam na wysokiego i szalenie przystojnego blondyna, w którym zapewne mogłabym się zakochać, gdyby nie był moim bratem.
— Mati! – krzyknęłam, rzucając się mu na szyję. – Co tu robisz?
— Wypuścili mnie wcześniej z pracy, to przyjechałem zobaczyć, jak sobie dajesz radę.
Cieszyłam się, cholernie się cieszyłam. Mateusz był dla mnie od zawsze najważniejszym facetem i z jego opinią najbardziej się liczyłam. Poza tym, teraz tylko na niego mogłam liczyć. Dlatego też sam fakt, że przyszedł zobaczyć, jak sobie daję radę w nowej pracy, szalenie mnie ucieszył.
— Cieszę się – powiedziałam, uśmiechając się radośnie.
— Khem – Paula dawała znać o swoim istnieniu, więc szybko zebrałam się w sobie i zapoznałam Mateusza z nią.
Wyglądała na bardzo zadowoloną z tej znajomości, a ja wcale jej się nie dziwiłam. Jednak Mateusz nie mógł z nami zbyt długo posiedzieć, bo chwilę po jego przyjściu do pubu weszło kilku klientów, których trzeba było obsłużyć. Posadziłam go więc przy wolnym stoliku, a sama zajęłam się pracą. O brata martwić się nie musiałam, bo dobrze wiedziałam, że da sobie radę sam, a poza tym do zakończenia pracy pozostała mi niecała godzina.
Ta godzina bardzo szybko minęła. Klientów przybywało, a ja padałam z nóg i nie mogłam się doczekać chwili, kiedy przyjdą osoby pracujące w pubie wieczorami. Upragniony moment w końcu nadszedł i mogłam pójść przebrać się w swoje sztruksy i stary t—shirt, co też zrobiłam najszybciej, jak tylko mogłam.
I na tym chciałam zakończyć dzisiejszy dzień. Marzyłam o tym, aby czym prędzej wyjść z pubu i pojechać do domu, gdzie mogłabym spokojnie odpocząć. Pożegnałam się z Paulą i opuściłam pomieszczenie, po czym przecisnęłam się pomiędzy ludźmi, tarasującymi przejście do stolika, przy którym posadziłam Mateusza. Zastanawiałam się, skąd ich się tyle wzięło w pubie, jednak kiedy spojrzałam na telewizor wiszący nad barem, wszystko stało się jasne – w końcu kto przepuściłby jakiś ważny mecz piłkarski? Ale mecz był dla mnie niczym w porównaniu z perspektywą wygodnego łóżka. Dlatego chciałam czym prędzej odnaleźć brata. Jednak nie było go przy stoliku, przy którym miał siedzieć. Nie powiem, zdenerwowałam się i już chciałam wyjść na zewnątrz i poczekać na Mateusza przy jego samochodzie zaparkowanym przed pubem, kiedy kątem oka dostrzegłam stolik pod oknem, przy którym cały czas siedziała czwórka dziwnie wyglądających chłopaków oraz, co było dla mnie dziwne, mój brat.
— Mateusz? – zapytałam ze zdziwieniem, na co mój brat uśmiechnął się szeroko. – Mógłbyś się pożegnać ze swoimi kolegami i odwieźć mnie do domu?
— Oj, siostra, poczekaj chwilkę.
Usiadłam ze zrezygnowaniem obok chłopaka, wyglądającego na punka, a naprzeciwko czarnowłosego. Ani się obejrzałam, kiedy Mateusz zamówił dla mnie colę.
— Wiesz Emi, że to są moi klienci? – powiedział Mateusz, kiedy kelnerka postawiła przede mną szklankę z zimnym napojem. Jakoś ciężko było uwierzyć w to, co usłyszałam, więc doszłam do wniosku, że przez ten hałas musiałam źle zrozumieć słowa brata.
— Możesz powtórzyć?
— To są moi klienci, siostra – powtórzył Mateusz, a ja prawie zachłysnęłam się colą, którą właśnie piłam. – Dzisiaj podpisywaliśmy kontrakt. Będą u nas nagrywać nową płytę.
Spojrzałam ze zdziwieniem po chłopakach, siedzących ze mną przy stoliku i jakoś nie chciało mi się wierzyć, że oni mają cokolwiek wspólnego z muzyką, oprócz koszulki System Of A Down, w którą ubrany był jeden z nich. Fakt, wyglądali troszkę dziwnie, ale poza tym zdawali się być normalnymi facetami.
— To będzie wasza debiutancka płyta? – zapytałam z czystej uprzejmości czarnowłosego, siedzącego naprzeciwko mnie, na co ten parsknął głośnym śmiechem.
Fajnie – pomyślałam. – Czy ja powiedziałam coś nie tak? No może, ale żeby od razu się ze mnie śmiać?
— Siostra, na jakim świecie ty żyjesz? Nie poznajesz ich? Myślałem...
Mateusz był już kolejną osobą, która pytała mnie, czy nie rozpoznaję tych chłopaków, a to zaczynało mnie już po woli irytować.
— Właśnie – przerwałam Mateuszowi. – Skoro już mówimy o rozpoznawaniu, to siedzę przy jednym stoliku z wami, a nawet nie wiem, jak macie na imię.
Blondyn, wyglądający na punka, który siedział obok mnie, parsknął w swoje piwo. Podobnie zareagował najniższy z chłopaków, ten ubrany w koszulkę System Of A Down, natomiast Mateusz pokręcił tylko ze zrezygnowaniem głową.
— No więc, ten naprzeciwko ciebie, to Bill – czarnowłosy wstał i uścisnął mi rękę. – Obok niego siedzi Georg – chłopak, który sprawiał najnormalniejsze wrażenie z nich wszystkich mruknął cicho zwykłe „cześć”. – Ten naprzeciw mnie, to Gustaw – niski blondyn w koszulce System Of A Down kiwnął głową. – No, a pomiędzy mną a tobą siedzi Andreas, który co prawda nie należy do zespołu, ale nie zaszkodzi go przedstawić.
— Miło mi, ja Emila jestem – powiedziałam, siląc się na uprzejmy uśmiech i modląc się w duchu, aby zapamiętać wszystkie te imiona. Po chwili zamyślenia zorientowałam się, że czwórka chłopaków oraz mój brat wpatrują się we mnie wyczekująco.
— Co? – zapytałam może mało grzecznie, ale kto by się tym przejmował?
— No... Nadal nie wiesz kim jesteśmy?
— A powinnam wiedzieć?
— Siostro moja, mówi ci coś nawa Tokio Hotel? – spytał zrezygnowany Mateusz, a ja pokręciłam przecząco głową. – Taki zespół, za którym szalały wszystkie dziewczyny jeszcze całkiem niedawno.
— Widać nie wszystkie – mruknęłam, jednak po chwili coś zaskoczyło w mojej głowie.
Przypomniałam sobie plakat wiszący u mojej kuzynki na ścianie, z którego szczerzyła się czwórka chłopaków wyglądających co najmniej dziwnie. Przyjrzałam się dokładnie Billowi, który siedział naprzeciwko mnie, oraz dwóm osobnikom siedzącym obok niego. Niby byli ani trochę podobni do tamtych z plakatu, ale przecież to niemożliwe, żeby ludzie tak znormalnieli i wydorośleli przez dwa lata. A już szczególnie Bill, który teraz wyglądał jak normalny młody mężczyzna i zupełnie nie przypominał tego chłopaczka, którego kiedyś myliłam z dziewczyną.
— Zaraz, zaraz – powiedziałam, przyglądając się domniemanym członkom Tokio Hotel. – Ale przecież was było czterech, a nie trzech. Brakuje takiego, co miał dready i chodził w przydużych ubraniach.
Chłopcy uśmiechnęli się szeroko. A ja po raz kolejny poczułam się jak jakaś niedorozwinięta i wyizolowana od świata.
— Tom leży w szpitalu – poinformował mnie Gustav. – Złamał sobie ostatnio nogę.
Wydałam z siebie pomruk zrozumienia, współczując przy tym temu Tomowi, bo sama dobrze wiedziałam, co znaczy mieć złamaną nogę. Jednocześnie strasznie głupio mi się zrobiło, bo właśnie zrozumiałam jaką idiotkę musiałam z siebie zrobić przed chłopakami. Jednak oni zdawali się nie zwracać na to uwagi.
— Czyli nie jesteście debiutantami – mruknęłam, a chłopcy odpowiedzieli jednocześnie, że nie są. – No to zrobiłam z siebie nieoczytaną idiotkę – Temu stwierdzeniu wszyscy jednocześnie przytaknęli, po czym wybuchli śmiechem. A ja myślałam, że spalę się ze wstydu.

— Mateusz, jak mogłeś pozwolić, żebym zrobiła z siebie takie pośmiewisko? Czy masz pojęcie, jak ja się czułam? – swoją złość wyładowywałam na bracie podczas drogi do domu. Jednak on znosił to wszystko dzielnie, uśmiechając się jedynie pod nosem, co doprowadzało mnie do furii.
— I jak ja się im pokażę na oczy, kiedy znów przyjdą do pubu? – jęknęłam, chowając twarz w dłonie. – Wielkie dzięki.
— Nie pękaj, siostra.
Wolałam nie myśleć o tym, jak zrobiłam z siebie idiotkę. Chociaż z drugiej strony przecież każdy ma prawo nie wiedzieć, co to jest Tokio Hotel, prawda? Mogłam się założyć, że oprócz mnie w Niemczech są jeszcze miliony dziewczyn, które nawet nie wiedzą o istnieniu tego zespołu. Skąd jednak mogłam wiedzieć, że byłam jedną z nielicznych? Gdybym wtedy to wiedziała, z całą pewnością nigdy więcej nie pokazałabym się w pracy.
— Tak w ogóle, to nie wiem, co te wszystkie dziewczyny w nich widziały – powiedziałam, nie mogąc znieść męczącej ciszy, jaka zaległa pomiędzy mną a moim bratem. – Ilu jest fajniejszych chłopaków od nich...
— Na przykład taki twój brat, nie?
— No na przykład.
— A pamiętasz Martę? Tą rudą, z którą chodziłem jakieś trzy lata temu?
Jak mogłam nie pamiętać tej rudej zołzy, która omamiła mojego brata? Marta była chyba najgłupszą, ale i zarazem najładniejszą dziewczyną, z jaką kiedykolwiek chodził Mateusz.
— Pamiętam – powiedziałam, starając się wyrzucić z głowy obraz rudowłosej piękności.
— Wiesz, że to przez nich się z nią rozstałem?
Zamrugałam kilka razy i spojrzałam z niedowierzaniem na brata. Jak mógł zerwać ze swoją dziewczyną przez ludzi, których nawet nie znał? To wydawało się co najmniej dziwne.
— No nie dziw się tak – mruknął Mateusz, widząc moją minę. – Ona była jedną z tych napalonych lasek, które całowały trzy razy dziennie ich plakaty – zaśmiałam się złośliwie. – No to jak tutaj z taką wytrzymać? No powiedz mi...
Jakoś ciężko mi szło wyobrażenie sobie Marty całującej plakat z Tokio Hotel, ale czy to było najważniejsze?
— Wiesz, chyba zacznę ich lubić – powiedziałam, uśmiechając się szeroko do Mateusza.

Kiedy weszliśmy do domu, cioci i Klausa jeszcze nie było. Wrócili dopiero godzinę później i nie mieli zbyt wesołych min, a ja przeczuwałam, że mają jakieś niemiłe informacje dla nas. Nie pomyliłam się.
— Mateusz, dzwoniła wasza mama – powiedziała ciocia, jak tylko weszła do domu. Ton jej głosu wskazywał na to, że sprawa była bardzo poważna. Mateusz przełknął głośno ślinę i zaczął nerwowo bębnić palcami o blat stołu, przy którym siedzieliśmy.
— Co się stało? – zapytałam słabo, wyobrażając sobie najgorsze z możliwych scenariusze. Ciocia przez chwilę się nie odzywała.
— Policja złapała tego całego Pawła – wyrzuciła w końcu, a ja poczułam, że robi mi się słabo, natomiast Mateusz zrobił się strasznie blady i patrzył tępo w jeden punkt. – Będziecie musieli jechać do Polski.
Zamarłam, kiedy to usłyszałam. Oczywiście, byłam świadoma tego, że bez wizyty w ojczyźnie się nie obędzie, ale jakoś nie chciałam dopuszczać tego do swojej świadomości. Nagle powróciły wszystkie nieprzyjemne wspomnienia, które w połączeniu z perspektywą powrotu do kraju, udziałem w rozprawie przeciwko Pawłowi oraz spotkaniem z nim spowodowały, że wybuchłam głośnym, niepohamowanym szlochem. Nie chciałam, żeby przeszłość powracała do mnie w taki sposób, ale miałam świadomość tego, że będzie ona na mnie ciążyła jeszcze długie miesiące.

c.d.n.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kass dnia Czwartek 23-11-2006, 11:16, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MarTiT




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Środa 22-11-2006, 13:04    Temat postu:

miało być we wtorek a jest środa.. no mniejsza.. tylko jednen dzień.. Very Happy.. wytrzymałam.. i ciesze sie z tego powodu.. naprawde niewiem czemu mi sie tak bardzo podoba to opowiadanie.. i raczej nigdy sie nie dowiem.. no cóż ten part też mi sie widzi.. tylko czemu skończył się tak szybko Wink.. no nic pozostaje czekać na kolejny.. ale i tak dosyć często się ukazują części co mnie zadowala..
Pozdro


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kathleen




Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Środa 22-11-2006, 14:08    Temat postu:

Podtrzymuję komenatrz mój wcześniejszy.
Nie lubię pisać dwa razy to samo, bo to staje się nudne.
A Ty, Kass naprawdę nie masz mi za co dziękować.
To ja raczej powinnam dziękować Tobie, że pośród tylu 'wielkich' i tych 'mniejszych' opowiadań na tym forum to właśnie Ty pokazałaś nam jak powinno się władać piórem.
Od pierwszej części stałaś się dla mnie mistrzynią.
I chyba tak pozostanie.
Dziekuję jeszcze raz z całego serca.

Wierna. Oddana.

Kat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Holly Blue




Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Środa 22-11-2006, 14:36    Temat postu:

Ech... nie znoszę jak kogoś prześladują stare sprawy...
No ale zobaczymy.
Swoją drogą to nie, nie mam pomysłu na przezwisko xD
Okej. To narazie nie męcz ę bo notki są często.
Skończona idiotka - to było dobre, znaczy tamten motyw.
Ciekawe co będzie następnym razem.
Pozdrawiam,
Holly Blue.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
colds




Dołączył: 06 Lis 2006
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Środa 22-11-2006, 15:06    Temat postu:

nie podoba mi się.
bohaterzy jacyś dziwni.
i szyk zdań.
nie wiem...
przybędę - jak to brzmi, mwhaha. - na następną część.

nie zawracaj sobie głowy moim komentarzem.
ha.
xD.

optymiści są dalekowzroczni. widzą kwiaty w czasie zimy.

trzymaj się ciepło.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Falka
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza światów...

PostWysłany: Środa 22-11-2006, 15:22    Temat postu:

Tak sobie po cichu myślałam, że ci czterej to TH, ale zmylił mnie brak Toma.
Ja ostatnio odbieram na innych falach, to dlatego Smile
Notka łada, bez błędów, żal mi trochę Emily, bo niektóre sprawy ciągną się za nami przez całe życie...

To tempo akcji naprawdę jest w porządku.
Ogólnie jestem zadowoloona i czekam na następny part


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kass




Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Uć

PostWysłany: Czwartek 23-11-2006, 11:05    Temat postu:

MarTiT - bo wiesz, ja żyję o jeden dzień do tyłu i dla mnie środa to wtorek Wink A częstotliwość wklejania nowych rozdziałów niedługo się skończy, bo będę je musiała pisać. Póki co korzystam z tych, które już istniały.
Kathleen - a ja dziękuję za tak miłe słowa i wiarę we mnie. To znaczy dla mnie bardzo wiele
Holly Blue - ja też nie lubię, jak kogoś prześladują stare sprawy. Ale przeszłość ma to do siebie, że lubi o sobie przypominać, szczególnie, jeśli była niezbyt przyjemna. A moją bohaterkę jeszcze trochę będzie ona męczyła... A motyw z idiotką jest jednym z moich ulubionych. Jestem z niego dumna xD
colds - browar dla tej pani! Gratulacje dla Ciebie, albowiem rzeczesz samą prawdę. Bohaterzy są dziwni i tacy mają być. Szyk zdań jest dziwny, bo dopiero się uczę nie używać zdań tasiemcowych. Czekam na Twoje przybycie!
Falka - W takim razie i ja jestem zadowolona, że jest dobrze. Dziękuję za komentarz Smile

A teraz, rzed Wami rozdział czwarty, wktórym to akcja znów dzieje się w Polsce, a bohaterka spotyka się ze swoimi demonami.
To ostatni rozdział, który był napisany w okresie przedmaturalnym. Teraz przyjdzie Wam poczekać troszkę dłużej na następne.
Miłego czytania Smile

Dedykacja dla komentujących, bo to oni są moją wodą życia Wink


*

Rozdział 4

Kto umie żyć? Kto potrafi cierpieć. Kto potrafi kochać? Kto umie przebaczyć.
Zbigniew Trzaskowski (1933 — 1998)



— Mateusz, ja się boję.
To, że się bałam, to było mało powiedziane. Ja byłam cholernie przerażona. Przez ostatnie dwa tygodnie chodziłam jak struta, w pracy prawie z nikim nie rozmawiałam, aż w końcu Diabeł dał mi wolne. Oczywiście, ciotka wyjaśniła mu całą sytuację, więc nawet próbował mnie na kilka różnych, nie zawsze interesujących sposobów pocieszyć. A ja za każdym razem uciekałam.
Jak się okazało, już niedługo wszyscy pracownicy mojej zmiany wiedzieli, co się święci, a Paula przyszła nawet kilka razy do domu mojej cioci, żeby ze mną porozmawiać. Twierdziła, że rozmowa jest bardzo ważna w takich sytuacjach — ja nie zaprzeczałam. I mogę powiedzieć, że chyba właśnie dzięki temu jeszcze się jakoś trzymałam.
W każdym razie, dzień powrotu do Polski zbliżał się wielkimi krokami. Mieliśmy wyjechać z Mateuszem w środę, dwudziestego stycznia. I dlatego właśnie dzień wcześniej, znaczy się we wtorek, mój brat, w ścisłej komitywie z Paulą, zaprowadził mnie do ogromnego centrum handlowego w centrum Hamburga. Kiedy ja się zapytałam po co to wszystko, on jedynie uśmiechnął się tajemniczo i wprowadził mnie do salonu fryzjerskiego, posadził na fotelu i szepnął coś do młodego fryzjera z irokezem na głowie.
— Mateusz, ja się boję — powtórzyłam po polsku, siedząc na fotelu przed lustrem w salonie fryzjerskim, na co mój brat uśmiechnął się uspokajająco.
Chwilę po tym Tommy (fryzjer) założył mi czarną pelerynę z firmowym znakiem firmy Keune, pozbawił moje włosy frotki i przystąpił do strzyżenia. Ja, dla ostrożności, zamknęłam oczy i nie otwierałam ich do czasu, aż Tommy zdjął mi pelerynę z ramion.
— No, Emi, możesz już otworzyć oczy — powiedział Mateusz jakimś dziwnym głosem, a ja zastanawiałam się, czy dobrze mi się wydaje, że usłyszałam w nim nutkę zachwytu.
Otworzyłam oczy i chwilę później zasłoniłam je dłonią. Kiedy Tommy odsunął moją rękę od twarzy, pisnęłam głośno. Nie wiem kim była dziewczyna, która siedziała na moim fotelu, ale była... ładna. Ja byłam ładna, a to było dla mnie nowością.
Miałam grzywkę — mama zawsze powtarzała, że mam za niskie czoło na taki zabieg, a okazuje się, że kilka włosów na czole powoduje, że moje oczy wydają się większe.
Na dodatek już nie byłam tak do końca brunetką, bo Tommy postanowił 'przyozdobić' moje włosy jasnym brązem...
Jęknęłam. Co powie mama?
Choć tak na prawdę, w głębi duszy, piałam z zachwytu. Gdybym wcześniej wiedziała, że mogę tak wyglądać, to już od dawna bym miała jaśniejsze pasemka i grzywkę! A Mateusz uśmiechał się tylko i wyglądał na dumnego. Cholera, ja też byłam dumna — z brata, który wie jak poprawić dziewczynie humor.

— Mateusz, ale po co to wszystko? — pytałam po raz kolejny tego dnia mojego brata, kiedy tylko wróciliśmy do domu ("Dziewczyno! jakie ty masz ładne oczy! Gdzie je do tej pory chowałaś?" powitał mnie Klaus od progu).
— Emi, chyba nie chcesz pokazać Pawłowi, że załamałaś się po tym wszystkim?
Wiedziałam, że mój brat ma rację. Musiałam być silna podczas spotkania z Pawłem. A jeśli nawet nie silna, to musiałam sprawiać choć takie wrażenie. A przecież wyglądając jak upiór, nie wywrę wcale dobrego wrażenia. Przytuliłam się do brata i cmoknęłam go w policzek.
— Dziękuję, braciszku — powiedziałam, a on pogłaskał mnie pieszczotliwie po głowie.

— No to... jesteśmy w domu, nie?
Wzruszyłam ramionami, a Mateusz zamknął drzwi mojego pokoju w domu w Polsce. Zawsze myślałam, że będę się cieszyła z powrotu do domu. W moich wyobrażeniach wysiadałam z pociągu i biegłam ze łzami w oczach i stęskniona prosto w ramiona rodziców. Jednak rzeczywistość bywa brutalna. Bo po pierwsze — na dworcu nie było rodziców, a po drugie — wcale nie byłam stęskniona. Powiem nawet więcej, gdy tylko wysiadłam z wagonu, miałam ochotę biec wykupić bilet powrotny do Niemiec na najbliższy pociąg. Po minie Mateusza poznałam, że on czuje podobnie.
Niestety, powrót do ojczyzny niósł za sobą powrót przykrych wspomnień. A jeszcze gorszy był powrót na osiedle, zobaczenie tych wszystkich ludzi, którzy odwrócili się ode mnie wtedy, gdy najbardziej potrzebowałam ich pomocy. Całe szczęście, że nie widziałam braci Austriaków oraz Majki i Patrycji.
— Nie wiem jak ty, siostra, ale ja wracam do Hamburga, jak tylko skończy się ta jazda z rozprawą — powiedział Mateusz, siadając obok mnie na łóżku. — Ta cała Polska, to jedno wielkie nieporozumienie. Czuję się tu jak w więzieniu.
Nie mogłam nie przytaknąć mu. Dopiero powrót do kraju uświadomił mi, jak dobrze czuję się w Niemczech. Fakt, tęsknię za rodziną, ale tam chociaż każdy kąt nie kojarzy mi się z tym wszystkim, co przeżyłam. A w Polsce...
Siedząc w swoim starym pokoju, zaczęły do mnie napływać przykre wspomnienia. Najpierw strach jaki odczuwałam za każdym razem, gdy Mateusz nie wracał na noc, później przerażenie, kiedy dowiedziałam się czym zajmuje się mój brat, a na koniec wyrzuty sumienia z powodu tego, co się stało w Sylwestra i później.
Nie wytrzymałam — łzy same nabiegły mi do oczu i nim zdążyłam się zorientować, płakałam jak kilkuletnie dziecko. A Mateusz mnie przytulił i gładził uspokajająco po plecach, nie pytając o nic. Za to byłam mu wdzięczna. Kto jak kto, ale on doskonale wiedział, co musiałam czuć.
— Chcę pójść na cmentarz — powiedziałam po kilku długich minutach, ocierając łzy ściekające mi po policzkach. — Do Łukasza.
— Dobrze, pójdę z tobą — odpowiedział Mati, a ja kolejny raz w ciągu kilku minut podziękowałam w myślach za to, że los obdarzył mnie takim wspaniałym bratem.

Cmentarze zimą są jeszcze bardziej przerażające — pomyślałam, idąc ramię w ramię z moim bratem alejką cmentarną. Po naszej jednej i drugiej stronie stały granitowe nagrobki z twarzami ludzi, śmiejących się z porcelanowych zdjęć. Wszystko było pokryte kilkumilimetrową warstwą mokrego śniegu, który zaczynał się roztapiać, bo na dworze było zbyt ciepło. Alejka, którą szliśmy, była wyłożona kostką brukową, a moje kozaki stukały przy każdym kroku, powodując, że ja z każdym krokiem czułam się coraz bardziej winna — ośmieliłam się zakłócać ciszę i spokój zmarłych.
W końcu stanęliśmy przy grobie na samym końcu alejki. Niedaleko był kontener, do którego ludzie wrzucali zwiędnięte kwiaty i wypalone znicze. Sam nagrobek był znacznie mniejszy i bardziej ubogi od wszystkich, które go otaczały, jakby osoba pod nim leżąca nie była godna pamięci. Z porcelanowej fotografii uśmiechał się Łukasz taki, jakim go zapamiętałam — we flanelowej koszuli w czerwoną kratę, ze związanymi włosami, małym kółkiem w uchu i roześmianymi oczami. Pamiętam, że wtedy, kiedy było zrobione to zdjęcie, byliśmy razem w pubie i opijaliśmy to, że dostał się na wymarzoną Akademię Muzyczną...
Usiadłam na ławeczce stojącej przy jego grobie i ukryłam twarz w dłoniach. Usłyszałam, że Mateusz gdzieś odchodzi i byłam mu za to wdzięczna — chwila samotności była mi potrzebna.
— Wybacz — ta krótka prośba wydarła się z mojego gardła razem ze szlochem. Czułam się winna za jego śmierć, za śmierć Miśka i za to wszystko, co się stało. Przecież to ja marzyłam o Sylwestrze w Zakopanem, to ja zignorowałam ostrzeżenia Mateusza... Gdybym postępowała inaczej....
Po jakiejś niewyobrażalnie długiej chwili powrócił Mateusz. Trzymał w rękach czerwony, duży znicz i pudełko zapałek. Pięknie — pomyślałam — chociaż on o tym pomyślał. Wzięłam od brata znicz, zapaliłam w nim ogień i postawiłam go na grobie, po czym, wtulona w ramię Mateusza, odeszłam w stronę wyjścia z cmentarza.
— To nie była twoja wina — powtarzał Mati raz po raz, jakby próbował samego siebie przekonać do prawdziwości tych słów, a ja kiwałam tylko głową, udając, że wiem.

— Emilko, ktoś do ciebie przyszedł.
Podniosłam głowę znad książki i spojrzałam na mamę, stojącą w drzwiach mojego pokoju i uśmiechającą się przepraszająco. Chwilę później, jak gdyby nigdy nic, do mojego pokoju weszła Majka i usiadła obok mnie na łóżku. W tym momencie moja mama wyszła ze spuszczoną głową i zamknęła za sobą drzwi do mojego pokoju.
— Ilka! — krzyknęła zaraz po wyjściu mojej mamy Majka i przytuliła mnie. — Tyle czasu się nie widziałyśmy! Opowiadaj, co u ciebie słychać? Jak ci się wiedzie u szwabów?
Kiedy tylko wyswobodziłam się z uścisku byłej przyjaciółki, spojrzałam na nią z wyrzutem. Jak ona śmiała przychodzić do mnie i wchodzić od tak sobie do mojego pokoju? Jak po tym wszystkim, co się stało, miała czelność w ogóle się do mnie odzywać? Bo faktem było, że wybaczyłam jej wszystko, co zrobiła po pamiętnym wyjeździe, ale nie byłam w stanie wyrzucić z pamięci jej słów, wypowiedzianych po pogrzebie Łukasza: "Wiesz, Ilka, to nawet dobrze, że on się zabił. I tak nic z niego by nie było — kolejny wśród tysiąca bezrobotnych w naszym kraju. Byłby z niego zwykły śmieć...". Przez następny tydzień bolała mnie ręka po tym, jak ją spoliczkowałam. A teraz ta zdzira siedziała u mnie w pokoju i rozmawiała ze mną beztrosko.
Wyprostowałam się i zaplotłam ręce na piersiach.
— Zdaje mi się, że wyraźnie powiedziałam "odpierdol się ode mnie"*, kiedy widziałyśmy się ostatnim razem.
Majka zdawała się nie słyszeć moich słów. Odrzuciła w tył platynowe włosy i obciągnęła różową bluzkę, odsłaniającą pępek.
— Och, daj spokój — powiedziała po kilku sekundach ciszy. — Chyba nie wzięłaś sobie tych słów do serca?
— Czego. Chcesz. Ode. Mnie? – warknęłam, nie mogąc opanować zdenerwowania.
— Jutro jest rozprawa. Pamiętaj, że kiedyś Paweł i ja byliśmy twoimi przyjaciółmi. Gdybyś ty była w takiej sytuacji, my byśmy cię kryli. Nie powiedz nic głupiego, bo możesz tego pożałować.
Kiedy Majka wypowiadała ostatnie słowa, przestraszyłam się nie na żarty. Gdy chwilę później wyszła z pokoju, moja pewność siebie zmalała nagle do rozmiarów ziarenka maku, a ja zaczęłam się naprawdę bać. Nagle rozprawa wydała mi się przeżyciem zbyt ciężkim, bym mogła je przetrwać. Że też ta jędza musiała się pojawić w takim momencie i zburzyć długo i skrupulatnie budowany przeze mnie mur obronny. A poza tym, czemu mówiła o sobie i Pawle 'my'? Nagle poczułam się strasznie zmęczona i, choć to dziwne, stara. Nie miałam siły na płacz, za to wściekłość rozsadzała mnie od środka. Byłam wściekła na Majkę, na Pawła, na Mateusza, a chyba najbardziej na samą siebie. Że też musiałam wpakować się w takie bagno! — pomyślałam i cisnęłam poduszką, leżącą obok mnie w ścianę na przeciwko. Obrazek, który na niej wisiał spadł i rozbił się z hukiem na podłodze, a ja opadłam na łóżko, mając ochotę rozwalić wszystko dookoła.

______
* wybaczcie kolokwializm, ale był konieczny.

c.d.n.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agutek




Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czwartek 23-11-2006, 14:12    Temat postu:

Zaraz, moment!
Nie za szybko? Nie nadążam z czytaniem :p

Tego dowiadywałam się z różnych źródeł (ale szczerze mówiąc nie zaglądałam tam, gdzie szukałam Metalliki :p). Jednak przede wszystkim szukałam w książkach. Przy czytaniu nie zwraca się na to uwagi, ale kiedy miałam wątpliwości, co do pisowni, zaczęłam wertować podręczniki. Potem sięgnęłam na półki z książkami. Jestem więc pewna, że taka pisownia jest jak najbardziej poprawna.
Nadal będę utrzymywać, że się nie nadaję, i koniec tematu :p
Już mi tyle nie gratuluj, bo moja samoocena za mocno pójdzie w górę :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MarTiT




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czwartek 23-11-2006, 14:28    Temat postu:

a no tak bywa z tymi dniami, ja zawsze jestem dzień do przodu czyli dla mnie jest już weekend Very Happy.. martwi mnie to że częstotliwoć partów sie zmniejszy Sad... ale mam nadzieje że tylko minimalnie i nieodczówalnie Very Happy..
co do treści parta.. wrrr.. jak by taka Majka do mnie przyszła to wrrr.. chyba bym ją własnymi dłońmi wypatroszyła.. no ale i tak mi się podobał, mimo iż tematyka troche przygnębiające, ale niema tego złego co by na dobre nie wyszło Very Happy
pozdro


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania - wieloczęściówki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin