Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Bal na Titanicu" - komedia (FINITO)+
Idź do strony 1, 2  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania Archiv
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Loreley




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chyba bardziej Opole

PostWysłany: Sobota 26-08-2006, 13:25    Temat postu: "Bal na Titanicu" - komedia (FINITO)+

Odbiło mi, tak, zdaję sobie z tego sprawę. Mam nadzieję, że Ci, którzy zdążyli mnie poznać z nieco innej twórczości, nie będą chcieli mnie zabić Laughing
To miała być jednoczęściówka, ale jak to zwykle ze mną bywa - trochę się rozwlekła. Będą zatem chyba trzy części.
Oto, co z człowiekiem robi dwudniowy brak dostępu do neta Twisted Evil

Dedykowane mojej siostrze i trzem kuzynkom. Już one wiedzą, czym sobie na to 'zasłużyły' Twisted Evil
--------------

Bal na Titanicu

Komedia bezsensowna z wstawkami odautorskimi

* * *

Drodzy Czytelnicy, Autorka poniższego „dzieła” ostrzega, iż nie spotkacie tu Tokio Hotel na pokładzie statku marzeń; Bill nie stanie na dziobie i nie zakrzyknie: „I’m the king of the world” tak, iż spłoszy mewy, a Tom nie odwiedzie zdesperowanej dziewoi od skoku w otchłanie. Nein, nein, nein… ile to tam razy w „Schrei” było.

Tych z Was, których powyższy wstęp nie rozczarował, zapraszam na Bal.
Można prosić do tańca…?


* * *

Nienawidził przyjęć. Szczerze i z całego serca. W ogóle nienawidził wszelkich spotkań towarzyskich na wysokim szczeblu, imprez branżowych, pokazów, gali – no, chyba, że można było coś wygrać, na przykład Echo – bankietów, promocji, bali, widowisk… Lista tego, czego nienawidził Bill Kaulitz była długa jak z Berlina do Tokio.
Teraz z czystym sumieniem mógł do niej dopisać także garnitury.
- Boże, jak ja wyglądam! – biadolił, od piętnastu minut oglądając w ogromnym lustrze swoją postać odzianą w coś, co wszyscy porządni mężczyźni powinni mieć w swojej szafie, a czego nie posiada na przykład ojciec Autorki. Czyli właśnie w garnitur.
- Nie wzywaj kogoś, w kogo nie wierzysz – napomniał brata Tom, mierzący właśnie szeroką, białą marynarkę. Cóż, nawet skate niekiedy musi się wysilić na elegancję, ale to nie znaczy, że od razu trzeba zarzucać swój wypracowany styl.
- Jestem gotów uwierzyć we wszystko, co mnie uwolni od tego koszmarnego wdzianka. – Bill z desperacją szarpał poły swojej marynarki. – Nie mogę w tym iść, temu Davidowi wszy chyba mózg wyżarły! – ocenił menadżera, który wybierał mu strój. – Wyglądam jak zmolestowany Ken! Jak jutro zobaczę swoje zdjęcia w gazetach, to chyba mi się cofnie śniadanie sprzed trzech dni!
- Na zdrowie. Dopilnuj tylko, żeby nie było mnie w pobliżu. – Dredziarz założył na głowę nieodłączny element swej garderoby: czapeczkę z daszkiem. Mrugnął do lustra uwodzicielsko, wyobrażając sobie, że na miejscu szklanej powierzchni znajduje się Ashley Olsen.
Bill jednak był na dnie rozpaczy. W takim stroju, jaki miał na sobie, nie zwróciłby na siebie uwagi nie tylko Olsenek, ale nawet Elizabeth Taylor. No, może by zwrócił, ale nie tak, jak by sobie tego życzył.
- Ja jestem Bill Kaulitz – oświadczył buntowniczo (na wypadek, jakby Czytelnicy jeszcze się nie zorientowali), zrzucając z siebie stylową, do bólu praworządną, szarą marynarkę w prążki. – A Bill Kaulitz nie chodzi w garniturach.
Po wygłoszeniu tej wiekopomnej deklaracji, w obliczu której blednie doniosłość Deklaracji Niepodległości, Konstytucji 3-go Maja i Tez Kwietniowych, szybkim ruchem pozbył się także eleganckiej czarnej koszuli, prezentując światu swoją może niezbyt godną zachwytu klatkę piersiową.

Mimo to Autorka, nota bene wierząca, chwali niebiosa, że akurat nie panują upały… Uff…

Następnie, nie przejmując się tym, czy w budynku visa vie hotelowego pokoju nie czai się jakiś paparazzi – ewentualnie fanka – Bill w ślady górnej części garnituru posłał też spodnie, zostając w samych bokserkach, na pasku których dumnie wypisane było jego imię.

W tym momencie nawet owe 24 stopnie za oknem to zdecydowanie za dużo. Autorka idzie trochę ochłonąć. Bill, poczekaj, zanim ściągniesz coś jeszcze!!!

Kurczę, Autorka musiała przegapić coś ważnego, bo gdy wróciła, Bill dumnie prezentował się już w luźnej, czarnej koszuli, która wyglądała jakby zapomniano jej wyprasować i była bezwstydnie rozchełstana pod szyją, oraz takiego samego koloru spodniach ze srebrnymi ozdobami przy pasku.
- I jak, Tom, chyba lepiej, no nie? – wyszczerzył się w stronę brata, udając, że liczy się z jego opinią w kwestii doboru garderoby. W rzeczywistości doszczętnie wymieniłby zawartość Tomowej szafy.
- Taaa, poleciałaby na ciebie nawet królowa Elżbieta – rzucił dredziarz beznamiętnie, taksując bliźniaka wzrokiem.
Bill, starając się odsunąć od siebie myśli o ‘lecącej’ na niego angielskiej władczyni, zajął się zapinaniem na szyi gustownej – w jego mniemaniu – obróżki ze srebrnym wyobrażeniem lwa. Jeszcze tylko makijaż i wreszcie poczuje się sobą.
Wiedział, że ryzykuje, nie ubierając się według wytycznych menadżera, a konsekwencja zrobienia złego wrażenia może się objawić w postaci nici z kontraktu z angielską wytwórnią muzyczną. A jak nie ma kontraktu, to koniec z marzeniami o sukcesie na Wyspach. Ileż to można zaprzepaścić założeniem niewłaściwych spodni!
Trzymajcie, Drodzy Czytelnicy, kciuki za wokalistę sławnego Tokio Hotel, aby jego nonkonformizm i chęć zachowania oryginalności za wszelką cenę wyszły mu na zdrowie.


* * *

To.Jest.Koszmar. Te trzy słowa Bill Kaulitz mógł z czystym sumieniem wypowiedzieć już po dwudziestu minutach pobytu w sali na osiemnastym piętrze londyńskiego, pięciogwiazdkowego hotelu King Royal Delux. Urządzone z edwardiańskim przepychem pomieszczenie, które w wyobrażeniu piosenkarza miało co najmniej milę długości i drugie tyle szerokości, było wypełnione tłumem osób, których nie znał nawet z widzenia, nie mówiąc już o imieniu.

Autorka litościwie oszczędzi Wam, Kochani Czytelnicy, dalszych opisów, gdyż po pierwsze, da Wam pole do wyobraźni, a po drugie, przyznaje się, iż takowe opisy nie są mocną stroną jej pisarskiego warsztatu.

Kobiety w owym przybytku luksusu wystrojone były w eleganckie suknie, wśród marek których panowała niemal równowaga pomiędzy Pradą, Guccim i Versace, natomiast prawie wszyscy mężczyźni – ku przerażeniu Kaulitza – nosili garnitury. Oczywiście było kilka wyjątków, wskazujących osoby, co do których można było mieć podejrzenie, iż pochodzą z światka artystycznego. Była to jednak zdecydowana mniejszość i wokalista zaczynał żałować, że jednak nie zmusił się do założenia koszmarnego szarego uniformu.
Trzymając w dłoni kieliszek wytrawnego szampana, którego smak już po jednym łyku zaczął porównywać do sfermentowanego octu, Bill przepychał się w stronę swojego brata bliźniaka. Tom, siedzący akurat na stylizowanej na art deco kanapie, był widoczny z daleka z powodu swego białego ubrania. O ile młodszy Kaulitz dobrze zaobserwował, podobnie odziany był jeszcze tylko grubawy, czarnowłosy mężczyzna koło czterdziestki, który w mniemaniu Billa nieodwołalnie był gangsterem. Toma od nowoczesnego Ala Capone odróżniał tylko brak złotego łańcucha na szyi. No i inne uczesanie.
Towarzystwo gitarzysty stanowiła długonoga szatynka w granatowej, mieniącej się drobniutkimi diamencikami sukience na ramiączkach. Czyli w zasadzie było to towarzystwo typowe dla blond gwiazdy Tokio Hotel.
- Tom, mógłbym cię prosić na chwilę? – zapytał, stając przed wyraźnie zajętą niezobowiązującym flirtem parką. – Pozwolisz, że na chwilę porwę brata? – zwrócił się do dziewczyny, starając się zachować wszystkie wymogi savoir vivre’u. Wyszło to nieco sztucznie.
- Ja sama chętnie bym go porwała. – Szatynka spojrzała na gitarzystę wzrokiem wygłodniałego rottweilera. Ewentualnie zdesperowanej nimfomanki.
- Niestety, ja byłem pierwszy. – Bill już nie siląc się na grzeczność chwycił Toma za rękaw i zmusił do wstania z kanapy.
- No i po kiego przylazłeś? – zdenerwował się dredziarz, gdy już znaleźli się w bezpiecznej odległości od wyraźnie zasmuconej dziewczyny. – Ty wiesz, kto to jest? Stacy Rotwood! – Kolejne nazwisko, które Billowi nic nie mówiło. – Jej ojciec jest współwłaścicielem czasopisma muzycznego! To może nam pomóc.
- Ciekawe, jak?
- I pomyśleć, że taki tępak jest liderem zespołu, w którym gram! – Tom złapał się za głowę. – Zakoduj sobie w tym farbowanym łbie, że trzeba wykorzystać wszystkie możliwości, co ja właśnie staram się robić. W przeciwieństwie do ciebie, który tylko snujesz się smętnie i udajesz, że smakuje ci ta ohyda. – Wskazał na trzymany przez brata wysmukły kieliszek. – Trzeba było wbić się w ten garniak i spróbować wyrwać córeczkę jakiegoś producenta, szefa stacji telewizyjnej czy innej szychy.
- Chyba zapomniałeś, że my się tu musimy tylko pokazać – syknął Bill, z powodzeniem mogąc konkurować ze żmiją zygzakowatą, a nawet lichą kobrą. – Tylko pokazać i stwarzać pozory. Kontrakt i tak mamy w kieszeni, David się tym zajął.
- Co nie znaczy, że nie można poszukać rozleglejszych kontaktów. To może nam pomóc w karierze. Kontrakt to dopiero początek. Jak nas nie pokażą w prasie i telewizji, to będziemy mogli sobie tym papierkiem, za przeproszeniem, dupę podetrzeć. – Tom zdecydowanie nie przejmował się tym, jakie słowa pasują do jakiego otoczenia. – Pomyśl tylko, Bill… Zaczęliśmy od Niemiec, potem była Austria, Szwajcaria, Francja, wreszcie jakieś tam dzicze na wschodzie w stylu Rosji i innej Polski… Teraz startujemy w Anglii. A jak Anglia, to i (jak – dop. Aut.) Irlandia. Wreszcie przyjdzie czas na USA, Japonię, Brazylię, Australię, Antarktydę… - Tom coraz szerzej rozpościerał przed bratem widoki na karierę, dowodząc rozległej znajomości geografii.
Bill natomiast patrzył na niego jak na totalnego idiotę, a cały ten wywód skomentował jednym słowem:
- Pieprzysz!
Dredziarz łakomie spojrzał na szatynkę, której towarzystwo przed chwilą z konieczności opuścił.
- Oj, chciałoby się…

Rada Dobrej Cioci Madzi dla Billa (i Czytelników przy okazji): Uważajcie, co mówicie przy zdesperowanych seksualnie nastolatkach! Niekiedy słowa mają wagę kamieni, a jak wiadomo, kamieni nie należy nieopatrznie rzucać na szaniec.


* * *

Samotna w wielkim tłumie, ale samotna z wyboru – tak mogłaby określić swój status około dwudziestoletnia, czarnowłosa dziewczyna w ciemnoczerwonej sukience, siedząca przy eleganckim, rzeźbionym barze. Wytwornie założyła nogę na nogę, niby przypadkiem prezentując wszystkim swoje smukłe udo, równie apetyczną łydkę oraz wypielęgnowaną stópkę odzianą w purpurowe szpilki. Sama wysokość obcasa byłaby dla tej dziewczyny doskonałym usprawiedliwieniem spędzania całego wieczoru przy barze…
Nasza młoda Lady in Red z niedbałym wdziękiem raz po raz przesuwała smukłymi palcami po kieliszku z winem, oczywiście również czerwonym. Całości krwistego image’u dopełniała szminka na pełnych wargach dziewczyny. Jakiego była ona koloru, chyba nie trzeba Czytelnikowi mówić?

Czy Autorka wspominała, że jest brunetką, uwielbia kolor czerwony, zwłaszcza w odcieniu purpury, oraz słodkie wino…?

Owa urocza, tajemnicza osóbka po raz kolejny uniosła kieliszek do ust, pozwalając kilku kroplom aromatycznego, słodkiego trunku przeniknąć w głąb ciała. Przechodzący obok łysawy mężczyzna w słusznym wieku spojrzał na nią tak, że gdyby wzrok mógł rozbierać, to dziewczyna ukazałaby się dobrej setce ludzi w stroju, w jakim Adam miał okazję podziwiać Ewę w raju. Niestety, oczy owego szacownego obywatela nie miały takiej mocy, za to należące do jego towarzyszki – natapirowanej matrony w fioletowej sukni – były niezwykle bystre. Mężczyzna zarobił dyskretnego kuksańca w bok, a siedząca przy barze brunetka mordercze spojrzenie.
Powiedzieć, że dziewczyna się tym przejęła, byłoby nieporozumieniem stulecia. Wręcz przeciwnie – puściła dziadkowi uwodzicielskie oczko, a w ramach promocji uwodzicielsko oblizała usta.
- A ty znowu swoje – usłyszała obok znudzony głos.
Odwróciła się i zobaczyła, że na krzesełku obok przysiadł młody mężczyzna. Wysoki blondyn w jasnej marynarce.

Błąd, Moi Drodzy – to nie był Tom. I nie był to Georg. Nie był to nawet Gustav. To był…

- Dave…

Tak, wiem, nie znacie Dave’a. Kim on jest, dowiecie się w swoim czasie…

- Podwójne martini z lodem – rzeczony Dave zwrócił się do barmana.
- Co ty tu robisz? – brunetka w czerwonej sukience nie wydawała się zachwycona towarzystwem. – Myślałam, że mój ojciec wysłał cię do Nowego Jorku.
- Do Chicago – sprostował blondyn, jednocześnie pociągając pierwszy łyk martini.
- Jak dla mnie, to mógł cię wyprawić na Syberię. W jedną stronę.
- Widzę, że poziom zgryźliwości w normie. Mam nadzieję, że nie osłabnie, bo chyba nie zaczęłaś jeszcze swojego… balu. – Ostatnie słowo podkreślił tak silnie, że nawet Autorka musiała to zrobić. – Jak na razie to zajmujesz się głównie podrywaniem podstarzałych sponsorów.
- Mój drogi – jad zawarty w uśmiechu dziewczyny zadziałałby szybciej niż kilo muchomorów sromotnikowych – zapomniałeś chyba, że ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie muszę poszukiwać sponsorów. Dobrze wiesz, że kiedyś Hollaway Records będzie moje. O tobie natomiast powiedziałabym, że obejdziesz się smakiem, gdyby tylko była to prawda. Ty, kuzynku, nawet smaku nie poczujesz. Radzę więc lepiej rozkoszować się martini… A tak a’ propos sponsorów… Nadal jesteś z tą blond gwiazdeczką telewizyjnych sitcomów?
Mężczyzna z trzaskiem odstawił szklankę na stół i wstał od baru, po drodze obdarzając towarzyszkę przepełnionym fałszywą słodyczą uśmiechem.
- A tobie, droga kuzyneczko, radzę zacząć tańczyć swój bal, bo niedługo może ci nie być ani do śmiechu, ani do zabawy, ani do tańca.

Gdyby Autorka była na miejscu dziewczyny w czerwonej sukience, to już by się zaczęła bać, bo do odważnych raczej nie zależy. I to jest dowód, że Autorka nie wzorowała bohaterki na sobie. A dlaczego…?

Bo bohaterka, owa brunetka w czerwieni, ani trochę się nie przejęła.
Mały podszczekiwacz, podsumowała blondyna. Ujada, ujada, ale ząbki ma małe i ugryźć nie potrafi… W jednym za to ma rację – spod przymrużonych powiek utkwiła spojrzenie w określonej postaci w głębi sali. – Czas zacząć bal…

C.D.N. (niestety)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Loreley dnia Czwartek 31-08-2006, 16:44, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ayane




Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mogłabym mieszkać z Tomem ^^

PostWysłany: Sobota 26-08-2006, 13:51    Temat postu:

1?

Edit:

No cóż. Podobało mi się choć to początek. Może nie uśmiałam się tak, jak planowałam, ale przeżyję.
Chyba na początku był jeden błąd, ale nie chce mi się już go wypisywać.

Wybacz, ale nie mam siły na inteligentniejszy komentarz.

Ogólnie podobało mi się i z niecierpliwością czekam na kolejną część, która - mam nadzieję - pojawi się nie długo.

Pozdrawiam, życzę weny.
Coca-cola zbliża ludzi (Pepsi nie! xD)
;*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ayane dnia Sobota 26-08-2006, 14:10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Falka
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza światów...

PostWysłany: Sobota 26-08-2006, 13:56    Temat postu:

Ja jestem zachwycona. Nie wiem jak innym, ale mi się strasznie podobało. Czytało się lekko, wstawki były świetne i po prostu... stworzyłaś taki niesamowity klimat, że miałąm wrażenie, iż ja też tam jestem.
Szkoda, że to będzie mieć kilka części tylko, ale czuję, że to będzie kolejne, świetne opowiadanie Twojego autorstwa.

Pozdrawiam i czekam na więcej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nadinkaa




Dołączył: 10 Mar 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z szafy. ^^

PostWysłany: Sobota 26-08-2006, 14:02    Temat postu:

Wspaniałe.
Tom w marynarce?
Już to sobie wyobrażam.
Boż. Sam szex xD
Czekam na więcej.
Pozdrawiam ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
*:Love_Tomuś:*




Dołączył: 02 Mar 2006
Posty: 260
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z dworca z.o.o

PostWysłany: Sobota 26-08-2006, 14:49    Temat postu: Re: "Bal na Titanicu" - komedia

Loreley napisał:
Teraz z czystym szumieniem mógł do niej dopisać także garnitury.

sumieniem
Nie no mondra ja jestem
Ktoś już wspominał, ze na początku był błąd... Dobra tam taki drobny błąd Wink Mogłam Ci go nie wytykać, ale popraw.
Nie znalazłam innych.
Podoba mi się
Więcej nie powiem, bo nie wiem co napisać.
Czekam na next z niecierpliwością
Życze weny

LoVuśka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
carsjana




Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 171
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sobota 26-08-2006, 15:14    Temat postu:

Szkoda tylko, że będzie tak mało części. Podobało mi się i to bardzo xD Czekam z niecierpliwością na następny part i życzę weny Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Teallin




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł

PostWysłany: Sobota 26-08-2006, 16:35    Temat postu:

Loerey!
To jest boskie!
Naprawdę rewelacja...
Brakowało mi ostatnimi czasy na forum jakiejś dobrze napisanej komedii Wink
Cieszę się, że to właśnie ty to zmieniłaś.
Lady in Red? Coś czuję, że zetknie się z którymś z bliźniaków.
Jakaś tam Polska? Ej, ja sobie wypraszam! I mniejsza, że zamierzam pozbyć się obywatelstwa kiedy tylko wyjadę na stałe za granicę na studia. To się teraz nie liczy Razz
Cóż...
Bill w garinturku? A miał ostatnio takie zdjęcia Very Happy
Całuję i oczekuję na nowe części w zastraszająco szybkim tempie

Tea


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kazia




Dołączył: 29 Mar 2006
Posty: 759
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: od Bloo

PostWysłany: Sobota 26-08-2006, 17:00    Temat postu:

Chociaż to dopiero początek - świetnie się zaczyna. Jakoś nie mogę sobie wyobraźić Toma w garniaku, ale pomińmy ten fakt Wink Zaztanawia mnie co bohaterka będzie miała wspólnego z bliźniakami. Póki co się nie dowiem, także pozostaje mi czekać na kolejny part Smile
Pozdrawiam,
Kat


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Areis




Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: niebo, schody, piekło... a ja mieszkam na tych schodach...

PostWysłany: Sobota 26-08-2006, 17:08    Temat postu:

każdą kończyną oraz okiem i uchem podpisuję się pod słowami Falki.
wprost zniewalające.

pozdrawiam serdecznie
~Kami


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loreley




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chyba bardziej Opole

PostWysłany: Sobota 26-08-2006, 17:20    Temat postu:

Dziękuję Wam za takie ciepłe przyjęcie. Przyznam, że komedie to nie jest mój ulubiony gatunek literacki, zarówno jeśli chodzi o czytanie, jak i pisanie. Tym milej mi, że się Wam podoba to 'coś'.
Proszę się tu nie spodziewać jakiegoś przesłania czy czegoś w tym stylu. To jest opowiadnie czysto rozrywkowe. Poza tym ja mam dość specyficzne poczuciec humoru, które nie do każdego trafia.

Nie wiem, kiedy będzie nowy odcinek Sad Trochę mam już napisane, ale żeby to pociągnąć, muszę się wprawić w stan odpowiedniej głupawki. A raczej ten stan sam musi na mnie spaść Wink Proszę o cierpliwość.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Negai
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 1797
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w Tobie tyle zła?

PostWysłany: Sobota 26-08-2006, 17:33    Temat postu:

Ach!
Wiedziałam, że tu wchodząc się nie zawiodę. Moja domyślność sprawia, że aż się rumienię.
Przede wszystkim zaskoczyłaś mnie. Całkowicie inny styl, do jakiego zdążyłaś nas przyzwyczaić dwoma opowiadaniami. Ale to mi jak najbardziej odpowiada.
Dopiski autorki zwalają z nóg - nie będę komentować Wink.
I wszystko wydaje mi się narazie w porządku. Jakiś błędzik się wkradł, ale już wytknięty.
Uwielbiam Twoje słownictwo, którego brakuje mi w tym dziale. O tak. Kultura zanika.
Cóż. Czekam na kolejne części i zaklepuję sobie miano stałej czytelniczki.
Pozdrawiam:
~ddm


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MarTiT




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sobota 26-08-2006, 20:19    Temat postu:

bez dłuższego zastanowienia( bo jest ono nie potrzebne) moge stwierdzić że opowiadanie jest świetne bardzo mi się podobało.. dziewczyno masz talent.. już sie niemoge doczekać następnego parta.. pozdro

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madzia_m




Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 671
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sobota 26-08-2006, 20:42    Temat postu:

Czas zacząć bal...




To jest znakomite! Sprawdzasz się w każdym gatunku, komedie także wychodzą Ci rewelacyhnie!

Wstawki autorki są naprawdę fajne, w niektórych momentach zaczynałam się śmiać, a jeszcze częściej uśmiechałam się do siebie pod nosem. Jestem anprawdę pod wrażeniem.
Niepodważalnie jesteś jedną z najlepszych pisarek na tym forum, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że najlepszą. Widać, że nie jesteś w tym 'świeża', że wiesz, co robisz i to zawsze przyciąga mnie po raz kolejny i kolejny do Twoich opowiadań.

Brawo!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Beata




Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sobota 26-08-2006, 21:47    Temat postu:

Oczywiście nie zawiodłam się i tym razem.
Świetna forma, fantastyczny język, po prostu wspaniale napisane, jednak nie zaliczyłabym tego do gatunku komedii, według mnie to raczej lekkie, humorystyczne opowidanie, no chyba że w kolejnych odcinkach będę sie tarzać ze śmiechu.
Niemniej jednak zapowiada się fantastycznie.
na razie nic więcej powiedziec nie mogę.
Czekam na kolejną część.
Pozdrawiam:*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mrużka




Dołączył: 26 Cze 2006
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z krainy bezsennych nocy x)

PostWysłany: Sobota 26-08-2006, 23:30    Temat postu:

Myślałam, że spadnę pod biurko ze śmiechu - tak się jednak nie stało. Najwidoczniej nie powinnam myśleć, bo na dobre mi to raczej nie wychodzi. Poza tym to dopiero pierwsza część, więc o co mi chodzi.
Eh ta pora dnia -a raczej nocy- nie służy mojemu rozpisywaniu się.
Powiem krótko, zwięźle i na temat:
podobało mi się i wpadnę tutaj ponownie przy okazji kolejnego odcinka, którego doczekać już się nie mogę Twisted Evil
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
_katasza




Dołączył: 14 Kwi 2006
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z bajki.

PostWysłany: Niedziela 27-08-2006, 15:09    Temat postu:

no, no.
calkiem niezłe.


poczekam sobie na dalej.
;PP


tss.


pozdrawiam. \m/


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loreley




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chyba bardziej Opole

PostWysłany: Środa 30-08-2006, 11:03    Temat postu:

No dobra, jedziemy z tym koksem. To bedzie dłuższy odcinek, ale niestety - albo 'stety', zależy jak dla kogo - tak wyszło, bo nie wiedziałam, w którym momencie uciąć.

Co do poziomu 'śmieszności' tego tekstu... Wiem, że to nie jest typowa komedia, taka z rzucianiem się tortami, ale jak już pisałam gdzieś wcześniej, ja mam dość dziwne poczucie humoru. Więc tarzać się ze śmiechu tu raczej nie będziecie, bo ja nie umiem pisać takich rzeczy Wink

No, dość tego. Czytajcie i komentujcie, a ja skończę te głupoty i może wreszcie zajmę się "Inspiracjami", które ostatnio leżą i kwiczą.

Pozdrawiam i zapraszam na "Balu" odsłonę drugą.
--------------------

* * *

- Chyba niezbyt dobrze się bawisz, co?
Bill odwrócił się tak gwałtownie, że omal nie skręcił sobie karku. W sumie nie ma się mu co dziwić – każdy mężczyzna słysząc tuż za plecami tak uwodzicielski głos postąpiłby podobnie. A że młodszy Kaulitz uważał się za mężczyznę – Czytelnikom pozostawiam ocenę, czy miał ku temu podstawy – po wykonaniu owego karkołomnego (dosłownie) manewru stanął oko w oko z ową brunetką, którą mieliście okazję poznać w sobotę przy barze. Zlustrował dziewczynę wzrokiem od stóp do głów i jego oczy zrobiły wytrzeszcz godny Froda Bagginsa, gdy ten zobaczył Arwenę.
Dziewczyna przyjęła to zupełnie naturalnie – widocznie już nieraz miała okazję odgrywać rolę Arweny dla niedoświadczonych szesnastolatków. Patrzyła na chłopaka z lekkim uśmiechem na krwistoczerwonych ustach.
Gdy pierwsze zaskoczenie minęło, Bill zdołał dokładniej ocenić wszystkie walory jej ciała – od stóp obutych w owe niebotycznie wysokie szpilki, poprzez dłuuuuuugie nogi, których górną część, ku jego rozczarowaniu, zasłaniała obcisła sukienka, talię osy (może niedosłownie) – co nad talią, to się domyślcie, ale powiem tylko, iż owa część wzbudziła szczery zachwyt naszego wokalisty – smukłą szyję, aż po gładką jak u dziecka twarzyczkę.

Dobra, Autorka zdaje sobie sprawę, iż stworzyła Mary Sue*, ale na swoje usprawiedliwienie ma to, że charakter bohaterki bardziej przypomina połączenie Wiedźmy z „Jasia i Małgosi” i jakiejś podrzędnej femme fatale, niż tej osławionej, idealnej dziewoi.

W każdym razie dla Billa dziewczyna mogła w tej chwili nazywać się nawet Hildegarda Pietruszka i być choćby siostrą Gustava – i tak pożerał ją wzrokiem. Od takiego spojrzenia każda przedstawicielka płci pięknej już dawno stopniałaby jak masło latem…

…z Autorką na czele…

…ale na tajemniczej (dla Billa, bo przecież nie dla Was, Czytelnicy) brunetce nie zrobiło to żadnego wrażenia. Jak bowiem zostało powiedziane kilka zdań wcześniej – była przyzwyczajona do takich reakcji.
- Wyraźnie się nudzisz – posłała chłopakowi uśmiech godny Lucyfera. – Czy pozwolisz zatem, że dotrzymam ci towarzystwa?
Bill byłby głupcem większym nawet od tego, za jakiego uważał go Tom, gdyby odmówił. Z pewną taką nieśmiałością skinął zatem głową. Dziewczyna dla odmiany energicznie, choć jednocześnie subtelnie, jak przystało na dobrze wychowana damę – kto chce wierzyć w jej dobre wychowanie, temu nie zabraniam – ujęła czarnowłosego pod rękę. Trzeba przyznać, że prezentowali się wyjątkowo wytwornie.
- Zadam ci pytanie – odezwała się, gdy zrobili pierwsze kroki; nota bene, Bill nie miał pojęcia, dokąd. – A potem się w coś zabawimy…
Kaulitza oblała fala gorąca. Znów była to reakcja iście samcza – podobne słowa z ust tak pociągającej istoty mogły męskiej głowie nasunąć tylko jedno skojarzenie. I głowa Billa nie była w tej materii wyjątkiem.
Byle się tylko nie zapytała, czy jestem prawiczkiem!, myślał zdesperowany, już zastanawiając się, co odpowiedzieć.
- Oglądałeś „Titanica”?
Pytanie miało siłę uderzenia kowadła spadającego z dziesiątego piętra.
Bill zamrugał szybko. Co??? Ona się pyta, czy oglądał „Titanica”? Cholera, czy to jakiś lokalny angielski sposób na podryw?
- Oglądałeś, czy nie? – powtórzyła dziewczyna, z rozbawianiem obserwując ogłupiałą minę Kaulitza.
- O-oglądałem…
Kurde, pierwsze słowo do niej i już się jąkam! Tom miałby polew przez tydzień!
- Ile razy?
- Czy ja wiem… Dwa albo trzy… - Bill zaczynał się czuć, jakby był bohaterem jakiejś abstrakcyjnej komedii. Albo opowiadania. Ewentualnie jakby był przesłuchiwany przez seksuologa.

Och, Autorka chyba sama powinna zasięgnąć jakiejś porady, bo zaczyna myśleć jak mężczyzna – to znaczy, wszystko kojarzy jej się z jednym. I nie jest to bynajmniej piłka nożna.

Tymczasem brunetka kontynuowała wywiad.
- A zatem pewnie pamiętasz scenę uroczystej kolacji, kiedy Rose opowiada Jackowi pikantne historyjki o pasażerach pierwszej klasy?
- Pamiętam.
Dziewczynę wyraźnie ucieszyła taka odpowiedź. Jej białe ząbki obnażyły się w uśmiechu jakiego nie powstydziłby się Dracula po serii zabiegów dentystycznych.
- A zatem pozwól, że ja tego wieczoru będę twoją Rose, a ty moim Jackiem. Natomiast to – omiotła wzrokiem salę – to jest nasz bal na Titanicu.

* * *

Szczerze powiedziawszy, Bill nie miał ochoty na zabawę w Titanica. Z czystą chęcią mógłby odegrać z tą dziewczyną tylko jedną scenę z wiekopomnego dzieła Jamesa Camerona.

Tu Autorka ponownie zostawi Czytelnikom pole do wyobraźni, jednocześnie wierząc w ich intelekt.

Na razie „zabawa” polegała jednak na powolnym przechadzaniu się pomiędzy rozmawiającymi, tańczącymi i popijającymi szampana gośćmi nudnego przyjęcia. Bill nie miał zielonego pojęcia, co to wszystko ma na celu. Już miał zadać to pytanie, które powinien właściwie zadać na samym początku, kiedy jego „Rose” przemówiła:
- Dziś towarzystwo wyjątkowo dopisało. Mamy tu w skondensowanej formie podany zestaw wszystkich niemal osobistości, które coś znaczą w londyńskim świecie muzycznym. Wiem, że ty wraz ze swoim zespołem wkraczasz właśnie na ten rynek, więc powinieneś wiedzieć, kogo wypada znać.
Bill ledwo nadążał za potokiem słów, które wypływały z czerwonych ust dziewczyny. Jego znajomość angielskiego daleka była od perfekcjonizmu, a ona chyba specjalnie używała najtrudniejszych słów, jakie tylko udało się wyszukać w Oxford Dictionary.
- I ty mi powiesz, kogo wypada znać? – zapytał, bo końcówkę przemowy akurat zrozumiał.
- Owszem. A ponadto opowiem ci co nieco, oczywiście, jeśli twoje nerwy to wytrzymają.
Bill przestraszony rozejrzał się po sali, jakby obawiał się, że ci wszyscy ludzie nagle zamienią się w jakieś łaknące jego krwi istoty w stylu Gremlinów czy fanów US5. Nic takiego jednak się nie stało.
- Och, nie bój się. – Dziewczyna zauważyła jego minę. – Po prostu każdy ma na sumieniu jakieś grzeszki, które często nieświadomie zdradza.
Kaulitz nic nie odpowiedział, ale przyrzekł sobie solennie, że następnym razem tysiąc razy się zastanowi, zanim napisze piosenkę w stylu „Beichte”.
- Na początek powiem ci – słodki głos przerwał jego rozmyślania – że twój brat kompletnie nie ma wyczucia towarzyskiego. Pewnie oznajmił ci, że Stacy Rotwood powiedziała mu, że jej ojciec jest współwłaścicielem magazynu muzycznego.
Tym razem Bill wielkością wytrzeszczu pobiłby na głowę nawet Froda Bagginsa. Zaczął się też poważnie zastanawiać, czy dziewczyna nie ma w uszach jakiegoś sonaru, który pozwala jej podsłuchiwać wszystkich na tej sali.
- Pewnie się dziwisz, skąd to wiem? Otóż panna Rotwood każdemu wciska ten kit. Oczywiście każdemu, kto jej jeszcze nie zna i jest dostatecznie tępy by uwierzyć, bez obrazy dla twojego brata. Tak naprawdę Rotwood jest zwykłym pismakiem, który zajmuje się zbieraniem plotek na temat drugorzędnych gwiazd sceny i ekranu. Fakt, próbował założyć jakieś czasopismo, ale splajtował po wydaniu dwóch numerów. Pewnie plotki były sprzed trzech sezonów…
- O, ale tam masz prawdziwą szychę. – Wskazała szpakowatego mężczyznę w garniturze w pewnością od Armaniego, który rozmawiał z trzema podobnymi sobie elegantami. – Walter Madison, właściciel i redaktor naczelny „Rock Star”, najważniejszego londyńskiego pisma muzycznego. To coś jakby wasze „Bravo”, z tym, że promuje nieco cięższą muzykę. Powiem ci jedno: jeśli pojawiasz się na okładce „Rock Star”, to znaczysz coś, ale dopóki tam nie zagościsz, nie jesteś wart więcej niż uliczny muzykant spod King’s Cross… Niestety nie ma córki, więc twój brat nie może przystąpić do akcji… Chodźmy.
Leniwym krokiem zaczęli przemieszczać się w stronę wyjścia na taras, a raczej „Rose” pokierowała tam swoim tymczasowym „Jackiem”.
- O, ale dla twojego drugiego kumpla mam pełne uznanie – uśmiechnęła się zjadliwie, zerkając w lewo. – Nieźle, nieźle…
Bill podążył torem jej wzroku i zobaczył Georga. Ale sam Georg to nie był dla niego osobliwy widok. Natomiast Georg w takim towarzystwie – to i owszem.
- Kto to? – wydusił z siebie Kaulitz.
- Basista z twojego zespołu – jego towarzyszka postanowiła poigrać sobie nieco. – Czyżby nadmierna ilość cieni na powiekach zaćmiła ci wzrok?
- Chodzi mi o tę dziewczynę – Bill nie przejął się złośliwością. Zbyt był zajęty przyglądaniem się ponętnej partnerce kolegi. Choć zauroczony towarzyszącą mu dziewczynę w czerwonej sukience…

Co dziwne, nie przyszło mu do głowy spytać jej o imię – widocznie widoki mu wystarczyły. A skoro Bill nie spytał, to i Autorka nie zdradzi Wam tożsamości pięknej brunetki. Zabawi się za to w księdza i chwilowo ochrzci ją imieniem Rose. Bo przecież nie będziemy jej identyfikować wyłącznie po kolorze włosów, prawda…?

Ale na czym to my stanęliśmy…? Ach, tak, na zauroczeniu Billa…


…no więc był zauroczony swoją Rose, totalnie i na ślepo, ale musiał przyznać, że Georg również wykazał się niezgorszym gustem.
Towarzyszką basisty była wysoka dziewczyna, o tak perfekcyjne figurze, że Autorka wyobrażając ją sobie ma ochotę zniszczyć wszystkie lustra i wagi świata, ubrana w lekką sukienkę koloru bławatków. Jej platynowe, pół długie włosy lekko opadały na ramiona, a na wpół dziecięca twarzyczka zdawała się nie nosić na sobie ani grama makijażu.
- Nathalie Peeler – Rose szepnęła Billowi na ucho, dbając jednocześnie o to, by owiał go subtelny zapach jej perfum Chanel. Kobieca zazdrość jest wszechpotężna. – Niezła partia, dziedziczka fortuny hotelowej. Hmm, coś jakby druga Paris Hilton, nawet wyglądem nie bardzo się różnią, nie sądzisz?
Och, kobieta to jednak jest puch marny! Jej marność nad marnościami sięga nawet do tego, by porównywać rywalkę do Paris Hilton. Zgroza!
- Nie gap się tak na nią – „Rose” przysunęła się jeszcze bliżej Billa. – I tak nie zwróci na ciebie uwagi. Ona woli starszych facetów, a szczególnie takich pod pięćdziesiątkę i po dwóch rozwodach.
Bill nie mógł w to uwierzyć, a Georg chyba w ogóle nie dopuszczał do siebie podobnej myśli. Przed piękną Nathalie starał się bowiem zaprezentować w całej krasie.

Och, wiem, że Wasza wyobraźnia, Drogie Czytelniczki, pracuje teraz na najwyższych obrotach, ale niestety musicie obejść się smakiem.

Georg całkowicie pochłonięty był rozmową z blondynką. Co nietypowe u istot o tym kolorze włosów, dziewczyna zdawała się odpowiadać mu całkiem sensownie, w każdym razie nie chichotała jak pijana hiena i nie wdzięczyła się nieustannie. Za to Listing zachowywał się, zdaniem Billa, jak totalny półgłówek. A wystroił się tak, jak pasowało raczej Johnowi Travolcie w „Gorączce sobotniej nocy”, a nie basiście rockowego zespołu (Bill święcie wierzył, iż Tokio Hotel gra rocka). Czarne spodnie, w opinii Kaulitza, były zbyt obcisłe, choć fanki pewnie byłyby innego zdania, a biała koszula za bardzo prześwitywała, ukazując pięknie uformowaną klatkę piersiową. Trzy górne guziki – według Billa przynajmniej o dwa za dużo – były odpięte, robiąc miejsce dla stylowego srebrnego łańcuszka, dostojnie zwisającego z szyi muzyka.
- No już, chodź – odezwała się „Rose” – bo zaraz para buchnie ci uszami, zazdrośniku. Wierz mi, to tylko niezobowiązujący imprezowy flircik.
Już Bill znał te „niezobowiązujące imprezowe flirciki”! Właśnie taka pozornie niewinna zabawa skończyła się dla jednego z jego kumpli na rozprawie alimentacyjnej. Nie, żeby dbał nadmiernie o moralność Georga, w nosie miał też ewentualny stan jego konta. Chodziło zupełnie o coś innego, choć do tego nie przyznałby się nawet w obliczu średniowiecznych tortur. Właśnie o zazdrość, jak trafnie odgadła czarnowłosa.

Tu Autorka winna jest Wam pewne wyjaśnienie. Georg taki jest prezentem dla mojej kuzynki, którą w/w Autorka wciągnęła w Tokio-manię i spowodowała, iż Georg zrzucił z pierwszego miejsca ulubieńców tejże kuzynki Jana Borysewicza.

A teraz zagadka: Jak ma na imię kuzynka Autorki?


Jakiekolwiek by nie były niecne knowania Autorki, nieświadomy niczego Listing w ogóle nie zwrócił uwagi na to, że ktoś go obserwuje – nadal adorował Nathalie. Bill poczuł, że wszystko, co od rana zjadł zaraz będzie miał okazję zobaczyć ponownie.
- Masz rację, chodźmy – zwrócił się do swej towarzyszki.
- Słuszna decyzja. I, Bill, na litość boską, przestań udawać, że smakuje ci ta ohyda! – wskazała na kieliszek z wypitym zaledwie do połowy szampanem, który Kaulitz nadal trzymał w dłoni. – Od godziny się z tym męczysz.
- To co mam zrobić? Przecież nie wyleję.
- Spójrz tam. – Przewodniczka wskazała odpowiedni kierunek.
Bill spojrzał, ale nie zobaczył nic ciekawego. Niemal wszyscy goście przyjęcia twardo dzierżyli w rękach kieliszki, ale Kaulitz zauważył też coś, na co do tej pory nie zwracał uwagi – nikt jakoś nie kwapił się, aby pić.
- Facet w czarnym garniturze – sprecyzowała „Rose”.
Bill zoczył wreszcie odpowiednią postać. I cóż ujrzał? Oto wytworny dżentelmen w średnim wieku, rozejrzawszy się dyskretnie, przechylił swój kieliszek i całą jego zawartością poczęstował dużą palmę doniczkową.
- Tak się to załatwia.
Kaulitz nie zastanawiał się ani chwili. Przysunął się do skupiska egzotycznych roślinek i zrobił to samo, z tym, że wybrał karłowatą orchideę. Doniczka z wdzięcznością przyjęła podarunek. Natomiast Bill z wyraźną ulgą odstawił kieliszek na tacę przechodzącego obok kelnera.
- Może wino? – zaproponowała autorka niekonwencjonalnych pomysłów pozbywania się niesmacznych alkoholi.
- Jeśli smakuje tak samo jak ten szampan, to dziękuję, ale nie skorzystam. Boję się, że mogę opić tę orchideę.
- O, dowcip ci się wyostrza – w głosie „Rose” zabrzmiał podziw, ale z ust nie zniknął drapieżny uśmieszek. – Ale na twoim miejscu skusiłabym się na to wino. Jest przepyszne.
Jakby na potwierdzenie tych słów pociągnęła z kieliszka łyczek czerwonego trunku, po czym zmysłowo oblizała wargi. Bill poczuł, jak po plecach zaczynają mu spływać kropelki potu. Odczuł też coś jeszcze, ale Autorka jest dobrze wychowana i o tym nie wspomni.

Poza tym boi się dostać ostrzeżenie, bo to nie dział „Powyżej lat 16”…

- A tak wracając do tematu – brunetka przywołała do porządku zarówno Billa, jak i Autorkę, za co jej chwała – to spójrz tam. Starszy, siwy facet pod ścianą, w towarzystwie tej młodej pindzi w sukience o trzy numery za małej…
Kaulitz spełnił polecenie, nie zwróciwszy uwagi na nieprzyzwoite słowo, jakie przed chwilą opuściło purpurowe wargi towarzyszki.
- Roger McTimor, udziałowiec MTV. A ta… kobieta…, bo ona z pewnością bardziej cię ciekawi, ma na imię Susanne. Nie podejrzewam, że taki wrażliwy chłopiec jak ty ogląda filmy dla dorosłych, ale możesz spytać brata, a na pewno ją skojarzy. Tylko, że bardziej jako Susanne Reed, a nie McTimor.
- Chcesz powiedzieć… - Bill zachłysnął się własną śliną, jak również zdumieniem. – Chcesz powiedzieć, że współudziałowiec MTV ożenił się z… gwiazdą porno?
- Uhm – przytaknęła dziewczyna, choć właściwie Bill sam odpowiedział sobie na to pytanie. – W sumie to nic dziwnego w tym światku. Układ satysfakcjonujący dla obu stron. On jej zapewnia utrzymanie, a ona jemu…

I znów zadziałała cenzura obyczajowa.

- Eh, chyba nie ożenił się z nią tylko dla seksu – Bill jak zwykle miał w nosie zarówno konwenanse, jak i moralność młodszych użytkowniczek Forum. – Musi w niej coś być…
- No, jest. Tak ze dwa kilo silikonu…
Trudno było temu zaprzeczyć, nawet jeśli z ilością złośliwa brunetka pomyliła się o kilka dekagramów. Szczupła talia blondyny dziwnie kontrastowała z tym, co znajdowało się powyżej.
- W każdym razie – podjęła dziewczyna po chwili – tą Barbie możesz zignorować, co bym ci nawet polecała i doradzała to samo twojemu bratu, ale z McTimorem warto się zapoznać. Podobnie zresztą jak z nim. – Dyskretnie wskazała mężczyznę w średnim wieku, adorowanego przez kilka dam w przedziale wiekowym od dwudziestki do pięćdziesiątki. – Daniel Craben, rekin biznesu reklamowego, szef New Theme Ltd. Niejednej gwieździe pomógł w promocji…
- A… a te wszystkie kobiety wokół niego? On też chcą zostać wypromowane?
Już coraz mniej rzeczy było w stanie go zdziwić. Powstrzymał się jednak od cisnącej się na usta uwagi, że dla niektórych z niewiast adorujących Crabena – jak na przykład dla pudernicy w czerwonej, atłasowej sukni – na promocję jest już zdecydowanie za późno.
- Nie, ale Daniel Craben jest rozwodnikiem z zaledwie dwumiesięcznym stażem. A kilkaset tysięcy funtów na koncie przyciąga piranie w każdym wieku.
- I po co mu powtórne małżeństwo? Nie lepiej mu samemu spożytkować oszczędności, niż wydawać je za zachcianki żony?
- O, widzę, że mam do czynienia z zadeklarowanym kawalerem! – „Rose” posłała Billowi spojrzenie, które mogło wyrażać zarówno umiarkowaną wersję podziwu, jak i mówić: „Jesteś głupkiem”. Ewentualnie pytać: „Co ty wiesz o… zabijaniu?” A, nie, sorry, nie ta bajka… „Co ty wiesz o życiu?”
- Pewnie – Kaulitz był przekonany do swego poglądu. – Nie mam zamiaru dać się usidlić. Czytałem kiedyś, że małżeństwo to jedyna forma niewolnictwa uznanego przez prawo.

Pomyślałby kto, że on taki obeznany w sentencjach! Phi! Powiem Ci tylko, Bill, o ile jeszcze nie wiesz, że niejedna przedstawicielka płci pięknej chętnie oddałaby się w Twoją niewolę. Nie, nie, Mój Drogi, nie traktuj tego jako oferty matrymonialnej ze strony Autorki – za bardzo ceni ona sobie swoją wolność. Poza tym, jak już tak sypiemy aforyzmami, to wiedz, że dbałość o męża podkopuje intelekt żony. A Autorka swój intelekt ceni na równi z wolnością…

- Och, a nie wiesz, że kawalerowi wszędzie źle, a żonatemu tylko w domu? – „Rose” postanowiła nie zostawać w tyle z wymianą cytatów.
- A czy ty wiesz, że…

Bill, ze swej łaski, SHUT UP!!! Bo tak można do końca świata, a nawet o jeden dzień dłużej. Bab nie przegadasz, zwłaszcza, że nas jest dwie.

Wracając do akcji, która powoli zaczyna się rozwlekać…


- Oho, twój menadżer chyba postanowił wyratować Crabena z łap tych hien. – „Rose” zauważyła, jak do szefa agencji reklamowej podchodzi David. – No, no, zna się facet na rzeczy i umie nawiązywać kontakty. Nie ma się co dziwić, w końcu was wypromował…
Nim Bill zdążył zapytać, co też dziewczyna ma na myśli – a był pewien, że nie jest to nic pozytywnego – wskazała ona kolejną osobistość.
- Na nią uważaj – powiedziała, a wzrok Billa pobiegł ku około pięćdziesięcioletniej kobiecie, nienaturalnie mocno umalowanej i ubranej w suknię jak z kiepskiego kabaretu lat trzydziestych.
- Kto to?
- Virginia McDeen. Imię wyjątkowo nieadekwatne do osoby.
- Dlaczego? – Bill miał jakieś złe przeczucia, ale bohatersko brnął w temat.
- Hmm, powiem ci tak: ciesz się, że podpisujecie kontrakt z Hollaway Records. Tam was pogonią z terminami, ale ani ty, ani żaden z twoich kolegów nie zapłacicie… wyższej ceny.
- Co… co masz na myśli? – obawy Kaulitza jeszcze wzrosły. Jak się okazało, nie bezpodstawnie.
- Virginia McDeen jest właścicielką jednej z największych brytyjskich firm fonograficznych, Shrine Records. Początkowo wytwórnia należała do jej męża, ale po jego śmierci przeszła na nią. Krążą plotki, że pozbyła się małżonka w nie całkiem konwencjonalny sposób. Podejrzewano arszenik…
Bill popatrzył na wypudrowane oblicze pani McDeen, ale nie dostrzegł żadnych oznak „czarnej wdowy”. Czarne to ona miała jedynie rzęsy: od nadmiernej ilości tuszu. No i może sumienie, ale tego nie był w stanie stwierdzić.
- Od śmierci męża Virginia McDeen złapała władzę w firmie w żelazne ręce – ciągnęła dalej „Rose”. – To ona decyduje, z kim podpisać kontrakt, a z kim nie. A podpisuje głównie z boysbandami.
- D-dlaczego? – Podejrzenia Billa stały się równie czarne, jak rzęsy Virginii McDeen.
- Powiedzmy, że ramach nieformalnej umowy pozakontraktowej domaga się pewnego szczególnego… spotkania. Plotka głosi, że w ten sposób umowę załatwili sobie ci wasi najwięksi wrogowie, US5. Jak sądzisz, który z nich podjął się spotkania z niewyżytą panią McDeen? Ja obstawiam Richiego.
W tym momencie Bill poczuł, że do gardła podchodzi mu nie tylko dzisiejsze śniadanie, ale i to sprzed dwóch dni – nawiasem mówiąc, wyjątkowo niesmaczne. Richi z US5 w zamian za kontrakt płytowy pieprz…

Piiiiiii, CENZURA!!!

Cholera, Autorka ciągle zapomina, że żyje w kraju, w którym wolność słowa jest tylko zapisem w konstytucji, a konstytucja chudą książeczką, której treść warzywa – ze szczególnym uwzględnieniem ziemniaków – i tak chcą zmienić!

No to jeszcze raz, obyczajniej…


…Richi w zamian za kontrakt płytowy dokonujący aktu lubieżnego z dwukrotnie starszą od siebie pudernicą – to mu się nie mieściło w głowie. Nagle poczuł się nie jak na Titanicu, ale w zakładzie dla maniaków seksualnych.
- Przepraszam cię na chwilę – powiedział do swojej towarzyszki, nerwowo szarpiąc koszulę przy szyi, choć była ona dostatecznie luźna, by zapewnić dostęp świeżego powietrza. – Muszę się przewietrzyć…
Wysunął rękę spod ramienia „Rose” i szybkim krokiem skierował się na taras. Chłodne, nocne powietrze uderzyło go w spoconą twarz niczym Andrzej Gołota przeciwnika na ringu w swych dobrych czasach. Oparł dłonie o barierkę i spojrzał na panoramę Londynu, który wyglądał o tej porze, jakby ktoś wysypał na czarny atłas garść drobniutkich, migotliwych klejnotów. Ewentualnie jak składowisko świecących w ciemności odpadów radioaktywnych.
Nie wiedzieć czemu skojarzyło mu się to z logo Killerpilze.
Bill był przerażony. Miał ochotę sparafrazować swoją własna piosenkę i wrzasnąć tak, żeby usłyszało pół miasta: „Lass MIR hier raus”!!! To, co usłyszał od swojej „Rose” na temat tych zgromadzonych w jednym pomieszczeniu grubych ryb brytyjskiego przemysłu muzycznego, odbierało mu ochotę na karierę nie tylko w Anglii, ale w ogóle. Najchętniej by teraz spakował małą walizkę i zaszył się gdzieś, gdzie nikt by go nie znalazł. Na przykład w australijskim buszu. Albo amazońskiej dżungli. Albo jakichś górach. Jakie tam są trudno dostępne…? Trzeba by zapytać Toma, on jest dobry z geografii.
Zanim jednak nasz zdesperowany piosenkarz zdążył wybrać cel ucieczki i rozpocząć życie buszmena, zapominając chwilowo, że nienawidzi dzikiej przyrody, usłyszał za sobą dziewczęcy głos.
- Aż tak się przestraszyłeś?
- To wszystko, co mówiłaś, jest prawdą? – Odwrócił się. „Rose” stała przed nim, ze swoim nieodłącznym kieliszkiem wina w dłoni, i uśmiechała się dziwnie.
- Nie wierzysz mi? Muzyczny biznes to bagno. – Podeszła bliżej. – Wiedz, w co wchodzisz. Jeszcze się nie nauczyłeś reguł rządzących tym światem? A może wszystko załatwiał za ciebie menadżer, co? A ty tylko imprezowałeś, rozdawałeś autografy i przepuszczałeś tysiące euro w Tazuma-Laden, hę?
Bill nie zdążył nawet przestraszyć się, jak głęboko musi sięgać wiedza tej dziewczyny na jego temat, że wie ona, jaki jest jego ulubiony sklep. Nie, on bał się jej samej: nagle wydała mu się jakąś istotą z piekieł, piękną, ale śmiertelnie niebezpieczną.

Ach, Bill, ta Twoja wyobraźnia! Autorka jest pod wrażeniem. Sama by czegoś takiego nie wymyśliła. Danke schön!

Bill nie wiedział tylko jednego: kto ją przysłał – szatan czy konkurencja? W każdym razie, na czyichkolwiek była usługach, teraz ponownie przysunęła się do piosenkarza, po raz kolejny też dając mu wyraźnie poczuć zapach swych Chanel.
- To jeszcze nie koniec, Bill – nachyliła się do jego ucha. – Jeszcze nie poznałeś wszystkich. Chodź, przedstawię cię Markowi Lorenzowi. Urządzi wam profesjonalną sesję fotograficzną, ale każde ujęcie będziecie powtarzać po setki razy, póki nie będzie zadowolony. A do cierpliwych to on nie należy. I współpracuje z Hollaway Records, więc bardzo możliwe, że się na niego natkniecie w niedługiej przyszłości… Nie mniejszym wypruwaczem żył jest Chris Fanerwick, o, tam go widzisz, przy palmach… Kręci klipy, współpracuje między innymi z Madonną. Paskudny typ… I jeszcze Donald Yule, właśnie podchodzi do Fanerwicka, właściciel studia nagraniowego, agencji artystycznej i Bóg wie czego jeszcze. Wszystko poobsadzał swoją rodziną, zwłaszcza dziećmi, których ma bodajże siedmioro. Cóż, najwyraźniej wyznaje tę waszą niemiecką zasadę „Komm nach Hause Kinder machen”…
Bill miał wrażenie, że siedzi na jakiejś karuzeli, która obraca się z ogromną szybkością, a on nie ma możliwości zeskoczenia z niej. Dziewczęcy głos przy jego uchu tylko nakręcał mechanizm.
- I jeszcze jeden z synalków Yule’a, Thomas. Chociaż do pięćdziesiątki jeszcze mu sporo brakuje, zarywa do Nathalie Peeler. Radziłabym twojemu kumplowi, Georgowi, uważać, bo Thomas Yule nie lubi konkurencji, zarówno w interesach, jak i podrywach. A krążą plotki, że ma jakieś podejrzane układy z mafią…
Teraz Bill przeraził się na żarty. Jego plan wyjechania do australijskiego buszu zmienił się na desperackie pragnienia wyjścia z tego tarasu. Skróconą drogą. Poprzez barierkę. Osiemnaście pięter w dół.
Zawroty głowy niebezpiecznie się nasiliły. Kaulitz poczuł się nagle potwornie zmęczony tym przyjęciem i życiem w całokształcie.

Uff, Autorka sama się zmęczyła wymyślaniem takich bzdur. Idzie na kawę, zwłaszcza, że właśnie wybiła godzina dziesiąta.
Bill, widziałeś gdzieś mój kubek z Tokio Hotel…?


Kawa chyba wypłukała z mózgu Autorki wszelkie pomysły, za co Bill powinien być jej niezmiernie wdzięczny. Podobnie, jak swojemu menadżerowi, który właśnie pojawił się na tarasie.
- O, Bill, tu jesteś! Szukałem cię.
Przez twarz „Rose” przemknął ledwo zauważalny grymas niezadowolenia, zaraz potem zastąpiony mało szczerą wersją radosnego uśmiechu. Dla odmiany Bill miał ochotę rzucić się mężczyźnie na szyję w podzięce za „ratunek”. I pewnie by tak zrobił, gdyby nie strach przed nagłówkami brukowców następnego dnia.
- David… - powiedział zamiast tego, siląc się na spokój. – Co się stało?
- Zbieram was po całej sali. Chcę was komuś przedstawić.
NIE!!!, wrzasnął mózg Billa, jego serce, wątroba i generalnie wszystkie organy wewnętrzne. Ogólnie całe jego jestestwo gwałtownie zaprotestowało.
Po tym, co usłyszał, nie miał już ochoty na ‘zapoznawanie się’ z kimkolwiek. Jedynym, z czym chciałby teraz się zapoznać, było jego łóżko hotelowe.
- Ale może najpierw ty przedstawisz mnie swojej uroczej towarzyszce? – Głos menadżera przywołał Bill z powrotem na taras.
- Ach, tak oczywiście… To jest David Jost, nasz menadżer – zwrócił się do dziewczyny. – A to…
Dopiero teraz – rychło w czas – zorientował się, że w kwestii tożsamości dziewczyny, z którą spędził pół wieczoru, jest zielony jak szczypiorek w maju. Ogarnęła go panika. Cholera, toż to nawet Tom pyta dziewczyny o imię zanim zaciągnie je do łóżka!
Ha, ale ja z nią tylko rozmawiałem!, ucieszył się jakiś element duszy Kaulitza, ten bardziej szlachetny. Wysoki poziom moralny nie pomagał jednak piosenkarzowi wybrnąć z tej patowej sytuacji. Mógł co najwyżej poprawić samopoczucie, a i to niewiele.
Bill gotów zrobić wszystko, choćby wyznać publicznie, że słucha US5 – ba, nawet, że przed snem całuje plakat Britney Spears! – byle tylko jakaś siła wyższa objawiła mu imię dziewczyny.
Na szczęście upokorzenie zostało mu oszczędzone.
- Denise. – Brunetka w czerwonej sukience podała rękę Davidowi.

I oto wreszcie na trzynastej stronie tego ‘dzieła’ poznaliście, Drodzy Czytelnicy, częściowo tożsamość Głównej Bohaterki! Autorka jest z siebie dumna – nigdy nie była zwolenniczką przedstawiania bohaterów w pierwszych zdaniach opowiadań, ale tym razem pobiła rekord.

- Bardzo mi miło. – Jost z przesadną emfazą złożył na dłoni dziewczyny pocałunek. – Widzę, że doskonale się bawicie razem z Billem…

No cóż, ona na pewno…

- …ale niestety muszę go porwać na jakiś czas…
Jezu, znowu porwanie!, pomyślał Kaulitz. Co ja, w Iraku jestem???... Ha, dobrze przynajmniej, że nie powiedział ‘wyrwać’…

- Chcę was przedstawić Richardowi Hollaway’owi, szefowi wytwórni – David zwrócił się do Billa. – Wypada się z nim przywitać. W końcu jutro podpisujecie kontrakt.
Kzulitz już chciał powiedzieć, że odechciało mu się wszelkich kontraktów, ale uznał, że to chyba nienajlepsza pora na wnoszenie obiekcji. Kiwnął głową.
- Było mi bardzo miło, Bill – uśmiechnęła się dziewczyna.
- Mi również. – Gdyby wokalista był Pinokiem, to nos urósłby mu już co najmniej na trzy metry.
- Do zobaczenia.
Bill wraz z Davidem skierował się ku wyjściu z tarasu. Na to króciutkie ‘do zobaczenia’ nie zwrócił już uwagi. A niedobrze.
Nawet fajny jesteś, pomyślała Denise, przyglądając się znikającemu w tłumie piosenkarzowi. Szkoda by było, gdybyś nie przyszedł. Mam nadzieję, że za bardzo cię nie wystraszyłam…
Dziękuję za upojny… bal.
Uniosła kieliszek i wypiła toast. Purpurowe wargi ponownie umoczyły się w nie mniej intensywnie czerwonym winie. Zawsze można sobie wyobrazić, że to krew ofiary…
------------

* Dla niewtajemniczonych: Mary Sue jest synonimem idealnej a przy tym totalnie kiczowatej bohaterki, najczęściej wzrowanej przez autorki na nich samych. Nie wiem dokładnie, kto stworzył tę kultową postać, ale w każdym razie w pewnych środowiskach funkcjonuje ona właśnie jako symbol kiczu.

** Chyba nie muszę mówić, że wszystkie nazwiska i nazwy są zmyślone, prawda...?
-------------

C.D.N. Ale będzie krótki Laughing


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Loreley dnia Środa 30-08-2006, 11:37, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Domena




Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Środa 30-08-2006, 11:21    Temat postu:

osz ja nie mogę!!!! Very HappyVery HappyVery Happy zamawiam miejsce! Very Happy i czytam... Very HappyVery Happy:

Widocznie mam równie specyficzne poczucie humoru, co Ty... Bo śmiałam się, jak głupia... Very HappyVery HappyVery Happy chcę jeszcze! Smile

Pozdro Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Domena dnia Środa 30-08-2006, 11:51, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aliss




Dołączył: 11 Kwi 2006
Posty: 230
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zielona Góra

PostWysłany: Środa 30-08-2006, 11:37    Temat postu:

Okay, ja się z każdym zdaniem robiłam coraz mniejsza - a teraz jestem malutka, i przerażona, bo - jak Boga kocham! - w życiu nie czytałam nic równie idealnego. Mój Boże. Ja przez ciebie do biblioteki przestanę chodzić!

Po co mam mówić, że kłaniam się do stóp, a z ust cieknie mi ślina?

Szczerze zachwycona...

etc, etc...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Courtney




Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa.

PostWysłany: Środa 30-08-2006, 13:05    Temat postu:

Kurde jakie to długie jest.
Ale dobra przeczytałam Smile
Loreley.. bardzo podobają mi sie teksty z serii "od Autorki"
Naprawde.
Ogólnie odcinek dobry. Very nice xP
Pozdrawiam i całuje


Piekielny Aniołek


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Negai
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 1797
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w Tobie tyle zła?

PostWysłany: Środa 30-08-2006, 15:04    Temat postu:

Loreley...
Ryczę ze śmiechu. Po prostu leżę i błagam o litość.
Przypiski od autorki i budowa zdań pełna ironii, po prostu mnie rozwalają.
To brzmi jak "Tokio Hotel na wesoło" lub "Titanic dla ubogich".
Ale odpowiada mi to jak najbardziej. Bardzo mi się podoba, bo mało osób pisze w ten sposób.
A część - bynajmniej moim zdaniem - im dłuższa tym lepsza, daje więcej powdów do zadowolenia i bardziej zachwyca Wink.
Więc pisz, pisz, pisz, bo wierny lud będzie czekał.
Pozdrawiam:
~ddm


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Falka
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza światów...

PostWysłany: Środa 30-08-2006, 16:41    Temat postu:

Loreley...
To było wspaniałe. Ja jestem asolutnie bezkrytyczna, jesli chodzi o twoje opowiadania. Błędów nie szukam, bo ich nie robisz, stylu się nie czepiam bo jest perfekcyjny, fabuła zawsze jest genialna i po prostu każde twoje opowiadanie to, przynajmniej dla mnie, ósmy cud świata.

A ten part był świetny. Długość boska, chociaż nawet nie zauważyłam, kiedy skończyłąm czytać. Widać, wszystko co dobre bardzo szybko się kończy.

Mi się twoje poczucie humoru podoba. JA się śmiałam Smile

I czekam na ostatni, niestety, już part.

Dobrze, że są jeszcze "Inspiracje".

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mrużka




Dołączył: 26 Cze 2006
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z krainy bezsennych nocy x)

PostWysłany: Środa 30-08-2006, 18:39    Temat postu:

Kłaniam się nisko, lecz niżej nie mogę, bo uderzę głową o podłogę.*

To, co stworzyłaś, napisałaś, było... To było wprost...
N I E S A M O W I T E! Twisted Evil
Podziwiam, że nie pogubiłaś się w tym wszystkim, kiedy pisałaś.
Ja jako czytelnik prawie to zrobiłam xD
To było świetne, ah i ta długoś mMmm...
Chyba się rozpłynę, ale i tak już z niecierpliwością czekam na kolejny part.
Szkoda, że bedzie krótszy Wink

Pozdrawiam! Very Happy

_________


*Już to gdzieś, kiedyś widziałam na forum. Przepraszam jeśli to był beszczelny plagiat Embarassed


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nique




Dołączył: 15 Lip 2006
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)

PostWysłany: Środa 30-08-2006, 18:58    Temat postu:

Przeczytałam Smile
Może nie rycząc ze smiechu, ale na pewno ze stałym, szerokim usmiechem na ustach Very Happy
I jestem pod wrażeniem Very Happy
Bo to co stworzyłas jest naprawdę warte uwagi Smile
Ciekawy pomysł, a wykonanie po prostu bajeczne Very Happy
I za styl pisania mogę pogratulować Very Happy Wstawki autorki bezkonkurencyjne Smile
Wrócę i to na pewno nie raz Very Happy
Jeszcze raz gratuluję całości Smile
Nique


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pauline...




Dołączył: 02 Cze 2006
Posty: 994
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Deutschland - (RFNRD) ein Volk der Dichter und Denker / Była Kraina Mordoru / Poprostu KRAKÓW

PostWysłany: Czwartek 31-08-2006, 7:53    Temat postu:

To było genilalne... i... (dopisz sobie jeszcze coś jak chcesz)
ale je nie potrafię nic sensownego już napisać.
Jeżeli byłyby jkieś błędy w stylistyce, czy głupie zdania, to i tak ich ne pamętam, bo wszystko przyćmiła mi treść.

Pozdrawiam, geniuszu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania Archiv Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin