Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

''Niech mowia, ze to nie jest milosc'' jednopart. by Atan

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Nasza twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Atan




Dołączył: 04 Wrz 2006
Posty: 72
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dortmund (DE)/ Stalowa Wola (PL)

PostWysłany: Wtorek 10-10-2006, 13:07    Temat postu: ''Niech mowia, ze to nie jest milosc'' jednopart. by Atan

Mussialam odreagowac... Musialam, napisalam i odreagowalam. I bylo mi lepiej. Niewazne co mnie sklonilo do napisania czegos tak smutnego.
A muzyka obowiazkowa do tego, macie - [link widoczny dla zalogowanych] (obowiazkowo, zeby poczuc klimat. A jak tej piosenki nie lubicie - trudno, wlaczcie cos innego. Mi sie najlepiej z nia pisalo. I pozniej czytalo).
No i najlepiej czytac jak sie nie jest w glupawce lub czyms podobnym, tylko w normalnym humorze... Bo jak w glupawce to sie moze wdac glupie.
To przemowienie troche zmienione, z innego forum. Tak wpadlam, zeby zamiescic to opko... Sama siebie nie coenie, ale jedna fachowa opinie dostalam, byla pozytywna. Nie wiem jak Wam sie spodoba - czytajcie. Wiem, ze jest pare bledow. Jedno kujace powtorzenie. Ale pisalam to pod wplywem emocji, juz nie chce w tym nic zmieniac... I przepraszam, naprawde przepraszam za brak polskich liter. Musicie przez to jakos przebrnac, bo niestety mam Niemiecka klawiature ;/ Anyway. Milego czytania (mimo braku polskich znakow). Aha, tak btw. to bylo pisane o 3 w nocy


26 maja, 2000

Stanela naprzeciwko niego. W mundurze moro i karabinem w rekach. Wokol nich pelno trupow. Pelno trupow w mundurach koloru niebieskiego i kremowego. Krew. Krew ich otaczala. Za pasem miala noz. On byl nieuzbrojony. Byl ranny. Spojrzala prosto w jego oczy, a celownik jej broni znajdowal sie na jego sercu. Palec wskazujacy byl na spuscie. Mial czarna czapke z daszkiem, ubrany na moro, jak ona. Spojrzal na nia blagalnie. W niej cos sie poruszylo. Ucisk na sercu zelzal. Jego niebieskie oczy przeszywaly kazdy milimetr jej ciala. Wreszcie utkwily na karabinie. Spuscil z rezygnacja glowe i czekal. Czekal. Nie doczekal sie. Spojrzal na nia. Cala trzesla sie, a oczy zaczynaly sie blyszczec. Upuscila bron. Wyjela noz zza pasa i rzucila go na ziemie. Wreszcie sama ona padla na kolana, zdjela czapke i brazowawe wlosy zaczely powiewac na wietrze. W jej oczach ujrzal geste lzy, ktore zaczely splywac po policzkach. Podbiegl do niej i kleknal. Starl jej lzy z policzkow, ale sam nie mogl powstrzymac lez. Spojrzala na niego.
- Obiecywales. Obiecywales, ze nigdy nie bedziemy zmuszeni byc przeciwko sobie - uslyszal szept. Obserwowal z rozpacza dziewczyne. Jej mundur byl zakrwawioy, tak jak on. Przysunal sie do dziewczyny i przytulil ja delikatnie.
- Niech mowia, ze to nie jest milosc... Niech mowia. Mimo, ze jestesmy w srodku wojny, niech mowia - mruknal obejmujac ja. Nagle uslyszeli tupot. Tupot nog. Ujal ja ciasniej i spojrzal na pole bitwy. Zobaczyl dwie postacie. Dwoch mezczyzn. Wolali. Szukali. Szukali jej. Wygrali bitwe, dobijali jeszcze oddychajacych z przeciwnej druzyny, a zyjacych ze swojej zabierali. Razem ze lza splynela krew. Oparl swoje czolo o czolo dziewczyny.
- Sluchaj. Teraz... Teraz odejde - spojrzal na mezczyzn. Byli blisko, zobaczyli ich. Wybuchla placzem. Jeszcze glebszym.
- Nie... Nie zabilam Cie, nie zostawiaj mnie samej... Tu... Wsrod moich i Twoich martwych pobratencow... - biegli. Biegli z uniesiona bronia.
- Zabija mnie. Zabija mnie, Ciebie wezma, wylecza. Znajdziesz kogos, kogo bedziesz kochac tak jak mnie. Zalozysz rodzine... Ja musze odejsc - jego glos sie zalamal. Dziewczyna rzucila sie na niego w szale zrozpaczenia. Jej placz bylo slychac wszedzie. Mezczyzni staneli przed nimi.
- Pani? - powiedzial jeden podajac jej dlon. Odmowila. Stanowczo, jednym rozpacznym rykiem. Wtulila sie w niego. Nie pozwoli mu odejsc. Nie!
- To ten! Od nich! Pani! Co Pani robi?! - zdarl sie drugi widzac zaplakana twarz obojga. Brudne twarze, mieszaniny lez i krwi. Rozpacz w oczach. Pierwszy mezczyzna wyrwal dziewczyne z objec kochanego mezczyzny... Odrzcuilo go do tylu. Drugi stanal nad nim. Z bronia. Wcelowana w serce. Tak jak ona wczesniej. Ale on... On nie mial litosci. On nie oszczedzi. Z jej ust wyrwal sie placzliwy ryk. Wyrywala sie. Nie dalo sie, mezczyzna trzymal ja za mocno.
- Zegnaj... - chlopak obdarowal ja ostatnim spojrzeniem... Uslyszala huk. Otworzyla usta w akcie rozpaczy. Jej placz przypominal juz rozpaczliwy krzyk. Zobaczyla jego... Jego, lezacego wsrod swoich... Martwy...
- NIE! NIE! NIE WIERZE! - ostanimi silami zerwala sie do biegu. Do biegu, przed siebie. Omijajac martwych ludzi... Wojna, wojna to jedno, wielkie zlo. Zlo krzywdzace ludzi. Wszystkich. Bez wyjatku. Biegla, a lzy zostaly daleko za nia. Nie miala sily plakac. Miala sile biec, byle jak najdalej od tego mordu... Potknela sie i poczula jak zimne ostrze wbija sie stopniowo w jej brzuch. Czula bol przeszywajacych kazdy cal jej ciala. Jak zlosliwe igielki. Bolace igielki. Przed oczami zobaczyla cale swoje marne zycie... I jedno swiatelko w tunelu, ktore wlasnie pare sekund temu zgaslo... Zobaczyla rozesmiana twarz ukochanego chlopaka, ktorego zamordowano na jej oczach. Ostrze przeszylo ja na wylot. Poczula zimno.
- Ja umieram... Kocham Cie... - to ostatnie slowa, ktore wydobyly sie z jej ust. Potem zamarla. Sine usta, biala na twarzy. Zimna. Martwa...

**************
25 maja, 2000

Wymknela sie do lasu. Niepostrzegalna przez straznikow niczym cien. Przemknela sie z latwoscia przez brame nie patrzac za siebie, na namioty, w ktorych siwecily sie swiece. Zawsze myslala, ze wojna to jeden wielki blad ludzkosci, a teraz jest zmuszona sama w niej uczestniczyc. Ruszyla spokojnie przed siebie, a jej brazowawe wlosy powiewaly na delikatnym wietrze. Ktos chwycil ja za reke.
- To Ty? - spytal glos chlopaka. Tak. Ukochanego chlopaka. Poczula ulge i zacisnela jego dlon w swojej.
- Tak, to ja - odpowiedziala trzesacym sie glosem. Przytulila sie mocno do niego. Usiedli pod drzewem na mokrej trawie. To nie przeszkadzalo. Wtuleni w siebie popatrzyli na ksiezyc, ktory byl w pelni.
- Jutro... Jutro jest dzien roztrzygajacy - rzekl cicho pilnujac, by jej dlon nie wymknela sie z jego rak. Dziewczyna spojrzala prosto w jego oczy.
- Obiecaj. Obiecaj mi cos - zaczela muskajac jego policzek.
- Dla Ciebie wszystko - odpowiedzial jej lapiac druga dlon, ktora muskala jego gladka skore na twarzy. Mimo wielu trudow wciaz pozostala gladka. Jak kiedys.
- Nie idz jutro na bitwe. Nie idz. Zginiesz - w jej oczach stanely lzy. Chlopak poruszyl sie lekko. Przytulil mocno ukochana.
- Wiem. Jutro Ty idziesz. Po jaka cholere wzieli dziewczyne taka jak Ty do wojska. Kretyni - przerwala mu.
- Nie zmieniaj tematu, prosze Cie. Obiecaj mi to! - lzy splynely po policzku. Starl je.
- Sluchaj... Nie moge Ci tego obiecac. Ale obiecuje Ci, ze nigdy... Nigdy, przenigdy nie zostaniemy zmuszeni do bycia przeciwko sobie... - pocalowal ja. Dlugo, namietnie. I ostatni raz...


**************

26 maja, 2000

Stala na bacznosc w rzedzie ubranych tak samo osob. Pelno krzykow i zapachu prochu. Dlonie, ktore wczesniej byly obejmowane przez rece chlopaka spoczywaly teraz na broni. Na poteznej broni palnej. Westchnela gleboko sluchajac rad i rozkazow generala...
Stal na bacznosc w rzedzie ubranych tak samo osob. Slyszal krzyki i czul zapach prochu. Rece, ktore wczesniej obejmowaly dlonie dziewczyny trzymal na broni. Na smiercionosnej broni palnej. Westchnal i wsluchal sie w porady jak i rozkazy generala...
Smierdzialo. Smierdzialo zmeczeniem. Wokol bylo slychac pelno hukow odpalania broni palnej. Krzyki i jeki umierajacych. Skradala sie na skraju tego szalenstwa szukajac wzrokiem jego. Nie zabila nikogo. Nie mogla. On byl z tych, ktorzy walczyli przeciwko niej. Nie mogla ich zabijac... Nie znalazla go. Ogarnal ja niepokoj. Albo go nie ma, albo walczy nie po tej stronie, albo spotkalo go to, o czym nie warto myslec w tych ciezkich chwilach.
Skradal sie na drugiej granicy tego szalenstwa i szukal jej. Nie zabijal. Nie mogl. Ona nalezala do tych, ktorzy sa przeciwko jemu. Nie mogl ich zabijac... Nie znalazl jej. Albo jej nie ma, albo jest po drugiej stronie tlumu, albo zdarzylo sie cos, o czym wolal nie myslec. Szczegolnie w tych ciezkich dla obojga chwilach.
Dwoch zakochanych w sobie ludzi. Na dwoch przeciwnych granicach wielkiego i krwawego harmideru. W dwoch przeciwnych druzynach. Musza sie ukrywac. Ukrywac przed bracmi i siostrami. Ukrywac swoja milosc. Inni uznaliby to za zdrade. Oni wiedzieli, ze to nie zdrada... To milosc.
Wreszcie sie znalezli. Kiedy wszyscy byli juz martwi...

***************

27 maja, 2000

Tyle zniszczenia. Tyle cierpienia. Z glupoty ludzkiej. Zupelnie niepotrzebna. Nigdy to nie bylo potrzebne. Wszyscy placza. Dzien po tym wszyscy placza. Wrogowie maja ochote sobie wybaczyc wszystko. Za pozno. To juz za pozno. Mogli pomyslec wczesniej. Ocaleli by niewinni temu wszystkiemu ludzie. Moglaby ominac ich ta rzez. Caly swiat uslyszal o tej niezwyklej parze. Zewszad mowiono, ze juz od urodzenia byli zwiazani ze soba niewidzialna, gruba nicia. Bo byli. Wszyscy plakali nad ich losem. Wiedzieli, ze to moglo sie inaczej skonczyc. Ale nie skonczylo. Mimo to, byli pod wrazeniem tak silnej milosci. Cos niesamowitego... Dwoje ludzi z calkowicie wrogich sobie druzyn zwiazalo sie ze soba, spotykalo sie... W tajemnicy. A mowia ze prawdziwa milosc nie istnieje. Ze za milosc zycia sie nie odda. Dzisiaj, w tym dniu wszyscy temu zaprzeczyli. Gdy zobaczyli w telewizji pogodzenie obydwu panstw - odzyskali choc troche nadziei na przyszlosc tej marnej ludzkosci. Gdy zobaczyli pogrzeb kochankow - znowu ja stracili. Pochowano ich razem. Chcieli byc razem. Beda. Na wieki. Optymisci mowili, ze teraz im lepiej, maja siebie, sa ze soba - na pewno. Pesymisci uzalali sie nad ich losem i nad cala ta niepotrzebna rzeznia.
Optymisci mieli racje. Sa ze soba. Sa szczesliwi. Rozesmiani. Zdala od tego wszystkiego. Patrza tylko z gory i zalamuja rece nad ta marna ludzkoscia...
Ale maja nadzieje. Maja nadzieje, ze jeszcze sie poprawi. Maja nadzieje, ze ta wojna nauczy czegos ludzkosc. Zginelo kilkaset tysiecy ludzi - w klotni dwoch panstw... Uwazali to za istne szalenstwo. To bylo szalenstwo. Nawet czasami lapali sie za glowe myslac o tym. Ale byli ze soba i to bylo najwazniejsze. Byli polaczeni niewidzalna nicia.
Na zawsze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pyskata




Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 328
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stamtąd.

PostWysłany: Piątek 13-10-2006, 16:03    Temat postu:

ładne.
daje do myślenia.
i to takie... hm.
mundury, wojna.
powoduje to u mnie dreszcz.
taki dziwny.
ładne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady_Mystery




Dołączył: 14 Kwi 2006
Posty: 475
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: From Hell

PostWysłany: Piątek 13-10-2006, 17:26    Temat postu:

Pudoba mi się... Znalazłam kilka literówek, ale to nie ważne Smile.
Daje do myślenia...
Daje tyle, że aż człowiek zastanawia się czym jest wojna...
Czy jest warta cierpienia?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atan




Dołączył: 04 Wrz 2006
Posty: 72
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dortmund (DE)/ Stalowa Wola (PL)

PostWysłany: Środa 18-10-2006, 17:30    Temat postu:

Dobra, odpowiem, bo widze, ze nikt wiecej chyba nie skomentuje Smile

Pyskata - no wlasnie, mundury, wojna itd... Tak mnie na to naszlo, ale ja dobrze wiem dlaczego Poza TYM powodem - nie pisalam nigdy o tej tematyce, wiec zawsze musi byc ten pierwszy raz... ;]


Kharia - ma dawac do myslenia Very Happy Ja sadze... Ze jesli dwa panstwa poklocily sie, to nie powinno sie w to mieszac cywilow... Tzn... No czemu przez konflikt np. prezydentow czy cos moga byc bombardowane miasta? Taki przyklad. Przeciez to jest glupota, zeby zamiast rozwiazac sprawe slowami, trzeba uciekac do takich brutalnych czynow...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Nasza twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin