Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wyspa Murzynków

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Śmietnik
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Addicted




Dołączył: 04 Wrz 2006
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z jakiegoś zadupia

PostWysłany: Niedziela 11-02-2007, 17:12    Temat postu: Wyspa Murzynków

Opowiadanie to napisałam na podstawie mojej ulubinej ksiażki "Dziesięciu Murzynków" Smile Pierwszy rozdział może nie jest zbyt wciągający ale bez niego nie byłoby dalszych rozdziałów Smile

Zapraszam do czytania xD

Rozdział pierwszy
I

W rogu przedziału pierwszej klasy siedział sędzia Wargrave, który niedawno przeszedł na emeryturę. Palił cygaro i z zainteresowaniem przeglądał sportowe wiadomości w „Timesie”.
Po pewnym czasie złożył gazetę i wyjrzał oknem. Przejeżdżali właśnie przez Somerset. Spojrzał na zegarek… jeszcze dwie godziny drogi.
Przypomniał sobie notatki, jakie ukazały się w prasie na temat Wyspy Murzynków. Najpierw kupił ją amerykański milioner, wielki miłośnik jachtingu. Wybudował na tej małej wysepce leżącej u brzegów Devonu luksusową i nowoczesną willę. Drobna okoliczność, że trzecia z kolei żona milionera nie lubiła morza, wpłynęła na to, iż wysepkę wraz z willą postanowiono sprzedać. Fakt ten spowodował ukazanie się w prasie olbrzymich ogłoszeń. Wreszcie lakoniczna notatka podała do wiadomości publicznej, że wyspę zakupił jakiś pan Owen. Potem zaczęły pojawiać się pierwsze plotki. A więc, że Wyspę Murzynków nabyła w rzeczywistości Gabriela Turl, gwiazda filmowa z Hollywood, pragnąca spędzić parę miesięcy w cichym ustroniu. Następnie ktoś podpisujący się ”Żuk” dawał dyskretnie do zrozumienia, że ma tam powstać siedziba rodziny królewskiej. Dziennikarzowi, panu Merryweather, ktoś kiedyś szepnął, że wyspę kupiono na gniazdko dla młodej pary, sugerując, że lord L. Uległ w końcu Kupidynowi. „Jonas” wiedział skądinąd na pewno, że wyspę zakupiła admiralicja, by przeprowadzać jakieś okryte tajemnicą ćwiczenia.
Wyspa Murzynków intrygowała opinię publiczną!
Max Wargrave wyciągnął z kieszeni list. Pismo było ledwie czytelne, ale niektóre słowa dawały się odczytać na podziw łatwo.

Drogi Maxie… tyle lat nie miałam od Pana wiadomości… musi Pan przyjechać na Wyspę murzynków… jedno z najczarowniejszych miejsc… tyle mamy sobie do powiedzenia… dawne czasy… życie na łonie przyrody… wygrzewanie się na słońcu. 12.40 z dworca Paddington… spotkamy się w Oakbridge…

List był zakończony kwiecistym podpisem: Przyjazna Tobie Constance Culmington

Wargrave zaczął się zastanawiać, kiedy ostatni raz spotkał Konstance. Było to chyba trzy... Nie, cztery lata temu. Potem wyjechała do Włoch, by razem z rodzicami opalać się w promieniach słońca i żyć wśród tamtejszych wieśniaków. Następnie słyszał, że udała się do Syrii, gdzie, nie przerywając kąpieli słonecznych, przebywała na łonie przyrody, tym razem wśród Beduinów.
Tak, Konstance Culmington była kobietą, której można by przypisać kupienie wyspy i otaczanie się tajemnicą. Skinąwszy głową na potwierdzenie swych domysłów, Wargrave pozwolił głowie opaść…
Zasnął.

II

Nicky Claythorne siedziała w przedziale trzeciej klasy z pięcioma innymi pasażerami. Oparła głowę o ścianę i przymknęła oczy. Dzień był zbyt upalny na podróż pociągiem. Jakże przyjemnie będzie znaleźć się nas morzem! Właściwie miała wiele szczęścia z tą posadą.
Zajęcia wakacyjne polegały przeważnie na pilnowaniu mnóstwa dzieci. Otrzymanie stanowiska sekretarki na czas wakacji było prawie nieosiągalne. Nawet biuro pośrednictwa pracy nie robiło wielkich nadziei.
I nagle ten list:

Otrzymałam Pani adres z biura pośrednictwa pracy wraz z ich rekomendacją. Przypuszczam, że znają Panią osobiście. Będzie mi miło zaangażować Panią na warunkach dla Niej dogodnych i pragnę, by rozpoczęła Pani pracę 8 sierpnia. Pociąg odchodzi z dworca Paddington o 12.40 i będzie Pani oczekiwana na stacji w Oakbridge. Załączam pięć funtów jako zaliczkę.
Z poważaniem,
Una Nancy Owen


Nagłówek podawał adres: Wyspa Murzynków, Sticklehaven, Devon…
Wyspa Murzynków! O niczym innym nie pisały ostatnio gazety! Różnego rodzaju ploteczki i ciekawe komentarze. Przypuszczalnie większość z nich była zmyślona. Ale willa została na pewno zbudowana przez jakiegoś milionera i mówiono, że jest niezwykle luksusowa.
Nicky Claythorne, bardzo zmęczona wytężoną pracą w szkole w ostatnim kwartale, myślała z goryczą: Być nauczycielką gimnastyki w trzeciorzędnej szkółce to nieustanna mordęga… Gdybym tak mogła otrzymać zajęcie w jakiejś porządnej szkole…
Ale ostatecznie dobre i to. Ludzi nie darzą zbyt wielkim zaufaniem osoby, która miała do czynienia z sędzią śledczym, nawet, gdy została uniewinniona!
Przypomniała sobie teraz, jak składali jej gratulacje za odwagę i przytomność umysłu. Jeśli chodzi o śledztwo, nie mogło lepiej wypaść. Sama pani Hamilton odnosiła się do niej z niezwykłą serdecznością. Jedynie Hugh… ale o nim w ogóle nie chce myśleć!
Nagle zadrżała pomimo upału panującego w przedziale i straciła ochotę na wyjazd nad morze. Przed jej oczyma stanął wyraźny obraz… Głowa Cyrila ukazująca się wśród fal, gdy płynął do skały… wynurzała się i znikała… A ona sama płynęła swobodnie za nim, miarowymi ruchami prując wodę. Wiedziała dobrze, że nie zdąży na czas…
Morze- jego ciepłe, niebieskie blaski. Poranki spędzała leżąc na piasku… Hugh… Hugh, który powiedział, że ją kocha…
Nie wolno jej o nim myśleć…
Otworzyła oczy i spojrzała na mężczyznę siedzącego po przeciwnej stronie. Był wysoki, o opalonej twarzy, jego czekoladowe oczy były lekko przymknięte, aroganckie usta miały w sobie coś niesamowitego.
Mogła się założyć, że zwiedził prawie cały świat i nie jedno widział. Musiały to być rzeczy ciekawe… Kogoś jej przypominał…

III

Bill Kaulitz obserwował dziewczynę, która siedziała naprzeciw niego. Nawet niezła- pomyślał- może trochę w typie nauczycielki. Widać po jej opanowaniu, że potrafi postawić na swoim w miłości i nienawiści. Chętnie bym się z nią zmierzył.
Zmarszczył brwi. Nie, z tym trzeba będzie dać sobie spokój. Przede wszystkim interes. Musi mieć swobodną głowę do pracy, która go czeka.
Ale co to za praca? Isaac Morris był dziwnie tajemniczy.
- Może pan, kapitanie, przyjąć tę pracę albo nie.
Odrzekł wtedy niby z namysłem:
-Sto gwinei, prawda?
Mówił tonem tak naturalnym, jak gdyby sto gwinei było dla niego niczym. Sto gwinei w chwili, gdy znajdował się u kresu swych zasobów! Był pewny, że ten Żyd nie dał się nabrać… Najgorsze z nimi jest to, że w sprawach pieniężnych wszystko wiedzą i nie da się ich wywieść w pole.
Powiedział wtedy niedbale:
- Czy mógłby pan podać bliższe informacje?
Issac Morris zaprzeczył stanowczym ruchem małej, łysej głowy.
- Niestety, panie kapitanie, w tym właśnie leży sedno sprawy. Mój klient słyszał o panu i wie, że jest pan człowiekiem, który poradzi sobie w każdej sytuacji, jestem upoważniony wypłacić panu sto gwinei w zamian za to, że pojedzie pan do Sticklehaven w Devonie. Najbliższą stacją jest Oakbridge, stamtąd odwiozą pana autem, do Stickleheven, apotem motorówką na Wyspę Murzynków. Tam stawi się pan do dyspozycji mego klienta.
Kaulitza zapytał nagle:
- Na jak długo?
- Najwyżej na tydzień.
- Ale pan rozumie, że nie mogę podjąć się rzeczy nielegalnych.
Mówiąc to, ostrym spojrzeniem objął Morrisa.
Na grubych wargach pośrednika pojawił się nikły uśmieszek, gdy odpowiedział uroczyście:
- Jeśli zostanie panu zaproponowane coś niezgodnego z prawem, ma pan całkowitą wolność decyzji.
Niech diabli wezmą gładki uśmiech tego bydlęcia! Robił wrażenie, jak gdyby dobrze wiedział, że w życiu Kaulitza zgodność z prawem nie zawsze była zasadą sine qua non…
Na jego twarzy pojawił się grymas.
Na Jowisza, nieraz zdarzało mu się ryzykować. Ale zawsze potrafił wyjść cało. Wiedział, kiedy nienależny przeciągać struny.
Nie, i tym razem nie miał zamiaru zbytnio się tym przejmować. Miał nadzieję, że przyjemnie spędzi czas na Wyspie Murzynków.

IV

W przedziale dla niepalących siedziała Emily Brent, sztywno wyprostowana, zgodnie ze swym zwyczajem. Miała sześćdziesiąt pięć lat i nie uznawała gnuśności. Jej ojciec, pułkownik starej daty, zwracał szczególną uwagę na dobrą postawę.
Obecne pokolenie było bezwstydnie rozlazłe. Weźmy chociaż ten przedział; nie mówiąc o tym, że wszędzie jest tak samo. Opancerzona swoją prawością i nieustępliwością panna Brent siedziała w przepełnionym przedziale trzeciej klasy i triumfowała nad niewygodą i upałem. W dzisiejszych czasach ludzie robią tyle hałasu z byle jakiego powodu. Nie wyrwą sobie zęba bez znieczulenia, zażywają środki nasenne, jeśli nie mogą zasnąć, a wszędzie oglądają się za głębokimi fotelami i poduszkami; dziewczęta smarują ciała jakimiś olejkami i wylegują się półnagie na plażach. Usta panny Brent się zacisnęły. Mogłaby wymieniać wiele przykładów.
Przypomniała sobie lato ubiegłego roku. Przypuszczalnie tym razem będzie trochę inaczej. Wyspa Murzynków…
Przetrawiła w pamięci list, który już tyle razy czytała.

Droga panno Brent, przypuszczam, że Pani sobie mnie przypomina. Byłyśmy razem w hotelu w Belhaven w sierpniu przed kilkoma laty i miałyśmy tyle wspólnych tematów do rozmów. Posiadam obecnie własny domek na wyspie przy brzegu devońskim. Powinno chyba Panią pociągać miejsce, gdzie znajdzie Pani zdrową kuchnię i osoby o niedzisiejszych poglądach. Nie grozi Pani oglądanie nagości i wysłuchiwanie płyt gramofonowych do późnej nocy. Byłoby mi bardzo miło, gdyby Pani mogła tak się urządzić, by spędzić letni urlop na Wyspie Murzynków- oczywiście jako mój gość. Czy odpowiadałby Pani początek sierpnia? Powiedzmy, ósmy.
Z serdecznym pozdrowieniem U.N.O


Któż to mógł być? Podpis był trudny do odcyfrowania. Emily Brent stwierdziła ze zniecierpliwieniem, że tak wiele ludzi podpisuje się nieczytelnie. Zaczęła przypominać sobie osoby spotkane w Belhaven. Była tam dwukrotnie podczas lata. Przyszła jej na myśl pewna pani w średnim wieku… dobrze, ale jak ona się nazywała?... Jej ojciec był duchownym. Zaraz, była tam jeszcze pani Olten… Ormen… nie, na pewno Oliver! Tak… Oliver.
Wyspa Murzynków! Gazety pisały coś o niej- jakaś gwiazda filmowa- a może amerykański milioner?
Oczywiście, często takie miejsca można tanio nabyć- nie każdemu się one podobają. Ludzie wyobrażają sobie, że to musi być romantyczne, ale gdy przyjdzie mieszkać na wyspie, ujawniają się różne niedogodności, i wtedy są szczęśliwi, jeżeli mogą ją sprzedać
W każdym razie spędzę bezpłatnie urlop- pomyślała Emily.
Jej dochody bardzo zmalały; z wielu akcji nie wypłacają o ogóle dywidend, także nie należało pominąć tej okazji. Gdyby mogła sobie tylko przypomnieć coś więcej o ten pani, a może pannie Oliver.

V

Generał Macarthur spoglądał przez okno pociągu, który zbliżał się do Exeter. Tu miał się przesiąść. Do diabła z tymi bocznymi liniami kolejowymi! Do Wyspy Murzynków nie było dalej niż o skok zająca.
Nie mógł sobie przypomnieć, który z jego kolegów nazywał się Owen. Widocznie ktoś z jego dawnego pułku- przyjaciel Spoofa Leggarda czy Johniego Dyera.

Przybędzie paru starych kompanów, aby pogwarzyć o dawnych znajomych.

Tak, pogwarka o dawnych czasach sprawiłaby mu przyjemność. Ostatnio odniósł wrażenie, że koledzy raczej unikają jego towarzystwa. Wszystko przez te przeklęte plotki! Na Boga, to już kawał czasu- blisko trzydzieści lat temu! Widocznie Armitage się wygadał. Przeklęty bubek! Cóż on mógł wiedzieć? Lepiej nie rozmyślać o tych sprawach! Można sobie wiele rzeczy po prostu wmówić, na przykład, że znajomy patrzy na ciebie jakimś dziwnym wzrokiem.
Wyspa Murzynków! Był ciekaw jak wygląda. Wiele pogłosek krążyło na jej temat. Mówiono nawet, że admiralicja, ministerstwo obrony czy też lotnictwa miały ją objąć w posiadanie.
Młody Elmer Robson, milioner amerykański, wybudował sobie willę na wyspie. Podobno wydał na nią tysiące. Wszędzie niebywały przepych…
Exeter! I godzina czekania! Nie lubił czekać. Chciałby gdzieś pójść…

VI

Doktor Armstrong prowadził swego Morrisa przez równinę Salisbury. Był bardzo zmęczony… Za powodzenie trzeba płacić. Był czas, gdy siedział w swoim nowocześnie urządzonym gabinecie na Harley Street, ubrany w biały kitel, wśród nowiutkich aparatów lekarskich i czekał, czekał przez wiele pustych dni na sukces albo bankructwo…
Ostatecznie się udało! Miał szczęście! Ale był też i zręczny. Doskonale nadawał się do swojego zawodu. To jednak za mało. Aby się wybić, trzeba mieć łut szczęścia. A on je miał! Dobra diagnoza, parę pacjentek, pacjentek wdzięcznych i bogatych… i tam i ówdzie poszło słówko: „Niech pani spróbuje udać się do Armstronga, to młody lekarz, ale mądry. Pam chodził latami do wszystkich możliwych lekarzy, a on z miejsca wyleczył mu palec!”
Koło zaczęło się toczyć… Obecnie doktor Armstrong osiągnął pełnię powodzenia. Był coraz bardziej zajęty. Miał mało wolnego czasu. I dlatego cieszył się tego sierpniowego ranka, że wyrwał się na parę dni z Londynu, by udać się na tę wyspę przy brzegu devońskim. Właściwie to nie będzie nawet urlop. List, który otrzymał, był skąpy w słowach, czego nie można powiedzieć o dołączonym do niego czeku. Dużo honorarium. Ci Owenowie muszą siedzieć na pieniądzach. Na pewno jakaś mała niedyspozycja. Troskliwy mąż boi się o stan zdrowia żony i pragnie poznać diagnozę, nie budząc jej niepokoju. Ona nie chce nawet słyszeć o lekarzach. Jej nerwy…
Nerwy! Brwi lekarza uniosły się. Ach, te kobiety i ich nerwy! Ostatecznie, jeśli chodzi o jego interes, to właściwie wszystko jest w porządku.
Większość kobiet, które przychodziły do niego po poradę, chorowała najwyżej na nudę. Nie byłyby mu jednak wdzięczne, gdyby im to wprost oświadczył! Zawsze można wymyślić jakąś chorobę.
„Rzadko spotykany przypadek ( tu następowała jakaś długa nazwa ), nic poważnego… wymaga jedynie właściwej kuracji. Leczenie jest zupełnie proste”.
Nie ulega wątpliwości, że wiara w uleczenie jest najsilniejszą bronią medycyny. On sam umiał posługiwać się tą bronią, potrafił wzbudzić nadzieję i wiarę.
Szczęściem udało mu się wybrnąć z tej sytuacji sprzed pięciu… nie, sprzed dziesięciu lat. O mały włos nie wpadł wtedy. Byłby bezapelacyjnie zgubiony. Ledwo przyszedł do siebie po tym wstrząsie. Przestał pić całkowicie. Na Jowisza, pomimo wszystko był o krok od katastrofy…

VII

Chris Marston, naciskając bez przerwy klakson, myślał w duchu: Ten ruch na szosach jest niemożliwy. Zawsze ktoś musi zatarasować ci drogę. I wszyscy muszą jechać środkiem szosy! Prowadzić auto w dzisiejszych czasach w Anglii to prawie beznadziejnie… nie jak we Francji, gdzie można dodać gazu…
Czy nie warto się zatrzymać, by ugasić pragnienie? Ma masę czasu. Zostało jeszcze jakieś sto pięćdziesiąt kilometrów z okładem. Miałby ochotę wypić szklaneczkę dżinu oraz piwa imbirowego. Powietrze drga z upału!
Ostatecznie pobyt na tej wysepce może być nawet przyjemny- byle pogoda dopisała. Zastanawiał się, kim też mogą być ci Owenowie. Przypuszczalnie siedzą na forsie. Właściwie istnieją przyjemniejsze miejsca na spędzenie czasu niż bezludna wysepka, ale taki człowiek jak on, bez większych zasobów finansowych, nie ma dużego wyboru.
Miejmy nadzieję, że są dobrze zaopatrzeni w trunki. Nigdy nie jest się pewnym ludzi, którzy zrobili pieniądze, a nie są od urodzenia przyzwyczajeni do pewnych rzeczy. Szkoda, że pogłoska, jakoby Gabriela Turl miała tę wyspę zakupić, się nie sprawdziła. Przyjemniej byłoby spędzić czas z ludźmi filmu.
No, ostatecznie można przypuścić, że trochę dziewcząt tam będzie…
Gdy wyszedł z baru, przeciągnął się, ziewnął, spojrzał na błękitne niebo i wsiadł do swego dalmaina.
Młode kobiety patrzyły na niego z zachwytem- podziwiały jego sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, proporcjonalnie zbudowane ciało, kędzierzawe włosy, opaloną twarz i ciemnoniebieskie oczy.
Z rykiem wyjechał z bocznej uliczki. Starzy mężczyźni i dzieci odskakiwali w bok. Chłopcy z podziwem spoglądali na samochód. Chris Marston kontynuował swą podróż, budząc powszechne zainteresowanie.

VIII

Blore jechał pociągiem osobowym z Plymouth. W przedziale znajdował się poza nim jeszcze jeden pasażer, jakiś stary rybak z kaprawymi oczyma. W tej chwili spał.
Blore pisał w swym małym notesiku.
- Oto cała grupa- mruczał do siebie- Emily Brent, Nicky Claythorne, doktor Armstrong, Chris Marston, stary sędzia Wargrave, Bill Kaulitz, emerytowany generał Macarthur oraz służący Rogers z żoną.
Zamknął notes i włożył go z powrotem do kieszeni.
Spojrzał na drzemiącego w kącie mężczyznę. Będzie miał z osiemdziesiątkę- ocenił fachowo jego wiek.
Zaczął zastanawiać się nad swoimi sprawami.
Robota powinna być dość lekka- rozmyślał- Nie wyobrażam sobie, bym mógł się potknąć. Przypuszczam, że uda mi się dopilnować wszystkiego.
Wstał i przypatrywał się odbiciu swej twarzy w szybie. Miała w sobie coś, co kojarzyło się z wojskiem. Tak, cechę tę podkreślał przystrzyżony wąs. Twarz właściwie bez wyrazu. Oczy szare, blisko osadzone. Mógłbym przedstawić się jako major- pomyślał- ale nie, zapomniałem. Będzie tam ten stary generał. Od razu się na mnie pozna.
Afryka Południowa… to jest mój punkt wyjścia! Nikt z gości nie ma z nią nic wspólnego, a ja właśnie skończyłem czytać opis podróży po Afryce i mogę na ten temat coś niecoś powiedzieć.
Na szczęście ludzie z kolonii reprezentują całą gamę różnorodnych typów. Blore czuł, że w każdym towarzystwie mógłby bez obawy przedstawić się jako przybysz z Afryki Południowej.
Wyspa Murzynków. Poznał ją jako mały chłopczyk. Niedaleko brzegu koło skał, w których gnieździły się mewy. Nazwę otrzymała os kształtu głowy ludzkiej o murzyńskich wargach.
Co za pomysł wybudować na niej Dom! Przecież tam musi być okropnie podczas brzydkiej pogody! Ale milionerzy mają swoje kaprysy!
Stary rybak w kącie obudził się.
- Człowiek nigdy nie jest pewien morza, nigdy!- powiedział
Blore przytaknął. Tak, to prawda.
Rybakowi odbiło się i rzekł melancholijnie:
- Nadciąga szkwał.
Blore obruszył się.
- Chyba nie. Jest śliczny dzień.
Stary krzyknął rozgniewany:
- Burza nadciąga! Czuję ją nosem.
- Być może ma pan rację- odpowiedział Blore pojednawczo.
Pociąg zatrzymał się na jakiejś stacji i dziwny pasażer stanął niepewnie na nogach.
- Wysiadam tutaj- Mocował się z drzwiami. Blore mu pomógł.
Staruszek odwrócił się. Podniósł uroczyście rękę i zamrugał zaczerwienionymi powiekami.
- Czuwaj i módl się! Czuwaj i módl się! Zbliża się dzień sądu.
Przy schodzeniu na peron upadł. Leżąc spojrzał na Blore’a i rzekł z niezmierną powagą:
- Mówię do pana, młody człowieku. Dzień sądu jest już bardzo blisko!
Jemu bliżej do Dnia Sądu niż mnie- pomyślał Blore, wracając na swe miejsce.
Ale… jak wykazały późniejsze wypadki, nie miał racji…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Chemikalna




Dołączył: 16 Wrz 2006
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Niedziela 11-02-2007, 17:19    Temat postu:

1. ;D

Edit później.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
FAILUREKID




Dołączył: 09 Wrz 2006
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Starożytna Belgia. Średniowieczny Tarnów. Nowoczesny Londyn.

PostWysłany: Niedziela 11-02-2007, 17:37    Temat postu:

Ładne.
Tylko Czemu umieściłaś aż Tyle Części?
Wygląda mi to na nabijanie odcinków.
To jedyne co mi się nie podobało.
Widać że wszystkie części są sprawdzone bo nie wykryłam żadnych błędów.
Jestem na tak.


Czekam na Następne części.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justi




Dołączył: 12 Lip 2006
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ...zza ogrodu marzeń i rozczarowań...

PostWysłany: Niedziela 11-02-2007, 17:51    Temat postu:

Zajmuje

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Falka
TH FC Forum Team



Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza światów...

PostWysłany: Niedziela 11-02-2007, 22:26    Temat postu:

No i co ja mam teraz z Toba zrobić? Przepisałaś książkę i uważasz, że to okay? Zwykły plagiat. I myślałaś, że nikt się nie spostrzeże, że tu nikt książek nie czyta?

A za plagiaty na tym forum są bany...
I po co Ci to było?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Śmietnik Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin