Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Zmiana" - PassiveLiar.+

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania Archiv
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piękna




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Znienacka

PostWysłany: Środa 12-07-2006, 12:03    Temat postu: "Zmiana" - PassiveLiar.+

Obudził go głos dziewczyny. Podniosła się w łóżku i z zamkniętymi oczami wyszeptała błagalnie:
-Chodź do mnie...
Kiedy odsunął kołdrę i usiadł obok niej, dźwignęła powieki, błysnęła dużą ciemną źrenicą, rozpoznała go i uśmiechnęła się sennie.
-Śpij, Nadia - powiedział. - Jeszcze do rana daleko...
Pochwyciła jego dłoń obiema rękoma i przytuliła lekko do piersi.
-Kocham cię - szepnęła, usypiając posłusznie.
Nachylony, przyglądał się chwilę dziewczynie z uczuciem lęku i jakby zawstydzenia. Wstał niepewnie i oparł się dłońmi o biurko. Nadia spała w ulubionej pozycji, na brzuchu, przypominała żabkę skuloną w trawie. Uśmiechnął się do swoich myśli.
Przeszedł przez pokój pełny zmąconego przedświtu. Odsunął płócienną zasłonę w zielone pasy, otworzył okno.
Niebo było szarawe, gotowe przyjąć każdą barwę nowego dnia. Drzewa jeszcze przejrzyste, z ostro zarysowanymi konarami, gałęzie ledwie przetarte nikłą zielenią. U wierzchołków duże, ciemne gniazda jemioły mąciły czystość obrazu. Odetchnął głęboko, powietrzem niosła się woń jesienna, między pobielonymi pniami cierpko tliły się podpalone z wieczora sterty zeszłorocznych liści. Sinawy dymek sączył się w świetlistą szarość bliskiego nieba.
Jasna przestrzeń tętniła rzęsistym śpiewem ptasim. Szpaki, których sylwetki z wolna rozpoznawał, usadowione na szczytach domów naprzeciwko, po kominach - tryskały śpiewem. Gwizdy ich długimi frazami zlewały się po gałązkach, wstrząsały płochliwym listowiem. Niebo już podpływało błękitnawym kolorem. Świt był blisko.
Chłód ciągnął od okna. Odwrócił się zaniepokojony, czy gwałt ptasi nie rozbudzi dziewczyny, ale spała twardo. Pierwsze promienie plamkami zaigrały na cianie. Zalśniły jasne, półdługie włosy Nadii. Od wazonu stojącego na półeczce niebieski cień położył się na kołdrze.
Dziewczyna spała przyciskając do policzka starego misia, którego upodobała sobie z czasów niemowlęctwa. Ostatnie chwile posilnego snu zaróżowiły skraj policzka. Spała, a włosy, tworzące wokół jej głowy aureolę, opadały jej na twarz. Miał ochotę je poprawić, ale poprzestał na wygładzeniu kołdry. "Niech śpi" - pomyślał z chytrym wyrachowaniem - "będę miał jeszcze prarę chwil dla siebie". Na palcach zakradał się do fotela, parkiet cicho zaskrzypiał. Z uczuciem ulgi opadł na mebel.
Szpaki szalały na wysokościach, zachłystywały się śpiewem, całe powietrze dzwoniło słodko. Za oknem wysnuwał się gorzki dymek, wił się chwiejnie między gałęziami wiśni. Lepkie iskry zapalały się na pokurczonych liściach.
Na piętrze rodzice Nadii już się krzątali. Słyszał stąpania, szuranie wleczonego krzesła. Wstają - niedługo całe miasto się ruszy. Zaśpiewają koła tramwajów na zakrętach, basem się będzie niósł po wodzie głos syren holowników. Tysiące ludzi ruszy do pracy...
Minuty mijały w tempie błyskawicznym, i ani się obejrzał, a zegar już wybił dziewiątą.
-Billy? - usłyszał.
-Tak, skarbie?
-Pójdziemy na spacer? - dziewczyna przysiadła mu na kolanach.
-Oczywiście. Ubieraj się - uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.
Gdy Nadia zniknęła za drzwiami łazienki, sam ubrał się, doprowadził do porządku swe niesforne włosy oraz zrobił makijaż. Pół godziny później szli już za rękę w stronę parku.
-Prosem pana - usłyszeli za sobą głosik. - Prosem pana, da mi pan piniązek? - rumuńskie dziecko wyciągało rękę.
-Jakie ładne dziecko... - uśmiechnął się Bill. - A jakie kulturalne... - pogłaskał je po głowie.
-To da mi pan piniązek? - ucieszyło się chłopczyk.
-Nie! Ty pieprzony darmozjadzie! - popchnął go. - Spieprzaj! Darmowych pieniędzy się zachciało, co?! A praca?! - krzyczał jeszcze za uciekającym dzieckiem.
-Bill... - zaczęła niepewnie Nadia, patrząc z na chłopaka z przerażeniem.
-Przepraszam, śliczna, postaram się tego przy tobie nie robić... - powiedział cicho. - To przez takich Andreas nie żyje... - dodał po chwili, gniewnie zacisjakąc pięści. - Nie pytaj - szepnął.
Dziewczyna przez chwilę zarkała na niego, potem jednak puściła w niepamięć to zdarzenie i pociągnęła go na ławkę, naprzeciw stawu, miała bowiem ochotę nakarmić kaczki. Usiedli na niej, tuląc się do siebie. Bill oparł głowę o ramię złotowłosej i przymknął oczy, chroniąc swe czekoladowe tęczówki przed rażącymi promieniami słońca. Kiedy na powrót je otworzył, odskoczył ze zdumieniem, bowiem na miejscu Nadii siedziała jakaś czarnowłosa dziewczyna.
-K-kim jesteś? - wydukał ze zdumieniem.
-To nieistotne - odparła, lustrując go znudzonym spojrzeniem. Jej tęczówki były niezwykłe - miały barwę płynnego srebra, a źrenice były kształtu gwiazd. - Ale kim ty jesteś? - mocno zaakcentowała przedostatnie słowo.
-Jestem Bill Kaulitz - odpowiedział, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę dumy. - Wokalista Tokio Hotel.
Dziewczyna nie odezwała się ani słowem. Wyciągnąwszy monetę z kieszeni bojówek, położyła ją na knykciach jednej dłoni. Bez wysiłku sprawiła, że tańczyła, obracała się i wirowała. Migała jej w palcach. Kiedy podrzuciła ją w powietrze, znikła tylko po to, by pojawić się w jej drugiej ręce. Bill westchnął z radości. Czarnowłosa zerknęła na niego i wtedy zobaczył, jak wyraz znudzenia przemienia się w uśmiech gorzkiego bólu.
-Tak - powiedziała - to moja umiejętność, jedyny talent. Bawił inne dzieci. Czasami dzięki temu nie czyniły mi krzywdy.
-Czyniły ci krzywdę? - spytał z wahaniem Bill, dotknięty bólem w jej głoie.
Nie odpowiedziała od razu, przypatrując się zlotej monecie, którą wciąż trzymała w dłoni. Potem zaczerpnęła głęboko tchu.
-Wyobrażam sobie twoje dzieciństwo - szepnęła. - Może nie było kolorowo, ale z pewnością byłeś kochany, chroniony, osłaniany, podziwiano cię...
Bill nie umiał odpowiedzieć. Nagle ogarnęło go ogromne poczucie winy.
-Jakże odmienne było moje dzieciństwo. - Znów ten uśmiech goryczy i cierpienia. - Miałam przezwisko Chytrus. Byłam chorowita i wątła. I zbyt bystra. Jacy oni byli głupi! Ich ambicje były takie przyziemne! Zupełnie jak mojego brata, którego myśli nie były głęsze od jego talerza! Albo mojej siostry, dla której jedyną drogą do zamierzonego celu było morderstwo. Tak, byłam cherlawa. Tak, chronili mnie. Jednak poprzysięgłam sobie, że któregoś dnia nie będę potrzebowała ich ochrony! Sama osiągnę wyżyny dzięki memu darowi - mojej magii!
Bill popatrzył na nią, jak na obłąkaną.
-Przecież magia nie istnieje - powiedział pewnie, z drwiną.
-Tak? - spojrzała na niego przeszywająco. - Więc patrz! - jednym ruchem sprawiła, że woda w stawie zmieniła kolor na krwistoczerwony, a wokół zapadł zmrok, rozświetlany jedynie przez gwiazdy, migoczące niewyraźnie na nieboskłonie. - Magia nie istnieje?
Bill przypatrywał się wszystkiemu z szeroko otwartymi ustami i oczami, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
Wtem dziewczyna zaczęła kaszleć. Męczący, suchy kaszel wywracał na nice jej chude ciało. Bill wstał, czując jak serce mu się kraje, ale ona gestem kazała mu usiąść. Wyciągnęła chusteczkę z kieszeni i wytarła krew z warg.
-A to była cena, jaką zapłaciłam za swą magię - powiedziała kiedy odzyskała zdolność mówienia. - Ale warto było! Mam bowiem to, czego pragnęłam - moc. Nie potrzebuję ich już - żadnego z nich!
-Ta moc jest zła! - rzekł Bill, nachylając się i z przejęciem wpatrując się w czarnowłosą.
-Doprawdy? - zapytala dziewczyna. - Czy ambicja jest zła? Czy pragnienie władzy, panowania nad innymi, jest złe? Jeśli tak, Billu Kaulitz, obawiam się, że równie dobrze mógłbyś siedzieć we więzieniu dla zatwardziałych kryminalistów - uśmiechnęła się jadowicie.
-Jak śmiesz! - wykrzyknął wstrząśnięty chlopak. - Ja nie...
-Ależ tak - rzekła czarnowłosa, machinalnym ruchem odgarniając grzywkę z oczu. - Nie starałbyś się zawzięcie o taki sukces, gdybyś nie miał swego udziału w ambicji i żądzy władzy - teraz nadeszła jej kolej; nachyliła się do niego. - Czyż nie mówiłeś sobie zawsze: Moim przeznaczeniem jest uczynić coś wielkiego? Moje życie będzie odmienne od życia innych. Mnie nie wystarczy siedzieć i patrzeć, jak świat mnie omija. Ja chcę go kształtować, panować nad nim, naginać do siebie!
-Być może nieobce mi są te pragnienia - rzekł, z trudem znajdując słowa - lecz jeśli nawet, nie pragnę tego dla siebie. Wykorzystuję swe umiejętności i talenty dla innych. Używam ich dla fanów...
-Fanów! - parsknęła szyderczo nieznajoma.
Zmieszanie Billa znikło, zastąpione przez zimny gniew.
-Tak - odrzekł, na pewnym i bezpiecznym gruncie, otoczony bastionem swej muzyki. - To moc dobra, potęga. "Muzyka przeciwko rasizmowi" - znasz to powiedzenie? Muzyka przegna zło ze świata. Tej właśnie mocy pragnę. Tej mocy, która...
-Przegnała zło? - przerwała dziewczyna.
Bill zamrugał. Dał się porwać natłokowi swych myśli. Nawet nie uświadamiał sobie w pełni tego, co mówi.
-Ależ tak...
-Lecz zło i cierpienie wciąż są obecne na świecie - upierała się.
-Z powodu takich, jak ty! - krzyknął z pasją Bill.
-Ach, nie, mój drogi - rzekła czarnowłosa. - Nie z powodu moich czynów. Patrz! - wezwała go do siebie gestem jednej dłoni, podczas gdy drugą sięgnęła do kieszeni bojówek.
Widząc przedmiot, który wyjęła, Bill znieruchomiał - stał się ostrożny i podejrzliwy. Był to mały, okrągły kawałek kryształu, migoczący wszystkimi kolorami, podobny do kulki z dziecięcych zabaw. Dziewczyna szepnęła coś, wykonała zawiły ruch dłonią i z ziemii wyrósł posrebrzany pęd. Umieściła kulkę w jego rozgałęzieniach tworzących dość duże gniazdo. Wyglądało to śmiesznie, bowiem kulka była bardzo mała w stosunku do drewnianego, ozdobnego stojaka. Wtedy Bill westchnął. Kulka rosła! A może to on sam malał? Nie miał pewności. Niemniej szklana kula była teraz odpowiednich rozmiarów i spoczywała wygodnie na srebrnym postumencie.
-Spójrz w nią - powiedziała cicho dziewczyna.
-Nie - Bill odsunął się, patrząc z obawą na kulę. - Co to jest?
-Słucha moich rozkazów - odparła wykrętnie dziewczyna. - Nie pozwolę, by stała ci się krzywda. Spójrz wgłąb niej - chyba, że obawiasz się prawdy.
-Skąd mam wiedzieć, że pokaże mi prawdę? - spytał natarczywie Bill.
-Gdybyś wiedział jak zostały stworzone te kule - odparła dziewczyna - wiedziałbyś, że dawno temu wykonali je czarodzieje, którzy preferowali magię białą, neutralną i czarną. Nie są narzędziami zła, nie są narzędziami dobra. Są wszystkim i niczym.
-Co ujrzę? - szepnął chłopak, przyciągnięty do postumentu ciekawością i dziwną fascynacją.
-Tylko to, na co twoje oczy spoglądały, lecz czego nie chciały widzieć.
Dziewczyna przyłożyła chude palce do szkła, nucąc słowa zaklęcia. Wahając się, Bill nachylił się i spojrzał w kulę. Początkowo nie dostrzegał w szklanym globie niczego, z wyjątkiem delikatnego, wirującego, zielonego koloru. Potem cofnął się. W kuli był ręce! Ręce, który wyciągały się...
-Nie bój się - szepnęła dziewczyna. - Przychodzą po mnie.
I rzeczywiście, kiedy to powiedziała, Bill zobaczył, że ręce w kuli sięgają po dłonie czarnowłosej i dotykają ich. Obraz znikł. Przez chwilę w kuli zawirowały obłąkańczo dzikie, kontrastowe kolory, sprawiając, że Billowi zakrciło się w głowie od ich blasku i jaskrawości. Potem one również znikły. Zobaczył...
-Magdeburg - powiedział zaskoczony.
Unosząc się we mgle poranka, widział całe połyskujące niczym perła miasto, które rozpościerało się przed jego oczyma. Wtem miasto zecząło pędzić w jego kierunku, a być może to on spadał ku niemu. Wiasiał nad Magdeburgiem, był nad murami. Przed nim wznosił się kościół, a piękny, poświęcony teren w blasku poranka tchnął spokojem i ukojeniem. A potem znalazł się za świątyną, zaglądając za wysoki mur.
Wstrzymał oddech.
-Co to jest? - spytał.
-Nigdy tego nie widziałeś? - odparła dziewczyna. - Tego zaułka tak blisko poświęconej ziemii?
-N-nie - odpowiedział załamującym się głosem. - A jednak musiałem. Spędziłem w Magdeburgu dużo czasu... Wiem wszystko...
-Nie - rzekła czarnowłosa, lekko gładząc powierzchnię kryształowej kuli. - Nie, wiesz bardzo niewiele.
Bill nie umiał odpowiedzieć. Najwyraźniej mówiła prawdę, tej części miasta bowiem nie znał. Zasypany odpadkami zaułek był ciemny i ponury. Światło poranka nie przedostawało się tu, bo budynki nachylały się nad ulicą, jakby nie mialy siły stać prosto. Bill teraz rozpoznawał je. Widywał je od frontu. Trzymano w nich wszystko, począwszy od zboża do beczek z winem i piwem. Ale jakże inaczej budynki te wyglądały od tyłu! I kim byli ci ludzie, ci nędzarze?!
-Oni tam mieszkają - dzieczyna odpowiedziała na jego niewypowiedziane pytanie.
-Gdzie? - zapytał ze zgrozą Bill. - Tam? Dlaczego?
-Mieszkają, gdzie mogą. Wgryzając się w serce miasta jak robactwo, żywią się jego rozkładem. A dlaczego? - czarnowłosa wzruszyła ramionami. - Nie mają gdzie pójść.
-Ależ to straszne! Powiem menadżerowi. Pomożemy im, damy im pieniądze...
-Twój menadżer wie o tym - powiedziała cicho dziewczyna.
-Nie! To niemożliwe!
-Ty wiedziałeś. Jeśli nie o tym, wiedziałeś o innych, niezbyt pięknych miejscach w swym pięknym mieście.
-Ja nie... - zaczął gniewnie Bill, a potem umilkł. Wspomienia nachodziły go falami - Tom odwracający głowę, kiedy przejeżdżali Hummerem przez niektóre części miasta, Georg pospiesznie zasłaniający okna, menadżer nakazujący szoferowi wybrać inną drogę...
Kolory zawirowały, scena zamigotała, zbladła i została zastąpiona przez następną, a później jeszcze inną. Bill przyglądał się im w udręce... Nie mógł odwrócić głowy, nie było zasłon, które mógłby zaciągnąć. Dziewczyna wciągnęła go do środka, do dusz pozbawionych nadziei, głodujących, porzuconych, zapomnianych...
-Nie - błagał, potrząsając głową i starając się odwrócć od kuli. - Proszę, nie pokazuj mi już nic więcej!
Dziewczyna nie miała litości i nadal kontyunuowała wędrówkę po zaułkach miasta, pokazując mu żebraków, weteranów... Potem pokazała mu dzieci głodujące w Afryce, niepełnosprawnych w domach opieki... To było zbyt wiele. Z krzykiem Bill zasłonił twarz rękoma. Ziemia zakołysała się pod jego nogami. Chłopak zachwiał się i...
Otworzył oczy. Nadia ze zdumieniem wpatrywała się w niego.
-Dlaczego krzyczałeś? - zapytała z obawą.
-Ach... Coś ugryzło mnie w kark - skłamał, pocierając szyję dłonią. - Pójdziemy już?
Nadia skinęła głową i podniosła się. Chłopak zrobił to samo i ruszył za dziewczyną. Po chwili złapał ją za rękę. Szedł, rozglądając się bystro. W pewnym momencie wypatrzył to, czego szukał. Wyswobodził rękę z uścisku i puścił się biegiem w stronę gromadki dzieci.
-Bill, nie! - krzyknęła Nadin.
Chłopak zatrzymał się przy nich.
-Prosę pana, niech pan nie zrobi mi krzywdy... - zaskomlał chłopczyk, którego wokalista wcześniej tak niemiło potraktował.
-Chciałem cię przeprosić - odpowiedział ten, wyciągając z portfela kilka banknotów. - Proszę, kup sobie coś do jedzenia i może...
-Dziękuję! Dziękuję panu! - zawołał chłopiec, nie czekając na nic innego, i , wraz z kolegami, pobiegł w stronę pobliskiego sklepu.
Chłopak podniósł głowę i ujrzał na gałęzi zwiewną postać, całą promieniejącą szczęściem. Trudno było w niej rozpoznać dziewczynę z ławki, ale udało mu się to. Chyba tylko z powodu jej niezwykłych oczu... Teraz ubrana była w białą suknię, delikatną jak pajęczyna, a patrząc pod słońce, można było dojrzeć niezwykłe, motyle skrzydła, mieniące się wszystkimi barwami, zupełnie jak magiczna kula...
-Jak ci na imię? - spytał szeptem.
"Magia... - usłyszał gdzieś w podświadomości.
Uśmiechnął się, skinął głową i wesołym truchtem wrócił do swej dziewczyny.
-Co ty im zrobiłeś? - zapytała gniewnie, krzyżując ręce na piersiach.
-Dałem im szczęście.
Po raz ostatni odwrócił się, chcąc pożegnać się z jego dobrodziejką, jednak zamiast niej, ujrzał delikatną, efemeryczną mgiełkę spływającą z gałęzi, wprost do stawu...



I jak tym razem? Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piękna dnia Środa 12-07-2006, 13:00, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
helcia




Dołączył: 16 Cze 2006
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a co? a po co? a dlaczego?

PostWysłany: Środa 12-07-2006, 12:38    Temat postu:

Czytam.
EDIT:
O Mój Boże...
To było piękne!
Jaki ty masz wielki talent!...
Zrozumiałam...
Piękne...
Brak mi słów...
Podziwiam.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piękna




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Znienacka

PostWysłany: Środa 12-07-2006, 13:12    Temat postu:

dzięki za tak pochlebną opinię i miejsce w podpisie Wink
również pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pauline...




Dołączył: 02 Cze 2006
Posty: 994
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Deutschland - (RFNRD) ein Volk der Dichter und Denker / Była Kraina Mordoru / Poprostu KRAKÓW

PostWysłany: Środa 12-07-2006, 13:58    Temat postu:

Tak. To prawda.
Ty nie piszesz znakomicie...
TY MASZ DAR !!!
Znam wiele osób o wspaniałej wyobraźni (pozdr. dla Ambre),a z twoją spotykam sie pierwszy raz. Po twoich opowiadaniach widać, że piszesz pewnie , stanowczo, wiesz co chcesz napisać i robisz to. Nie wahasz się.
To i się bardzo podoba...
Mówiłam już że zazdroszczę? MÓWIŁAM...
Nie mogłam przegapić okazji i nie przeczytać. Niedarowałabym sobie tego.
Postanowiłam, że już nigdy nic nie napiszę...
Rozbroiłaś mnie...
Jesteś kolejną wartościową osobą z forum. Bardzo się cieszę....
Nawet nie wiesz jak...

Mam nadzieję, że w zanadży masz jeszcze kilka/naście/dziesiąt/set pomysłów.
Będę wypatrywała i czekała aż coś napiszesz...

Podziwiam...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Me@n_G!rl




Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Środa 12-07-2006, 16:16    Temat postu:

Przypomina mi to opowaidanie bardzo "Opowieść wigilijną".
Tak , podobało mi się.
Było tak delikanie le do czasu później było troche brutalnie.
Ale podobało mi się wszystko.
Pozdrawiam Smile)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piękna




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Znienacka

PostWysłany: Środa 12-07-2006, 17:20    Temat postu:

No nie, Pauline, tym razem mocno przesadziłaś. Może piszę dobrze, ale nie idealnie, perfekcyjnie... Mi bardzo podobały się twoje opowiadania i, jeśli mam być szczera, to kiedy przeczytałam "Nie jestem Aniołem. Anioły mają skrzydła.", pomyślałam tak: "Przecież ja nigdy nie dorównam tej dziewczynie!", toteż jestem mocna zdziwiona twoją postawą!
Jesteś strasznie autokrytyczna, zresztą, jak ja. Ale nie wolno się zrażać, bo przecież trening czyni mistrza. Wink

Me@n_G!rl - chodziło o tą brutalność! Chciałam ukazać, jaki Bill stał się wobec obcych, w ogóle - wobec ludzi, którym mógłby pomóc... A pisząc to nawet nie przemknęło mi przez myśl, że jest to podobne do "Opowieści Wigilijnej"! Dopiero ty zwróciłaś na to moją uwagę. Wink

pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tristis




Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Wuwua

PostWysłany: Środa 12-07-2006, 18:43    Temat postu:

A mnie się nie podobało. Początek kojarzy mi się z prozą Orzeszkowej, której nie trawię, zwroty, których użyłaś np „z wieczora, listowiem, gwałt ptasi, upodobała sobie, czasów niemowlęctwa” też mi się nie podobają, przypominają mi, bowiem szkolne lektury, przez które nie jestem w stanie przebrnącć właśnie z powodu takiego języka. Pomysł nie jest zły, ale nie przypadło mi do gustu to jak go przedstawiłaś, poza tym akcja w moim odczuciu nie toczy się zbyt płynnie, miałam wrażenie, że czytam dwa różne opowiadania, które ktoś ze sobą wymieszał. Poza tym zachowanie Billa w stosunku do tego dziecka wydaje mi się nierealne, jest on osobą publiczną, a z czegoś takiego od razu by można było zrobić niezłą aferę. Bardzo mi przykro, ale jestem na nie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ona1666




Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 643
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łóżka Bama

PostWysłany: Czwartek 13-07-2006, 18:35    Temat postu:

A ja krótko bo nie mam czasu:
Podoba mi się.
Rozbuduje go jak wrócę...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wredna_$uka




Dołączył: 12 Cze 2006
Posty: 428
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z szafy Ruchy.

PostWysłany: Sobota 15-07-2006, 11:30    Temat postu:

Droga Piękna xD Ech...
Strasznie to długie.
Ale tak jak Ola powiedziała przypomina Opowieść Wigilijną.
Orginalny pomysł.
Raczej jestem na tak.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piękna




Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Znienacka

PostWysłany: Środa 19-07-2006, 12:25    Temat postu:

Tristis - dziękuję za szczerą opinię. Tylko, ze ja chciałam, żeby to brzmiało, jak opowiadanie rodem ze szkoły. Eksperymentuję ze stylai i chcialam wiedzieć, jak wyjdzie mi pasnie w ten właśnie sposób - jak widać, poszło nienajgorzej, skoro aż tak się zraziłaś. Wink

Hm, skoro to takie długie... Może to podzielę i wrzucę do wieloczęściówek? Czy mam zostawić tak, jak jest?
Ale nawet jeśłi, to dopiero w sierpniu... Bo teraz się żegnam - Kostrzyn nad Odrą czeka. A potem Chomiąża i Sopot. Wink
Żegnam was ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania Archiv Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin